Jakie książki przeczytaliśmy?

Przerwa świąteczna była tak długa, że chyba każdy coś przeczytał. Pytam o to szczególnie nauczycieli oraz uczniów, bo inni może nie mieli tyle wolnego.

To bardzo ryzykowne pytać kogoś o przeczytane niedawno książki. Równie dobrze można by zapytać, kiedy ktoś leciał w kosmos. Podejrzewam, że większość chciałaby, ale z wielu racjonalnych powodów nie może. I ja to rozumiem. Dlatego w świecie realnym takich pytań nie zadaję, na ryzykowne działania pozwalam sobie tylko tutaj na blogu. A i tak boję się, że nie będzie odzewu.

Jeśli chodzi o mnie, to mimo długiej przerwy w robocie przeczytałem mało – ale nie z własnej winy. Przyzwyczaiłem się bowiem, że wszystko, co mi potrzeba do rozwoju intelektualnego, podrzucają uczniowie. Młodzież bowiem dużo czyta i chętnie dzieli się tym z innymi. Niestety, tym razem została mi podrzucona tylko jedna książka na święta. Młody człowiek przyniósł mi to, co sam przeczytał z wypiekami na twarzy. W takiej sytuacji nigdy nie odmawiam, biorę i też czytam. Tak oto niedawno pochłonąłem zbiór opowiadań „Witajcie w Rosji” Dmitrija Głuchowskiego. Nie żałuję.

Przeczytałbym więcej, ale nikt mi nic nie dał. Odkąd pracuję w dobrym liceum, podobno dla elity, zrobiłem się tak wygodny, że nie szukam żadnych książek. Wszystko ludzie mi dają do ręki, zwykle ponad miarę, co bywa czasem denerwujące. Dlatego ta jedna jedyna książka bardzo mnie zaskoczyła. Nawet nie chcę myśleć, dlaczego nie dostałem więcej, bo mógłbym dojść do głupich wniosków, za które po powrocie do szkoły musiałbym jeszcze przepraszać dyrekcję, rodziców i ich dzieci Powiedzmy, że to był przypadek, który nigdy więcej się nie powtórzy.