Naciągacze

Nauczyciele liceów rozglądają się za nowymi podręcznikami. Reforma wywraca wszystko do góry nogami, nie tylko liczbę godzin przypisanych do danego przedmiotu, ale także podstawy programowe. Trzeba więc wybrać nowe podręczniki, gdyż wszystko będzie inne.

Wydawcy organizują spotkania z nauczycielami i przekonują do swoich podręczników. Koronnym argumentem jest twierdzenie, że podręczniki pisali twórcy nowej podstawy programowej (padają konkretne nazwiska). Można mieć wrażenie, że wszyscy autorzy owych podstaw każdą chwilę poświęcają na pisanie nowych podręczników. Chwała im za to, że się nie lenią.

Byłem na szkoleniu w sprawach nie cierpiących zwłoki, czyli reformy. Prowadzący miał problem z udzieleniem odpowiedzi na pytania, ale bronił się argumentem, że jest twórcą nowej podstawy programowej, a z minister Hall miał do czynienia twarzą w twarz. Teraz jeździ po Polsce i szkoli z tego, co razem z panią minister spłodzili. Chwała mu za to, że nie trzyma tej wiedzy dla siebie.

Cenię ludzi pracowitych, ale uważam, że jest w tym jakaś patologia. Jeśli ktoś jest twórcą podstawy programowej i wziął za to niemałe pieniądze, to nie powinien pisać podręczników. Tak samo nie powinien jeździć i szkolić nauczycieli z tego, co wymyślił razem z panią minister. Powinna istnieć jakaś hierarchia i podział zadań. Jedni zmieniają edukację, a drudzy prowadzą z tego niezbędne szkolenia i piszą podręczniki. Inaczej można nabrać podejrzeń, iż decydenci oświatowi zmieniają edukację dla własnej korzyści. Wymyślają reformy, aby naciągnąć uczniów, rodziców i nauczycieli na niemałe przecież pieniądze.

Okazuje się, że celem reformy jest zrobienie interesu na społeczeństwie, a nie poprawa jakości edukacji. W ramach protestu nie wybieram podręcznika, którego autorzy współtworzyli tę reformę. Niech sobie reformę i podręcznik wsadzą tam, gdzie słońce nie dochodzi.