Plewy zamiast ziarna
Wszyscy chcą być piękni, mądrzy i wykształceni, ale nie każdy ma ku temu predyspozycje. Uczniem liceum powinna być osoba spełniająca określone wymagania intelektualne. W okresie wyżu demograficznego bardzo wysoko podnosi się poprzeczkę dla kandydatów do liceum, natomiast gdy jest niż, każdy absolwent gimnazjum może zostać licealistą.
Nic więc dziwnego, że panika ogarnęła dyrektorów szkół średnich, gdy dowiedzieli się, że mają zostać wprowadzone progi, czyli minimalne liczby punktów, jakie trzeba mieć, aby zostać przyjętym do liceum. Do tej pory w wielu szkołach komisje rekrutacyjne nie zaglądały w papiery, tylko z radością przyjmowały każdego, jak leci. Nie liczyła się jakość, lecz ilość. Szkoły publiczne funkcjonują bowiem dzięki odpowiedniej liczbie uczniów, a nie dzięki jakości naboru. Worek plew jest więc lepszy od garści ziarna. Dlatego dyrektorzy nie chcą odsiewać ziarna od plew, bo dobrze wiedzą, że ziarna, czyli dobrej młodzieży, nie wystarczy dla wszystkich.
Progi zostałyby wprowadzone, ale za plewami ujęła się łódzka kurator oświaty, Wiesława Zewald. Domaga się zniesienia progów, a nawet grozi, że unieważni decyzję komisji rekrutacyjnej, która odrzuci słabego ucznia, mimo że jest miejsce w szkole. Pani Zewald zachowuje się jak rasowy kurator, z tym że opiekuje się nie uczniami, lecz nauczycielami i dyrektorami. Przecież brak uczniów oznacza zamknięcie oddziałów, a nawet likwidację szkół. Natomiast Wiesławy Zewald nie obchodzi, co stanie się z uczniami, którzy kompletnie nie nadają się do pobierania nauki w liceum. Jaką męczarnią będzie dla nich konieczność chodzenia do szkoły średniej. Poza tym ta właśnie grupa uczniów czuje się w liceach bezkarnie, niczego się nie uczy, ponieważ wie, że w okresie niżu nie zostanie wyrzucona ze szkoły.
Tymczasem dla uczniów mniej zdolnych i mniej ambitnych lepszym miejscem jest szkoła zawodowa i praca. Mogą być szczęśliwymi hydraulikami, glazurnikami, brukarzami, drogowcami, a nawet politykami, a tak dzięki decyzji łódzkiej kurator będą sfrustrowanymi licealistami, którzy nienawidzą tego, czego się uczą, gdyż uważają, że im się to do niczego nie przyda. Ustanowienie progów, jakkolwiek z humanitarnego punktu widzenia jest złe, jednak służy mobilizowaniu dzieci do nauki i okazywaniu jej szacunku.
Komentarze
Zewald po prostu próbuje się podlizać „równosciowym” doktrynerom z „Wybiórczej”!;-)))))
Podpisuję się rękami i nogami pod ostatnim oakapitem. A teraz czekam na głosy oburzonych, którzy zarzucą Panu elitaryzm i pogardę wobec młodzieży mniej hojnie obdarzonej przez naturę w zakresie inteligencji, pracowitości czy zamiłowania do nauki. Wszak panuje powszechna opinia, że każda Andżela i każdy Sebastian (użyci tutaj jako pewne symbole) mają prawo do nauki w liceum, jeśli im się tak zamarzy – nawet jeśli po podstawówce z trudem sylabizują i nie potrafią obliczyć pola prostokąta. Ech, szkoda gadać.
Popieram autora. Przy okazji należy wymusić zakaz tworzenia oddziałów o liczbie uczniów większej niż 22. Jedna tylko uiwaga. Po zawodówce ludzie wiele umieją, a nasi politycy … bez komentarza.
Zgadzam się, bo potem na maturze sprawdza się prace tzw. kosmitów, którzy z testu czytania ze zrozumieniem dobywają 2-3 punkty (dopóki nie sprawdzałam matur zewnętrznych, nawet nie wiedziałam, że tak może być), piszą stylem dziecka naiwnego lub bohatera komedii Moliera, który odkrył, że „mówi prozą”. Ktoś tym dzieciom wmówił, że matura im się należy, że każdy ma prawo do wykształcenia średniego, nawet gdy nie potrafi zrozumieć prostego artykułu z gazety. To krzywdzenie tych dzieci, ale też powodem jest brak dobrego, sensownego szkolnictwa zawodowego.
Ależ właśnie matura się im należy! Tak przynajmniej mówią nam z góry. Ostatnio usłyszałem, że celem jest 80% Polaków z maturami. Osiemdziesiąt!
Cieszę się, że Pan to napisał, czas wreszcie głośno powiedzieć, że liceum ogólnokształcące i matura nie są dla wszystkich.
Mój syn jest teraz w trzeciej klasie LO. Dostał się z doskonałymi wynikami, otwierał listę przyjętych. Niestety, do klasy tej trafiło aż 33 osoby (brakowało miejsc w ławkach!), sporo z „dolnej półki”. Skutek jest taki, że przez trzy lata na każdej wywiadówce wysłuchuję, że „Klasa jest beznadziejna, młodzież nie chce się uczyć a średnia ocen jest zastraszająca”.
Czyja to wina, pytam? Bo na pewno nie moja, ani też nie mojego dziecka.
mada: Ja wiem jaką grupę ludzi określasz mianem kosmitów, ale zasmuciło mnie to troszkę… bo ja też dostałam na maturze próbnej 2 punkty za część testową, mimo że z polskiego mam piątki… cóż, nie wstrzeliłam się w klucz i zostałam kosmitką, może nie powinnam jednak podchodzić do matury :p
Stara to prawda, że jeśli stawia się na ilość, cierpi na tym jakość.
W III RP macherzy od reformy oświaty zadekretowali, że Polska ma być krajem ludzi wykształconych przynajmniej na poziomie średnim,
a najlepiej wyższym. Likwidujemy zatem zawodówki, otwieramy licea profilowane, zwiększamy liczbę liceów ogólnokształcących (w moim mieście w czasach PRL-u były dwa, teraz jest siedem).
Licea profilowane okazały się ślepą uliczką, ani nie uczyły zawodu, ani nie przygotowywały do studiów. Treści programowe przerastały możliwości intelektualne młodzieży, co powodowało zasygnalizowane już tu frustracje. Na udrękę skazani byli również nauczyciele, ponieważ praca w tych szkołach była przysłowiową orką na ugorze. Teraz masowo zamyka się te niechlubne licea, a na ich miejscu pojawiają się czteroletnie szkoły o statusie technikum. I sytuacja w zasadzie się powtarza: realizacja programu z przedmiotów ogólnokształcących natrafia na naturalny opór młodych ludzi, a naukę zawodu utrudnia (czasem wręcz uniemożliwia) brak odpowiednio wyposażonych gabinetów i problemy z wysłaniem uczniów do zakładów pracy na niezbędną praktykę.
Jakież będą Rzeczpospolite, jeśli nadal teki ministrów oświaty będą znajdować się w rękach niefrasobliwych i niekompetentnych urzędników?
„mada” kocham Twoją myśl”…brak sensownego szkolnictwa zawodowego.
„grab”-Moi niefrasobliwi iniekompetentni z tekami ministrów to:
1)minister J.Kuberski-wizjoner dziesięciolatki i nie tylko(długo służył oświacie,nie wiem czy nie najdłużej od 1945 do dzis)
2)minister,prof.H.Samsonowicz,sukces-religia w szkole
3)minister „laga” Stelmachowski.Groził ale nie wystraszył nas.
4)minister Mirosław „Gimbus,analfabetyzator,likwidator i można jeszcze)Hahdtke
5)ministra Giertycha nie zdzierżyłem.
Oczywiscie po drodze było wielu,jednak bezbarwnych.
Obecnej minister zyczę dalej cudownego samopoczucia.Nauczycielom współczuję.
cassandro-moim zdaniem tzw. klucz na maturze to wymysł idioty.Miał prawo,lecz ci ,którzy to zatwierdzili…
Klucz zamyka twórcze umysły.Nie jak ja myślę, tylko jak wpasować się w myśl wszechwiedzących układających.
Gospodarzu blogu,może coś na ten temat.
Wiesz, jeszcze niedawno myślałam, że to tylko nauczyciele mają pecha do ministrów (bo mają!!!),ale gdy porozmawiałam ze znajomymi i poskarżyłam się na „cudnych” ministrów, usłyszałam „mój minister to dopiero idiota”., okazało, że w innych branżach też niekoniecznie trafiają kompetentni.
Myślę, że edukacja powinna także iść w stronę dobrze zorganizowanego szkolnictwa zawodowego, ale w ten sposób, by jednak szkoły nie opuszczał wtórny analfabeta (a tzw. egzaminy zawodowe pokazują, że tak jest!!!), który „jest tylko w zawodówce, więc czego wymagać”.
Przede wszystkim rozdzielanie uczniów na ziarna i plewy jest niewłaściwe i niestosowne. Na wielkie zróżnicowania istniejące miedzy uczniami kładzie bardzo mocny nacisk pierwsza zasada pedagogiki praktycznej(zob. Pierwsza zasada pedagogiki praktycznej http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID353080363,index.html). Uzasadnione zatem będzie porównywanie uczniów do ziaren różniących się między sobą wielkością i rodzajem. Mamy ziarna kilku gatunków fasoli, grochu, bobu, różnego rodzaju zbóż, ale i ziarenka maku, piasku oraz nasiona (ziarenka) różnych traw. Trawy są bardzo pożyteczne, ale niepożądane na grządkach dużego jaśka. Duży jasiek też nie będzie się czuł nadzwyczajnie na najbardziej nawet ukwieconej łące.
Zarówno Pan Gospodarz, jak i dotychczasowi dyskutanci usiłują wylać dziecko razem z kąpielą. Nauczyciele powinni sobie zdawać sprawę, że ze względów społecznych każde miejsce w szkole powinno być właściwie wykorzystane, a nie marnowane. Klasy powinny być liczebnie możliwie małe, a w każdym razie znacznie mniej liczne od obecnych – aby szkoły mogły być instytucjami nauczającymi, a nie tylko przechowalniami dokształcającymi dzieci w czasie pracy zawodowej ich rodziców. Ze względu na istniejące i nie dające się zniwelować zróżnicowania między dziećmi uczniowie powinni się uczyć w klasach intelektualnie wyrównanych, a zatem w całkowicie innym systemie kształcenia niż obecny. Z kompletnego braku reakcji dyskutantów tego blogu na tezy zawarte w poście (zob. Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy? http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=573#comment-48677) wynika, że nauczyciele nie rozumieją istoty problemu i w kółko powtarzają zdezaktualizowane i nieskuteczne już prawdy.
Do różnej wielkości i rodzaju ziarenek można porównywać również punkty cke, które nauczyciele jako egzaminatorzy zewnętrzni skrupulatnie zliczają, chociaż zliczanie razem ziaren ryżu, owsa i grochu (zob. Różnice między ocenianiem tradycyjnym i ocenianiem nowoczesnym na przykładzie próbnego egzaminu gimnazjalnego matematyczno-przyrodniczego (GW z dnia 16 stycznia 2009) http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID360023282,index.html) jest bezsensowne. Progi kwalifikacyjne można będzie brać pod uwagę dopiero wtedy, kiedy zarówno ocenianie wewnątrzszkolne (zob. Czy nauczyciele umieją oceniać? http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=625#comment-55546), jak i ocenianie zewnętrzne będą rzetelne i wiarygodne. Obecnie tylko ludzie niekompetentni i nieodpowiedzialni mogą je za takie uważać.
Aby nauczyciele mogli uczyć dzieci czytanie ze zrozumieniem powinni sami wykazać, że umiejętność tą posiadają. Zamiast dobrze uzasadnionych uwag merytorycznych w stosunku do tego, co napisałem, niektórzy nauczyciele nie mieli żadnych oporów, aby z niebywałą pewnością siebie wygłaszać swoje aroganckie i zarozumiałe osądy oraz oceny.
Niniejsza wypowiedź jest swojego rodzaju votum separatum w stosunku do wypowiedzi nauczycieli na tym blogu; jest również moim votum nieufności w stosunku do dotychczasowych poczynań oraz „osiągnięć” reformatorów oświatowych z Panią minister Hall włącznie.
czarnaowca (zob. http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=599#comment-52000)
Za tzw. PRLu mówiono, że absolwent szkoły wyższej jest na poziomie przedwojennego maturzysty. Teraz owe licea i technika nowego chowu ministerialnego spowodowały, że absolwent wyższej szkoły jest na poziomie …, pytanie tylko jakim. Maturzysty z PRLu, czy może absolwenta Zakładu Doskonalenia Zawodowego … . Progi, a po jakiego grzybka, debil może być magistrem i ministrem nawet. Oto myśl nośna, przewodnia i zapewne jedyna pani minister. I tego się trzymajmy…
„Mózgiem” pozycji 4 byla Dzierzgowska Irena – do dziś kreowana i kreująca się na eksperta od edukacji;-)))))))) Warto o niej pamiętać przy podziale odpowiedzialności!!!
Ale przecież nikt tym mniej zdolnym nie każe iść do liceum-mogą wybrac technikum czy właśnie zawodówkę albo nie iść do szkoły średniej wcale, bo nie jest ona obowiązkowa. Więc nie rozpaczajmy-wybór mniej zdolnych i ich problem, że się umęczą skoro wybrali źle.
Szczerze powiedziawszy, nie jestem pewna, czy nalezy Panu pogratulowac odwagi…
Zgadzam sie w wielu punktach z Pana zdaniem, ale uwazam tez, ze mozna bylo sens ogolny wyrazic w bardziej przystepny sposob.
hmmm jak by to ujac? Moze: w sposob bardziej przystajacy osobie o zawodzie „nauczyciel”.
Wiem, forma blogu wymaga pewnego rodzaju urozmaicenia, efektownosci wypowiedzi. Ale uzycie analogii „odsiewać ziarna od plew”… ?!
Mysle, ze grono czytelnikow (w wiekszosci rownie cynicznych i wyrachowanych, nie wiem? rozgoryczonych praca, mlodzieza polska, zyciem, istnych chodzacych syndromow burn-outu, i innych tam pedagogow szkolnych) potrafiloby i bez tego efekciarskiego srodka wyrazu zrozumiec problem przez Pana poruszony.
Mysle tez, ze owa pewna grupa uczniow liceum nie uczy sie niczego i czuje sie przy tym bezkarnie z wielu innych, bardziej zlozonych powodow. A akurat swiadomosc urodzenia sie w nizu demograficznym nie jest im chyba dana, gdyz sa ograniczeni umyslowo.
„Kiedy wol byl ministrem i rzadzil rozsadnie,
szly sprawy z wolna wprawdzie ale szly porzadnie”
Dla mnie takim „wolem ministrem” byl swojego czasu
Henryk Jablonski.
A potem to juz tylko malpy.
W zupełności Pana popieram, jak się ktoś chce uczyć to się uczy a jak nie to po jakie licho go do tej nauki zmuszać? Każdy ma swoje życie i od niego zależy jak je wykorzysta. Progi były od zawsze i uważam, że jest to mobilizacja dla gimnazjalistów którzy w 3 klasie piszą egzamin a także robią wszystko aby pod koniec tej 3 klasy podwyższyć sobie średnia i chociaż to ich troche mobilizuje … co będzie jeżeli progi znikną? wszyscy stwierdzą, że po co się uczyć jak i tak się dostaną do LO. Nie ma to jak polska zasada ” zmieniać tylko po to żeby zmieniać”
Polska powinna być silna przede wszystkim swoimi szkołami, a nie jastrzębiami i innym wojskowym sprzętem. Niestety, społeczeństwo jeszcze tego nie zrozumiało, a rodzice i nauczyciele nie są do tego przygotowani. Gotowe są tylko dzieci i młodzież.
NN, w technikach meczą się z ‚niewyuczalnymi’ i leniami głownie n-le. A potem zrzuca się na nich odpowiedzialność za 10-30 % zdanych, trudnych, egzaminów zawodowych.
W Niemczech już po podstawówce dzieli się uczniów na klasy mniej lub bardziej zdolne- z korzyścią dla wszystkich. Syn Maury na pewno rozwinąłby tam swoje talenty wśród podobnych sobie.
Zainteresowanych problemem odsyłam do mojej publikacji sprzed roku prawie… Nic się nie zdezaktualizowała.
„Meandry rekrutacji do szkół ponadgimnazjanych.”
http://www.gazeta.edu.pl/Meandry_rekruracji_do_szkol_ponadgimnazjalnych-95_379-0.html
Włodzisław Kuzitowicz
Od paru lat obserwuję, jak u mojego syna w publicznej szkole podstawowej, tzw. z klasami muzycznymi dzieli się dzieci na „muzyczne” i „nie muzyczne”. Oczywiście, jeśli już ktoś zmusza dziecko do ćwiczenia na jakimś instrumencie, to mozna założyć, że zalezy mu także na innych przedmiotach. Dlatego klasy „muzyczne” są u nas generalnie lepsze, a „niemuzyczne” gorsze. Od jakiegoś czasu, z inicjatywy nauczycieli, nauczycieli muzyki i innych, klasy są mieszne. Budzi to protesty rodziców muzycznych – bo dochodza im do klasy różne dzieci zaniedbane i wszelki margines, więc protestują i molestują dyrektorkę. Ta im mówi, że szkoła nie jest „muzyczna”, tylko ” z klasami muzycznymi” i że nie bedzie podziału na dzieci lepsze i gorsze. Wydaje się, że ma rację, ale – jedynym sposobem przyciągniecia do szkoły wiekszej liczby dzieci, a co za tym idzie dostania z gminy wiekszych pieniędzy, jest specjalizacja, bo poza tym szkoła jest jedną ze słabszych na Ursynowie. Oczywiście, specjalizacja nie wyklucza klas mieszanych, cala ta sprawa jednak budzi ogromne emocje.
@Niedzwiedzica
Czym innym jest podział uczniów na „muzycznych” i „niemuzycznych”, a czym innym podział na uczniów „lepszych” i „gorszych” według statusu majątkowego ich rodziców. Podział na „muzycznych” i „niemuzycznych” pozwala uczniom zarówno „muzycznym”, jak i „niemuzycznym” uczyć się. Natomiast w klasach wymieszanych, składających się z uczniów „muzycznych”, jak i „niemuzycznych” jedni i drudzy – zamiast się uczyć – wzajemnie sobie przeszkadzają. Rodzice powinni konsekwentnie domagać się podziału na klasy z uczniami „muzycznymi” oraz na klasy z uczniami „niemuzycznymi” (zob. Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy? http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=573#comment-48677)