Wymieranie wulgaryzmów
Nie tylko piękne słowa wychodzą z użycia, zmniejsza się także bogactwo polskich wulgaryzmów. Byłem z uczniami na filmie „Bogowie” i widziałem, jak ubogo klnie wybitny lekarz. To żenujące, że reżyser kazał docentowi Relidze wciąż rzucać tylko „k…wami”. Jestem pewien, że w latach 80. jak ktoś już przeklinał, to bardziej bogato.
To prawda, że dzisiaj większość ludzi posługuje się jednym wulgaryzmem, zwykle „k…wą”, absolutnie do wszystkiego.
Jak ktoś zna jeszcze „ch…a” i „pi…ę”, to musi być ponadprzeciętnie inteligentny. Przepraszam Czytelników za zapis wulgaryzmów, ale gdybym posługiwał się tylko pierwszą literą, np. „ch…” czy „p…”, to uczyniłbym swój tekst niezrozumiałym dla zbyt wielu osób. Wrócę jednak do meritum.
Czynna znajomość trzech wulgaryzmów już człowieka wyróżnia w tłumie. A jak ktoś umie tworzyć z wulgaryzmów konstrukcje złożone, np. „ch…j je…any” czy „p…da pier…ona”, to musi być wybitnie inteligentny. Geniusze potrafią posługiwać się wulgaryzmami wielokrotnie złożonymi, ale to już jest naprawdę mistrzostwo świata, czego w ciągu ostatniej dekady nie udało mi się ani razu doświadczyć.
W ogóle obracam się w towarzystwie ludzi, którzy klną tylko „ku…wą”. Byłoby obrazą powiedzieć, że klną jak szewc, gdyż przedstawiciele tej profesji posługiwali się wachlarzem kilkudziesięciu wulgarnych słów. Wiem, co mówię, gdyż mój dziadek był przed wojną szewcem w Warszawie i potrafił przeklinać godzinami, przy czym nigdy nie używał dwa razy tego samego słowa.
Jak już przeklinać, to na poziomie. Dlatego uważam, że Łukasz Palkowski, reżyser „Bogów”, zbyt nisko zawiesił poprzeczkę. Gdy tylko wróciłem do domu, natychmiast włączyłem „Człowieka z blizną” w polskiej wersji językowej. Wprawdzie w oryginale nie ma tam urozmaicenia, ale tłumacz za punkt honoru wziął sobie nigdy nie powtarzać wulgaryzmów. I to jest po prostu miód na uszy.
Komentarze
W ogóle 10, 20, a co dopiero 30 lat temu ludzie młodzi byli o wiele inteligentniejsi pod każdym względem! I komu to przeszkadzało … 😉
Zgadza się inteligencja wymiera w narodzie a znakiem tego jest ubóstwo językowe również w zakresie wulgaryzmów. Czy nowa matura z j.polskiego nie powinna uwzględniać znajomości tychże? Och, żeby ktoś słyszał, co ja sobie pod nosem mamroczę, kiedy poprawiam prace pisemne maturzystów z j. obcego na poziomie rozszerzonym wg nowych kryteriów oceny CKE, kiedy jestem pod wrażeniem ich precyzji w odniesieniu do ‚głębi’ argumentów użytych w liście formalnym z zażaleniem albo oryginalności wstępu w artykule….
\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\ Poledam „Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów” Macieja Grochowskiego wydany przez Wydawnictwo Naukowe PWN. Stanowi on zbiór słownictwa w naukowym opreacowaniu, charakteryzuje się bardzo bogatą bibliografią dotyczącą tej problematyki w literaturze językoznawczej.
Filologini, uczeń, nawet maturzysta może robić błędy,chodzi przecież do szkoły. Natomiast belfer nie ma prawa się denerwować na jego marne umiejętności, lecz należy zastanowić się, jak jemu pomóc. I nie trzeba wnerwiać się na mędrców z CKE, to nic nie da. Lepiej wypić drinka w dobrym towarzystwie……
Jak on pisze maturę to już na pomoc za późno… 😉 Nota bene za 15-20 lat nikt już nie będzie żadnej literatury rozumiał ani językowo ani merytorycznie, jeśli to zidiocenie będzie w tym tempie postępować … 🙁
Notabene, drogi belfrze 🙂
Nota bene (łac.) – zauważ dobrze. Sprawdź zanim poprawisz, Qaziku.
Nie mówi się „wulgaryzm”. Mówi się „zaklęcie”.
Ino, moje mamrotane zaklęcia dedykuję wyłącznie mędrcom z CKE i do nich to piję. Uczniowie i nauczyciele to tylko ofiary ich ‚mądrości’ 😉 Uczniów rozgrzeszam, zwłaszcza rocznik robiący za królika doświadczalnego.
Pan Gospodarz narzeka na belfrów, czyli na siebie.
Kto jak nie oni, spłaszczają, spłycają, banalizują polszczyznę?
Jak szkoła polega za zaliczaniu testów, to nic więcej ponad banalną k…ę się nie usłyszy. Przecież żeby porządnie kląć trzeba mieć rozmach, styl, lekkość i słuch do języka. Trzeba być poniekąd poetą.
A tak, zostaje tylko k…a. Słychać ją wszędzie. drażni nie znaczeniem, ale złym użyciem, zużyciem, jałowością.
No i szewców już nie ma.
Dawno temu (lata 60-te ub.w.) robiłam ćwiczenia z moimi uczniami, na wyprowadzenie adwersarzowi rodowodu os Adama i Ewy bez użycia jakiegokolwiek obelżywego, czy wulgarnego słowa. Bawiliśmy się znakomicie (Technikum Chemiczne , 2/3 chłopaków). Prawdziwy smak zwycięstwa odczułam w kilka miesięcy później, kiedy to najpierw wyrwałam chłopięcą czuprynę z damskich łapek, a potem wyprowadziłam szlochającą sprawczynię na stronę.
– Co się stało?
– On na mnie, pani prof…..
– Co, na Ciebie?
– Kiedy się wstydzę…On na mnie…
– Jak nie powiesz, to jesteśmy w kropce, nie pomogę. Zamknij oczy i mów…!
– On na mnie … flanelka i gżegżółka…
Pytam na stronie delikwenta
– Leszek, ptaszę Ci daruję, a co z tą flanelką?
– A co, pani prof. , miałem jej prawdę?
– ???
– Miałem powiedzieć, że szmata?
No i sami powiedzcie? Czy nie piękne wspomnienie starej belferki?
Filologini, to dobrze. pozdrawiam.
Przypomnial mi Pan jedna z lekcji jezyka polskiego w czasach liceum. Uzylam wulgaryzmow jako przykladu jezyka na wskros uniwersalnego, bowiem skladajacego sie z wzglednie niewielu slow, za to niezwykle plastycznych i umozliwiajacych podstawowa oraz latwo zrozumiala komunikacje na poziomie podstawowym. Jedna z milej wspominanych lekcji, bowiem nauczycielka podjela temat i wywiazala sie z tego calkiem interesujaca dyskusja.
jaruta, historia nie z tej epoki! To były dawne dobre czasy, kiedy nauczyciele i uczniowie zachowywali się uprzejmie i no….. po ludzku.
Tylko proszę, objaśnij co oznacza „…. wyprowadzenie adwersarzowi rodowodu os Adama i Ewy..”
jo-pi : prosta sprawa – poddanie w wątpliwość cnoty wszystkich prababek do ostatniego pokolenia i uczciwego zarabiania pradziadków, a także wszystkich innych pociotków od stworzenia świata, po dzień awantury.
Gdybym nie sprawdził dobrze, to bym nie pisał, habitusie.
@quazik
Kopaliński obie wersje uznaje za poprawne – nie ma o co łamać krzeseł … 😉
Specjalnie się zarejestrowałem, żeby dodać ten komentarz, bo się troszkę zdenerwowałem. Mianowicie:
Gdyby autor posta był cokolwiek obeznany, gdyby nie był takim ignorantem to by doskonale wiedział, że Religa na potęgę, bez opamiętania i non stop robił cztery rzeczy…
– pił alkohol,
– palił papierosy,
– klął jak szewc,
– i co najważniejsze… przyczyniał się do polskiej medycyny w stopniu wyśmienitym i to wbrew władzy…
Wracając do autora artykułu, to jest pedagog, który zabiera dzieci, wychowanków na film o człowieku, o którym nie ma najmniejszego pojęcia, prócz tego, że Tamten był lekarzem. Bo pewnie, że specjalności kardiochirurgicznej to się z filmu dowiedział
Bisi,
przyjmuję z pokorą uwagi, jak mało wiem o Relidze. Odniosę się tylko do istoty rzeczy, czyli do przekleństw. Jeżeli Religa klął jak szewc, to dlaczego reżyser kazał nam wysłuchać tylko jednego rodzaju przekleństw, wyłącznie wspomnianej k…rwy. Miałem wrażenie podczas filmu, że tak to klnie środowisko filmowe, natomiast lekarze, a szczególnie Religa, dużo mocniej i piękniej.
Pozdrawiam
Gospodarz
Dla rozładowania atmosfery – wykopane z pamięci: ‚Odpierwiastkuj się ode mnie, Ty ilorazie nieparzysty, bo jak Cię przelogarytmuję, to Ci zbiór zębów wyjdzie poza nawias’ 😉