Przyszłość szkoły publicznej
W walce o Kartę nauczyciele argumentują, że przywileje są potrzebne, abyśmy byli wypoczęci (po to są wakacje), zdrowi psychicznie i fizycznie (po to jest urlop na poratowanie zdrowia), nieprzeciążeni obowiązkami (po to jest niskie pensum) oraz całym sercem oddani pracy (po to jest mianowanie zabezpieczające przed nagłym zwolnieniem). Korzyść z takich nauczycieli ma odnieść przede wszystkim uczeń. Niestety, ten argument nie działa. Dlaczego?
Zapomnieliśmy chyba, iż nadal działa zasada, że bogaci się bogacą, a biedni mają dzieci. Dzieci w Polsce jest coraz mniej, szczególnie w grupie ludzi dobrze i bardzo dobrze zarabiających. Wyjątki się zdarzają, ale one tylko potwierdzają regułę. Wśród najniżej uposażonych i bezrobotnych są dzieci, nieraz po kilkoro w rodzinie. I dla tych dzieci trzeba zatrudniać nauczycieli w publicznych szkołach. Dzieci biednych nie muszą mieć dobrych nauczycieli. Mogą mieć jakichkolwiek.
Z tego właśnie powodu w walce o Kartę powinniśmy zrezygnować z argumentu, że to dla dobra dzieci. Ludzi, którzy płacą podatki, a są to obciążenia wysokie, dobro dzieci obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg, gdyż to nie są ich dzieci, natomiast pieniądze są jak najbardziej ich. Dla własnych dzieci, najczęściej jedynaków, znajdzie się miejsce w prywatnej szkole albo zagranicznej.
W oczach ludzi dobrze i bardzo dobrze zarabiających nie ma różnicy między nauczycielami i górnikami. Nikomu z tej grupy podatników nie jest potrzebny ani węgiel, gdyż do kominka wrzucają drewno, ani publiczna szkoła, gdyż prawie z niej nie korzystają. Mamy w Polsce ponad pół miliona nauczycieli, którzy nie są ludziom dobrze sytuowanym do niczego potrzebni. Jednak nie wszyscy nauczyciele są niepotrzebni. Podatnicy nie potrzebują dobrze wykwalifikowanych nauczycieli, którym trzeba za kwalifikacje płacić i o których należy się troszczyć.
Natomiast bardzo pilnie potrzebni są nauczyciele zatrudnieni na umowy śmieciowe, pozbawieni jakiejkolwiek ochrony, traktowani jak niewolnicy na rynku pracy, przyjmowani i wyrzucani z sali lekcyjnej według widzimisię pracodawcy, funkcjonujący w szkole nawet nie na wariackich papierach, ale na żadnych – na kiwnięcie palcem i na gwizdnięcie. A że z pracy takich nauczycieli wielkiego pożytku nie będzie, kogo to obchodzi. Przecież to nie dla naszych dzieci, tylko dla śmieciowych. I taka będzie przyszłość publicznej szkoły: edukacyjny chłam, który należy omijać daleka.
Komentarze
Pokażcie mi znaczącego polityka, który dzieci (lub wnuki) posyła do publicznej szkoły, a powiem wam, ile jest warta dla polityków publiczna szkoła. Od siebie dodam, że najniżej oceniane są gimnazja publiczne. Kogo tylko stać, omija te szkoły z daleka i posyła dzieci do społecznych lub prywatnych. A kto nie może mieć to, co lubi, lubi to, co ma. Albo wścieka się.
dzisiejszy wpis powinien być dedykowany parkerowi, erato, gekko, eltoro i im podobnym….
gdyby była możliwosc wszczepienia chipa uczniom z obszerną wiedzą MEN jak i GMINA zrobiły by to odrazu. Zakończyła by się wtedy dyskusja o Karcie Nauczyciela, który w szkole tylko by pinował by uczniowie nie pozabijali się!
Brawo! Dziękuję.
Szkoła publiczna w niektórych miastach Polski , to żywy obraz upadku Polski po złodziejskiej transformacji. Naśladowanie krajów upadłej cywilizacji „spekulanta globalnego” przynosi takie rezultaty jakie widzimy. Bez wymagań stawianych młodym ludziom, bez pozytywnych przykładów dobrego wychowania i kindersztuby , wpadniemy w pułapkę naśladownictwa szołmenów TVN i Polsatu .
Polska szkoła publiczna stacza się na dno , za zgodą Platformy Obywatelskiej i PSL.
Tak sobie wycieracie gębę tym moim nickiem?
A o jaki dzieci wy walczycie hipokryci w ząbek czesani, gdzie na tym blogu o dzieciach i młodzieży było przez te trzy lata jak tu się udzielam?
Dzieci i młodzież tu nikogo nie obchodzą tak samo jak w szkole.
Pojawiają się zawsze i tylko w kontekście utraty przywilejów nauczycielskich i to rzekomych żeby było komiczniej.
Bo przywileje są dla dobra dzieci i to jak mantrę powtarzacie bezwstydnie nie widząc nawet jak w tym skamleniu jesteście żałośni.
Kto to kupi?
Tak, wyleczyłem się z publicznej szkoły, z gimnazjum zabieram dzieci do prywatnej szkoły i z satysfakcją jednego z was pozbawię etatu, z satysfakcją:))))))
I będę do tego namawiał innych, nieprzekonanym podlinkuje ten blog:))))))
Wy do warzywniaka, ale nie na kasę, bo sobie nie poradzicie tylko skrzyneczki nosić, to jest wymiar waszych kompetencji. A jak na kasę, to do supermarketu, za 1500.
Dokładnie takie same refleksje mnie nachodzą, nie tylko od czasu, gdy minister edukacji Giertych posłał swe córki do prywatnej szkoły (zdaje się, że amerykańskiej w Konstancinie).
Dziękuję szczególnie za ten tekst:)
Najlepsi uczniowie, o ile chodzą czasem do gimnazjów prywatnych/społecznych to do liceów uczęszczają już bez wyjątku publicznych, bo można stworzyć szkołę publiczną pomijając niedogodności płynące.
Odwróćmy pytanie, dla kogo jest karta nauczyciela? Dla uczniów?
Nauczyciele zgodnie z kartą nauczyciela połowę czasu powinni spędzać przygotowując się do zajęć etc. Jaką motywację do poświęcenia tego skądinąd cennego czasu w domu ma nauczyciel mianowany, którego zwolnić już się nie da?
Oto gospodarz załamujący ręce w co drugim felietonie nad prasą szczującą społeczeństwo na nauczycieli, znalazł sobie winnego. Bogacz. Nie dość że się nie zapełnia szkół swoją progeniturą, przez co odbiera pracę uciśnionym belfrom to jeszcze śmie liczyć złocisze. Brakuje mu tylko cygara, cylindra i wielkiego brzuszyska.
Jednym słowem, jeśli nauczyciele będą bogaci, to nie będą mieć dzieci i wyginą jak dinozaury. Czy tego chcemy?
Ciekawe skąd się biorą bogaci? Może to nie ludzie skoro się nie rozmnażają.
do parker
4-12-2010 był Pan uprzejmy napisać (cytuję cały wpis). Biorąc pod uwagę ostatnie zdanie, zastanawiam się co Pan tu jeszcze robi?
parker
4 grudnia o godz. 22:07
To co Pan pisze, to szantaż emocjonalny.
Polemizuję z konkretnymi Pana i innych uczestników blogu poglądami próbując wykazać błąd logiczny w rozumowaniu,czasem inny,rodzicielski pogląd na sprawę.Staram się nikogo personalnie nie atakować chyba, że za atak uznamy obnażenie partykularnych interesów środowiska które stoją za demagogicznymi wypowiedziami.
Jedynym powodem dla którego zabieram głos na Pana blogu jest przyjemność z dyskutowania z wykształconymi ludźmi i troska o przyszłość naszego kraju.
A jestem przekonany, że nic nie ma większego wpływu na naszą przyszłość jak edukacja i wychowanie młodego pokolenia.
Panu i Pana blogowym komentatorom nie można zarzucić braku dbałości o stan polskiej edukacji. Tylko, że jej jakość postrzegacie tylko przez pryzmat swojego portfela, wysokości pensum i beznadziejności kolejnego ministra.
Jak Pan sam zauważył wyżej, odnosicie same sukcesy tylko wyniki słabe, że się cofnę do poprzedniego blogu.
Kiedyś pisałem, mam nadzieję, że Pan pamięta, posłałem dzieci do publicznej szkoły z powodów ideologicznych.Jestem przeciwnikiem elitaryzmu w kształceniu.Zdania nie zmieniam ale mam również rodzicielski obowiązek wobec moich dzieci aby zapewnić im możliwie najlepsze wykształcenie.
Więc pier?e się Państwo w swoim sosie, bo ja się z systemu i blogu wypisuję.
Z pewnością przyszłość szkoły publicznej, o jaką walczą na blogowe słowa tutejsi etatowi nauczyciele, motywowani rewolucyjnym aksamitem wpisów Gospodarza, to przyszłość zapewniająca im, nauczycielom, sprawiedliwość dziejową, czyli kwalifikację do grupy „ludzi dobrze i bardzo dobrze zarabiających”, czego się tak nieudolnie maskując swymi obłudnymi żalami – domagają.
Cokolwiek to „dobro” znaczy dla ludzi, nie umiejących i nie chcących pracować, nie rozumiejących i nienawidzących rudymentów reprezentowanego rzekomo zawodu.
Walka ta, o bliską ciału gogicznemu pełną cudzej kasy kabzę, nabywa cech słuszności społecznej najpewniej, gdy przed falangą oburzonych swym losem etatowców urzędujących na belferskich stołkach, jako figura retoryczna, pojawia się czołówka pędzonych na barykady dzieci.
Oczywiście, najlepszym mięsem armatnim są dzieci pojedyncze i zamożne, ponieważ jak wie każdy filozof etyk i belfer, są dzieci słuszne i słuszniejsze, a sprawia to portfel ich rodziców.
W walce o ślepą sprawiedliwość dziejów, czyli tanią kasę, nauczyciele zmieniający samochody co 3 lata i biorący kredyty na apartamenty (nawet te tańsze, w Łodzi), nie cofają się przed demonstracją swego ubóstwa. Wychodzi jednak, że nie jest ono materialne.
Materialną obrzydliwością i piramidą demagogicznej obłudy jest tu jedynie tekst wpisu Gospodarza wartościującego dzieci po portfelu, za co warto, by dosłużył się nielimitowanego czasowo urlopu dla poratowania zdrowia.
Zdrowia oświaty warunkującego przyszłość szkoły publicznej.
W podatkowy zamian za ten bezpłatny i po wsze czasy urlop półmilionowej rzeszy roszczeniowych pieczeniarzy oświaty publicznej, wszystkie dzieci w naszym kraju mogłyby przejść do grupy tych, które stać na oświatę publiczną zaiste konduitą belferstwa nie skażoną.
No to – na zdrowie, tyle ode mnie w temacie wpisowym futurologii powszechnego dobrobytu janosikowego filozofa.
nn, 11 sierpnia o godz. 13:24
dzisiejszy wpis powinien być dedykowany parkerowi, erato, gekko, eltoro i im podobnym?.
– – –
Taki był zamiar Gospodarza, a wyszło, że dedykowany jest przeciwnie, towarzyszowi Leninowi i Czegewarze… oraz tym podobnym, hihi 🙂
Jak to nawet studia filozoficzne w wolnym kraju potrafią zachichotać zniewolonym umysłowo i dziejowo głosem belfra mianowanego etatem publicznym… 🙂
Znakomity tekst, Panie Dariuszu!
Gospodarz napisał:
„I taka będzie przyszłość publicznej szkoły: edukacyjny chłam, który należy omijać daleka.”
Mam tutaj uwagę. O jaki chłam chodzi? Wyobraźmy sobie najlepszego i najpiękniejszego nauczyciela jaki może być. Czy taki nauczyciel będzie pracował gorzej gdy będzie pracował na umowę zlecenie/o dzieło? Czy wtedy jego usługi będą ‚edukacyjnym chłamem’? A gdy będzie ‚chroniony’ na umowie na czas nieokreślony to dostarczać będzie ‚edukacyjne arcydzieło’? I z drugiej strony: czy najbrzydszy i najgorszy nauczyciel też dostarczy chłam na umowie zlecenie a arcydzieło na etacie?
Coś mi się zdaje, że nie o to tutaj chodzi. Ów ‚chłam’ dostarczają zarówno bardzo dobrzy nauczyciele, przeciętni jak i kiepscy. Zależy kto co uważa za chłam.
Przypominam eksperyment myślowy, który niegdyś proponowałem: porównać ABSOLUTNIE wszystko to, czego nauczają szkoły z ABSOLUTNIE wszystkim tym czego obecnie potrzebuje rynek pracy.
Z tego punktu widzenia, jeśli ktoś nie otrzyma od szkoły wykształcenia i umiejętności potrzebnych do uzyskania pracy, to otrzymuje od szkoły chłam. I podejrzewam, że z takiego ‚ekonomicznego’ punktu widzenia wychodzi wielu ludzi. W ich mniemaniu (nie mówię, że nie słusznym) wolą nauczyciela, który za byleco postawi 5, by ucznia przepuścić dalej. Bo i po co wałkować coś co ma zerową wartość dla rynku pracy? Formalnie jest ten chłam potrzebny do zaliczenia, więc nauczyciel, który je ułatwia działa rozsądnie i ekonomicznie. Ułatwia życie.
Oczywiście to tylko taki punkt widzenia. Można go nie podzielać. Dla kogoś kto nie patrzy z perspektywy przydatności wiedzy/umiejętności nabywanych w szkole na rynku pracy, wiedza sama w sobie jest wartością. Ów ‚chłam’ może być pięknem, dumą z nabytego wykształcenia, satysfakcją, a wartość ekonomiczna jest jedynie skromnym tłem i tylko dla nielicznych decydujących się na karierę naukową. Liczy się poczucie bycia oczytanym, inteligentnym, mądrzejszym. Po prostu lepszym (i nie ma w tym nic złego). Wtedy jak ktoś taki spojrzy jak naucza się jego dziedziny przez nauczycieli pozbawionych pasji, stwierdzi, że jest to chłam. I z tego punktu widzenia, będzie miał rację.
I teraz pytanie: czy to dobrze, że w publicznych szkołach jest/będzie chłam? Z pierwszego ‚ekonomicznego’ punktu widzenia, czas spędzony w szkole będzie wtedy tylko stratą czasu. Im mniejszą tym lepiej. Toteż niech lepiej nauczyciel się nie stara, nie zmusza, nie dyscyplinuje, bo szkoda czasu na coś co nie ma (ekonomicznego) sensu. Z drugiego opisanego punktu widzenia (nie-ekonomicznego) zaś, faktycznie należy bić na alarm. Ale czy karty nauczyciela, przywileje, etaty, dodatkowa ‚ochrona’ prawna to faktycznie skuteczne narzędzia aby podnieść jakość dostarczania tej (ekonomiczne ‚chłamowej’) wiedzy? A może zwyczajnie przestać dostarczać powszechnie tej ‚ekonomicznie chłamowej’ wiedzy i pozostawić ją pasjonatom?
Tak Gekko, przewodniczący Duda, też znajdzie tych bogatych i ich z fur powyciąga i strzeżonych osiedli powyciąga.
To taka retoryka działacza związkowego, bandycko-bolszewicka.
Całe życie z łapą w cudzej kieszeni a jak w tej kieszeni grosza brakuje, straszy że bić będzie jak nie dasz.
Normalka, trudne czasy uaktywniają hołotę:(((((
No a jak jest w tych „lepszych” szkołach prywatnych? Na jakich prawach pracują nauczyciele i ile zarabiają? Bo w społecznych nie jest różowo. Małe stawki, dużo godzin i obowiązków. Wiem z opowiadań, że tam nauczyciele pracują tylko dlatego, że nie mają za co żyć.
@ Michale… (12 sierpnia o godz. 0:31)
ad vocem:
Nikt nikomu nie zabrania żyć samymi wartościami, na przykład – wiedzą.
Ale, aspirując do dóbr materialnych lub choćby do pełnego żołądka, albo biorąc się za działalność zarobkową, przeciwstawiać: wartości – pracy a kompetencje – zarobkom, to po prostu czcza i to komunistycznej proweniencji demagogia.
Nie ma żadnej sprzeczności w doskonaleniu siebie, zdobywaniu wiedzy, zarobkowaniu na tym i poprzez to a zyskiwaniu majątku, pozycji społecznej i szacunku.
Oczywiście w demokratycznym społeczeństwie cywilizowanym, a nie postkomunistycznej wspólnocie plemiennej.
Nie warto na takich tanich demagogiach wzniecać populistyczne pożary, aby upiec sobie małego, chudego branżowego króliczka.
Niejedna branża i związkowa hałastra się już przekonała, jak łatwo podpalacze pierwsi giną w mrokach dziejów (i ekonomii) od własnej pożogi.
Z pozdrowieniami.
– – –
@ parker
Gratuluję nawrócenia od szkół publicznych!
Tym bardziej, że jak donoszą dobrze poinformowani, przyszłość belfrów na publicznych etatach przypominać będzie od nowego roku kariery tzw. ekspedientek w sklepach „Społem”.
Czyli emigracja do cywilizacji z powodu likwidacji żerowisk, połączona z intensywnym kursem wizażu i uprzejmości w komunikacji z klientem.
Albo powrót na rodzime popegeerowskie gumno i do właściwego statusu społeczno-intelektualnego.
No po prostu jutrzenka nadziei!
Niech żyje kryzys! 😉
Będzie tak jak w USA. Publiczna szkoła będzie produkowała mięso do roboty. To tyle o wyrównywaniu szans, tarczy pod przykrywką której tworzono gimnazja i wprowadzano zmiany „na lepsze”
Parkerze, gadasz głupoty i kłamiesz, nie dziwne, że ludzie reagują.
a teraz krótko a propos twojego komentarza:
„Tak sobie wycieracie gębę tym moim nickiem?
A o jaki dzieci wy walczycie hipokryci w ząbek czesani, gdzie na tym blogu o dzieciach i młodzieży było przez te trzy lata jak tu się udzielam?
Dzieci i młodzież tu nikogo nie obchodzą tak samo jak w szkole.”
Kłamstwo, powiem ci krótko o szkole w której pracuję:
w ciagu ostatnich 2 lat choćby w ramach projektu unijnego (o który wystarała się szkoła, w którym nauczyciele pracują na zasadzie wolontariatu)
64 wycieczki po Polsce, często jedyna możliwość dla uczniów z biednych rodzin, by pojechać gdzieś
szkoleń kilkadziesiąt prowadzonych przez firmy z branży
dodatkowe zajęcia z matematyki
obozy językowe
Od nowego roku projekt Leonardo da Vinci (współprzygotowany przeze mnie) w ramach którego uczniowie będą mieli okazję spędzić 2 tygodnie w Niemczech, a wcześniej w Polsce mieć zajęcia z kultury Niemiec, wycieczki, spotkanie z nativem itd
Poza tym, co chwilę spotkania z różnymi ludźmi, łażenie do kin, konkursy, przeglądy młodych talentów, wycieczki, dni sportu, dni języków, dzień świetego Patryka, wolontariat, koordynowanie oddawania krwi (uczniowie tu z mojej szkoly zajmują jedno z lepszych miejsc).
Itd itp
Multum rzeczy dla uczniów tylko, bardzo często robione bez dodatkowych pieniędzy, w czasie, w którym wg ciebie nauczyciele nic nie robią.
Nie mam podstaw sądzić, że przeciętne technikum w świętokrzyskim jest jakimś wyjątkiem, mam znajomych nauczycieli i wiem, że w innych szkołach też się dla uczniów robi mnóstwo (czasem nawet wbrew nim, bo wiadomo młodym czesto bardziej chce się pójść na wagary i napić niż przyjść na dodatkowe zajęcia czy wziąć nawet udział w wycieczce)
Ty teraz obrażasz chamsko tych wszystkich nauczycieli i kłamiesz.
No ale w sumie to twój problem, nikt z powodu parkera czy innego anonimowego łosia z netu przestanie robić fajne rzeczy.
„Tak, wyleczyłem się z publicznej szkoły, z gimnazjum zabieram dzieci do prywatnej szkoły i z satysfakcją jednego z was pozbawię etatu, z satysfakcją:))))))”
Oj, głupiutki, głupiutki, a wtych prywatnych szkołach to jakaś kasta innych nauczycieli lepszych i z Marsa uczy, bo wcale nie często ci sami nauczyciele, po tych samych studiach itd
„Wy do warzywniaka, ale nie na kasę, bo sobie nie poradzicie tylko skrzyneczki nosić, to jest wymiar waszych kompetencji. A jak na kasę, to do supermarketu, za 1500.”
No widzisz, stażysta w szkole zarabia gdzieś coś koło 1500.
Tak i do tych prywatnych i społecznych gdzie nauczyciele przemęczeni, źle wynagradzani i wypaleni, dzieci się pchają a rodzice mimo że za publiczną szkołe już zapłacili raz płacą drugi raz.
Zamiast wypoczętym ( KN obowiązuje przecież) swoje dzieci powierzyć:))))))
„No widzisz, stażysta w szkole zarabia gdzieś coś koło 1500.”
Za godzinę pracy zarabia ze trzy razy więcej od kasjerki czy kasjera a kompetencje często podobne jak nie niższe.
Tak idę sobie z Grzesiem przez wieś patrzę, co mu z worka unijnych dutków się sypie.
Co wynika i jaki jest skutek edukacyjny dla dzieci z:
„64 wycieczek po Polsce, by pojechać gdzieś”
„szkoleń poprowadzonych przez firmy z branży”
„dodatkowych zajęć z matematyki”
„obozów językowych”
„spędzenia 2 tyg w Niemczech, zajęć z kultury (!sic), spotkania z nativem (!!!-bauer?)”etc
„spotkań z różnymi ludźmi” (to dopiero!)
„przeglądu talentów” (do czego – tańca na własnym lodzie?)
I tak dalej i radośnie Grześ wylicza swoje atrakcje pracy w szkole i ważne rzeczy, które mu się dzieją za unijne dutki.
A co robi Grześ? Tego nie wiadomo.
Jakie Grześ wartości wnosi ? (co wynosi – pisze sam).
Co edukacyjnie zyskują na tych atrakcjach Grzesiowych dzieci ?
Jak to się wszystko ma do jakichkolwiek celów i zadań szkoły publicznej nakierowanych na rozwój kompetencji uczniów?
Niech Grześ napisze co mądrego o tym.
Niech też napisze, czy w programie unijnym było coś o etyce zawodowej i osobistej, wykluczającej czcze oszczerstwa pod adresem innych osób, bo jak nie było – to uprzejmie zawiadamiam że nawet dwutygodniowe wczasy za cudzą kasę prostackiego wieśniaka u bauera nie dają prawa do obrażania prakera.
I tyle o zmarnowanej edukacji Grzesia i jego worka.
Pamiętają Państwo słynny artykuł BBC na temat rasizmu w Polsce szeroko komentowany w naszych mediach ? Potem BBC zrobiło się chyba trochę głupio, że tak źle napisało o Polsce i postarali się napisać o czymś pozytywnym, o czymś czym Polska może się pochwalić i zgadnijcie Państwo co wybrali ? edukację! Edukację którą otrzymuje u nas młodzież do 15 roku życia, czyli obejmującą szkołę podstawową i gimnazjum. Artykuł opierał się na badaniach przeprowadzonych przez PISA w roku 2009. Przeczytałam go w internetowym wydaniu Wyborczej, ale podaję adres źródła: http://www.bbc.co.uk/news/business-18151512. Tytuł -?Poland scores late goals in education?.
O dziwo, ten drugi artykuł BBC nie został już tak zauważony przez szerokie media. Dlaczego? Czyżby nie przystawał do tezy, że szkoły źle uczą? Moim zdaniem dobrze by było zaczynać każdą merytoryczną dyskusję na temat tego jak uczy nasza szkoła ( nie analizujemy tu szkół średnich i wyższych) opierając się na badaniach, które przeprowadza PISA. Unikniemy wtedy pokusy wydawania opinii o jakości nauczania w polskiej szkole na podstawie własnego jednostkowego doświadczenia, a zyskamy znacznie szerszą perspektywę.
I cóż to widzimy? W czytaniu mamy wynik 500, co daje nam miejsce 15 na równi z USA na 65 analizowanych krajów , gorzej od nas plasuje się między innymi Wielka Brytania, Szwecja, Włochy, Niemcy, Francja , Czechy, Hiszpania. Z matematyką jest gorzej -495 punktów i 25 miejsce, ale dalej wyprzedzamy Szwecje, Czechy , Wielką Brytanię, Węgry, USA, Hiszpanię , Portugalię i Włochy. Nauki przyrodnicze-19 miejsce 508 punktów i lepiej niż Belgia , Czechy , Norwegia, USA, Szwecja, Francja, Austria, Włochy i Portugalia. Zachęcam do lektury http://www.oecd.org/pisa/pisaproducts/48852548.pdf
W analizach PISA znalazłam też inne interesujące informacje. Otóż w Polsce na jednego nauczyciela w szkole podstawowej przypada tylko 10 uczniów. Zarobki nauczycieli są u nas jedne z najniższych wśród krajów OECD, ale to nic nowego, bo w Polsce zarobki wszystkich są najniższe. Ale co ciekawe- uczeń w polskiej szkole spędza najmniej godzin w roku- tylko ponad czterysta ( pewniej również najmniej godzin spędza w niej polski nauczyciel ), podczas gdy najwięcej godzin ponad osiemset spędza w szkole uczeń włoski. Dlaczego więc nasza szkoła ma lepsze rezultaty w nauczaniu? Jak to się dzieje, że wydając dużo mniej na oświatę niż USA wyniki mamy lepsze ? Przewrotnie twierdzę, że może wydajność pracy nauczycieli jest większa ( więcej przygotowują się do lekcji w domu niż ich włoscy koledzy), a może rodzice więcej pracują z dziećmi w domu, a może dzieci zdolniejsze, a może lekcje prywatne. A może wszystkiego po trochu.
I według badań PISA szkoły prywatne osiągają podobne rezultaty jak szkoły publiczne http://www.oecd.org/pisa/pisaproducts/48852721.pdf.
I co Państwo o tym sądzą? Uparcie powtórzę swoją tezę, że polska szkoła nie uczy tak źle, jak niektórzy twierdzicie. Przecież przez trzy ostatnie lata nie mogło się nagle wszystko popsuć. Jeszcze dwa lata temu w prasie było szereg pozytywnych artykułów na temat wyników PISA i sukcesu naszej edukacji. A teraz taka zmiana. Dlaczego? I jeżeli jeszcze bardziej zmniejszymy nakłady na szkolnictwo to czy będzie ono jakościowo lepsze?
Gekko, jesteś manipulatorem i kłamcą, w dodatku nie rozumiesz tego, co czytasz.
Większość rzeczy, które wymieniłem to rzeczy niezwiązane z projektami, które nauczyciele lub uczniowie sami inicjują.
I robią w swoim czasie wolnym, nie za swoje pieniądze.
Jeżeli dla ciebie zachęcanie uczniów do wolontariatu/pomocy kolegom/oddawania krwi jest bez sensu, to jesteś nie dość, że manipulatorem, ale i socjopatą:)
Wakacje płatne 2tygodniowe?
Chyba nigdy nie byłeś nawycieczce z uczniami, poza tym nie wiem, czy wiesz, ale dla językowców każda wizyta w za granicą w ramach wymiany, projektu unijnego czy innnych ramach to ciężka praca, bo nie dość, że opieka nad uczniami to całodzienne tłumaczenie.
Spróbuj potłumaczyć kogokolwiek nawet i bauera, to pogadamy.
P.S. Zanim coś napiszesz, to pomyśl.
I ty śmiesz kogoś pouczać o obrażaniu, zabawne.
„Jakie Grześ wartości wnosi ? (co wynosi ? pisze sam)”
I znowu kłamstwo.
jesteś zwyczajnie obrzydliwy.
Artykuł smutny bo po prostu celny. Stąd wyjątkowo wściekłe bluzgi dyżurnych na tym blogu troli.
I jeszcze raz ostatni do ciebie, i tak wiem, że nic nie zrozumiesz, ale cierpliwy jestem nawet takich jak ty
„spędzenia 2 tyg w Niemczech, zajęć z kultury (!sic),”
O kulturoznawstwie czy przedmiocie kultura krajów niemieckojęzycznych żeś nie słyszał czy co? o to sic ma oznaczać?
„spotkania z nativem (!!!-bauer?)?etc”
Nie, w Niemczech dwutygodniowe praktyki przygotowujące do zawodu, w Polsce np. spotkania z native-spekareami uczącymi na uczelniach
„?spotkań z różnymi ludźmi? (to dopiero!)”
A no dopiero, wiem, że megaloman i zarozumialec sie od nikogo nie nauczy nic, ale nie każdy jest kimś takim jak ty.
W szkołach większości zdarza się, ze uczniowie mają spotkania z psychologami, lekarzami, seksuologami, policjantami, pisarzami itd
Lub wychodzą gdzieś (kino, teatr, wystawy, szkolenia, cmentarz, kościół itd) Zazwyczaj załatwiają to nauczyciele.
Coś nie rozumiesz znowu?
?przeglądu talentów? (do czego ? tańca na własnym lodzie?)
Różne rzeczy: śpiew, taniec, gra w zespole, breakdance, kabaret, próby poetyckie, recytacja poezji, aktorstwo itd
Takie rzeczy sprawiają frajdę uczniom, którzy to robią i oglądającym.
Do imprez przygotowują uczniów nauczyciele, (po lekcjach i bez dodatkowej kasy, nie ma to związku z projektem, aż tak głupi chyba nie jesteś, by nie zaczaić)
Wystarczy, że popatrzysz sobie na stronę dowolnej strony i odnajdziesz dużo rzeczy, które są w szkole organizowane i o których ja piszę.
„I tak dalej i radośnie Grześ wylicza swoje atrakcje pracy w szkole i ważne rzeczy, które mu się dzieją za unijne dutki.”
Albo kłamiesz albo nie umiesz czytać:
wyliczam atrakcje dla uczniów, mnie to akurat średnio kręci.
Mnie się nic nie dzieje, nie zarobiłem ani złotówki z unijnej kasy w szkole w której pracuję (publicznej)
Zarobiłem nieźle przy dwu projektach, ale akurat oba organizowały szkoły prywatne (widzisz nieboraku, twoje i parkera ulubione prywatne szkoły zatrudniły takiego nieudacznika jak ja i nawet w jednym projekcie mu płaciły 100 za 45minut, widzisz biedny parkerze, w szkole prywatnej wcale nie jesteś bezpieczny, tam ci źli z publicznych szkół też bywają:))
„A co robi Grześ? Tego nie wiadomo.”
Robi dużo, nie muszę się tym chwalić, bo i tak wiem, że zmanipulujesz każdą wypowiedź, poza tym twoje zdania mi zwisa.
„Jakie Grześ wartości wnosi ? (co wynosi ? pisze sam).”
Gdzie napisałem coś o wynoszeniu?Po co kłamiesz? Czy myślisz, że ktoś się nabierze na twoje manipulacje?
„Co edukacyjnie zyskują na tych atrakcjach Grzesiowych dzieci ?”
Bardzo dużo, są lepsi z przedmiotów zawodowych (których się uczą), poznają branżę poprzez spotkania z przedstawicielami firm, mają dodatkowe zajęcia z matmy , uczą się inglisza zawodowego, poznają w Polsce może swoje przyszłe miejsca pracy, przy okazji się dobrze bawią (to wszystko dzięki temu projektowi o którym wpomniałem)
Dzięki kolejnemu poprawią swój niemiecki, dokształcą się na praktykach w miejscach dużo lepiej wyposażonych niż w Dojczlandzie itd
O reszcie pisać mnie się nie chce, bo jak ktoś nie widzi korzyści z tego, że uczniowie się rozwijają społecznie (wolontariat) lub artystycznie, to szkoda mi czasu na takiego kogoś.
„Jak to się wszystko ma do jakichkolwiek celów i zadań szkoły publicznej nakierowanych na rozwój kompetencji uczniów?”
ma się bardzo dobrze, a nawet lepiej.
„Niech Grześ napisze co mądrego o tym.”
Grześ już do ciebie nie napisze nic, ani mądrego ani głupiego.
Z ludźmi poniżej pewnego poziomu nie zwykłem rozmawiać.
Nie pokazujesz w swoich wpisach ani kultury ani erudycji ani błyskotliwości ani poczucia humoru.
Twoje komenty to jedno wielkie nic, na które nie zamierzam zwracać uwagę.
Szkoda mi tylko, że skutecznie i od miesięcy niszczysz ten blog swoim chamstwem, nienawiścią, kłamstwami, insynuacjami i manipulowaniem.
No ale widać tylko to ci dobrze wychodzi.
Czy to coś nienormalnego, ze nauczyciele nie chcą pracować na umowach śmieciowych? Za „psie ” pieniądze? A za co mają żyć? Za co utrzymać rodzinę? Za co opłacić nieustanne szkolenia? A potem bez emerytury? Wg bezczelnego „Parkera” nauczyciele to kto? Kiedyś „polemizowałam” z tym „mądrym inaczej” i z jego wpisu wynikało, że jest niepełnosprawnym człowiekiem, który nie wychodzi z domu i dlatego ma czas prawie na okrągło serfować w sieci. O braku dzieci też była mowa. Skąd ta zmiana? Czy nie jest to czasem jakiś rozgoryczony były uczeń? Język, jakim się posługuje, nie świadczy o wielkiej erudycji, wykształceniu. Fakt, ze pisze często w godzinach pracy swiadczy raczej o tym, że praca jego nie jest absorbująca i wymagająca. Nie zaglądałam długo tutaj ze względu na takich mądrzących się na temat, o którym nie mają zielonego pojęcia, przemądrzałych Parkerów, Gekków etc. (mam podejrzejenie, że to ta sama osoba – styl pisania i arumentacja taka sama). Pozdrawiam szanownego gospodarza i zagladających tutach nauczycieli, nie dawajmy się.
Do Parkera/Gekko:
załóżcie własny blog i tam piszcie te swoje „mądrości”, „uzdrawiajcie” naszą oświatę siejąc nienawiść do nauczycieli i tryskając jak zwykle jadem.
Errata:
napisałem:
„Dzięki kolejnemu poprawią swój niemiecki, dokształcą się na praktykach w miejscach dużo lepiej wyposażonych niż w Dojczlandzie itd”
Oczywiście w Niemczech te miejsca są duż lepiej wyposażone niż w Polsce.
W komentarzu z 15.05 napisałem:
„I robią w swoim czasie wolnym, nie za swoje pieniądze.”
Miało być: w swoim czasie wolnym, nie za pieniądze.
Tyle.
Jola,
Należy zastanowić się nad fundamentalnym pytaniem. Jaki jest cel edukacji?
A w opisanym przypadku: jaki jest cel edukacji w podstawówce i w gimnazjum? Czy chodzi o jak najlepszy wynik w rankingu PISA? Jeśli tak, to możemy być zadowoleni. Ja jednak nie tego oczekiwałem od szkoły i zadowolony nie jestem.
@ grześ 12 sierpnia o godz. 15:35
„Gekko, jesteś manipulatorem i kłamcą, jesteś zwyczajnie obrzydliwy; megaloman i zarozumialec sie od nikogo nie nauczy nic, ale nie każdy jest kimś takim jak ty…Z ludźmi poniżej pewnego poziomu nie zwykłem rozmawiać”.
Ho ho ho, jakiż to przykład mądrych, edukacyjnych tekstów, Grzesiu.
Rezultat kulturoznawstwa sypie Ci się z woreczka, jak piasek po wsi.
Piękny obraz mentalny i językoznawczy ukulturalnionego zagranicznie wychowawcy i przewodnika młodzieży.
I o celach i o wynikach edukacyjnych oraz rozwoju kompetencji poznawczych i kulturowych, tak jak prosiłem… hihi, cytuję: „mają frajdę”.
Jawolh, gute schule-freide ist schon!
Nic dodać nic ująć.
To naprawdę było spotkanie z ciekawym człowiekiem, ta lektura…prawie jak z seksuologiem w pingliszu arbeitowym.
Tylko dlaczego niewinne dzieci mają być narażana na takie grzesie za publiczne i unijne dutki?
Za jakie grzesie pokutują na to podatnicy?
Dlaczego leczenie kompleksów buraczanego prostaka (co nic nie wynosi, ale chwali się że zakasował 100 złotych) musi odbywać się za pośrednictwem publicznych instytucji edukacyjnych?
Może kto znowu co mądrego i kulturalnego na poziomie co najmniej Grzesia (żeby można było dostąpić łaski Grzesiowej dyskusji) wysmaży?
Uhahaha i oj da dana…zawodówko publiczna kochana 🙂
@ Hanna
12 sierpnia o godz. 15:31
Czy to coś nienormalnego, ze nauczyciele nie chcą pracować na umowach śmieciowych?
– – –
W niechęci nauczycieli do pracy nie ma nic niemoralnego, wystarczy nie zobowiązywać się do takiej (i lepiej w ogóle żadnej) pracy i wszyscy na tym skorzystają, pani Hanno.
Biorąc pod uwagę wyrażone belferskie aspiracje, aby praca była śmieciowa a umowa dożywotnio dochodowa.
Proste jak drut a niektórym nauczającym tak trudne do zrozumienia…hihi.
Życzę królewskich apanaży za dyplomowane istnienie, nauczycielem wystarczy przecież być…!
Michale, napisz proszę czego oczekujesz od szkoły. Jakie zmiany zadowolą Ciebie i Twoje pociechy. Jestem autentycznie zainteresowana Twoimi propozycjami. Może już wczesniej o tym pisałeś i zmuszam Cię żebyś się powtarzał więc proszę chociaż skrótem, może w punktach.
Niestety. Edukacja jest tą przestrzenią, elementem, który powinien należeć do prerogatyw państwa. Pisze powinien, bo coraz liczniej pojawiają się głosy, że powinno się to zmienić. Podważany jest sens tworzonej, przynajmniej u nas od końca XVIII wieku (vide KEN) struktury edukacyjnej.
Argumentuje się to ekonomicznymi słupkami, wykresami i kosztami, zwłaszcza w samorządach. Ale edukacja to nie jest szybki i pewny zysk.
To proces obliczony na pokolenia.
Poza tym, administracja publiczna, w tym samorządy są coraz częściej przykładami na wypaczenia na rynku pracy. Zatrudnia się coraz więcej firm „outsourcingowych” coraz tańszych, byle jakich i byle jak zatrudniających i płacących ludziom, którzy tam pracują (ochrona, naprawy, sprzątanie). Na papierze wygląda to fajnie, a oszczędności przeważnie konsumują (za)radni, prezydenci i inni notable. Jest przecież z czego. Choćby po to, aby swoje dzieci posłać do prywatnej placówki.
Poza tym to struktury rządowe w postaci MEN i MF spychają dziurę budżetową na samorządy, a te bronią się i chcą przerzucenia kosztów na nauczycieli.
I tu rację ma Autor. Szkoła publiczna coraz bardziej schodzi na psy, bo z pustego, czyli marnej płacy, Salomon, ekonomista, czy samorządowiec, nie naleje.
Szkoda, bo już moja babcia, rocznik 1889, mawiała, że jesteśmy zbyt biedni i nie stać nas, by kupować byle jakie rzeczy.
Parker, twoje komentarze są na poziomie parkietu, przestań się czołgać, unieś głowę, to może coś zauważysz.
Gekko, napisz coś do czytania, same wyzwiska i manipulacje cudzymi słowami, to za mało, daj coś z siebie i prościej, prościej. W prostocie jest wielkość.
Gospodarzu, smutne, ale prawdziwe konstatacje, pozdrawiam.
@ zet
12 sierpnia o godz. 20:49
„W prostocie jest wielkość”
– – –
Ale to nie wielkość się liczy, psze Pani.
Wyczytałem to w piśmie kobiecym pozostawionym w pokoju ciała gogicznego.
Prostotę zaś na tymże belferskim poziomie i o pożądanej przez Paniusię czystości od wyzwisk (polecam cytaty) zapewnia nasz wioskowy Grześ, życzę lektury do upadłego (czyli do poziomu adekwatnego) 🙂
Buziaki, prosto w proste czółko, zet 🙂
„?No widzisz, stażysta w szkole zarabia gdzieś coś koło 1500.?
Za godzinę pracy zarabia ze trzy razy więcej od kasjerki czy kasjera a kompetencje często podobne jak nie niższe.”
parker, jesteś bezczelnym człowiekiem, kompetencje człowieka z wyższym wykształceniem porównujesz do kompetencji kasjerki? I śmiesz twierdzić, że ma ona wyższe kompetencje od nauczyciela? Niby w czym? W obsłudze kasy? Młody nauczyciel sobie niby z tym by nie poradził? A może w nauczaniu i wychowywaniu dzieci w szkole?
Co do zarobków, fryzjer za 20 minut męskiego strzyżenia bierze 20zł. 1zł na minutę. Idą twoim rozumowaniem fryzjer na etacie zarabia 100zł na godzinę, czyli 16tys. zł miesięcznie. Nieźle, co? Gdzie nam nauczycielom do fryzjerów po zawodowce.
I weź może jeszcze człowieku kalkulator w łapę i sobie podziel. 1500zł/160h. 160h bo tyle wynosi etat nauczyciela.
Jolu,
Od szkoły oczekuję przede wszystkim skuteczności. A jeśli już ktoś decyduje za rodziców czego ma być nauczane dziecko, to niech jeszcze będzie to celowe. Zatem oczekuję dwóch rzeczy: skuteczności i celowości. To w skrócie.
Propozycje zmian w szkole mogę przedstawić różne w zależności od przyjętej perspektywy. A patrzę przez trzy:
1) Wolnorynkowe poglądy gospodarcze,
2) Jak ja urządziłbym swoją prywatną szkołę, gdybym mógł o wszystkim decydować sam,
3) Jakie korekty obecnego stanu rzeczy mnie subiektywnie by odpowiadały.
Ponieważ zagadnienia z pkt. 1 i 2 są tak odległe od obecnej rzeczywistości, że byłyby swoistym educational-fiction, to widzę sens dyskutowania mając na względzie jedynie perspektywę z pkt. 3.
Nadmienię tylko po krótce Ad. 2:
W mojej szkole przede wszystkim zlikwidowałbym trójwładzę nauczycielską. Nie powinna jedna i ta sama osoba jednocześnie nauczać, wydawać poleceń (zadawać prac, układać klasówek) oraz określać wynik tego nauczania i stopień wykonania poleceń wydanych przez siebie. Te 3 funkcje powinny pełnić 3 różne osoby, najlepiej wyznaczane z losowania, nie wiedzące o sobie wzajemnie. Wtedy wiadomo kto za co odpowiada i nauczyciel nie staje się sędzią we własnej sprawie. Ten co naucza może zbudować doskonałą relację z uczniem, traktować go poważnie, jak równego sobie i, co najważniejsze, być z nim całkowicie szczerym. Nie ma pokusy straszenia i eksponowania władzy, bo żadnej władzy nie ma. Niestety wielu nauczycieli obecnie tej pokusie ulega.
Natomiast Ad. 3:
Tu wrócę do skuteczności i celowości. Czego szkoła naucza skutecznie? Czytania, pisania i liczenia. To potrafi każdy absolwent podstawówki. Czy jest to celowe? Zapewne w znacznej większości przypadków tak, choć wbrew pozorom może być to dyskusyjne. Odsetek wtórnych analfabetów wskazuje dla jak wielu ludzi te umiejętności okazały się w życiu zbędne. W ich przypadku można powiedzieć, że wydatek podatnika na edukację został zmarnowany. No ale pomińmy to. Grunt, że szkoła naucza w tym wypadku naprawdę skutecznie. Tuż po jej opuszczeniu, każdy ma te trzy umiejętności opanowane.
I takiej to skuteczności oczekuję i w innych dziedzinach. Uczyłem się co to mejoza i mitoza, bywało, że 6 miałem z biologii. Ale nie każdy to opanował równie dobrze. Dlaczego nie każdy dostał 6? Może metoda nauczania lepiej mi pasowała niż innym? Może podręcznik? Może nauczyciel? No tu już wyraźnie brak skuteczności, bo nie każdy absolwent gimnazjum/liceum wie na czym polega mitoza i mejoza. A czy nauka mitozy i mejozy jest celowa? Podobnie jak wtórni analfabeci nie pamiętają alfabetu, tak ja dziś nie pamiętam co to jest. Do niczego mi to nie było potrzebne. Marnowanie mojego czasu i wysiłku. Marnowanie pieniędzy podatnika. Jeśli szkoła państwowa (przymusowa) nie potrafi czegoś dostarczyć tak skutecznie jak czytania i pisania, to nie powinna tego dostarczać wcale.
No ale skoro już musi coś dostarczać nieskutecznie, no to niech chociaż to będzie celowe. Są sprawy, które warto mieć w pamięci, a szkoła we wbijaniu do głowy na pamięć jest całkiem niezła. Osobiście uważam, że państwowe szkoły powinny skupić się na nauce z korzystania ze wszystkiego co państwo ma do zaoferowania obywatelowi. Natomiast obecnie szkoła sprawia wrażenie jakby nie kształciła przyszłego obywatela ale naukowca. A przecież to pełnoprawnym obywatelem stanie się każdy uczeń, a naukowcem tylko ten co tak wybierze.
Zatem niech szkoła naucza na pamięć ustaw, prawa. Oczywiście nie całego, ale tego co najprzydatniejsze. Niech naucza jak pisma pisać, gdzie je kierować i w jakich sprawach, jak korzystać z urzędów, sądów, rzeczników. Jak radzić sobie z niesprawiedliwością, gdzie się zgłaszać o pomoc. Niech naucza rachunkowości, niech nauczy jak zinterpretować samodzielnie informacje, które państwo nakazuje publicznie ogłaszać każdej spółce. Niewykluczone, że szkoła byłaby bardzo skuteczna w nauczaniu tzw. umiejętności miękkich, jeśli wpajałaby to na zasadzie inscenizowania pewnego bodźca i nagradzania ucznia za właściwą reakcję. Niech uczy o zdrowym trybie życia, o tym jakie są zawody i na czym polegają.
To wszystko co wyżej wymieniłem uważam za celowe. Może nie wszystko jest tak celowe jak pisanie i czytanie, ale na pewno znacznie bardziej niż znajomość mitozy i mejozy.
parker
12 sierpnia o godz. 12:44
?No widzisz, stażysta w szkole zarabia gdzieś coś koło 1500.?
Za godzinę pracy zarabia ze trzy razy więcej od kasjerki czy kasjera a kompetencje często podobne jak nie niższe.”
Proponuję „pójść za ciosem”, zlikwidować ową jedyną jeszcze przeszkodę w zatrudnianiu kogokolwiek na stanowisku nauczyciela i w miejsce obecnych nauczycieli zatrudnić po prostu kasjerki i kasjerów z hipermarketu. Wtedy ów wyczekiwany i wytęskniony przez @Gekko kryzys i upadek szkolnictwa publicznego nadejdzie jeszcze szybciej.
Tredve
12 sierpnia o godz. 20:05
„Szkoła publiczna coraz bardziej schodzi na psy, bo z pustego, czyli marnej płacy, Salomon, ekonomista, czy samorządowiec, nie naleje.”
I o to właśnie obecnej władzy chodzi – jak się zlikwiduje KN i będzie można zatrudniać do pracy w szkole w miejsce zbyt kosztownych obecnych nauczycieli o wiele tańszych przykładowych kasjerki i kasjerów czy np. sprzątaczki (przecież mają takie same a nawet wg. @parkera wyższe kompetencje) to szkoła publiczna stanie się ?przechowalnią dla biedoty?, a wszyscy ludzie z co najmniej średnimi dochodami będą starali się znaleźć dla swoich dzieci miejsce w szkołach prywatnych.
I nareszcie prywatne szkolnictwo będzie miało się okazję rozwinąć, bo póki istnieje KN to oświata niepubliczna nie ma najmniejszych szans w konkurencji ze szkolnictwem niepublicznym, o czym marzy wprost żywotnie i z pewnością nie altruistycznie zainteresowany rozwojem szkolnictwa prywatnego @Gekko, pisząc:
Gekko
12 sierpnia o godz. 11:16
?Tym bardziej, że jak donoszą dobrze poinformowani, przyszłość belfrów na publicznych etatach przypominać będzie od nowego roku kariery tzw. ekspedientek w sklepach ?Społem?.
Czyli emigracja do cywilizacji z powodu likwidacji żerowisk, połączona z intensywnym kursem wizażu i uprzejmości w komunikacji z klientem.
Albo powrót na rodzime popegeerowskie gumno i do właściwego statusu społeczno-intelektualnego.
No po prostu jutrzenka nadziei!
Niech żyje kryzys! ?
Niech żyje więc kryzys, bo im gorzej się w szkole publicznej się dzieje i będzie działo, tym prężniej i szybciej zostanie wypromowane i będzie mogło rozwinąć się szkolnictwo prywatne. Właściciele szkół prywatnych w końcu będą mogli zwerbować tych najlepszych specjalistów ( o czym zresztą bez żenady pisze @Gekko ) pracujących obecnie w większości w renomowanych, najlepszych szkołach publicznych.
Trzeba będzie ich oczywiście najpierw uprzednio ?obrobić? czyli poddać ?praniu mózgu? w celu wychowania sobie posłusznych ?wyrobników?, którzy bez mrugnięcia okiem będą ślepo i posłusznie i z uśmiechem na ustach, w obawie przed utratą pracy wykonywać wszelkie, nawet najbardziej absurdalne polecenia właściciela czy też klienta czyli ucznia lub jego rodzica.
No i najważniejsze – nareszcie w szkole nastanie sprawiedliwość i w końcu nauczyciel pozbawiony wszelkich ?przywilejów? będzie w szkole pracował po 40 godzin tygodniowo, tak jak kasjer przy kasie w supermarkecie.
Póki jednak istnieje KN wg. której w szkołach na stanowisku nauczycieli należy zatrudniać nauczycieli a nie kasjerów czy sprzątaczki, KN gwarantująca min. pewność zatrudnienia i stałość pensum i comiesięcznego wynagrodzenia niezależnego od humoru „widzimisię” właściciela oraz płatny urlop, to prywatne szkoły, nie mogące takich gwarancji zapewnić, nie mają na zatrudnienie tych najlepszych najmniejszych szans.
Muszą zatem zadowolić się bądź takimi, którzy na zatrudnienie w publicznej szkole nie mają szans lub w ostateczności pogodzić się z zatrudnianiem nauczycieli, których głównym miejscem pracy pozostaje jednak szkoła publiczna, a szkoła prywatna jedynie kolejnym i nie najważniejszym źródłem dodatkowych dochodów.
I dlatego min. obecne szkoły prywatne, zwłaszcza jeśli chodzi o wyniki nauczania – co odzwierciedlone jest dobitnie w rankingach najlepszych szkół – nie mają najmniejszych szans w konkurencji z najlepszymi szkołami publicznymi.
Niech żyje zatem kryzys dla takich jak @Gekko zwolenników prywatnego szkolnictwa ? im będzie w szkole publicznej gorzej, tym lepiej będzie dla coraz wyraźniej zaznaczającego swoją obecność w ekipie rządzącej lobby promującego szkolnictwo prywatne.
A Ty zwykły obywatelu nie będziesz miał wyboru – jeśli będziesz miał zdolne dziecko, to albo będziesz za szkołę płacił, albo będziesz musiał pogodzić się z faktem, ze Twoje dziecko po nauce w przyszłej szkole publicznej zatrudniającej kasjerów na stanowisku nauczycieli w najlepszym wypadku wyląduje w przyszłości na kasie w supermarkecie.
„to oświata niepubliczna nie ma najmniejszych szans w konkurencji ze szkolnictwem niepublicznym”
– miało być oczywiście:
„oświata niepubliczna nie ma szans w konkurencji ze szkolnictwem publicznym”
Michał . Dziękuję bardzo za obszerną odpowiedź. Pozwól, że odniosę się do kilku spraw . Masz rację, że chyba nie jest celowe uczenie wszystkich uczniów definicji mitozy i mejozy. Celowe jest to pewnie w liceum, jeżeli uczeń interesuje się biologią. Zgodzę się z Tobą, że szkoła ( podstawowa i gimnazjalna) powinna odejść od pamięciowego wbijania uczniom wiedzy do głowy na rzecz dostarczania informacji gdzie wiedzę można znaleźć i jak ją wykorzystać. I tak się powoli dzieje, ale powoli. I masz rację, nie wszyscy będą naukowcami. Niech szkoła dostarczy dzieciom możliwość rozpoznania własnych uzdolnień i predyspozycji, rozwijania zainteresowań i wyboru najlepszej drogi życiowej.
To co piszesz o prawie, przepisach, instytucjach częściowo odbywa się na lekcjach WOS-u. Ale pewnie nie w wystarczającym stopniu.Jeżeli chodzi o zawody to w każdym gimnazjum powinno być coś takiego jak proorientacja zawodowa ( w moim jest i chyba tak się to właśnie nazywa). A o zdrowym trybie życia mówi się na biologii i godzinach wychowawczych – edukacja prozdrowotna.
Co do trójwładzy w szkole. To nie jest tak, że pracy nauczyciela nikt nie ocenia. Jeżeli szkoła źle wypadła na egzaminie zewnętrznym nauczyciele muszą pisać program naprawczy. Wyniki egzaminu są analizowane i od razu widać czyja klasa wypadła lepiej a czyja gorzej. Raz w roku robi się analizę wyników nauczania w klasach z określonych przedmiotów. Wyniki pokazują jak uczy dany nauczyciel.
Bardzo by mi się podobała sytuacja, w której jestem przyjacielem uczniów i traktuję ich po partnersku i nie muszę ich oceniać. Tylko trzeba by było proces nauczania całkiem inaczej zorganizować, żeby było ono skuteczne. Przyznam się, że nie bardzo wiem jak.
Przepraszam . Preorientacja.
Jola,
Cieszę się, że się zgadzamy. Tak, w śladowych ilościach naucza się w szkole paru pożytecznych rzeczy. Jednak albo jest ich za mało, albo brak ich opanowania nie ma wielkiego wpływu na ocenę końcową (np. nauka pierwszej pomocy) . Natomiast największy wpływ na oceny końcowe mają zagadnienia pokroju mitozy i mejozy.
A to co napisałaś: „Niech szkoła dostarczy dzieciom możliwość rozpoznania własnych uzdolnień i predyspozycji, rozwijania zainteresowań i wyboru najlepszej drogi życiowej.”
Myślę, że jest najważniejsze, ale nikt nie ma na to dobrego pomysłu.
Natomiast co do trójwładzy nauczycielskiej… Może i są nauczyciele oceniani przez kogoś z zewnątrz i przez przełożonych, ale w relacjach z uczniem, to jednak nauczyciel występuje jednocześnie w roli sędziego karzącego wszelkie braki wiedzy i mentora, który ma pomóc je uzupełnić. Uczeń o tym wie, więc musi uważać zadając pytania, by nie ujawnić zbyt rażących braków wiedzy.
Co do samej organizacji procesu takiego nauczania, to bardzo bliski jest temu proces zdawania na prawo jazdy. Opiszę jak wg mnie to powinno wyglądać.
Najpierw można wykupić jazdy z instruktorem z jakim się chce i ile kursantowi potrzeba. Następnie podchodzi się do egzaminu. Egzaminator wyznaczany jest z losowania. Z odrębnego losowania powinien również być wyznaczany ktoś, kogo nazwę ‚wydającym polecenia’. To on będzie siedział po prawej stronie zdającego. A na tylnym siedzeniu egzaminator. Podczas egzaminu zdający wykonuje polecenia ‚wydającego polecenia’. Egzaminator nie ma prawa się odezwać. Może zabrać głos tylko by zakończyć egzamin i wystawić ocenę.
Obecny system zdawania prawa jazdy różni się od mojego wymarzonego dwiema zasadniczymi sprawami:
– obowiązuje przymus wykupienia określonej liczy godzin jazdy w szkole nauki jazdy,
– egzaminator wydaje polecenia.
Myślę, że w tym systemie możnaby nauczać naprawdę wielu przedmiotów. Skuteczność zależy oczywiście nie tylko od tego, ale i od formy egzaminu, która byłaby różna dla różnych przedmiotów.
@ Michał
12 sierpnia o godz. 22:52
– – –
Michale, tak na marginesie Twej cennej próby sprowadzenia belferbloga do meritum 🙂
Zechcij wziąć pod uwagę, że ustrój szkół publicznych nie jest wyjęty spod praw ustroju demokratycznego i wolnorynkowego prawnie obowiązującego w Polsce.
Taka jedynie jest patologiczna praktyka uwłaszczonych na publicznym mieniu urzędników politycznych, których interesy w pełni reprezentują opłacani przez nich z kiesy podatnika – belfrzy publiczni.
A więc nie ma powodu abstrahować od wersji 1, a futurologią jest trwanie patologii a nie sanacja.
W innej kwestii, przydałaby się IMHO w Twym rozważaniu świadomość, że celem cywilizowanej i współczesnej edukacji nie jest ani wiedza, ani informacje, gdzie ona się znajduje. A tym bardziej takim celem ani nawet narzędziem nie są konstrukty typu : nauczenie, przekazywanie, informowanie…etc.
To w ogóle nie jest żadna edukacja, lecz tresura, pozbawiona jakichkolwiek skutków z punktu widzenia nowoczesnych zadań edukacji.
Nie jest też tak, że efektem przebywania uczniów w szkole polskiej jest powszechna umiejętność czytania czy pisania.
Przeciwnie, poziom funkcjonalnego i wtórnego analfabetyzmu jest przez publiczny ustrój szkolny wzbudzany i konserwowany.
Ponad 80% tak edukowanych powszechnie nie rozumie prostych tekstów, 35% nie potrafi ich przeczytać bez sylabizowania, a większość absolwentów nie wykracza poza zasób 3500 słów w mowie i 1800 w piśmie, o ile w ogóle potrafi je wyprodukować bez klawiatury (jaki procent potrafi – nie wiadomo, bo tak jak rozpowszechnienia gruźlicy, oficjalnie zlikwidowanej, czy też kiły, nikt tego nie bada).
I od tego, moim zdaniem, warto zacząć rozmyślania (a lepiej posłużyć się …nauką będącą od stuleci zdobyczą cywilizacyjną) o tym, co współcześnie oznacza, ma na celu i jak powinna być prowadzona i zorganizowana edukacja, choćby publiczna.
Pozdrawiam.
Przepraszam Gekko, czy czytałeś mój wpis na temat badań PISA polskich 15 -latków?
@Hilda, co do Twej wypowiedzi z 13 sierpnia o 14:44 :
Myślę, że każdy rozsądny zwolennik likwidacji publicznej edukacji musi przyznać, że nie ma to żadnego sensu, jeśli wydatki z budżetu na edukację nie zostaną jednocześnie zrekompensowane adekwatną obniżką podatków. Chodzi wszak tylko o przesunięcie ciężaru decydowania o wydawaniu tych pieniędzy z urzędników na rodziców, którzy wydadzą je oszczędniej i celowo, bo w autentycznej trosce o dobro dziecka. Dodatkowo zaoszczędzą przy tym niemało na urzędnikach, którzy do tej pory się tymi pieniędzmi zajmowali: ich pobieraniem, księgowaniem, wydawaniem, raportowaniem, etc.
Samej likwidacji publicznej sfery edukacji bez zwrotu za to pieniędzy podatnikom należy powiedzieć stanowcze: NIE.
@Gekko, co do Twej wypowiedzi z 13 sierpnia o 20:58 :
W kwestii: szkoła a wolny rynek. Mam poczucie, że dojście do celu w tej materii jest bardzo uciążliwe i nie wiem czy będzie mi dane ujrzeć jak cel zostanie osiągnięty. Stąd obawa o to, że nieprędko to co się dziś dzieje przestanie być uważane za normę a nazwane będzie patologią. A przynajmniej patologią nie w tym znaczeniu w którym byśmy chcieli.
Natomiast w dalszej kwestii… Owszem, można nazwać taką edukację tresurą. Określenie to jest nietrafne tylko o tyle, że tresura wiąże się z surowymi karami, co w edukacji moim zdaniem nie jest konieczne (nawiasem mówiąc, jak wyczytałem w biografii Szekspira Stephena Greenblatta: „Chłosta bowiem, w powszechnym rozumieniu, była nieodłączną towarzyszką nauki. Jeden z ówczesnych pedagogów-teoretyków domniemywał nawet, że pośladki zostały stworzone po to, by uczynić naukę łatwiejszą.” – niestety nazwiska tego teoretyka autor nie ujawnia). No ale na czym w takim razie miałaby polegać edukacja, jeśli nie na wpajaniu pewnych informacji i umiejętności, które – przez to, że byłyby przydatne w życiu – utrwalałyby się i doskonaliły także poza szkołą? Szczególnie w szkole publicznej, a jeszcze szczególniej w przymusowej. Jakie są wg Ciebie zadania współczesnej edukacji?
Może przez przesiadywanie w państwowej szkole ucierpiała moja wyobraźnia i nie bardzo mogę sobie wyobrazić model mniej tresuropodobny. Zechciej więc uprzejmie objaśnić i poszerzyć mój horyzont. 😉
Michale.
Polska jest konstytucyjnie demokratycznym państwem prawa i funkcje publiczne SĄ elementem tego państwa.
Zgodnie z obowiązującą konstytucją i prawem, funkcje te NIE MOGĄ być powierzane podmiotom wyłącznie ze względu na formę własności.
A więc, szkoły świadczące usługi edukacyjne w ramach zadań publicznych NIE MOGĄ być wyłącznie państwowe, to sprzeczne z konstytucją.
Czyli, rozważania o funkcjonowaniu oświaty nie obejmują wyłącznie warunków, do jakich zdolny jest państwowy system świadczeń oświatowych.
To tak, jakby standardy budowy i funkcjonowania autostrad planować pod możliwości jedynego wykonawcy, jakim byliby więźniowie z łopatami pracujący przymusowo.
Co do tego, na czym polega współczesna edukacja oraz dlaczego tresura nie jest synonimem stosowania kar (co jak się zdaje tak Ci się kojarzy), podobnie jak motywacja nie jest prostackim manipulowaniem karami i nagrodami, to fakt, że czynny zawodowo i kwalifikowany formalnie nauczyciel (jeśli nim jesteś, czy tak?) zadaje takie pytania na …blogu, najlepiej świadczy, czym edukacja być nie powinna…
Ja zresztą wiele razy tu pisałem o funkcjach i zadaniach współczesnej edukacji, ale są to równie niepojęte dla belfrów pojęcia, jak syllabus, cele edukacyjne, czy podstawy programowe.
Najlepiej o tym świadczy powszechne nieodróżnianie przez belfrów dobra od zła, co jest podstawowym celem programowym już dla ucznia…podstawówki.
Kto tu więc może czego i kogo uczyć…hihi?
W celach poznawczych zachęcam do zapoznania się ze standardem i metodyką osiągania edukacyjnych celów rozwojowych w zakresie kompetencji osobistych i społecznych, jako zadania wynikającego z publicznych zobowiązań demokratycznego i cywilizowanego państw.
Stamtąd wynika sposób organizacji i wykonania tych zadań poprzez system edukacji powszechnej, a co za tym idzie to, jaki jest sens i profesjonalne standardy bytu zawodowego nauczyciela opłacanego z publicznych środków.
Wybacz, że nie zapodam tu praktycznego poradnika jak stać się i być nauczycielem, temat wykracza poza konwencję rozrywkowej dyskusji na blogu i jest przedmiotem wieloletniego przygotowania zawodowego i selekcji do zawodu.
O czym można się przekonać w świecie cywilizowanym, czego serdecznie życzę.
Pozdrawiam.
Michale, nie wiem, czy porównanie ze zdawaniem prawa jazdy jest dobre.
Mieszkam w mieście, gdzie mnóstwo osób (w tym spoza mojego miasta) zdaje egzamin na prawo jazdy i wiem z różnych źródeł pośrednich, że prosto z mostu mówiąc kwitnie niesamowita korupcja w tym biznesie.
Poza tym skuteczność nauczania jest bardzo niska, bo zdawalność egzaminów jest też tragiczna.
Praktycznie wyjątkami są osoby, które zdają za pierwszym razem.
Większość wypadków jest powodowana przez tzw. świeżych kierowców itd
Nie dawałbym tego systemu za przykład szkołom:)
@grześ
Obecny system zdawania prawa jazdy uważam za bardzo zły. W swojej wcześniejszej wypowiedzi nigdzie go nie chwalę i nie daję za przykład do naśladowania. Chwalę system do niego zbliżony, ale różniący się szczegółami bardzo istotnymi.
Jednym z powodów niskiej zdawalności jest właśnie podwójna rola egzaminatora: wydającego polecenia i oceniającego. Gdyby je rozdzielić, ów oceniający oceniałby nie tylko zachowanie zdającego, ale widziałby też co i jak robi wydający polecenia. Dostrzegłby czy wydał polecenie wyraźnie, ledwo słyszalnie, za wcześnie, za późno, zgodnie czy nie zgodnie z przepisami i zgodnie czy nie zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. I brałby to pod uwagę przy ocenie zdającego. A w obecnym systemie egzaminator podchodzi do własnych poleceń bezkrytycznie.
Usunięcie trójwładzy pozwala na bardziej obiektywną ocenę zdającego i jednocześnie ułatwia sam proces nauczania, bo nauczyciel nie jest sędzią. I tylko tyle i aż tyle. W końcu po kursie nauki jazdy – nawet w obecnym systemie – większość ludzi potrafi jeździć samochodem (w sensie obsługi pojazdu). Zna też z grubsza najważniejsze przepisy. A czy je po zdanym egzaminie szanuje, to już inna sprawa. Czy głównym powodem wypadków świeżych kierwców jest niewiedza, czy brawura i świadome lekceważenie przepisów?
Podejrzewam też, że jest wielu kursantów, którzy potrafią dobrze i bezpiecznie jeździć a egzamin oblewają na drobnostkach. Nie mają szczęścia. A co do korupcji, to przy trójpodziale wierzę, że byłaby mniejsza, jeśli owym ‚wydającym polecenia’ mógłby być wyznaczany z losowania każdy kierowca posiadający prawo jazdy, który się zgłosi do ośrodka.
@Gekko
Wskaż proszę źródła, skąd znasz te wszystkie współczesne sprawy edukacji, a współczesnym naszym belfrom obce. Jestem tego ciekawy. Też się chętnie czegoś nauczę, choć belfrem nie jestem. 😉
A co do tresury, to Słownik Języka Polskiego zawiera taką definicję: „uczenie kogoś za pomocą nakazów, zakazów i surowych kar”. 😉
Niestety, Michale, wiedza kosztuje a rozszerzaniem mojej pracy zawodowej na blogu nie jestem zainteresowany, wręcz przeciwnie.
Byłoby to zresztą sprzeczne z regulaminem bloga.
Za ofertę skorzystania z moich usług jednak dziękuję i zapraszam na rekrutację, gdy już powrócisz z podróży do źródeł na jakiejś dobrej, cywilizowanej uczelni 🙂
Podróże kształcą, a nawet – żywią, Michale.
Mam nadzieję, że odkryjesz obce dziś sobie światy, do czego nawet w belferskie wakacje zachęcam, zamiast do Hurgady 😉
Na początek wszakże polecam lekturę Konstytucji RP i tzw. ustawy o szkolnictwie, nie wspominając o podstawach programowych, hihi.
Pozdrawiam.
Podrzucam ciekawy wniosek RPO: wnoszę o stwierdzenie niezgodności: art. 22 ust. 2 pkt 4 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572 ze. zm.) z art. 92 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
http://www.sprawy-generalne.brpo.gov.pl/szczegoly.php?pismo=1661086
http://www.sprawy-generalne.brpo.gov.pl/pdf/2012/03/699520/1661086.pdf
Zastanawiam się: edukacja i wychowanie mojego dziecka są sterowane przez naczelne organy administracji państwowej, czyli przez urzędników powoływanych przez rząd ustanowiony przez partie polityczne. Minister, czyli urzędnik, określa w drodze rozporządzenia czego ma uczyć się moje dziecko i jak ma być oceniana jego wiedza i zachowanie. Czy to jest zgodne z Konstytucją i z aksjologią demokratycznego państwa prawa ? Nie wiem, więc wątpię.
@Michał
No i jak teraz wygląda twoje saldo po „wymianie” myśli z osobnikiem o nicku Gekko? 😉
On tu tylko zwęża swoją pracę zawodową…chciałby rozszerzać ale mu regulamin nie pozwala…zaprosił cię za to do swojej Szkoły Lansu i Bansu – leć, Michał, leć, tylko uważaj coby ci buty nie pospadały z pośpiechu. 😉 😉 😉
No i koperty na parapecie nie zapomnij zostawić,- Gekko chwalił się, że kiedyś zdał na medycynę, więc miał gdzie nasiąknąć zwyczajami środowiska. 😉 😉 😉
Oczywiście mówię teraz o środowisku nayczycielskim! 😉 😉 😉
@Gekko
Jak na razie, to ja Ciebie doedukowałem czym jest tresura. Całkowicie gratis. Jeśli się z tym źle czujesz, to mogę podać nr konta. 😉
@w czym problem
Jeśli nawet przebrnąłbym przez rekrutację to obawiam się, że poległbym na egzaminie z kabaretu i nie stać by mnie było na poprawki. Ale Tobie wróżę sukces. 😉
A poważnie. Cieszę się, że są tu osoby, które chcą i potrafią dyskutować merytorycznie. Szkoda, że część zagadnień przechodzi bez echa. Np. wpis Joli o rankingu PISA. Nie jestem nauczycielem to się nie wypowiem, ale skoro są tu nauczyciele to mogliby podrążyć temat, powiedzieć jak ten ranking jest skonstruowany, czy ma sens, etc. Szczególnie jeśli mają doświadczenia zagraniczne albo znają kogoś kto takie ma. W końcu czy komentarze na blogu mają mieć konwencję bardziej czy mniej rozrywkową i bardziej czy mniej merytoryczną, zależy od nas, użytkowników.
Szczerze? Moim zdaniem to i tak polska szkoła jest śmieciowa. I tak muszę posyłać dziecko do takiego Speak Upa, żeby umiało powiedzieć cokolwiek po angielsku. Matma, fizyka, chemia ? to samo, korki. Szkoły są przepełnione, nauczyciele nie mogą podejść indywidualnie, poziom jest uśrodkowany. I żadna Karta tu nie pomoże. Ani jej brak. Nie wiem właściwie co mogłoby pomóc.