Godziny prawdziwe i kłamliwe
Szczęka opadła nauczycielom, gdy dowiedzieli się, że mieszczą się w pierwszej dziesiątce zawodów najwyżej opłacanych za godzinę pracy (raport opublikowany przez „Gazetę Wyborczą”). Uważam, że nie ma co się wściekać. Trzeba wyciągnąć z tych informacji wnioski i okazać się mądrym po szkodzie.
Jak cię widzą, tak cię piszą. Zanim zacząłem pracować w szkole, szyłem ubrania w Starowej Górze (podłódzka miejscowość). Towar sprzedawaliśmy na pniu, głównie pielęgniarkom i lekarkom z pobliskiego Szpitala Matki Polki. Oprócz szycia prowadziliśmy naprawę ubrań, kapci (na przełomie lat 80. i 90. wszystko się naprawiało). Naprawę można było wykonać w pięć minut, ale szef kazał nam wydłużać pracę, gdyż w przeciwnym wypadku klientka byłaby oburzona, że za tak krótką pracę musi zapłacić tak dużo. Cmokało się z niepokojem nad rozdarciem i prosiło, aby klientka przyszła za godzinę. Usterkę reperowało się w kilka minut, ale towaru tak szybko nie można było wydać. Gdy pielęgniarka czy też lekarka wracała, sadzało się ją na krześle i prosiło o kilka minut cierpliwości. Następnie udawało się, że robota trudna (tu trzeba wypruć, tam podłożyć, gdzie indziej zaszyć itd.). Oczywiście za parawanem robiło się zupełnie co innego, ale klientka o tym nie wiedziała. Warto było tak przetrzymać towar, aż się klient zaczął niecierpliwić. Potem wołało się, że jeszcze mała chwilka, no prawie już, jeszcze momencik. I tak w sumie trzymanie klienta trwało ok. dwóch godzin, z tego właściwa praca – kilka, a wyjątkowo kilkanaście minut. Potem wydawało się towar i mówiło cenę. Powiedzmy, jak na dzisiejsze pieniądze, jakieś 30-50 zł. Dużo za takie głupstwo? Ale przecież robota trwała dwie godziny!
Niestety, z nauczycielami jest odwrotnie. Przeprowadzenie jednej lekcji wymaga trzech godzin pracy, ale ludzie widzą tylko 45 minut prowadzenia zajęć. Są więc w szoku, gdy słyszą, że za 45 minut nauczyciel dostaje 15-30 zł.
W wielu innych zawodach robi się klientów w trąbę, wmawiając im, że dana robota wymaga takiego a takiego nakładu czasu pracy. I ludzie wierzą w te bzdury. Jak nie pilnowałem, to dwie pary drzwi zakładano mi przez dwa dni, a jak pilnowałem, to robotnik cztery pary drzwi zakładał mi przez 4 godziny. W sprawie pracy nauczycieli media zrobiły ludziom wodę z mózgu, bowiem przekonały wszystkich, że nauczyciel pracuje tylko wtedy, gdy prowadzi lekcję.
Pamiętam z wykładów prof. Lazari-Pawłowskiej (wybitny etyk), że kłamstwo moralnie najbardziej obarcza nauczyciela. Inne zawody mogą kłamać, ale nauczyciel nie. Niestety, czasy nastały takie, że trzeba skorzystać z mądrości mojego szefa, który prowadził w Starowej Górze firmę krawiecką. Okazuje się, że etyka krawiecka jest lepsza od etyki belferskiej. Mamy robotę np. na pięć minut, ale ludzie chcą wiedzieć, że to robota na kilka godzin, więc oszukujmy ich, że tyramy wiele godzin. Wtedy będą wdzięczni, że za tyle czasu pracy wzięliśmy tak mało.
Jak tam mogę nawet zamieszkać w szkole, mogę brać nawet nocne dyżury na sprawdzanie zeszytów. Jeśli tylko ludzie lepiej się z tym będą czuli, mogę pokazać na miejscu, że dobrze wysiaduję jaja. Oczywiście efektywnej pracy będzie tyle samo. Tylko w statystyce zarobków za godzinę pracy spadniemy na 70. miejsce, czyli tam, gdzie jesteśmy naprawdę.
Komentarze
Dorabiając jako sekretarka u pewnego pana Mecenasa, wielokrotnie sama pisałam prościutkie pisemka, czy też sam Mecenas dyktował mi „z głowy” pewne schematyczne pisma. Trwało to najwyżej 20 minut, ale szopka przy tym odstawiana była taka, że klient miał przykazane przyjść za kilka godzin, nie wcześniej. Wtedy to wręczało mu się to pismo, a ten cały zadowolony płacił stówę, z poczuciem, że oto postarano się tutaj, wytężono wszystkie siły i dobrze wykonano zleconą pracę, której on sam, jako laik, wykonać by nie potrafił.
Przy okazji ostrzegam – zanim wybierzecie się państwo do prawnika, najlepiej w pobliskiej księgarni przejrzeć wzory pism procesowych i zobaczyć, czy to nasze pismo jest aż tak skomplikowane. Trochę szkoda tej stówy, prawda?
Nauczyciele zarobią więcej jeśli upomną się o najniższą pensję, a przede wszystkim o minimum socjalne, gdyż to te dwa czynniki są dla wielkości płac w budżecie decydujące. Przepraszam, ale dobrze jest widzieć dalej niż koniec własnego nosa.
Płace są w proporcji do minimów, średnie są do bałamucenia, szczególnie gdy o średnich decydują zarobki 1% zatrudnionych. Nie przymrze z głodu ten 1 % jeśli raz nie dostanie 20% podwyżki.
„”…dobrze jest widzieć dalej niż koniec własnego nosa.”” – ta przygana pod adresem nauczycieli jest zupełnie ie na miejscu. Klepią teraz biedę właśnie dlatego, ze zawsze patrzyli dalej niż na czubek własnego nosa, zawsze na pierwszym miejscu mieli cudze dobro zamiast swojego, dawali sobie też wmawiać, że do ich zawodu przynależy jakieś chore etyczne pseudo-posłannictwo typu *n-l nie może się domagać za wiele, starjkowac nie może itd., bo przecież chodzi tu o nasze kochane polskie dziatki, a dla dziatek trzeba sie poświęcać*. No to teraz każdy jeździ po nauczycielu jak po ostatnim wyrzutku.
jakaś kiepska ta statystyka, skoro 40zł za godzinę to jest pierwsza dziesiątka…
A mnie jest zwyczajnie wstyd za nasze władze i nasze państwo, które jest pracodawcą nauczycieli. Bo któż inny powinien się wstydzić, że zawód wykonywany w prawie 100% ludzi z wyższym wykształceniem jest tak nisko opłacany. Któż inny powinien się wstydzić za to, że by uchylić się od obowiązku zapewnienia godnego życia, jak by nie patrzeć elity intelektualnej, wyszukuje co i rusz coraz bardziej bzdurne argumenty, które mają poprzeć założoną tezę o niegodziwości naszych żądań.
Artykuł GW potwierdza tylko moje wcześniejsze doświadczenia o braku społecznego zrozumienia dla naszej pracy.
Jedyne co mi w tej chwili przychodzi do głowy to to, by cierpliwie prostować wszystkie tego typu kwiatki, bo jeśli i tego zaniechamy utwierdzimy społeczeństwo w tym sposobie myślenia.
A wszystkich zazdrośników zachęcam do tego by chociaż rok przepracowali w szkole, być może wtedy przejrzą na oczy.
Nie podoba mnie się taka gotowość do poświęceń by udowodnić frustratom, że nie jest się wielbłądem. Skoro ustalono, że jesteśmy w pierwszej dziesiątce w związku z przelicznikiem płacy na godzinę.
To propagujmy jednocześnie, że jesteśmy najbardziej ofiarnym zawodem gdyż oprócz tych 18 godzin kolejne kilkanaście czy czasami kilkadziesiąt godzin tygodniowo pracujemy za darmo.
Od września zaś wystawiajmy rachunki za wszystkie nadliczbowe godziny (czyli powyżej tych 18 godzin), a lekcje będziemy prowadzić czytając to co jest w podręczniku. Do takiej lekcji nie trzeba się zbytnio przygotowywać.
„Przeprowadzenie jednej lekcji wymaga trzech godzin pracy”
Jasne 🙂 Chyba się Pan Gospodarz faktycznie czegoś niedobrego w tej branży krawieckiej nauczył.
@flora
” jak by nie patrzeć elity intelektualnej”
Skromność – skarb dziewczęcia
Przeczytałem.
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,5401613,Biedne_kobiety__bogaci_nauczyciele.html
„Gazeta” tylko podaje co bardziej „łakome kąski” z raportu Ministerstwa Pracy. Rację ma Teresa Stachurska, że średnie są od bałamucenia. W sprawie nauczycielskich pensji bałamuci ten raport, bo „nagina” rzeczywistość do doraźnych interesów rządu. Nauczyciel podpisując umowę o pracę zgadza się na 40 godzinny tydzień pracy, w tym 18 godzin dydaktycznych. Skoro taka jest umowa o pracę, to dlaczego do obliczeń stawki za godzinę pracy ministerstwo wzięło 18 godzin. Przecież to zwykła manipulacja. Jakoś w innych zawodach można pracować nawet w domu, przy komputerze. I wlicza się to do godzin pracy. Dlaczego w tym wypadku nie ? A spotkanie biznesowe z kontrahentem w restauracji – wlicza się w godziny pracy czy nie ? To tylko taki jeden przykład, który można interpretować – udają, że pracują, a obżerają się w restauracji.
Halo.Dzien dobry.A ja nauczycieli nie lubie i nie bede sie im popisywal.Niech sobie zarabiaja ile chca. Ich sprawa, nie? A dla mnie zostanie wiecej, bo ja nie jestem belfrem i nie musze duzo zarabiac. Pisze z Anglii, co poznac po braku kropek i ogonkow nad niektorymi literami. Taka klawiatura…Calusy dla dyrektorow szkol. Trzymajcie ich tam ostro! Pa!
@flora
„jak by nie patrzec elity intelektualnej”
Milosc dziewczeca.
Zenonie! Co właściwie wniosły do dyskusji Twoje komentarze? Mam nieodparte wrażenie, że nic. Tak to właśnie jest, gdy za komentowanie zabiera się osoba niemająca pojęcia o pracy nauczyciela. Czyżby jakieś kompleksiki ze szkolnych czasów? Tak, nauczyciele są – a przynajmniej powinni być – elitą intelektualną narodu, bo to oni odpowiadają za stan umysłowy kolejnych pokoleń. I jak jest traktowana ta elita? Jak – z przeproszeniem – w Związku Radzieckim. Byle kopacz rowów, z całym szacunkiem, zarabia trzy razy tyle, co człowiek, który Twoje dziecko z głąba niepiśmiennego w osobnika nauczonego przemienia. A każdy nie całkiem douczony, co tak kochał szkołę, że po trzy lata zimował w jednej klasie, teraz sobie jeździ po nauczycielu jak po burej sobace, że wakacje, że ferie, że te nieszczęsne 18 godzin… Guzik wie, guzik rozumie, a pyskuje, aż gwizd idzie. Takie są uroki demokracji – każdy może powiedzieć, co mu ślina na język przyniesie… Nauczycie i lekarz – ktoś się bardzo stara, żeby zohydzić ludziom te dwa zawody. Zawody godne najwyższego szacunku.
hmm.
Dlaczego nie chcecie zaakceptowac mojego komentarza? Wy bambusy!
Nemesis jest wielka. Nemesis jest boska.
Kiedys byla taka propozycja by nauczyciele sprawdzali klasówki w szkole i jakoś nikt z nauczycieli nie był zachwycony tym pomysłem.
Jak się idzie do nowej pracy też trzeba w domu ostro się przygotowywać przynajmniej przez jakiś czas. Nauczycielom należą się podwyzki ale ich wysokość to już zupełnie inna sprawa. Większa kasa to i z utratą cześci przywilejów powinni się pogodzić.
Lucy, świetny przykład.
Ja mam sprzed kilku dni, z Urzędu Skarbowego, komórka VAT (tak widnieje na drzwiach jednoosobowego pokoju): Dla korekty wartej kilkanaście złotych byłam wzywana dwa razy jako „strona”, a powolne przeglądanie dokumentów i sporządzanie protokołu trwało po dwie godziny.
Nikt inny wówczas nie śmiał zakłócić pracy pani urzędniczki, którą szanuję, ale…
kwant,
w normalnych firmach nie płaci się ludziom odpowiedzialnym za obiad z kontrahentem od godziny, tylko od rezultatu. Nikt normalny nie płaci od godziny, no ale trudno wymagać żeby państwo zatrudniające nauczycieli było normalne…
największe kretyństwo jakie napotkałem od wielu, wielu lat.
jest porzekadło prasowe – „niech prawda nie stanie ci na drodze do dobrej historyjki” i chyba tak się stało.
Już pewnie w wielu miejscach pisano, że normalnie to na każdą godzinę zajęć przypada 2,3 czasem więcej godzin przygotowania i organizacyjnych…
Z moich znajomych ze studiów nauczycielskich NIKT nie został w zawodzie. Moja b. żona, WSPANIAłY NAUCZYCIEL rzuciła zawód, bo nie mogła znieść poniżająco żałosnych zarobków; bo za JEDEN DZIEń pracy w szkoleniach w mojej firmie zarobiła więcej niż jako nauczyciel w miesiąc..
A tu jakiś palant wypisuje, że „nauczyciele dużo zarabiają”!!!!
W świecie, gdzie nie wszyscy mają wyobraźnię, takie głupawe podsumowania miewają spory efekt; a potem mamy negatywny dobór nauczycieli, niedouczonych uczniów i nieefektywną gospodarkę..
Nauczyciele z zasady mają poczucie odpowiedzialności – szkoda, że tym razem dziennikarz takowej nie wykazał…
—
świat, w jakim żyjemy
tworzymy sobie sami…
zenon opierasz swoje zdanie co do czasu przygotowania do lekcji na wf-ie? czy moze swoim widzimisie? jezeli ktos chce sie dobrze przygotowac do lekcji nawet ze „smiesznych” podstaw przedsiebiorczosci, o tych ciezszych przedmiotach nie wspominajac, to musi spedzic spory kawalek czasu zeby przygotowac materialy dla wszystkich, zroznicowac poziom tak aby spasowac jak najwiekszej licznie uczniow, przewidziec problemy i pytania jakie moga pasc, sprawdzic czy na dany temat nie pojawily sie jakies nowosci (nie wszystkie przedmioty), zaplanowac wraz z czasem trwania wszystkie cwiczenia, sprawdzic jakie zadania sa do wykonania i jak efektywnie i efektownie do nich podejsc, zapewnic sobie zapasowe zadania / cwiczenia gdyby uczniowie zrobili je zbyt szybko lub nastapila jakas sytuacja np awaria sprzetu … lacznie ze sprawdzeniem kartkowek i/lub zadan domowych z poprzedniej lekcji srednio wyjdzie z 2-3h. Majac w nastepnym dniu 8 lekcji jest to niewykonalne, wiec wiekszosc nauczycieli robi minimum. Ja bym poczekal jeszcze na jakies genialne wyliczenia efektywnego czasu pracy nauczycieli np jezeli uczniowie cos pisza a nauczyciel tylko ich pilnuje to przeciez nie pracuje ;p ach ci nauczyciele, co chwile czytam na roznych portalach jakie to auta i domy maja i jeszcze pol roku wolnego i taka kase i jeszcze im zle…
@tom_30 Kiedys byla taka propozycja by nauczyciele sprawdzali klasówki w szkole i jakoś nikt z nauczycieli nie był zachwycony tym pomysłem.
No i nic dziwnego. Gdzie oni by to mieli sprawdzać? Pokój nauczycieli w mojej podstawówce to była jakaś klitka wielkości max połowy klasy. Można iść do klasy (jak jest jakaś wolna), ale co jeśli za 45minut trzeba się przenieść z papierami gdzie indziej. W szkołach nie ma miejsca ani na pracę nauczycieli ani na pracę uczniów (w bibliotece jest może jakiś stoliczek jak się zmieści).
Mkmk,
Co to jest „normalna firma” ?
Czym w takim razie jest szkoła ?
Wg ciebie to nie jest zakład pracy ?
Kogo, zamiast nauczycieli, ma zatrudniać w szkole „normalne państwo” ?
Bardo chętnie będę siedziała w mojej szkole od godziny 7.30 (później to nie wypada, bo lekcję/e jednak trzeba przygotować) do 15.30 (równo 8 godzin). I ani minuty dłużej! Ani nawet pół minuty dłużej! Ale życzę sobie opłaty za te 40 godzin pracy a nie 18, czy 27 (więcej i tak nie wolno). Żadnej roboty poza tymi godzinami. Sprawdziany sprawdzam do 15.30. Rodziców przyjmuję też tylko do 15.30! I guzik mnie obchodzi, że przyjdą jedynie bezrobotne mamy lub mające akurat czas babcie. Pracuję jak urzędnik do 15.30. Jakieś konsultacje dla uczniów? Jak zdążę, czemu nie. Jakieś rady pedagogiczne, zebrania zespołów wychowawczych, rady szkoleniowe… Do 15.30. Czy wtedy nikt nie będzie się czepiał mojego zawodu? No i jeszcze wakacje. Oczywiście siedzę podczas nich w szkole i robię to, co akurat jest konieczne: dokumentacja, porządki, nowe programy, korekta planów wynikowych, drukowanie, układanie, modernizowanie sprawdzianów, mycie szkła laboratoryjnego, tworzenie nowych preparatów mikroskopowych. Co tylko potrzeba. Teraz też sobie siedzę w szkole i pracuję z przyjemnością szykuję sie do nowego roku szkolnego. A słyszę, że się opi….rzam. Więc co? Może poprośmy ministerstwo nam przynależne, abyśmy wprowadzili w życie powyższy plan? Jest jeden szkopuł – moja szkoła nie jest przygotowana na taką pracę nauczycieli. Brakuje w niej komputerów do dyspozycji nauczycieli, drukarek, kserokopiarek, pomieszczeń do pracy i spotkań z rodzicami. Tego wszystkiego, co musimy sobie po swojemu kombinować. i co umożliwiłoby wprowadzenie w życie normalności do szkół jako zakładu pracy. Tak naprawdę nie o godziny tu chodzi, bo kto w szkole pracuje ten wie, ile to wymaga czasu. Chodzi o to by nauczyciel był widoczny poza godzinami lekcyjnymi. To będzie możliwe tylko wtedy, gdy nasze państwo stać będzie na normalną doposażoną oświatę. Szkoła polska funkcjonuje tylko dzięki dobrej woli i poczuciu odpowiedzialności jej pracowników – nie tylko pedagogicznych. Czy to dziwne, że chcemy mieć za pracę płacone jak należy?
O czym Wy dyskutujecie?
Ukrainka za sprzątanie bierze 15zł! Szanuję jej pracę, niemniej uważam, że nauczyciele powinni zarabiać więcej, ale też powinni bardziej się angażować w proces nauczania i wychowania. Tylko, że określenie wymagań do nauczycieli nie należy , tylko akurat do rządu.
„Gazeta Wyborcza” jest, jak zwykle w awangardzie w zabiegach o pauperyzację społeczeństwa w interesie tych, którzy z chciwości w biznesie uczynili cnotę. Właściwie to jej główna od 19 lat batalia.
Potrafi udowodnić każdy nonsens byleby tylko usprawiedliwić konieczność zmniejszania budżetowych wydatków i blokowania wzrostu płac.
Ważne dla środowiska nauczycielskiego powinno być zatem pytanie, nie dlaczego naszym kosztem ma się dokonać redukcja budżetu, tylko po co?
Albo , w nieco innej optyce, w czyim interesie? Bo na pewno, nie w interesie gospodarki. To akurat neoliberalne kłamstwo zostało już naukowo i empirycznie po tysiąckroć zdemaskowane.
Nonsensem więc, jest tłumaczenie się, ile godzin pracujecie, w sytuacji kolejnych obniżek podatków i parapodatków.
Nonsensem, z rozwojowego punktu widzenia jest utrzymywanie horrendalnie niskiej płacy minimalnej i Waszych b. niskich płac, będących, jak słusznie zauważa Teresa Stachurska, tejże płacy pochodnymi.
Ergo, walczcie o swoje mądrze! Przestańcie się tłumaczyć i zacznijcie wymagać. Jak zaczną Wam lepiej płacić, to i wymagać będą mogli wiecej.
To po pierwsze.
Po drugie, niewiele wywalczycie samotnie. Nie jest prawdą, że wam się należy a np. pielęgniarkom, czy ratownikom medycznym to już nie.
Nie jest prawdą, że jak im dadzą to dla was nie zostanie.
Prawdą jest natomiast to, że dopóki środowiska pracownicze są podzielone, to nikt z nimi liczyć się nie musi. Stara rzymska zasada obowiązuje także w XXI wieku.
Po trzecie wreszcie, jest jeden warunek konieczny, byście mogli polepszyć swój los. Przestańcie wychowywać uczniów w duchu rywalizacji i samorealizacji!
Jak chcecie, żeby inni doceniali, także w wymiarze płacowym, Wasz wkład w przyszłość społeczeństwa i dobro ogółu, jak wartości te rugujecie w procesie kształcenia?
Życie jest bardzo proste, Drodzy Belfrowie. Dostajemy tylko tyle, ile dajemy. Więcej trzeba sobie ukraść. A kraść legalnie może tylko ten, który ustanawia reguły. Dopóki akceptujecie reguły neoliberalizmu, miast upominać się i propagować inne, korzystniejsze dla państwa i budzetówki w ogóle, dopóty nie macie żadnych szans.
Ze nauczyciele maja w umowach 40 godzin tygodniowo to trzeba glosno i wyraznie powtarzac przy kazdej okacji bo spoleczenstwo jest tego nieswiadome. Kazdy powtarza zaslyszane opinie o rzekomych 18-stu godzinach.
Ze 45-cio minutowa lekcja kosztuje co najmniej dwa razy tyle przygotowywan to prawda, ale ze nauceciele tych przygotowywan nie robia to tez prawda nie wymagajaca udowadniania; kazdy kto chodzil do nieelitarnej szkoly potwierdzi ta opinie. Wiekszosc nauczycieli przygotowane ma na swoje lekcje tylko wlasne glowy i podreczniki uczniow, cale 45 min potrafi przesiedziec za biorkiem wykonujac jedynie odpytywanie i prace z tekstem.
Ze nauczycielom naleza sie wyzsze place to prawda. System ksztalcenia nauczycieli i stosunek ich do pracy tez wymaga zmian, wrecz rewolucji. Same podwyzki nie podniosa jakosci ksztalcenia.
Jesli chodzi o sprawdzanie zeszytow i klasowek w domach, to na prawde trudno sobie wyobrazic jak oni dzwigaja np 30 zeszytow, a jeszcze ciezej sobie wyobrazic jak nauccczycielka, matka powiedzmy dwoch chlopcow w wieku szkolnym badz przedszkolnym, sprawdza wypracowania z polskiego, czy klasowki z matmy, w domu. W domu nie musi gotowac ani sprzatac a jej dzieci to anioly, ktore mamie w pracy na pewno nie przeszkadzaja?
I to sie nazywa profesjonalizm i solidnosc?
Czytuję już od dawna Pana blog i napiszę dziś jedno: „kocham Pana,Panie Sułku”
dodam, że jestem polonistką na wakacjach
Magrud lepiej ode mnie objaśniła potrzebę solidarności, szczególnie wobec najsłabszych. Póki ich potrzeby nie zostaną zaspokojone nie ma po co liczyć na poprawę sytuacji płacowej w Polsce. Bo każdy zarabiający ca 1200 zł liczący na podwyżkę wygląda na krezusa w porównaniu do 800 zł/m-c na rękę. 50% więcej!, więc może wytrzymać, skoro ci za 800 wytrzymują.
Nikt nie liczy strat biorących się z tej wytrzymałości, strat społecznych jaki niesie stres związany z zadawnioną już niemożnoiścią sprostania podstawowym kosztom utrzymania, strat wynikających z niedożywienia (koszy leczenia i koszty finansowania rencistów), strat związanych z brakiem dostępu do dóbr kultury (od dostępu do prasy i książki poczynając).
Nie od rzeczy będzie wspomnoieć o definicji dla samorealizacji. Otóż „samorealizacja nie zmierza wyłącznie ani nawet głównie do rozwijania zdolności indywidualnych. Jądrem tego procesu jest ogólny rozwój potencjalnych sił ludzkiej istoty. Obejmuje on zatem przede wszystkim rozwijanie w jednostce zdolności do dobrego współżycia z innymi ludźmi” – Karen Horney w „Nerwica a rozwój człowieka”, książce którą lepiej jest znać, jak też i wydane w Polsce książki Abrahama Maslowa.
Nie cytaty z nich, ani omówienia, często bardzo błędne, bywa, że księżycowe, ale całe pozycje. Inaczej skazujemy się na marne traktowanie przez decydentów, którzy nie wiedzą co czynią, ale są dobrej myśli.
tsubaki: „jesli chodzi o sprawdzanie zeszytow i klasowek w domach, to na prawde trudno sobie wyobrazic jak oni dzwigaja np 30 zeszytow, a jeszcze ciezej sobie wyobrazic jak nauccczycielka, matka powiedzmy dwoch chlopcow w wieku szkolnym badz przedszkolnym, sprawdza wypracowania z polskiego, czy klasowki z matmy, w domu. W domu nie musi gotowac ani sprzatac a jej dzieci to anioly, ktore mamie w pracy na pewno nie przeszkadzaja?” Mam właśnie ten problem, że dźwigam kilkadziesiąt prac do domu i mam ogólny chaos w nim głównie przez moje zawodowe obowiązki! Nie wierzysz? Twoja sprawa. Ale każdy weekend mam spaprany od lat. A w wakacje odgruzowuję chałupę i wychowuję wreszcie swoje własne dzieci. Niemożliwe? Akurat! Wszystko jest możliwe.
Szanowni Państwo Nauczyciele,
wiem że zarabiacie mało, ale emerytury otrzymujecie jak na polskie warunki niezłe.
Przykład: emerytka, nauczycielka z 30 letnim stażem, radna, udzielajaca korepetycji (szara strefa) dochody tej pani kształtuja się mniej więcej tak: emerytura w wysokości trochę ponad 1.000 zotych, renta inwalidzka (operacja strun głosowych, choroba zawodowa, bo polskie szkoły nie potrafią tak kształcić nauczycielskiego głosu, aby z niego korzystac do śmierci bez potrzeby wypłaty renty) w wysokości coś około 600 zotych, uposażenie radnej, prace zlecone, to daje ponad 2.200 miesięcznie. Oprócz tego dochód z korepetycji ( 30 złotych od godziny , tygodniowo około 20 godzin), poza zeznaniem podatkowym, a więc nielegalny.
Niezły dochód, prawda? Nieźle powodzi się emerytce nauczycielce.
>w wysokości coś około 600 zotych, uposażenie radnej,<
Ja znam nauczycielkę-emerytkę, której syn(dobry!) jest milionerem i to w euro.Wiesz jaki ona ma dochód;-))))
Tą emerytkę ktoś wybral na radną i z jakiegos powodu (ale to jak z tym synem), na korepetycje akurat ma klientów (też bywa ) , znam takie co wróżbami wiecej zarabiają.Tylko co z tego wynika – że są emeryci, którzy umieją się ustawić i dorobić, czasem są to nauczyciele.Niektórzy emeryci wygrawają w totka.Jakie z tego przypadku wnioski dla systemu plac i emerytur???
Anna,
Po co pokazywać przykłady tak szczególne? Czyżby każda emerytowana nauczycielka otrzymywała uposażenie radnej? I każda miała możliwość udzielania korepetycji?
Przecież dlatego ten zawód jest tak sfeminizowany, że nie da się z niego wyżywić rodziny na przyzwoitym poziomie.
I jeszcze jedno, korepetycje to patologia niewydolnego systemu.
Gdyby tę kasę, którą łądujemy w korepetycje naszych dzieci wrzucić do jednego worka, to można by było znaczaco podnieść pensje nauczycielom i jeszcze na ich dokształcanie by starczyło, oraz na sensowne programy i pomoce dydaktyczne.
A nam i naszym dzieciom byłoby lżej.
Gdybym była premierem, to nie zmniejszałabym podatków, tylko poprawiła jakość i efektywność publicznej oświaty. Powiedziałabym wyborcom: nie obniżajmy podatków w zamian zapewnię wam i opłacę takich nauczycieli w szkołach publicznych, że nie będziecie musieli wydawać na korepetycje.
W wielu krajach tak to właśnie działa, dlaczego nie może u nas?
Do Anny.
Łączny dochód tej pani to nie tylko emerytura. Jak można łaczyc w jedno emeryturę ,jej dietę radnej i dorabianie w korepetycjach. Gdyby jeszcze dorobiła sobie na tzw .”czwartej zmianie”, to rachunek byłby jeszcze korzystniejszy.
Dowcip, dosc gruby !. ” Taka jedna, proszę pani, to ma dobrze. Ma męża, dwóch kochanków i jeszcze ją zgwałcili”
Mowimy o jednym przypadku czy o wszystkich? To jeszcze prosze podac kilka nauczycielek, ktorych mezowie maja po 20 tys i napisac ze wspolny zarobek miesieczny to okolo 22tys. O ile lepiej to wyglada. Proponuje zwrocic uwage na to ze ta osoba jest jeszcze radnym i bedac na rencie ma czas i sily na korepetycje. Czy ktos jeszcze wyciagnie z rekawa jakis marginalny przypadek i poda go jako kontrargument?
Magrud
„Życie jest bardzo proste, Drodzy Belfrowie. Dostajemy tylko tyle, ile dajemy. Więcej trzeba sobie ukraść. A kraść legalnie może tylko ten, który ustanawia reguły. Dopóki akceptujecie reguły neoliberalizmu, miast upominać się i propagować inne, korzystniejsze dla państwa i budzetówki w ogóle, dopóty nie macie żadnych szans.”
Ciekawe spostrzeżenia. Zwłaszcza to o akceptowaniu neoliberalizmu. Środowisko nauczycielskie akceptuje neoliberalizm – to chyba mieszkamy w róznych krajach, bo w moim środowisku nauczycielskim jakoś tego nie widać. Poza tym, co to ma do rzeczy. Wskazywana palcem przez Tuska Irlandia (kraj ponoć o wzorcowej gospodarce rynkowej) ma świetnie prosperujące szkolnictwo, choćby w porównaniu do naszego.
Ciekawy jestem, tych innych, korzystniejszych dla Państwa i budżetówki reguł.
To prawda, że legalnie może kraść ten, kto ustanawia reguły. W latach „realnego socjalizmu” też tak było. Ale czy tu chodzi o to, aby kraść ? Mnie to bardziej wygląda na realizację priorytetów danego państwa. Państwo musi mieć koncepcję – w jaki sposób się rozwijać, do czego zmierzać. Koncepcja powinna być długoterminowa i niezależna od opcji politycznych. Na razie koncepcja polega na zapewnieniu sobie przetrwania w następnych wyborach. I pod tę koncepcję dopasowuje się doraźne posunięcia gospodarcze. Przy takiej koncepcji bardziej opłaca się dać zasiłki – na stocznię, na górników, na bezrobotnych, na świątynię opatrzności… niż czekać bardzo długo na efekty gospodarcze wynikające z wyrównywania szans, dobrej jakości edukacji, eliminacji obszarów biedy.
Pomysł, aby nauczyciele „sami z siebie”, poprzez propagowanie idei korzystnych dla państwa i budżetówki, wychowali sobie pokolenie „świadomych i światłych” decydentów w przyszłości pięknie brzmi, ale jest z pogranicza iluzji i fantazji.
Moim zdaniem, oświata będzie musiała sięgnąć dna (jest na najlepszej drodze ku temu), aby wstrząsnąć społeczeństwem, bo tylko wstrząs sprawia, że nie ma wyjścia i jest społeczne przyzwolenie na zmianę (w służbie zdrowia już takie pierwsze wstrząsy mają miejsce, ale widocznie jeszcze są za słabe). A zmianę muszą przeprowadzić decydenci, kimkolwiek by nie byli i pod groźbą utraty władzy.
Anno – wstyd.
Nieźle się powodzi?
Sama napisałaś – emerytura – 1000 PLN. To dużo ?
To żenujące i poniżające, że aby nauczycielka z takim stażem miała tak niską emeryture.
To żenujące i naprawdę smutne, że musi po tylu latach pracy, zamiast cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem, dorabiać korepetycjami – bo musi być naprawdę dobra, jeżeli są do niej chętni na korepetycje.
Swoją drogą, wiesz że najjaśniejsza RP sama zachęca do nielegalnych korepetycji ? Zadaj sobie trud i spradź w jaki sposób można dawać legalnie korepetycje. Wyjdzie, że musisz założyć działalość gospodarczą i co miesiąc odprowadzać jakieś 500 PLN na różnego rodzaju składki. Pytanie z matematyki, ile musi nauczyciel udzilić miesięcznie lekcji, aby wyjść na zero, przy założeniu, że bierze 30 PLN za godzinę?
Oczywiście nie trzeba od razu zakładać działalności, ale każda inna forma będzie sposobem ominięcia prawa… Nie prościej byłoby płacić procent od uzyskanego dochodu?
Anno, bardzo brzydko, aż wstyd – nikt nie chce chorować, a nauczycielka być może straciła głos, bo starała się Ciebie na ludzi wyprowadzić. Wskazywać ze dochodem jest renta inwalidzka – nie życzę Tobie, abyś będąc na emeryturze miała większe pieniążki za to, że zdrowie niedomaga.
Chyba sobie kpisz pisząc, że kłopot ze strunami głosowymi jest wynikiem błędnego kształcenia nauczycieli. Jezeli pracujesz zawodowo to na pewno wiesz, że każdy pracownik co jakiś czas przechodzi obowiązkowe badania lekarskie – zwykle co 3 lata. Co więc robili lekarze podczas badań?
A może po prostu, zgodnie z prawami fizyki, narząd używany się zużywa?
Bardzo się cieszę, że Nauczycielka z takim stażem i doświadczeniem, schorowana, ma czas i ochotę na działalność społeczną. Wolę, aby taka Pani była radną niż karierowicze i nieudaczniki jakich pełno dookoła. Jak najbardziej należy się jej za to upasażenie. Wcale zresztą nie duże.
Jak uważasz, że jest tak fajnie, dlaczego sama nie zostałaś nauczycielem? Na dzień dobry 800 PLN po 5 latach studiów, a na dowidzenia 1000 PLN emerytury. Bo chyba nie planujesz zaliczyć do dochodów renty za utratę zdorwia.
Życzę dużo zdrowia, bo jak nauczyciele się wkurzą i zaczną rezygnować z pracy za żenujące pieniądze, sama będziesz uczyć swoje pociechy, a wtedy i zdrowie się przyda, i pieniążki na tabletki na gardło.
1600 zł emerytury i renty nijak nie mieści się w kategorii „niezły dochód”, a tylko one są związane z byciem nauczycielką.
Pozostałe elementy wyliczenia, czyli prace zlecone, uposażenie radnej, dorabianie „na szaro” są dostępne dla ludzi dowolnych zawodów i niespecjalnie nadają się do dowodzenia tezy, jakoby nauczyciele otrzymywali niezłe emerytury.
Przeprowadzenie jednej lekcji WF, wymaga trzech godzin pracy. Tak? A ile to czasu potrzebuje nauczyciel religii gdy będzie nauczał dziesięciu przykazań? Też trzech? Pewnie sam będzie musiał ich się najpierw nauczyć, bo po co mu aż tyle czasu. Niedawno widziałem nauczycielki przedszkola, które siedziały sobie na ławeczce pilnując dzieci ( w rzeczywistości rozmawiały sobie przez jakieś trzy godziny). Czy one musiały się do tego przygotowywać dziewięć godzin? A ileż to czasu na przygotowania potrzebuje nauczyciel teraz w lipcu, czy sierpniu? Jak ciężko będzie pracował na swoją wypłatę?
W tym wszystkim straszne jest to ,że i dziennikarze i ludzie opracowujący takie „raporty” doskonale znają rzeczywiste położenie materialne nauczycieli i mają rozeznanie w rzeczywistym czasie pracy ludzi tej profesji, a jednak biorą udział w tej farsie.Zupełnie jakby czas się zatrzymał w latach 70 i 80.Metody i próby manipulowania opinią publiczną takie same.
Gospodarzu, mam prośbę. Wydaje mi się, że korzystne byłoby zebranie i udostępnienie danych nt wynagrodzeń nauczycieli (z podaniem liczby godzin dydaktycznych na tydzień) w krajach europejskich i odniesieniu ich do wynagrodzeń najniższych obowiązujących w tych krajach.
Coś znalazłam – http://serwisy.gazeta.pl/edukacja/1,51805,4905671.html?as=1&ias=2&startsz=x .
I jeszcze to – http://pl.wikipedia.org/wiki/P%C5%82aca_minimalna#Przyk.C5.82ady_p.C5.82ac_minimalnych_w_wybranych_krajach_Europy_i_w_USA .
Ciekawostka – http://www.kurier.wzz.org.pl/kz/kz257/2.shtml ?
ajar mowimy o nauczycielach slabych i leniwych czy normalnych? leniwy nie wysila sie wcale bez wzgledu na przedmiot. Normalny nawet z wf czy religii musi sie przygotowac. Chcesz to zagadaj z jakims to ci wyjasni na ile rzeczy trzeba zwrocic uwage. Praca z dziecmi w przedszkolu jest strasznie ciezka, bo okres skupienia takiego dziecka jest strasznie maly a zajete musi byc caly czas wiec co chwile musi robic cos innego. Zreszta – ja widzialem ludzi opartych o lopaty na budowie wiec mam wyciagac wniosek ze wszyscy budowlancy to lenie? Taki poziom dyskusji nic nie wniesie chyba ze chcesz jedynie dac upust swoim frustracjom.
Ajarowi, jak również wszystkim innym zaglądającym tu pod rozwagę. Praca przedszkolanki to nie tylko dydaktyka ale i inne problamy:
Nauczycielom i wszystkim, którzy mają milusińskich
Kartka z kalendarza 2.06. „Milusińscy”
Pani przedszkolanka pomaga dziecku założyc wysokie,zimowe botki.
Szarpie się, męczy, ciągnie… Jest! Weszły! Spoceni siedzą na podłodze, dziecko mówi: – Ale założyliśmy buciki odwrotnie… Pani patrzy, faktycznie. To je ściągają, mordują się, sapią. Uuuf, zeszły. Wciągają ja znowu, sapią, ciągną, nie chcą wejśc… Uuuf, weszły. Pani siedzi, dyszy, a dziecko mówi: _ Ale to nie moje buciki…
Pani niebezpiecznie zwęziły się oczy, odczekała i znów szarpie się z butami…Zeszły.
Na to dziecko:
– To buciki mojego brata i mama kazała mi je nosic…
Pani zacisnęła mocno ręce na szafce, odczekała aż przestaną się trząśc, przełknęła ślinę i znów pomaga wciągnąc buty. Tarmoszą się, wciągają, silą się… Weszły.
– No dobrze – mówi wykończona pani – a gdzie są twoje rękawiczki?
– Mam schowane w bucikach.
Miłego dnia a jak potrzeba … to i dużo cierpliwości.
Agask napisala:
„Mam właśnie ten problem, że dźwigam kilkadziesiąt prac do domu i mam ogólny chaos w nim głównie przez moje zawodowe obowiązki! ”
To wlasnie jest problemem w polskiej oswiacie, ze nauczycielom zawodowe obowiazki przeszkadzaja w zyciu domowym! Nie dom przeszkadza im w rzetelnym sprawdzeniu i refleksji nad podopiecznymi czy wlasnymi lekcjami ale podopieczni ze swoimi pracami przeszkadzaja im w domu!
Agask pisze tez, ze ma chaos w domu. Strach pomyslec jaki ma chaos w tych zeszytach i ogolnie w pracy:(
Agask, ja wlasnie staralam sie napisac, ze to bardzo nieprofesjonalne (ta praca nad uccczniowskimi klasowkami) czyli nieefektywne. A co nieefektywne to fikcja, fikcja naweet jesli ta prace faktycznie wykonujesz.
Anno, nauczycielski dochod tej emerytowanej nauczycielki to jedynie 1000zl. Wspominanie jej renty jest zaalosne i wrecz wstyd komentowac. Reszte, ktora ma, zarabia wlasna praca poswiecajac wlasne sily i czas. Wstyd, ze nie dostrzegasz dobra spolecznego w pracy pedagogicznej i spolecznej doswiadczonego, emerytowanego pedagoga. Zycze tej naucczycielce duzo sil, aktywnosci i uznania w spolecznosci, w ktorej zyje.
To jeszcze trochę danych z Ontario – http://www.labour.gov.on.ca/english/es/factsheets/fs_wage.html .
kwant,
normalne państwo ma się nie wpieprzać w edukację więc z automatu ma nie zajmować sie prowadzeniem szkół i zatrudnianiem nauczycieli. Wiem, że różnorodność w tej socjalistycznej europie jest grzechem.
@Mintaka
Może o pracy nauczyciela wielkiego pojęcia nie mam, ale wystarczające, żeby cenić tych, którzy potrafią nauczyć, że „nie mające” piszemy jednak osobno. Bawi mnie bardzo tworzone przez Państwa w komentarzach na tym blogu kółko wzajemnej adoracji z wielkimi osiągnięciami w hipokryzji i nadymaniu się. Pod poprzednią notką starałem się wnieść swoją cegiełkę do konstruowania sensownej dyskusji, ale partnerów do tego specjalnie nie było. Proszę mi więc pozwolić tym razem po prostu ponabijać się z co ciekawszych kwiatków.
Pan Gospodarz pisząc o 3h pracy / 45min lekcji po prostu wg mojej maksymalnie wysilonej umiejętności szacowania, mija się z prawdą, licząc na to, że nikt nie zawoła „sprawdzam”.
Natomiast koleżanka flora nazywając siebie „elitą intelektualną” sama się wystawia do bicia.
A co do Pani/Pana wypowiedzi, to trudno się ustosunkować, bo oprócz wycieczek osobistych (o pracy nauczyciela nikt oprócz nauczyciela nic nie wiem, zimujący uczeń – mam nadzieję, że to jednak nie o mnie) to zbyt wiele treści tam nie ma. Zgadzam się, w każdym razie, że owszem nauczyciele powinni być elita intelektualną, nie wydaje mi sie jednak żeby wcześniejsze emerytury były drogą do osiągnięcia tego pożądanego stanu.
@sleuth
„zenon opierasz swoje zdanie co do czasu przygotowania do lekcji na wf-ie? czy moze swoim widzimisie?”
Swoje zdanie wywodzę z obserwacji czynionych za czasów bycia uczniem szkół rozmaitych. I obserwowałem co następuję m.in. nauczycielkę historii która podczas lekcji odczytywała „wykład” z pożółkłych już mocno kartek, które wiele lat jej służyły (czas na ich przygotowanie już się chyba zamortyzował i w przeliczeniu wynosi trochę mnie niż 3h), nauczycielkę geografii, której konstrukcja lekcji polegała na podzieleniu czasu na czas samodzielnej lektury podręcznika i odpytywania przy tablicy etc.
Ja naprawdę nie twierdzę, że czas pracy nauczyciela wynosi tyle wynosi czas trwania lekcji. Zgoda, że artykuł jest bzdurny. Wiem, że jest potrzeba dodatkowej pracy nad przygotowaniem treści lekcji, sprawdzeniem sprawdzianów etc. Ja tylko twierdzę, że jeśli Pan Gospodarz stwierdza beztrosko że to właśnie 3 godziny wszystko trwa (musi mieć przecież świadomość że polska średnia wygląda trochę inaczej niż w jego „prestiżowym liceum”), to to jest czystej wody demagogia i zwyczajna ściema. Statystycznie wśród polskich nauczycieli czas pracy wynosi pewnie jakieś 1.5 x czas trwania lekcji a nie 3. A moja kąśliwa uwaga pojawiła się dlatego, że mam nieodparte wrażenie, że Pan Gospodarz świadomie ściemnił „dla dobra sprawy”.
@Owca
„No i nic dziwnego. Gdzie oni by to mieli sprawdzać?”
Na szczęście te wszystkie faktyczne problemy rozwiązują: wcześniejsza emerytura i Karta Nauczyciela.
@Teresa Stachurska
Panią zgłębiającą zagadnienie pracy minimalnej pragnę poinformować, że w PL mamy ogromną grupę ludzi pracujących półlegalnie w oparciu o różne umowy o dzieła i zlecenia więc idea podwyższania jej wysokości ma może sens w odniesieniu do hutników, ale całego społeczeństwa nie.
Po drugie zgadzamy się chyba, że nauczyciel nie powinien zarabiać płacy minimalnej.
zenon trafiles na takich nauczycieli to pech, jednak przygotowanie do lekcji moze trwac naprawde sporo czasu, Uczen nie widzi 3/4 pracy nauczycielia bo ma styk z nia jedynie podczas lekcji. Czy wszyscy inwestuja 3h na lekcje? smiem watpic bo to fizycznie nie jest do zrobienia. Jezeli chcemy sie spieracz czy nauczyciel pracuje duzo czy malo, to trzebaby sprawdzic = nie oplaca sie i w sumie nie da sie zrobic. Wiekszosc olewa swoja prace? pewnie tak, czesc bo nie musi sie wysilac a czesc bo zeby dorobic ima sie czegos jeszcze i w konsekwencji nie ma czasu czy sil na reszte. Ale wiekszosc to nie wszyscy (na szczescie). Juz wiele razy pisalem ze trzeba zmienic caly system a nei tylko dac wiecej kasy bo to niewiele zmieni.
Zenon. Musze stwierdzić, że gdy przygotowuję lekcję czasami nawet 3 godziny nie wystarczają. Nie twierdzę też, że przygotowuję wszystkie lekcje bo to fikcja – nie da się tego zrobić chyba żebym w ogóle nie spała. Mam komfort – 15 lat stażu i wiedzę do przeprowadzenia lekcji dlatego części lekcji moge nie przygotowywać i robić wykład (uczę historii i wosu i to jest mozliwe) Codziennie jednak mam przygotowaną 1 lub 2 lekcje ekstra – przygotowanie ciekawej prezentacji multimedialnej, lekcji z wykozrsytaniem komputwrów itp. zajmuje dużo więcej niż 3 godziny. Czasami kilka dni zbieram materiały. Dzisiejsze lekcje nie wyglądają tak jak kiedyś. Kładzie się nacisk na udział uczniów trzeba więc wymyślić jak ten udział wymusić, jak ich zaktywizować, przygotować zadania, karty zadań, podzielić tok lekcyjny na miniwykład, pracę z tekstem, z mapa, krótki 10 minutowy filmik i pytania do niego, pracę w grupach – jednym słowem „cuda, niewidy”. Nie piszę już starych scenariuszy lekcji; nie muszę. Ale karty zadań do lekcji, nowe formy zajęć itp. to trzeba robić ciągle. W tym zawodzie wszystko się zmienia. Wykład – to najprostrza forma lekcji. I wykładam – gdy nie jestem do niej przygotowana. Taka życiowa prawda. Przygotowanie dużego projektu, w ktorym biorą udział uczniowie wielu klas, a czasami potrzebna jest korelacja wielu przedmiotów, zabiera mi tak dużo czasu, że robię to w wakacje, a realizuję z uczniami przez wiele miesięcy. Nieprawdą jest, że w wakacje nauczyciel nie pracuje. Robimy to wszystko czego w ciągu roku nie jesteśmy wstanie. Jeden warunek – musimy tego chcieć – tylko taki nauczyciel przygotowuje się do lekcji nawet ponad 3 godziny. O wielu takich lekcjach pamiętamy przez lata. Nie zawsze wychodzą ale nawet dla tych kilku warto.
Przepraszam za literówki
Moge się wtrącić?
Tabelkę, którą przytoczyła wcześniej Teresa S. podesłałam jej ze swojego podwórka. To dotyczy najniższej zapłaty za byle jaką robotę – mniej pracodawca nie ma prawa płacić, nawet za zamiatanie czy cokolwiek – najniżśzy próg jest ustalany przez rząd.
Nauczyciele u nas są dobrze opłacani. Jeśli nauczyciele i policja są dobrze opłacani, oraz (przede wszystkim) urzędnicy państwowi, to nie ma potrzeby
kombinować. I chyba najważniejsze, żeby te trzy grupy zawodowe dobrze opłacać.
Trudno mi jest relatywnie przeliczyć, ale znając nauczycieli w Polsce, w Niemczech i w Kanadzie uważam, że polscy nauczyciele pracują za friko 🙁
@sleuth
„przygotowanie do lekcji moze trwac naprawde sporo czasu”
zgoda, ale rozmawiamy o tym czy przeciętnie trwa
„Uczen nie widzi 3/4 pracy nauczycielia bo ma styk z nia jedynie podczas lekcji.” Nie zawsze.
„Czy wszyscy inwestuja 3h na lekcje? smiem watpic”
No i o to mi właśnie chodziło 🙂
@TSUBAKI
Jesli chodzi o sprawdzanie zeszytow i klasowek w domach, to na prawde trudno sobie wyobrazic jak oni dzwigaja np 30 zeszytow, a jeszcze ciezej sobie wyobrazic jak nauccczycielka, matka powiedzmy dwoch chlopcow w wieku szkolnym badz przedszkolnym, sprawdza wypracowania z polskiego, czy klasowki z matmy, w domu. W domu nie musi gotowac ani sprzatac a jej dzieci to anioly, ktore mamie w pracy na pewno nie przeszkadzaja?
Tak. Od 20 lat moja mama tak robi (z matmą i chemią). W szkole nie ma gdzie się nawet rozłożyć wiec przychodzi do domu, zajmuje pół dużego stołu w kuchni i sprawdza. I jakoś to działa w mieszkaniu 2pokojowym z 4 osobami. Bo musi, bo nie ma gdzie indziej. Sprząta się w weekendy, gotuje na zapas i zamraża. Dzieci hmmm w miarę grzeczne 😛 (chyba).
>zgoda, ale rozmawiamy o tym czy przeciętnie trwa<
Panie Zenonie!
1.Tyle powinno trwać, jeśli lekcja ma być poprowadzona dobrze!Przy czym to jest oczywiście średnia. To coś takiego jak norma technolgiczna – oczywiście cwaniaczkowie różni [kiedyś to się nazywalo przodownik pracy;-)] mogą ją lamać, bo skutki nie są widoczne golym okiem i w niektórych przypadkach wychodzą po latach. Problem jednak polega na na takim pomiarze efektów pracy, aby cwaniaczkom się oszustwa nie oplacaly, a nie na dostostosowaniu systemu do oszustów!
2.Poza lekcjami jest jeszcze tzw. wychowawcza część pracy szkoly z masą (obecnie!) bezwartościowych a czasochlonnych papierków do wypelniania.Podobnie szczególnie w Polsce rozbudowane formalne(!) procedury wystawiania ocen też wymagaja masy papierowej roboty, która uczniowi nic nie daje, ale czasu zajmuje masę.Tych obciążeń czasowych narzuconych przez pracodawcę ani Pan, ani uczniowie, ani rodzice nie widzą, co nie znaczy że one czasu nie zabierają.
Dziękuję, Alicjo. Tak, nauczycieli i policję trzeba dobrze opłacać. W Polsce poprawy nie będzie póki nie zmieni się podejście do minimum socjalnego i minimalnego wynagrodzenia, bo tu się zaczyna manipulacja tzw. etyką płacową.
Raport z pewnością został trochę „podrasowany” na bieżące potrzeby (groźba strajku) i sprytnie nagłośniono te wnioski, które akurat są dla władzy użyteczne. Nie wierzę, że nauczyciele są w pierwszej czy nawet drugiej dziesiątce zawodów.
Natomiast co do powyższej dyskusji o czasie pracy nauczycieli wtrącę swoje trzy grosze. Ja wiem, ile pracują znani mi nauczyciele, natomiast nie mam jak ustalić właściwej średniej uwzględniającej wszystkich. Do raportu został wzięty czas 27 h pracy tygodniowo, o ile dobrze pamiętam. (Rozumiem, że cały czas mówimy o godzinach zegarowych, żeby było porównanie z innymi zawodami). Tymczasem związki zawodowe mówią o 36-37 godzinach. Rozsądek podpowiada, że prawda leży gdzieś pośrodku. 32? W porównaniu z normą obowiązującą w innych zawodach, a tym bardziej w porównaniu z faktycznym czasem pracy (który śmiem podejrzewać jest raczej nieco wyższy od normy niż niższy) jest to wyraźnie mniej. Na tyle wyraźnie, że na pewno powoduje „awans” w ministerialnej tabelce o ładnych parę pozycji. Nie wiem też, czy czas podawany przez związki uwzględnia wakacje, które są dłuższe niż urlopy w pozostałych branżach. Ten czynnik też powinien istotnie obniżać średnioroczny czas pracy i powodować kolejny „awans” w tabelce.
Na marginesie: Pamiętajmy, że mówimy o czasie pracy a nie o jakości pracy wykonywanej w tym czasie. Zatem argumenty o przedszkolankach gawędzących całymi godzinami są nieistotne (niezależnie od ich prawdziwości lub nieprawdziwości). Jakość pracy powinna wpływać na indywidualne zarobki, podobnie jak inne czynniki (np. przedmiot: wspomniany wuefista ma mniej klasówek do przygotowania i sprawdzenia niż np. polonista) ale w obecnym systemie takie zróżnicowania nie wystepują niestety.
Na drugim marginesie: Nauczyciele elitą intelektualną? To ponury żart niestety. Zarobki są tu zbyt silnym czynnikiem negatywnej selekcji.
Wnioski: Mnie ten raport ani ziębi ani grzeje. Co mi z takich porównań oprócz zaspokojenia ciekawości. Skoro nauczyciele pracują za takie (tak niskie / tak wysokie – niepotrzebne skreślić) pieniądze, znaczy że im to odpowiada. Podobnie jak ich przełożonym odpowiada, że niektórzy (za zrozumiałych dla mnie powodów) pracują poniżej normy. Jest równowaga. Wszystko gra. Wszystko oprócz poziomu edukacji niestety. A tego problemu nie da się rozwiązać wyłącznie przez podniesienie płac.
Spotkałem na swojej szkolnej drodze może trzech nauczycieli którzy do lekcji byli uczciwie przygotowani. Może szkoły i nauczycieli przeszli w ostatnich kilku latach wielką przemianą ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
Lekcja czy to historii czy geografii wyglądała mniej więcej tak. Na początek odpytka, ewentualnie kartkówka lub sprawdzenie zadania domowego. Potem ambitniejszy nauczyciel swoim słowami opowiadał zwykle mocno znudzony (trudno się dziwić kilkanaście lat rok w rok to samo dla kilku klas). Nauczyciel mniej ambitny kazał czytać losowo wybranym uczniom podręcznik, sam wyglądając przez okno (też znudzony, bo okno wciąż to samo).
To była klasa średnia nauczycieli jakieś 60-70 %
Teraz Ci oryginalniejsi:
Pani od matematyki standardowo spóźniona 30 minut albo i dłużej. Imponowała mi osobiście umiejętnością równoczesnego pisania prawą ręką, mazania lewą i gadania „klasa pisze, klasa rozumie”.
Pani od chemii, na zwolnieniu lekarskim bądź na zapleczu z koleżanką.
Pani od niemieckiego każąca uczyć się głupich wierszyków i piosenek na pamięć (3 klasa LO). Do dziś umiem zaśpiewać kolędę po niemiecku a nie potrafię spytać się gdzie jest lotnisko.
Fakt zawsze były 2 – 3 rodzynki w cieście czyli Ci którym się chciało i umieli uczyć.
Drodzy nauczyciele tak was widzą Ci co szkoły pokończyli. Może 1 na 10 przygotowuje się choćby godzinę do zajęć. Nie wierze i tyle. Bo jeśli po 20 latach tłuczenia tego samego ktoś potrzebuje trzech godzin żeby się przygotować to prostu jest mało bystry.
Zarobki.
Nie wiem dlaczego każdy nauczyciel ma zarabiać tyle samo. Dobry powinien zarabiać duże pieniądze, słaby marne. Proste. Takie same pensje dla wszystkich opłacają się tylko miernotą. Dlatego w szkołach większość kadry stanowią marni fachowcy wykonujący bardzo marną pracę bez większego zainteresowania. Tak większość wykańcza tych lepszych tych którym się chce.
Elita intelektualna.
Taka sama jak wszyscy z wyższym wykształceniem a tych teraz w Polsce na pęczki. Elitą był człowiek po studiach ale 30 lat temu. Dzisiaj wyższe wykształcenie mniej znaczy niż matura przed wojną więc nie ma co się elitaryzować.
W Wielkiej Brytanii poczatkujacy nauczyciel zarabia srednia krajowa. Z tego co pamietam, to pytanie w ankiecie przeprowadzonej przez ministerstwo bylo w stylu ‚ile godzin pracujesz W MIEJSCU PRACY’. A nauczyciele duzo (jesli nie wiekszosc) pracy wykonuja poza szkola – sprawdzanie klasowek, uzupelnianie dziennika, wypisywanie swiadectw i innych dokumentow, przygotowywanie materialow na lekcje. Cywilizowane kraje inwestuja w edukacje, bo edukacja to przyszlosc narodu (vide Finlandia).
Wg mnie licytowanie się na godziny to jest poroniony pomysł. Dla nauczyciela każda forma intelektualnego rozwoju to też rodzaj inwestycji w pracę.
Z drugiej strony – dłuższe (o prawie 2 miesiace…) płatne urlopy, pozostaną dłuższymi urlopami.
A nikt mi nie powie, że trudniej jest sprawdzać klasówki na poziomie szkoły podstawowej niż pisać doktorat z tej samej dziedziny (obie te czynności są teoretycznie „niepłatne”, bo płatne ma się teoretycznie od godziny przeprowadzonych zajęć).
Ale dla mnie to jest dyskusja bezcelowa – podstawą powinno być moim zdaniem to, żeby pensja nauczycielska pozwalała na „życie na przyzwoitym poziomie”, problem polega tylko na tym, co przez to rozumiemy. Na pewno nie taką sytuację, że nauczyciel nie jest w stanie utrzymać samodzielnego gospodarstwa domowego – bo to jest kuriozum i woła o pomstę do nieba.
Nie ukrywam, że sytuacja, w której nauczyciel matematyki w podstawówce żądałby pencji takiej, jaką dostaje programista pracujący po 50 godzin tygodniowo, 11 miesięcy w roku (Wigilia to też dzień pracy…), dokształcający się NON STOP, przez te 50 godzin tygodniowo własnie, to uważałabym taką sytuację za dziwną.
Małe wyjaśnienie – piszę z Polski B, tu programiści zarabiają tyle, ile wg „Wyborczej” kosmetyczka w Toruniu. Albo i mniej.
I drugie wyjaśnienie – nauczycielką też byłam, przez mgnienie oka.
Ciekawe ile godzin musi się przygotowywać nauczyciel do lekcji pt. Dziady część III, czy też do lekcji o ułmkach, czy o Mieszku I, czy też do lekcji o dopływach Amazonki?
1.>Z drugiej strony – dłuższe (o prawie 2 miesiace?) płatne urlopy, pozostaną dłuższymi urlopami.Ciekawe ile godzin musi się przygotowywać nauczyciel do lekcji pt. Dziady część III, czy też do lekcji o ułmkach, czy o Mieszku I, czy też do lekcji o dopływach Amazonki?<
Jeśli lekcja nie ma polegać na wykladzie tylko zapewnić uczniom różne formy aktywności, dostosowana do danej klasy(a każda jest inna!) to sporo czasu.Tu nie chodzi o nauczenie się przez nauczyciela o „III części dziadów”, ulamkach itd. tylko przygotowanie się do lekcji. Oczywiście nie każdy nauczyciel ten czas wykorzystuje zgodnie z przeznaczeniem, ale to jest kwestia egzekwowania od każdego efektów(!!!) pracy, a nie dostosowywania norm do cwaniaczków.Bo w tym ostatnim wypadku nauczyciel nawet nie będzie mógl pracować porządnie choćby chcial nie wiem jak!!!
To powinno być tak:
>Ciekawe ile godzin musi się przygotowywać nauczyciel do lekcji pt. Dziady część III, czy też do lekcji o ułmkach, czy o Mieszku I, czy też do lekcji o dopływach Amazonki?<
Jeśli lekcja nie ma polegać na wykladzie tylko zapewnić uczniom różne formy aktywności, dostosowana do danej klasy(a każda jest inna!) to sporo czasu.Tu nie chodzi o nauczenie się przez nauczyciela o ?III części dziadów?, ulamkach itd. tylko przygotowanie się do lekcji. Oczywiście nie każdy nauczyciel ten czas wykorzystuje zgodnie z przeznaczeniem, ale to jest kwestia egzekwowania od każdego efektów(!!!) pracy, a nie dostosowywania norm do cwaniaczków.Bo w tym ostatnim wypadku nauczyciel nawet nie będzie mógl pracować porządnie choćby chcial nie wiem jak!!!
I tak:
>1.>Z drugiej strony – dłuższe (o prawie 2 miesiace?) płatne urlopy, pozostaną dłuższymi urlopami.<
Klasyczny stereotyp – czas wolny uczniów to nie jest czas woln nauczyciela.Po zakończeniu roku szkolnego jest do wypisania masa(dla laika niewyobrażalnie duża) dokumentacji. Trwa(w wielkich maistach do 4 lipca) rekrutacja, którą robią nie krasnludki tylko nauczyciele przecież.Jest zaplanowanie i przygotowanie nowego roku szkolnego.Już min.na tydzień przed rozpoczęciem roku są rady pedagogiczne, poprawki, rekrutacja uzupelniająca.Czasem ministrowi (jak rok temu!) na tydzień przed rozpoczęciem roku strzelą do glowy istotne zmiany programowe;-)
Poza tym dobry nauczyciel pracuje, w przeciwieństwie do programistów;-) calym sobą. Jego zmęczenie czy zestresowanie musi się, niezależnie od jego woli, odbijać negatywnie na uczniach, podobnie jak wyluzowanie i rozluźnienie – pozytywnie.
>Oczywiście nie każdy nauczyciel ten czas wykorzystuje zgodnie z przeznaczeniem, ale to jest kwestia egzekwowania od każdego efektów(!!!) pracy,
nie kazdy ? to sugeruje ze ogromna wiekszosc wykorzystuje. ja powiedzialbym raczej „malo ktory wykorzystuje” ale to tylko moje prywatne doswiadzenie z systemem edukacji.
egzekwowanie efektow. piekne slowa. moze zgodnie z zasada „szkola jest dla uczniow” to uczniowie w anonimowych ankietach ocenili prace pedagogow plus efekty egzaminow zewnetrznych uczniow. Pieniazki wprost proporcjonalne do wynikow. Dla najgorszych zwolnienie. A moze duza liczba przedmiotow wybieralnych jesli nie bedzie dosc chetnych nie ma godzin, nie ma kasy.
>Po zakończeniu roku szkolnego jest do wypisania masa(dla laika niewyobrażalnie duża) dokumentacji.
z calym szcunkiem ale mysle ze nie-nauczyciel sobie wyobrazic sterte papieru.
>Poza tym dobry nauczyciel pracuje, w przeciwieństwie do programistów;-) calym sobą. Jego zmęczenie czy zestresowanie musi się, niezależnie od jego woli, odbijać negatywnie na uczniach, podobnie jak wyluzowanie i rozluźnienie – pozytywnie.
nie zgadzam sie. emocje programisty odbija sie na pisanym programie tak samo jak nauczyciela na uczniach. emocje murarza na murze a kafelkarza na lazience.
>nie zgadzam sie. emocje programisty odbija sie na pisanym programie tak samo jak nauczyciela na uczniach. emocje murarza na murze a kafelkarza na lazience.nie kazdy ? to sugeruje ze ogromna wiekszosc wykorzystuje. ja powiedzialbym raczej ?malo ktory wykorzystuje? ale to tylko moje prywatne doswiadzenie z systemem edukacji.<
Te normy wymyslono dawno temu i one również dziś w cywilizowanych krajach dzialają. To, że w Polsce od dyrektorów nie egzekwuje się efektów pracy, a o zatrudnieniu, zwolnieniu i awansie, zarobkach decydują inne czynniki(podobnie jest w relacjach nauczyciele-dyrektor) to jest nasza polska specyfika,czy wręcz egzotyka;-)))))
Nie wiem czemu ten program ucina kawalki w srodku;-)
>to sugeruje ze ogromna wiekszosc wykorzystuje. ja powiedzialbym raczej ?malo ktory wykorzystuje? ale to tylko moje prywatne doswiadzenie z systemem edukacji.<
Te normy wymyslono dawno temu i one również dziś w cywilizowanych krajach dzialają. To, że w Polsce od dyrektorów nie egzekwuje się efektów pracy, a o zatrudnieniu, zwolnieniu i awansie, zarobkach decydują inne czynniki(podobnie jest w relacjach nauczyciele-dyrektor) to jest nasza polska specyfika,czy wręcz egzotyka;-)))))
>nie zgadzam sie. emocje programisty odbija sie na pisanym programie tak samo jak nauczyciela na uczniach. emocje murarza na murze a kafelkarza na lazience<
Kafelki, mur a nawet program komputerowy trochę różnią się od dzieci;-)Można się zmusić do równego stawiania ściany czy ukladania kafelków w lazience, a nawet pisania dobrych programów komputerowych niezależnie od samopoczucia. Niejaki Stalin taki wielki „eksperyment” przeprowadzil – wspaniale czolgi,samoloty i armaty konstruowano w lagrach.Dziś pisano by programy… Ciepla, poczucia humoru, optymizmu etc.nie da się wyzwolić na rozkaz, a od tego zależy odbiór nauczyciela przez uczniów i jego sukces, szczególnie wychowawczy.Ty możesz tego nie rozumieć, pewnie nieprzypadkiem wybraleś obcowanie z maszyną, ale naprawdę ludzie się trochę od maszyn różnią;-)
Ja sobie w pełni zdaję sprawę, że „materiałem” nauczyciela nie są ułamki czy Mieszko I tylko uczniowie – przecież pisałam, że BYŁAM nauczycielką. Z wiem, jak spala emocjonalnie wykład publiczny, a jeżeli nie ma być to wykład pla-pla-pla tylko „inna forma nauczania” (czyli trzeba non stop skupiać uwagę uczestników na poruszanych problemach), to spala tym bardziej.
I wiem, że nauczyciel po uczciwie przeprowadzonych pieciu 45-minutowych lekcjach może być absolutnie ledwo żywy.
Inna rzecz, czy po kilku latach nauczyciel reaguje tak emocjonalnie jak na początku…
Ale wierz mi, dziesięciogodzinny ciąg programistyczny w „stanie flow” lub ‚na wczoraj”, bo coś się zepsuło i ludzie czekają, też spala. Emocjonalnie i intelektualnie.
Problem jest w osobistym zaangażowaniu – człowiek porządny zaangażuje sie zawsze, „statystyczny”, jeżeli go przycisną. A w szkole przełożeni przyciskają chyba rzadziej… Przynajmniej tak było w szkołach, do których chodziłam jako uczennica.
Aha – ja WIEM, że nauczyciel pracuje też w czasie wakacji. Ale czy ktoś mógłby mi powiedzieć dokładnie ILE. No bo jeżeli chodzi o pierwszy tydzień lipca i ostatni sierpnia, to to dużej różnicy nie robi…
Serio pytam – jak długo trwa letni nauczycielski urlop. Bo uczelniany na przykład 6 tygodni, o czym też studenci nie pamietają – myślą, że dłuzej.
>Bo uczelniany na przykład 6 tygodni, o czym też studenci nie pamietają – myślą, że dłuzej.<
A czym on się różni od „nieurlopu” między czerwcem a wrześniem?;-) czy w czasie równie(a nawet bardziej )jak w szkole licznych ferii?I nie wciskaj mi kitu – mój tata byl profesorem(belwederskim) UW – wiem jak to w praktyce wygląda „od kuchni”;-)
>Ty możesz tego nie rozumieć, pewnie nieprzypadkiem wybraleś obcowanie z maszyną, ale naprawdę ludzie się trochę od maszyn różnią;-)Po zakończeniu roku szkolnego jest do wypisania masa(dla laika niewyobrażalnie duża) dokumentacji.<
Nie elitaryzuj. Nas maszynistow tez czasem wypuszczaja do miasta. Ba, od miesiaca jest nawet obowiazek rozmow na zywo raz w tygodniu przynajmniej 30 minut.
Ten edytor tnie w polowie bo zapewne pisal go zmeczony i zniechecony programista. Sugerujesz by go zamknac w lagrze w celu poprawy efektywnosci pracy ?
Czolgi i samoloty. Dla porownania walka z alfabetyzmen powojennym (metodami komunistow) tez dala znakomite efekty.
Na koniec jednak na polu edukacji i technologii skonczylo sie tak samo na poziomie poloneza. Roznica jest taka ze w technolgii gonimy swiat z pewnymi nawet sukcesami nawet a edukacja zostala tam gdzie byla. Mam tu na mysli zarowno prace i jak i place.
Rebel
Jesteś glupi czy udajesz?;-)
Urlop uczelniany różni się od „nieurlopu między czerwcem a wrześniem” tym, że w czasie tego „nieurlopu” trzeba na przykład przeegzaminować ustnie stuosobowy rok ze ścisłego przedmiotu (lub właśnie z wyrafinowanie humanistycznego) lub sprawdzić dla kilku takich roczników egzaminy pisemne. Składające się np. z programów lub z całek do obliczenia.
Oczywiscie w ramach pensji. Bo słyszałam takie plotki, że sprawdzanie matur jest płatne dodatkowo? Czy to plotki?
To samo w czasie zimowych ferii – przecież to jest w większości sesja! Choć to akurat zalezy od wydziału.
I żeby było jasne, nie świeć mi w oczy swoją rodziną, na pewno bardzo godną szacunku (serio!), bo ja też wiem, o czym piszę (choć sama na uczelni nie pracowałam), a sprowadzanie dyskusji do personaliów nie pasuje mi do tego, dość szacownego forum.
Poza tym „nieurlop” polega na… niespodzianka! PRACY NAUKOWEJ. Wymyślaniu teorii, przeprowadzaniu eksperymentów (kto tam w swojej dziedzinie co robi), uczestniczeniu w seminariach, pisaniu publikacji, recenzowaniu prac przysyłanych z zagranicznych czasopism itd itd
To też w ramach pensji, żeby było jasne 😛 🙂
Nawiasem mówiąc, nadal nie wiem, ile trwa rzeczywisty urlop nauczycielski w lecie, tzn. taki, kiedy nauczycielowi wolno wyjechać, zalec pod gruszą, wyłączyć komórkę i być „poza zasięgiem”.
A naprawdę chciałabym wiedzieć.
Podobnie domyślam sie, że przerwa międzysemestralna nie jest wyłącznie urlopem, ale nie wiem, ile w takim razie naprawdę wolnego ma w ciągu roku nauczyciel.
I myślę, że to jest ciekawy fakt, który zainteresuje nie tylko mnie.
>Jesteś glupi czy udajesz?;-)
Poczulem sie jak w szkole:-)
Widze ze nic a nic sie nie zmienilo w kategorii nauczycielskiego >Ciepla, poczucia humoru, optymizmu etc.<. Na moje szczescie moge grzecznie podziekowac za rozmowe bez jedynkowych konsekwencji.
Rebel
Jeśli się dalej czujesz uczniem to twoj problem;-)Ja to traktuję jako dialog doroslych ludzi.Jeśli ktoś udaje,ze nie rozumie po co prztoczylam przyklad z lagrowymi biurami konstrukcyjnymi u Stalina to coż można powiedzieć.Może rzeczywiście nie rozumie, a wtedy…;-)Skądinąd te wlaśnie samoloty, czolgi i armaty wygraly wojnę z Hitlerem;-) To nie znaczy,że taki system jest lepszy, tylko że w sferze materialnej na czlowieku można wymusić wszystko.cbdo.Skądinąd świetnie wyposażona armia Stalina rozbiegla się w 1941 roku, gdy Hitler uderzyl pierwszy;-) Przymus przestal dzialać!To jest ta druga strona przymusu…
zaczynam czuć się jak w piaskownicy, kłócimy się bez sensu… Czy nie moglibyśmy sobie nawzajem zaufać? Tzn. uwierzyć, że różne grupy zawodowe najlepiej wiedzą, jakie są zalety i wady danej profesji? I że każdy zawód ma swoją specyfikę, bo gónik nie fedruje węgla na morzu tylko pod ziemią, a ogrodnik nie hoduje ogórków w grudniu. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy co do zasady. Specyfiką zawodu nauczyciela jest rytm pracy wyznaczony przez rok szkolny, a jego niewątpliwą bolączką, to, że nikt jednoznacznie nie określa tzw. zakresu obowiązków. Ja mam taki zakres, dzięki któremu wiem, co mam robić i za co mi płacą. Wszystko inne jest pracą dodatkową, za którą należą mi się dodatkowe pieniądze. Ale tak jest w prywatnej firmie: pracodawca kupuje ode mnie mój czas – 8 godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Ile czasu i za ile kupuje od nauczycieli ich pracodawca?
Inna sprawa to jakość pracy świadczonej przez różne jednostki oraz kryteria oceny jakości.
Jeszcze inną – twz. powołanie. Nie wiem czemu uznaje się, że praca z powołania oznacza pracę za darmo lub za pół darmo. Tzn. powołanie ma wystarczyć na czynsz, jedzenie ubranie i co tam jeszcze… Słowo „powołanie” zaś słyszymy zawsze w odniesieniu do niektórych grup zawodowych, w szczególności lekarzy i nauczycieli. Tak jakby księgowy nie potrzebował powołania, żeby udźwignąć monotonię rachunkowości, a piłkarz nie porzebował talentu, żeby dobrze grać… Do wszystkiego trzeba mieć powołanie tylko jednym za to płacą a innym nie.
Bardzo mądrze mówisz, Melanio.
Miałam zamiar drążyć, ile nauczyciele mają tego urlopu, z czystej ciekawości po prostu, ale chyba masz rację, że to jest niepotrzebne brnięcie w szczegóły.
Choć nie ukrywam, że nieco mnie irytuje kompletne zignorowanie tego pytania przez dyskutantów zajętych skakaniem sobie do oczu 😛
A co do tematu zasadniczego – kwestia płac jest w ogóle drażliwa. Człowiekowi, który kształcił sie kilkanaście lat i kształci sie nadal, jest przykro, jak sie okazuje, że przysłowiowy budowlaniec czy fryzjerka zarabiają wiecej. Ale z drugiej strony – jakbym miała zmysł artystyczny i wyobraźnię przestrzenną, to bym mogła zostać fryzjerką. Ale nie mam i nie zostanę – więc nie mogę mieć pretensji, że ktoś lepiej ode mnie uzdolniony zarabia więcej, skoro ktoś chce mu tyle płacić 🙂 Kapitalizm 🙂
„Jaka praca taka płaca”…krzywdzące jest to dla tych nauczycieli, którzy faktycznie wkładają dużo wysiłku w to,żeby coś swoim uczniom przekazać. Przykre natomiast jest,jak na swoją pensję narzekają nauczyciele,których nigdy nie ma na lekcji, nie znają programu,wdają się w glupie pyskówki z uczniami czy co gorsza,ich rodzicami, mają gdzieś dobro ucznia i w ogóle samego ucznia tez mają gdzieś. A takich jest niestety znakomita większość. Ale najgorsze jest to,że taki nauczyciel często czuje się nietykalny,bo dyrekcja jest po jego stronie nie wiedząc co taki nauczyciel wyprawia na lekcjach…Nie będę tu już przytaczać konketnych przykładów,każdy na pewno zna z własnego doświadczenia takie sytuacje,kiedy to nauczyciel nie robi nic a nic mu nie można zrobić,bo chroni go dyrekcja. Szkoda że niewielu jest takich nauczycieli,którzy są na tyle pewni swoich metod i swoich kontaktów z uczniami,że np robią anonimowe ankiety na temat swojej pracy w szkole. Szkoda że w publicznej szkole zdarzyło się to tylko raz,a po wynikach,wychowawczyni poszła się poskarżyć dyrektorce,że 5 osób w klasie jej nie lubi i że ona nie chce być już wychowawcą…cyrki,kłótnie z rodzicami,wyzywanie rodziców(!!!!) od niewychowanych gówniarzy..no żal żal i tyle. Nie każdemu się należą te pieniążki. Przede wszytskim dużo zależy od dyrektorów placówek,czy w ogóle mają pojęcie o tym,kogo zatrudniają(a w znacznej większości przypadków nie ma to miejsca) Nigdy nie zapomnę dyrektorki mojej szkoły języka angielskiego,która gdy jakiś nowy nauczyciel miał lekcje z klasą, prez okna podglądała,jak sobie radzi,a potem zabierała uczniów na spytki do swojego gabinetu. Nawet 10-letnie dzieci miały wpływ na to,kto ich uczy i jak.
Do „Chic”. Nie zrozumiałem . – Czy to dobrze czy źle,że dyrektorka starała się ustalic jak sobie radzi nowy nauczyciel? Czy to źle,że uczniowie mieli wpływ na to kto ich uczy i jak? Pomijam oczywiście ocenę metody stosowanej przez dyrektorkę aby posiąśc te wiedzę.Powinni nauczyciele powszechnie badac opinię uczniów na temat oceny swojej pracy, czy nie?
Takie badania jednym są potrzebne, inni mają swoje sposoby dowiadywania się o odbiorze przez uczniów.Jeszcze inni patrzą na efekt końcowy, sądząc slusznie, że tak jak operowany na stole operacyjnym nie powinien kierować chirurgiem tak w trakcie nauki uczeń nie powinien oceniać nauczyciela i jego metod (oczywiście o ile nie przekraczają one granic prawa etc.).
Z zainteresowaniem dyrektorki lekcjami jest inna sprawa.Jak wiadomo w Polsce nikt dyrektora za efekty pracy nie ocenia i nie od tego jego zawodowe losy zależą.Za to często dyrektorzy żeby „mieć posluch” szukają tzw.haków na nauczycieli żeby ich mieć w ręku lub chcą taka wiedzę wykorzystać w różnych wewnątrzszkolnych intrygach.Wtedy często z opowieści uczniów wyszukują tylko takie elementy, które można wykorzystać przeciw konkretnym nauczycielom!Wszystko więc zależy od tego w jakim celu dyrektor próbuje poznać opinie uczniów o pracy danego nauczyciela;-)
Chyba to zawsze pozytywna rzecz jeśli dyrektor chce wiedzieć kogo zatrudnia(no,chyba że faktycznie ma to na celu wyszukiwanie haków na nauczycieli,ale to inna sprawa) i chyba to też dobrze jeśli uczeń ma wplyw na to przez kogo i jak jest uczony.Nie wiem co bylo w mojej wypowiedzi niezrozumiale.
„chic” Dziękuję za postawienie przysłowiowej” kropki nad i”. Całkowicie podzielam pogląd o potrzebie pozytywnego doboru i weryfikacji nauczycieli przez dyrekcje. Oczywiście w przemyślany, jawny i akceptowalny przez wszystkich sposób .
🙂 Szkoda tylko że nie każdego dyrektora obchodzą takie rzeczy jak nauczyciele którzy u niego pracują,bo to cyhyba nauczyciel jest wizytówką szkoły i to właśnie nauczyciele a nie opiania,statystyki,sondaże czy certyfikaty szkoły i jej odznaczenia ale właśnie to,co sobą reprezentują nauczyciele świadczy o tym czy szkoła jest dobra,czy nie do końca. Mam chyba spaczony obraz szkoły w Polsce przez liceum do którego chodziłam,bo pamiętam nadal postawę dyrektorki gimnazjum chociażby,która znała niemalże wszytskich uczniów i każdego traktowała indywidualnie…A za klasę wychowawczą wybrała sobie klasę,w której byli tzw „trudni uczniowie”(choć nie znoszę tego określenia) i wiem,że wielu z nich to teraz fantastyczni młodzi ludzie,którzy wiedzą czego chcą i nie jest to bynajmniej stanie po budką z piwem. A,uwierzcie mi,naprawde jako dyrektorka nie miala dla swojej klasy tyle czasu ile przeciętny wychowawca. Bo prawdziwy pedagog wyzwań się nie boi i takiemu naprawdę należą się te wszystkie podwyżki,zaszczyty,tytuły i w ogóle wszystko.