Rodzice żądają zmiany nauczyciela
Nie ma zebrania z wychowawcą, na którym rodzice nie żądaliby zmiany jakiegoś nauczyciela. Czasem nie jednego, ale kilku. Dotyczy to wszystkich szkół. Zresztą im lepsza placówka, tym większe oczekiwania i szybsza reakcja rodziców na ewentualne wady belfrów.
Ponieważ zjawisko się nasila, warto przeszkolić wychowawców, aby wiedzieli, jak mają się zachować. Jedni bowiem nie chcą o niczym słyszeć, obrażają się na uczniów, zaprzeczają oczywistym faktom, bronią swoich kolegów bez względu na to, co mówią skarżący, a inni zacierają ręce i spiskują z rodzicami przeciwko kolegom – szczęśliwi, że skarga nie ich dotknęła.
Aby nauczyć wychowawców profesjonalnego zachowania, należałoby zagrać w otwarte karty. Trzeba by ujawnić, ile w danej szkole jest skarg, ile jest żądań zmiany różnych nauczycieli, pokazać, jak wielkie jest to zjawisko. Potem można by wspólnie zastanowić się, co należy z tym zrobić. Niestety, tak nigdzie nie jest. W każdej szkole ludzie żyją plotkami, a otwartości nie ma żadnej. Ledwie wyjdzie delikwent z pokoju nauczycielskiego, a już wychowawcy zaczynają gadkę, że była na niego skarga i żądanie zmiany na lepszego. Strach wyjść, bo może zaraz zaczną się plotki na nasz temat. Strach zostać, bo trzeba słuchać o innych.
Przez nieomal 20 lat pracy w szkole miałem przyjemność i nieprzyjemność wystąpić we wszystkich rolach. Jedni rodzice koniecznie chcieli, abym zastąpił – ich zdaniem – gorszego nauczyciela. Inni żądali, abym ja ustąpił, a na moje miejsce wszedł lepszy. Występowałem też w roli tego, którego nikt nie chce usunąć, ale też nikt go nie pożąda – czyli w roli przeciętnego, co chyba jest najgorsze. Są nauczyciele, którzy myślą, że ich pozycja w szkole będzie zawsze taka sama. Nic bardziej błędnego. Raz na wozie, raz pod wozem. Raz rodzice cię uwielbiają, a innym razem nienawidzą. Warto o tym pamiętać, gdy los jest akurat dla nas bardziej łaskawy. Sukcesy nie trwają wiecznie.
Komentarze
U nas w szkole jest dobry i zły anglista. Dobrego dzieci lubią, chętnie się uczą, ma wyniki, łatwe do udokumentowania.
I zły, wyników nie ma, a nie ma, bo go dzieci nie lubią, a nie lubią, bo się go boją. To on jeszcze sroższy i jeszcze bardziej wyników nie ma, no nic nie rozumie.
Rozmawiam z jednym z rodziców któremu ten beznadziejny się trafił.
Zwolnić go powinni mówię, a ten, że zwolnic może nie, bo to dobry nauczyciel, wymagający.
Oczy przecieram ze zdumienia, przed chwila narzekał, że wyników nie ma.
To co powinni zrobić, pytam.
Pół roku w jednej klasie i zmiana, zaproponował.
Dzień dobry,
to trochę jest tak dzisiaj, że kiedy nauczyciel jest wymagający wobec uczniów, to rodzice chcą zmiany. Oczywiście są tez przypadki, kiedy jest niesprawiedliwy, złośliwy, niekompetentny, leniwy itd. Ale dzisiejszy system spowodował jedno – nauczyciel dobry to taki, którego uczniowie mają same dobre oceny, uczniowie złego nauczyciela mają złe stopnie. I często dyrekcja tak właśnie orzeka w sytuacjach konfliktowych, uginając się pod naciskami rodziców.
Panie Gospodarzu,
Początek taki obiecujący, bo temat ważny, jeszcze ważniejszych spraw dotykający. Zaś pointa obnażająca. mentalność środowiska.
Według Pana konkluzji sprawę można sprowadzić do rozumowanie: raz się jest lepszym, raz gorszym, więc właściwie niewiadomojakim, każdy więc zarzut, każda ocena jest bezpodstawna. Więc, bracia i siostry nauczyciele, nie przejmujmy się, niech sobie pieski poujadają – karawana pójdzie dalej.
Czy naprawdę (jeżeli by to dotyczyło Pana osoby) nie zaniepokoiłoby Pana takie głośno i jednoznacznie wyrażone wotum nieufności? Czy nie wywołałoby refleksji: „Dlaczego mnie nie chcą?”,”Może popełniam jakiś błąd?”, „Może coś trzeba zmienić?”.
Czy naprawdę dziwi Pana, że w świecie, w którym ma Pan prawo i możliwość wybrania adwokata, który będzie Pana reprezentował, dentysty, który wyleczy Panu zęba, architekta, który Panu zaprojektuje dom albo płot, nawet markę i smak lodów może Pan sobie wybrać i lokal w którym Panu te lody nałożą, że w tym świecie nie powinien Pan mieć prawa ani możliwości ani wpływu na to, kto Pana dzieci będzie uczył (lub udawał że to robi)?
Skoro problem sprowadził Pan do rady dla swoich kolegów, rady otorbienia się, uodpornienia na jakieś tam czyjeś grymaszenie, zaś zupełnie nie widać w Pana polu widzenia uczniów, którzy jedyny raz w życiu są uczniami tej to szkoły, rodziców, którzy są zdeterminowani problemem tego to konkretnego jednego dziecka, to może istotnie potwierdza Pan wypowiedź , jaką zamieścił dwa odcinki wstecz @ync, że uczeń jest tylko usprawiedliwieniem dla istnienia szkoły, zaś podmiotem jest nauczyciel?
Kilkanaście lat temu, kiedy mój najstarszy syn rozpoczynał naukę w podstawówce, w jego szkole powstała możliwość wyboru przez rodziców pani nauczania początkowego. Do dwóch pierwszych pań zapisało się ponad dwie trzecie ogólnej liczby, do dwóch kolejnych mniej niż jedna trzecia, a do ostatnich dwóch – po parę osób.
Gdyby panie były architektami, kosmetyczkami, radcami prawnymi lub dentystkami (oczywiście nie tylko) i ich klienci w taki sposób zagłosowałyby swoim wyborem, to dwie pierwsze miałyby tyle pracy i pieniążków, ile by udźwignęły, zaś dwie ostatnie miałyby do wyboru trzy opcje: zastanowić się i wyciągnąć wnioski, przekwalifikować się i robić coś, co potrafią albo zadowolić się chlebem bez masełka (za pieniążki pożyczone w SKOKu).
W socjalistycznej szkole nie musiały. Wszystkie sześć dostały tak samo liczne klasy i takież samo sprawiedliwe (bo po równo) wynagrodzenie zależne od stażu.
E tam, nauczyciel zły, to taki, do ktorego rodzic nie pośle mlodszego dziecka:) nie zrobi tego inny nauczyciel, a przede wszystkim duryktor.
Ani stopnie, ani wyniki zewnetrzne – jeżeli N umie zarazić pasją, to znaczy, że jest dobry.
Znam wielu beznadziejnych nauczcyieli, którzy mają wyniki, bo 80% ich uczniów chodzi na korki. (w liceach), lub ma dużo pracuje się w domu (podstawówka), lub dziecko jest wybitne (gimnazjum). Tak na prawdę ile osób, tyle poglądów…
@Mateusz Borkowski, 31 maja o godz. 12:10
Nie wiem z jakiej szkoły ma Pan takie doświadczenia.
Ja mam doświadczenia z kilku szkół (od podstawówek do liceów) do których chodziły moje dzieci.
We wszystkich szkołach łącznie udało się rodzicom zmienić nauczyciela jeden raz. Wymagało to zaangażowania, współdziałania, sporo determinacji i sporo czasu. Udało się na cztery miesiące przed końcem roku i dzięki temu dzieci cośkolwiek z przedmiotu się nauczyły.
W pozostałych przypadkach, pomimo starań nie udało się, bo dzieci wcześniej skończyły naukę w szkole lub zabrakło determinacji rodzicom i po jakimś czasie odpuścili.
Nie wiem, skąd zaczerpnął Pan definicje dobrego i złego nauczyciela. W klasach moich dzieci znałem wielu rodziców i większość z nich, gdyby im przypisać Pana interpretację, uznałaby ją za obraźliwą. Zapewniam Pana, że tzw. roszczeniowi rodzice, to właśnie ci, którzy dziećmi i ich nauką żywo interesują się a o zmianę nauczyxciela starają się w sytuacjach akurat odwrotnych.
Natomiast ci, którzy mało się interesują, nie mają ani motywacji ani determinacji aby się o to starać.
Jeśli chodzi o nauczycieli wymagających – sam miałem takich kilku. Jednocześnie baliśmy się ich, szanowaliśmy ich i… byliśmy dumni, że nas uczą.
I ten szacunek i duma została do dziś (niektórzy jeszcze żyją).
Dlaczego tak było? Oni nawet gdy wpadali w furię to dlatego, że starali się nas czegoś nauczyć. Moje dzieci też paru takich spotkało. I kiedy z nimi rozmawiam mają podobne odczucia.
Zdziwiłby się Pan, jak wyraźnie widać z perspektywy ławki szkolnej, kiedy się jest olewanym.
Chyba, że inaczej rozumiemy pojęcie: wymagający.
Można różnych rzeczy wymagać; można wymagać, że by uczeń nie przeszkadzał swoją osobą, nie absorbował dociekliwością, nauczył się sam albo na korepetycjach, a sam się zredukował do numeru w dzienniku.
@z życia szkoły; 31 maja o godz. 12:00
Czemu się dziwisz? Byłoby sprawiedliwie – tak jak w socjalizmie.
U nas kiedyś jeden nauczyciel się dziwił, jak ktoś nie szedł do niego z pretensjami… Nowy był, z biegiem czasu przynajmniej przestał się nas bać
Dziwactwo ze strony rodziców, dzieci, by oceniać pracę nauczyciela ! Czy uczelnie kończą ciemnogrody? To kto w końcu daje „chwalebny” tytuł magistra?.Matoły?
Panie Gospodarzu,
bardzo celnie opisał pan atmosferę plotkarstwa i fałszu w pokoju nauczycielskim (dlatego właśnie jestem „byłą nauczycielką”- wie pan, to nie jest norma zachowania ludzi z odrobiną klasy- nie szkolnej oczywiście, to raczej norma z magla).
Szkoda, że zabrakło odrobiny zastanowienia „dlaczego?”. Albo odrobiny chęci by tych „głupich rodziców”- nierzadko ludzi gruntownie wykształconych, z wywalczoną samemu pozycją zawodową i społeczną wysłuchać. Pan nas- rodziców traktuje z taką samą wyższością jak traktujecie naszą młodzież- „siedzieć cicho!” Tak, doprowadziliśmy do zmiany polonistki w gimnazjum- było niepubliczne, nie było problemu. Powód- brak wymagań, lekcje na niskim poziomie, tygodniami nieoddawane klasówki, sprawdzane niechlujnie. Te same zastrzeżenia mieliśmy do jednej z nauczycielek w liceum, zmienić się nie dało. Nadal młodzież ma z kogo się naśmiewać. Lenia zastępuje korepetytor. Doprowadziliśmy do zmiany innej nauczycielki w liceum, zdaje się, że nawet do odejścia ze szkoły. Osoba zupełnie niekompetentna w swoim przedmiocie, agresywna i wulgarna.
Za każdym razem inicjatywa zmiany wyszła od rodziców najlepiej wykształconych, którzy własną ciężka pracą osiągnęli jakiś społeczny status. Ci gorzej wykształceni siedzą zawsze cicho.
Niech Pan się nad tym zastanowi zamiast udawać, że żądanie zmiany to jakiś kaprys lub złośliwość. I niech Pan spojrzy na swoich kolegów trochę krytycznie a może nawet zainteresuje się jaki procent ich „wyniku” to praca korepetytora. Ja nadal uczę -prywatne lekcje. Pana koledzy dostaną pochwały za moją pracę. Najwięcej ci najgorsi, bo tu najwięcej młodzieży korepetycje pobiera. Bo nie ma złudzeń, że czegoś sie nauczy w szkole opłacanej przez rodziców- podatników.
„Aby nauczyć wychowawców profesjonalnego zachowania, należałoby zagrać w otwarte karty. Można by wspólnie zastanowić się, co należy zrobić. Niestety, tak nigdzie nie jest. W każdej szkole ludzie żyją plotkami, a otwartości nie ma żadnej.”
Toż to istna rewolucja ! Po ponad dwudziestu latach debat taki postulat … . Postulat oparcia konstrukcji i praktyki szkoły na zasadzie dialogu.
Proponuję poszerzyć listę postulatów. Ja podrzucam numer 2: oprzeć konstrukcję i codzienne działania uczestników szkoły na zasadzie szacunku.
Piszmy kolejne postulaty i pomysły. Przed nami kolejne dwadzieścia lat debat ? Może coś z tego wyjdzie.
Dlatego moze warto skorzystac z brytyjskiego modelu zarzadzania szkolami, gdzie oprocz dyrektora administrracji szkolnej, kazda szkola ma grono „gubernatorow” , skladajacych sie z przedstawocieli rodzicow, kuratorium, przedstawocieli spolecznych nie zwiazanych z dana szkola i chyba nauczuciela. I chyba wlasnie do tego gremium kierowane sa skargi na szkole czy konkretnego nauczuciela.
Tu jesr krotki ulotka zachjecajaca chetnych do zosatnia gubernatorem szkolnym w swojej dzoelnicy:
http://www.salford.gov.uk/schgov-who.htm
@KOt Mordechaj; 1 czerwca o godz. 12:43
Panie Kocie M., to istotnie interesujące.
Bardzo mnie zaintrygowało, jak to jest z tymi gremiami brytyjskimi.
Jeżeli, dajmy na to, takie gremium gubernatorsko-nauczycielskie i jeszcze społeczne stwierdzi, że skarga np. na konkretnego nauczyciela jest zasadna, to co dalej?
Można mu to jakoś delikatnie zakomunikować?
I poprosić, żeby się do czegoś zastosował?
I nie obrazi się? Nie oburzy się, że jakiś nieuk niedouczony, co nigdy nauczycielem nie był śmie się wymądrzać na tematy o których nie ma pojęcia?
Nie zagrozi, że on jest funkcjonariuszem państwowym i kto śmie go obrażać?
Nie będzie przez miesiąc zaczynał lekcji od „Jimmy, synalku gubernatora, co tam dziś ci przemądrzały tatuś naopowiadał?”
Albo ostatecznie już wytrącony z równowagi nie rzuci rozstrzygającym: „Jestem dyplomowany i do tego działam w Związku Nauczycielstwa Brytyjskiego i możecie mi naskakać; musicie i tak płacić mi tyle samo funtów szterlingów czy będę stał, czy leżał przed tablicą, czy łopatą matolstwu do głów nakładał, bo te funty szterlingi mi Karta Nauczyciela Brytyjskiego i kalendarz gwarantuje.”
Jak to w tej Brytanii wygląda?
Racja rodzica – dziecko nic nie umie
Racja dziecka – po co mi to? nudzę się, pracy i tak nie ma
Racja nauczyciela – dzieciaki nie chcą się uczyć, a za wyniki mnie będą rozliczali
Racja samorządowca – pieniędzy na nic nie dali, wymagają żeby na wszystko starczyło
Lubię czyste reguły gry. Nie lubię kolesiostwa. obgadywania za plecami, załatwiania spraw poprzez znajomości, przekrzykiwania się.
Nie przystaję do obecnej rzeczywistości.
Była nauczycielko:
„Bo nie ma złudzeń, że czegoś sie nauczy w szkole opłacanej przez rodziców- podatników.”
No i czemu negujesz m.in. swoją pracę?
Ja się w szkole publicznej nauczyłem dużo, wiem, że dużo też nauczyłem innych.
Wiem też, że nieraz właśnie po to, by uczniowie nie musieli brać korepetycji zostaję i prowadzę dodatkowe zajęcia.
Wiem, że robi tak mnóstwo nauczycieli.
Wiem też, że wielu uczniów nie ma często czasu lub ochoty na te zajęcia (ale na korki mają)
Wiem, że ludzie mają naiwne przekonanie, że na korkach się uczy lepiej (bo w prywanych placówkach i na korkach uczę ja ale i większość pewnie tak samo jak w publicznych)
Wiem, że niektórzy apoteozują szkoły prywatne uważając je za lek na całe zło, a tam również są źli nauczyciele, leniwi uczniowie i niekompetentni dyrektorzy.
No ale można mieć klapki na oczach…
Co Pan o tym sadzi?
Zjawiska naganne w szkołach polskich w skali kraju.
-przyjmowania uczniów z dziwnego naboru. Proszę nie mieć wątpliwości we wrześniu i październiku następuje przenoszenia słabych uczniów ze słabych liceów do tych bardzo dobrych. (dyrektorzy … oczywiście nie za darmo). Deprawuje to UCZCIWYCH UCZNIÓW I ich rodziców, których dzieci często z większymi osiągnięciami SĄ WYPYCHANE Z LIST lub są w przepełnionych klasach 35 – 37 osobowych. Dlaczego tych spraw się nie rusza?
– przekręty z pieniędzy Rady Rodziców – to jest złamanie ustawy. Także kradzieże z Kas Koleżeńskich i kas socjalnych – sprawa z II LO im. Romualda Traugutta pokazała to jaskrawo. Często dyrektorzy ukrywają przestępstwa- dlaczego?
– płatności z zawyżonymi FAKTURAMI np. coś co kosztuje 2500 płacimy za to 12 – 13 tysięcy.
– ubezpieczenia uczniów (dyrektorzy dzielą się łupem z brokerami, często sekretarki).
– sprzedaż książek prawnie zakazana (prezenty od wydawnictw, dyrektorzy i nauczyciele). NIE WOLNO nikomu sprzedać nowych książek w szkole (używane tak), nikt nie może ich dla uczniów zamawiać. To działanie powszechnie a lamie ustawę.
– wynajem sal dydaktycznych prywatnym firmom (dyrektorzy, dostają za to fikcyjny etat w takich szkołach lub pieniądze). Płacimy za 1 salę, używamy po południu 6 sal. Tu jest eldorado …
– Wynajem innych sal i basenów (dyrektorzy) lub nauczyciele WF odbywa się to za wiedzą i zgodą dyrektora szkoły – tu sporę pieniądze.
– wycieczki – 15 – 20 % kosztu wycieczki to zawyżone rachunki. Rodzice nie zdają sobie sprawy z rozmiarów tego procederu.
– „zmuszanie” uczniów i rodziców do wykupywania wycieczek w firmach nauczycieli (podwójna korzyść: kasa nielegalna i kasa z faktur firmy).
zmuszanie swoich uczniów do korepetycji (nauczyciele), spółdzielnie czyli wzajemne naganianie uczniów sobie na korki (nauczyciele), reklamy w szkołach prywatnych firm.
– studniówki 🙂 katering i inne w firmach od dawna znanych i „lubianych”, które dzielą się z …
[b]Najgorsze, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, że robi coś złego :)[/b]
[b]A TERAZ ZAPYTAM CZY NIKT NAPRAWDĘ NIE ZAUWAŻYŁ TAKICH ZACHOWAŃ? Czy też często panuje swoista omerta – zmowa milczenia?[/b]
@Gospodarz
W moim przekonaniu wychowawca powinien w pierwszej kolejności doprowadzić do bezpośedniej (!) rozmowy tego nauczyciela z rodzicami( proponując ew. swoją obecność!) Tak, żeby obie strony mogły porozmawiać o uczniach, czyli tym co obie strony powinno interesować najbardziej. To nauczycielowi daje szanse „wyprostowania” swojego obrazu w oczach rodziców, obrazu stworzonego często z przekłamań(często mniej lub bardziej świadomych!) w relacjach uczniów(lub swoim ich odbiorze przez rodziców!) lub ich niezrozumieniem działań i celów nauczyciela!!!
Nie wiem jak to dziala w praktyce ponad to, ze nauczyciele sa rozliczani i jesli skarga jest powazna ( a za taka uwaza sie np popchniecie ucznia lub jakikolwiek inny nieprzyazny kontakt fizyczny) to ma klopoty, wraz z zawieszeniem w obowiazkach do wyjasnienia sprawy. Zdarza sie, ze nie zostanie mu/jej przedluzony kontrakt na nastepny rok. Musze zapytac kuzynke mojej Starej, matematyczke w szkole sredniej w Walii. Ale mlodzi ja tam uwielbiaja, bo zna sie na pilce noznej i zabiera tez te dzieci z biednych niewyksztalconych rodzin do opery. I zawsze jest zadwolona ze swej pracy. . W Rosji byla rezyserem muzycznym w prowincjonalnej telewizji, ale tu zrobila szybko studia nauczycielskie, po dwich latach pracy jako „asystentka nauczyciela” – to taki ktos kto pomaga dodatkowo w czasie i po lekcjach dzieciom niepelnosprawnym, np nieslyszacym, badz imigranckim, slabo wladajacym jezykiem tubylcow. Jej samej znajomosc angielskiego jest okropna! Ale radzi sobie dobrze i jest szczesliwa 😈
W niektorych krajach praktykowany jest zwyczaj ze na koncu roku kazdy nauczyciel przynosi ankiete w ktorej anonimowo uczniwie odpowiadaja na konkretne pytania oceniajac prace nauczyciela w skali powiedzmy 1 do 10 i ten nauczyciel na podstawie tej ankiety jest oceniany przez wladze szkolne. Jezeli juz samo to ze bedzie na koniec roku ankieta jest elementem ostrzegawczym dla nauczyciela aby nie probowal sie obijac, czy tez wykazywac sympatie, czy antypatie w stosunku do okreslonych uczniow.
Tylko w ten sposob mozna wyeliminowac nauczycieli zlych ze szkolnictwa. Zadne rady, czy skargi nie maja mocy tak duzej jak ocena przedstawiona na pismie.
Bo najczęściej rodzice nie znają nauczyciela i jego pracy – mają tylko jakiś obraz z relacji dzieci. Dzieci zaś, choćby dojrzewając, muszą pokonywać kolejne progi. Co nie zawsze jest przyjemne a bardzo często stresujące i wymagające wysiłku… 😉
A jak zmienić rodziców? A często byłoby to najlepsze wyjście. Ja, babcia wnuka, który poszedł do szkoły w wieku 6 lat, bywałam na wywiadówkach w zastępstwie rodziców. Obserwacja zachowań mam tych dzieci nie napawa optymizmem. Przemądrzałe, krzykliwe takie co wszystkie rozumy pozjadały. Mama mojego wnuka, który otrzymuje od wychowawczyni bardzo dobra opinię, chłopca pogodnego, chętnie pomagającego innym, cieszącego się z sukcesów nie tylko swoich ale także kolegów, prowadzi go do psychologa..To mama ma problemy psychiczne,bo nie potrafi zorganizować dziecku czasu, ma pretensje, że dziecko nie sprząta w pokoju, a sama jest taką bałaganiarą,że dziecko żyje w totalnym bałaganie. Dziecko nawet nie wie jak powinno wyglądać sprzątnięte mieszkanie. Ale przecież dziecko nie zaprowadzi mamy do psychologa. Nauczyciel też nie odwoła takiej mamy.Dobrze, że chociaż psycholog uznał, że dziecko zdrowe.Przydałaby się akcja „Ratujmy maluchy przed rodzicami”. Wychowawczyni to bardzo oddana pracy z dziećmi kobieta.
@ grześ
negować moją pracę mogliby uczniowie lub ich rodzice. „Zanegowali” takim komentarzem wieści o mojej decyzji odejścia ze szkoły: „Akurat pani powinna zostać.” Choć nie byłam nauczycielem „fajnym” a takim, którego wspomina się jako „piłę”, „jędzę”. Ale także „że nauczył” nie zasłaniającym się, że uczniowie leniwi, że im się nie chce. Bo taka jest większość uczniów i zawsze taka była. Uczeń pilny, pracowity, rządny wiedzy jak kania dżdżu to zawsze był wyjątek (ja sama do nic nie należałam). Nauczyciel, który oczekuje idealnego ucznia to naiwniak i fantasta. Zdecydowana większość uczniów uczy się kiedy musi a nie kombinuje kiedy nie może. I przecież zawsze tak było! Skuteczne nauczanie to skuteczne egzekwowanie opanowania przez ucznia, przy pomocy nauczyciela, konkretnej partii wiedzy. Problem w tym, że pomoc to nie monotonne przynudzanie a egzekwowanie to kartkówki, klasówki, prace domowe. Ale to trzeba sprawdzać, oceniać, komentować. Do tego miała służyć różnica między godzinami „przy tablicy” a kodeksowymi 40 godzinami wymiaru pracy. Mi służyła.
Z mojej klasy 32 osobowej korepetycje miało 3 osoby- w zakresie znacznie ponad program szkolny. Z klasy mojej następczyni 100% uczniów zgłosiło się do mnie na „korki” kiedy odeszłam.
Czy nazwiesz dobrym lekarzem takiego, któremu 100% chorych ucieka do innego?
Wiadomo, że po babci i po synku babci, wnuczek nie może być nikim innym jak tylko chłopcem pogodnym, chętnie pomagającym innym, cieszącym się z sukcesów nie tylko swoich ale także kolegów.
Ach, żeby jeszcze tylko ta synowa jakoś znikła z obrazka, razem z resztą tych przemądrzałych, krzykliwych takich co wszystkie rozumy pozjadały.
Stawiam walizkę złota na to, że bardzo oddana pracy z dziećmi kobieta jest wiekiem bardziej podobna babci-teściowej aniżeli wariatce-synowej.
Na powyższym obrazku jasno widać, jakimi kryteriami powodujemy się oceniając szkołę i okołoszkolne problemy. Kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. 😉
Nauczyciel dobry to taki, który stawia dobre oceny? Niezupełnie. Przez ponad rok walczyliśmy o zmianę nauczyciela z pewnego przedmiotu scisłego, który owszem, stawiał dobre oceny, ale za to nie tylko niczego nie uczył, ale i dzieciaki wyzywał od kretynów, podczas gdy w klasie był wyjątkowy urodzaj na scisłowców (laureaci, finaliści konkursów itp). Facet smieszny, lekcje urozmaicone, ale niestety nie na temat przedmiotu, a gadkami owego pana. Efekt- w sąsiednich, nawet młodszych klasach kupa sukcesów, u tego pana nikt. Na dodatek uczniowie kończą klasę niby z piątkami czy czwórkami, ale ze świadomościa swojej niewiedzy i na dodatek z przeświadczeniem, że dostali ten stopień z łaski. Niestety nauczyciel nie do ruszenia – wiek ponad lat 50, dyplomowany, a to, że do d.. to już nikogo nie obchodzi.
Pajace zindoktrynowani przez rozpieszczone dzieciuchy… I jak mamy kształcić przyszłe pokolenia? Na modłę schizofrenicznych postulatorów niekarania nawet największych mend szkolnych?…
@belferxxx; 1 czerwca o godz. 22:54
„W moim przekonaniu wychowawca powinien w pierwszej kolejności doprowadzić do bezpośedniej (!) rozmowy tego nauczyciela z rodzicami (proponując ew. swoją obecność!)”
Miałem okazję uczestniczyć parę tygodni temu w takiej konfrontacji. Totalna porażka.
„Tak, żeby obie strony mogły porozmawiać o uczniach”
Nauczyciel wogóle nie dał sie skłonić do rozmowy o uczniach. Nie odniósł sie do żadnego zarzutu, jedynie oświadczył, ze jest funkcjonariuszem i ostrzegał, żeby go nie obrażać.
„To nauczycielowi daje szanse ?wyprostowania? swojego obrazu w oczach rodziców, obrazu stworzonego często z przekłamań(często mniej lub bardziej świadomych!) w relacjach uczniów(lub swoim ich odbiorze przez rodziców!) lub ich niezrozumieniem działań i celów nauczyciela!!!”
Żeby takie spotkanie miało jakikolwiek sens (już nie mówię, by je można nazwać dialogiem) to oprócz tego musiałoby również dać szansę nauczycielowi skonfrontowania swojego wyobrażenia o sobie, swoich poczynaniach i ich skutkach z tym, jak to wygląda widziane oczami drugiej strony. Ale takiego znaleźć – czasem edukacji nie starczy.
@polonus; 31 maja o godz. 13:27
„E tam, nauczyciel zły, to taki, do ktorego rodzic nie pośle mlodszego dziecka:) nie zrobi tego inny nauczyciel, a przede wszystkim duryktor.”
Doskonała definicja.
Dobry usługodawca to taki, do którego klient wraca a przynajmniej chce.
Niestety, działa to wszędzie poza szkołą.
W szkole nie wybiera się nauczyciela. Można wybrać szkołe, czasem nawet klasę. Ale tam ewentualnie dobrego nauczyciela dostanie w pakiecie z takimi, jacy mu sie trafią. A i ten dobry może w trakcie nauki np pójść na macierzyński i zastąpi go byle jaki (przypadek mojego najmłodszego syna w gimnazjum).
(Dobrą metodą przeżycia w dżungli jest wkręcić dziecko do klasy, w której jest dziecko dyrektora szkoły. Ale to rzadka okazja)
@w czym problem?; 3 czerwca o godz. 9:13
„Na powyższym obrazku jasno widać, jakimi kryteriami powodujemy się oceniając szkołę i okołoszkolne problemy. Kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. ”
Proponuję Panu zastosować taką zasadę np do fryzjera, który obciąłby Panu ucho zamiast ogolić zarost (bo go ręcami trzepie), po czym poklepał Pana po ramieniu z szerokim uśmiechem: „No problem, masz jeszcze drugie ucho”
Miałem dzisiaj okazję przebywania przez kilka minut w placówce służby zdrowia.
Czekając na korytarzu z nudów zacząłem czytać wszystko, co znajdowało się na pokaźnej tablicy. Moją uwagę zwróciła procedura składania skarg w rozmaitych przypadkach, gdy pacjent jest z czegoś niezadowolony z uwzględnieniem trybu rejestrowania, rozpatrywania skargi, odwołań informacji pacjenta itd itd.
Pomyślałem, jaka przepaść dzieli instytucję (która i tak czasem pozostawia wiele do życzenia), z instytucją, gdzie niezadowolenie klienta nawet nie jest przewidziane a co dopiero brane pod uwagę, zaś działania funkcjonariuszy tej instytucji w przypadku niezadowolenia klienta skupiają się na cennych radach wzajemnych, jak tu zgrabnie wykręcić się sianem.
@Anonim
Różnie bywa! Próba doprowadzenia do bezpośredniego kontaktu to pierwszy (!) krok – nie zawsze jest tak, że jest fatalny nauczyciel, który powinien z pokorą przyjąc krytykę. Czasem jest tak, że rodzice mają skrzywiony obraz (z róznych powodów) .Np. uczniowie, którzy odnieśli sukces w egzaminie gimnajzalnym, chcieliby iść tą samą drogą(styl i metody pracy) w liceum, również na przedmiotach z poziomu rozszerzonego. Chcieliby też kontynuować otrzymywanie takich samych, b. wysokich ocen. No i skarżą się rodzicom, że nauczyciel nie taki bo uczy inaczej niż ten gimnazjalny … 😉 Wtedy wystarczy bezpośrednia (!) rozmowa! Jeśli nauczyciel jest marny to inna historia – wyżej własnych 4 liter nie podskoczy … 😉
Pani „była nauczycielko” wykształcona jak się domyślam, co za bzdury Pani wypisuje. Rodzice potrafią być wręcz agresywni i to właśnie Ci wykształceń, a nie widzą lenistwa u swoich pociech, najlepiej obciążyć niepowodzeniami nauczycieli, a nie wiedzą, że ich dziecko musiało np. iść na kolejną „18”, a nie przygotowało się do klasówki z matematyki. Niestety nie tylko młodzież ale i rodzice są agresywni i żądający a sami z siebie dla szkół niewiele dają.
Witam mam pytanie.czy ciężko jest zmienić nauczyciela na innego jeżeli ten inny zgadza się z nami z powodu tego ze ten nasz nauczyciel zawyża nas poziom i wymaga dużo więcej niż w danej chwili możemy się nauczyć?
@Uczeń
Myślę, że to są rozgrywki pomiędzy nauczycielami. Ja bym akurat na nauczyciela, który wam tak mówi nie stawiał – to intrygant. Poziom polskich szkół jest i tak, przeciętnie wyjątkowo niski, więc jego obniżanie na zdrowie wam nie wyjdzie! No chyba, że chcesz całe życie wykładać chemię …. w Biedronce na półki. Wtedy żaden poziom nie będzie dla ciebie wystarczająco niski … 😉
W pełni się zgadzam z tym, co Pan napisał. Raz lepiej, raz gorzej, raz beznadziejnie.
Mam etap BEZNADZIEJNIE.
Wycieczki NIE. Wspólna praca na rzecz klasy NIE.
Przygotowanie przedstawień NIE.
Dzieci przyszły z mikroskopijną wiedzą. Nie znały własnych imion i nazwisk. U logopedy nie były, w domu nikt z nimi nie rozmawia i jeszcze się tym szczycą.
Rywalizacja między rodzicami nie dotyczy wspólnego spędzania czasu z dziećmi tylko tego, jak Pani ocenia.
Żądają, roszczą, chcą. Nic od siebie nie dając. Tęsknię za poprzednią klasą. Dzieci świetne, rodzice znakomici- współpraca celująca.
Pracowałam w szkole prywatnej i cały czas czułam presję rodziców. Dyrektor był z mojej pracy bardzo zadowoly, jedyne uwagi do mnie kierowane to zwracanie się częstrze do uvzniów po imieniu i wolniejsze dyktowanie notatki. To ostatnie uważam za nieuzasadnione.Bardzo dobre oceny pracy grona pedagogicznego podczas hospitacji moich lekcji. Pedagog szkolny twierdził, że mam predyspozycje osobowościowe do tego przedmiotu. Pomimo tych pochwał dostałam wypowiedzenie z pracy-bo rodzicom te metody nie odpowiadały-taka była ich subiektywna ocena. Sprawę oddałam do Sądu Pracy. Mam nadzieję ,że wygram, a wtedy z podniesioną głową wrócę do pracy:)