Nauczyciele chcą podwyżek

Dzisiaj w mediach usłyszałem starą śpiewkę o kiepskiej pracy nauczycieli. Od razu wiedziałem, że zaczęły się rozmowy o Karcie Nauczyciela i o podwyżkach wynagrodzeń (zob. rozmowę ze Sławomirem Broniarzem).

W radiowej Trójce z samego rana jakiś polityk argumentował, że gdy jego dzieci chodziły do szkoły, to trafiły na kiepskich nauczycieli. W związku z tym uważa, iż podwyżki belfrom się nie należą.

Niestety, nie tylko dzieci tego polityka, ale może i sam rodzic trafił na słabych nauczycieli, skoro nie nauczył się logicznie argumentować. Przekonanie, że jednostkowe doświadczenia mają charakter powszechny, to błąd w rozumowaniu. Gdybym miał się spierać na podobnym poziomie, to jestem gotów wskazać osoby, których dzieci trafiły na dobrych pedagogów. Sam zresztą służę takim przykładem, gdyż moja córka ma dobrych nauczycieli. Może więc podwyżki belfrom się należą? Kto ma rację w tym sporze?

Należą się czy nie należą – to temat rzeka. Niestety, coraz bardziej ciemna i brudna. Wrzuca się do niej tyle błota, obelg i prostackich pomówień, że sporo nauczycieli trzyma się z dala od dyskusji o Karcie czy o wynagrodzeniach. W ogóle nie uczestniczą w żadnych rozmowach na temat oświaty. Wolą cicho stanąć w kąciku i poczekać, aż ucichnie burza. Prawdopodobnie na bierność nauczycieli liczą nasi przeciwnicy. Dlatego każdą dyskusję sprowadzają do starej śpiewki o kiepskiej pracy pedagogów. Bo ja trafiłem na słabych belfrów… A ja trafiłem na dobrych… Kto głośniej i dosadniej to powie, ten pewnie będzie miał rację.