Najtrudniejsza lekcja
Mam za sobą najtrudniejszą lekcję, czyli zebranie z rodzicami. Przez bitą godzinę wylewałem siódme poty, tłumaczyłem się za siebie, kolegów i dyrekcję, delikatnie informowałem o problemach z dziećmi, przedstawiałem szkołę w barwach sukcesów i cudów. W porównaniu z tym wszystkie inne lekcje to łatwizna.
Byłoby jeszcze gorzej, ale frekwencja na zebraniu była mizerna. Przyszedł zaledwie co trzeci rodzic. Już przy frekwencji 50-procentowej robi się gorąco, a gdy jest komplet, wtedy sytuacja wymyka się spod kontroli. Całe szczęście, wielu rodziców nie przychodzi na szkolne zebrania, bo ma ważniejsze sprawy.
Znam nauczyciela, wspaniałego pedagoga, który jak tylko obejmie wychowawstwo, natychmiast zaczyna pracę nad rodzicami, aby nie przychodzili na żadne z nim spotkania. W tej dziedzinie ma zdumiewające sukcesy. Byłem kiedyś świadkiem, jak osiągnął zerową frekwencję. Z podziwem patrzyłem, jak wszedł do swojej sali, spojrzał na puste krzesła, poczekał kilka minut i poszedł do domu.
Podobno na poprzednim zebraniu załatwił rodziców tekstem: „Proszę państwa, nie mam wam nic do powiedzenia”. Po czymś takim ma zapewniony święty spokój. A my wszyscy musimy siedzieć do nocy, bo rodzice naszych uczniów mają zawsze tysiące spraw do załatwienia i w żaden sposób nie dają się zniechęcić.
Komentarze
Nie no, lepszy niż politycy
Czy wszyscy nauczyciele obecnie tak odbierają zebrania?
adszym,
nie wszyscy nauczyciele boją się rodziców czy też nie przepadają za rozmowami z nimi. Niektórzy potrafią odnaleźć wspólny język. Ze mną też nie jest tak źle, bywa jednak, że nasze spotkania są trudne, czasem trudno kogokolwiek obarczać winą, po prostu warunki panujące w publicznej szkole bywają zadziwiające dla obydwu stron.
Pozdrawiam
Gospodarz
Mimo wszechobecnego Librusa bardzo cenię sobie spotkania z nauczycielem „tete a tete”. Tylko wtedy możemy poznać ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu wpływają na kształtowanie naszych latorośli. Czasami jest to budujące, gdy w nauczycielu odkrywamy pasjonata, empatycznego człowieka, którego chce się wspierać. A czasami …ręce opadają, ale wówczas można wspierać dzieci buntujących się przeciw takim belfrom.
Nauczyciele nie bójcie się rozmawiać [choć czasami to bardzo trudne] , tylko rozmowa może budować zaufanie między Wami, rodzicami i uczniami.
Gorzej gdy rodzice(są tacy i ich ilość rośnie!) uważają, że wszystko im najlepiej wyjaśni dyrekcja … 😉 Wtedy mamy klasyczny „głuchy telefon” !!!
Najgorzej gdy wychowawca zbiera cięgi za nieprzemyślane postępowanie innych belfrów. Ja w takich sytuacjach nie wiem, czy śmiać się z głupoty przytoczonych przykładów , czy też płakać nad, np. nietaktownym postępowaniem koleżanki lub kolegi.Rodzice przekazują sygnały swoich dzieci, a one mają wyostrzony zmysł obserwacji. Warto o tym pamiętać. Także i o ich skłonnościach do przesady. Myślę, że wychowawca o wielu sprawach jest zorientowany, gdy prowawdząc lekcjje wychowawczą, rozmawia z uczniami, nie tylko na tematy ich nieobecnosci lub swojego, jakze ważnego przedmiotu.