Cukierek zamiast nagrody

Nie zawsze nagroda dla nauczyciela oznacza pieniądze. Czasem jest to tylko dyplom albo ustna pochwała. Piszę o tym, ponieważ w ostatnim tygodniu dyskutowaliśmy sporo o nagrodach dyrektora. Uhonorowani koledzy częstowali cukierkami, opowiadali, za co dostali, a pozbawieni tego honoru nauczyciele wspominali czasy minionej świetności. Także mnie zapytano, kiedy ostatnio dostałem nagrodę pieniężną. Pięć lat temu, a jesień była piękna tego roku…

Nie pamiętam, jak wielka była to nagroda, ale na pewno maleńka. Pamiętam za to, że kilka lat wcześniej dostałem tylko dyplom oraz ustne zapewnienie dyrektora, że jeśli znajdą się pieniądze, to coś wypłaci. Gwarancji jednak szef nie dawał. Gdy już myślałem, że nic z tego nie będzie, pieniądze się znalazły. Małe, ale zawsze coś.

W tym roku, jak zdradzili wyróżnieni koledzy, dostawali średnio po tysiącu. Nie jest to wielka kwota, ale w porównaniu z innymi szkołami przyzwoita. W niektórych miejscach nagradzano dwiema stówami. Nauczyciele przyjęli, ale pewien pracownik obsługi odmówił (zob. dyskusję na forum dyrektorów szkół). Teraz szef nie wie, co zrobić, gdyż księgowa pochopnie nagrodę już przelała na konto. Następnym razem niech dyrektor takiej szkoły się nie wygłupia i nie obraża ludzi nagrodami dla dzieci (więcej dostaje maluch od wujka z okazji komunii), tylko od razu przygotuje po litrze. Jak pieniądze są małe, to naprawdę wstyd przyjąć, ale wódki Polak nigdy nie odmówi. No i będzie co polać kolegom, którzy nie dostali nic i chodzą wściekli.