Poświęcił się
Pragnę pochwalić człowieka, który poświęcił się, aby uchronić mnie przed nieszczęściem. Poświęcenie tak rzadko się zdarza, że chlubne wyjątki powinno się nagłaśniać i stawiać młodzieży za wzór do naśladowania.
A było tak. Jechałem z zawrotną prędkością do pracy, aby nie spóźnić się na hospitację. Z powodu hospitacji byłem przejęty i roztargniony. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje auto samo z siebie zaczęło przekraczać setkę w terenie, gdzie wolno jechać tylko czterdzieści. Nagle zobaczyłem czarnego kota, który przechodził przez drogę. Straszne nieszczęście! Nie było sensu hamować, gdyż kot przechodził zbyt blisko. Ponieważ jestem przesądny, wiedziałem, że taki zły omen to zapowiedź katastrofy. W najlepszym wypadku nie dojadę do szkoły, tylko rozbiję się na pierwszym drzewie. I dobrze – myślałem – bo przecież, skoro czarny kot przebiegł mi drogę, to nie ma sensu w ogóle jechać do szkoły. Lepiej już roztrzaskać się o drzewo niż rozwalić lekcję.
I byłbym pewnie skierował swój samochód wprost na drzewo, gdyby nie stała się rzecz niesłychana. Oto bowiem w ostatniej chwili wyprzedził mnie jakiś samochód i przejechał pierwszy miejsce, gdzie przechodził czarny kot. Ja przejechałem linię kota o ćwierć sekundy później. Byłem uratowany. Kierowca, który uratował mnie przed katastrofą, musiał jechać co najmniej sto pięćdziesiąt na godzinę, gdyż dosłownie wyrósł przede mną jak spod ziemi. Zresztą nie tylko jechał szybko, ale nawet prawie się ze mną zderzył, tak bardzo zależało mu na zrobieniu dobrego uczynku. Dodam, że mało kot nie zginął w wyniku tej dobroczynności.
Dzięki poświęceniu obcego człowieka dojechałem szczęśliwie do szkoły i teraz w zdrowiu piszę to podziękowanie. Niestety, temu anonimowemu dobrodziejowi na pewno przydarzyło się dziś jakieś nieszczęście. W końcu czarny kot nie na próżno przebiega komuś drogę. Jeśli więc złapała mojego dobrodzieja policja, proszę ją o unieważnienie mandatu. Ten święty człowiek gnał jak opętany, aby uratować mnie przed nieszczęściem. Jeśli zaś mój dobrodziej zginął w wypadku, proszę Pana Boga o krótkie trzymanie pirata drogowego w czyśćcu. Panie Boże, to nie był żaden pirat, tylko święta osoba, która oddaliła ode mnie całe zło, jakie wiąże się z hospitowaną lekcją. Cudów z Bożej ręki na lekcji nie było, mimo że tak bardzo na nie liczyłem. Dobrze, że klasa I d mnie nie zawiodła.
Komentarze
Dwa pytania do Profesora:
1. Czy to oznacza, że Bóg czytuje Belferbloga? 🙂 Skąd ta pewność? Tajne łącze?
2. „Cudów z Bożej ręki na lekcji nie było, mimo że tak bardzo na nie liczyłem”, jakich cudów się Pan spodziewał? Dla mnie i tak szokiem było przytoczenie przez naszego kolegę przykładu o podeszwach goryla i ich funkcjach latem i zimą :). Bardzo żałuje, że nie widziałam miny Dyrektora 😀
Życzę miłego weekendu rozpoczynającego się lekcją z nami 🙂
Ja widzialam 🙂 Pan Dyrektor się uśmiechał, co chyba dobrze wróży 🙂 Ładna lekcja nam wyszla 😉
klasa I d nigdy nie zawodzi 😛 Pan Dyrektor byl bardzo zadowolony, podobalo mu sie na pewno. jak to cudow nie bylo? no zgadzam sie wykresikow nie bylo, ale prezentacja byla napradwe ciekawie przedstawiona, nie zawiedlismy Pana na hospitacji – bynajmniej mamy taka nadzieje. a nawiasem, mowiac to ten przyklad z podeszwami goryla to fajny pomysl 😉
pozdrawiam,
a kot – przepraszam!!! A kot – żyje????
Matko-dzieciom,
zapewniam, że kot żyje.
Pozdrawiam
DCH
A ilu nieszczęściom mógł zapobiec dobroczyńca, gdyby jednak kota przejechał…. 😉