Zagrypieni ześwinieni

Na jedne klasy grypa działa bardziej (30-40 procent nieobecnych w szkole), a na inne mniej (10-15 procent nieobecnych). Wieści rozchodzą się błyskawicznie, więc jak jedna osoba zachoruje na przeziębienie, to do szkoły nie przychodzi pięć innych. Trzy chore osoby i frekwencja oscyluje w granicach 50 procent. Najgorsze są czwartki. W te dni bowiem o godzinie dwunastej podajemy frekwencję pedagogowi szkolnemu, ten przekazuje ją dyrekcji, a dyrekcja informuje sanepid. Ile osób musi nie przyjść do szkoły, aby została zamknięta?

W mediach dobre rady: nie dawać gryza, bo zostanie ślina z zarazkami, nie częstować ciastkami i cukierkami, bo na rękach są wirusy, nie pożyczać zeszytów, nie dzielić się notatkami, za blisko nie siedzieć, nie parskać, nie kichać, nie pozwalać innym parskać, nie zgadzać się na kichanie. Jak się da komuś w papę, to koniecznie trzeba umyć rękę.

Dzisiaj mieliśmy w szkole imprezę zapomnienia. To znaczy klasa II D zorganizowała turniej, podczas którego można było wygrać miseczkę bardzo dobrego ryżu. Niestety, zabrakło sztućców, a talerzyków też nie było za wiele. Więc organizatorzy wpadli na pomysł, żeby jeść paluchami ze wspólnej miseczki (jeden talerzyk przypadał na kilka osób). Wirus szalał z radości i przenosił się z rąk do rąk. Co za okazja dla choroby. Mogłem przerwać tę ryzykowną imprezę, ale nie chciałem być świnią. W końcu uczniowie świetnie się bawili, integrowały się ze sobą wszystkie klasy. Wartości pedagogiczne wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Ciekawe, jakie będą tego skutki. Ilu uczniów zachoruje ze strachu, że mogli się zarazić? Mnie jakoś zrobiło się niedobrze zaraz po tej lekcji. Tylko nie wiem, czy to od ryżu, czy czegoś innego.