Uczeń jest najważniejszy
W szkołach trwa sezon dni otwartych. Jedne placówki organizują masę atrakcji, inne chwalą się sukcesami, ale wszystkie stawiają na uczniów, a nauczycielom każą stać trochę z boku. Goście mogą na własne oczy się przekonać, że uczeń to jest pan. Podobnie jest wszędzie, czasy są bowiem wybitnie uczniowskie, więc żadna szkoła pod tym względem się nie wyróżnia.
Byłem jako rodzic w szkole podstawowej mojej córki. Widziałem więc na własne oczy, jak dzieci dostały kwiaty. Miło jest dostać różę od nauczyciela. Kwiat podkreśla szacunek dla człowieka, jest formą podziękowania za włożony trud, tworzy więź. Na pewno wręczanie kwiatów uczniom klas pierwszych nie pójdzie na marne. Dzieci zobaczyły, że są ważne. Zapewne nie żałowały, że zostały tego dnia dłużej w szkole i dały przedstawienie dla gości. Ciekawe, czy gościom – tj. sześciolatkom – szczęka opadła z wrażenia czy też dzieci są od maleńkości przyzwyczajone do takiego traktowania.
W moim liceum także postawiliśmy na uczniów. Wprawdzie nie było takiego show jak w szkole podstawowej, a więc i kwiatów dla młodzieży nie było, ale każdy mógł się przekonać, że obowiązuje u nas podobna hierarchia. Na szczycie drabiny jest uczeń, trochę niżej jego rodzic, bardzo ważna persona, potem długo nikt, a w końcu trafiamy na nauczyciela. Chwaliliśmy się więc uczniami i ich sukcesami. A jacy są nauczyciele? – ktoś zapytał. Doskonali, wprawdzie nie tak wspaniali jak uczniowie, ale dobrzy. Dobrzy, bo w tle, idealni, gdyż nie przeszkadzają uczniom w rozwoju. To teraz obowiązująca norma budowania wizerunku szkoły.
Komentarze
Wiadomości o szkole też są ważne.
1. Jak szkoła prowadzi rekrutację? Tzn. (jak za moich czasów – środkowy Gierek) czy stara się kontaktować z nauczycielami tych uczniów, którzy wyróżnili się na jakiejś olimpiadzie/konkursie w szkole podstawowej? Moja nauczycielka w 8 klasie powiedziała mi o kółku matematycznym dla uczniów szkół podstawowych organizowanym w liceum takim to a takim. Trochę to trwało, zanim pokonałem strach przed „dorosłymi licealistami-półbogami” i na to kółko poszedłem. Na koniec podstawówki nie było mowy, abym do innego liceum papiery składał, bo już kilku kolegów z przyszłej klasy znałem z kółka i było mi w nowej szkole dużo raźniej.
2. Ponieważ częste są zarzuty o to, że to zamożność rodziców oraz ilość godzin korepetycji a nie jakość nauczycieli decyduje o powodzeniu szkoły, to czy są licea, które takie sprawy badają i wnioski z badań udostepniają?
Czy jakaś szkoła średnia kiedykolwiek spytała swoich uczniów:
a/ Ile godzin korepetycji biorą i z jakich przedmiotów?
b/ Ile wynosi całkowity koszt pobieranych korepetycji?
c/ Jak wygladają ich domowe warunki (mieszkania, samochody, wyposażenie w elekę, korzystanie z kultury, wyjazdy) czyli w dużej mierze zamożność i wykształcenie rodziców (można to zrobić anonimowo ze wzgledu na ucznia, ale już oczywiście nie ze względu na szkołę, gdyż tu jest cały pies pogrzebany!)
d/ Ograniczając się tylko od wydatków w macierzystej szkole, ile wynoszą całkowite, rzeczywiste koszta nauki w publicznej szkole?
3. Zakładając, że zwykle o popularnosci danej szkoły decydują jedna-dwie klasy „specjalistyczne”, czy są szkoły, które udostepniają dane na temat ilość kandydatów na jedno miejsce w rozbiciu na klasy? Skoro szkoła za pomocą klasy biol-chem taśmowo produkuje medyków, to może lepiej jest dać władzom znać, na co idą ich pieniądze? Inaczej,- lepiej być konkretnym a nie walczyć o wiekszą liczbę „anonimowych klas”.
Uruchommy wyobraźnię : jaki to byłby niezwykły świat, gdyby w przychodni najważniejszy był pacjent, a nie lekarz czy nawet recepcjonistka. Albo gdyby w urzędzie petent nie musiał się czuć jak podły robak pod okiem jaśnie wielmożnego pana urzędnika. Albo gdyby na drodze najważniejszy był kierowca, a nie panowie drogowcy, inspektorzy, policjanci. Albo… . Choć nie, nie to zbyt fantastyczne w dodatku po cóż mam fatygować ABW do mnie o 6 rano … .
„Jedne placówki organizują masę atrakcji, inne chwalą się sukcesami, ale wszystkie stawiają na uczniów, a nauczycielom każą stać trochę z boku.”
Jakby Pan chciał piekło sprzedać, to pokazywałby Pan Lucyfera z widłami?
Śmieszna ta rynkowa konkurencja w nierynkowym świecie, rzeczywiście karykaturalnie wygląda.
Nauczycieli poddać konkrecji a nie o uczniów, zakładników wziętych dla uwłaszczenia się na publicznym groszu, jak mawiał klasyk Gekko konkurować.
Problem w tym, że w szkole i dla szkoły najważniejszy jest urzędas z kuratorium czy organu prowadzącego. Ta szopka z najważniejszym uczniem to też dla niego…;-)
To moze niech uczniowie zaczna uczyc nauczycieli?
To prawda, uczeń jest najważniejszy, później rodzic.
U nas zdarzył się przypadek trochę dziwny. Uczeń, który jest najważniejszy, podpalił włosy uczniowi, który również jest najważniejszy. Rodzice ucznia podpalonego, również bardzo ważni, awanturują się z bardzo ważnymi rodzicami podpalacza. Uczeń podpalający ma z poradni stwierdzenie o nadpobudliwości. Uczeń podpalony ma z poradni zaświadczenie o niedostosowaniu. Uczniowie więc winni nie są – tak mówią mądre głowy.
Incydent (jeden z wielu) miał miejsce w czasie przejazdu do szkoły. Dobrze, ze jeszcze kuratoria nie są zlikwidowane. Od razu wiedzieli co należy zrobić.
Mamy dokładną kontrolę.
Szkoła jest pomysłem diabła. Nawiązuje do tego powiedzenie: „Choćby cię smażono w smole,nie nie mów, co się dzieje w szkole. Dzieci lubią swobodę,a muszą tkwić sztywno w systemie klasowo-lekcyjnym, nie tak często urozmaiconym innowacyjnymi metodami aktywizującymi nauczanie. Nabór do szkół poprzedzony jest ofertami cudów na kiju w postaci atrakcyjnych nazw klas,np. policyjna,wojskowa, teatralna.Czyli-serdecznie zapraszamy. Póżniej zaczyna się chocholi taniec rzeczywistości: czyli-już was mamy!
Wielu z nas wówczas preferuje metodę pracy z uczniem według mickiewiczowskiej zasady: precz z moich oczu, kartkówka goni kartkówkę.Wnikliwą recenzję zastępuje dyplomatyczne oznajmienie : „Ta praca to masakra”. Motywowanie do nauki belfer wyraża słowami: „Nie podchodż do matury,bo i tak jejnie zdasz. Nie wiesz dlaczego? Bo rozplątały ci się zwoje mózgowe! Takie sytuacje nie są wymysłem belfra udzielającego korepetycji uczniom poznańskich elitarnych liceów, Stanowią słowa ich uczniów relacjonujących w trakcie korków szkolne wydarzenia. Nie zawsze budujące nauczyciela uczącego w trzecioligowej budzie.
@Ino
>Stanowią słowa ich uczniów relacjonujących w trakcie korków szkolne wydarzenia. Nie zawsze budujące nauczyciela uczącego w trzecioligowej budzie.<
Rozumiem, że się podbudowujesz psychicznie…;-)
Tyle, że, z różnych powodów, te historyjki w realu (a nie głuchym telefonie!) mogły wyglądac zupełnie inaczej. Np. z powodu braków słownikowych uczniów, poszukiwania winnych własnych probblemów, chęci dopieszczenia korepetytora. Pytanie wreszcie, jak to jest częste? Jeśli nauczyciel przez miesiąc raz z siebie jakiś taki złośliwy tekst wypluje, to świadczy tylko, że wciąż jeszcze jest człowiekiem, a nie maszyną…;-)
belferxxx 17 marca o godz. 16:09
„to świadczy tylko, że wciąż jeszcze jest człowiekiem, a nie maszyną?;-)”
Tekst o „niepodchodzeniu do matury” jest w/g mnie niedopuszczalny. W ustach nauczyciela przekracza granice nie wiem nawet jakiej frustracji. Takich słów nie da się wycofać. To jest uderzenie poniżej pasa. Kompletnie demotywujące. Zrozumiałbym różne rzeczy w stylu „gówno wiesz, jak ciężko i jak długo musisz się uczyć i jaki wielki wysiłek musisz włożyć, aby coś z ciebie było” bo to jednak nie podsumowywuje ucznia i go nie „domyka”.
W sumie żeby nie wiem jak ciężko było, nauczyciel powinien być tym, który cały czas bardziej wierzy w ucznia niż on sam.
@ w czym problem
1.Na poczatku wyraziłem wątpliwość co do precyzyjnego odtworzenia wypowiedzi nauczyciieli…;-)
2.Oczywiście nauczyciel powinien mieć nerwy jak postronki, ale jednak czasem coś go zaskoczy…;-)
Co by komu przeszkadzało stworzyć szkoły dla ludzi naprawdę czymś się naprawdę interesujących czy to mających ścisłe czy też humanistyczne zainteresowania oraz takie dla ogółu ludności,w których jak dotychczas,nie wiadomo za bardzo po co siedziałoby się na wszystkim po trochu do ukończenia prawie dwudziestego rok życia,poddaje pod dyskusję.
Co przeszkadza stworzyć szkoły dla tych,którzy chcą się poczuć licealistami i tych którzy rzeczywiście chcą się czegoś uczyć,ale nie w stylu wykuj, zalicz,zapomnij, wszystkiego po trochu ale naprawdę mają jakiekolwiek zainteresowania.
@stary ten twój tekst boski jest- uśmiałam się jak fretka. Zgadzam się, że ubezwłasnowolniamy uczniów i usprawiedliwiamy każdy głupi postępek. Jak tak dalej pójdzie zamienimy się; w szkołach specjalnych znajdą się bardzo nieliczni uczniowie, którzy rozumieją związek przyczynowo skutkowy, że jak kogoś uderzysz, to go boli a w pozostałych szkołach matołki, którym w wieku lat 16 ta wiedza nie jest dana. Tylko kto się nimi zajmie? Rodzice? Nauczyciele? Ach już wiem! Psycholodzy i terapeuci.
Trochę złośliwa jestem, bywa i tak.
Ja spędzając całkiem sporo godzin na fizyce ( trzeba było swoje odsiedzieć) ,do dzisiaj nie wiem nie jaka siła sprawia,że ziemia nie ucieka spod nóg obracając się i czemu helikopter w powietrzu nie zmieni położenia,po obrocie ziemii.
@Moja propozycja edukacji
Takie szkoły (jeszcze!) istnieją, ale są tak zaciekle niszczone przez zjednoczone siły urzędasów i mediów, że nie wiadomo jak długo jeszcze…;-)