Nauczyciele pracują?

Konflikt z minister edukacji w sprawie ferii świątecznych zaowocował niezwykłymi decyzjami dyrektorów. Niektórzy szefowie, aby nie narażać się ministerstwu, wezwali do pracy wszystkich nauczycieli. Tylko po co, skoro do szkoły nie przyszło ani jedno dziecko?

Nic tak nie psuje morale załogi, jak wezwanie do pracy tylko po to, aby pracownik pierdział w stołek. Dlatego dobry dyrektor musi przewidywać sytuację, że ludzie stawiają się na wezwanie, a roboty nie ma. I co wtedy? Pozwolić na demoralizację? Kazać czekać, bo może jakieś dziecko przyjdzie? Pozwolić rozejść się do domów? Udać, że problemu nie ma?

Jak się dowiedziałem, część dyrektorów wpadła na genialny pomysł, aby w czasie przerwy świątecznej zorganizować rady szkoleniowe. Ileś takich posiedzeń musi się w ciągu roku szkolnego odbyć. A zatem skoro posiedzimy 2 i 5 stycznia, to nie będziemy musieli szkolić się w innym czasie. Czyż to nie wspaniałe?

Wilk syty i owca cała. Wszyscy nauczyciele na posterunku, nikt też bezczynnie nie siedzi, bo każdy uczestniczy w szkoleniu, co jest jakąś formą pracy. Byle tylko znaleźć temat, który może się nauczycielom do czegoś przydać, i demoralizacji nie będzie. Niestety, znalezienie takiego tematu jest piekielnie trudne.