Spis rzeczy niewygodnych
Trwa w szkole spis z natury. To już mój trzeci albo czwarty. I podobnie jak podczas poprzednich, także teraz dóbr jest dużo więcej, niż wynika to z papierów. Do niektórych rzeczy nikt się nie chce przyznać.
Ćwierć wieku temu, gdy uczestniczyłem w pierwszym spisie, nieźle się obłowiłem. Do tej pory gdzieś po mieszkaniu walają się dwa popiersia Lenina, które kazano mi wynieść i cisnąć na śmietnik. Ten, kto mi kazał pozbyć się dowodów winy, nie wiedział, że ja niczego nie wyrzucam. Ocaliłem też dzieła, które kiedyś były dumą liceum, a gdy zmienił się system, zaczęły parzyć. Stoją u mnie na półce między „Doktryną szoku” Naomi Klein a „Wyznaniami” św. Augustyna. Mam nadzieję, że się nie pogryzą.
Podczas obecnej inwentaryzacji także trafiają się rzeczy, których w szkole już nie powinno być. Właściwie taki spis nigdy nie jest po to, aby odkryć braki, ale by pozbyć się niewygodnego nadmiaru. Dzisiaj jednak nieco się zagalopowałem. Otóż kiedy trafiłem na popiersie Bolesława Prusa, patrona szkoły, zaznaczyłem, że „do likwidacji”. A potem sobie uświadomiłem, iż za bardzo wybiegam w przyszłość. Pewnie będziemy go likwidować, ale jeszcze nie teraz. Jak przyjdzie na niego kryska, spróbuję go wcisnąć między Lenina i Buddę, chociaż nie będzie łatwo. W moim mieszkaniu zaczyna się robić ciasno.
Komentarze
A jak tam popiersie Miłosza? Bo moje dziecko właśnie się w szkole dowiedziało, że Herbert poetą większym był, jedno komitet noblowski to lewacka, nierozumna zaraza.
@Płynna nierzeczywistość
Mitoman Herbert wart był karierowicza Miłosza czyli wart Pac pałaca i pałac Paca … 😉
Najlepiej unicestwić Rzekę Heraklita, wtedy nic nigdy się nie zmieni.
ontario
7 listopada o godz. 23:12 257817
Racja.
Płynna Rzeczywistość 7 listopada o godz. 21:43 257814
Przypominam, że Miłosz, Putrament i Jędrychowski byli wszyscy przed wojną na ówczesnej lewicy, przy czym z nich wszystkich tylko Miłosz zdradził nie tylko lewicę, ale także i Polskę, jako że przyjął on najpierw obywatelstwo ówczesnej faszystowskiej Litwy, sojusznika III Rzeszy, a po wojnie uciekł on na kapitalistyczny i wrogi Polsce Zachód, gdyż tam mu obiecano więcej niż mogła mu dać ówczesna, zniszczona wojną Polska. Miłosz to jest więc klasyczny wręcz przypadek człowieka bez sumienia, 100% bankruta moralnego, użytecznego idyjoty zarówno Moskwy jak i Waszyngtonu.
Ludzie, chyba wam odbiło. Nawet jeśli macie uwagi do Miłosza jako człowieka, to liczy się jego dzieło. I to że jest noblistą, tak dużo ich nie mamy.
Chcecie zrozumieć Polskę, zajrzyjcie do szkoły. Mijają dekady, a tu się nic nie zmienia.
… Z następnych szkół (podstawówkę ze względu na przeprowadzki zmieniałem dwa razy) zapamiętałem między innymi lekcję wychowawczą, na której pani wskazywała palcem największych rozrabiaków i zapowiadała, że zostaną przeniesieni do innej klasy. Nazywała ich bandytami.
Albo kolegę, który po wywiadówkach dostawał od ojca kablem od żelazka. W szatni, przed wuefem, widzieliśmy czarne pręgi na jego plecach. Słabo się uczył. Większość nauczycieli traktowała go pogardliwie albo z irytacją, tak jak innych słabszych uczniów.
Niezależnie od tego, jak sobie radziliśmy z nauką, jaką mieliśmy ocenę z zachowania i kim byli nasi rodzice, nie znosiliśmy większości nauczycieli. Dzielili się na trzy grupy. Jednych się baliśmy. Drudzy bali się nas, więc rozbijaliśmy im lekcje. Trzeci byli nam zupełnie obojętni, z wzajemnością. Zero kontaktu. Jakby między ich światem z biurkiem i dziennikiem a nami w ławkach była szklana ściana.
Byli też nieliczni nauczyciele, którzy umieli z nami rozmawiać i śmiać się. Okazywali nam sympatię i szacunek. Tych się uwielbiało. Pamięta się ich do dziś.
Komuna skończyła się niemal 30 lat temu. W wolnej Polsce dorosło już całe pokolenie. Kraj zmienił się nie do poznania. Ale edukacja, pomimo kilku dużych reform, pozostała z gruntu nieodmieniona. Uderzające, jak odczucia dzisiejszych uczniów na temat szkoły i nauczycieli są podobne do wspomnień czterdziestolatków.
Jarosław Pytlak, od 28 lat dyrektor szkoły społecznej na warszawskim Bemowie, bloger, wydawca i pasjonat oświaty, porównuje polską szkołę do więzienia. – Na górze naczelnik dyrektor, pod nim klawisze – nauczyciele, którzy mają swoje prawa i obowiązek utrzymywania porządku – i na dole więźniowie – uczniowie, którzy mają posłusznie wykonywać polecenia.
http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,24144426,na-gorze-naczelnik-dyrektor-pod-nim-klawisze-nauczyciele-na.html
Płynna Rzeczywistość 10 listopada o godz. 9:15 257822
Przecie mamy w Polsce do dziś model szkoły pruskiej, czyli autorytatywnej i hierarchicznej, a więc o co Ci chodzi?
Jko że nie każdy ma abonament w „GazWybie”, kolejny kawałek:
W publicznej debacie o edukacji, która nie dociera jednak na poziom ministerialny ani nawet partyjny, od lat powtarzają się te same zarzuty pod adresem polskiej szkoły:
Nauczyciele nie szanują uczniów, podchodzą do nich przedmiotowo.
Program szkolny jest przeładowany. Zamiast uczyć myślenia, szkoła tylko nakazuje wkuwać, nie pozwala na popełnianie błędów, uznaje tylko jedną właściwą odpowiedź.
Szkoła napędza niezdrową rywalizację, system oceniania jest anachroniczny.
Wiedza przekazywana jest w nudny sposób. Uczniowie nie potrafią zastosować jej w praktyce.
Szkoła nie uczy współpracy. Uczniowie siedzą w ławkach, plecami do siebie, a przodem do nauczyciela, co jest edukacyjnym przeżytkiem.
Szkoła marginalizuje i stygmatyzuje słabszych. Nie wyławia talentów wśród najzdolniejszych.
„Ideałem wychowawczym nauczycieli jest przekształcenie zwykłego ucznia w ucznia wzorowego. W ucznia, a nie dorosłego. Nauczyciele czują się zwierzchnikami uczniów, i takimi chcą pozostać do końca, to jest do chwili, gdy przekażą go następnym zwierzchnikom. Jest to masowe produkowanie ludzi nieodpowiedzialnych” – pół wieku temu napisał to Marian Mazur, twórca polskiej cybernetyki.
Wreszcie zrozumiałem Gombrowicza, choć pewnie on sam, w postaci Pimki, chciał sportretować (krajowych?) krytyków literackich.
Lusia24 9 listopada o godz. 22:31 257821
Zobacz (np. w Wikipedii), ilu było już noblistów literackich i o ilu się dziś pamięta – znacznie mniej niż ich połowa. Miłosz dostał przecież, tak samo jak Wałęsa, “nobla” politycznego a nie literackiego. Szymborska też nie wiadomo za co dostała tego „nobla” – może za socrealistyczne wiesze pisane przez nią za Bieruta a Sienkiewicz był przecież grafomanem i rasistą oraz fałszował naszą historie w celach sensu stricte politycznych. Został nam więc tylko ten jeden jedyny i niepowtarzalny oraz wciąż aktualny Reymont. Mme Curie to jest zaś zupełnie inna sprawa – wybitny naukowiec i na dodatek francuski, tyle że mówiła także po polsku, jako iż urodziła się ona w Cesarstwie Rosyjskim na obecnym obszarze Polski.
Po roku 1989 rządzący nie zadali sobie pytania, jaką rolę w kształtowaniu zupełnie nowej rzeczywistości – po niemal półwieczu komunistycznej dyktatury i zależności od ZSRR – powinna odegrać edukacja. Możemy rozmawiać o błędach transformacji, wykluczeniu społecznym, wpływie Kościoła na państwo i wielu innych czynnikach, które decydują o tym, jakim jesteśmy społeczeństwem. Ale ludzie elity intelektualnej i politycznej, którzy z trwogą patrzą dziś na rządy PiS, a wcześniej mieli wpływ na kształtowanie państwa po 1989 r., przede wszystkim zaniedbali edukację.
Nasze największe spory ostatniego 30-lecia dotyczyły lustracji, roli Kościoła czy gospodarki. O oświatę, owszem, też się kłóciliśmy. Ale nie o treść, tylko o formę. Dwie największe awantury dotyczyły tego, czy mali Polacy powinni zaczynać szkołę w wieku sześciu czy siedmiu lat oraz czy potrzebne są gimnazja. Wszystkie reformy edukacji po ’89 roku dotyczyły przede wszystkim jej struktury organizacyjnej i finansowania.
Najpierw otworzono system na szkoły niepubliczne. Później przekazywano placówki samorządom, wprowadzano nowe egzaminy, ujednolicano je, tworzono gimnazja i likwidowano je, przyspieszano i opóźniano rozpoczęcie nauki . Żadna reforma w sposób zasadniczy nie odnosiła się do tego, czego i jak powinniśmy uczyć. Dlaczego właśnie tego i tak, a nie czegoś innego całkiem inaczej. Jak tworzyć w szkole wspólnotę. Z użyciem jakich narzędzi ją budować. Jak sprawiać, żeby gdy uczniowie opuszczają szkoły, ta wspólnota trwała w przestrzeni pozaszkolnej.
Niektórymi z tych zagadnień poważnie zajął się dopiero PiS. Po swojemu.
J’accuse…!
Wspominam tego kolegę, którego ojciec lał za złe stopnie, i innych słabszych uczniów w mojej klasie w podstawówce. Pamiętam, jak niektórzy nauczyciele upokarzali ich słowną przemocą, wyzywali od nieuków, straszyli perspektywą kopania dołów przez całe życie.
Ci mniej surowi po prostu dawali im odczuć na forum całej klasy, że są mało zdolni albo leniwi. Tylko nieliczni, nauczyciele wyjątki – których tak się uwielbiało i szanowało – próbowali rozmawiać ze słabszymi i jakoś im pomóc.
Zastanawiam się, jaki stosunek do świata, do państwa i do bliźnich kształtuje osiem lat upokorzeń ze strony belfrów na oczach rówieśników. Z jakimi emocjami taki „leniwy nieuk” wchodzi w wiek młodzieńczy, a potem w dorosłość? Na jakiego może wyrosnąć obywatela?
Nie lubiliśmy szkoły, bo była nam obca. Mieliśmy ciągłe poczucie, że jest przeciwko nam.
My i oni.
A przecież dla dziecka szkoła jest pierwszym w miarę świadomym kontaktem z państwem. Nauczyciele są tego państwa funkcjonariuszami.
To w szkole rodzi się typowy dla Polaków brak zaufania do instytucji, tam kiełkuje społeczne przyzwolenie na podatkową nieuczciwość czy pobieranie nienależnych świadczeń, na wyrzucanie papierków na ulicę albo przekraczanie dozwolonej prędkości na drodze.
Szkoła nie uczy nas tego, że państwo to my. Potem, w dorosłym życiu, dostrzegamy naszą ukochaną Polskę w rodzinie, we wspomnieniach, być może w Kościele albo wśród przyrody, może na uroczystościach rocznicowych czy na stadionie. Ale na pewno nie w tych wszystkich przepisach, podatkach, fotoradarach, zusach, policjach, szpitalach, urzędach, sejmach czy senatach. Tam jest jakaś Polska wstrętna, nie nasza. Obca.
Tam są zawsze jacyś oni. Jacyś nauczyciele, którzy chcą nas zgnoić.
W Polsce jest dziś pół miliona nauczycieli. Tak jak 30 lat temu nie wszyscy są fatalni. Tysiące z nich to świetni pedagodzy, których uczniowie z łezką w oku będą wspominać do końca życia.
Państwo polskie nie jest po ich stronie.
…
w świecie, w którym technologia przyspiesza tak szybko, przepaść międzypokoleniowa dramatycznie się rozszerza. Badania pokazują, że w polskiej szkole rośnie liczba przypadków depresji wśród uczniów, wszelkiego rodzaju uzależnień czy zaburzeń żywieniowych. Nauczyciele zupełnie nie są przygotowani na pracę z takimi uczniami.
Nauczyciele dostają od uczniów cały wachlarz – rozwód, porzucenie przez rodziców, samobójstwo, śmierć. Nie mają gdzie tego przewentylować, magazynują te emocje dzieci we własnym wnętrzu, dźwigają je
…
Nauczyciele, tak jak za moich czasów, mają problem z najzwyczajniejszym budowaniem relacji z uczniami. Nikt ich nie nauczył, jak to się robi, i oni nie uczą tego uczniów. Jak potem, w dorosłym życiu, mamy budować dobre relacje w rodzinie, w sąsiedztwie, w pracy, w polityce? Jak mamy powiększać wzajemne zaufanie, kapitał społeczny?
…
Poziom kapitału społecznego jest w Polsce niezmiennie jednym z najniższych w Europie. Tymczasem im większy kapitał społeczny, tym szybszy rozwój gospodarki, tym stabilniejszy system polityczny, tym bardziej zadowolone z życia społeczeństwo.
Tak się też składa, że w krajach o wysokim poziomie wzajemnego społecznego zaufania uczniowie odpytywani w badaniach PISA i podobnych najczęściej odpowiadają, że lubią szkołę.
„Córka chodzi do norweskiej szkoły od siedmiu lat. Moje wrażenia na temat norweskiej szkoły są absolutnie pozytywne. Od dzieci nie wymaga się tu takiej samej wiedzy jak od dzieci w Polsce. Lekcje tutaj prowadzone są bezstresowo, dzieci uczą się poprzez praktykę i zabawę. Córka tak uwielbia swoją szkołę, że nawet gdy w ciągu roku szkolnego mam wyskoczyć na chwilę do Polski i chcę ją zabrać ze sobą, mówi, że nie chce opuścić żadnego dnia w szkole”.
Uczniowie z polskich szkół wypadają lepiej od norweskich w testach PISA. Ale w Norwegii dzieci bardziej niż w Polsce lubią chodzić do szkoły.
Żaden przepis nie nakazuje sadzać uczniów w ławkach plecami do siebie. Żaden nie każe stawiać określonej liczby ocen. Nie potrzeba żadnej reformy, żeby nie upokarzać słabszych, tylko im pomagać, ograniczać rywalizację między uczniami, a promować współpracę.
Żeby w taki sposób – oddolnie – zmieniać edukację, potrzeba jednak dobrych nauczycieli. Ktoś musi ich dobrze wyszkolić. Muszą zarabiać godziwe pieniądze. Czy jedną z największych klęsk III RP nie jest to, że początkujący nauczyciel dostaje mniej niż 2 tys. zł na rękę?
Płynna Rzeczywistość
10 listopada o godz. 10:30 257828
Choćby nawet „GW” miała 1 000 001 % racji, to co z tego? Nico z tego. Bo latami agitowała, teraz agituje i zawsze będzie agitować za tymi politykami, którzy to edukacyjne dno – wedle „GW” – uczynili. Więcej wart funt kłaków, niż to, co pisze o szkole „GW”, zważywszy na to, kogo ta gazeta krytykuje, choć ile sił wspiera.
Mam kumpla, który jest informatykiem i konserwatorem w nowej gminnej szkole w Wielkopolsce. Zanim szkołę otwarto, jednym z jego zadań było wypakowanie z wielkiego kartonu krzyży i rozwieszenie ich nad tablicami we wszystkich klasach.
Kumpel jest zdeklarowanym lewakiem.
– Nie wkurzała cię taka robota? – pytam.
– Nie miałem wyboru.
Lewica odpuściła szkołę. Wyznanie: „Byliśmy głupi”, powinno w pierwszej kolejności dotyczyć edukacji, a nie gospodarki.
Dziś uczniowie w polskich szkołach dalej stoją na solennych patriotycznych apelach i żeby się zbytnio nie zmęczyć, starają się nie przestępować z nogi na nogę. Rocznice zmieniły się nieco w porównaniu z połową lat 80., ale w zasadzie nie bardzo. PiS nic nowego nie wymyśla. Oświata w wolnej Polsce nigdy nie odeszła od stosowanego też w PRL modelu stworzonego w XIX w. na potrzeby państw narodowych. Dzisiejsza władza radykalizuje jedynie obecną w polskiej szkole od pokoleń pedagogikę przelanej krwi, bitewnych triumfów i klęsk, kult wojny i śmierci za ojczyznę. Bardziej zdecydowanie i świadomie używa jej jako jednego z narzędzi do budowania nowego narodu.
Możemy się zastanawiać, jakim społeczeństwem byśmy się stawali, gdyby program nauczania zamiast tępego gloryfikowania naszych historycznych zasług i cierpień uczył krytycznego spojrzenia na własną historię. Oprócz królów i rycerzy dostrzegał też zwykłych ludzi. Oprócz bohaterów również bohaterki.
Gdyby uczniowie mogli czytać literaturę, która naprawdę jest ciekawa, a nie tylko w takim czy innym sensie patriotyczna. Gdyby nauczyciele nie pytali ich, co autor chciał powiedzieć, tylko co oni, czytelnicy, z lektury dla siebie wyciągnęli.
Gdyby decydenci nie gardzili humanistyką i wprowadzili do szkół naukę filozofii.
Gdyby szkoła budowała sferę wspólnych dla społeczeństwa wyobrażeń i wizję przyszłości opartą na wartościach uniwersalnych, takich jak prawa człowieka, empatia, skłonność do pomocy.
Gdyby specjalne zajęcia antydyskryminacyjne pokazywały uczniom, że uprzedzenia są czymś normalnym, bo wynikającym z neurologii i kultury, ale można je w sobie świadomie pokonać. A obcego da się zrozumieć.
Gdyby w szkole nie gardzono słabszym.
Gdyby nie było w niej wyścigu, tylko współpraca.
Gdyby nauczyciele szanowali uczniów.
Być może wtedy mielibyśmy nadzieję, że za 10, 20 albo za 50 lat na rocznicę niepodległości zamiast posępnego marszu pod racami prowadzonego przez osiłków w kapturach udałoby się zorganizować prawdziwie wspólne i radosne święto.
Dopóki nie zaczniemy zmieniać edukacji, takiej nadziei nie ma.
Płynna Rzeczywistość
10 listopada o godz. 10:38 257832
A poza tym niech ów tenże mędrzec z „GW” rozwiąże np. taki problem:
Byliśmy (samorządowcy) niedawno w szkole, bo trzeba wymienić krzesła, stoliki.
Obok futryn są kolorowe znaczniki, takie same na stolikach i krzesłach, aby uczniowie siedzieli wedle swojego wzrostu. Banał, ale… na każdą lekcję dzieciarnia przenosi się do innego gabinetu. I teraz niech tenże ów mędrzec na każdej przerwie ustawia różnej wysokości stoliki i krzesła tak, aby dzieci nie siedziały do siebie plecami.
Albo: niech wystosuje petycję do SANEPiDziaków.
Płynna Rzeczywistość
Zrozum, że tu tzeba zacząć od zniesienia kapitalizmu, czyli systemu, który tworzy te wszystkie patologie, które wokół obserwujemy, a więc też i związanej z kapitalizmem tzw. demokratury, czyli tego, co się w reżymowych, POPiS-owskich mediach nazywa „demokracją liberalna”. A do tego, to zgodnie z Marksem i Pareto potrzebna jest rewolucja. Inaczej, to będziemy ciągle starać się zamalowywać rdzewiejąca powłokę kapitalizmu (czyli jego nadbudowę, w tym system edukacji) nie chcą zobaczyć, że znacznie poważniejsze jest to, że pod rosnąca warstwą rdzy „gnije’ jego cały szkielet zbudowany na wyzysku, czyli inaczej kradzieży, tyle że prawnie usankcjonowanej przez współczesne kapitalistyczne, czyli inaczej burżuazyjne państwo klasowe.
Ontario 10 listopada o godz. 11:02 257833
Takie sprawy, to powinno sie decydować na poziomie nauczyciela, góra kierownika szkoły, a nie ministra. Co to zresztą za problem poprzestawiać krzesła w klasie? Albo zamienić je stopniowo, klasa po klasie, na regulowane?
@Płynna nierzeczywistość
Toż GW sama tę szkolną rzeczywistość w wielkim stopniu tworzyła(szczególnie, że jej wpływ i strach przed nią były kiedyś min.10 razy większe niż dziś!) – przy okazji wprowadzania religii do szkół (rękami ukochanego przez nią Mazowieckiego), przy tworzeniu gimnazjów etc. piórami Pacewicza i Staszewskiego (oraz wyjątkowo dobrze ustosunkowanej w GW min.Dzierzgowskiej!), czy wreszcie, całkiem niedawno – za Kluzik(Drożdżówki!) postulując piórem córeczki swojego tatusia Dominisi Wielowieyskiej, by nauczyciele mniej zarabiali a więcej pracowali … 😉 Więc dobrze byłoby, gdyby Michnik&Co uderzył się najpierw we WŁASNE
Oczywiście ” … piersi”
JohnKowalsky
10 listopada o godz. 11:44 257835
Adin: nie pisałem o tym, kto i czym ma się zajmować, a pisałem o tym, że mędrzec z „GW” nie zna realiów sanepidowskich.
Wtoroje: właśnie po to poleźliśmy do szkoły, aby na miejscu zobaczyć, co i jak. Trzeba coś postanowić: krzesełko i stolik normalne są dwa trzy razy tańsze od regulowanych. Jeśli cię stać (bo to także za twoją forsę podatnika), nie ma sprawusi. Poza tym: regulowane szybko się zużywają.
Jedno pewne: nauczycielki będą ukontentowane, ja im dzieciarnia budiet jeździć po klasie regulowanymi krzesłami na kółkach.
JohnKowalsky
10 listopada o godz. 11:44 257835
O, nie wszystko łapię w lot, bo nie jestem tak bystry, jak ty. Okazuje się, że fabrycznie są produkowane dla szkół trzy typy krzeseł: zielone, żółte, niebieskie oznaczenia i takie same oznaczenia przy drzwiach. Chyba nie pokićkało mi się z tymi kolorami odnoszącymi się do wzrostu bobasków.
Sprawa prosta, każdy wie, gdzie ma siedzieć.
Z kolei regulowane (pomińmy cenę), jak nam wyjaśniono, sprawiają kłopot, za każdym razem trzeba dopasować ich wysokość do wzrostu dzieciaka; za każdym razem, np. pierwszą lekcją mają z piątej klasy, a kolejną np. z ósmej (dzieciarnia przechodzi z sali do sali, za moich wrednych czasów, to nauczyciele przechodzili z sali do sali, my mieliśmy przez cały roczek szkolny jedną salę) itd. Różnica wzrostu kolosalna.
No, chyba że udałoby się wykiwać sanepidowców na takiej samej zasadzie, jak komisarz Bieńkowska z PO strażniczka prawa i Konstytucji wykiwała nikowców (co wynika z taśm).
Belferxxx
To ne „Wybiórcza” czy też „Politykierzy” tę obecną szkolną rzeczywistość wytworzyła, a tak zwana demokratyczna opozycja z lat PRL-u, w tym przede wszystkim NSZZ Solidarność i KSS KOR ze swą poddańczą wręcz uległością wobec USA, Niemiec i Watykanu.
Ontario
A nie mogą to być krzesła z trzema albo więcej z góry zaprogramowanymi ustawieniami, podobnie jak w lepszych samochodach? Ostatecznie mamy rok 2018 a nie 1918, czyli poczatek wszelakich nieszczęść jakie spadły na Polaków w znanej nam historii naszego Narodu, w tym szczegolnie spadek poziomu życia w porównaniu do roku 1913 (ostatniego przed I wojną światową), z którego do spadku stopy życiowej (poza latami rozwoju PRL, czyli 1944-1975) dopiero teraz się i to bardzo powoli wydostajemy: http://next.gazeta.pl/next/7,151003,24146108,100-lecie-niepodleglosci-polska-gospodarka-przezywa-swoj-nowy.html#s=BoxMMtImg1
JohnKowalsky
10 listopada o godz. 15:47 257841
Nie ja ustalam normy, nie ja produkuję krzesła (pytałem znajomych, tych kolorów w celu dopasowania wzrostu dzieci do krzeseł jest więcej). Nie wiem, nie uczę, wytyczne przychodzą z góry (z SANEPiD-u?), diabli wiedzą. Fakt – sanepidowcy wpadają (jak mi mówiono) i kontrola, czy dzieci siedzą wedle norm. A to jeszcze nic, bo musimy wymienić oświetlenie, instalację – też są jakieś normy.
Moim zadaniem jest pomóc szkole, walczyć (bo przecież gmina to nie tylko szkoła, są różne interesy i potrzeby) o funduszy dla szkoły.
Jeszcze raz pytałem przed chwilą: przy drzwiach do sali są kolory, dziecko podchodzi, widzi, jaki kolor odpowiada jego wzrostowi i ma usiąść na krzesełku z takim kolorem, tych kolorów jest więcej niż trzy, sanepidowcy patrzą, czy dziecko siedzi na krześle, jakim ma siedzieć… Biada, gdyby było inaczej.
@ontario
Akurat z krzesełkami było też tak, że Hall ktoś podpowiedział(chyba „prof.” Czapiński-celebryta medialny), żeby je w kółeczko ustawiać, bo nowocześniej będzie – no to ona jak to ona – wysłała wizytatorów kuratoryjnych żeby to wyegzekwowali. A potem szedł sanepid i wlepiał mandaty, bo w jego normie jest tylko „klasyczne” ustawienie … 😉 Ot to Polska właśnie …
belferxxx 10 listopada o godz. 18:21 257843
Przecież ta idiotyczna moda przyszla do nas z Zachodu! Jak każda idotyczna moda.
ontario 10 listopada o godz. 17:53 257842
POPiS-owscy biurokraci sa metalnie we wczesnym średniowieczu.
@JohnKowalsky
CZASEM ustawienie w kółeczko ma sens, co powinien wiedzieć prowadzący DANE zajęcia i ustawiać stosownie do okoliczności. Hall, w swojej mądrości inaczej, chciała z tego zrobić NORMĘ … 😉
Belferxxx 10 listopada o godz. 19:40 257846
Herbata nie zrobi się słodsza od samego mieszania jej łyżeczką. Najważniejszymi problemami naszej oświaty jest przecież tragicznie wręcz niski poziom intelektualny nauczycieli i jeszcze gorsze programy nauczania, w tym religijna indoktrynacja w szkole, która przekreśla w praktyce wszelakie efekty nauczania. Bowiem skoro mamy wiecznego, wszechmocnego, wszechwiedzącego i wszechobecnego boga, to po co nam szkoła, skoro całą wiedzę możemy otrzymać w drodze cudownego objawienia z najlepszego jej źródła, czyli od wszechwiedzącego boga. Zrozumcie wreszcie, że wiara religijna wyklucza naukę, a nauka wyklucza wiarę religijną. I tu jest pies pogrzebany a nie w sposobie ustawania krzeseł w klasach szkolnych.
@JohnKowalsky
Niezależnie(!) od wielkich problemów ideologiczno-społecznych – czasem(!) warto jest ustawić krzesełka w kółeczko a nawet usiąść na podłodze dla lepszego efektu DANEJ lekcji. Ale właśnie CZASEM… 😉
Tak czytam, czytam ten wątek i już myślałem ,że zasnę a tu masz:
„Bowiem skoro mamy wiecznego, wszechmocnego, wszechwiedzącego i wszechobecnego boga, to po co nam szkoła, skoro całą wiedzę możemy otrzymać w drodze cudownego objawienia z najlepszego jej źródła, czyli od wszechwiedzącego boga. Zrozumcie wreszcie, że wiara religijna wyklucza naukę, a nauka wyklucza wiarę religijną.” J.Kow.
Dodałbym nieśmiało, po co nam medycyna?
Lechu, dr (grzecznościowo) Jan Kwaśniewski (mgr oczywiście) ,napisał w swojej książce pt. „jak nie chorować?” na s.96 takie oto słowa:
„Człowiek, który z powodu niekorzystnych źródeł energii dostarczanych mózgowi przez własny organizm musi w coś wierzyć, nie jest i być nie może człowiekiem rozumnym. Bowiem wiara i rozum wzajemnie się wykluczają.”
„… tu trzeba zacząć od zniesienia kapitalizmu, czyli systemu, który tworzy te wszystkie patologie, które wokół obserwujemy,…) J.Kow.
Przyczynowe rozwiązanie problemów.
Tzn. uważam Cię za rozumnego, i pozdrawiam.
Optymatyk 10 listopada o godz. 21:32 257849
Racja, jako iż medycyna jest ściśle związana z nauką, podobnie jak np. inżynieria czy architektura. Ale daj sobie spokój z tym twoim guru, please…
Pozdrawiam!
LK
Belferxxx 10 listopada o godz. 21:11 257848
Tak. W akademii Arystotelesa zajęcia odbywały się w czasie spacerów. Jego uczniowie zwani byli więc perypatetykami ze względu na zwyczaj prowadzenia wykładów i dysput filozoficznych w trakcie przechadzek i ze względu na położenie szkoły przy Perypatosie czyli promenadzie.
Optymatyk 10 listopada o godz. 21:32 257849
Dodam też – skoro mamy wiecznego, wszechmocnego, wszechwiedzącego i wszechobecnego boga, to po co nam kościół, skoro całą wiarę możemy i powinniśmy otrzymać w drodze cudownego objawienia z najlepszego jej źródła, czyli od wszechpotężnego boga. Zrozumcie więc wreszcie, że istnienie wiecznego, wszechmocnego, wszechwiedzącego i wszechobecnego boga z definicji wyklucza istnienie kościoła, kleru, katechetów, tzw. świętych pism etc. jako że tylko bezpośredni, mistyczny i mityczny kontakt z owym mitycznym czyli wiecznym, wszechmocnym, wszechwiedzącym i wszechobecnym bogiem może być źródłem wiary prawdziwej. Tak więc istnienie kościoła, kleru i tzw. świętych pism jest najlepszym dowodem na to, że nie ma i nie może być boga izraelitów, chrześcijan, muzułmanów i innych zorganizowanych religii.
„Ziemska cywilizacja stanowi wynik procesu tak długiego, tak skomplikowanego i o tak silnym współczynniku przypadkowości, że prawdopodobieństwo jego powtórzenia się jest znikome. Stąd nowy paradygmat, wedle którego jesteśmy sami. A skoro jesteśmy sami, ciąży na nas zwiększona, a nie zmniejszona odpowiedzialność. Nie możemy się wykręcać, mówiąc, że inni jakoś lepiej się urządzą. Nie ma żadnych innych – a przynajmniej taka hipoteza wydaje się najbardziej prawdopodobna”.
A próbując podsumować, czasy, w których żył, napisał: „nie chcę tu moralizować, ale zdaje mi się, że wiek nasz można też niestety nazwać wiekiem śmierci”.
Powinieneś wiedzieć kto zacz?
Optymatyk 11 listopada o godz. 18:39 257853
Czyżbyś Acan wziął to ze Stanisław Lem (wybór Wojciech Zemek, posłowie Jerzy Jarzębski) „Planeta LEMa. Felietony ponadczasowe” Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2016? Felieton, który cytujesz jest oczywiście znacznie starszy, bodajże z roku 1961, co łatwo można sprawdzić w mojej bibliografii dzieł Lema.
Poza tym, to kazda cywilizacja technologiczna, a więc taka jak nasza od mniej więcej końca XVIII wieku (pierwsze praktyczne maszyny parowe) stanowi wynik procesu tak długiego i tak skomplikowanego i o tak silnym współczynniku przypadkowości, że prawdopodobieństwo jego powtórzenia się jest oczywiście znikome.
Pozdrawiam po powrocie z bardzo udanego, ponad ćwierć milionowego, Marszu Niepodległości.
LK
Stwierdzam także, że policja nie jest nam potrzebna, a co dobitnie pokazuje przykład Marszu Niepodległości w Warszawie, na którym bylem razem z co najmniej ćwierć milionem innych osób, w tym nie tylko z Polski. Były tam też nawet Aussies – pewnie tacy jak ja, ale zawsze Antypodzianie. Było bezpiecznie mimo iż, a raczej ponieważ policji praktycznie nie było widać. A tymczasem w Paryżu pałki policyjne poszły w ruch i to na Polach Elizejskich. Przynajmniej takie obrazki pokazała BBC.
Natomiast dzisiejszy, ponad ćwierć milionowy Marsz Niepodległości w Warszawie pokazał, że ci, którzy mają nadzieję na rychły upadek rządów PiS-u, nie wiedzą czego chcą, gdyż jeśli PiS odda władzę a to może się zdarzyć tylko na skutek bardzo poważnego, ogólnoświatowego a przynajmniej ogólnounijnego kryzysu gospodarczego (np. takiego jak np. w latach 1930-tych i 1970-tych), to PiS odda władzę nacjonalistom, którzy w odróżnieniu od liberałów są liczni, zwarci, dobrze zorganizowani i mają prawdziwe poparcie w Narodzie.
@ J.Kow.
Oni wiedza co chcą , oni chcą upadku władzy PiS i przejęcia tej władzy na powrót. Zapowiadają to przecież od kiedy PiS tę władzę przejął. I już szykują się na następny rok do przejęcia tej władzy, a zwłaszcza do rozliczenia (trybunały i zakłady karne) wierchuszki PiS i strącenia L. Kacz. z pomnika, tej „miernoty” jak powiedział L.Wałęsa i potwierdził „szczujnia” Niesiołowski.
A może być tak jak napisałeś ,że władzę ,w efekcie zapętlenia sporu POPiS przejmie Ruch Narodowy lub coś, co dopiero powstanie w stylu narodowym, (byle nie katoloickim) ,tylko że u nas narodowcy są niestety katolikami. I będzie pasztet nie do odkręcenia przez długi czas.
W ostatnich dniach POLITYKA i GAZETA WYBORCZA pod niebiosa wynoszą Donalda Tuska. To w pełni zrozumiałe – sprzedaż im ciągle spada a lukratywnych ogłoszeń od wpływowych i przyjaznych instutucji spod znaku PO brak. Stąd tęsknota do starych, dobrych – niewątpliwie dla nich – czasów.
Oto co pisze jeden z czołowych ideologów redakcji ze Słupeckiej, Władysław Władyka, dawny etatowy pracownik aparatu PZPR:
„Donald Tusk właśnie wpisał się w te obchody niezwykle mocno. Już swoją obecnością stworzył pewien klimat, ale to, co powiedział w Łodzi podczas Igrzysk Wolności, było wstrząsające – dla obozu rządzącego przede wszystkim, ale też dla publiczności. To było świetne polityczne przemówienie, które wybiło się ponad poziom dominujących opowieści, narracji, dyskursów we współczesnej Polsce. Miało horyzont, wewnętrzny program na przyszłość, jasno ułożoną i wyrażoną aksjologię – liberalnej demokracji, proeuropejskości, obywatelskości. Było to też przemówienie, które nie unikało konfrontacji z zagrożeniami, politykami i personami (w Polsce, ale i w Europie i na świecie) stającymi przeciwko owym aksjologiom.
Zawierało także program działania, organizowania się w nadchodzącym roku wyborczym. W oczywisty sposób, zresztą wprost i bezpośrednio, było skierowane przeciwko obozowi rządzącemu w Polsce. Głośno zabrzmiało w nim nazwisko Lecha Wałęsy, bohatera wolności, zestawionego z Piłsudskim, bohaterem niepodległości. Tak oto Tusk wrócił do polskiej polityki – jako jej aktywny uczestnik, aczkolwiek w jeszcze niewyjaśnionej roli”.
Wcześniej pokłony przed Tuskiem bił inny propagandzista POLITYKI, Adam Szostkiewicz, dla odmiany dawny styropianowiec:
„Na stulecie odzyskania niepodległości premier Morawiecki uraczył nas ciężkostrawnym kotletem patriotycznym, za to były premier Tusk zamiast frazesów zaproponował w Łodzi refleksję o przyszłości państwa polskiego w epoce populistycznych nacjonalizmów. Morawiecki sprowadził państwo do roli wielkiej niańki troszczącej się o poziom życia polskich rodzin. Tusk przypomniał, że państwo ma przede wszystkim za zadanie chronić prawa i swobody obywatelskie, bezpieczeństwo społeczeństwa, miejsce Polski w Europie. Rozumie, że od rozwoju i poprawy stopy życia są ministrowie….
Tusk ze swym doświadczeniem szefa Rady Europejskiej ma potencjał męża stanu”.
Jak ministrowie – i nie tylko – Tuska debatowali nad rozwojem i poprawą stopy życia to pamiętamy ze słynnych nagrań…
Czy Tusk ma potencjał męża stanu? Wie przynajmniej kiedy czmychnąć. Oto co powiedział GAZECIE WYBORCZEJ:
„Wiedziałem, że nie jestem wartością dodaną w przyszłych wyborach w Polsce. Byłem symbolem przemęczenia Platformą. (…) Była afera podsłuchowa. Kalkulacja byłą prosta: niech premierem zostanie ktoś, kto z tym nie ma nic wspólnego”.
grzerysz
12 listopada o godz. 9:08
„Kalkulacja byłą prosta: niech premierem zostanie ktoś, kto z tym nie ma nic wspólnego”.
A w domyśle – ” Pora spi….ć – niech inni zbierają „bęcki” za to, co sam zapi…łem!
A mamusia Angela przytuli, pogłaszcze i da cukiereczka za to, że byłem jej „usłuchanym synkiem””
Dla mnie Tusk to wzorcowy przykład miernoty robiącej karierę w polityce.
@kaesjot
12 listopada o godz. 9:22 257860
Pełna zgoda.
W jego akurat przypadku można z powodzeniem mówić o „sukcesie transformacji”…
@grzerysz
Z wywiadu Tuska w GW (z Michnikiem i Kurskim) wynika, że on NICZEGO nie zrozumiał z klęski PO w 2015 – dla niego to tylko rzekome znudzenie ludu PO po 8 latach, ew. taśmy i obietnice PiS. O SWOIM udziale – choćby polityka kadrowa w rządzie i forsowanie skrajnie nieudolnych i niekompetentnych, aroganckich i leniwych postaci typu choćby Hall, Kluzik-Drożdżówka, Sikorski(Twitter), Nowak(Zegarek), Kopacz etc. – najczęściej zresztą odpadków z PiS ani słowa, o bezsensownym forsowaniu na siłę, wbrew ludziom, choćby PRZYMUSOWO 6-latków w szkole, czy „darmowego” robionego na kolanie w 3 miesiące eleMENtarza ani słowa. To już jego były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz w „Państwie Teoretycznym” jest zdecydowanie bardziej samokrytyczny i krytyczny w stosunku do polityki PO w drugiej kadencji … 😉
@belferxxx
12 listopada o godz. 10:34 257862
To prawda.
Z faktu, że POLITYKA i GAZETA WYBORCZA wynoszą go jednak teraz pod niebiosa wynikać może tylko jedno: swoich czytelników mają te redakcje za kompletnych idiotów.
Grzerysz 12 listopada o godz. 10:51 257863
POLITYKA (od roku 1989) i GAZETA WYBORCZA (od swego nędznego początku za syjonistyczne szekle) mają swoich czytelników za kompletnych idiotów.
Kaesjot 12 listopada o godz. 9:22 257860
Dla mnie też Tusk jest wzorcowym wręcz przykładem miernoty, typowego zera intelektualnego i moralnego, robiącej karierę w polityce za pieniądze płynące z podejrzanych, bliskowschodnich źródeł, np. od przez Sorosa, słupa wiadomo czyjego.
Kaesjot 12 listopada o godz. 9:22 257860
Dla mnie też Tusk jest wzorcowym wręcz przykładem miernoty, typowego zera intelektualnego i moralnego, robiącej karierę w polityce za pieniądze płynące z podejrzanych, bliskowschodnich źródeł, np. przez Sorosa, słupa wiadomo czyjego.
@JohnKowalsky
No niektórzy twierdzą, że za pieniądze BND via Fundacja Adenauera … 😉
Optymatyk 12 listopada o godz. 7:28 257858
Tu masz sporo racji. Ale przecież wiadomo, kto tych nacjonalistów finansuje, a więc nie powinno być z nimi kłopotów. W III Rzeszy też niby doszli do władzy nacjonaliści i to nawet skrajni (nazistowscy, a więc super-faszystowscy), a i tak rządzili tam Żydzi albo pół-Żydzi tacy jak np. Hitler, Himmler, Goebbels, Eichmann, Rosenberg czy Frank w interesie ponadnarodowego wielkiego kapitału. W Hiszpanii rządził też Żyd, tyle że sefardyjski a w Portugalii szabasgoj Salazar. Strachy na Lachy, jak to się w Polsce mawia.
Kilka „złotych myśli” Tuska z wywiadu dla GW (upadająca gazeta wysłała naczalstwo w postaci Michnika i Kurskiego po ten wywiad do Brukseli…):
„…dziś w polityce szczery i autentyczny idiota wzbudza w niektórych więcej zaufania niż mędrzec hipokryta”.
Że Tusk uważa siebie za hipokrytę to OK. Ale żeby zaraz „mędrzec”?
„Dla oponentów dzisiejszej władzy pamięć o nieodległych w czasie zwycięstwach Platformy jest znakiem nadziei. Że skoro można było wtedy, to może da się też wygrać jutro. I że jestem człowiekiem, który ma na to patent”.
Niezły tupet. Ale POLITYKA i GAZETA WYBORCZA tak właśnie myślą…
Grzerysz 12 listopada o godz. 9:08 257859
Według Tuska państwo ma przede wszystkim za zadanie chronić prawa i swobody obywatelskie, np. zabraniając obywatelom maszerowania tam i kiedy oni chcą, pod hasłami przez nich demokratycznie wybranymi. Bezpieczeństwo społeczeństwa rozumie on jako sprowadzanie do Polski kolejnych okupacyjnych wojsk, tym razem z NATO a miejsce Polski w Europie widzi on jako wasala Niemiec. Uważa on, że od rozwoju i poprawy stopy życia są ministrowie a nie gospodarka. Itp. Itd. Jak taka miernota, typowe zero intelektualnego i moralne, robiąca karierę w polityce za pieniądze płynące z podejrzanych, bliskowschodnich źródeł, np. przez Sorosa, słupa wiadomo czyjego, ma wciąż czelność pojawić się w Polsce? I kto stoi za tymi jego wizytami? Kto to finansuje? Pytanie jest oczywiście retoryczne – ci sami, którzy finansują narodowców, jako że jeżeli możemy postawić na więcej niż jednego konia, to dlaczego nie mieli byśmy tego zrobić, jeśli w ten sposób gwarantujemy sobie wygraną?
Belferxxx 12 listopada o godz. 11:11 257867
A kto stał na Adenauerem i stoi dziś za fundacją jego imienia? Ci sami, którzy wcześniej finansowali Hitlera czy Mussoliniego, a dziś finansują Merkel czy Macrona.
@JohnKowalsky
1.Twój argument(!) na rzecz nieistnienia boga obraca się przeciw tobie – skoro oni(!) są tacy wszechmocni, to czemu muszą knuć w tajemnicy i intrygować w pocie czoła … 😉
2.Soros wyraża interesy amerykańskie, nie żydowskie/izraelskie. O czym choćby konflikt z Netaniahu świadczy … 😉
Belferxxx 12 listopada o godz. 14:31 257872
1. Knuć w tajemnicy i intrygować w pocie czoła to musi tylko Szatan (Pan tego, czyli materialnego świata), na którego istnienie mamy przecież całą masę dowodów: od pedofili kleru, powszechnej na świecie biedy i bezrobocia, po wojny i obozy koncentracyjne a nawet i zagłady. Od Hitlera po Pinocheta i od Franco i Salazara po Tuska czy Wałęsę albo Balcerowicza.
2. Soros jest „twarzą” zachodniej żydowskiej (wł. chazarskiej) finansjery, która przecież nie ma tych samych interesów co izraelscy syjoniści, którzy są tylko zwyczajnymi rasistami i faszystami – tyle że azjatyckiego (dokładniej chazarskiego) a nie europejskiego pochodzenia. Wielka Światowa Finansjera myśli oraz działa globalnie i perspektywicznie, a syjoniści tylko w wąskich granicach swego bliskowschodniego państewka i swej rasistowskiej i faszystowskiej ideologii. Stąd też właśnie mamy ten konflikt na linii Soros-Netanyahu.
Belferxxx 12 listopada o godz. 14:31 257872
Mój argument jest taki, że nie ma i być nie może wszechmocnych i jednocześnie nieśmiertelnych (wiecznych) bogów, gdyż ktoś albo coś od nich potężniejszego musiałoby ich stworzyć oraz że wszechmoc boska oznacza także moc do popełnienia przez boga samobójstwa, co z kolei jest nie do pogodzenia z boską wiecznością. Jak więc widzisz, idea boga czy też bogów jest tak wewnętrznie sprzeczna, że tylko bardzo ubodzy duchem mogą w nią uwierzyć. 😉
Kolejny wielce zasłużony propagandzista POLITYKI oddał pokłony Tuskowi:
„Drugim, obok narodowców, „beneficjentem stulecia” był Tusk. Wykazał się nadzwyczajną aktywnością, wygłosił bojowe przemówienie na Igrzyskach Wolności w Łodzi, gdzie zachęcał do walki ze „współczesnymi bolszewikami”, udzielił programowego wywiadu „Gazecie”, złożył kwiaty pod pomnikiem Piłsudskiego, wziął udział w obchodach oficjalnych, gdzie gospodarze wzięli rewanż za „współczesnych bolszewików”, nikt nie powitał przewodniczącego Rady Europejskiej, choć powitań doczekały się nawet postaci drugoplanowe. (Użycie terminu „ bolszewicy” było niefortunne i będzie wytykane Tuskowi przez dżentelmenów na prawicy).
Na trybunie Tusk stał w piątym rzędzie. „On ich kiedyś ustawi w szóstym”, jak ktoś powiedział. (W licznych wystąpieniach prezydent ani razu nie wspomniał o Unii, w gigantycznym biało-czerwonym marszu nie było ani jednej unijnej flagi). Obóz władzy otwierał pochód jak gdyby w pancernej kapsule, cały otoczony przez żandarmerię oraz wojsko i ewakuował się przy pierwszej sposobności, poddając stolicę narodowcom.
Jedno potknięcie Tuska nie zmienia jednak faktu, że jest on coraz bliżej powrotu do polityki polskiej. Powstrzymują go jeszcze zobowiązania brukselskie, dyskrecja i ocena szans na sukces w wyborach prezydenckich 2020. Dla liberalnej opozycji powrót Tuska byłby wymarzony, ponieważ jest ona pozbawiona wyrazistego, charyzmatycznego przywódcy”.
Tak więc POLITYKA już gotowa na powrót Tuska na białym koniu…
grzerysz 12 listopada o godz. 16:57 257875
Wazelina chyba podrożeje, przynajmniej w euro. 😉