Nauczanie zintegrowane w liceum
Wielu nauczycieli liceów staje przed koniecznością nauczania kilku przedmiotów. Z jednego nie da się bowiem zebrać godzin na cały etat. Wyjściem byłoby zbieranie godzin w 2-3 szkołach, jednak rzadko jest to możliwe. Pozostaje więc wieloprzedmiotowość – zdobycie dodatkowych kwalifikacji na kilkumiesięcznym kursie bądź rocznych studiach podyplomowych. Nikt przecież nie podejmie pięcioletnich studiów – czasy wymagają natychmiastowych zmian.
Uczniowie, którzy wybierają rozszerzenia, powinni sprawdzić, kto ich będzie uczył danego przedmiotu. Czy fizykę na poziomie rozszerzonym poprowadzi fizyk z prawdziwego zdarzenia, czy może przemalowany na fizyka informatyk? Cóż stoi na przeszkodzie, aby zapytać o dyplom. Może się okazać, że specjalistą od historii jest rusycysta albo nauczyciel przysposobienia obronnego.
Piszę o tym nie dlatego, aby dokuczyć kolegom, którzy muszą się przekwalifikowywać i robią to na gwałt. Chodzi mi o zwrócenie uwagi, jak bardzo nieprzemyślana jest najnowsza reforma oświaty. Wprowadza ona bowiem de facto nauczanie zintegrowane w liceach. Zrozumiałe, że w szkole podstawowej w klasach 1-3 ten sam nauczyciel uczy i polskiego, i matematyki, i wychowania fizycznego. Nie da się jednak zaakceptować podobnego rozwiązania w liceach. Tymczasem tak niedługo będzie. Nauczanie zintegrowane do matury. Jak bardzo odbije się to na wiedzy i umiejętnościach uczniów, czas pokaże.
Komentarze
To juz mamy od dawna.Dyletanci po śmiesznych studiach i podyplomówkach uczą nasze dzieci i wyniki są, jakie są, tylko wymagania finansowe macie wygórowane. Przydałoby się również dać coś od siebie
Ja myślałem, że nauczanie zintegrowane polega na uczeniu jednoczasowo przez tę samą osobę dzieci z różnych klas.
Myślałem też, że kwalifikacje nauczyciela, o jakie warto się dowiadywać i upominać, to nie trzymany w szufladzie dyplom studiów „z fizyki” czy „z etyki”, ale kompetencje nauczania.
A to są zupełnie inne rzeczy, niż papier zaświadczający zaliczenie przez odbycie… studiów.
Tak dotąd myślałem.
Ale akurat myślenie to także nie jest kompetencja potrzebna do pisania ani nawet czytania o realiach i mentalności urzędnika etatu publicznego.
Dzisiaj, chcąc przetrwać na etacie lub przemknąć bezgotówkowo pod fotoradarem przymusu publicznego, należy się słuchać autorytetów, wykuwanych w medialnym blogu (pardą: boju) o sprzedawalność, niezależnie, jakie bzdury wypisują.
Na szczęście większość obywateli stać na to, aby takie mentalności publiczne za drobną opłatą pominąć na swej drodze.
I taki zapewne będzie kierunek zapytań rodziców, o kompetencje w tak opisanym ‚nauczaniu zintegrowanym’.
Zintegrowanym z opłatą za fachową jakość, nie tytularny papier.
Anno, nie wszyscy z nas podpierają się podyplomówkami. Część posiada, np. dwa dyplomy uniwersyteckie. Nie wrzucaj więc wszystkich do jednego worka. Nie oznacza to, iż należy gardzić tymi, którzy ukończeniem studiów podyplomowych zapdewnili sobie byt w szkole. Oni naprawdę mają pod górkę, gdy, np. przefarbowany na informatyka chemik trafi podczas swoich lekcji na fana komputera.
Milion razy lepiej by było, gdyby zamiast historii nauczyć młodzież rosyjskiego oraz gdyby przysposobienie obronne zamienić na naukę jazdy samochodem i zdobycie prawa jazdy. Kurs samarytanki zaaplikowany nam w harcerstwie przez przybocznego, który był studentem kończącym wtedy medycynę był o niebo lepszy od nauczyciela PO; milicjanta-emeryta plączącego się z bandażami jak młody psiak w szafie z butami.
Sztucznego oddychania czy chwytu Heimlicha nauczono mnie na kursie na młodszego ratownika a nie na PO.
A tak generalnie to co powoduje, że matematyk, fizyk czy informatyk nie mogą siebie nawzajem zastąpić? Albo chemik i biolog?
———————————-
Ino 18 stycznia o godz. 22:10
„Oni naprawdę mają pod górkę, gdy, np. przefarbowany na informatyka chemik trafi podczas swoich lekcji na fana komputera.”
A to dziwne, bo wszyscy znani mi zawodowi chemicy, biolodzy, fizycy i bio-medycy nie robią nic innego, jak tylko siedzą przy komputerze. Sami składają hardware, sami specyfikują i kupują części, sami programują. Na moje sugestie, że może lepiej byłoby o pomoc np. w programowaniu (algorytmy jakieś specjalistyczne?) poprosić informatyków albo matematyków zgodnym chórem krzyczą, że „oni nie mają tyle czasu na tłumaczenie o co im chodzi a tamci nie mają czasu ani głowy na słuchanie wyjasnień i uczenie się obcych dla nich dziedzin wiedzy”. Podobno szybciej i lepiej wszystko sobie zaprogramować samemu niz tworzyć jakieś interdyscyplinarne zespoły.
@anna
zastanów się przez chwilę, chcesz aby uczyli twoje dzieci wybitni specjaliści ale płacić za to odpowiednio to już nie uważasz za stosowne. A nauczyciel albo będzie obskakiwał kilka szkół zapewniając sobie do tego dodatkowe atrakcje takie jak rady i szkolenia w każdej ze szkół albo zapewni sobie prawo do nauczania kilku przedmiotów, gdzie siłą rzeczy nie będzie specjalista w każdym z nich. Zrobi co musi aby zapewnić sobie pensum.
Szkoła to naprawdę nie jest miejsce powołane do zabezpieczania słusznych klasowo interesów bytowych osób, nie potrafiących zrobić nic innego, niż załapać się na etat w publicznym, Gumnym Nepotkowie.
Jakże miło byłoby na belferblogu choć raz na miesiąc przeczytać wpis lub komentarz, nie zdradzający w/w postawy zawodowej.
Można by wtedy przypuszczać, że od upadku komuny minęło sporo lat i to wykorzystanych na naukę cywilizacji.
Tymczasem pozostaje wyczytywać, jak szkoła i społeczeństwo krzywdzi masy nauczycielskie i dlaczego one tak bardzo się do tego garną.
Nawet na kilku etatach, integrując niekompetencję z pazernością na łatwą kasę, zamiast z godnością opuścić miejsce kaźni i zarobić na swój byt na wolnym rynku.
To byłaby prawdziwa lekcja integracji belferstwa z wymogami cywilizacji i standardami obowiązującymi „niepubliczną” resztę społeczeństwa.
🙂
Gospodarz bloga napisał:
„Chodzi mi o zwrócenie uwagi, jak bardzo nieprzemyślana jest najnowsza reforma oświaty.”
oraz
„Jak bardzo odbije się to [nauczanie zintegrowane do matury] na wiedzy i umiejętnościach uczniów, czas pokaże.”
Wspaniale, że jest jasno ustalony cel naszych dążeń i wartość, którą wspieramy, czyli: wiedza i umiejętności uczniów. Wiemy zatem o co chodzi. Tylko czemu czarne okulary? Dlaczego ograniczać się wyłącznie do krytyki? Może warto wskazać propozycję rozwiązania. Może warto o niej pomyśleć. Wtedy krytyka byłaby konstruktywna. Określenie, że jest źle, nie wystarcza. Przyczepić się zawsze do czegoś można. To łatwe. A aspekt pozytywnego rozwiązania, dającego nadzieję, jest bardzo ważny. Co zatem zrobić by wiedza i umiejętności uczniów były na jak najwyższym poziomie? Czy zadowalał nas stan sprzed najnowszej reformy? A może potrzeba jeszcze zupełnie odmiennego rozwiązania?
Pozdrawiam
Michale, bądż realistą. Blog Gospodarza jest swoistą ścianą płaczu, zarówno dla nauczycieli, których postulaty są skwapliwie wysłuchiwane przez kierownictwo OKE i władz oświatowych oraz tych, którzy krytykują belfrów, bo widzą szkołę przez pryzmat opowieści u cioci na imieninach lub mają smutne doświadczenia, gdyż ich dzieci spotkały na swojej edukacyjnej ścieżce jakiegoś głupiego belfra, Niestety, są tacy jak Bladaczka i jego dyrektor, ale nie wszyscy nimi jesteśmy. W szkołach dokonała się zmiana pokoleniowa wsrod kadry nauczycielskiej. Poglądy Gospodarza, zaprawione ironią, prowokują do zmian w oświacie, chociażby na skromnym swzkolnym podwórku każdego z nas. Ale realia są twarde, sternicy polskiej oświaty mają w dupie problemy belfrów. Jeżeli ktoś ma mądrego, otwartego na zmiany dyrektora, wówczas może taktownie dążyć do zmian na terenie swojej budy, chociażby vczerpiąc z licznych, innych pozytywnych doświadczeń przekazywanych w ramach koleżeńskiego kręgu lub na podstawie analizy propozycji zawartych w czasopismach metodycznych. Nie narodził się jeszcze oświatowy Wałęsa, działacze związków nauczycielskich grzeją stołki, zostaliśmy sami z naszymi problemami. Były marsze, protesty, ich uczestnikom chodziło o pozytywne zmiany w oświacie. Pisząc kolokwialnie, gówno z tego wyszło.
Pytasz, co zatem robić, by wiedza i umiejętności uczniów były na jak najwyższym poziomie? Odpowiadam, niech każdy robi, co do niego należy, jak najlepiej potrafi, szanując godność ucznia oraz swoją i pamiętając o etosie swego, sponiewieranego zawodu.
Spamie, kasa belfra nie jest łatwa, czyli zdobyta tylko za przysłowiowe 45 minut pierdzenia w szkolne krzesło. Jeżeli ktoś chciałby tak przepękać lekcje, to już po pięciu minutach takiej laby w klasie władzę przejmują uczniowie. I wówczas zaczyna się równia pochyła dla takiego belfra.
„Wielu nauczycieli liceów staje przed k o n i e c z n o ś c i ą nauczania kilku przedmiotów.
Z jednego nie da się bowiem zebrać godzin na cały e t a t […].
„Poglądy Gospodarza […] prowokują do zmian w oświacie…ale realia są twarde, sternicy polskiej oświaty mają w dupie problemy b e l f r ó w […]… Co robić…by wiedza i umiejętności uczniów były na jak najwyższym poziomie?
Odpowiadam, niech każdy robi, co do niego należy…”
Otóż, jak się czyta enuncjacje belfrów publicznych ze zrozumieniem treści i przesłania, to pytanie Michała staje się zupełnie retoryczne.
Chodzi bowiem belfrom publicznym (jak wyżej) tylko i wyłącznie o to, aby jakiekolwiek „zmiany” konserwowały i zabezpieczały belferski dobrostan.
Brak jakiejkolwiek refleksji nad własną odpowiedzialnością za wybór zawodu i warunków jego wykonywania oraz za jego wyniki (bynajmniej nie kojarzone z „wiedzą i umiejętnościami” uczniów).
Uczniowie to tylko w belferskiej ściemie obłudnego płaczu retoryczna figura, będąca elementem rozgrywki (i totemem do wbijania szpilek) z zagrażającym i wrogim plemieniem belfrów u władzy oświatowej (bo to przecież właśnie belfrzy z zawodu administrują i żywią się systemem).
Michał, twoje problemowe pytania retoryczno-naiwne, nie tylko że dawno w cywilizacji zostały rozwiązane, ale nauce i praktyce dokładnie wiadomo, co i dlaczego publicznie uwłaszczeni mają do powiedzenia w tej kwestii – o czym świadczą nie tylko w/w cytaty, ale całość belferbloga i jemu podobnych ściem płaczu.
Taka bowiem jest pragmatyka socjopatologii systemów i wynikających z niej behawiorów osobniczych beneficjentów.
Ino, robiąc swoje tak, jak dotąd (co postulujesz jako remedium na…wynik edukacyjny, jak rozumiem), nigdy nie dowiesz się, w porównaniu Z CZYM pieniądze etatowe na publicznej posadzie to naprawdę najłatwiejsza pod słońcem Polonii kasa.
Prawdziwy świat, w którym żyje większość Polaków od upadku komuny, jak i cała reszta cywilizacji zachodniej, jest publicznie uwłaszczonym na podatkach równie obcy, co wykonanie na własny koszt, rachunek i odpowiedzialność choćby imprezy z okazji imienin Cioci.
Tyle, że bez kontaktu ze światem cywilizacji i profesjonalizmem zawodowym, można ściemą płaczu nad losem rzekomo pokrzywdzonego publicznego etatowca jedynie ociemniać, a nie edukować.
To nie jest ani postawa ani etyka nauczyciela w wolnej Polsce.
W przedszkolu też jest jedna pani do wszystkiego, a dzieciaki wychodzą z niego mądrzejsze, nie to co po liceach. Pewnie dlatego, że w przedszkolach czegoś jednak uczą, a w liceach tylko przygotowuje się do kolejnych egzaminów, sprawdzających stopień wytresowania ucznia pisaniem prac pod klucz… Może w tym szaleństwie jest metoda?
Ale się autor czepia, jakby w III RP rzetelna wiedza miała jakieś znaczenie. Walesa, Tusk, Kaczynski, hr. Komorowski ect.
Albo ludzie bez wykształcenia pedagogicznego, po kursach egzorcystów, trzęsą szkołami i kasują z budżetu 1.2 mld zł/rok. Przez to wychowuje się wypaczona młodzież
Już w latach 90 tych, wicepremier, Kobra Goryszewski szczerze podał do informacji publicznej motto III RP.
„Nie ważne czy Polska będzie biedna czy bogata, ważne by była katolicka”
Ten sam wicepremier, tworzył prawo finansowe i za to brał pensje od III RP.
Po godzinach pracy dla III RP, w prywatnej kancelarii prawnej udzielał porad jak, ustalone przez siebie prawo, obchodzić.
Nowa podstawa programowa, przekuwana w czyn organizacyjno-dydaktyczny, pokazuje teraz i te ukryte mechanizmy oraz intencje jej twórców. Lament belfrów nie dotyczy w związku z tym ich dobrostanu związkowo-uwłaszczeniowego, lecz zwykłej analizy faktów, skutków, zawodowych pułapek i dydaktycznych absurdów.
Konkretnie chodzi o to, że system doskonalenia zawodowego nauczycieli nie daje im ani zadowalających ich samych kompetencji, ani też poczucia zawodowego bezpieczeństwa wynikający z robienia tego, co się umie. Powinien sprawnie działać długo przed reformą. Gdy sie nie sprawdza skutków organizacyjnych wprowadzenia nowej siatki godzin, to nie dziwota, że mamy często partyzantkę miejską.
By zostać wykładowcą nowego przedmiotu, trzeba ukończyć solidne, prowadzone przez fachowców od metodyki i merytoryki w jednym – studia. Nie ma innej rady. Kursy są tylko wulgarną namiastką nastawioną na zdobycie kwitów. Wszyscy to wiemy i wszyscy to arogancko ignorujemy.
Belfrzy uczyć się muszą, łaski nie robią; muszą być na bieżąco, tworzyć własne style pracy, dostosowywać umiejętności do wymagań tworzonych przez ramy systemu. Owe ramy – widać to gołym okiem, sznurkiem są jednak związane, stąd i belferska samorzutna inicjatywa.
Smutno.
@ Szczepan (et. al.)
„Lament belfrów nie dotyczy w związku z tym ich dobrostanu związkowo-uwłaszczeniowego, lecz zwykłej analizy faktów, skutków, zawodowych pułapek i dydaktycznych absurdów.”
Lament belfrów dotyczy dokładnie tego, co w zamieszczonym przeze mnie wyżej cytacie i to są właśnie fakty.
Nie tam ma ani słowa o faktach, analizach, dydaktyce czy zawodzie.
Jest o etacie i konieczności wytrwania w jego utrzymaniu, tyle, że zapapierkowani „studiami”, walczą z konkurencją zapapierkowanych kursami.
Cele, standardy zawodowe (co to jest?), podmiot edukacji (wyjaśniam: to uczniowie) i wreszcie wyniki edukacji (a to nie są rankingi ani liczby etatów) w tych lamentach nie występują.
Chyba, że jako sztafaż sceny lamentu i krzywd lub przeszkoda dobrostanu.
Żaden system nie jest lepszy, niż jego wykonawcy i nie trwa dłużej, niż interesy jego rzeczywistych beneficjentów.
Kto tego nie rozumie, niech wróci do lekcji losu pegeerów i „gospodarki” komunistycznej.
A bez tej świadomości można, owszem, być lektorem propagandy związkowej lub partyjnej, a nie nauczycielem w cywilizowanym kraju.
Spamie, nauczyciele musieli wyrzadzić Tobie wielka krzywdę, gdyż, pisząc gwarą młodzieżową, tak na nich najeżdżasz, unikając przytaczania konkretnych, faktów, strzelając za to pseudobarokową stylistyką.
Poszukując więc żródeł Twojej nienawiści wobec polskich nauczycieli, wypunktowałem następujące możliwości:
1. Jakiś dziarski belfer uwiódł Twoją żonę
2. Któraś z Siłaczek oparła się Twoim ( z pewnością niekwestionowanym wdziękom )
3. Podczas wywiadówki, ten, który ją prowadził, nie nadążał za tokiem Twojego myślenia, które wyrażałeś właściwą sobie metaforyką
Spamie, nie piszę tego, aby Ciebie obrazić, ale zmusić do formułowania konkretnych zarzutów pod naszym adresem, a nie sugerować, np. wycieczkę w przeszłość. Jeżeli zechcesz się ustosunkować do mojej wypowiedzi, zrób to w formie konkretnej, obrazowe metafory zostaw piszącym wiersze.
@ Ino (20 stycznia o godz. 14:19), Twoja bezradność intelektualna i uwarunkowanie etatowe nie pozwalają Ci na poznawczy kontakt z czytanym (?) tekstem.
Czy dlatego w poszukiwaniu sensu widzianych liter trafiasz sobie do… rozporka?
Niestety, to jedyne przesłanie, jakie zupełnie wzajemnie nieobraźliwie, rzecz jasna, niesie Twój post.
Co dowodzi jedynie, że celnie trafia krytycznie tam, gdzie siedzi nauczycielskie źródło kompetencji zawodowych i społecznych.
Co nie było moim zamiarem, bo leczenie osobniczych kompleksów rozporkowych (uwiedzione przez „niebelferskie” samce kobiety, w postach i Gospodarza i Twoich?) poprzez belferstwo, wyrządza już dość krzywdy dzieciom, a co dopiero Polsce!
Wzywam Cię do nawrócenia na drogę merytoryki, albo występów edukacyjnych na ‚Pudelku’
😉
Szanowny Spamie,
uprzejmie informuję, że z powodu powyższego i innych nieprzyzwoitych, niemerytorycznych, obraźliwych komentarzy będę usuwał Pana wypowiedzi. To był ostatni komentarz tego typu. Proszę albo panować nad sobą, albo żegnam.
Pozdrawiam
Gospodarz
Sam już nie wiem…
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że diabeł tkwi w szczegółach, a szczegółów mnóstwo. Wychodzą teraz na światło dzienne i straszą. Recepty na ów stan rzeczy znajdą się na pewno. Wtedy, gdy pacjent będzie już poza systemem z wyprawką na przyszłe życie taką, że pozazdrościć.
Spam ma czasem rację, gdy psioczy. Jest przy tym dość wkurzający, to prawda. I żenująco pryncypialny w tych swoich neoliberalnych mrzonkach. Bo to są mrzonki, Drogi Spamie!
Ani nauczyciele nie są tak źli, ani system tak doskonały w sensach przez Ciebie zaproponowanych. Dziś nie wiadomo, kto jest beneficjentem systemu. Na pewno nie są nim nauczyciele, wątpię, czy uczniowie i rodzice. Czy upolitycznione gremia zarządcze? W świetle słów prof. Śliwerskiego może być coś na rzeczy.
System się rozłazi, bo jest źle zarządzany. Jest źle zarządzany, bo jest polityczny. Oświata nie została wyłączona z gierek politykierów i mamy, co mamy, co cztery lata coś innego. Lubimy też poetykę imitacji. Tak jakoś się składa, że gdy już imitujemy, to zapominamy o realiach naszego systemu. I o naszych doświadczeniach…
I jeszcze jedno: demoralizujący nas wszystkich awans zawodowy. Czyż nie tak kochani moi koledzy nauczyciele dyplomowani?
Profesor Bortnowski wspomniał kiedyś, że jego studentka przyniosła kiedyś dwa zeszyty: matki i swój. Były w warstwie merytorycznej identyczne.
To co – wieszamy Spama?
Ino
20 stycznia o godz. 14:19 (do:Spam)
„Jakiś dziarski belfer uwiódł Twoją żonę?”
– – –
Równie co Ino Szanowny Dariuszu Chętkowski,
informuję, że cieszy mnie Pana obudzona niewcześnie wrażliwość na nieobyczajne spamy, o ile nie pochodzą od belfrów (jak cytowany powyżej) lub antysemitów.
Traktuję to jako początek Pańskiego odzyskiwania etycznego kręgosłupa i daję tym wpisem ostatnią okazję do obłudnej wycinki pod fałszywymi pretekstami.
Nic lepiej, niż Pana postawa nie potwierdza jałowości komunikacji z belferstwem etatyzowanym.
Proszę się schronić w odmętach pokojów i horyzontów gogicznych, dopóki podatnik musi za to płacić.
Est modus in rebus, sunt certi denique fines.
@ Szczepan
20 stycznia o godz. 18:52
„Sam już nie wiem?
…To co ? wieszamy Spama?”
To właśnie recepta na niewiedzę i niekompetencję, Szczepanie.
Warto kogoś powiesić, dla oczyszczenia i problem rozwiązany.
Szkoła polska, ot co 🙂
Addio.
Liceum kończyłem 11 lat temu. Później kończyłem UEP i UAM. Myślę, że spokojnie mógł bym uczyć matmy, fizyki i geografii w LO. Kończyłem mat-fiz. Więc nie wiem w czym problem. Oczywiście musiałbym się na zajęcia przygotowywać bo pamięć jest ulotna:)
Coś tu niezbyt pasuje. W szkole podstawowej biolog nie może uczyć przyrody, musi skończyć podyplomówkę lub kurs kwalifikacyjny. To samo geograf czy fizyk.
W szkole średniej już nie muszą, wystarczy im wiedza wyniesiona ze studiów. Nic nie szkodzi, że nauczyciele pracujący w podstawówkach i licealni kończyli studia razem.
Wiele lat temu był podobny problem w mniejszej skali.Po wyprowadzeniu ze szkół języka rosyjskiego rusycyści przekwalifikowali się na anglistów i kończyli, przynajmniej na poziomie licencjatu, odpowiednie studia.Dlaczego dziś „nikt nie będzie podejmował przecież …”Od dawna wiadomo także,że w szkole trzeba być dwuprzedmiotowcem,do czego można było się przygotować nie czekając na reformę.Oczywiście to nie daje pewności, ale zmniejsza ryzyko.
To nie uczniowie z rozszerzonych przedmiotów mają pytać o kwalifikacje nauczycieli,ale dyrektor planując organizację roku dobiera nauczycieli.
Spam jest użytkownikiem zamieszczającym cenne komentarze na tym blogu. Choćby z tego względu, że przedstawiają odmienny punkt widzenia przy zastosowaniu dość oryginalnej i nieraz mniej lub bardziej zabawnej metaforyki. Nie twierdzę jednak, że jego komentarze są bez wad. Szczerze pisząc, też miałem zamiar zwrócić uwagę Spamowi na parę spraw, których u niego nie popieram. A tu nagle widzę, że jest atakowany przez komentatorów i dostaje groźbę od samego gospodarza bloga!
Oczywiście nie popieram tzw. wycieczek personalnych. Czegoś takiego w uczciwej dyskusji być absolutnie nie powinno. Chcę nieśmiało zwrócić uwagę, że Spam dopuścił się dokładnie tego samego co Ino, tylko, że zrobił to, z właściwą sobie ekscentrycznością, dosadniej.
Popieram Ino w wołaniu do Spama o konkrety. Z argumentem „masz mentalność publicznie uwłaszczonego belfra” nie da się dyskutować. Każdy ma oczywiście prawo wyżej cenić etatowego nauczyciela w szkole prywatnej niż nauczyciela w szkole publicznej, a samozatrudnionego wyżej niż etatowego (czy do innych, czy do podobnych, czy też do przeciwstawnych wartościowań). Jednak dyskusja nie ma sensu, jeśli kogoś się z niej z góry wyklucza ze względu na zatrudnienie w sferze budżetowej. Drugi zarzut do Spama: Nie jest wielkim honorem eksponowanie siebie jako przedstawiciela oświeconej cywilizacji przemawiającego wśród dzikiego plemienia. Nie służy to dobrze dyskusji i nic merytorycznego do niej nie wnosi. (A jednak Spamie, piszesz komentarze do „czerwonoskórych”. Poświęcasz na to czas. Może warto robić to tak by obie strony na tym skorzystały?)
Czasem nie dziwi mnie wzrost agresji w komentarzach. Choć to niewłaściwe, to określiłbym, że jednak naturalne, skoro jest się nie słuchanym i nie rozumianym (i nikt nawet nie próbuje). Co najmniej kilkukrotnie się przekonałem, że merytoryczne komentarze pozostają tu bez żadnej odpowiedzi. Są po prostu ignorowane (nie przypominam sobie też, by w autorskich wpisach sformułowania nieco naciągnięte, niefortunne, czy szerzące edukacyjne mity, które wytykali komentatorzy, były prostowane). Jeśli celem jest dyskutowanie, to tego też absolutnie być nie powinno. Chyba, że to jest faktycznie, jak napisał już jeden z użytkowników, „blog na plotki”. Sam kilkukrotnie pisałem merytorycznie o pewnych sprawach, np. o popularyzowanej na blogu „poezji”, i do dziś jej wartość pozostaje dla mnie zagadką. Ci co ją chwalili nie zechcieli się wypowiedzieć, w tym gospodarz bloga. Chciałbym przy tej okazji zauważyć, że poziom obraźliwości wypowiedzi Spama wobec tej „poezji” to NAPRAWDĘ mały pikuś. Również liczba osób, która mogła się tą „poezją” poczuć urażona, mniemam, jest nieporównanie większa. Czy komentarz Spama byłby w pełni akceptowalny gdyby odpowiedział podobnie jak TUTAJ wzorem promowanego „poety”? Mnie się ani ta „poezja” nie podoba, ani wycieczki personalne w dyskusjach, choćby wyrażone twórczo i oryginalnie. Apeluję o podobną konsekwencję. Jak coś tolerujemy, to tolerujmy. Jak coś potępiamy, to potępiajmy. Bez traktowania spraw wybiórczo.
Spamidło samo sobie sprawiło gębę. Czyżby była szansa na pozbycie się bejsbola? Przepraszam za obce słówka, ale tak się gra mojego dzieciństwa gdzieniegdzie nazywa. 😉
Szanowny Michale,
i Ty dałeś się wciągnąć w rozważania o „wieszaniu Spama”, pomimo, że masz świadomość faktycznego celu i treści tego bloga – czyli międlenia plotkarskiej propagandy krzywd belferskich na państwowym etacie.
Chciałbym zwrócić Twoją uwagę, że liczne prostackie i wulgarne inwektywy pod moim personalnym (i mojej rodziny, to teraz modne) adresem ze strony wychowawców młodzieży, są przez Gospodarza akceptowane.
Nie ja, co zauważasz, inicjuję te formy i poziom komunikacji belfrów ze społeczeństwem. Tyle że Spam może być profesorem biologii czy andragogiki albo też mechanikiem samochodowym.
A belfer tykający pod spódnicę moją (dmoniemaną, haha) żonę, mieni się tu belfrem (przypomnę: to nauczyciel młodzieży), o czym przekonać się ze stylu tykania czy poziomu nie sposób.
Natomiast, z jaką uzupełniającą to prostactwo mentalnością belferstwa polemizuję, wynikającą immanentnie z uwłaszczenia na publicznych podatkach (czyli nieusuwalności z tytułu przywilejów branżowych), wskazuję w cytatach, odnosząc się do konkretnych postaw i zachowań.
Przypomnę więc, co Gospodarz bloga twierdzi
już w pierwszych zdaniach tego wpisu, a co dobitnie ujawnia, o jakie we wpisie wartości pokrzywdzone chodzi:
?Wielu nauczycieli liceów staje przed k o n i e c z n o ś c i ą nauczania kilku przedmiotów. Z jednego nie da się bowiem zebrać godzin na cały e t a t […]”.
Jak z tego widać, belferstwo jest „uświadomioną koniecznością”… zachowania etatu i to cała aksjologia nienawiści i agresji wobec krytyki równie uświadomionych czytelników, ale pozostających poza jurysdykcją klik pokojów nauczycielskich.
Z sympatią i szacunkiem dla Twej siłaczki intelektu i kultury z belfer-prostactwem, życzę jednak raczej uświadomienia i otoczenia ochroną Twej żony.
Nie wiadomo, czy i wobec Ciebie jakiś belfer nie postanowi swe napaście słowne na blogu uwiarygodnić personalnie. 😉
– – –
Miło było Cię zapoznać, nawet w tych wstrętnych okolicznościach, pozdrawiam.
@Gospodarz
W polskim liceum jest po prostu strasznie dużo przedmiotów obowiązkowych, które kiedyś ktoś wprowadził, bo miał interes (merkantylny- wiedza o kulturze[koledzy mieli gotowy program i podręczniki;-)], polityczny – przedsiębiorczość(podobno tak UE chciała;-), WOS] czy resortowy (PO) etc.). Dzięki temu najważniejsze przedmioty są uczone w minimalnych ilości, a to powoduje akurat takie skutki…
Skądinąd geograf uczący w LO matematyki lub fizyki(nawet jeśli sobie kupi dyplom „studiów podyplomowych” ;-)] to śmiech na sali!!!
@Michał
>Pewnie dlatego, że w przedszkolach czegoś jednak uczą, a w liceach tylko przygotowuje się do kolejnych egzaminów, sprawdzających stopień wytresowania ucznia pisaniem prac pod klucz? <
1. Mówisz o sobie??? 😉
2. Tego chcą i o to walczą rodzicie, a walczą i chcą bo taki prymitywny mamy system matur i rekrutacji na studia!!!
Skoro one preferują tych wytresowanych… 😉
Patologie w prywatnej oświacie
http://www.nowytydzien.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=7638:o%C5%9Bwiatowy-raj-za-miejskie-pieni%C4%85dze&Itemid=43
Rzeczywistość systemu publicznych beneficjów:
„W tym roku nauczyciele (publiczni) po raz czwarty otrzymają c z t e r n a s t k ę. Od 2009 r. samorządy tylko na ten cel przeznaczyły p o n a d m i l i a r d złotych…Wyrównania takie jak czternastki, ale też inne przepisy w Karcie nauczyciela, zmuszają do l i k w i d a c j i szkół.”
http://tinyurl.com/bx3jjvw
Należy odróżnić (i ścigać oraz potępić) pospolite przestępstwa, dokonywane nie tylko przez duchownych czy nauczycieli z zawodu (patrz link 44), od patologii, mającej źródło w systemie edukacji.
Patologią społeczną jest system, żerujący ustami swoich beneficjentów na przymusie podatkowym, kosztem edukacji.
A to właśnie system oświaty publicznej.
Czy ktoś słyszał o zwrocie nienależnych dotacji przez szkołę czy belfrów publicznych?
Na przykład za masowo wyłudzane poratowania zdrowia? (Tylko w pewnym duużym mieście centralnym, tygodniowo! ujawniane są /i odrzucane/ 2-3 takie usiłowania).
Na tym własne polega patologia wyższego rzędu, ustrojowa, że podmioty edukacyjne nie są traktowane równo…
A co się wylęga na karcianych przywilejach, jaka etyka i kultura, to już niemal każdy głos na belferblogu ujawnia.
Niestety, część z wychowanków belferskich publicznego uwłaszczenia, usiłuje przeniknąć na wolny rynek (jak w linku 44). Na szczęście, ta akurat patologia, dzięki belferblogu, łatwa do rozpoznania i uniknięcia przez pracodawców, hihi.
Stara już jestem. Uczyli mnie i w podstawówce i w liceum z reguły dwu – przedmiotowcy (matematyka + muzyka, j. polski+ historia, j.łaciński+ j.niemiecki, historia +j, łaciński, fizyka+ astronomia, podstawy filozofii + historia). Miałam znakomitych nauczycieli i uważam się za osobę dobrze i starannie wyedukowaną. Zresztą w szkołach francuskich i niemieckich także pracują dwu-przedmiotowcy; tam to nawet wymóg rekrutacyjny. U nas w latach 60-tych nastał kult wąskiej specjalizacji. Czy poziom edukacji na tym zyskał? Nie mógł. Nie przy upowszechnieniu średniego wykształcenia; masowość zabiła poziom. Najsprawniejsze szkolnictwo średnie w Europie miały kiedyś cesarskie Prusy. Oni byli przekonani, że 12-15% populacji summa cum laude jest w stanie sprostać wymaganiom. I mniej więcej na tym poziomie upowszechniali szkolnictwo średnie. Współczesność wymaga powszechności. Powszechność musi doprowadzić do obniżenia średniego poziomu. I nic się z tym nie da zrobić, chyba tylko tworząc elitarne ośrodki kształcenia perełek. A to takie niedemokratyczne…
wydaje mi się ,że problem polega na czym innym -już w trakcie studiów pedagogicznych -należałoby młodych nauczycieli przygotować do nauczania kilku przedmiotów -tak jest w Niemczech i innych krajach Europy ,a także było w II Rzeczypospolitej .Jesteśmy przyzwyczajeni do modelu komunisty
cznego i stąd wąska specjalizacja -a teraz problemy.Ani studia podyplomowe ,ani studia zaoczne nie spełniają wymogów .Znam polonistki po takich studiach -pożal się Boże -to moja ciotka po przedwojennym seminarium nauczycielskim miała więcej wiedzy niż te humanistki z Bożej łaski .
@jaruta
Powszechność obniża poziom wymagań względem uczniów. Nieuchronnie. Niepotrzebnie jednak do tak prymitywnego poziomu (patrz: matura z polskiego na poziomie podstawowym).
Obniżono przy okazji poziom wymagań wobec nauczycieli… Potrzebnie? Wątpię. Znajoma dochtorka z Uniwersytetu narzeka na program serwowany młodym adeptom sztuk pedagogicznych. Obcina się siatki godzin, „urealnia” zakres przedmiotów, „pragmatyzuje” podejście do praktyk.
Dziś, zwłaszcza dziś, studia pedagogiczne i nauczycielskie winny stać się studiami elitarnymi. Po to – paradoksalnie – by demokratyzować nasze klasowe, zorientowanie prymitywnie egoistycznie – społeczeństwo.
Będę się upierał, że bycie dwuprzedmiotowcem wymaga solidnych studiów, a więc wyrzeczeń. Nic za darmo. Nic za gotówkę traktowaną jako warunek (często jedyny i podstawowy) żądania kwitów potwierdzających kompetencje.
@Spam
Jest mi przykro. Zajrzyj tu jeszcze. Ze swą niewyparzoną gębą ;-). Mimo wszystko.
Hiperbola czasem szkodzi na żołądek. Rzadko – na mózg.
I się nie obrażaj, bo czasem warto sobie do oczu skoczyć. Większości forumowiczów jednak zależy na czyms więcej niż „perspektywa własnej michy”.
Chciałbym przeprosić za stylistyczną bezpretensjonalność początków wcześniejszego zapisu.
Prostując, wyjaśniam: poziom poziomowi nierówny, a tu kompromituje stylistę :-(.
Początek winien brzmieć: „Powszechność obniża poziom wymagań względem uczniów. Nieuchronnie. Niepotrzebnie jednak do tak prymitywnego stopnia (patrz: „podstawowa” matura z polskiego)”.
@ Szczepan
21 stycznia o godz. 20:51
„Jest mi przykro (…)”
– – –
Mnie, Szczepanie, już mniej, dzięki Twojej reakcji. Bardzo się cieszę, że choć jeden belfer na blogu ma poczucie przyzwoitości i wielkiej, jak na to środowisko, odwagi. Nie sposób tego nie docenić.
Jeden choćby sprawiedliwy sprawia, że będę uważniej dobierał formy, aby nie urazić (i nie wsypać) nikogo, kto ukrył się ze swą etyką i wrażliwością w odmętach systemu.
Oczywiście, że sens obecności polemisty i krytyka na blogu kończy się wraz z nadzieją, że jest z kim rozmawiać o sprawach, które warte ryzyka osobistego.
Myślę że to i tylko to wyjaśnia moją obecność na blogu (to, i oczywiście nieuwaga Gospodarza).
W kwestii uniwersalnych kompetencji nauczyciela i sensu oraz metod ich generowania, byłbym ciekaw, czy rozwiązanie pozornego dylematu nie leży gdzie indziej.
Jeśli celem wykonywania zawodu nauczyciela jest osiąganie kompetencji przez ucznia, niezbędną kwalifikacją merytoryczną nie jest wiedza taksonomiczna (z dziedziny takiej czy innej) i nominalna (zależna wyłącznie od papieru studiów kierunkowych).
Kompetencja kluczowa to udowodniona w praktyce sprawność w generowaniu kompetencji podmiotu edukacji, niezależnie od wiedzy kierunkowej belfra.
Sine qua – non; na tym wg mojej wiedzy i doświadczenia polega w świecie cywilizowanym rola i zadanie nauczyciela.
Oraz to, czego brakuje, aby „wieloprzedmiotowiec” w naszych warunkach odzwierciedlał cywilizowane normy i standardy profesjonalne a nie stawał się ich karykaturą. Co, jak wszystko dobro, przemielone na swą kpinę przez system, zapewne będzie wynikiem zjawiska, dotkniętego wpisem Gospodarza.
Pozdrawiam Cię, Szczepanie 😉
@ Szczepan
właśnie- pies jest pogrzebany w tzw kwitach albo papierkach -wymagane jest formalne wykształcenie -które -zwłaszcza po studiach zaocznych (o podyplomowych nawet nie wspominam) nijak się ma do rzeczywistej wiedzy – stąd takie kwiatki w ustach polonistki-zamiast proszę pani -jest proszę panią , Rucianem -Nidzie jest Rucianej Nidzie -można by mnożyć przykłady ,ale o dziwo uczniowie tej pani nieźle radzą sobie , zdając podstawową maturę -czasami lepiej niż doświadczonej i pracowitej nauczycielki.
Spamie, w bardzo wielu kwestiach się z Tobą zgadzam. Niestety i w tym, że niektóre pojawiające się tu wypowiedzi nie powinny absolutnie paść od nauczycieli, którzy to mają dawać przykład młodzieży. Nie dają niestety też przykładu poprawnej i uczciwej dyskusji. Nie dają ignorując wypowiedzi merytoryczne. I nie dają stosując tzw. nieuczciwe chwyty erystyczne. Dlatego ku dobru wspólnemu i na chwałę III Rzeczypospolitej Polskiej zamieszczam te oto linki: TEN oraz TEN. Część tych spraw uczono mnie na studiach na przedmiocie o nazwie Logika. Państwo tego nie mieli?
Poniekąd, zgadzam się też, że istnieje coś takiego jak mentalność pracownika sfery budżetowej. Zatem i pewnie istnieje mentalność belfra publicznego. Jednak nie każdy nauczyciel w publicznej szkole musi ją mieć. Powiedziałbym, że oprócz tego istnieje i inna mentalność nauczycielska, już taka stereotypowa, która wynika z przywyczajenia do wydawania poleceń młodszym ludziom. Jest ona niezależna od miejsca i formy zatrudnienia. Polega na tym, że osoby z otoczenia nie będące jej uczniami, czasem czują się jakby byli przez takiego nauczyciela traktowani jak uczniowie, a w każdym razie jak osoby w jakimś sensie niższe, które czują presję na to, że powinny się owemu nauczycielowi w jakimś sensie podporządkować. Trudno z taką osobą dyskutować i przekonać do zmiany zdania. Taką mentalność, owszem, zauważam i na tym blogu. Myślę, że każdy nauczyciel powinien sobie zdawać z tego sprawę, a i uświadomieni o tym zauważają, że czasami tej mentalności ulegają. Ot, taka przypadłość zawodowa.
Wróćmy jednak do mentalności pracownika sfery budżetowej. Pracowałem i w firmach prywatnych i w instytucjach państwowych. Szczególnie w jednej instytucji państwowej z taką mentalnością się spotkałem. Nie napiszę w jakiej, bo choć już tam od dawna nie pracuję, to wciąż obowiązuje mnie tajemnica przedsiębiorstwa. 😉 Otóż polegało to na tym, że wyjątkowo prostą pracę (wręcz ogłupiającą) wykonywano metodą BARDZO okrężną. Zastanawiałem się przez miesiąc dlaczego to tak trzeba, podpytywałem różnych pracowników co i jak by się zorientować. Wyszło mi, że wcale nie trzeba tak niewydajnie pracować. Zgłaszałem propozycje usprawnień, także pisemnie. Sądziłem, że będę ignorowany. A tu nie. Nie usłyszałem jednak rzeczowych argumentów. Jedynie zarzucono mi niekompetencję i brak odpowiedniego wykształcenia. Gdy domagałem się argumentów, powiedziano mi, że za dużo czasu by trzeba bym to zrozumiał. Jednak nie to jest najistotniejsze. Zadziwiająca była dla mnie właśnie ta mentalność. Ta obrona rzekomo słusznej sprawy. Nie tylko przez kierownika (który niewykluczone, że miał doktorat), ale przez pracowników niższego szczebla, którzy wykonywali tą mało efektywną pracę. Te emocje. Te uzasadnienia jak to co robią jest potrzebne i ma się odbywać właśnie w taki, a nie inny sposób. To byli ludzie znacznie starsi ode mnie. Ojcowie i mężowie. Wtedy byłem pod wrażeniem, że ktoś może tak bronić tak ewidentnie nieefektywnej organizacji pracy. Pomyślałem, że przez lata pracy coś się musiało stać w ich mózgach. Jakaś niesłychanie silna racjonalizacja, że to co robią ma sens. Że musi mieć sens. Jak dla mnie, to mentalność pracownika sfery budżetowej to jest właśnie to.
Muszę jednak też uczciwie przyznać, że i pracując w firmach prywatnych (w Polsce) czasami wyczuwałem ducha rozsiewającego smrodek tej mentalności. Tylko, że tam nigdy nie spotkałem się z tak wysokim poziomem absurdu. Tam przeważnie jest nacisk na to, by było szybciej, łatwiej, prościej.
To swoją drogą ciekawe zagadnienie, że tak powiem, psychologiczne: wymieszanie mentalności nauczycielskiej z mentalnością pracownika sfery budżetowej. 😉
Michale,
odnosząc się do niektórych z Twoich spostrzeżeń:
a/ logika, erystyka i perswazja są łatwo rozpoznawalne po celach i interesach, jakie są nimi realizowane. Często, komunikaty pozornie nielogiczne i manipulatywne, nabierają sensu w kontekście celów i interesów nadawcy. Nihil novi.
b/ etyka i deontologia zawodowa, również nauczycielska, to w obecnym systemie i po latach demoralizacji środowiska, temat abstrakcyjny – jako standard cywilizacyjny. Przypomnę, o czym pisałem, że to właśnie przymilnie adorowane p/Gospodarza ZNP, usilnie broni (nomen omen) środowisko przed ustanowieniem kodeksu etyki – co jest znamieniem cywilizacyjnym.
c/ osobiste postawy zawodowe w patologicznych systemach społecznych i korporacyjnych są jedynie pochodną siły oporu jednostki, stąd bywają nonkonformiści; jednak to jedynie wyjątki potwierdzające regułę. Systemy takie hodują kliki, mające wypracowane metody eliminacji zagrażających odszczepieńców. Ostatecznie mało kto poświęca życie i zdrowie dla walki z chorym systemem; albo sam ulega zarażeniu i „kracze (na wolny świat) jak i one”, albo ucieka, o co na szczęście w wolnej Polsce nietrudno. Większość zostaje, bo ich jedyna wartość, o czym świetnie wiedzą, to pobyt w kupie, nieważne, że brzydko pachnącej.
d/ wspomniana „kupa” nawarstwia się nieuchronnie właśnie na pożywce zdegenerowanego (w naszym gumnym kraju) systemu zatrudnienia publicznego, co nie znaczy, że nie występuje endemicznie poza nim (wniesiona na butach wychowanków takiego narodowo-parafialno-włościańskiego ‚socjalizmu’).
Praktycznie więc, zdegenerowany belfer i funkcja szkoły może pojawić się niezależnie od rodzaju własności placówki (pamiętajmy jednak, że wszystkie obejmuje ten sam system regulatora państwowego). Tyle, że (u nas) na państwowym, belfer jest systemowo skazany na degenerację, na prywatnym – i on i placówka ma szansę (ale nie gwarancję) na zdrowy byt i funkcjonowanie.
Dlatego właśnie, taka szansa jest z jednej strony koniecznością, z drugiej śmiertelnym zagrożeniem dla beneficjentów chorego systemu publicznego. Bo daje wybór i odbiera racjonalne usprawiedliwienie zblatowaniu w zepsuciu.
d/ I to właśnie przesłanki, doskonale znane od dziesięcioleci naukom społecznym o systemach i zarządzaniu, więc zbieżności zachowań, o których na końcu wspominasz, nie są dla nauki ani terra incognita, ani nie stanowią dylematu co do lekarstwa. Trwanie w chorobie systemowej nie jest wynikiem braku rozwiązań leczniczych, ale skutkiem układu społecznych sił i interesów, blokujących terapię. Na chorobie systemu bowiem dobrze się zarabia, i to leżąc w łóżku. Uwiąd narządów witalnych, dla wielu nie jest kosztem nadmiernym – z braku ich posiadania.
Innymi słowy, jeśli sprzątaczka mogła rządzić państwem (Lenin), to idea ta wcielona w życie w naszym Państwie oraz systemie edukacji publicznej, wiecznie żyje (jak jej Twórca) i tym sposobem modelowo, latami dobierane negatywnie ciało gogiczne, gumnej proweniencji, ma się świetnie za pieniądze podatnika.
O czym dobitnie świadczą, z nielicznymi właśnie wyjątkami (!) wpisy i wypowiedzi belferskie również na tym blogu.
I to by było na tyle, ad vocem 😉
PS Zakładam, że urażone mogą poczuć się jedynie corpora gogiczne nie będące wspomnianymi wyjątkami. Mam nadzieję, że w wyniku tego urażenia, przejdą z publicznego na własny, rynkowy wikt – bo wstyd roztaczać taki wizerunek na cudzy koszt. I to dopiero byłby awans społeczny i zawodowy, o jakim marzą, a którego nigdzie nie kupią na żadnym papierze.
@Spam
Witam(y) na pokładzie.
Również pozdrawiam. Ciepło :-).
Miło znów słyszeć Naczelnego Krytyka Systemu ;-). W nie najgorszej formie.
Sznowni Państwo – a teraz mały donosik na D. Chętkowskiego.
Otóż rzeczony ów osobnik, jak czytam niektórych, przymilnie adorujący ZNP, napisał w książce „Sprawcy i/lub ofiary działań pozornych w edukacji szkolnej” rozdział 18 pt.: „Edukacyjny chłam, czyli jak pozorowaniem sukcesów szkoły ratują się przed likwidacją”.
To co – wieszamy Chętkowskiego? ;-))
Szczepanie,
jako skazany na powieszenie mam prawo do jednego życzenia. Proszę zatem tę książkę przeczytać (innych Blogowiczów też zachęcam). Tu podaję link do recenzji prof. B. Śliwerskiego, który był uprzejmy napisać, co następuje…
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2013/01/naukowa-odsona-pozorow-w-polskiej.html
Pozdrawiam
Gospodarz
Gospodarzu – uczynię to z zainteresowaniem.
Nie tylko ze względu na szacunek wobec ostatniej woli skazanego 🙂