Jajko Katarzyny Hall
Minister edukacji chciałaby przejść do historii dzięki wymyśleniu prostego rozwiązania skomplikowanego problemu. Aleksander Wielki przeciął węzeł gordyjski, Krzysztof Kolumb postawił jajko w pionie, zaś Katarzyna Hall wymyśliła, jak zwiększyć czas pracy nauczycieli. Jeśli pomysł pani minister przejdzie, nauczyciele zostaną zobowiązani do ewidencjonowania swojego czasu pracy.
Ponieważ z natury lubię wszelkie nowości, od razu wdrożyłem pomysł Hall w życie i zacząłem ewidencjonować czas swojej pracy. Pojawiłem się dziś w szkole o 7.40., a wyszedłem o 16.20. Moja praca składała się z 6 godzin czynnej pracy z uczniami (egzaminowałem) oraz z prawie 3 godzin opisywania tego, co robiłem (ewidencjonowanie czasu pracy też jest pracą; zresztą pracą jest wszystko, co każe robić pracodawca). Aby nie było wątpliwości, opis wykonałem w formie notatek służbowych. Byłem na tyle dokładny, że zaewidencjonowałem nawet swoje wyjście do toalety (załatwianie potrzeby trwało 2 minuty, zaś opis zdarzenia nieco dłużej – 3 minuty). Z powodu sporządzania notatek służbowych musiałem nawet odmówić rozmowy pewnemu uczniowi (umówiłem go na inny dzień). Przyszedł bowiem akurat w tym czasie, kiedy po odbytej rozmowie z praktykantką (rozmowa trwała ok. 4 minut) opisywałem to zdarzenie (czas ewidencjonowania – 7 minut). Co tam uczeń, ważniejszy jest przecież dowód na piśmie, że pracuję! A uczeń nie zaświadczy. A nawet gdyby zaświadczył, to przecież jego gęba jest mniej wiarygodna od tego, co na piśmie.
Nie mam nic przeciwko udowadnianiu, że pracuję. Mogę wypełniać specjalne formularze, mogę też te informacje wbijać do komputera, mogę robić z nich sprawozdania i tabele. Mogę drukować, wkładać do kopert i wysyłać do MEN. Wszystko mogę. Jednak się nie rozdwoję. Albo praca z uczniem, albo opisywanie swojej pracy. Powiedzmy, że wyjdzie pół na pół, czyli 20 godzin tygodniowo na pracę z uczniem i 20 godzin na opisywanie tej pracy. Pomysł z ewidencjonowaniem czasu pracy może i świetny, ale rezultat taki sam (pensum dziś wynosi 18 godzin). Ale to na razie tylko teoria. Gdy zostanie przekształcona w praktykę, okaże się, że na ucznia będzie jeszcze mniej czasu niż dziś. Nauczyciel będzie pracował jak lekarz: 5 minut dla pacjenta i 15 minut na wypełnianie papierów. W dokumentach doskonały porządek, natomiast na uporządkowanie głów uczniów nie będzie już czasu. Czy chodzi o to, aby poszli się leczyć-uczyć prywatnie? Coś śmierdzące to jajko.
Komentarze
Proponuję, by nauczyciele wystąpili do MEN o finansowanie biur nauczycielskich, na wzór biur poselskich, w których to biurach zatrudnią sekretarzy. Wywoła to skutki następujące: belfrzy będą mieli czas dla uczniów, bez konieczności negowania pomysłów niejakiej K.Hall;spadnie bezrobocie wśród absolwentów uczelni, gdyż rynek sekretarzy wchłonie ilość taką, ilu jest nauczycieli; co sprytniejszy nauczyciel wykroi z tych donacji cokolwiek dla celów osobistych co zakończy narzekania na nikłe pobory;wszelkiego rodzaju praktykantki, praktykanci, uczniowie wymagający konsultacji czy porady przyjmowani będą w warunkach niepomiernie lepszych od szkolnego korytarza; znajdzie sie miejsce na archiwa, mieszczące składane tamże codziennie raporty. Ponad to: społeczność nauczycielska zyska stając „frontem do Narodu”, gdyż do takiego biura będzie mógł wejść sobie każdy sfrustrowany rodzic i nawrzucać sekretarzowi ile wlezie, nauczyciele będą mieli reprezentacyjne miejsce dla urządzania konferencji prasowych.
Oto salomonowe rozwiązanie!
A skąd te informacje? Moje przedszkolanckie pensum to 25 godzin, więc już na starcie łapię nadgodziny 🙂 Raz mam lepiej niż szkolne belfry 🙂
2 minuty oddawania moczu? Może być. Ale 3 minuty opisywania oddawania moczu? Autorze bloga szacowny, albo kaligrafował pan w iście japońskim stylu, albo opis był niczym żywcem wzięty z Gargantui i Pantagruela i zajmował 3 strony… A wystarczyło napisać „Poszedłem do toalety gdzie oddałem mocz” – 10 sekund i po krzyku 🙂
Krótko: jest takie znane powiedzenie – obyś cudze dzieci uczył… i spełniał głupie zachcianki pewnych nazbyt ambitnych urzędników.
A tak z ciekawości, czy pan nauczyciel nie poprawia sprawdzianów w domu, czy nie przygotowuje pomocy naukowych, zadań, pytań, zagadnień itp. na lekcje, które odbędą się w dniu następnym?
Chyba 20 godzin pracy z uczniem to nie wszystko. Nie zamyka się biurka o 14.00 czy o 15.00 i koniec zmartwień.
Społeczeństwo zarzuca nam nauczycielom, że łagodnie mówiąc ‚obijamy się’ zamiast pracować. Pomijając fakt, iż nie da się porównać pracy w biurze z uczeniem, rozumiem zdenerwowanie nie nauczających obywateli. Co więcej, chętnie będę pracować 40h tygodniowo, ale proszę o takie warunki, jak np mają nauczyciele w USA lub UK czyli godziwą pensję (żeby nie pracować od 15 do 20, dająć korepetycje lub dorabiająć w firmie jako lektor) i czas W PRACY na przygotowanie się do zajęć (o takich udogodnieniach jak asystent czyli nauczyciel na stażu zaraz po uczelni, nie będę nawet marzyć). Podobnie mówią inni nauczyciele, których znam…
Niestety w rzeczywistości skończyłoby się to udowadnianiem, że potrafimy wypełniać tysiące formularzy, pisać strony raportów i sprawozdań czyli wykonywaniem czarnej roboty za urzędników.
jkm: Fakt korzystania z toalety opisał autor na specjalnie przygotowanym do tego druku, gdzie musiał podać swe dane osobowe, odpowiednio zaargumentować motywy jakie nim kierowały w trakcie oddawania moczu, oraz uzasadnić, dlaczego wykorzystuje w tym celu swój czas pracy. 😉
A ja w swojej naiwności myślałam, że nasza nowa Pani Minister- jako praktyk, lepiej nas będzie rozumiała. A tu niestety-rozczarowanie, zachowuje się jak praktykantka …….