Maturzystka pozywa OKE
Maturzystka pozwała Okręgową Komisję Egzaminacyjną – sprawa w sądzie. Dziewczyna uważa, że została skrzywdzona. Nie otrzymała bowiem punktów za kilka dobrze rozwiązanych zadań z testu maturalnego. Przez to nie dostała się na studia (zob. info).
Nie ona pierwsza przekonała się na własne oczy, że egzaminator może nie przyznać punktów za ewidentnie poprawne odpowiedzi. Po ogłoszeniu wyników matury tłumy walą do OKE, aby zobaczyć, jakim cudem wyszło tak mało punktów. W niejednym przypadku winnym okazuje się egzaminator, który się pomylił albo coś przeoczył. Niestety, nawet jak wina sprawdzającego jest ewidentna, OKE najczęściej nie poczuwa się do odpowiedzialności i nie poprawia wyników. Po sprawiedliwość trzeba iść do sądu.
Egzaminatorzy to tylko ludzie, więc popełnienie przez nich błędu należy uznać za coś normalnego. Problemem jest raczej postawa urzędników z OKE, którzy mogliby dać kontrowersyjną pracę do ponownego sprawdzenia, ale tego nie robią. Jak mi powiedział w zaufaniu jeden z nich, nie robią tego, gdyż wywołaliby lawinę wniosków. Odsyłają więc każdego z kwitkiem, aby wśród maturzystów rozeszła się wieść, że nie ma sensu interweniować w OKE, gdyż to nic nie da. Jedynym wyjściem jest przystąpienie do matury ponownie za rok.
Jak widać, desperaci wśród maturzystów się zdarzają, ale bardzo rzadko. A szkoda, gdyż za każdy ewidentny błąd, którego OKE nie chce uznać, należy pozywać te instytucję do sądu. Nie można tolerować niesprawiedliwości. Zresztą jest też druga strona medalu. Wielu egzaminatorów – sami z siebie lub na komendę – uznaje za poprawne odpowiedzi, które są błędne (aby poprawić zdawalność matury). To też jest niesprawiedliwe, może nawet jeszcze bardziej.
Komentarze
Niema jak pokazać dziewczynie „klasę” już na początku kariery zawodowej. Są rozstrzygnie spór za jakieś 4 lata, w tym czasie panna ukończy inne-niechciane studia. A co. I wówczas pozwie o odszkodowanie za lata stracone? Sąd ustali 100 złotych za miesiąc?
Mam nadzieję, że to będzie zimny prysznic dla CKE, bo w kolejce czekają teraz następne niedoróbki związane z maturą 2015 – patrz: kryteria oceniania wypowiedzi pisemnych z j.. obcego na poziomie rozszerzonym. Przewiduję spore zamieszanie w zespołałach poprawiających wypowiedzi pisemne. Zastanawia mnie nabożny stosunek większości egzaminatorów do klucza. Prawdopodobnie najbardziej oporni w stosowaniu klucza są, jak dotąd egzaminatorzy j.ang. – w każdej sesji poprawy matur zgłaszamy do CKE całe listy uwag do klucza, który nie przewidział wszystkich poprawnych możliwości realizacji zadania, co jest poniekąd naturalne. Pracowałam wiele lat jako ezgaminator-weryfikator i stwierdzam, że współpraca z CKE układała się na ogół dobrze i tzw. uszczegółowienie klucza CKE odbywało się sprawnie. Teraz będzie ciekawie …. Trzeba będzie udowodnić maturzyście, że w jego pracy nie ma głębi argumentów ani oryginalności w ujęciu tematu a także, że jego błędy były liczne. Z tego, co wiem CKE oszczędzi też na weryfikatorach, co spowoduje sporą uznaniowość w ocenie prac.
„Egzaminatorzy to tylko ludzie, więc popełnienie przez nich błędu należy uznać za coś normalnego. Problemem jest raczej postawa urzędników…”
Oczywiście.
W kwestii błędu ‚egzaminatora’, wymagającej sądowego rozstrzygnięcia, tak jak we wpisie, nauczyciele nie występują.
Ich, tam gdzie błędy – w ogóle nie ma!
Występują natomiasr, w roli czarnego luda – urzędnicy.
Z którymi to rolami i etatami urzędniczymi w tej roli, egzaminatorów państwowych, belfrzy wbrew faktom, w ogóle się nie identyfikują i nie przyznają.
Prawda natomiast brzmi tak, że to właśnie za błędy swoich urzędników-egzaminatorów, państwo obciąża obywateli, chroniąc bezkarnością aparatczyków chorego systemu.
Tak, panie Chętkowski – w innym przypadku to belferzy musieliby „beknąć” za swe błędy, a jest ich ze 350 000! (belfrów i pewnie co najmniej tyle samo ich urzędowych błędów zawodowych).
Zabrakłoby obywateli, aby sfinansować odszkodowania, nie urzędników ministerstwa (nie mniej wcale winnych).
Tymczasem mamy kolejny wpis belferski, żerujący na krzywdzie dziecka w celu redukcji dysonansu poznawczego belferskiego urzędnika cudzym kosztem.
Czy to jest przykład pedagogiki po kursach, czy po prostu na związkowym kursie?
Uszanowanka Państwu (za lojalność wobec urzędujących belfrów kosztem obywateli).
Zlikwidować maturę, przywrócić egzaminy na studia. Niech każda uczelnia sama ustala kryteria przyjęcia, może bez egzaminów jak chce, może pierwszy rok być selektywny. Ich sprawa. Na co komu matura?
W wielu zawodach za błędy się odpowiada.
@ mpn
W zawodach – tak, ale nie na etatach publicznych w naszym neopopulistycznym ustroju i systemie organizacji i zarządzania państwową (czyli naszą, obywatelską) własnością.
Dobrym przykładem są lekarze, indywidualnie ubezpieczeni od błędów jako świadczeniodawcy.
Jako będący w stosunku pracy na państwowym, w roli tak lekarzy jak i decydentów – bronieni korporacyjnymi i urzędniczymi matactwami i kosztem majątku pracodawcy, czyli naszym wspólnym.
To ostatnie też jest chore, jakkolwiek z dużą większością opiera się na indywidualnej odpowiedzialności i ubezpieczeniu (ogromna ilość świadczeń w placówkach państwowych jest realizowana przez podmioty indywidualne, nie etaty – o czym się powszechnie nie wie).
Reasumując, każdy funkcjonariusz tego systemu neopopulizmu dąży do przerzucenia odpowiedzialności na „kolegę”, mniej lub bardziej tragikomicznie i nieporadnie.
Jednak, zwłaszcza czynienie tego publicznie w roli „pedagoga” (przypomnę etatowcom, że to oznacza: wychowawcy), ignorującego swą rolę (i funkcję, jak w przypadku egzaminatora) publiczną, pod obłudnym pretekstem troski (gdzie to widać we wpisie ze strony nauczyciela, a nie ‚pogromcy urzędasów’?) autentycznej krzywdy czynionej młodzieży, budzi mój głęboki wstręt.
Gekkonum erratum per se este! 😉
W ostatnim zdaniu mojego komentarza coś redakcyjnie umknęło, powinno być:
„…pod obłudnym pretekstem troski (…) z tytułu autentycznej krzywdy czynionej młodzieży, budzi mój głęboki wstręt.
Meum apologizum 😉
Jeżeli godzimy się na pomyłki nauczyciela, to bàdźmy sprawiedliwi i pogodźmy się z błędami chirurgów, położników itp. A także tego oficera który trzyma palec na guziku wyrzutni rakiety z pociskiem nuklearnym. Za błędy trzeba odpowiadać.
Gekko
25 stycznia o godz. 19:19
Jak przygotujesz maturę, przeprowadzisz ją to wtedy dopiero zabieraj głos i krytykuj. No ale ja domyślam się, że szanowny przedmówca tego nie zrobi w końcu przecież łatwiej krytykować nauczycieli. Proponuję przedmówcy, żeby przepracował miesiąc w szkole z przyjemnością się zamienię miejscami.
Albo w kopalni pod ziemią nich popracuje, to będzie mógł krytykować górników.
Coś o lekarzach wspomniał, to jak skończy fedrować, niech kilka operacji przeprowadzi jako chirurg, choćby tak banalnego wyrostka, zanim coś na medyków powie.
Jak zwykle Gekko bardzo kompetnetny, sugeruję, aby się zgłosił na ochotnika na egzaminatora, wtedy nam pokaże jak to powinno wyglądać.
Ad rem: od wielu lat jestem egzaminatorem, także weryfikatorem maturalnym. Znam więc temat od podszewki. Nie da się ukryć, że tak jak wszędzie, bywają ludzie, którzy pracę wykonują niestarannie, ale w tym głowa przewodniczącego komisji, aby kogoś takiego zauważyć, pouczyć, w końcu podziękować za pracę, jesli się nie sprawdza. Kwestia sumowania punktów- moja komisja nie zanotowała dotąd błędów w podliczaniu, a uwierzcie mi – po sprawdzeniu xxx prac, człowiekowi krateczki skaczą przed oczyma i zwyczanie z powodu zmęczenia może cos przeoczyć. I dlatego właśnie dobrą praktyką jest powtórne sprawdzanie prac przez weryfikatorów, nie tylko merytorycznych spraw, ale również od strony formalnej- zapisy, sumowania itd. Dodatkowo, przed odesłaniem papierów każdy egzaminator musi powtórnie sprawdzić punkty, zapis, kodowanie. Męczące, ale skuteczne. Inną sprawą jest podejście OKE, ale sama znam przypadek, gdy uczniowi nie uznano kilku punktów i OKE nie robiła najmniejszych problemów, aby sprawę naprawić. I jeszcze jedno- klucze. Tak jak filologini widzę, jak często nauczyciele muszą wnosić do niego poprawki, bo twórcy arkusza nie doceniając inwencji i wiedzy uczniów, nie zamieścili w kluczu wielu poprawnych opcji.
I, tu rzecz ważna_- egzaminatorem nie trzeba być, nikt nam nie może nakazać zgłaszać się. Jeżeli zacznie się akcja: „bij egzaminatora”, czy Gekko i jemu podobni stawią się do tej dobrze płatnej i lekkiej pracy, trwającej często dwa bite tygodnie, łącznie z weekendami, kończącej się po godzinie 19-20?
Bardzo dziękuję za słowa krytyki, ale ją odrzucam.
Nikt z krytykujących jak widać, nie robił tego, co Gekko całe zawodowe życie, dłużej niż dwa tygodnie, i to nie na poziomie Gekko, ale co najwyżej – maturalnym 😉
I na pewno, na maturze, nie przygotowywał, przeprowadzał i weryfikował egzaminów z… operowania chorej edukacji przez znachorów i szeptunki 😉
Więc, skoro w mentalności belfra tylko krowa może dbać o jakość mleka, a hodowca-karmiciel powinien się od krowy odwalić, oczekując pokornie na jej okazjonalną łaskę laktacji, to wróćmy do czasów poprzedzających nawet etap rozwoju plemion pasterskich.
Dzięki „belfrzycy” (aka: ‚od wielu lat jestem egzaminatorem, także weryfikatorem maturalnym’) wiemy też na pewno, że żadni belfrzy egzaminatorami nie są, nie bywają, za tę funkcję państwowych pieniędzy, a więc i odpowiedzialności za jakość oceniania – nie biorą!
Belfrzy i belfrzyce, tę martyrologię dwutygodniowej (!) pracy wzrokiem z rolą i funkcją nauczyciela nie łączą. Nauczyciel uczy, egzaminator zarabia w trudzie cięższym niż górnik na grubie.
O dziwo, nauczyciele w tym procesie pojawiają się, ale dopiero, gdy trzeba …poprawiać błędy!! Oczywiście nie egzaminatorów, ale OFE!
Tak oto w tym trójkącie bermudzkim, nauczyciele dbają o dobrostan, egzaminatorzy pracują ponad zwykłe ludzkie (a co dopiero Gekkońskie) siły, a urzednicy OFE wszystko mataczą i psują.
Cierpią niewinne dzieci.
Ten propagowany belferskim trudem publicystycznym obraz rzeczywistości przywodzi na powrót egzaminy lekarskie, a konkretnie rozdział o psychopatologii osobowości schizoidalnej.
Lecz przecież to nie indywidualna choroba, ale wyuczona społecznie i systemowo taktyka, takie właśnie persony motywująca do etatyzowania się belferstwem na publicznym.
Jedno przyznaję – gdyby wtrącić karnie takie Gekko w podobną otchłań infantylnej toksykologii organizacyjnej, pewnie już po dwóch tygodniach w pokoju gogicznym na jakąkolwiek samokrytykę, szarych komórek by już mu nie starczyło 😉
To, że Gekko znacznie dłużej badania stęchlizn gogicznych kazamatów wytrzymało, to tylko dowodzi niepedagogicznych i nieludzkich genów tego gada.
Na szczęście, belfrzy to humaniści i trzymają się ludzkich, pełnych współczucia i empatii postaw wobec …egzaminatorów, społecznie poświęcających swe zdrowie dla dobra dzieci i edukacji, słusznie broniąc ich przed zezwierzęceniem urzędników i innych otaczających społecznie gekków.
A ponad tym wrogim padołem upadku i grzechu, swą bezlitosną błędom innych troskę, roztaczają etatowi nauczyciele.
–
Dlaczego takich ewangelicznych czytanek nie ma jeszcze w lekturach katechetów? Pomysł na ekspansję belferbloga – gratis.
🙂
@ Gekko
Bzdury piszesz, bo lekarz podlega, wyobraź sobie, 3 rodzajom odpowiedzialności: karnej, cywilnej i zawodowej.
Nawet jeśli stosunek pracy uwalnia go od części odpowiedzialności, to i tak podlega innym jej rodzajom. Przeciętnie lekarz ma w ciągu życia 4 procesy.
Czy to wszystko warte zachodu? Może lepiej byłoby pouczyć się do poprawki 😉
@ mpn
A gdzież to te bzdury widzisz, oczyma wyobraźni?
Gdzież napisałem, że nie podlega tym trzem odpowiedzialnościom, jak zresztą każdy obywatel, czynny zawodowo?
Jakież to lekarze i wedle jakich źródeł mają „przeciętnie cztery procesy”?
(źródła tych danych poproszę i to wiarygodne, bo inaczej – to karalne przestępstwo oszczerczego pomówienia…art 212KK).
I co to, co piszesz ma wspólnego z meritum mojego wpisu i dyskusji – no chyba, że ma być bzdurą, rzekomo uzasadniająca Twoje inwektywy, kotku?