Szkoły przyakademickie
Uczelnie powołują do życia własne licea i w ten sposób ratują się przed niżem demograficznym. Takie szkoły ma już i Politechnika Łódzka, i Uniwersytet Łódzki, w kraju też ich nie brakuje. Nieraz cieszą się znaczną renomą i są dobrze prowadzone. Poza tym mają uczelnię w nazwie, jak chociażby Zespół Szkół Uniwersytetu Mikołaja Kopernika – Gimnazjum i Liceum Akademickie w Toruniu, a to nobilituje.
Powstał trend na tworzenie szkół przyakademickich. Rodzice oczekują dobrej edukacji, a taką może zapewnić kadra akademicka. We wspomnianym Zespole Szkół UMK co drugi-trzeci nauczyciel to doktor, a na pięciu polonistów tylko jeden jest magistrem. Nawet wśród wychowawców i kierowników internatu jest aż trzech doktorów (zob info). To musi robić wrażenie. Nie wątpię, że kontakt z uczonymi w tak młodym wieku daje nastolatkom wiele korzyści.
Szkoły przyakademickie to korzyść także dla kadry. W wielu ośrodkach wypromowano masę doktorów. Szans na etat w szkole wyższej nie ma, pozostaje więc praca w szkole średniej. Tylko jakiej, aby nie ubodło to honoru doktora? Wydaje się, że średnia szkoła przyakademicka to dobre rozwiązanie: to przecież prawie uczelnia. W takiej szkole mogą też dorobić pracownicy akademiccy, którzy dostali zbyt mało godzin dydaktycznych. Wiadomo, że zarobki na uczelniach zależą w dużej mierze od wypracowanych godzin, a nie od naukowego dorobku. Trzeba więc dużo uczyć, aby godnie żyć. Jak nie można uczyć studentów, bo ich fizycznie nie ma, to trzeba brać się za nauczanie nastolatków.
Szkoły przyakademickie odbierają uczniów liceom, rzadziej także gimnazjom. Licea muszą więc ratować się w podobny sposób – tworzą własne gimnazja. W opinii powszechnej, gimnazja publiczne to wylęgarnia agresji i kuźnia straconych lat. Co innego gimnazja przylicealne – tam można dziecko posłać bez obaw o życie czy zmarnowany talent.
Niestety, gimnazja nie uratują się, tworząc swoje szkoły podstawowe. Na to nikt się nie nabierze. To raczej szkoły podstawowe ratują się przed niżem, otwierając grupy przedszkolne. Konkluzja jest więc taka, że zakładanie własnych szkół przez uczelnie wywołało lawinę, która w końcu zmiecie gimnazja. Moim zdaniem, chociaż szkoda wydanych pieniędzy, gimnazjów nic nie uratuje, chyba że lawina zostanie zatrzymana i uczelnie skupią się na swoim zadaniu – kształceniu studentów.
Komentarze
Zawsze wydawało mi się, że jedynym sensem istnienia gimnazjów jest fizyczne odseparowanie czternasto i piętnastolatków od młodszych dzieci. Konkretniej, siódmaków i ósmaków, przede wszystkim chłopców. Którzy dzięki biologii wystrzeliwują wtedy fizycznie i tak bardzo różnią się od młodszych, że tamci nie mają żadnych szans w bójce z nimi. I wtedy istnieje niebezpieczeństwo fali, terroryzowania młodszych, chuligaństwa graniczącego z bandytyzmem. Rozwiązań było kilka.
Kompletna zmiana proporcji płci wśród nauczycieli, zmiana nie tylko spódnic na spodnie, ale jeszcze na pewne siebie alfa-spodnie a nie na spady z innych uczelni i z innych, lepiej płatnych miejsc pracy. Nie wymoczki, ale goście, którzy nie dadzą sobie wejść na głowę. Ale do tego trzeba by podwyższyć zarobki i podnieść prestiż zawodu.
Fizyczne odseparowanie silniejszych pięści od pięści słabszych w postaci szkół nie różniących się niczym od podstawówek poza wiekiem uczniów.
Fizyczna separacja nie tylko pod wzgledem wieku ale jeszcze dotychczasowego powodzenia w nauce. Idealistycznie patrząc – okazanych zainteresowań i talentów. Coś jak w Niemczech.
Wiadomo co wybrano.
———————————————————-
Opisany przez Gospodarza związek szkoły średniej z miejscowym uniwersytetem zobaczyłem na przykładzie mojego byłego liceum. Niestety, zamiast tego, do czego byłem przyzwyczajony (nauczyciele akademiccy nauczali w liceum matematyki) zobaczyłem zlikwidowane laboratorium z fizyki i z chemii. Nie istniejącą bo zamknietą – dawną pracownię ZPT. Powiedziano mi z dumą, że „teraz uczniowie te lekcje, na których dawniej robiło się doświadczenia mają na uniwersytecie! W uniwersyteckich pracowniach!”
Tak to poziom szkoły średniej zawitał w uniwersyteckie mury. Z wpisu Gospodarza wynikała zaś nadzieja na proces odwrotny. Chciałem więc sprostować.
I to wszystko w trosce o uczniów, żeby im gimnazjów nie zamknięto. A te gimnazja zamiennie, raz dobre, raz niedobre, jak wódka, dobra i niedobra jednocześnie.
A konkluzja taka, że dobre te licea i gimnazja przyuczelniane, ale jeszcze lepsze stare. Tylko czy to stare, czyli gimnazja, czy jeszcze starsze, czyli bez gimnazjum.
A może tu nie o interes uczniów chodzi?
Eee
Eee, to niemożliwe, zawsze chodzi o interes uczniów, tylko nie wiem jaki bo się na edukacji nie znam.
Tak, tak. Niech się skupią na kształceniu studentów. Po to żeby ratować tyłki belfrom. A to że dzieci wreszcie mają fachową kadrę, to się nie liczy. Won od dzieci w wieku licealnym, bo przez to nauczyciele tracą pracę
Uczelnie powinny się skupić na tym do czego są powołane, tak samo licea. Nie potrzebujemy wzajemnego dublowania się i wchodzenia sobie w kompetencje różnych instytucji.
Najlepszym przykładem niech będzie straż miejska stworzona z myślą o zapewnieniu spokoju i porządku dla mieszkańców a samozwańczo zamieniona w policję fotoradarową.
Dziś na lekcji wychowawczej, pani mówiła, że nie wolno nosić koszulek promujących alkohol, papierosy czy narkotyki.
Dziecko zapytało, co z koszulką reprezentacji, na której jest logo Warki?
Pani odpowiedziała, że bez przesady, reprezentacji wolno nosić:)))))))))))))))))))))))))))))
Znaczy się Warki to nie obowiązuje, warka jest OK.
No co, co mam dziecku odpowiedzieć?
Odpowiedziałem, że pani jest głupia, bo co, dziecko jest głupie, że mu się to wydaje nielogiczne?
Co z tego, że wszyscy w jakimś dzikim pędzie tworzą w obrębie prawa alternatywy dla szkół publicznych…
Proszę poczytać i ocenić:
https://docs.google.com/viewer?a=v&pid=sites&srcid=ZGVmYXVsdGRvbWFpbnxlZHVmYWt0dXJhfGd4OjdkYmRjNzU3NDNkYWY4NDg&pli=1
Mimo wszystko chciałbym się uczyć w takim liceum. Być może na mój (oczywiście czysto hipotetyczny) osąd ma wpływ ocena kadry dydaktycznej uczelni, którą ukończyłem.
Gospodarz znowu zręcznie prowokuje. Z jakimiż to uczonymi będą mieć kontakt biedni licealiści ? Czy z tymi, którymi wzgardzili studenci? Wiemy dobrze jaki jest poziom polskiej nauki. Uczonych w niej raczej mało. Artykuł na ten temat był w ostatnim numerze Polityki (nr 36) i Gospodarz na pewno go przeczytał.
„Odpowiedziałem, że pani jest głupia, bo co, dziecko jest głupie, że mu się to wydaje nielogiczne?”
i tak się rujnuje autorytet nauczyciela. Skoro pani jest glupia to po co ma ja słuchac w czymkolwiek, przecież ona jest głupia.
Ciekawy jestem czy ty przestrzegasz „głupiego” ograniczenia prędkości do 40 postawionym w szczerym polu? A zatrzymujesz się zawsze na zielonej strzałce? Czy może to są głupie zasady?
Nie, parker, to nie pani nie była głupia tylko ty jesteś głupi. A właściwie dużo gorzej niż głupi, ale o tym niżej.
Pani była ludzka. Ona musi bardzo często świecić przed dziećmi oczami w zastępstwie głupków od różnych akcji i rozporządzeń.
Zupełnie tak samo jak każdy pracownik każdej firmy, który od czasu do czasu musi świecić oczami przed klientem, kooperantem czy podwładnym. Żadna firma nie jest doskonała i w każdej znajdzie się debilizm szefostwa.
W analizie zwrotów gwarancyjnych używa się powszechnie słów „brak” czy „defekt”. Odbiorcy mają (zaspecyfikowane normami ISO!) formularze używające dokładnie tego słowa. Kiedyś nowy, bardzo wysoki szef zażądał i rozesłał po całej firmie swój ukaz. Waadza w jego osobie nakazała używanie zamiast „brak” zwrotu „szansa na sukces”. Wiesz jak poważni ludzie się czuli podsuwając do podpisu nowe umowy czy wysyłając emaile z tymi zwrotami do wielkich firm?
„Potwierdzam otrzymanie waszej przesyłki 37 szans na sukces w temacie skrzyń biegów”.
Wiesz jak szybko zobaczyliśmy Dilberta z tym motywem? Wiadomo, co każdy czuł, oczami się wywracało, ale przecież nikt gościa od głupka przed podwładnymi nie wyzywał. On sam się załatwił i każdy, bez komentarzy, sam to wiedział.
A tacy jak ty, parker, to gorsze szkodniki od szarańczy. To destylat komunizmu. Doktrynerstwo i nic poza tym. Jesteś ideologiczną jakobińską wydmuszką. Zresztą nie wiem, co gorsze, bolszewicką czy jakobińską. Wyzywaj sobie nauczycielki, wyzywaj. Myślisz bolszewiku, że tak swój autorytet w oczach dziecka zbudujesz? Wciskając w ziemię autorytet nauczycielki?
Właśnie dlatego tyle osób utożsamia gekko z tobą, parker. Obaj jesteście jak te chodzące kodeksy. Przepisy, regulacje, ustawy i nagant w łapie. Niech no tylko ktoś się wychyli to jeb mu w łeb antysemitą, mizoginistą, rasistą, złodziejem, alkoholikiem, pedofilem. Im wieksze łup tym lepiej. Im większy smród tym większe zadowolenie takich jak wy. A nuż stare, dobre wzorce znowu uda się powielić – im większe kłamstwo i im częściej powtarzane tym większe p-o przylgnięcia do ofiary.
Wy, jak bolszewickie urzędasy, zawsze wiecie lepiej. Zawsze skoczycie do gardła z oskarżeniami tak zbudowanymi, aby zaszantażować każdą władzę, każdego prokuratora. Uwielbiacie tak argumentować, szczególnie gekko, jakby koło niego stał prokurator, sędzia i cały Sanhedryn. No jak to, my tu artykuł, ustawę, przepis i rozporządzenie kawa na ławę a wy, towarzyszu, jeszczeście tego przestępcy nie zamknęli? Sprawiedliwie nie osądzili i jeszcze nie zastrzelili? Oj nieładnie, będziemy musieli na was donieść jeszcze wyżej. Tak wysoko, aż dojdziemy do jakiegoś Piłata, który rączki spolegliwie umyje i pozwoli nam zrobić to co my chcemy!
Dlatego was, mentalne kondensaty najgorszych cech komunisty-donosiciela, ludzie ze sobą mylą.
Tak, tak rujnuje się autorytet nauczyciela, przez głupotę takich pań. Godzina wychowawcza, moje dziecko mogłoby panią wychowywać, ale mu się nie chciało, olał to jak powiedział. Co za dno, i ten komentarz, nauczyciel, ze zmarnowanym autorytetem, skąd was biorą?
Ma ją słuchać, ma. Daj zeszyt do sprawdzenia dla pana, daj.
QWA, nauczyciel.
XXX, wiemy o rosnącej konkurencji i chyba nikt z nas nie wysuwa postulatów, które nam przypisujesz. Trzeba pogodzić się z konkurencją w obliczu niżu. Trzeba, po prostu, robić swoje i to jak najlepiej. Inaczej belfer wyląduje na bezrobociu.
Co do nobilitacji – podejrzewam, że niejeden współczesny doktor do pięt nie dorasta przedwojennemu maturzyście.
Co do nazw – bardzo ładnie brzmią…
Parę lat temu być studentem Akademii Medycznej oznaczało studia na wydziale lekarskim, stomatologii lub farmacji.
Dziś młodzi, średnio lub mało zdolni, chwalą się w komunikatorach studiami na Uniwersytecie Medycznym (dawna Akademia; kilkanaście kierunków – w tym zdrowie publiczne, pielęgniarstwo, kosmetologia). Dostały się tam wszelkie miernoty.
Słynna reforma szkolnictwa powołała do życia gimnazja. Na chwilę zamydlono ludziom oczy. Skojarzenie z poziomem nauczania w przedwojennym gimnazjum była nieuniknione. Jednak bardzo szybko okazało się, czym tak naprawdę jest ten edukacyjny nowotwór.
P.S. Tytuł naukowy nie oznacza, że ktoś automatycznie jest dobrym nauczycielem. Czasami jest wręcz odwrotnie. Taki doktor może być dobrym naukowcem – badaczem, ale nie posiadać nawet elementarnych umiejętności pedagogicznych.
Praca doktora z uniwersytetu z uczniem ‚zdolnym inaczej’ może przysporzyć obu stronom wielu frustracji.
***
A co ze zdolnymi dziećmi prowincji i z tzw. wyrównywaniem szans???
naprawdę szkoda, że nie zakazała noszenia koszulki reprezentacji, nie miałbyś przynajmniej czego głupio komentować. Czy myślisz, że ta pani sobie sama taki temat wymyśliła? Jeśli tak to raczej się mylisz, dostała przykaz odgórny aby o tym powiedzieć na godzinie wychowawczej. I chwała jej za to, że dostrzegła debilizm w zakazywaniu noszenia koszulki reprezentacji. Okazała się normalniejszym człowiekiem niż niektórzy hejterzy tutaj przypisują to nauczycielom.
Gimnazja są dobre, bo wydłużyły edukację ogólną o rok i dzięki nim się przesunęliśmy w rankingach pisa, nie ma co do tego wątpliwości, potwierdziły to badania, ci co są chcą ich likwidacji nic nie rozumieją.
Gimnazja są złe, jak trafia do nich wyselekcjonowana młodzież, jak wybierzemy najgorszych uczniów z okolicy, z rodzin z problemami, z rodzin które nie dbają o wychowanie swoich dzieci, to ta młodzież dominuje towarzystwo i demoralizuje innych, tych nie zepsutych.
To nie gimnazja są złe, tylko selekcja do nich, nielegalna, niezgodna z prawem a tak powszechna, że szkoda mówić.
I kto łamie prawo, Men?
Nie, nauczyciele, to oni tę nielegalna selekcję stosują, bo każdy chce pracować w elitarnym gimnazjum więc stosują zbiorowo, a jak się któryś nauczyciel tym praktykom sprzeciwia, to jest rugowany, ma swoje sposoby grono, żeby takiej czarnej owcy zatruć życie, opisywałem taki przypadek, nie będę się powtarzał.
podejrzewam, że niejeden współczesny doktor do pięt nie dorasta przedwojennemu maturzyście.
Tak, to spytaj przedwojennego maturzystę o teorię kwantową?
Ale na fortepianie potrafił grać.
Co tu porównywać, ile procent młodzieży przed wojną maturę robiło?
Jak skomplikowany jest dzisiaj świat, a jak był przed wojną.
Wiem, przed wojną, to prawdziwa szynka i konfitury bez żelu, a chłop jak szlachcica mijał, to przystawał i czapkę zdejmował.
Daj spokój Erato, bo się będę obrażał jak nas będą za trójcę uważać:)
Przecież nie o koszulkach rozmawiamy, to pretekst.
Przecież dziecko zadając to pytanie, wyszło poza temat koszulki i otworzyło nowy.
Dlaczego mam nie nosić, koszulki z reklamą?
Żeby nie reklamować.
Noszenie koszulki z logo Warki reklamuje Warkę?
Reklamuje.
To skoro nie wolno reklamować, to nie wolno koszulki z logo nosić, co ma do tego jej reprezentacyjność?
Co zostawiła pani w głowach uczniów po takiej lekcji wychowawczej?
To co ja mogę dziecku odpowiedzieć, że pani się myli, to że jest głupia napisałem tutaj przecież.
A co myśli dziecko o pani, która cały czas się myli?
A teraz najlepsze, przed mistrzostwami dziecko mnie prosiło, żebym mu kupił koszulkę reprezentacji, taką z logo Warki, i odmówiłem, przez to logo właśnie, odpowiedziałem, że mi się nie podoba jak dziecko z reklamą piwa paraduje. Że to słabe, i dziecko zrozumiało.
„Przecież nie o koszulkach rozmawiamy, to pretekst.”
zgadza się, nie o tym mowa. Mowa o rujnowaniu autorytetu nauczycieli. Skoro mówisz dziecku, że jego wychowawczyni jest głupia to utwierdzasz dziecko w przekonaniu, że nie musi jej słuchać. A skoro nie musi słuchać wychowawczyni to tym bardziej innych nauczycieli bo oni pewnie tez są głupi.
A potem jest płacz, że szkoła nie wychowuje. Tylko, że problem często wychodzi od rodziców.
Ja ze swoich szkolnych lat pamiętam taki przypadek. Mieliśmy bardzo dobrą wychowawczynię, chyba najlepszą w całej mojej szkolnej drodze. Ale w mojej klasie był też kolega, który był trudniejszym przypadkiem. Pamiętam taką scenę gdy do szkoły przyszedł ojciec, wszedł na lekcję i przy 7-8letnich dzieciach wyzywał tą nauczycielkę, między innymi od głupich – to był jedno z łagodniejszych określeń. Myślę, że w domu ten kolega też się nasłuchał podobnych rzeczy bo o tej nauczycielce wyrażał się podobnie. Kariery szkolnej to on nie zrobił za dobrej, kiedyś go widziałem, w wieku niecałych 30 lat wyglądał jak dziad jakiś. Ale nie miał wsparcia w domu, co więcej dom pokazał mu, że wsparcia ma nie szukać również w szkole więc się stoczył bardzo szybko.
„A co myśli dziecko o pani, która cały czas się myli?”
Każdy się myli, ty się nie mylisz? Ważne aby taka osoba potrafiła się przyznać do pomyłki bo gdy tego nie robi staje się śmieszna. Gdy się poprawi, wyjaśni swoja pomyłkę wtedy zyskuje szacunek, gdy uparcie trwa przy swoim, pogardę. Nie wiem czy ta pani potrafi sie przyznać do błędu więc oceniać jej nie będę.
Teraz z moich czasów studenckich, pewna pani doktor habilitowana, prof pewnej uczelni w czasie wyprowadzania długich obliczeń na wykładzie popełniła błędy, które zaraz wytknęli jej studenci. Niestety ta pani poszła w zaparte, że jest dobrze. Do błędu się przyznała dopiero dwa tygodnie później gdy studenci przycisnęli ją w tym temacie z książką w ręku. Nie przyznała się dobrowolnie ale już pod ciężarem faktów. Zawsze będą ja pamiętał ale raczej z szacunkiem o niej nie myślę. Tym bardziej, że wszystko bagatelizowała. No bo przecież ona, profesor jest nieomylna.
Co za nonsens. Oczywiście, że przedwojenny maturzysta świetnie znał teorię kwantową. Z telewizora się dowiedział. Na Discovery Science puszczali to sobie obejrzał.
Autorytet sobie nauczyciele rujnują sami przez swoje postawy, rodzice nic tu nie mają do roboty, mogą próbować ten autorytet jakoś podtrzymywać, ale to daremny trud przy staraniach nauczycieli.
Powtarzam, nie powiedziałem dziecku, że pani jest głupia, tylko, że nie ma racji, dyskusja w domu się wywołała, bo nie zgodziłem się na kupno koszulki z powodów estetycznych, a pani mój autorytet podważyła, że jak reprezentacji to wolno piwo dziecku reklamować. Żeby nie podważać autorytetu pani, dziecko sprawę olało, wykazało się dojrzałością, swoje wie.
Lekcja etyki
Praca domowa.
Dziecko dostało ankietę do wypełnienia, przytoczę całą.
Wyglądam?
Pamiętam?
Wiem?
Nie wiem?
Moje wady to?
Moje zalety to?
Inne moje cechy to?
Często zachowuje się?
Nigdy nie zachowuje się?
Lubię?
Nie lubię?
Jestem uzdolniony umiem?
Nie umiem?
Marzę o?
Chciałbym?
Boje się?
Moje słabości i choroby?
Najchętniej ubieram się, słucham oglądam?
Wierze w ?
Nie wierze?
Jest dla mnie ważne?
Nie jest dla mnie ważne?
Dziecko nie miało ochoty na ekshibicjonizm, ale prace domową trzeba odrabiać przecież, z autentyczna rozterka do mnie przyszło. Znów musiałem podważyć autorytet pani, zwolniłem dziecko z tej pracy domowej, konfesjonał albo gabinet psychoanalizy sobie pani urządziła.
Miałem mu kazać odrobić, żeby autorytetu nie podważać?
Dziecko ma zapytać Panią, czy szczerze taka spowiedź przed klasą sama zrobi jak się go będzie czepiała, powiedziało, że sobie poradzi.
Relacja wkrótce.
@parker
>Tak, to spytaj przedwojennego maturzystę o teorię kwantową?<
A spytaj współczesnego doktora od "humanistyki" czy np. zarządzania i marketingu(takich najwięcej!)…;-)
Zosiu, nie było teorii kwantowej przed wojną, choć telewizor był już znany. Zdaje się, że nawet w Polsce przed wojną była próbna transmisja telewizyjna, to do drugiego bystrego inaczej.
Nie dostrzegłaś ironii:((((
Chciałem powiedzieć, że wymagania przed wojna były inne, potrzeby były inne, stąd ten fortepian.
Ah, nie będę tłumaczył, nie rozumiemy się, ignorujmy się:)))
@parker
>Zosiu, nie było teorii kwantowej przed wojną<
Jesteś ignorantem to sobie bądź, ale głupot nie opowiadaj. Mechanikę kwantową stworzono(jej podstawy) w latach 20-tych wieku XX. Więc przed wojną była jak najbardziej…;-)
A to my o której wojnie mówimy?
O drugiej?
A to była teoria kwantowa, przed pierwszą nie było:)))))))
Panie Gospodarzu ! Ktoś nieładny podszył się chyba pod @w czym problem.
Re parker „Zosiu, nie było teorii kwantowej przed wojną”.
Byla, byla. Moj Ojciec konczyl fizyke na UW (1934 r) i mial wyklady z mechaniki kwantowej. Pozniej, bedac nauczycielem fizyki w szkole, w ramach fizyki wspolczesnej mowil o zjawisku fotoelektrycznym itp.
Mam przed soba jeden z zachowanych podrecznikow Ojca, Alfred Landé Principles of Quantum Mechanics (Macmillan/Cambridge)
Re Erato „Tytuł naukowy nie oznacza, że ktoś automatycznie jest dobrym nauczycielem”.
Oczywista racja; ale tak samo, posiadanie dyplomu ze studiow pedagogicznych nie gwarantuje, ze dana osoba jest dobrym nauczycielem.
…..”niejeden współczesny doktor do pięt nie dorasta przedwojennemu maturzyście”.
Niestety porownanie jest chybione, bo nie porownujemy tych samych rzeczy. Trzeba tu pamietac, ze ilosc informacji rosnie na swiecie w zawrotnym tempie. Nawet pamietajac, ze edukacja nie polega wylacznie na przyswajaniu informacji, wiadomo tez, ze jest niemozliwe uczenie sie bez pewnego minimum posiadanej wiedzy. Jezeli przecietny uczen moze przyswoic sobie iles tam bitow informacji, to przed wojna liczba bitow na przedmiot byla znacznie wieksza niz dzisiaj. Albo zrezygnuje sie z pewnych przedmiotow, albo bedziemy miec do czynienia ze nieustannym splycaniem wiedzy.
Jak zwykle, dyskusja zeszla z tematu. W USA i w Kanadzie „feeder schools” istnieja, choc ich rola jako glownego zrodla studentow na dany uniwersytet jest nieduza.
Zawsze zachodzi pytanie, czy takie, niejako „elitarne” szkoly stwarzaja wlasciwy klimat dla oddzialywan socjalnych miedzy uczniami, i wiele na to wskazuje, ze nie. Wiem, ze dla niektorych to jest nieistotne (parker, ktory „się nie ze wszystkimi chce znać[….] i moze się (w szkole) zgubić”.)
To, co jest zastanawiajace w tym, nauczycielskim blogu, ze sa uczestnicy ktorzy za wszelka cene usiluja narzucic innym swoje racje, czesto w zupelnie niewybredny sposob. Gdyby misja nauczycielska bylo bezwzgledne podporzadkowanie sobie uczniow, skad mialby sie wziac postep?
Zosia 12 września o godz. 16:49
„Jesteś ignorantem to sobie bądź, ale głupot nie opowiadaj.”
Zośka, wymiatasz. Mnie dojście do tego ze dwa lata zajęło.
Ale jak już wiem, to teraz mi łatwiej. Do niego nic nie dociera, to siwakowy beton. Zmylił mnie tymi małymi dziećmi, ale on wnuczki swoje ma na myśli. Po upadku komunizmu w głowie mu się z emocji poprzestawiało i zaadoptował. Ideowiec to się przejął. Nie jest człowiek winny, każdemu się może przydarzyć. Nie takie rzeczy widzi nauczyciel.
Z tymi kwantami nie pojmie. Już lepiej zakpić sobie z niego pytając się, którą wojnę ma na myśli. Zauważyłaś, że nie chwycił kpiny o popularności telewizji przez II wojną? On ideowiec prostodusznie wypalił, że telewizja wtedy tak powszechna była jak teraz kwanty na maturze.
Zosiu, on wszystko wie. On ci całe życie urządzi, jak to komuchy kochały robić. Wiedzy żadnej nie ma, ale mu to nie szkodzi. Przedwojennej matury z matematyki ani z fizyki w rękach nie miał, zadań nie czytał. Ale gada, opinie ma.
Ja jak piętnaście lat miałem to polskie podręczniki do nauki matematyki ogladałem. Drukowane w XVI i XVII wieku. To samo. Dzisiejsi uczniowie też by się po głowach skrobali i nie wybrzydzali. Ale parkerowi wymagania się zmieniły. Elementy Euklidesa przez ponad dwa tysiące lat były (i dalej są!) świetnym podręcznikiem ale siwakowemu dialektycznie nie pasują. Wymagania i potrzeby mu się zmieniły.
Zosiu, szkoda wysiłku.
Widzę, że i dla rodziców PISA (i wyniki wszelkich testów) stały się fetyszem. BRAWO!!! Dzięki testom właśnie nauczanie stało się takie miałkie i takich nauczycieli potrzebuje. Na nic zda się taki, który będzie mistrzem, bo ten nie nauczy dzieciaków rozwiązywania testów.
Z przykrością stwierdzam, że coraz mniej się wysilam, by przygotować ciekawe zajęcia – po co, skoro wszystko zakończy się głupawym testem czytelniczym (pisałem o tym, ze zmuszono nas, egzaminatorów, do uznawania odpowiedzi błędnej) oraz oceną równie głupawego (i do czego przygotowującego???) wypracowania?
Wyszkolę rozwiązywaczy testów i czytaczy klucza, dzięki temu egz. maturalny będzie dobrze zdany, a ja pochwalony. Niczego więcej ode mnie szkoła nie wymaga…
I straszne to i smutne, ale nie śmieszne.
Na podstwaie własnych doświadczeń uważam, iż każde rozwiązanie, które zapewni lepsze przygotowanie uczniów do studiowania, jest godne pochwały.
Syn uczęszczał do lieceum, w którym matematyka była prowadzona przez pracownika(cę) uniwersytetu. Zachował o tym okresie (i samej wykładowczyni) niezwykle miłe wspomnienia.
Wnoszę, iż decydującym jest nauczyciel. Organizacja, jest drugorzędna.
Wnuk jest uczniem odpowiednika gimnazjum (w Kalifornii). Uważam istnienie trójstopniowego kształcenia za bardzo odpowiedzialny. To nie tylko biologia, ale także możliwość dość wczesnego „wyłapywania” uczniów bardziej ambitnych (zdolnych). Taki system istnieje od lat np. w Holandii oraz USA.
Nic i nikt nie zastąpi mądrego nauczyciela. Stopień naukowy nauczyciela jest drugorzędny. Wykładowczyni matematyki w liceum, które kończył syn, była magistrem.
Zawsze zachodzi pytanie, czy takie, niejako ?elitarne? szkoly stwarzaja wlasciwy klimat dla oddzialywan socjalnych miedzy uczniami, i wiele na to wskazuje, ze nie. Wiem, ze dla niektorych to jest nieistotne (parker, ktory ?się nie ze wszystkimi chce znać[….] i moze się (w szkole) zgubić?.)
Od trzech lat na tym blogu występuję przeciwko selekcji uczniów i elitarnym szkołom.
gsj 12 września o godz. 20:00
„Wnuk jest uczniem odpowiednika gimnazjum (w Kalifornii)”
To nic nie mówi. Kalifornia ma tyle ludności co Polska a zróżnicowana jest bardziej. Możesz podać kod pocztowy, w którym mieszka wnuk?
Oczywiście, że nauczyciel jest ważny, ale rodzina i reszta otoczenia niemniej ważna. Ostatnio słyszałem:
-Wykładam nową lekcję, część uważa, część mniej, jak zwykle. Nagle jedna dziewczynka w drugiej ławce w bek. Szlocha i łzy się jej po policzkach strumieniami leją.
Biorę ją pod ramię i wychodzimy na korytarz. Nie ma jak zadawać żadnych prywatnych i w takiej sytuacji wścibskich pytań więc próbuję „ogródkami” wysondować dlaczego nagle się rozpłakała.
-Bo dzisiaj rano, jak wychodziłam do szkoły, tato okropnie pobił mamę.
Niestety porownanie jest chybione, bo nie porownujemy tych samych rzeczy. Trzeba tu pamietac, ze ilosc informacji rosnie na swiecie w zawrotnym tempie. Nawet pamietajac, ze edukacja nie polega wylacznie na przyswajaniu informacji, wiadomo tez, ze jest niemozliwe uczenie sie bez pewnego minimum posiadanej wiedzy. Jezeli przecietny uczen moze przyswoic sobie iles tam bitow informacji, to przed wojna liczba bitow na przedmiot byla znacznie wieksza niz dzisiaj.
Tak, to spytaj przedwojennego maturzystę o teorię kwantową?
Ale na fortepianie potrafił grać.
Co tu porównywać, ile procent młodzieży przed wojną maturę robiło?
Jak skomplikowany jest dzisiaj świat, a jak był przed wojną.
gsj 12 września o godz. 20:00
„Wnoszę, iż decydującym jest nauczyciel. Organizacja, jest drugorzędna.”
Absolutnie się nie zgadzam. Organizacja jest najważniejsza. Cała teoria kontroli jakości przewróciła by się na głowę, gdyby było odwrotnie.
Jednym z najsensowaniejszych argumentów przytaczanych przez aktualnie strajkujące 26 tysięcy chicagowskich nauczycieli jest wadliwy system oceny pracy nauczyciela. W za dużym stopniu oparty na ich odpowiedniku EWD mierzonego za pomocą standaryzowanych testów. Związkowcy wskazuja na analizę EWD dla nauczycieli, którzy osiągają najlepsze wyniki, nie tylko w/g EWD ale też w pozostałych kategoriach, czyli w ocenie dyrektora szkoły oraz przez uczniów. Otóż nawet dla tych najlepszych, wykres wartości EWD (mierzonej testami) w kolejnych latach nie jest „stabilny”. Wskazuje to na fakt „procesu nauczania” nie bedącego „pod kontrolą”. Obserwuje się zbyt duże, niewytłumaczalne statystycznie „dla stabilnego procesu” wahania roczne.
Inaczej mówiąc, coś podobnego do mierzenia średniej grubości plasterka salami krojonego na stolnicy. Ten, który kroi nie przykłada kiełbasy do żadnej krawędzi, przesuwa losowo i dlatego każdy plasterk jest innej grubości. Krojacemu nikt nie dał stolnicy „z krawędzią” a ma zamiar oceniać jakość jego pracy po odchyłce w grubości plasterków od jakiejś zamówionej grubości. Idiotyzm.
Podobny jak „zamawianie” jakiejś ścisle zdefiniowanej EWD dla dużej populacji uczniów. Kończy się „krojeniem” indywidulanych uczniów na stolnicy jak w rzeźni, z podobnymi skutkami.
Zanim zacznie się mierzyć pracę nauczyciela trzeba głupie testy zastąpić innymi metodami. Pozwalającymi zmierzyć indywidualne postępy w pracy i w wychowaniu ucznia, niekoniecznie wykrywalne za pomocą jednego testu dla milionów. Trzeba zróżnicować oceny na takie, które nie tylko zmierzą absolutne wyniki (tak jak teraz) ale dodać też takie, które zmierzą wysiłek ucznia wkładany w naukę, jego uspołecznienie, umiejętność pracy w grupie, itd. Zanim ucznia nie będziemy oceniać przynajmniej tymi czterema kategoriami, i to nie liczbowo ani literowo a opisowo, w postaci dyskusji pomiędzy uczniem, nauczycielem i rodzicami, to wszelkie testowane EWD można sobie o kant wiadomo czego rozbić.
A Finowie dokładaja do tego pomysł stopniowego wprowadzania jakichkolwiek ocen z wiekiem ucznia.
Parker: są różne trójce, a nawet trojki, trojaki i trójniaki, skoro upierasz się, że winem handlujesz. Mam wrażenie, że ten handel daje ci dochody z tytułu wciskania win tego świata nauczycielom na tym blogu. Ta właśnie cecha waszych wpisów czyni je identycznymi, bez względu na ich powinowactwo natury estetycznej. A gdybyś zajął się czymś ambitniejszym, może niekoniecznie od razu trójniakami, ale „jabole” byłyby w sam raz.
Szkoły wyższe powołują nie tylko licea. UŁ zszedł 2 pietra niżej i otworzył przedszkole, ale tylko dla dzieci pracowników.
Mnie oczywiście pis Gospodarza się podoba do tego stopnia, że skłania mnie do komentarza afirmatywnego (nowość i promocja od Gekko).
Nareszcie ktoś napisał, o co chodzi.
Otóż – o konkurencję.
Wszystkie bowiem zarzuty Gospodarza (można zrobić rozbiór metamodelu tekstu – na zamówienie) są czystymi w formie lekcjami …insynuacji.
O ile takie są w jakimś programie.
Ale, ta walka o edukację ucznia, czyli, jak donosi Gospodarz – o pieniądze belfra, godna w istocie napiętnowania.
Zarzut polegający na tym , że taka np. kadra akademicka zajmuje się narażaniem nieletnich na kontakt z nauką i naukowcem, brzmi i poważnie i wiarygodnie.
Wypowiada go osoba, postępująca zupełnie odwrotnie, a jakby – tak samo: narażająca na kontakt z szeregowym belfrem – młodzież otrzymującą w zamian status studenta (nie mówiąc o papierach wyżej wykształconego belfra).
I taki model byłby lepszy – np. przedszkolanki habilitujące. Ileż byłoby cytatów w prasie niewykluczone – naukawej, z tych relacji przedszkolanek, habilitujących zgrzybiałą kadrę szkół wyższych (od czego?) noce i dnie…
Pogratulować tupetu i dobrego samopoczucia Gospodarzowi, ale i inwencji, aby korzystając z systemu (choć a rebours) i jego mechanizmów czynić z niego zarzuty innym.
Ale, jak już wiemy z wpisu – konkurencja jest groźna tylko w niewidzialnych rękach rynku, a nie w naszych, belferskich…hihi 🙂 🙂 🙂
I jak tu nie lubić Gospodarza – filutka, za takie wpisy?
PS Dla reszty cielesności grona renomowanej placówki: mój komentarz to dlatego, że odbiłem Gospodarzowi ongi foremki w piaskownicy, stąd ta nienawiść – dla zupełnej jasności motywacyjnej na poziomie dostępnym ciału i duszy belfra etatowego 🙂 No i ten wyżarty nocą słoik dżemu w akademiku, tak to ja Gekko!
@ z życia szkoły
12 września o godz. 12:44
– – –
Dobre!
A pytanie o kolor majteczek było?
Bo ostatnie pytania to jakby z tego źródła…hihi.
Czekam na c.d.!
Pozdro.
Ta a propos dyskusji o autorytecie.
Państwo belferstwo przeczytali chyba słownik w obcym sobie języku, a nie słownik języków obcych.
Autorytet osobisty wynika z postawy i zachowań OSOBY a nie przydanej jej zewnętrznie dystynkcji, np. w formie funkcji zawodowej.
Państwu się myli autorytet z WŁADZĄ.
A to oznaka właśnie głupoty i zacofania.
Oczywiście, nie wszystkim się tak myli i bardzo w tym miejscu serdecznie dziękuję:
@ ino
za jakże prosty i piękny przykład autorytatywnej wypowiedzi nauczyciela.
Rzadkość w komentarzach na tym blogu (i nad nimi niestety coraz bardziej – też) 🙁
@ parker
spróbuj dla odmiany sprzedać komuś spoza teksty pisane (?) przez (choćby jednego) konia Kaliguli.
To jest dopiero ambitnie zadanie (żeby nie powiedzieć – straceńcze), jeśli dodasz, że to być może Koń Który Uczy.
Ja stawiam, że jedyne miejsce gdzie ten towar się sprzedaje (ale tylko w autopromocji gratis) to atmosfera niewietrzonej stajni pokojów gogicznych.
No i może Sejm, nie takie odgłosy paszczowe tam chodzą (70% belferstwa w Sejmie!).
To (i tam) moc belferstwa, jak śliwowicy końskiej, pardą – łąckiej, hihi 🙂
Ja z kolei zajmę się maścią końską w szkołach niższego stopnia…
Z przykrością stwierdzam, że coraz mniej się wysilam, by przygotować ciekawe zajęcia ? po co,
Ale do kasy wiesz po co chodzisz?
Dla uczniów się przygotowuje ciekawe lekcje, dla uczniów.
@parker
>Ale do kasy wiesz po co chodzisz?
Dla uczniów się przygotowuje ciekawe lekcje, dla uczniów.<
Taki z ciebie "humanista", a nie wiesz, że są jeszcze inne motywacje ludzkich działań niż kasiora…;-) I jak tacy mądrzy inaczej jak ty czy urzędasy MEN ,kuratorium czy OP je zabiją czy stłumią, to ludzie pracują na tyle żeby z roboty nie wylecieć… O co łatwo, bo urzędasów wyłącznie papierki (w wielkiej liczbie!) interesują, a nie żadni tam uczniowie i ich odczucia czy rozwój!!!
@Gekko
>Autorytet osobisty wynika z postawy i zachowań OSOBY a nie przydanej jej zewnętrznie dystynkcji, np. w formie funkcji zawodowej.<
Bardzo ładnie! A teraz OSOBĘ publicznie przeczołgujemy i zmuszamy do absurdalnych zachowań na oczach np.uczniów … I po autorytecie, niezależnie co się tam w OSOBIE kryje…;-)
Kto w przykładach z życia szkoły kogoś czołgał?
Same się panie przeczołgały.
Tak samo jak na blogu się sami przeczołgują, ci nie liczni nie nauczyciele komentujący na blogu tylko czerwonego długopisu używają. Nauczyciele piszą sami auto kompromitujące komentarze :))))
„Państwu się myli autorytet z WŁADZĄ.”
można posiadać władzę i nie mieć przy tym żadnego autorytetu, dla mnie autorytet jest bliższy posiadania szacunku, a nie władzy gdzie nikt cię nie szanuje ale za to drży ze strachu
I proponuję przeczytać słownik języka polskiego zanim na przyszłość zacznie się kompromitować, a skoro o słownikach mowa:
autorytet 1. ?uznanie jakim obdarzana jest dana osoba w jakiejś grupie?
Gdzie tu jest mowa o władzy?
Szkoły te są przykładem na to, co może zdziałać zebranie w jednym miejscu młodziezy o dobrych wynikach, a aspiracjami i wyjście poza podstawę programowa, narzuconą szkołom przez MEN, a często również poza dolne limity liczebności klasowej, narzucone przez inne organy prowadzące typu gmina. O dziwo, nie trzeba do tego wybitnych nauczycieli, bo nauczyciele w tych szkołach, a już na pewno w tej najnaj, sa raczej przeciętni, nie mówiąc o tym, że większość z nich zostałaby zjedzona żywcem w zwykłej szkole, która nie toleruje przynudzania, a uczniowie nie są spetani wyniesiona z domu kulturą osobistą, zabraniającą im rzucania w belfra wszystkim, od wiązanek słownych po jaja. Okazuje się, że wystarczy grupa dobrych uczniów, którym się wmówi, że są na poziomie nie swoim, a o jeden stopień wyżej niż ich rówieśnicy i już tacy uczniowie osiągną znacznie więcej niż ich koledzy z „numerowanych” szkół.
Nie trzeba być ponadprzeciętnym nauczycielem w takiej szkole. Wystarczy, że zdolnego ucznia, na którego pytania samemu się nie zna odpowiedzi (w końcu jest się tylko belfrem), można wysłać na zajęcia do doktora na uczelnię, który wyciśnie z ucznia to, na co nauczyciel w zwykłej szkole nie ma ani czasu, ani potencjału, ani możliwości i już jest dobrze. Można uczniom pokazac doświadczenie, którego zwykła szkoła nie pokaże, bo nie ma sprzętu, co najwyżej w postaci filmiku. Ucznia do olimpiady sie nie przygotuje, ale wyśle się do odpowiedniego pracownika naukowego i już się figuruje jako opiekun. I tak to się kręci. Wiadomo, że i komisja konkursowa olimpiad przedmiotowych inaczej patrzy na ucznia takiej szkoły, bo skoro jest stamtąd, to musi być dobry. Co ma z tego uczelnia, skoro nikły procent absolwentów trafia do niej? To, że o uczelni głośno się mówi przynajmniej raz w roku, podczas ogłaszania rankingów. Tyle że na to nie polecą ludzie, którzy dobrze wiedzą, jaka jest pozycja danej uczelni.
Coś w tym jest, że uczelnie są najlepsze w uczeniu licealistów, licea – gimnazjalistów, a gimnazja byłyby świetne, gdyby mogły w nich uczyć podstawówki, które z kolei, wszyscy to wiedzą, sa najlepsze w nauczaniu 5 i 6-latków. Tyle że, niestety, wciąż uparcie przychodzą do nich nie ci, którzy trzeba i kicha, wyniki są, jakie są. Może gdyby
Gdzie tu jest mowa o władzy?
No właśnie:))))
Źródlo: edunews.pl
„Postulowana przez polityków likwidacji gimnazjów nie ma większego sensu. Sądzimy wręcz, że lepszy byłby ruch odwrotny: przedłużyć gimnazjum jeszcze o rok, tak by dać wszystkim więcej czasu na ogólną edukację, w tym zwłaszcza rozwijanie tzw. kompetencji kluczowych, uważanych dziś za ważniejsze dla kariery zawodowej i życiowej młodego człowieka, niż wąskie zawodowe umiejętności. Po takich czteroletnim gimnazjum młody człowiek szedłby na dwa lata do szkoły ogólnokształcącej lub zawodowej. Obowiązująca dziś podstawa programowa przyjmuje zresztą założenie, że cykl nauczania ogólnego domyka się dopiero po pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej.”
Już trzydzieści lat temu postulowano i niewiele brakowało aby wprowadzono powszechną dziesięciolatkę, tyle mniej więcej czasu trzeba w naszej oświacie żeby zrealizować postępowe rozwiązanie. Jestem za wklejonym przez ync rozwiązaniem, srawdziło się wydłużenie ogólnej edukacji o rok, sprawdzi się o drugi, potem trzeci i czwarty, taka jest logika dziejów jak mawiali socrealistyczni poeci:))))
Drodzy Państwo,
czy można orzec, że absolwenci przyakademickich liceów charakteryzują się wyższym poziomem wiedzy ogólnej i szczególnej od absolwentów pozostałych szkół? Czy takie badania przeprowadzano?
Biorąc pod uwagę postępującą dewaluację dyplomów uczelni wszelakich, wnioskuję, że różnica ta może być niewielka, jeśli nie żadna. Funkcjonujące w niemalże każdym mieście powiatowym wyższe szkoły baletu i gotowania na gazie oraz liczne skandale plagiatowe w renomowanych placówkach akademickich powodują, że obraz szkolnictwa wyższego staje się coraz bardziej przygnębiający.
Problem jednak jest szerszy. Otóż uprawianiem „wiedzy czystej” (episteme) może zajmować się około 3 % populacji. Zdolności umysłowe i potrzeby poznawcze takiemu właśnie procentowi ludzi umożliwiają wykonywanie pracy badawczej. Dla pozostałych episteme jest raczej niedostępna. Ci powinni poprzestać na techne (umiejętnościach praktycznych).
Frank Furedi w książce „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?” (polecam!) z pasją obnaża powszechny proces degrengolady nauki, uniwersytetu i współczesnej kultury. „Filisterstwo”, używając określenia Furediego, pleni się w wyniku komercjalizacji kultury, urynkowienia wytworów kultury materialnej i duchowej (nauki, sztuki, religii itp.).
Przedmiotem szczególnej krytyki autora jest kondycja uniwersytetów,
na których już nie stymuluje się studentów do samodzielnego poszukiwania i dochodzenia do zinterioryzowanej wiedzy, tylko karmi się ich uzależnionymi od potrzeb rynku „gotowcami”. Efekty widać gołym okiem, czemu dają Państwo wyraz w swoich komentarzach. Zinfantylizowani, pozbawienie kreatywności absolwenci uczelni idą w masy, m. in. do szkół niższych szczebli, włączając młode pokolenia w proces obniżania poziomu uczestnictwa w kulturze, zwłaszcza kulturze wysokiej. Sytuację pogarsza powszechna praktyka schlebiania, dostosowywania nauczanych treści do możliwości poznawczych dzieci
i młodzieży, obniżania wymagań edukacyjnych (testy maturalne!).
Erudytów na miarę Władysława Kopalińskiego, czy polihistorów o pasji badawczej Aleksandra Brücknera ze świecą szukać. Coraz mniej wśród belferskiej braci (od uczelni do przedszkola) osób owładniętych intelektualnym niepokojem, którym potrafią zarazić wychowanków, uczniów, słuchaczy, studentów. Coraz więcej pozbawionych pasji poznawczej i zdolności do permanentnego uczenia się „edukatorów”.
Z intelektualnym lenistwem i mizerią duchową idą na ogół w parze pozostawiające wiele do życzenia standardy etyczne tej grupy zawodowej.
Jeśli Państwo poczuli się urażeni zamieszczonymi w tej wypowiedzi opiniami – przepraszam! Nie było moim zamiarem kogokolwiek obrażać. Lektura publikowanych tu komentarzy, a także doświadczenia związane z praktyką zawodową (sic!) spowodowały, że taki oto obraz szeroko rozumianej współczesnej szkoły rysuje się w mojej głowie.
PS:
Chi, chi, kompulsywnie monotematyczny Panie Gekko, chi, chi!
@parker
>Kto w przykładach z życia szkoły kogoś czołgał?
Same się panie przeczołgały.<
Parker! Wy chyba rzeczywiście z Gekko jesteście jedną osobą – piszę do niego, a ty odpowiadasz…;-)
1.W tej chwili jest przyzwolenie biurokracji na publiczne(przy uczniach!), przez dyrektorów i innych urzędasów, mieszanie z błotem nauczycieli…;-)
2. Przytaczana tu chyba przez ciebie była nauczycielka, która uczniom przekazała zakaz noszenia koszulek reklamujących alkohol. Ona tego nie wymyśliła, tylko realizowała polecenie. Tam nie było uzasadnienia ani wyjątków. Większość nauczycieli wie, że takie ograniczenia prowokują pytania o granice, ale nie oni mają w obecnych warunkach kompetencje do ich ustalania – nie ich wina. Ale że takie sytuacje ich autentycznemu autorytetowi nie służą to inna rzecz. Kiedyś o autorytet przełożonego wobec podwładnych dbano, dziś leniwe i niekompetentne urzędasy o tym nie myślą, albo ten świadomie dla zabawy niszczą. Ale to nie wina nauczycieli!!!
@Gordon
Co ty wiesz o licealnych olimpiadach, szczególnie tych prawdziwych(matematyka, fizyka, informatyka, chemia, biologia, OWT) ???;-)
W czym problem. Odpowiadam z opoźnieniem. Doświadczenia dotyczące wnuka odnoszą się do San Diego. To zresztą drugi wnuk. Tam jakoś testy zdają egzamin.
Każdy może mieć własne zdanie.
Mam niejakie doświadczenie z absolwentami naszych szkół. Nie są zbyt budujące. Przejście na zmodyfikowaną formę testów jako ceny wiedzy PT studentów wynikało z faktu, iż nie byłem w stanie odczytać odpowiedzi.
W całej rozciągłości podtrzymuję pogląd: decydujący jest nauczyciel.
Pani po prostu nie rozumiała o czym mówi. Nie wiem czy jej kazali taką lekcję przeprowadzić, czy sama z siebie, nawet jak kazali, to mieli wszystkie pytania dzieci przewidzieć? Przecież wiadomo o co chodzi z tym zaleceniem, a co pani zrozumiała?
Co dzieci zrozumiały? Jak w tak prostej sprawie nie radzi sobie w czwartej podstawówki to co ona robi w tym zawodzie?
A co sądzisz o ankiecie Zosiu, wypełniłabyś?
Interesująca diagnoza : kompulsywnie monotematyczny gekko
Wyglądam? zajebiście!
Pamiętam? i nie zapomnę
Wiem? że nic nie wiem
Nie wiem? czy warto
Moje wady to? perfekcjonizm
Moje zalety to? uroda, inteligencja i skromność
Inne moje cechy to? a kto się pyta?
Często zachowuje się? niemożliwie
Nigdy nie zachowuje się? przewidywalnie
Lubię? koty
Nie lubię? psów
Jestem uzdolniony umiem? grać na nerwach
Nie umiem? kłamać
Marzę o? marioli o kocim spojrzeniu
Chciałbym? a boję się
Boje się? a chciałbym
Moje słabości i choroby? do lodów
Najchętniej ubieram się, słucham oglądam? bo głupio chodzić na golasa, a jak się nie słucha i nie patrzy to pod pociąg można wpaść
Wierze w ? prawdy objawione
Nie wierze? parkerowi
Jest dla mnie ważne? aby nie pukać przy ludziach
Nie jest dla mnie ważne? ile drzew ścięli na tę ankietę
Takie ankiety wypełnia się prawie za każdym razem, jak durne kierownictwo zarządzi obowiązkowe szkolenie ze „współpracy w grupie” lub z „rozwiązywania konfliktów” czy też z „zarządzania personelem”, a w szczególności „ludźmi o konfliktowych osobowościach”.
Każda taka nasiadówka zaczyna się od „chciałabym abyśmy zagrali w taką grę, która pozwoli nam przełamać lody i lepiej się poznać”. Józio opowie o sobie Kaziowi a Kazio Józiowi. Macie państwo na to 5 minutek. I za te pięć minutek Kazio przedstawi nam Józia a Józio Kazia! Dla ułatwienia wydrukowałam w kolumnie kilkanaście pytań, które według mnie dopomogą państwu w opowiadaniu o sobie! Zaczynamy!
Jeżeli jedną z funkcji szkoły ma być dopomożenie absolwentom w adaptacji do późniejszej pracy to akurat znajomość „lekceważenia bez okazywania tego” takich debilnych ankiet będzie jak znalazł. Co jest oczywiste dla każdego, kto pracuje w przedsiębiorstwie większym niż zieleniak na rogu.
gsj 13 września o godz. 20:54
„Doświadczenia dotyczące wnuka odnoszą się do San Diego. To zresztą drugi wnuk. Tam jakoś testy zdają egzamin.”
Bardzo dobry pianista dobrze zagra także gamy. I nie polegnie na teście z gam. Test, który jest tak wycentrowany, aby mierzyć wyniki w nauce w populacji 61 milionów dzieci i młodzieży (od zerówki do klasy 12) siłą rzeczy nie może być „za trudny”, bo zamiast krzywej Gaussa patrzyłbyś na jej ogony. Oczywiście w danej klasie nie ma aż tyle uczniów, ale pi razy drzwi po te głupie 5 milionów pewnie w każdej klasie jest (61/12 czy 13).
Co prowadzi mnie to ponowienia pytania o kod pocztowy. Ja tego pytania nie zadaję dlatego, bo taką mam fantazję. Z twojej wypowiedzi wynika, że wnukom (wnukowi) dobrze szło w szkole. Ja podejrzewam, (ale nie mając numeru kodu pocztowego czy wręcz nazwy szkoły czy dystryktu szkolnego nie wiem na pewno), że wnuki po prostu trafiły do dobrej szkoły.
Stwierdzenie „w San Diego” jest trochę niepoważne w warunkach USA. To nie jest dużo bardziej homogeniczna Polska. Gdyby mi ktoś zaproponował mieszkanie w południowo-wschodniej części San Diego, np. w Logan Heights to bym popatrzył na niego jak na wariata. Natomiast po zaproszeniu do mieszkania w takim Del Mar pakowałbym się natychmiast.
Aby przybliżyć jak to jest.
Poniżej przytaczam wyniki uzyskane „na testach” przez dwie szkoły podstawowe z San Diego. Pierwsza to Burbank Elementary z kodu 92113 a druga to Del Mar Heights Elementary z kodu 92014.
przedmiot/ klasa/ Burbank/ stan Kalifornia/ Del Mar Heights
Dla „Burbank/ stan Kalifornia/ Del Mar Heights” są to punktowe wyniki testów, wartość średnia.
angielski, 2, 323, 360, 433
matematyka, 2, 330, 382, 468
angielski, 3, 306, 345, 410
matematyka, 3, 344, 401, 450
angielski, 4, 345, 372, 448
matematyka, 4, 352, 392, 474
angielski, 5, 338, 362, 435
matematyka, 5, 339, 393, 502
science, 5, 330, 367, 504
przedmiot/ klasa/ Burbank i Del Mar Heights, różnica w % w stosunku do stanu/ różnica pomiędzy B a DMH, %
angielski, 2, -11, +20, 32
matematyka, 2, -16, +22, 38
angielski, 3, -13, +19, 31
matematyka, 3, -17, +12, 29
angielski, 4, -8, +21, 28
matematyka, 4, -11, +21, 32
angielski, 5, -7, +20, 27
matematyka, 5, -16, +28, 44
science, 5, -11, +37, 49
Napisałeś „w całej rozciągłości podtrzymuję pogląd: decydujący jest nauczyciel”. Czyżby zatem należało zwolnić 100% nauczycieli w szkole w Burbank, całą szkołe zamknąć i zatrudnić nowych, lepszych?
Ja mam inne wyjaśnienie. Nauczyciel jest bardzo ważny. Należy selekcjonować najlepszych i tylko tych:
1/ posyłać na studia pedagogiczne
2/ zatrudniać w szkołach
3/ nagradzać i promować w pracy
4/ nie zwalniać, w przeciwieństwie do „nienajlepszych”.
Ale OPRÓCZ nauczyciela WAŻNE jest ŚRODOWISKO DOMOWE UCZNIA, (zamożność, wykształcenie, zgodne pożycie, ochota i możliwości pomocy dziecku w szkole i pomocy szkole przez RODZICÓW, ich dzielnica-miejsce zamieszkania, itp.)
Proszę pogoogluj sobie jak wygląda przestępczość, skład rasowy, zamożność mieszkańców obu kodów pocztowych (obu miejscowości w ramach tego samego San Diego). I od razu będziesz wiedział dlaczego szkoła w Burbank przyciagnęła takich a nie innych nauczycieli ORAZ dlaczego nawet najlepsi z nich osiągają tak dużo gorsze rezultaty od swoich kolegów pracujących w rajskich warunkach w szkole Del Mar Heights.
No i trzecim bardzo ważnym czynnikiem jest SYSTEM! System, czyli całe otoczenie prawno-organizacyjne, w jakim pracuje nauczyciel.
To tak w skrócie. 😉
Człowieku, ja nigdy u nikogo nie pracowałem, nikt mi po ukończeniu szkoły i wyprowadzeniu się z domu zaraz po maturze żadnych poleceń nie wydawał i bardzo to sobie cenię i dzieciom życzę i tak je wychowuję.
W różnych okresach życia zatrudniałem rożną ilość osób, bywało ze kilkadziesiąt i nigdy by mi do głowy nie przyszło zmusić ludzi do takiego ekshibicjonizmu.
Ty możesz sobie z takiej ankiety kpić, dla dziecka dziewięcioletniego to nie jest takie proste, z ciekawością poszedł poszedł na etykę bo to nowy przedmiot i już ciekawość stracił, kto szczerze na takie pytania odpowie w czwartej podstawówki?
Przecież debilem trzeba być, żeby coś takiego zafundować czwartoklasistom, a jeszcze na pierwszej lekcji, tak w ramach zapoznania?
Teraz czeka go minus za brak pracy domowej, jak dostanie, wyjdzie z klasy i więcej nie wróci jak zapowiedział.
„Lepszy na wolności kąsek byle jaki, niźli w niewoli przysmaki.”
To na temat warzywniaka oportunisto, dumny ze swojego oportunizmu, sam się kompromitujesz jak nauczyciele.
@Zosia
„@Gordon
Co ty wiesz o licealnych olimpiadach, szczególnie tych prawdziwych(matematyka, fizyka, informatyka, chemia, biologia, OWT) ???;-)”
Zapewne więcej niż Ty. Ale o tych „nieprawdziwych”, czyli tych, których wynik zależy od widzimisię komisji odpytującej (na poziomie rejonowym, oczywiście, potem to już inna bajka) wiem też całkiem sporo. Tudzież o konkursach przedmiotowych w gimnazjach.
@Gordon
>Zapewne więcej niż Ty.<
O to byłoby niesłychanie trudno…;-)
Niewiele jest takich osób w Polsce, a Ty, zważywszy na poziom wypowiedzi i zawartej w niej frustracji, na pewno do nich nie należysz!!!
parker 14 września o godz. 9:25
?Lepszy na wolności kąsek byle jaki, niźli w niewoli przysmaki.?
Nawet nie wiesz człowieku, jak bardzo tego braku wolności są świadomi ludzie, którzy pracują w dużych organizacjach. Ale czasy, gdy pojedyncza osoba była w stanie cokolwiek nowego wymyslić, przetestować, zbudować, wprowadzić do produkcji, sprzedać a potem serwisować przez minimum 10 lat skończyły się bardzo dawno temu.
Każdy wie, że parker może zaprojektować lepszy samochód od każdego auta aktualnie w produkcji, mówię oczywiście o czymś sprzedawanym w dużej ilości. Nie kpię. Nie jest problemem wykazanie wad i ograniczeń masowego produktu.
Przenieś swoją inteligencję z fazy dowodzenia wad i ograniczeń pojedynczego nauczyciela do poziomu usprawnienia edukacji na poziomie milionów. Wtedy jakość dróg po jakich twój produkt się porusza ma znaczenie bo nie jest to tylko piekny i równy kawałek betonu na podjeździe do twojego pałacu.
Bredzisz, budkę warzywną prowadzę, gdzie mi tam do budowy samochodów.
@parker
>Pani po prostu nie rozumiała o czym mówiła<
A ty zrozumiałeś??? To o czym mówiła, to cenzura na napisy na koszulkach!!! A z cenzurą jakoś tak jest, że ludzie ciągle usiłują wyważyć pomiędzy różnymi formami cenzury(ich granicami itd.) a wolnością słowa. I ciągle nawet wybitni mają z tym problem!!! Mają też z tym problem nasi kochani sejmowi prawodawcy!!!;-)
mam tu osobiste doswiadczenie, moj syn chodzi wlasnie do takiego liceum przy uniwersytecie, w USA i jest faktycznie nauczany przez doktorow i profesorow co nikt nie uwaza za ujme, jest tez nauczanie high school, do piatku byly strajki wiec nie mial zajec lecz mial college, pewne zajecia ma z komputerow, matematyki, programow np CAD i programowania na poziomie collegu wlasnie; inne w tym np prawo amerykanskie, socjologia, angielski itd to high school tez zreszta prowadzone przez naukowcow, nie wszystkich ale jest ich naprawde duzo, jaki poziom, coz – chyba mniej wie (ogolnie) niz ja w jego wieku ale ma znacznie, o niebo lepsze przygotowanie do pracy samodzielnej, wyszukiwania informacji i ich klasyfikowania, myslenia krytycznego, jest swietnie ukierunkowany do przyszlego zawodu itd …nastawiona jest edukacja w takich szkolach nie na ksztalcenie wszystkich dobrze ale wylawianie talentow i wybijajacych sie, dostaja wedki – co zlowia, czyli czego sie nauczy to jego, jesli zostanie rok dluzej w tym collegu bedzie miec bachelora, poziom i wymagania sa wiec dosc duze tyle ze nie na nauczanie wszystkiego lecz przedmiotow kierunkowych, syn chce zostac architektem, nie uczy sie wiec chemii i biologii, geografii, historii.. to mial w pierwszych 2 latach h-school, uniwersytet idzie nawet tak na reke, ze syn moze pojsc do innego uni i jednoczesnie uczyc sie na tym uni, na ktorym jest dzis, po to zeby zrobic bakalaureat i zapewne tak postapi.
To sluszna idea nauczanie w szkole zaawansowanej, bardzo dobrze ze Pl idzie ta droga, to wieksze wymagania dla standardowych szkol i nauczycieli.