Jakie książki przeczytaliśmy?
Przerwa świąteczna była tak długa, że chyba każdy coś przeczytał. Pytam o to szczególnie nauczycieli oraz uczniów, bo inni może nie mieli tyle wolnego.
To bardzo ryzykowne pytać kogoś o przeczytane niedawno książki. Równie dobrze można by zapytać, kiedy ktoś leciał w kosmos. Podejrzewam, że większość chciałaby, ale z wielu racjonalnych powodów nie może. I ja to rozumiem. Dlatego w świecie realnym takich pytań nie zadaję, na ryzykowne działania pozwalam sobie tylko tutaj na blogu. A i tak boję się, że nie będzie odzewu.
Jeśli chodzi o mnie, to mimo długiej przerwy w robocie przeczytałem mało – ale nie z własnej winy. Przyzwyczaiłem się bowiem, że wszystko, co mi potrzeba do rozwoju intelektualnego, podrzucają uczniowie. Młodzież bowiem dużo czyta i chętnie dzieli się tym z innymi. Niestety, tym razem została mi podrzucona tylko jedna książka na święta. Młody człowiek przyniósł mi to, co sam przeczytał z wypiekami na twarzy. W takiej sytuacji nigdy nie odmawiam, biorę i też czytam. Tak oto niedawno pochłonąłem zbiór opowiadań „Witajcie w Rosji” Dmitrija Głuchowskiego. Nie żałuję.
Przeczytałbym więcej, ale nikt mi nic nie dał. Odkąd pracuję w dobrym liceum, podobno dla elity, zrobiłem się tak wygodny, że nie szukam żadnych książek. Wszystko ludzie mi dają do ręki, zwykle ponad miarę, co bywa czasem denerwujące. Dlatego ta jedna jedyna książka bardzo mnie zaskoczyła. Nawet nie chcę myśleć, dlaczego nie dostałem więcej, bo mógłbym dojść do głupich wniosków, za które po powrocie do szkoły musiałbym jeszcze przepraszać dyrekcję, rodziców i ich dzieci Powiedzmy, że to był przypadek, który nigdy więcej się nie powtórzy.
Komentarze
Mi na szczęście udało się dokończyć czytanie „Greka Zorby”. Książki, którą „skonsumować” na raz byłoby grzechem, a każdy rozdział należy analizować dosyć głęboko.
Co do mojej skromnej osoby, to doczytałem wydane przez Uniwersytet Warszawski listy Fryderyka Chopina, nawet pochwaliłem się u p. Passenta w trakcie, ale wpis usunął po paru dniach – widać jego nadzorcy zamiast genialnych etiud wolą majufesy pitolone przez klezmerskich rzępołuchów… A właśnie o majufesach Fryderyk nasz wielki także pisał, ku przestrodze, przytoczę poniżej fragment, niech każdemu będzie dane zakosztować z tej duchowej uczty:
„Po odwiedzeniu chorego mam zamiar udać się do teatru, albowiem będzie tam koncert i na nim dadzą się słyszeć: Herz, ów żydek, skrzypek, co to na koncercie panny Sontag o mały włos u nas w Warszawie nie był wyświstanym, i Dohler fortepianista, grający kompozycje Czernego. Na końcu zaś koncertu ma grać Herz własne wariacje na polskie motywa. Biedne polskie motywa! Ani się spodziewacie, jakimi majufesami [majufesy: pieśni szabasowe] was naszpikują, nazywając to dla przywabienia publiczności polską muzyką. Brońże tupotem tej polskiej muzyki, wydaj się ze zdaniem, a wezmą cię za wariata…”
W wersji PDF przeczytałem natomiast książkę znakomitego polskiego autora, porównywanego z Henrykiem Sienkiewiczem, zresztą jego przyjaciela, p. Teodora Jeske-Choińskiego pt.: „Poznaj Żyda!”. Muszę przyznać, że myślałem dotąd, iż po wielu lekturach znam go całkiem nieźle, ale książka p. Teodora niewątpliwie poszerzyła mój ogląd. Zacytowałbym na zachętę np. fragment o wrażeniach p. Teodora z giełdy żydowskich pieniężników we Wiedniu, jednak miejsca niewiele, a książka dostępna online za friko, więc każdy dążący do poznania może sobie, i powinien po nią sięgnąć.
Na Święta Bożego Narodzenia pod choinkę dostałem „Wielką Historię Polski cz. 1 do VII w.” Nie przeczytałem, ponieważ mam na półce własny egzemplarz, zakupiony już wcześniej, ale doceniam trafność wyboru darczyńców – w końcu wyłożyłem pieniądze na tę samą książkę. Lektura warta polecenia o tyle, że mimo mętności narracji historycznej uświadamia, iż starożytni Sarmaci wywodzeni od samego syna Noego – Jafeta, istotnie mogli być naszymi, Polaków praprzodkami. I pewnie byli. Być może ta pozycja zmotywuje nareszcie decydentów do zlecenia rzetelnych prac archeologicznych w polskich kopcach Kraka oraz Wandy. Na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczpospolitej, aż po Krym znaleziono w kopcach zaskakujące cuda, określane jako scytyjskie, kompletnie przeczące wielu doktoratom, których sporą część można obecnie oglądać w Petersburskim Ermitażu (tych cudów, nie doktoratów, bo doktoraty wylądują zapewne na jakimś śmietniku), albo na żywo w Scytyjskiej Dolinie Królów, znacznie większej nawet, niż ta egipska. Muszę się tam wybrać, może po powrocie znad Morza Sarmackiego, bo i tam chciałbym na parę dni pojechać – do Gdańska, tego naszego prastarego, polskiego miasta.
Inna książka z czasu Świąt Bożego Narodzenia to: „The Origins of Globalization” w pożytecznej, dostępnej online wersji „Kindle” (niestety nie najtańszej). Warta uwagi, gdyż wyjaśniająca szerokiej publiczności, iż współczesna globalizacja nie jest niczym nowym, a jedynie kolejnym podejściem do totalnego zamordyzmu na świecie, realizowanym z różnym powodzeniem na przestrzeni wieków przez tych samych genetycznie (z puli mitochondrialnej) nienawistników od zarania świata, z już z pewnością od starożytności.
Owi ortodoksyjni, kopnięci fanatycy posługują się obecnie własnym tworem terrorystycznym ISIS, którego brudnymi rękami krzyżują w Syrii chrześcijan, jak niegdyś, wciąż w tym samym celu, o czym opowiadają dwie następne, niegrube książki dostępne w wersji „Kindle”: “ISIS and The Sultan’s Empire: How Erdogan’s Turkey supports jihadi networks in Middle East” oraz „Subverting Syria: How CIA Contra Gangs and NGO’s Manufacture, Mislabel and Market Mass Murder”.
Wiele jest ciekawych książek, które chciałbym wkrótce przeczytać, długo by wymianiać, np.: „Dyktatura Ciemniaków” – to chyba będzie o PO, PiS, PSL i PZPR-owskich komuszkach z SLD, bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że żyjemy obecnie na Zachodzie w coraz to bardziej wyradzającej się, nędznej dyktaturze ciemniaków. Plus dodatni byłby tu taki, że po upadku dyktatury, będącej ostatnim stadium upadku ludzkości (zaraz po demokracji), powinno nastąpić sprawiedliwe królestwo. Daj Panie Boże, oby jak najszybciej.
Co do mnie udało mi się w ciągu świąt przeczytać następujące książki:
z poważnych Sztuka wczesnochrześcijańska, Śmierć w Czechach wizja śmierci w prozie czeskiej 1945-1989, starożytne miasto rzymskie historia i życie codzienne, środowisko dominikanów kontrakty pruskie od XIII do połowy XVI wieku, Świat arabski w procesie przemian zmiany społeczne i kulturowe oraz reformy polityczne, święto rewolucyjne 1789-1799, poza tym głównie lektura lekka typu fantastyka.
Panie Januszu Z ! Gdansk polskim miastem jedynie bywal i to niechetnie.
Irena Olchowicz – Podstawy rachunkowości
Państwo Jajuga – Inwestycje
Konstytucja RP
To tak do sesji… Niestety, nie mam zbyt wiele czasu na książki fabularne.
„Sońka” Ignacego Karpowicza i „Matka Makryna” Jacka Dehnela. Polecam.
Ja nadrabiałem braki w m: Lord Jim (w szkole jakoś nie znalazłem czasu) i „Am Westen nichts neues”.
Róża Thun – „Róża” – autobiografia,
Michnikowski – wywiad rzeka spisany przez syna; nie polecam. Wypowiedzi sędziwego aktora sensowne, dowcipne, całość doskonale udokumentowana, ale poprawne i czołobitne pytania Potomka, psują całą frajdę.
Historia życia prywatnego – trzy tomowa, wydana przez Ossolineum świetna praca zbiorowa. Czytam tom I – Od Cesarstwa Rzymskiego, do roku tysięcznego. Polecam gorąco jeżeli ktoś dotąd nie czytał, a temat go interesuje.
„Ciemno, prawie noc” Joanny Bator
„Księgi jakubowe” Olgi Tokarczuk
Od 20 grudnia przeczytane:
– „Klątwa gruzińskiego tortu” Jastrzębski (współczesne losy Gruzji i jej mieszkańców) – bardzo dobra pozycja, trudno się oderwać..
– „Nieproszony gość” Charlotte Link – dobry kryminał, dwa wieczory
– ostatnie kilka opowiadań ze zbioru „Drogie życie” Alice Munro – niezłe, choć opowiadania „Miłość dobrej kobiety” oceniam ciut wyżej, są bardziej intrygujące.
Na Facebooku akcja „W 2015 roku przeczytam 52 książki” 🙂
Ja nie mam szans, ale z 26 byłabym zadowolona.
Przede mną leżą: „Kobieta na końcu świata 3” Martyny Wojciechowskiej i Eleanor Catton „Wszystko, co lśni” – już nie mogę się doczekać! Pozdrawiam czytających.
„Kieszonkowy atlas kobiet” Sylwii Chutnik – rewelacja, powinna zostać wpisana na listę lektur !!!
A ja pozwolilem sobe przeczytac trzecia czesc trylogii XX wieku przez Ken-a Follet-a „Edge of Eternity” [czy to zostalo przetlumaczone na polski?]. Czyta sie gladko choc czasami podane fakty czy rzeczywistosc odbiegala od znanej mi prawdy.
Wziąłem się za Sece Europy Daviesa, poza tym trochę podręczników i publikacji naukowych
Poza 36-oma maturami próbnymi przeczytałam jeszcze wypracowania trzech klas drugich i genialną książkę (równie genialną jak film) Margaret Mazzantini „Powtórnie narodzony” 🙂
Rok 1983
Folwark Zwierzęcy
Georga Orwella
Jak życie naśladuje szachy
Garri Kasparov
A mnie wciągnęło „Pachnidło” Suskinda, a chwilkę wcześniej „Wyspa na prerii” Cejrowskiego, „Pożegnanie z Afryką” i „Śniadanie u Tiffany’ego”. Wszystkie polecam. 🙂
Ja przeczytałam kilka książek w ostatnim czasie, generalnie cały czas coś czytam niezależnie od tego czy to przerwa świąteczna czy nie :). W ten sposób wykorzystuję np. czas spędzany w komunikacji miejskiej.
Pozycje z ostatnich trzech tygodni to:
Stephen Hawking „Krótka historia czasu” – dla wszystkich zainteresowanych fizyką, kosmologią czy astronomią. Napisane w przejrzysty sposób i nawet laik (taki jak ja) wiele z tej lektury zrozumie, co więcej – będzie zafascynowany.
Frederick Forsyth „Afgańczyk” – pokładałam w tej książce spore nadzieje ale niestety się zawiodłam. Czytałam wcześniej bardzo dobry „Dzień Szakala” tegoż autora, niestety „Afgańczyk” jest dość nudnawy, postacie rozmyte, akcja rozkręca się długo (właściwie większość to retrospekcje, więc nawet „rozkręca się” może być słowem na wyrost), by na końcu się skumulować w wielkie „bum!”.
Jordi Sierra I Fabra „Cztery dni w styczniu” – tę książkę kupiłam pod wpływem impulsu, nie słyszałam wcześniej o autorze, nie wiedziałam o czym będzie. Po prostu wzięłam do ręki, wsadziłam do koszyka i poszłam do kasy. Okazało się, że było warto. Tajemnicza Barcelona z czasów II wojny światowej wciąga w swoje zniszczona uliczki. Zezwierzęcenie „zwykłych” ludzi w tym trudnym okresie jest przerażające, ale zarazem zrozumiałe. Jest nam dane je zrozumieć, bo przez ten chaos śmierdzący strachem i wolą przetrwania prowadzi nas ostatni policjant w Barcelonie. Mimo, że prawo i porządek w jakiejkolwiek formie nie mają to już racji bytu, on uparcie prowadzi swoje ostatnie śledztwo. Ludzie giną codziennie, jednak on zabójstwa pewnej kobiety nie traktuje jak reszta mieszkańców, dla których to kolejny trup leżący na ulicy. Na prawdę warto, bo książka porusza i przypomina nam o naszym własnym człowieczeństwie.
Andrzej Sapkowski „Szakal” – niestety kolejny zawód. Po lekturze Wiedźmina i Trylogii Husyckiej, miałam nadzieję na kolejną dobrą książkę. Główny bohater jest ciekawą postacią i to tyle co można powiedzieć o tej książce. Poza tym to tylko poplątanie z pomieszaniem, ze słabym i nieco trywialnym przekazem, że wojna jest zła, a żołnierze mają przesr*ne.
Teraz czytam „Mózg Kennedy’ego” Henninga Mankella. Wrażeniami się jeszcze nie podzielę, bo jestem w połowie :).
Pozdrawiam!
Stephen King „Revival”
Magdalena Parys „Magik”
@ kasiak74
I ciekawe te matury?
Nauczyciele to jedyna grupa zawodowa, która nie uaktualnia swojej wiedzy fachowej i umiejętności. Nauczyciele nie czytają książek z zakresu pedagogiki, psychologii, filozofii, etyki, antropologii, komunikacji międzyludzkiej i medialnej. Krótko mówiąc, nie doskonalą swojego warsztatu i nie dbają o swój rozwój fizyczny, umysłowy i moralny.
Czy wyobrażacie sobie lekarza, który leczy tak samo jak był leczony w dzieciństwie ? Właśnie dlatego nauczyciel i cała polska edukacja tkwią mentalnie i strukturalnie w szkole dziewiętnastowiecznej.
P.S.
Tak, wiem, za chwilę ktoś odpisze tak: „ja czytam takie książki i artykuły, doskonalę się, współpracuję z CEO, Superbelframi, biorę udział w szkoleniach, uprawiam jogę, jogging, pływanie, itp. – zatem proszę nie generalizować !”
@ ync
Lekarze mają jeszcze gorzej. Interna na przykład dezktualizuje się co 3 lata 🙁
@ync
>Czy wyobrażacie sobie lekarza, który leczy tak samo jak był leczony w dzieciństwie ? Właśnie dlatego nauczyciel i cała polska edukacja tkwią mentalnie i strukturalnie w szkole dziewiętnastowiecznej.<
Proszę poczytać sobie zmiany programów, podręczników i siatki godzin od lat 70-tych do dziś – nie będzie Pan takich głupstw opowiadał! Gdy ja chodziłem do liceum (lata 70-te) w klasie mat-fiz(normalnej, nie żadnym matexie!) było w cyklu nauczania 18 godzin fizyki z astronomią (po 4 godziny tygodniowo fizyki + 2 godziny astronomii w klasie IV) oraz matematyki 24 godziny (z rachunkiem różniczkowym i całkowym, równaniami różniczkowymi, liczbami zespolonymi etc.) – po "reformie" Handkego fizyki z astronomią zostało max. 9 godzin w cyklu w liceum, 0 w podstawówce i mniej w gimnazjum niż kiedyś w podstawówce. Oczywiście praktycznie zniknął rachunek różniczkowy i całkowy, a po gimnazjum uczeń przychodził do liceum nawet bez znajomości choćby elementarnej trygonometrii etc. Obecnie przychodzi jeszcze gorzej przygotowany matematycznie, godzin może(!) mieć trochę więcej, za to w pierwszej klasie ma tylko godzinę tygodniowo z pozbawionymi podstaw matematycznych i intelektualnych bajkami o tzw. współczesnej fizyce (mechanika kwantowa, relatywistyka, fizyka jądrowa, astrofizyka … 😉 I Pan sobie wyobraża, że ktoś mógłby uczyć tak jak kiedyś … 😉
@ync
c.d.
Skądinąd warunki pracy nauczyciela (wielkość klasy (30 i więcej uczniów, wyposażenie = kreda/mazak i tablica) w porównaniu z XIX wiekiem się nie zmieniły lub zmieniły niewiele. Za to w XIX wieku szkoła kształciła elitę (maturzystów nawet w II RP było mniej niż dziś doktorów) w sprofilowanych, autonomicznych bardzo placówkach, a i sam nauczyciel miał ogromną autonomię – dziś „kształci” każdego i każdemu daje papier 🙁 Ze względu na zmiany technologiczne warunki pracy lekarza uległy za to gigantycznym zmianom … 😉
@belferxxx
Tak, zgadzam się, nauczyciel jest ciągle bombardowany zmianami programowymi, organizacyjnymi, prawnymi, regulaminowymi, technicznymi, biurokratycznymi. Dzięki temu wydaje się, że szkoła i nauczyciele ciągle zmieniają się i rozwijają. Profesor Maria Dudzik nazwała to działaniami pozornymi.
Dramat polega na tym, że zmieniają się programy nauczania i egzaminy, zmienia się świat (i to bardzo szybko), a sposoby edukacji i komunikacji w szkole są dziewiętnastowieczne. Zamiast dalej przynudzać, zapraszam do lektury z obrazkami: http://www.slideshare.net/mwtl/szkoa-to-wizienie
@ belferxxx
Ale fakt, że myśmy nawet logarytmów nie przerabiali. Jak może nie być logarytów w klasie biologiczno-chemicznej? Nie ma chemii bez logarytów, różniczek, całek…
Ostatnio gdzieś widziałem definicję szybkości reakcji chemicznej jako v=delta c / delta t. Kompletny absurd.
@ync
1.Ten pokaz to raczej karykatura szkoły – o karykaturze trudno dyskutować. Co do charakterystyki stanowiska pracy to można by ją z powodzeniem przypisać (a z tym despotą to nawet bardziej!) pracy nauczyciela (tyle że szefem-despotą jest MEN i każdy jego urzędas!) . Już od dawna słychać, że uczeń ma dużo praw i żadnych obowiązków, a nauczyciel może uczniowi , mówiąc kolokwialnie, skoczyć … 😉
2.Warto wnikać w systemowe(!) przyczyny różnych negatywnych zjawisk – Pan i zdecydowana większość zewnętrznych komentatorów pracy nauczyciela, opierając się na swoich dawnych , niekoniecznie już wtedy prawdziwych, wrażeniach(!) ze szkoły , widzi wyłącznie moralnościowo-świadomościowe przyczyny. Tymczasem polska(!) biurokracja, z czego nie zdajecie sobie sprawy, praktycznie tę autonomię zlikwidowała, więc pole manewru nauczyciela jest niewielkie. A jest jeszcze kwestia zasobów – choćby najważniejszego – czasu.
@belferxxx
Jedynie dla jasności obrazu, napiszę o sobie tylko jedno zdanie: jestem w szkole codziennie od ponad pięćdziesięciu lat.
Można to „coś” nazwać karykaturą szkoły. To tylko nazwa, ważne są fakty. Tak opisują szkoły światli i wrażliwi nauczyciele, rodzice, uczniowie, nauczyciele nauczycieli(!), eksperci od edukacji. Podaję z pamięci: Śliwerski, Dylak, Dudzikowa, Melosik, Kwieciński, Turski, Huether, Robinson, Plutarch z Cheronei, Żylińska, Kołodziejczyk, Strzemieczny, Sterna. Natomiast cholernie trudno jest mi trafić na nazwiska i wypowiedzi drugiej strony, tych szarych eminencji lobby edukacyjnego, które zarządza nauczycielami, tworzy programy i testy, a jest przy tym odporne na dialog. Jedyne nazwisko z tamtej strony jakie pamiętam, to Marciniak. Reszta kryje się wśród tajemniczych skrótów, jak CKE, IBE, MEN, … .
Zgadzam się z Panem: z karykaturą trudno dyskutować. Dlatego w szkole jest tak mało dyskusji, dialogu, wymiany myśli, fermentu intelektualnego, sporów, odważnych prób.
Przyczyny już znamy. Diagnostyka jest bardzo bogata. Teraz ważne jest coś innego: co można zrobić ? Ponieważ Gospodarz wywołał tema czytania książek, odpowiedziałem: czytać książki. Żeby nauczyciele i dyrektorzy czytali książki wymienionych wyżej autorów i innych takich.
I co dalej ? – Żeby po przeczytaniu zaczęli wreszcie rozmawiać – rozmawiać w swoim gronie, rozmawiać z rodzicami i uczniami. Rozmawiać z „urzędasami”. Rozmawiać o tym co przeczytali. Niech wreszcie nauczyciele poczują się prawdziwymi, autonomicznymi ekspertami od uczenia i niech wreszcie zaczną zachowywać się jak eksperci. Jak będą mówić i zachowywać się autonomicznie, to wówczas mogą zacząć walczyć o poszerzenie swojej autonomii.
Podobno wszystko zaczyna się od rozmawiania. A żeby było o czym rozmawiać, warto poczytać.
@ync
Lobby edukacyjno-biurokratyczne to dziś bardziej Berdzik, Konarzewski czy Strzemieczny&Co czy Żylińska (też u ministry dorabia opracowując strategię ;-)] niż Marciniak. Tyle, że to nie jest tak, że jest jakieś myślący twór zwany lobby. Po prostu splot interesów i mechanizmów raz puszczony w ruch tak działa. Często w tzw. najlepszej wierze – jak ktoś widzi wszystko oddzielnie, nie rozumie biurokracji, to chcąc załatwić jakąś pojedynczą sprawę wyzwala różne złe moce. Taka Łybacka, która uruchomiła wszechmoc kuratoryjno-menowskiej biurokracji chciała tylko dać oręż kuratorom na szczególnie drastyczne sytuacje, ale … 😉 Osoby, które Pan w kontekście pozytywnym wymienia na ogół znam od wielu lat. Tyle, że one też mają wizję wszechmądrego ministra, który to czy tamto załatwi… 😉 I próbują umoralniać zamiast zrozumieć skomplikowane procesy … 😉
Dyskusje o personaliach są za łatwe. Osoby nie są tak ważne, jak ich słowa i działania. Dlatego jak czytam, że umysł człowieka nie jest naczyniem do napełniania wiedzą, że szkoła działa niezgodnie z aktualną wiedzą pedagogiczną, psychologiczną i antropologiczną, że wielu (a może większość ?) nauczycieli uczy wbrew naturalnym właściwościom mózgu, to:
– nie bardzo interesuje mnie kto to powiedział, tylko dlaczego
– chciałbym, aby dowiedziało się o tym jak najwięcej nauczycieli
– chciałbym, abyśmy mogli o tym rozmawiać w szkole
Zatem, wracając do głównego wątku, co tam czytają nauczyciele … i po co ?
@ync
1. Jaka jest aktualna (!) wiedza psychologiczna,pedagogiczna etc. ? O ile wiem to akurat w tych dziedzinach jest wiele zwalczających się szkół, które na dodatek mniej operują faktami eksperymentalnymi, a bardziej doktrynami … 😉 Na dodatek istnieją sprzeczności pomiędzy wiedzą psychologiczną (bardziej związaną z doświadczeniem!) a doktrynerstwem pedagogicznym … 😉
2. Co to są naturalne(!) własności mózgu? Modne doktryny i naukowcy przychodzą i odchodzą – jak byłem mały zalecano „zimny wychów” dzieci, potem przyszły teorie Spocka, a teraz doszliśmy do zaleceń równowagi … 😉 Każda skrajność jest szkodliwa!!!
3. Funkcjonowanie szkoły i nauczyciela jest i było wypadkową wielu (!) różnych czynników – pedagogicznych, organizacyjnych, ekonomicznych, prawnych, ideologicznych, etc. nie tylko ostatnich aktualnie(!) nowinek np. neurologii. I doświadczenie jest od nich często ważniejsze, bo heroldowie nowości mogą się mylić, być kupieni(ADHD!) czy obsługiwać jakąś ideologię lub inny interes!
@ync
Skądinąd mózg człowieka nie jest naczyniem do napełniania wiedzą, ale o tym by należało przekonać w pierwszej kolejności urzędników MEN od podstaw programowych oraz obsługującego ich pomysły aparatu kontrolnego… 😉 Poczynając od ministra edukacji, co, biorąc pod uwagę fachowość aktualnej ministry (ale i poprzednich!) może i mogło być trudne … 😉
@belferxxx
Urzędników – jak najbardziej. Jednak słyszałem również o kilku nauczycielach i dyrektorach również. A Pan ?
A od kogo zaczynać ? To zależy od punktu widzenia, a może bardziej od punktu siedzenia.
@ync
Nauczyciele (i dyrektorzy!) pracują stosownie do wymagań systemu! Jeśli system(dzieło urzędników!), a w tym wypadku konstrukcja podstawy programowej oraz sposób jej egzekwowania to zakłada (nie wprost oczywiście), to należy zmieniać w pierwszej kolejności system i jego biurokratyczną podstawę … 😉
Drogie Panie i Panowie, chciałabym na chwilę przerwać tę teoretyczną dyskusję, bo mam dwie kwestie. 1) Dlaczego nie wyjdziecie pobiegać na świeżym powietrzu?
2) Kto ostatnio dogłębnie przeczytał „Małą apokalipsę”? Czy tym, co czytali, też wydaje się jedną z najlepszych książek ostatnich 100 lat? I czy też, tak jak ja, uważacie, że powinna być zabroniona młodzieży do lat 30? Chodzi mi o lubieżność. Co Wy na to?
No i wywolalam Konwickiego, chociaz przez zupelny przypadek. Po prostu dzis zaczynam omawiac z uczniami „Mala apokalipse”… Szkoda, ze juz nic nie napisze, jego proza jest po prostu genialna!
„Palacz” Ladislava Fuksa. Polecam.