Dobro ucznia złem dla szkoły
Szkołom zależy, aby uczniowie się rozwijali. Niestety, każda ze stron co innego rozumie pod pojęciem rozwoju. Dla szkoły liczy się EWD – edukacyjna wartość dodana, pojmowana jako porównanie wyników egzaminów końcowych, np. po gimnazjum i po liceum. Natomiast dla ucznia liczą się pasje i zainteresowania.
Podczas rekrutacji do liceum brane są pod uwagę wyniki z wszystkich części egzaminu, tj. zarówno z przedmiotów humanistycznych, jak i matematyczno-przyrodniczych. Dlatego uczeń w gimnazjum musi być dobry ze wszystkiego, inaczej nie dostałby się do wymarzonej szkoły średniej.
Inaczej rekrutuje się na studia. Tam liczą się wyniki z wybranych przedmiotów. Dlatego w liceum uczeń chciałby sobie pozwolić na specjalizację, czyli zlekceważenie np. przedmiotów humanistycznych, a skupienie się na matematyce, fizyce i informatyce. Z polskiego nie chce się uczyć, gdyż ten przedmiot jest mu do niczego niepotrzebny (EWD wyjdzie ujemne).
Szkoły boją się takiej sytuacji, gdyż w świat poszłaby informacja, że talenty uczniów są marnowane. Uczeń powinien rozwijać się ze wszystkich przedmiotów, z których zdaje egzamin. Nawet w matfizie musi nastąpić przyrost wiedzy polonistycznej. A humaniści muszą wkuwać matematykę, gdyż im też musi rosnąć wiedza ze wszystkiego. Najpierw uczeń musi wypełnić obowiązki, czyli wkuć wiedzę z przedmiotów, które są liczone do EWD, a jak zostanie trochę czasu, może realizować swoją pasję.
Jak przekonać matfiz, aby uczył się polskiego, a humanistów, aby wkuwali matematykę? Dawniej do matfizu wysyłało się najbardziej wymagających nauczycieli matematyki, a do klas humanistycznych najsurowszych nauczycieli polskiego i historii. Teraz trzeba robić inaczej (przynajmniej tak sygnalizują koledzy z różnych szkół). Humanistów bierze w swoje ręce najsprawniejszy nauczyciel matematyki, a matfiz obrabia piła polonistyczna, dzięki czemu jest szansa, że EWD będzie wysokie.
To nic, że humaniści będą trochę słabsi z polskiego, a matfiz nie osiągnie szczytów z matematyki. System oceniania szkół został tak skonstruowany, że dobro ucznia się nie liczy. Tylko nie obwiniajcie za to nauczycieli. Myśmy tego systemu nie wymyślili. Dodam, że wielu nauczycieli piłuje gałąź, na której siedzi, czyli dba wyłącznie o dobro uczniów. Jak policzone zostanie EWD, zobaczą, ile zła wyrządzili swojej placówce.
Komentarze
Szkoła jest oparta na fałszywych zasadach, na nieprawdziwych, sprzecznych z naturą założeniach. Tak samo zbudowany był system komunistyczny, feudalny, stanowy czy kastowy. Każdy z tych systemów działał przez wiele lat dzięki naturalnym mechanizmom społecznym, dzięki instynktowi życia, dzięki strachowi, dzięki temu, że realizował interesy silnej grupy społecznej. Tak samo jest w obecnej oświacie.
?Umysł nie jest naczyniem, które należy napełnić, lecz ogniem, który trzeba rozniecić?. To słowa bardzo starego człowieka, ma prawie 2000 lat (Plutarch).
Popatrzcie, w ilu dokumentach dotyczących edukacji można wyczytać, że ?Ucznia trzeba wyposażyć w to i owo ? .? Sęk w tym, że ludziom piszącym takie słowa, ktoś powinien wreszcie powiedzieć, że ucznia w nic nie można wyposażyć, bo uczenie się to proces wymagający aktywności uczącej się jednostki. Mądry nauczyciel nie może przelać swojej wiedzy do pustej głowy ucznia. Plutarch wiedział to 2000 lat temu, ale ta wiedza jakoś nie może dotrzeć do osób zarządzających edukacją.
Szkoła, eksperci i stwórcy programów, nauczyciele traktują umysł ucznia jako naczynie do napełniania wiedzą. Szkoła robi wielki błąd i krzywdę samej sobie i wszystkim ludziom, nie uznając prostego faktu: człowiek nie jest istotą logiczną.
Wy, nauczyciele, stwórcy i eksperci nie uznajecie następującej koniunkcji: człowiek jest istotą biologiczną, psychologiczną, etyczną, logiczną i duchową. Dokonujecie rzezi, wycinając z człowieka cztery elementy, pozostawiając jeden: logiczny umysł. Rozjeżdżacie w szkole miliony ludzi codziennie, okaleczacie i wypuszczacie z niej kaleki biologiczne, psychiczne, etyczne i duchowe. A co z umysłem ? Nawet z nim nie potraficie sobie poradzić. Chcecie wzbogacać wiedzę ucznia, sprawność intelektualną, kreatywność – a sami nie rozumiecie jak funkcjonuje mózg człowieka, działacie niezgodnie z jego właściwościami.
Co zrobić z ludźmi, którzy decydują o tym, jak funkcjonują szkoły, a którzy nie mają najmniejszej wiedzy na temat tego, jak uczy się mózg? Do zarządzania szkołami taka wiedza zdaje im się zupełnie nieprzydatna.
Szanowni nauczyciele i eksperci, polecam Wam świetne doświadczenie: zapiszcie się na kurs tańca, żeby poobserwować jak działają mózgi różnych ludzi. Więcej: zaobserwujcie jak funkcjonują uczestnicy kursu we wszystkich pięciu wymienionych obszarach. I wyciągnijcie wnioski. Będzie to szczególnie przydatne dla stwórców i praktyków edukacji matematycznej.
Drodzy nauczyciele, eksperci i stwórcy edukacji ! Dlaczego zmienianie oświaty i codzienna praca idą Wam tak ciężko ? Dlaczego czujecie, że znaleźliście się w potrzasku (nie znam nauczyciela, który nie wypowiadałby się o szkole bardzo pesymistycznie) ? Odpowiedź jest bardzo prosta, choć wstydliwa: jesteście dobrze wykształceni – w tradycyjnie rozumianym sensie. Jesteście wykształceni „dobrze”, to znaczy jednostronnie – wykształceni pod względem umysłowym-logicznym. Przeszliście proces edukacji umysłowej z sukcesem, więc chcecie zarazić analogicznym sukcesem wszystkich uczniów, odtwarzając i ulepszając proces, którego owocem sami jesteście. Ponieważ Wasze „wykształcenie” biologiczne, psychologiczne, etyczne i duchowe nie nadążyło za umysłowym, więc bagatelizujecie je. Stąd brak znaczących sukcesów w Waszej walce o lepszą szkołę dla każdego ucznia. Jesteście nieharmonijni. Jesteście bardzo rozwinięci umysłowo, a zarazem ułomni pod względem biologicznym, psychologicznym, etycznym i duchowym. Dlatego przynosicie tę dysharmonię do szkoły i przekazujecie ją swoim uczniom, wierząc, że czynicie dobro. Ta dysharmonia, czyli Wasze „złe wykształcenie” pcha Was w próbach naprawiania szkoły w jednym kierunku: logiczno-umysłowym. Dlatego debata trwa już ponad dwadzieścia lat, a wszyscy coraz bardziej nie lubią szkoły – za jej opresyjność, bezradność i niską wydajność, itd.
Wasze działania są oparte na fałszywym założeniu, że ludzi można rozwijać kawałkami, a zarazem równomiernie. To jest sprzeczne z naturą, bo każdy człowiek jest całością, a wszyscy ludzie są nierównomierni. Człowiek rozwija się pod względem biologicznym, psychologicznym, etycznym, umysłowym i duchowym ciągle, niezależnie od woli szkoły. Ten rozwój ma swoje prawa i etapy. Wszystkie elementy mają wpływ na siebie, nie można ich oddzielić. A jednak można ! Tak robicie Wy – eksperci edukacji – separujecie te elementy, nie interesujecie się ich właściwościami i wzajemnymi relacjami, nie uwzględniacie ich ważności na różnych etapach rozwoju przedmiotu (tak, przedmiotu, a nie podmiotu !!!) Waszych rozważań, prac projektowych i codziennej praktyki.
Rozwój biologiczny, psychologiczny, etyczny, umysłowy i duchowy nie może być planowany, programowany, zarządzany i oceniany przez ośrodek centralny. To fałszywe założenie naszej szkoły jest podstawową przyczyną uMENczenia nas wszystkich.
Nauczyciele rozjeżdżając uczniów zachowują się logicznie. Oni robią to, czego wymaga od nich system oparty na fałszywych założeniach i zasadach. Tak samo funkcjonował ………
________________________
Źródła:
http://www.osswiata.pl
Marzena Żylińska – wykładowca metodyki, autor książki „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne dla mózgu”.
A myśmy w liceum na historii uczyli się biologii. Dobrze nam zrobiło.
Najlepiej już w fazie embrionalnej zaprogramować matematyka albo historyka, oczywiście takiego, żeby umiał dodawać na przykład albo liczyć całki i takiego ,co będzie znał się na historii gospodarki albo czymś, Boże broń ,żeby przypadkiem syntetyzował jakieś większe całości- po co? I koniecznie zadekretować, ilu i jakich specjalistów ma się pojawić na świecie, tak , żeby nie marnować czasu i pieniędzy na zbędną wiedzę czy umiejętności. Instrukcja u Huxleya, pewnie z niewielkimi modyfikacjami okaże się użyteczna.
Czasami mam wrażenie że dla szkół w ogóle liczy się tylko wynik, dlatego nauczyciela pozwalają ściągać ucząc tym samym oszukiwania bo potem mogą chwalić się ocenami 🙂
Zdecydowana większość ludzi nie rozumie, że ocena tego co dzieje się w szkołach jest inna w oczach nauczycieli i inna w oczach władz oświatowych. Część nauczycieli rozumie, że uczeń to nie tylko określone predyspozycje intelektualne. Prawdą jest, że interes ucznia nie jest zgodny z interesem szkoły. Dobry nauczyciel pozostaje w jescze większej sprzeczności z intereswm szkoły! Polska edukacja jest systemem najgorszym z możliwych.
Po pierwsze to cudownie, że nauczyciele bedą musieli nauczyć się kopiować i wklejać i to jeszcze do tajemniczego Excela! A przy okazji dowiedzą się co to takiego „przedział ufności”. A przynajmniej o tym cudzie usłyszą. Im więcej dzieci tym węższy przedział, patrz pani!
Nie wymagam sprawdzania normalności rozkładu wyników uczniów w tym kalkulatorze EWD ani wyłapywania i podkreślania tzw. outliers, czyli uczniów do tego stopnia wybitnie zdolnych albo wybitnie leniwych, że nie mieszą się w wybranym przedziale ufności. Każdy statystyk wie, że pomijanie typu rozkładu i istnienia outliers jest podobne do działań małpy z brzytwą, ale co tam. Ja się cieszę, bo to pierwsze koty za płoty. Być może oceniam ten kalkulator niesprawiedliwie. Może jakaś nadzieja drzemie na wykresie rozkładu reszt, którego jeszcze nie przestudiowałem.
Zabawiłem się w inna rzecz. Idąc za podanym linkiem wylądowałem na stronie http://www.ewd.edu.pl/ Tam zaś kliknąłem na link „EWD na świecie”, który doprowadził mnie do Australii http://www.myschool.edu.au
Będąc na antypodach, na chybił trafił wybrałem sobie jakąś szkołę w Sydney (padło na Conservatorium High School, Sydney, NSW) i obejrzałem jej wyniki EWD. Szkoła jak szkoła, ale na wykresie porównawczym szkół jej podobnych zauważyłem, że szczególne sukcesy w klasyfikacji EWD odnosi w Australii James Ruse Agricultural High School. Polazłem więc na jej stronkę i krótkie spojrzenie na „obrazki z zycia szkoły” rozjarzyły moją buzię szerokim uśmiechem. Odpowiedź na pytanie „jak osiągnąć wysokie EWD” leży przed nami jak na patelni. Każdy, kto chce, może sobie obejrzec te same zdjęcia:
http://www.jamesruse.nsw.edu.au/home
oraz przeczytać listę nazwisk uczniów, którymi nasza szkoła rolnicza szczególnie się chwali:
(http://www.jamesruse.nsw.edu.au/about/achievements)
Zhong
Siu
Liu
Huynh
Lee
Joon Lee
Selvanathan
Tran
Le
Prawda, jakie typowo anglo-saksońskie nazwiska? 😉
To przyszłość Australii.
Imigranci.
Z Chin.
Z Indii.
Z Wietnamu.
Szkoła, jako system, jest ważna, to prawda. Nauczyciele w niej pracujący także. Ale najważniejsze są stosunki w domu i zaangażowanie rodziców. Priorytety domowe.
„Bojowa pieśń tygrysicy”
Tak jest w USA i jak widać tak jest w Australii.
I w tym w większości wypadków jest problem.
Za mało Chińczyków w polskiej szkole.
Oni po prostu kują.
Czy ich mierzyć ewudami czy dewudami – i tak i tak będą najlepsi.
WASPowaci Amerykanie i Polacy będą narzekać i obwiniać rodziców za niezałatwienie im ciepłych posadek.
A Chińczyk będzie kuł od rana do nocy.
Mało twórczo, odtwórczo, nietwórczo, metodą powtarzania, przepisywania, odpisywania, jak się da.
Ale będzie kuł.
Proszę znaleźć sobie na youtubie lekcje muzyki, jakich udziela Zukerman czy jemu podobni. Kogo naucza przez internet ze swojej Manhattan School of Music.
Prosze zobaczyć kogo ćwiczy.
Siostry Wiłkomirskie miały 2 dni w roku wolne od ćwiczeń. Swoje urodziny i Boże Narodzenie.
„Bojowa pieśń tygrysicy”
Już tradycyjnie Gospodarz zasuwa bzdury, formułując (właśnie tak, a nie: ‚przyjmując’) fałszywe przesłanki i mylne wnioski.
Ma wyjść paradoks opisujący gehennę nauczycielską w opresyjnym systemie.
Oczywiście systemie, wykonywanym (właśnie tak) p/nauczycieli przymusowo, bo jak inaczej może zniwelować dysonans poznawczy mentalność wywiedziona z ethosu chłopa pańszczyźnianego.
Wychodzi głupstwo, ośmieszające niekompetencję intelektualną na zajmowanym stołku.
Ponieważ:
a/ pomiar stanu ‚przed’ pracą i wyniku ‚po’ pracy nauczyciela (czyli np. EWD) to oczywista oczywistość dla każdego, kto pracuje w wolnym świecie i bierze odpowiedzialność za przyjęte pobory (i wybory zawodowe).
b/ zakres pomiaru EWD, czyli w pokracznym koncepcie pańszczyźnianego: urawniłowka, jest po prostu pomiarem osiągnięcia celu, którym jest standard pracy OGÓLNOKSZTAŁCĄCEJ belfra przy uczniu (właśnie tak, nie nad uczniem).
c/ cel pracy belfra ogólnokształcącego (standard przekrojowy zmiany poziomu kompetencji) NIE JEST SPRZECZNY z doskonaleniem wybranych talentów czy kierunków (nie trzeba myć ALBO nóg ALBO rąk – chyba że się jest mentalnie w kurnej pańszczyźnianej chacie).
d/ ujawnione we wpisie usilne i komiczne manipulacje BELFRÓW w celu zafałszowania wskaźnika a nie: wykonania opłaconego zadania ogólnokształcącego, wobec rzekomej sprzeczności obu, świadczą o organicznym (a nie sytuacyjnym) żenującym poziomie mentalnym i uczciwości zawodowej wykonawców i nieprzydatności do jakiegokolwiek uczciwego zarobkowania, a nie o opresyjnym wobec rozbestwionych pieczeniarzy systemie.
I to akurat dobitnie (i nieustannie) dowodzi zarówno fałszu jak przewrotnej obłudy wpisów.
Jasno przecież wskazują one na permanentną nadrzędność celów d..pochronnych dobrostanu belferskiego nad jakimkolwiek podmiotem istnienia edukacji publicznej. Osiąganych per fas et nefas.
Dobro zarówno ucznia, jak ewentualnie: szkoły (czyli czyje?) ma w tej, niezamierzenie demaskatorskiej kronice degeneracji pracowniczej publicznym groszem czynionej, funkcję wyjątkowo okrutnie cynicznej kpiny.
I na nic, poza kpiną w komentarzu i dyscypliną w zatrudnianiu nie zasługuje.
?Jak przekonać matfiz, aby uczył się polskiego, a humanistów, aby wkuwali matematykę?? ? to rozróżnienie ? matfiz *uczy* się polskiego, a humaniści *wkuwają* matematykę może jest przypadkowe, ale mam wrażenie świadczy chyba o niezbyt pochlebnej opinii ? zastanawiam się tylko, czy o matematyce, czy o ?humanistach?. 🙂
A bliżej sedna: dla mnie idea liceum ogólnokształcącego jest jednak taka, że powinno ono przede wszystkim ograniczać szeroko pojęty analfabetyzm ? ten, który polega na tym, że ktoś nie umie sklecić dwóch zdań po polsku, ten, który polega na tym, że ktoś nie ma bladego pojęcia o tym, czym jest kwas dezoksyrybonukleinowy, i ten, który polega na tym, że ktoś potrzebuje kalkulatora, żeby policzyć ile to 3+5. Trochę przesadzam ? takie rzeczy powinny być już oczywiście w gimnazjum, niemniej zasada jest ta sama. Bezpośrednio do studiów szkoła na ogół nie przygotowuje ? nawet jeśli nazwa przedmiotu sugeruje że powinna.
Nb nie uważam że to źle, że nie przygotowuje *bezpośrednio*. Liceum ogólnokształcące to nie szkołą zawodowa. Tak samo jak uniwersytet zresztą…
@ ync,
zainspirowany Twym płomieniem komentatorsko-poznawczym, dedykuję Ci przypowiastkę alegoryczną, ilustrującą skutki wpływu neofickiego szoku edukacyjnego na efektywność kompetencji zawodowych…
W jednej dużej korporacji postanowiono dokonać zmian, ponieważ traciła ona klientów i przychody. Reformatorzy w kierownictwie znaleźli w sklepie podręcznik marketingu, bo nie awansowali z powodu kompetencji i z wiedzą o zarządzaniu zetknęli się dopiero w sklepie.
Dowiedzieli się z książeczki, że aby utrzymać portfel klienta, trzeba dać mu satysfakcję – a klienci są różni od grzmota – wzdłuż i wszerz – ze względu na to, co ich satysfakcjonuje, i trzeba się od nich tego dowiedzieć.
Zatrudniono więc bardzo drogą firmę, aby się od klientów dowiedziała, czego tak różnie mianowicie – chcą od korporacji.
Po wydaniu tysięcy euro i wypytaniu setek gospodyń domowych a propos „czego chcą”, firma wydała konkluzję wykonawczą.
Wyszło na to, że korporacja powinna zwolnić cały personel obsługi klienta i zakupić w zamian automaty do pączków i dystrybutory do kawy.
Tego bowiem chcieli w kontakcie z tą korporacją klienci, wg badania drogiej firmy.
Na (nie)szczęście centrala zagraniczna zastopowała taką reformę, uzasadniając, że nie zajmuje się dystrybucją spożywki a co do klientów – wszystkim i tak się nie dogodzi (uważasz, ync?).
Zwolniono za to kierownictwo i ponownie awansowano na te stanowiska „panie zza lady” obsługi klienta (te, co pączków i kawy im dać nie potrafiły, ani żadnej innej satysfakcji).
Resume: korporacja jest dziś częścią konkurencyjnej firmy, a była załoga piecze pączki i pakuje kawę w hurtowniach prowincjonalnych.
Morał, ync: to, że jesteśmy różni, nie znaczy, że nie ma takich, co wiedzą jak dogodzić wielu innym.
Niestety, nie dzieje się tak po odkryciu wiedzy w sklepie, z książeczki z ‚odkryciami’ psychologii czy biznesu.
Nie inaczej jest w edukacji, której zdobyczą cywilizacyjną jest umiejętność realizacji zadań złożonych i wielowątkowych, DZIĘKI a nie POMIMO wyrafinowanie zróżnicowanej naturze każdego z nas i wszystkich razem.
Ale to już bajka z innej książki i krainy.
Pozdrawiam Cię z sympatią 😉
Witam. Trochę mnie poniosło, to znaczy zagadnienie tak zwanego profilowania.
Jeśli ktoś ma ochotę iść na politechnikę (zboczenia się zdarzają), to powinien mieć rozszerzony program matematyki i fizyki. A co z językiem polskim? Właśnie.
Miłościwie panujący nam w oświacie kretynizm głosi wszem i wobec, że program języka polskiego dla takiego typa będzie zmniejszony. Właśnie, zmniejszony. Tu się obetnie, to się wyrzuci ? i otrzymamy karłowatą wersję normalnego programu. Takie bonzai programu dla kierunku humanistycznego.
Może by pójść po linii najmniejszego oporu i dać im program trzeciej klasy gimnazjum? Przynajmniej byłyby już podręczniki.
Nikt nie widzi, że to nie ma sensu. Przy zmniejszonej liczbie godzin nie trzeba uczyć mniej, bo to jest tylko pewna wersja uwstecznienia umysłowego. Trzeba uczyć inaczej. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że język polski jest po to, aby mówić po polsku. Informacje są w sieci, książki są po to, aby je czytać dla przyjemności albo z ciekawości, a nie z obowiązku. Mówienia nie zastąpi nic, a jest to umiejętność, której się trzeba nauczyć.
Jak to powinno wyglądać moim zdaniem? Powiedzmy tak:
Uczeń ma za zadanie przedstawić na lekcji to, co ostatnio przeczytał. Nauczyciel nie ocenia faktów, ocenia strukturę wypowiedzi, logikę i składnię zdań i wskazuje błędy, bo są to rzeczy, których się nie można nauczyć z książek. Niech się taki inżynier in spe nauczy wypowiadać w poprawny, logiczny i zorganizowany sposób. A że Pana Tadeusza nie przeczyta? I tak nikt nie czyta, czytają bryki.
Druga rzecz to dyskusje. To też wypowiedzi, ale chodzi o zachowanie samej formy. Niech sobie wybiorą jakiś temat, część ciała pewnej Maryni może być jak najbardziej. Niech moderator (nie nauczyciel) prowadzi dyskusję wskazując kto ma mówić i uciszając tych, co się chcą wyrywać przed orkiestrę. Nauczyciel jak poprzednio, ocenia poprawność językową, logikę wypowiedzi dyskutantów, słownictwo (to, jak zaznaczają przerwy w wypowiedzi ? zawieszeniem głosu, jakimś gestem, czy jak wszyscy pewnym znanym słowem), natomiast to, czy wypowiedziane treści są prawdą, czy nie, zgoła go nie interesuje.
Praca domowa ? proszę bardzo, podaje się adresy sieciowe trzech stron i wskazuje na artykuły na nich się znajdujące i zleca przygotowanie kompilacji nie przekraczającej określonej ilości słów i zawierającej najważniejsze tezy zawarte w tych artykułach.
Kartkówka ? daje się im notatkę prasową i każe skrócić ją tak, żeby zmieściła się w sms-ie, ale zachowała sens.
Nie są to gotowe moje recepty, chcę wskazać kierunek, w jakim, moim zdaniem, powinno to iść. Oczywiście wiem, że szanse są zerowe. Ale przynajmniej można się zastanowić.
Nawiasem mówiąc, byłem kiedyś nauczycielem fizyki.
Nobby
EWD promuje przyjmowanie uczniów z dysfunkcjami:) (Sopot – 80% takowych:P) szkoły mają lepsze wyniki. Sic!
To niesamowite, kiedy ja byłam w szkole średniej (89-93) nic nie robiliśmy w szkole, tzn. było dużo przedmiotów, informatyka nawet (komputery Elwro), ale to było tak strasznie nieprzydatne. Na geografii musieliśmy wypełniać mapki z jakimiś tam uprawami pszenicy czy coś. Nawiasem mówiąc pamiętam, że w trakcie całego roku nauki mieliśmy na całą klasę jeden podręcznik do geografii, ciągle pożyczany.
Program telewizyjny oglądało się od deski do deski (,,Dynastia”, ,,Telewizja Nocą”).
Powinniśmy nie żyć wg. dzisiejszych standardów. Z tego co mi wiadomo, wszyscy z mojej klasy mają całkiem niezłą sytuację życiową, radzą sobie w życiu i w pracy.
Jakim cudem?
Nauczyciele w owych czasach nie musieli również obliczać średnich ważonych z próbnych matur sprzedawanych przez komercyjne firmy, nie musieli wypełniać indywidualnych celów edukacyjnych dla każdego ucznia itd.
Jak to możliwe?
@Ziarnko Piasku. To co napisałaś jest genialne. Wszyscy mądrzy i niemądrzy ludzie mówią to samo: większość naszej wiedzy i umiejętności zdobywamy poza szkołą. Każdy z nas rozwija się umysłowo, fizycznie, duchowo, etycznie i psychologicznie niezależnie od wysiłków szkoły. Problem w tym w jakim stopniu szkoła wspiera ten rozwój, a w jakim przeszkadza. Twoja szkoła była lepsza od obecnej, bo mniej przeszkadzała. Współczesna stara się bardzo – wychodzi z tego coraz skuteczniejsze przeszkadzanie. Szkoła wtrynia się w ucznia nie z tym co trzeba i w nieodpowiedni sposób. Najśmieszniejszym paradoksem jest, że autorzy i zwolennicy EWD, to ludzie, którzy nie wiedzą jakie są cele, zasady i właściwości procesu uczenia i uczenia się. Prościej – oni nie potrafią uczyć, a zabierają się za sprawdzanie wyników uczenia. Czy to już jest „dyktatura ciemniaków” ?
„…nic nie robiliśmy w szkole…to było tak strasznie nieprzydatne…wszyscy z mojej klasy mają całkiem niezłą sytuację życiową, radzą sobie w życiu i w pracy.
Jak to możliwe?”
To jest właśnie kwintesencja (oczywiście: genialna!) wartości dodanych o znaczeniu jakże lokalnym, nadwiślańskim.
Ani robota, ani szkoła, ani wiedza są tu całkowicie nieprzydatne, aby w życiu sobie dobrze radzić.
Założę się, że najlepiej radzą sobie właśnie w tych warunkach…nauczyciele.
Faktycznie, istnienie żywej „tribal population” w środku Europy zasługuje na miano genialnego odkrycia.
A geniuszu zmierzyć się nie da, żadnym ewude!
Tak, reformy , reformy … Nie można zwalać na tzw. system – nie można bo dawno u nas żadnego systemu niema. A mnie uczono, że polska edukacja daje podstawy uporządkowanej wiedzy, przynajmniej do matury. Nie ma systemu, jest jeden samyj bolszyj bajzel i tyle. Zresztą nie przejmujcie się EWD, bo właśnie „samorządowcy” i posłowie kasują KN. To będzie dopiero bolało!
http://www.donorschoose.org/
Nie pamiętam już, czy już na tym blogu wklejałem link do strony internetowej tego bardzo pożytecznego projektu.
W niby tak bogatych Stanach Zjednoczonych, gdzie „średnio” na ucznia (przynajmniej w budżecie jakiejś „średniej” szkoły) wydaje się zupełnie nieziemskie pieniądze, nauczyciele publikują online swoje prośby a internauci poprzez ofiarowanie swoich pieniędzy prośby te spełniają. Każdy projekt jest zatwierdzany przez DonorsChoose.org i to oni płacą i wysyłają to, o co prosił nauczyciel. Szkoła/nauczyciele nie widzą gotówki. W projekcie mogą uczestniczyć tylko szkoły publiczne.
Od 2003 roku zebrali blisko 160 mln dolarów na 320 tys. projektów zaproponowanych przez 130 tys. nauczycieli z 46 tys. szkół. Wychodzi średnio 500$ na projekt albo 1200$ na nauczyciela, a więc nie jakieś wielkie kwoty. Do tej pory milion ludzi dało forsę. Nowy darczyńca średnio daje 60$.
http://www.donorschoose.org/about
http://www.donorschoose.org/about/impact.html
Jaki to problem odgapić pomysł?
EWD jest jednym z niewielu dostępnych wskaźników oceny jakości pracy szkoły i już sam ten fakt jest jego wielką zaletą. No bo nic innego praktycznie nie ma.
System oceniania szkół jest bardzo prymitywny. Praktycznie go nie ma i w tym jest podstawowy problem. I własnie dlatego dobro ucznia się nie liczy. Z pewnością są różne szkoły, w tym także takie, w których dobro ucznia jest na pierwszym miejscu, ale to jest margines i właśnie dlatego wcześniej, czy później musi powstać system oceny jakości pracy szkół z prawdziwego zdarzenia. Ze względu na dobro uczniów, a NIE na wygodę nauczycieli i szkół.
@WD
„Ze względu na dobro uczniów, a NIE na wygodę nauczycieli i szkół.”
Kolejna osoba, która utożsamia system szkolnictwa z nauczycielami. Proponuję aby zwyzywać konduktora za to że spóźnia się pociąg. Do lekarzy można mieć pretensję za niewydolną służbę zdrowia. Górników obciążyć przestarzałymi kopalniami a każdemu mieszkańcowi Bytomia spuścić manto – dziury porobili a teraz domy się walą.
Przecież to są zupełnie inne bajki.
Mając na względzie dobro ucznia, powinniśmy przygotowywać go solidnie do szkoły zawodowej. Przeciętny fachowiec w tygodniu zarabia około 3 500.
Jestem za utworzeniem elitarnych szkół zawodowych.
A propos projektów charytatywnych wsparcia państwowo-podatkowego biznesu.
W tym roku obywatele Polski DOPŁACILI Z WŁASNEJ KIESZENI ok. 640 000 000 (sześćset czterdzieści milionów) USD (dularów)
czyli ok. 2 mld PLN DODATKOWO, nie licząc podatków (i o tyle wydał mniej państwowy płatnik).
Do czego dopłaciliśmy?
A do równie jak edukacja finansowanego i zorganizowanego państwowego systemu „opieki zdrowotnej”.
Za co?
Za to, aby system trwał na poziomie …hm…standardu świadczeń jak w…zeszłym roku.
Jeśli macie Państwo, obywatele niezatrudnieni w systemie edukacji publicznej, ochotę dopłacać do państwowych szkół (nie licząc podręczników, korków, komitetów, wycieczek i werticali) to możecie liczyć dokładnie na to, co daje Wam (i nam), za wymuszona dopłatą 2 miliardów, państwowa ochrona zdrowia.
Cywilizacyjną cofkę i ociemnienie publiczne, z maturą na wiarę (i takim samym leczeniem).
Dzięki dopłatom z własnej kieszeni, będzie drożej i gorzej z każdym rokiem.
System bowiem potrafi zeżreć i zmarnować, na cofanie cywilizacji kijem nad Wisłą, każdą kwotę. A im bardziej wpłata dobrowolna, tym bardziej rozzuchwalająca system (vide – skutki szlachetnej skądinąd WOŚP).
Lepsze wyniki da Polsce rozsypywanie złotówek w nurt Potomaku.
Albo dmuchanie dmuchawców w jackowie ze zwrotką na belferblogu.
Krytykom polskiego systemu oświaty dedykuję pod rozwagę:
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/ranking-szkolnictwa-zobacz-na-ktorym-miejscu-jest-,5316175,13204593,fotoreportaz-maly.html
Krytykom Polskiego Systemu polecam wycieczkę samolotową do siedziby PISA celem uczczenia Rankingu.
Wycieczka nie powinna być jednak organizowana Siłami Polskiej Nauki, Państwa i Wyniku Edukacyjnego, tylko jakąś linią komercyjną z kraju, w którym lata się nie na drzwiach od stodoły czy chwały do rankingu.
Testowanie rankingów na żywym ciele może być groźne.
Pamiętajmy, że Nasz Kraj zajmuje 1-sze miejsce w Europie (a może i na świecie) w ilości uczelni i wyżej wykształconych obywateli.
Jednocześnie… nasz kapitał intelektualny wynikający z systemu edukacyjnego /HCI/ maleje: „w tym obszarze możemy odnotować poważny regres…i rosnący dystans do świata…” (Raport Polskiej Akademii Nauk tutaj: http://tinyurl.com/d4gxvo5)
Oczywiście, nauczycielom pozostaje zadumanie nad tą niepojętą im kwadraturą koła – jak to możliwe?
Czekając na odpowiedź, z uszanowaniami dla lecących na tę imprezę swoich i obcych.
Spam ma wyraźne psychiczne odchyłkie na punkcie:
a) dularów
b) cudzych podatków, których jak nam tu ogłaszał z wielką radością,- sam w Polsce nie płaci,
c) sprawdzania co kto ma w kroku, szczególnie jeżeli chodzi o damskie krocza,
d) niechęci do p. Owsiaka i jego „Orkiestry”,
e) bliżej nieokreślonego „jackowa”.
Zakładając, że silący się na obelżywość Spam/Gekko na blogu polonisty celowo popełnia błąd ortograficzny i pisze „jackowo” zamiast „Jackowo” (zwyczajowa nazwa okolicy kościoła św. Jacka w Chicago) mogę wskazać tylko jedną grupę ludzi, których łączą w/w fiksacje. Rodzaj psycho-normalności, jaką popisuje się rozdwojona jaźnia SpamoGekkowa jest wypisz wymaluj rezultatem błąkania się po zamglonych, przesyconych helem i mylącymi GPSy falami elektomagnetycznymi kursach i ścieżkach. Tam gdzie magnesy przyciagają aluminium a na trawach mienią się wysokoenergetyczne cząsteczki.
Samodzielna kuracja zawodzi, drogi Spamie. Czas udać się po second opinion. Rodzina podziękuje i otoczenie odetchnie.
A w realnym świecie kandydat, który podobnie jak Spamy zatruwając ludziom życie pieklił się przez rok z okładem przeklinając wszystko co publiczne,- Biały Dom zobaczy na obiadku, ale w roli gościa.
Swoją drogą Obama jest święty – takie indywiduum zapraszać do stołu?
Jak zwykle, pisowcy z Jackowa zagłosowali na przegrywającą opcję.
Oni już tak tradycyjnie, zarówno w polskich jak i w amerykańskich wyborach, Gekkuniu.
Według mnie przeciwko bardzo silnemu profilowaniu w liceum są nauczuciele bojący się o etaty,oraz osoby,które po prostu nie mają żadnych pasji,zainteresowań,ani cierpliwości do ich realizacji.Gdyby w pewnym wieku,musieliby być naprawdę z czegoś dobrzy i się temu poświęcać,a nie tylko zaliczać,to nauka w szkole przygotowującej nie byłaby dla nich.I trzeba byłoby iść do tej pogardzanej zawodówki.