Nieobecni na maturze

Straszne korki w Łodzi, więc łatwo spóźnić się na maturę. Trasę od domu do szkoły przejeżdżam zwykle w 15-20 minut, a czasem, gdy jest większy ruch na drodze, w pół godziny. Wczoraj potrzebowałem 50 minut (byłem punkt o 9.00). Ponieważ dyżurowałem na korytarzu, można powiedzieć, że do pracy się nie spóźniłem. Jednak dzisiaj siedziałem w komisji, dlatego na wszelki wypadek wyjechałem z domu półtorej godziny przed czasem. Okazało się, że to było w sam raz.

Sporo osób miało trudności z punktualnym przybyciem na egzamin. Niektórzy wpadali dosłownie w ostatniej chwili, zdyszani, przerażeni, że nie zdążą. Dzwonili z miasta, że jadą, że tkwią w korku, że tramwaje się popsuły, że biorą taksówki, że biegną. Niestety, egzamin nie czeka. Trzeba być punktualnie na maturze.

Dużo zeszłorocznych absolwentów i jeszcze starszych nie zgłosiło się na egzamin. Bardzo mnie to zdenerwowało. Ludzie deklarują, że chcą poprawiać maturę, a potem bez słowa rezygnują. Uważam, że powinni płacić wpisowe za poprawkę matury. Wtedy by się dziesięć razy zastanowili. Tymczasem testy dla nich przygotowane, naklejki z numerami wydrukowane, protokoły i listy gotowe, a ich nie ma. Dlaczego zachowują się tak niepoważnie? Przecież za ich zmarnowany, zlekceważony egzamin płacą podatnicy. Powinni płacić sami zainteresowani. Choćby w formie kaucji, zwracanej po przystąpieniu do egzaminu, albo w formie symbolicznej opłaty manipulacyjnej, ale nie za darmo. Bo jak egzamin jest za darmo, ludzie go nie cenią. Okropny proceder.  Tyle papieru się zmarnowało. Naprawdę wstyd!