Podręczniki na karuzeli

Zmiany w programach wprowadzane są tak często, że nauczycielom opłaca się pracować z pominięciem wszelkich programów. A już na pewno nie opłaca się wychodzić przed szereg i pracować zgodnie z najnowszymi wytycznymi MEN. Bowiem zanim te wytyczne dotrą do wszystkich zainteresowanych, już są przestarzałe. Niestety, na to lekceważenie zmian w programach nie mogą pozwolić sobie wydawcy podręczników, ponieważ mogliby wypaść z rynku. Dlatego też wydawcy niczym innym się nie zajmują, tylko nieustannym poprawianiem podręczników. Dla autorów oznacza to złoty interes, ale dla wydawnictwa wielkie koszty. Warto więc pamiętać, że za każdą zmianę w programie de facto muszą zapłacić nabywcy podręczników, czyli ludzie mający dzieci w wieku szkolnym.

Mnóstwo nauczycieli usiłuje pracować bez żadnych podręczników, ponieważ każdy podręcznik, nawet dopiero co wydany, jest przestarzały. Zawsze w nim czegoś nie ma, co być koniecznie powinno. Za to treści zbędnych, czyli przed chwilą usuniętych, jest w nadmiarze. Właściwie to nie ma różnicy między podręcznikami wydanymi 5 i 25 lat temu. Nawet ten starszy wydaje się bardziej aktualny od młodszego, gdyż zmiany w programach polegają zwykle na wyrzuceniu tego, co wprowadził poprzedni minister, i na przywróceniu tego, co wprowadzili ministrowie rządzący edukacją ćwierć wieku temu. A jednak bez podręcznika pracować się nie da, szczególnie z młodzieżą mniej zdolną czy też bardziej leniwą.

Zmiany w programach są konieczne, ale, litości, nie metodą prób i błędów. Niechże przynajmniej nowe treści będą wcielane w życie i poddawane ewaluacji. Tymczasem zmiany w programach są tylko po to, aby zainteresować media, wywołać burzę, zbić polityczny kapitał, a potem niech się martwią wydawcy podręczników, nauczyciele i uczniowie. Podręczniki to nie gazety codzienne. Nie można ich pisać na łapu capu, szybko, bo za chwilę zmienią się standardy nauczania. A tak właśnie pisze się dziś podręczniki. Dlatego nie dziwię się, że w wielu z nich są błędy. Bo jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy.

Katarzynie Hall życzę, aby jej reforma udała się na jedno dziesięciolecie. W roku 2018 można będzie pomyśleć o kolejnej reformie programów, ale, na Boga, nie wcześniej. Dlatego panią minister proszę, niechże, zmieniając programy, patrzy dalej niż na czubek własnego nosa. I niech dopilnuje, aby jej urzędnicy też wybiegali myślą w przyszłość, czyli przynajmniej kilka lat do przodu.