Zastępstwa sensowne i bezsensowne
Gdy wchodzę na zastępstwo, uczniowie zadają mi pytanie, czy planuję coś z nimi robić. Dawniej też o to pytano, ale nie tak bezpośrednio. Zwykle proszono, abym pozwolił im się przygotować do następnej lekcji. Ja wtedy odmawiałem, oni usilnie prosili, przedstawiali – w stylu iście gombrowiczowskim – masę argumentów, że nie mogę lekcji prowadzić. W końcu, w zależności od siły uczniów, dawałem im pięć, dziesięć bądź piętnaście minut, a pozostałą część czasu wykorzystywałem na realizowanie tematu.
Teraz klasy dzielą się na te, w których bez problemu można zrealizować temat na zastępstwie (klasy własne oraz mające język polski na poziomie rozszerzonym), oraz na te, w których nie można zrealizować tematu (klasy, którym język polski podobno jest do niczego niepotrzebny). Chodzenie na zastępstwa do obcych klas niehumanistycznych mnie krępuje, ponieważ czuję, że żadnego tematu nie realizuję. Dlatego uważam, że na zastępstwa powinno się chodzić albo do własnych klas, albo według specjalności-profilu, tzn. do humanistycznych niech chodzą nauczyciele humaniści, do biologiczno-chemicznych – biolodzy i chemicy, do matematyczno-fizycznych – fizycy i matematycy itp. Inaczej zastępstwo jest zmarnowane.
W szkole realizujemy ideę, że za polonistę wchodzi polonista, a za matematyka – matematyk itd. Chodzi o to, aby lekcje się nie marnowały. Niestety, ta metoda dobrze wygląda tylko w dokumentacji, natomiast w rzeczywistości się nie sprawdza. Idę więc do klasy obcej, która ma w nosie język polski, i już na wejściu ludzie proszą mnie, abym nic nie robił, bo muszą przygotować się do sprawdzianu z przedmiotu, KTÓRY JEST IM BARDZO POTRZEBNY. Ja nie spełniam ich prośby, oni wściekli, więc tylko udają, że słuchają. Tak naprawdę mają w nosie mnie i mój przedmiot.
Podobnie sprawy się mają, gdy poloniści zastępują mnie, np. w klasie niehumanistycznej. Wiem, że temat został zrealizowany. Jednak uczniowie uparcie twierdzą, że niczego nie było albo że „pani coś tam gadała”. W każdym razie lekcja zmarnowana, chociaż w dokumentacji tego nie widać.
Na zastępstwa wydaje się mnóstwo pieniędzy, dlatego nauczyciele czują się zobowiązani sumiennie prowadzić lekcje. Władza narzuca system za polonistę – polonista, za matematyka – matematyk itd., który wcale się nie sprawdza. Uważam, że o wiele lepszym rozwiązaniem jest, gdy na zastępstwa wchodzą nauczyciele przedmiotów wiodących w danej klasie. Wtedy uczniowie czują, że lekcja im się przyda, np. do matury z ważnego dla nich przedmiotu.
Komentarze
A co to urzędasów obchodzi – nie ich pieniądze, nie ich dzieci???Najważniejsze żeby w papierach bylo OK, reszta nie ma znaczenia…;-)
U mnie w szkole (o ile to możliwe) na zastępstwo przysyłany jest nauczyciel przedmiotu wiodącego (i to „nasz”, nie żaden obcy ;)).
W szkole funkcjonuje również „tablica zastępstw”. Każdego dnia uczniowie mogą sprawdzić zastępstwa na następny dzień. W ten sposób już dzień wcześniej wiemy z kim będziemy mieć lekcje i nie możemy wykręcić się, że nie mamy podręczników, czy zeszytów, bo w planie nie ma itp… Czasem oczywiście zdarza się, że idziemy negocjować zorganizowanie lekcji według naszego uznania, ale musimy to zrobić z wyprzedzeniem (wiemy, że prośby w momencie, kiedy na zastępstwo przychodzi przygotowany do przeprowadzenia lekcji nauczyciel, mogą się spotkać co najwyżej z odmową ;)).
Jednocześnie bardzo rzadko się zdarza, żeby na zastępstwo przyszedł nauczyciel przedmiotu, którego w ogóle nie mamy (np rosyjskiego czy francuskiego, a klasa uczy się angielskiego i niemieckiego).
System raczej się sprawdza :).
A u nas w szkole znaleźli na to kompromis. Skoro lekcje tak czy tak się marnują, więc:
1. Uczniowie z pierwszych bądź ostatnich lekcji, na których nie ma nauczyciela, są zwalniani.
2. O ile to możliwe lekcje są przesuwane. Przykładowo, jeśli na 5. lekcji w poniedziałek nie ma biologii, a w tym czasie nasz nauczyciel, który ma z nami np. 1. lekcję we wtorek, ma okienko, przychodzi do nas. Wówczas We wtorek rozpoczynamy 2. lekcją.
3. W najgorszym przypadku, gdy nie ma kogo podstawić lub lekcji nie da się przesunąć (co często blokują lekcje grupowe na początku lub na końcu) otrzymujemy zajęcia biblioteczne.
Nikt nie ma wyrzutów sumienia, że lekcje się marnują, a nauczycielom nie trzeba płacić za dodatkowe godziny. Poza tym ile godzin marnuje się z całkiem innych powodów niż zastępstwo: a to akademia, apel, prelekcja z zakresu prozdrowotnego, klasyfikacja, wpisywanie ocen ze sprawdzianów. Takich godzin jest duuużo więcej niż zastępstw!
Ja zawsze na zastępstwach robię swój przedmiot. A jeżeli jest to klasa, w której nie uczę, to albo rozmawiam z osobą uczącą w tej klasie, alebo robię coś lightowego – krzyżówki, zagadki, filmy dydaktyczne.
W mojej szkole nie ma płatnych zastępstw 🙁 Nie dają nam zarobić. Albo klasy są zwalniane, albo odbywa się lekcja np. z piątku 27 listopada. Trudno uwierzyć? Niestety taka prawda 🙁