Nadmiar i brak
Koniec liceów ogólnokształcących i powstanie specjalistycznych zapowiada dzisiaj „Dziennik Gazeta Prawna” (zob. materiał). Analiza skutków reformy bardzo dobra. Chyba chcieliśmy tego, aby dzieci nie uczyły się rzeczy niepotrzebnych. Licea oskarżano, że niby uczą anatomii żaby i pantofelka. Teraz nasze pragnienia się spełniają. Uczeń będzie uczył się tego, co wybrał, a reszty prawie wcale. Marzenia się spełniają i niedługo zaczniemy tego żałować.
Oto przykład. Od dawna środowiska naukowe wołały o przywrócenie filozofii w szkołach średnich. Od września uczniowie będą mieć taką możliwość. Jeśli wybiorą, dostaną w całym cyklu, tj. w klasie drugiej i trzeciej, 240 godzin (tyle ministerstwo przewiduje na rozszerzenie tego przedmiotu). Jednak worek z godzinami nie jest bez dna. Wybór filozofii oznacza rezygnację z innych ważnych przedmiotów, np. fizyki, chemii czy geografii. Nawet jeśli uczeń interesuje się filozofią, to przecież nie w wymiarze czterech godzin tygodniowo przez dwa lata i kosztem wielu innych dyscyplin. Tego nawet Arystoteles by nie zniósł.
Pomysł ze specjalizacją jest dobry, ale twórcy reformy zdecydowanie się zagalopowali. Specjalizacja w liceach jest potrzebna, jednak nie aż taka. To niedopuszczalne, aby uczeń, który decyduje się na przedmioty humanistyczne, czynił siebie analfabetą z przedmiotów ścisłych czy przyrodniczych. Bloki – przyrodniczy dla humanistów i historyczno-społeczny dla pozostałych – nie zlikwidują analfabetyzmu, tylko go pogłębią. Umiaru trzeba i zdrowego rozsądku.
W starym systemie liceów czteroletnich były fakultety, np. dla humanistów dodatkowo dwie godziny polskiego w tygodniu, dwie historii, a dla umysłów ścisłych dodatkowo dwie godziny matematyki, fizyki itd. Inne przedmioty były realizowane, więc nawet z klas humanistycznych można było iść na politechnikę, a ze ścisłych na polonistykę. Po reformie uczeń dostanie taką porcję wybranego przedmiotu, że głowa mu pęknie, a innych zero. Przesada doprowadzi do tego, że uczniom obrzydną przedmioty, które wybrali. Niestety, możliwości zmiany decyzji nie będzie. Sam chciałeś, Grzegorzu Dyndało, to teraz się męcz.
Komentarze
Czy liczba 900 godzin nauki religii, jaka pałęta mi się po głowie jako całkowita liczba godzin w cyklu 12 lat nauki jest poprawna czy zupełnie „z księżyca”?
Proponuję likwidację MEN – największego szkodnika oświaty i wychowania. Ponadto proszę porównać wymagania i osiągane rezultaty przygotowania do zawodu w pruskich seminariach nauczycielskich (kończyły 17-latki) z dzisiejszymi absolwentami wydziałów pedagogicznych. Żaden z nich nie zdałby egzaminu i nie został dopuszczony do pracy nauczyciela szkoły elementarnej.
I po jakiego grzyba taki postęp? Analfabetów można „produkować” o wiele taniej.
@Gospodarz
1.Nie da się uczyć efektywnie wszystkich wszystkiego do 19 roku życia.Nie zgadzam się ze sposobem(!!!) wprowadzenia reformy specjalizacyjnej przez p.Hall, natomiast idea jest słuszna – licealista powinien mieć prawo(!!!) i obowiązek ogólnego(!!!) wyboru specjalizacji. Uczenie wszystkich humanistów całek, bo któryś (1 na 100 tys.!) pójdzie na elektronikę jest równie bzdurne, jak katowanie przyszłych inżynierów sieczką informacyjną historii literatury (głownie z polskiego zaścianka;-)] czy historii!
2.Czy jest Pan w stanie wskazać czego konkretnie powinien się w „ogólnokształcącej” szkole średniej uczyć, a czego nie uczyć. Dlaczego np.tradycyjnie(idąc przedmiotami) historii, geografii, chemii, fizyki i biologii, a nie ekonomii, psychologii, socjologii, filozofii, statystyki, programowania, elektroniki i podstaw współczesnej techniki??? I jak z godzinami żeby na każdy przedmiot była rozsądna ilość czasu???
Już nie piszę o religii czy typowym wf na korytarzu…;-)
No ale oszczędności jakie! Szkoda, że religii jakies 180 godz zostaje! Dobrze, że kończyłam dobre, jeszcze socjalistyczne liceum. Swoje dziecko mogę uczyć w domu, trudno.
A tutaj zupełnie się z Panem nie zgodzę Drogi Gospodarzu. Konsekwentnie do moich poprzednich wpisów wspomnę, że to w podstawówce i gimnazjum (optymalnie w 8 klasach podstawówki) młody człowiek winien uczyć się wszystkiego jak leci, po to by wyrobić sobie ogólny pogląd na rzeczywistość. W liceum człowiek powinien uczyć się jeśli nie zawodu to przynajmniej przedmiotów kierunkowych i wyłącznie przedmiotów kierunkowych. Jeśli chcę iść na politechnikę to nadal budowa pantofelka nie jest mi potrzebna, ani biosynteza białka czy kod DNA, nadal nie potrzebuję przerabiać całej historii od nowa, nadal nie muszę wiedzieć nic o stopniu zalesienia, ilościach opadów czy budowie geologicznej wybranego kawałka Polski. Ale chciałbym wiedzieć na przykład wszystko o fizyce, chemii, czy programowaniu w C++ i wtedy 4 godziny tygodniowo nie są wcale zbyt małą ilością. W domu i tak poświęca się na to zwykle 6+ godzin DZIENNIE jeśli człowieka to interesuje. A jak mam ochotę zasilić rzeszę bezrobotnych i pójść na przykład na polonistykę, to ani fizyka, ani chemia, ani biologia nie są mi do niczego potrzebne. Skąd to niezachwiane parcie i konieczność uczenia wszystkich wszystkiego? Ja do dzisiaj z fizyki, chemii czy biologii nie pamiętam zupełnie niczego poza podstawami, które były w podstawówce, w postaci podstawowych praw, podstawowych symboli i ogólnego zarysu świata żywego. Nie pamiętam dlatego, że nie używam tych informacji do niczego i nie uważam, że powinienem kiedykolwiek liczyć prędkość z jaką klocek uderzy drugi klocek staczając się po pochylni i to jaką przekaże mu energię, masę atomową i wynikowy ładunek elektryczny reakcji chemicznej, ani znać na pamięć enzymy czy budowę takiego czy innego organizmu jednokomórkowego.
Pomijając praktyczną niemożliwość nauczenia wszystkich wszystkiego, czy faktycznie stać nas na to, by uczyć ludzi rzeczy zbędnych? A nawet gdyby było nas na to stać, to czy warto na to tracić czas i zmuszać do tego młodych ludzi? A jak ktoś jest ambitny i czuje potrzebę to ma książki w bibliotece, tak?
Jest jedno ale…. czy aby na pewno młody człowiek, rozpoczynający naukę w liceum, wie, co chce studiować….. Nieliczni tak, ale akurat wielu moich uczniów nie wie, i to dosłownie do ostatniej chwili, a i ich ostateczne wybory studiów bywają zaskakująco „rozstrzelone” . Dotyczy to szczególnie uczniów słabszych, wybierających kierunki, na które łatwiej się dostać , często bardzo odległe od siebie.
Cóż, pewnie znów obudzimy się z ręką w naczyniu nocnym… Czy jednak reformowani licealiści będą wiedzieli, co to jest NOCNIK? Przerażają te działania nawiedzonych wykształconych reformatorów, co tylko potwierdza zasadę, że wykształcenie nie jest równoznaczne z mądrością… A może właśnie chodzi o to, aby stworzyć podstawę do „produkcji” bezrefleksyjnych, otumaniałych, zamkniętych w kręgach specjalistycznej wiedzy konsumentów? Mam często wrażenie, że pokolenie maturzystów z lat tzw. „późnej komuny” poziomem swojego ogólnego wykształcenia bije na głowę obecnych absolwentów wyższych uczelni.
@anglista
>Dotyczy to szczególnie uczniów słabszych, wybierających kierunki, na które łatwiej się dostać , często bardzo odległe od siebie.<
Uczeń, którego opisujesz, w ogóle nie powinien studiować bo i po co!!!
„Jest jedno ale?. czy aby na pewno młody człowiek, rozpoczynający naukę w liceum, wie, co chce studiować?..”
Zazwyczaj nie wie. Na szczęście uczę się w szkole, gdzie nie ma sprofilowanych klas, każdy wybiera rozszerzenia wedle uznania, a potem uczęszcza na fakultety z wybranych przedmiotów. Wielu ma połączenia nietypowe (polski i matematyka itp.), ja również. Wybierając swoje rozszerzenia chciałam, aby dały mi potem jak najszersze możliwości w wyborze przyszłego kierunku. Niektórzy biorą kilka fakultetów ze sobą nie związanych, a w ciągu roku z jakichś rezygnują i wybierają te, które najbardziej im pasują. Inni zmieniają zaczynają z rozszerzonymi matematyką i fizyką, a kończą z wosem i historią. Tylko akurat w naszej szkole to nie problem, bo nie ma, jak wspominała, sprofilowanych klas. Problem pojawia, kiedy musisz wybrać sobie konkretny profil, bo wtedy migracje z klasy do klasy są trudniejsze, a w obleganych liceach niemożliwe, bo klasy i tak są liczne.
Ja zgadzam się z Gospodarzem. Te zmiany raczej przyczynia się do wysyłania w świat ludzi na wpół głupich, raczej nie spowodują, że szkoły zaczną produkować wyśmienitych humanistów czy ścisłowców, a dla wielu młodych ludzi wyraźne określenie się będzie dużym problem.
Popatrzym na problem od strony środowiska w którym będą funkcjonowali absolwenci liceum.
Te środowisko wymaga od szkoły następujących efektów kształcenia:
– umiejętność obsługi konta bankowego,
– certyfikaty korporacyjne,
– umowy handlowe na samochód, mieszkanie,
– ubezpieczenia, szerokie spektrum,
– działalność gospodarcza od małej firmy po zarządy korporacji,
– umięjętność czytania tego co dano ‚małym drukiem’ 😉
– itd.
Więc dajmy sobie luz, niech w szkołach wyboru celów kształcenia dokonują nauczyciele i rodzice. Jestem pewien, że da to więcej wybitnych obywateli niż teraz!
Do tego popieram zamknięcie MEN. Uważam, że da to oszczędności kilkaset milionów zł.
Czy ktoś może wytłumaczyć, dlaczego planuje się tę reformę? Jaki jest jej powód i cel? Dlaczego ograniczanie dostarczanej młodzieży wiedzy ma być dla niej dobre? Dlaczego przy tak szybkim rozwoju nauki i techniki, z jakim mamy do czynienia obecnie, mamy pozwolić utrzymywać naszą młodzież w średniowiecznym skansenie? Jeżeli nie ma pieniędzy, to przede wszystkim należy usunąć ze szkoły to, co dostało się tam nielegalnie, czyli religię. Jakoś pokoleniom wychowywanym bez religii w szkole, to nie zaszkodziło. Natomiast hodowanie ignorantów może zaszkodzić wszystkim nam. Mamy do czynienia z nimi dzisiaj, na co dzień, patrz nominaci z KIK w artykule obok.
Dlaczego nie przejmie sie systemu szkolnego Bawarii? Polityka 30/2008 -w 2007 zglosilismy 102 miedzynarodowe patenty a Niemcy 108.000.Obecny scentalizowany system panujacy w Krolestwie Warszawskim udowadnia ze kazdy inny jest 100x lepszy!!
Warszawscy biurokraci nie sa w stanie niczego dobrego wymyslic!!Robia to juz od 1918.
http://blog.rp.pl/magierowski/2012/02/03/w-liceum-im-katarzyny-hall/ To jest obraz przyszłości, na kolana
odnośnie specjalizacji. większość uczniów liceów nie ma sprecyzowanych planów zawodowych. Pouczający jest przykład uczniów średnich szkół muzycznych . Jaki procent wybiera akademie muzyczne ? Ilu z nich wybiera je ponieważ nie widzi szans na studiowanie na innych uczelniach, ilu poprawia wyniki matur by móc studiować na niemuzycznych kierunkach uniwersytetów lub politechniki ?
Jak by nie patrzeć na szklankę pustą, czy pełną, Gospodarz ma rację, albo nie ma jej.
Każda godzina uczenia się czegokolwiek ale – bez celu, jest godziną straconą.
Ponieważ nie to, czego się uczymy, ale to, do czego nam to służy, sprawia, że uczymy się efektywnie.
Nie mam pojęcia, jaki pożytek egzystencjalny, społeczny, kulturowy czy też utylitarny będzie miał licealista (czy będzie z niego), po 200 godzinach filozofii czy 60 geografii, zamiast 1345 godzinach C++ albo też zarówno 73 języka urdu, z tymi belframi i w tym systemie.
I co ważniejsze – nie chce mieć tego pojęcia ani on sam, ani system, ani społeczeństwo.
Chodzi przecież tylko o to, aby przepływ gotówki podatkowej poruszył maszyny drukarskie, wypluwające lewym ujściem systemu płace dla personelu, a drugim, prawym – papier zaświadczający szkół odbycie.
W tym kontekście rzeczywistości, biadania Gospodarza są jedynie łabędzim śpiewem osamotnionej półkuli mózgowej (lewej, rzecz jasna), nad utratą racji bytu, co oczywiście racji tej, półgłówkom zaludniającym system (z obu stron katedry) nie przywróci.
A czego uczyć się warto, dowodzi przykład ępiryczny multicertyfikowanego Fryzjera Z Lublina. Każdy bowiem w tym kraju ląduje za chlebem tam, gdzie jego swojskie Muchy już korytko obsiadły.
Ja bym wybrał więc entomologię, 6000 godzin proszę.
@olina
Większość dorosłych nie ma sprecyzowanych planów zawodowych. Pracują tam gdzie dają pieniądze. Albo jest się w czymś specjalistą i to się w życiu robi, albo nie robi się niczego konkretnego, dopóki któryś pracodawca nie postanowi nas w jakiejś dziedzinie wyspecjalizować, fundując szkolenia i pozwalając przez dłuższy okres czasu pracować w określonej dziedzinie na określonym stanowisku. Dlatego też warto wyuczyć się perfekcyjnie tego co się lubi robić, bo potem to właśnie robi się zarobkowo. Jak się ludzi nie zmusi to podjęcia decyzji wcześnie, to najchętniej i do 30 byliby uczniami robiącymi nic zupełnie. Poza tym, skoro człowiek nie wie, to należy uczyć go byle czego i mieć nadzieję, że się kiedyś dowie, czy lepiej nauczyć go czegoś konkretnego i niech się zastanawia robiąc coś co przynosi pożytek i dochód? Zawsze przecież może nauczyć się czegoś innego później. Dochodzimy tutaj do cały czas nierozstrzygniętego dylematu czy nauka jest sztuką dla sztuki czy jest czymś co daje praktyczne umiejętności i środki do życia. Ja cały czas twierdzę, że nie stać nas na sztukę dla sztuki.
nie no mam wrażenie, że większość wypowiadających się tutaj osób chwalących idee specjalizacji nie przechodziło przez szkołę zwaną gimnazjum.
Jak sama nazwa wskazuje, liceum ogólnokształcące jest po to, aby przekazać wiedzę ogólną, a nie wałkować uczniów przez 3 lata pięcioma przedmiotami. Jeśli jedna na 100 tysięcy (liczba wyjęta z kapelusza tak w ogóle, prędzej pojedynczy tysiąc) z powodu lekcji fizyki w klasie humanistycznej pójdzie na elektronikę zamiast na pedagogikę, to jest to tego warte.
Ktoś tu myśli, że wiedza gimnazjalna to powinien być szczyt tego czego człowiek się uczy? Mam ryzykować, że moje dziecko utrwali sobie błędną informacje z powodu błędu w podręczniku/nieuctwa nauczyciela? Inna sprawa, że przedmioty w gimnazjum i podstawówce są strasznie trywializowane. Za moich czasów fizyka w podstawówce sprowadzała się do wymienienia maszyn prostych. Pogląd, że człowiekowi jest potrzebna wiedza tylko z jego dziedziny został stworzony chyba tylko i wyłącznie na potrzeby leniwych humanistów. Nikt mi nie powie, że biologia i chemia na pewno się nie przyda na studiach na politechnice (wystarczy spojrzeć na listę kierunków, każda licząca się uczelnia techniczna ma kierunki chemiczne, biotechnologiczne, inżynierie materiałowe, a przecież w razie czego, nawet informatyk/automatyk ma coś zamodelować, to powinien wiedzieć co robi).
Prawie 15 -cie lat temu mialam podobne starcie w dyskusji -ja bylam za ogolnoksztalceniem ze specjalizacja; pracowalm na amerykanskich uczelniach gdzie wylaczna specjalizacja w „ogolniakach” byla powszechna i prowdzac podstawowe zajecia wprowadzaly mnie w totalne zdumienie – jak mozna tego nie wiedziec…
Smieja sie wiec z Amerykanow, ze Polski znalezc nie moga..
well, teraz maja zawsze iPhone ze soba, moga sprawdzic…
O tempora, o mores…
A niech będzie JAKAŚ inna ta szkoły. Żeby tylko nie była taka jak teraz – NIJAKA. Niech się dzieje co chce ! Gorzej niż, być nie może (?). Nie rozumiem tylko jednego: dlaczego jedynym (!) motorem dziania jest MEN ? Co to jest za mądra instytucja, że decyduje o sposobie edukacji każdego człowieka, całego narodu ? Co jest takiego niezwykłego w urzędnikach i ekspertach ministerialnych, że decydują o drodze życiowej mojego dziecka przez około 15 lat, w najważniejszym okresie jego egzystencji ? Co ciekawe, robią to anonimowo i poufnie. Mechanizm ich działania przewidział i opisał już dawno F.Kafka. Żadne ministerstwo, żadna organizacja, nawet kościół, nie ma takiej władzy. To jest władza absolutna – albo podporządkujesz się jej, albo wypadasz z gry. Nie ma tu żadnej formy dialogu, żadnej możliwości wybierania. Tylko MEN wymyśla kierunki, podstawy, ramy, etapy. Jeśli coś zmieniamy, reformujemy, to tylko pod dyktando MEN, inaczej nie wolno. Pole manewru dla szkoły, nauczyciela, ucznia i rodzica jest minimalne i dotyczy spraw mało istotnych. Dlatego uczestnicy wybierają czasem agresję, a częściej coś przeciwnego.
U prof. Mariusza Zawodniaka czytam: każda edukacja ma swoją filozofię, swoje założenia. Chciałbym usłyszeć jakie założenia i jaką filozofię edukacji ma minister, jego urzędnik i ekspert. Czy to są poufne informacje, czy może oni nie mają żadnego credo, prócz „róbmy swoje” ?
Jestem zdegustowany takimi zmianami.
Została tylko zaporowa matematyka na maturze. Podejrzewam, że też ją zlikwidują.
@bla
>Jeśli jedna na 100 tysięcy (liczba wyjęta z kapelusza tak w ogóle, prędzej pojedynczy tysiąc) z powodu lekcji fizyki w klasie humanistycznej pójdzie na elektronikę zamiast na pedagogikę, to jest to tego warte.<
Widać,że jesteś "humanistą" i liczbami rzucasz bez zastanowienia i sensu…;-) Maturzystów jest rzędu pół miliona czyli 500 tys. Zdecydowana większość to tzw.humaniści. Z twojej "teorii" wynika, że co roku kilkuset uczniów klas humanistycznych idzie na elektronikę…;-)
1.Ilu studentów przyjmują w całej Polsce rocznie kierunki "elektronika"??? Abstrahując już od tego, ile na tę dumną nazwę zasługuje, biorąc m.in. pod uwagę poziom ich studentów i studiów;-)
2.Ilu maturzystów z klas "humanistycznych" zdaje maturę z matematyki(nie mówiąc już o fizyce) na poziomie rozszerzonym (warunek ubiegania się o studia na kierunku elektronika liczących się politechnik&AGH!)?
3.Jaka może być jakość "przerabiania" pojęcia całka, w klasie, gdzie problemem jest tabliczka mnożenia i całki, a cała klasa(poza odmieńcem, który chce iść na elektronikę) czyli 30-35 osób nie widzi w tym(słusznie!) żadnego sensu??? Jakie mogą być odczucia tych 30-35 osób uczących się pod przymusem(!!!) rzeczy, o których wiedzą, że im do niczego nie są potrzebne!!!
@bla (c.d.)
>…jest tabliczka mnożenia i całki, …<
Powinno być, oczywiście, "….jest tabliczka mnożenia i ułamki, …"
@ Ync,
ministerstwo w Naszym Kraju, od niepamiętnych czasów, niezwykle udatnie kształtuje i trafnie reprezentuje poziom umysłowy i kompetencje swego belferstwa.
Wystarczy poczytać wpisy i dyskusje na tym i innych blogach edukacyjnych.
Ministerstwo jest potrzebne belferstwu – ponieważ uwalnia belferstwo od odpowiedzialności za czyny pracownicze belferstwa i za to właśnie płaci.
Społeczeństwu naszemu, w większości swej masy (!) włościańsko-komunistycznemu, też ministerstwo jest przydatne – drukuje papiery, pozwalające zatrudnić się i brać cudzą kasę w takim czy też innym ministerstwie.
A jak ktoś, dzięki ciężkiej pracy, żyje w innym świecie, to drgawki belferstwa i jego ministerstwa może mieć w głębokim poważaniu, do czego wszystkich Rodaków uprzejmie zachęcam… 🙂
Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” tłumaczyłem, że matematyka wyposaża ludzki umysł w coś w rodzaju dodatkowego zmysłu. Daltonista, który od dziecka nie rozróżnia pewnych barw nie jest w stanie nigdy się dowiedzieć ile traci, nie mogąc np. podziwiać bogactwa barw wschodu czy zachodu słońca. Nie mając świadomości co traci przez częściowe ograniczenie jednego tylko zmysłu, może mówić: „a do niczego mi się to nie przyda”. Skąd może o tym wiedzieć, jeżeli nigdy nie widział pełnią zmysłów. W pewnym sensie ma rację: do czego może przydać się malowniczość zachodu słońca? A teraz spróbuj sobie to jeden z drugą wyobrazić: bez śnieżnobiałych zębów aktorów, opalenizny aktorek, szaroczarny świat. W kontekście wypowiedzi na blogu: a po cholerę mnie toto. Tak samo z matematyką. Skąd uczeń może wiedzieć, jeżeli nigdy nie wyszedł poza tabliczkę mnożenia, uczy się go technik matematycznych ( a szerzej fizycznych i chemicznych), a nie idei przyświecających powstaniu tychże technik. Widać to w wypowiedziach niektórych , sugerujących, że są humanistami z przymiotnikiem. Nigdy nie zapoznali się z przyzwoitym wykładem z historii doktryn naukowych, nigdy nie musieli się rozliczyć z wiedzy w tym zakresie w formie egzaminu, więc jak mają młodzieży w interesujący sposób opowiedzieć o nauce. Jeżeli ktoś przez całe życie jeździł zdezolowanym maluchem i tylko takie pojazdy widzi wokół siebie, to nawet sobie nie będzie mógł wyobrazić jazdy mercedesem , bentleyem czy ferrari. Szczytem wysiłku będzie próba wyobrażenia sobie jazdy nowym maluchem. Najlepszy przykład. Wystarczy wpisać na tym blogu słowo zdezolowany i zostanie ono podkreślone. Niedokształconemu ogólnie informatykowi takie słowo z braku erudycji nie przyjdzie do głowy.
Każde społeczeństwo potrzebuje elit kształconych ogólnie w państwowych szkołach (ok. 3% populacji) przez najwybitniejszych nauczycieli . Reszta jak najbardziej, z tak częstymi sugestiami na blogu, może kończyć licea z głębokimi specjalizacjami, które mogą się nazywać dalej ogólnokształcącymi, a jak ktoś zechce to i habilitacyjnymi. Jak Bozia chce czasami kogoś pokarać, to spełnia jego marzenia.
@ KC
4 lutego o godz. 16:56
Co to znaczy: zdezolowany?
Pozbawiony zolu?
Jakie trzeba mnieć wykrztałcenie, alibo: mętalność, aby prawić o sprawach sobie niepojętych, jak edukacja, KC?
Serdeczności 🙂
do KC
W obronie „niedouczonych” informatyków: ten trudny wyraz ma postać „zdezelowany”.
Może jednak w kształceniu ogólnym powinno być więcej języka ojczystego?
Witam,
Co do treści przedmiotowych nie chcę się wypowiadać, każdy nauczyciel ma swój zestaw podstawowy. Kilkakrotnie przysłuchiwałam się dyskusjom historyków i polonistów o tym, co zostawić a co wyrzucić i wiem jak silne emocje wywołują.
Ja chcę zwrócić uwagę na metody pracy na lekcjach.
Prowadzę,w ramach moich obowiązków poradnianych obserwacje zachowania dzieci w środowisku szkolnym – dla uzupełnienia diagnozy, jeśli w grę wchodzą zachowania „trudne”. I przy okazji mam okazję przyjrzeć się w jaki sposób uczy się dzieci na lekcjach. W niektórych szkołach, w klasach I – III zajęcia bywają różnorodne i dostosowywane do możliwości skupienia uwagi przez dzieci (zabawy w grupie, wspólne śpiewanie i równoczesna gimnastyka, dzieci mogą odpocząć indywidualnie na dywaniku, praca w zespołach, eksperymenty, wycieczki do ważnych miejsc, wspólne posiłki itd.,itp.).
W większości jednak typowy system ławkowy, wykonywanie zadań w ćwiczeniach, zadanie domowe i do domu, przerwy razem z całą szkołą. Ale co najgorsze: NUDA!!! Sama często mam kłopot żeby wytrzymać do końca dnia (towarzyszę klasie zwykle cały szkolny dzień).
Religie są szczególne. Odnoszę wrażenie,że wielu katechetów pracuje jak za karę i stara się przetrwać lekcje, żeby tylko hałas był znośny i nie wywołał interwencji dyrektora (jak dotychczas nie byłam świadkiem żadnej interwencji na religii a zdarzało się na innych, równie głośnych lekcjach).
I z innej beczki. Któregoś dnia Pani nauczycielka w gimnazjum poprosiła kolegę o zajęcia dot. budowania motywacji w klasie II. Przygotował bardzo ciekawą prezentację i koniecznie chciał ją uczniom pokazać. Uprzedził, że potrzebuje sprzętu, padło zapewnienie, że szkoła jest świetnie wyposażona. W klasie był zamontowany na stałe projektor pod sufitem, ale zabrakło laptopa (informatyk ma zamknięte w szafie na klucz), znaleziono, przyniesiono – nie było nim VCL ani innego programu odtwarzającego filmy, kolega chciał ściągnąć z internetu ale w tej sali był jakiś kłopot z dostępem. Właściwie te wszystkie zabiegi i tak były bez sensu, bo okazało się, że nie wiadomo gdzie jest pilot do projektora. jak się znalazł to nie działał. Brak baterii. Pożyczono. Na koniec okazało się, że że żarówka w projektorze jest przepalona. Była zapasowa! Ale jak ją wymienić pod sufitem? Najwyższy z uczniów wszedł na ławkę i dał radę! Zajęcia odbyły się, szczególnie praktyczne z zakresu radzenia sobie z problemami. Uczniowie w czasie tej bieganiny podobno świetnie się bawili i na końcu były komentarze, że Pan psycholog specjalnie tak wymyślił.
Jeśli będziemy uczyli jak za przysłowiowego „króla ćwieczka” to same treści, choćby najbardziej przemyślane nas nie wybronią.
Pozdrawiam, szczególnie tych, co na feriach!
@ KC
Przykład bardzo ładny i obrazowy, niektórzy nawet się poczuli dotknięci.
@Margola
Jeżeli nauczyciel nie przygotuje sobie w domu i nie zaniesie do szkoły, to często takie cuda się zdarzają. Samo życie.
Rozumiem dziecko nudzące się na lekcji. Nie ma kontaktu z materiałem, bo się biedactwo nie przygotowało.
Lekcje „zabawowe” są lubiane przez młodzież. Lubię je prowadzić. Mają niestety minus. Dla dzieciaków jest to zabawa. Przyswajają materiał w tempie żółwia. Nie można sobie na to pozwolić – trzeba realizować materiał.
Nastolatek powinien wiedzieć, że nauka to nie tylko przyjemność.
Gekko ( pośrednio ABC)
Kilka dni temu miałem zajęcia z młodzieńcem, który wybiera się na „informatykie”, ale „wpierw musi centralnie wymienić swój zdezolowany komputer”. Mrożkowski absurd i małolepszy ton poczucia wyższości u kogoś, kto wielokrotnie do fechtunku z floretem wybierał widły, co prawda z silącymi się na barokowe – inkruzjami zadziwia. Program podkreślił w dwóch powyższych zdaniach 6 ( dla Gekko słownie :szesć)
słów: Gekko, informatykie, zdezolowany, mrożkowski, małolepszy, inkruzja. Proponuję Gekko, żebyś przejrzał swoje wpisy i policzył słowa, w których ( zakładam, nie wiem czy słusznie, że świadomie) przeinaczałeś słowa do postaci, którą lubi się posługiwać lud (armaty ukryte w krzakach). Gdyby nie fakt, że udowodniono ci na tym blogu kradzież praw autorskich i określono najmitą MEN-u, pewnie usiłowałbym Ci wytłumaczyć licentia poetica takiego doboru słów. Kto chciał, to zrozumiał, a ty jak rządowy „pijar” chciałbyś przykryć ten przekaz jakąś wydumaną „aferką” i dyskusję skierować, jak najdalej od przesłania artykułu: zakończenia kształcenia w zakresie ogólnym na pierwszej klasie szkoły średniej.
ABC – bezpośrednio
Proszę przeczytać jakąkolwiek instrukcję obsługi sprzętu elektronicznego ( np. odtwarzacza dvd, odbiornika radiowego lub telewizyjnego ), spróbować ją zrozumieć, a potem przeczytać mój wpis i w jego kontekście sformułowanie „zdezolowany maluch”. Neologizmy to często stosowany zabieg mający charakter cytowania homo vulgariensis. Kapitalną pointę stanowi opowieść Jacka Fedorowicza o informatykach: „Wnuczka powiedziała mi, że aby wyłączyć komputer muszę uruchomić komendę start”. Szkoda, że z całego wpisu tylko neologizm wydał się Panu /Pani wart dyskusji.
@stary
„Nastolatek powinien wiedzieć, że nauka to nie tylko przyjemność.”
Ma Pan rację, nauka to krew, pot i łzy. Powinna być realizowana w atmosferze strachu zmieszanego z chorym sposobem pojmowania obowiązku, uzupełniona najlepiej o kary cielesne. Wcale mnie nie dziwią Pańskie wcześniejsze wpisy na tym tle.
Przedstawię Panu alternatywę. Nauka to przyjemność. Realizowana w atmosferze zabawy, poszukiwania rozwiązań na własną rękę, odkrywania świata. Nauka, której wyniki widać bezpośrednio w uwalnianych do mózgu endorfinach, w samopoczuciu uczącego się, ilości zapamiętanych danych oraz w jego motywacji do dalszej nauki.
Różnica może być dla Pana mało widoczna, pozwolę sobie ją zatem wyłuszczyć. Pierwsza metoda „realizuje program”, druga metoda przekazuje wiedzę. Pierwsza metoda tworzy nienawiść, gorycz i niechęć, druga tworzy ciekawość, wiarę we własne siły i dodatnią motywację. Pierwsza zmusza człowieka do nauczenia się rzeczy, które ktoś chce żeby umiał, druga daje mu zwyczajnie możliwość nauczenia się rzeczy, które go interesują.
Tego typu naukę realizuje Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, do którego, jeśli Pan nie wie, we wrześniu nie ma już miejsc dla wycieczek szkolnych do końca roku, kolejne zapisy w styczniu nie mają już miejsc do maja/czerwca po dwóch dniach od ich otwarcia. O tego typu nauce mówi inny nauczyciel, Pani Marzena Żylińska, na swoim blogu. O tego typu nauce mówi wiele ludzi badających budowę i zasadę działania mózgu oraz sposobu efektywnego uczenia się. To, że Pan musiał uczyć się absolutnie bezużytecznych rzeczy, wylewać nad nimi łzy, będąc psychicznie bądź fizycznie „motywowanym” przez ówczesnych nauczycieli czy wręcz swoich rodziców, przekłada się w chwili obecnej na chęć usprawiedliwienia tych metod, bo w przeciwnym razie musiałby Pan przyznać, że cały ten idiotyczny mechanizm jest jakimś karykaturalnym faszystowskim tworem, przez który został Pan chcąc nie chcąc „przemielony”. Jeśli Pan sobie życzy, może Pan realizować tego typu metody na własnych dzieciach. Od moich wara.
@KC
Może mi Pan wytłumaczyć w jaki sposób całki, które na etapie liceum kształcącego potrafiłem rozwiązywać, a o których nie mam dzisiaj zielonego pojęcia, wpłynęły na rozwój tego dodatkowego zmysłu? Moja obecna znajomość matematyki obejmuje program szkoły podstawowej: potrafię dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić oraz obliczać procenty. Nie pamiętam ani całek, ani trygonometrii, ani geometrii, nie potrafiłbym dzisiaj rozwiązać równania z dwiema niewiadomymi bez przypomnienia sobie o co w tym chodziło. Wyjaśni mi Pan jak miałoby mi to pomóc w obecnym skutecznym wykonywaniu zawodu, innymi słowy zapewnieniu sobie i mojej rodzinie godziwego bytu? Co więcej, w imię czego miałbym na to tracić czas?
Argumentu o „dodatkowym zmyśle” można spokojnie stosować do każdej dziedziny nauki nieużywanej w codziennym życiu prywatnym ani zawodowym. Fizyka, chemia, biologia, geografia. Każdy z tych przedmiotów doprowadzony do absurdalnego poziomu można tłumaczyć wyższymi intencjami, bliżej nieznanymi ludzkości ale na pewno istotnymi, by wszystkich ludzi katować rzeczami, które ich nie interesują. Dlaczego możliwość dokonania świadomego wyboru tego co człowiek chce wiedzieć jest taka zła? Jeśli 90% ludzi nie chce znać matematyki ponad podstawowy poziom to jaka racjonalna przesłanka usprawiedliwia wpychanie im jej na siłę? Jeśli ta „elyta” to 3% społeczeństwa, to czemu pozostałe 97% ma uczyć się tego samego skoro nigdy tych wiadomości nie wykorzysta?
Ford, na początku zeszłego wieku, wprowadził w swoich fabrykach specjalizację. Dany pracownik nie robił nic innego poza np. jednym i tym samym uderzeniem młotkiem przez 8 godzin. Spowodowało to wzrost wydajności pracy ale po jakimś czasie nie dość, że ta wydajność spadała, to dany człowiek nie potrafił robić nic innego. Dlatego w wyciągnięto wniosek, iż nadmierna specjalizacja jest szkodliwa zarówno dla ludzi jak i dla procesu produkcyjnego i w późniejszym okresie wprowadzono rotacje i możliwość przekwalifikowania lub rozwijania umiejętności. Ale nadal to brak specjalizacji powoduje, że ludzie są od wszystkiego czyli od niczego, a nie konkretna praktyczna wiedza.
@Overdrive
” nauka to krew, pot i łzy. Powinna być realizowana w atmosferze strachu zmieszanego z chorym sposobem pojmowania obowiązku, uzupełniona najlepiej o kary cielesne.”
Kolejna skrajność, która zdaniem przedmówcy wypływa ze zdania: „Nastolatek powinien wiedzieć, że nauka to nie tylko przyjemność”
Nawet nie skomentuję
Gekko
„Ministerstwo jest potrzebne belferstwu ? ponieważ uwalnia belferstwo od odpowiedzialności za czyny pracownicze belferstwa i za to właśnie płaci.”
Ta diagnoza jest okrutna, ale, niestety, prawdziwa.
Konkret: kontrola, czyli w nowomowie oświatowej „nadzór pedagogiczny”. Ten nadzór nie sprawdza działania szkoły i nauczyciela – co oni robią, on sprawdza dokumentację, czyli co i jak jest napisane. To jest bardzo dobre dla szkół i nauczycieli, którzy robią niewiele, dzięki czemu mają czas na perfekcyjne tworzenie i prowadzenie dokumentacji. Najgorzej wypadają szkoły, dyrektorzy i nauczyciele, którzy robią dużo i ciekawie, przez co mają za mało czasu na prowadzenie bezbłędnej dokumentacji.
stary
Dzięki za dobre słowo. Najzabawniejszy dla mnie jest niepojęty egalitaryzm w pokoleniu radziców współczesnych uczniów
( tłumaczenie dla Gekko: niektórzy ten neologizm będą potrafili zrozumieć), którzy proponują model szkoły ich pragnień. Nie zdają sobie sprawy, że ich poglądy w tej materii pokrywają się b. często z poglądami nauczycieli. Natomiast w zdumiewający sposób adresatami swoich postulatów czynią nauczycieli. To tak jakby domagać się od dróżnika, konduktora lub kierownika pociągu unowocześnienia taboru, remontu dworców kolejowych albo rozkładu jazdy pociągów w takich godzinach i z taką częstotliwością, by pasażerowie byli usatysfakcjonowani. Pozostaje jedynie zgodzić się, że po kilkusetkrotnych ( tłumaczenie dla Gekko, gdyż program podkreśla to słowo: chodzi o kilkaset razy ) objaśnieniiach, odechciewa się czynić to kolejny raz, zwłaszcza gdy podejrzewamy, że chodzi o celowe szczucie przeciw środowisku. Pozdrawiam.
overdrive
Zarabiam na życie mówiąc i pisząc. Na mojej stronie internetowej jest numer telefonu do mnie. W kwadrans udzielę odpowiedzi na pytanie: dlaczego każdy uczeń liceum ogólnokształcącego powinien zapoznać z najważniejszymi ideami naukowymi. Napisanie tego samego to kilkanaście godzin pracy. Nikt nie poświęci na to tyle czasu To stąd być może tryumfalizm na blogu, machających widłami i temu podobnych. Dzięki temu, że Steve Jobs wyniósł z domu swego dzieciństwa przekonanie o konieczności ciężkiej pracy, uczęszczał z własnej inicjatywy na zajęcia z kaligrafii, wymagające żmudnych ćwiczeń. Dzięki temu w oprogramowaniu komputerów mamy do dyspozycji tak wielkie bogactwo kroju czcionek. Tak, to ułamek promila, z tej 3%-ej elity determinuje rozwój nauki i cywilizacji, a kolejny ułamek w społeczeństwach, które rozumieją tą konieczność, organizuje i koryguje poczynania władz, gwarantując współplemieńcom wysoki standard życia. W Polsce ludzie rozumieją, że nie każdy może skakać jak p. Małysz, grać w piłkę jak p. Lewandowski, biegać jak p. Kowalczyk, etc. oraz, że wymaga to obok wrodzonych predyspozycji morderczego wysiłku niemal od kołyski. W tych samych dyscyplinach, uprawianie ich nawet w drugiej polskiej lidze wymaga także dozy talentu, sporo pracy i wyrzeczeń. Nie dociera świadomość, że sukces w nauce szkolnej osiąga się tą samą drogą. To, że niektórym przychodzi łatwiej zależy m. in. od tego jaki potencjał intelektualny zapewni dom rodzinny dziecku, zanim ono rozpocznie naukę. Są dzieci z nadwagą ( nawet kilkudziesięciu kg) , różniące się wzrostem w tej samej klasie o pół metra. Są dzieci bardziej bystre, przeciętne, ospałe intelektualnie. Próba zwrócenia uwagi, że dziecko może mieć ograniczenia tej natury, skutkują natychmiast histeryczną reakcją, i oskarżeniami, że jest to wyśmiewanie się z dziecka. Rodzice akceptują, że jedno dziecko skacze w dal 5,5 m, a inne 90 cm, natomiast dyskusja o niedostatkach potencjału intelektualnego wywołuje na tyle wściekłą emocjonalnie reakcję, że nauczyciele często wolą przyjąć do siebie pretensje o złą pracę, niż powiedzieć parę słów niezbyt przyjemnej prawdy ( vide – dyskusja na blogu w jednym z poprzednich wątków).
overdrive
powinno być oczywiście: zapoznać się. Przepraszam – nieopatrznie przycisnąłem klawisz.
Overdrive 5 lutego o godz. 16:36
„Nie pamiętam ani całek, ani trygonometrii, ani geometrii, nie potrafiłbym dzisiaj rozwiązać równania z dwiema niewiadomymi bez przypomnienia sobie o co w tym chodziło.”
1) Ze strony gazeta.pl:
„Brytyjski parowiec płynął w tym czasie (1942) z kanadyjskiego portu Halifax do Nowego Jorku i miał przewozić 71 ton platyny dostarczonej przez ZSRR jako zapłata za dostawy amerykańskiej broni. W tym czasie ten ładunek miał wartość 53 mln dol. Dziś byłby wart około 3 mld dol.!”
internauta mer-llink komentuje:
Pan Kublik, autor tekstu, pisze: „W tym czasie ten ładunek miał wartość 53 mln dol. Dziś byłby wart około 3 mld dol.!”
Przepraszam, ale to aż tak bardzo – 60-krotnie – spadła wartość nabywcza dolara? Przez 70 lat? Nie chce mi się wierzyć…. Tzn. ze co roku wartośc waluty amerykańskiej spadała o mniej więcej połowe? I taka rzeczywiście była długotrwała – rok w rok – deprecjacja dolara? Ejże!?? Moze ktos to skoryguje…..
A moze p. Kublik tak sobie na wiwat napisał?
„co roku wartość waluty amerykańskiej spadała o mniej więcej połowę”
Teraz Overdrive wiemy, że twój nick na stronie gazeta.pl to mer-llink.
2) „nie potrafiłbym dzisiaj rozwiązać równania z dwiema niewiadomymi bez przypomnienia sobie o co w tym chodziło.”
Nie martw się, Overdrive. W ‚tym” chodziło o to, że tego nikt nie potrafi.
Możesz sobie odfajkować jeszcze jedną źle zapamiętaną wiadomość z twojej szkoły. Masz kolejny argument na to, że wszelka szkolna nauka jest zbędna. Szczególnie w porównaniu z wielbionym przez ciebie myciem przez 3 lata podłogi w kuchni pani szewcowej w oczekiwaniu na przywilej dotknięcia kopyta. Będąc szewcem (a tym bardziej panią szewcową) sam bym takie rzeczy prawił.
3) Twoje poglądy są dobitnym opisem tragicznego stanu polskiej gospodarki. Handlarzowi jest wszystko jedno czy handluje smalcem, koparkami czy czasem tysiąca małpek wiszących przy słuchawkach telefonów albo wkręcających śrubki w cośtam przesuwającego się na taśmie. Handlarz ani nie wytopił smalcu, ani nie zbudował koparki, ani nie wie, jak rozmawiać przez telefon czy wkręcać śrubkę. On tylko te rzeczy sprzedaje. Trafiłem?
Overdrive 5 lutego o godz. 16:36
„Może mi Pan wytłumaczyć w jaki sposób całki, które na etapie liceum kształcącego potrafiłem rozwiązywać, a o których nie mam dzisiaj zielonego pojęcia, wpłynęły na rozwój tego dodatkowego zmysłu?”
Byłem nie tak dawno temu w dużej i pieknej łazience, której podłoga była wyłożona ślicznymi, kwadratowymi kaflami.
Ktoś, kto kładł owe kafelki zrobił to w taki sposób, że „palnął sobie” pierwszą płytkę „mniej-więcej” po środku łazienki i kontynuował układanie kafelków w kierunku każdej ze ścian. Skutek był taki, że kafelki były wprawdzie ułożone poprawnie w sensie zachowania równoległości i prostopadłości względem ścian łazienki (gdyż taki był zamysł kafelkarza) ale spotykały się ze wszystkimi ścianami pasami kafelków o niecałkowitej szerokości, czyli przyciętych do węższego wymiaru. Pod każdą ścianą pas węższych kafelków był nieco innej i zauważalnie przypadkowej szerokości. Ściany były tam zbudowane poprawnie, tzn. kąty proste były wszędzie zachowane.
Spostrzegłem, że gdyby „fachowiec” zaczął układanie od któregokolwiek rogu to najprawdopodobniej nie musiałby ciąć ani jednego kafelka i cała podłoga dała by się pokryć całkowitą liczbą płytek.
Jakie były powody kafelkarza pojęcia nie mam. Płacono mu od godziny? Właścicieli te losowo węższe pasy czy kolumny położone przy samych ścianach zupełnie nie raziły. Promieniowali dumą.
Nie posiadali tego dodatkowego zmysłu.
Masz rację, Overdrive – kastratom żyje się łatwiej.
Do zza kałuży :
gdyby wsród obecnych rządzących chumanistów* znany był procent składany to może udałoby się uniknąć takiego zadłużenia państw jakie się obecnie obserwuje. Na przykładzie Overdrive, Gecko i innych widać zresztą że powszechna edukacja nie ma sensu i stanowi wyrzucanie pieniędzy w błoto.
*chumanista=matoł= jakiś mgr uzyskany w 2 dekadzie III RP
@stary
„Kolejna skrajność, która zdaniem przedmówcy wypływa ze zdania: ?Nastolatek powinien wiedzieć, że nauka to nie tylko przyjemność?”
Dla mnie to taka sama skrajność jak stwierdzenie, że nauka to nie tylko przyjemność. Nauka przestaje być przyjemnością kiedy człowiek zaczyna się uczyć tego czego sam nie chce ale chce tego jakiś inny człowiek. Wtedy zaczyna być koniecznością, nudą, przymusem, obowiązkiem, itp. Wszystkim tylko nie przyjemnością.
„Nawet nie skomentuję.”
A szkoda, bo liczyłem na jakiś uargumentowany wywód na temat tego dlaczego potrzebna jest niepraktyczna nauka bez przyjemności. Widać będę musiał zadzwonić do Pana Cywińskiego z nadzieją, że ten oświeci mnie w tej trudnej do zrozumienia dla mnie kwestii.
@zza kałuży
1. Nie mam pojęcia o czym mówisz i nawet nie mam ochoty dociekać.
2. Gekko? Podpisujesz się inaczej ale bredzisz identycznie.
3. Owszem, handlarzowi również jest wszystko jedno. Tak jemu, mnie, jak i wielu innym ludziom, którym obojętne są zdobycze nauki tak długo jak nie przekładają się na praktykę, bądź towar. Nie trafiłeś.
Zupełnie nie wiem po co chcesz uszczęśliwiać ludzi na siłę. Skoro zarówno kafelkarz nie widział problemu z układaniem ich od środka, ani właściciele nie zgłaszali zażaleń, ba, być może wręcz zażyczyli sobie kafelków ułożonych w ten sposób, bo takie mieli „widzimisię”, to czemu Tobie ten stan rzeczy przeszkadza? Koniecznie zganiłbyś zarówno kafelkarza, za nieekonomiczny, bo bardziej czasochłonny proces ich kładzenia, jak i właścicieli, za to, że widzą to co Ty widzisz ale im to nie przeszkadza. Jesteś producentem tych kafelków, szefem kafelkarza, deweloperem, czy po prostu amerykańcem, który musi wtrącić się we wszystko co go nie dotyczy? Jeśli tym ostatnim, to co Cię to obchodzi? Pytanie retoryczne, nie interesuje mnie odpowiedź.
Jeśli tą przypowiastką chciałeś w błyskotliwy sposób udowodnić tezę, że „dodatkowy zmysł” jest potrzebny, to chciałbym zaznaczyć, że Ci nie wyszło. Ignorance is a bliss, może zastosuj sobie troszkę? Ciśnienie Ci spadnie.
@KC
„Nie dociera świadomość, że sukces w nauce szkolnej osiąga się tą samą drogą.”
Ależ ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego co należy zrobić, żeby osiągnąć sukces w nauce szkolnej. Ja zwyczajnie kwestionuję zasadność i cel osiągania tam tego sukcesu. Czy sukces w nauce szkolnej przekłada się bezpośrednio na praktyczne umiejętności? Nie. Czy ten sukces przekłada się bezpośrednio na oferowaną pracę/wysokość wynagrodzenia? Nie. Czy przekłada się na jakąkolwiek użyteczną w codziennym życiu jakość? Nie. To po jaką cholerę go osiągać? No, można dla własnej przyjemności. Owszem, można. Ale by osiągać sukcesy naukowe bez praktycznych zastosowań potrzeba pieniędzy, zarówno na prowadzenie procesu naukowego jak i utrzymanie jakiejś rodziny. Chyba, że każdy kto zajmuje się nauką ma być człowiekiem w rodzaju eremity, bez rodziny, bez przedmiotów codziennego użytku, bez pracy, bez domu. Swoistym mnichem XXI wieku. Wtedy ok. Ale to raczej droga dla wybranych, a nie dla wszystkich ludzi, a mówimy tutaj o szarym człowieku, dla którego szczytem osiągnięć życiowych jest kobieta/mężczyzna, dwójka dzieci, dom, samochód i pełna lodówka przez cały miesiąc.
„Rodzice akceptują, że jedno dziecko skacze w dal 5,5 m, a inne 90 cm, natomiast dyskusja o niedostatkach potencjału intelektualnego wywołuje na tyle wściekłą emocjonalnie reakcję, że nauczyciele często wolą przyjąć do siebie pretensje o złą pracę, niż powiedzieć parę słów niezbyt przyjemnej prawdy.”
Szczęście polega na tym, że nauczyciele nie starają się póki co na siłę zmuszać tego dziecka co skacze 90 cm, żeby skakało 5,5 m. Ale jeśli przełożyć to samo porównanie na grunt intelektualny, to niestety, nie jest już tak różowo. Dziecko może być niepełnosprawne, ale musi znać materiał! Pozwoli Pan, że wykonam jutro do Pana ten telefon, bo bardzo ciekawi mnie ta wiedza tajemna, której nie można spisać w kilkanaście godzin, ale można przekazać ustnie w 15 minut. Czy mogę nagrywać naszą rozmowę? Streszczenie chciałbym zamieścić tutaj. O której mogę zadzwonić?
@KC
„daltonista, postrzega świat bez barw, w kolorystyce czarno-białej i nie wyobraża sobie, że może być inaczej”
Może i obrazowa metafora, tyle że definicja daltonizmu niezgodna z rzeczywistością.
daltonizm, ślepota barw, med. wrodzone lub dziedziczne nierozpoznawanie barw, głównie czerwonej i zielonej;
nierozpoznawanie nie jest tożsame z niewidzeniem
Overdrive 6 lutego o godz. 4:03
„Ignorance is a bliss, może zastosuj sobie troszkę? Ciśnienie Ci spadnie.”
Już mi spadło. Miała rację Hilda, oj miała!
dobrycy 6 lutego o godz. 1:55
Yet ah! why should they know their fate?
Since sorrow never comes too late,
And happiness too swiftly flies.
Thought would destroy their paradise.
No more; where ignorance is bliss,
‚Tis folly to be wise.
@dobrycy
Aby uniknąć zadłużenia Państw, trzeba by najpierw zmienić ich Konstytucję i uniemożliwić Rządom zaciąganie pożyczek. Państwo powinno funkcjonować w ramach tego co zarabia, a nie tego co może pożyczyć. Aby mówić o procencie składanym, trzeba najpierw mieć jakieś oszczędności, a nie dług publiczny w wysokości 55% PKB. Kolejnym problemem jest bankowość oparta na częściowych rezerwach, która generuje pieniądze z powietrza, prowadzi do inflacji i całkowitej kontroli nad koniunkturą całego świata. Już polecałem ale dobrych dokumentów nigdy dość:
http://www.youtube.com/watch?v=swkq2E8mswI
Powszechna edukacja jest słuszna ale do pewnego momentu i pewnego stopnia. Po tym momencie jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
@zza kałuży
Poruszasz problem kierunku rozwoju świata i ludzkości jako całości. Uważasz, że naukowcy mają monopol na dyktowanie tego co jest dla wszystkich dobre i jak to osiągnąć? I tak w chwili obecnej robisz to czego chce jakiś bankierzyna, zatem daruj sobie morały.
Drogi Overdrive, procent składany ma sie tak samo do zadłuzenia jak i do osczednosci 🙂
Chumanista uczący sie dla przyjemnosci nie widzi ze kolo 6% rocznie da taką różnice po 70 latach, nie widzi że to jest zależnośc wykładnicza, a przecięż wystarczy że dla przyjemności poczytałby sobie bajkę o szachu i ziarnach na szachownicy. Ja generalnie uważam że obecny system jest zły bo ludzie chcą być głupi a wiedzę i umiejętności wtłacza się im na siłę.
Wobec tego większośc tej wiedzy wypluwają (o czym sam pisałeś), i wysiłek nauczycieli się marnuje (który wbrew pozorom nie jest darmowy). Co gorsza system jest taki że nawet temu co nic nie przyswoił trzeba dać etykietke mgr, i potem ten młody, wykształcony, z wielkiego miasta ma niesamowite mniemanie o sobie bo „skończył studia”.
Jeszcze dopiszę:
Ludzie nie chcą ani wiedzy ani umiejętności, tak naprawdę chcą etykietkę która da im jakie bonusy, np „dobrą pracę” na wejściu. Kolejne solidarnościowe rządy spełniają to życzenie, no a jak wiadomo nie zawsze spełnianie życzeń daje w efekcie to o czym się marzyło :-)))
Do Overdrive:
Jeszcze co do zadłużania, w demokracji zawsze wygra rząd który bardziej zadłuża kraj bo ludzie chcą mieć dobrze tu i teraz a nie za jakiś czas. Tak samo nie chcą cięć i reform, chcą mieć jak najwięcej jak najdłużej. Politycy tylko spełniają te życzenia, tacy co nie spełniali nawet w czasach komunizmu nie cieszyli się estymą (np tow Wiesław)
Witam ponownie,
„Overdrive”:
Dziękuję za polemikę ze „starym”. Czasami też myślę, że nauczanie młodzieży w szkole to rodzaj zemsty nas starych wobec młodych – dlaczego mają mieć lepiej?
„Stary”:
1. „Jeżeli nauczyciel nie przygotuje sobie w domu i nie zaniesie do szkoły, to często takie cuda się zdarzają. Samo życie”.
Chodziło mi o to, że często nauczyciele na co dzień nie korzystają ze sprzętu, który mają w szkole aby uatrakcyjnić proces przekazywania wiedzy. Gdyby korzystali wiedzieliby, że bateria jest wyczerpana a laptopy zamknięte w szafie u informatyka.
2.”Rozumiem dziecko nudzące się na lekcji. Nie ma kontaktu z materiałem, bo się biedactwo nie przygotowało”.
Możliwe. Ale możliwe też, że słuchanie jak Pani opowiada o tym jak pięknie przeskakuje iskra elektryczna jest dużo mniej ekscytujące niż uczestniczenie w przygotowaniu i przeprowadzeniu eksperymentu lub chociażby obejrzenie tego na filmie.
3.”Lekcje ?zabawowe? są lubiane przez młodzież. Lubię je prowadzić. Mają niestety minus. Dla dzieciaków jest to zabawa. Przyswajają materiał w tempie żółwia. Nie można sobie na to pozwolić ? trzeba realizować materiał.
Nastolatek powinien wiedzieć, że nauka to nie tylko przyjemność.”
Zabawa to nie nauka a „tylko” zabawa. Pisze Pan w tym samym akapicie raz o młodzieży a raz o dzieciach a to spora różnica w rozwoju psychoruchowym i inne podejście do zabawy jako formy edukacyjnej (zależnie od etapu rozwoju).
Przyswajanie materiału w tempie żółwia poprzez zabawę czy w tempie gęsi dławiącej się przy połykaniu zbyt dużej ilości pokarmu?
„realizować materiał” – co to tak naprawdę oznacza w Pana wypowiedzi, oczywiście, że łatwej „wyklepać” lekcję. Przygotowanie zajęć w formie zabawy wymaga wiele pracy, ale pomaga trwale zapamiętać materiał, wzmacnia motywację do nauki i czyni szkołę mniej opresyjną i weselszą.
Żyję na tym świecie i wiem że nie da się każdego tematu przerobić w sposób twórczy. Oczekuję tylko przemyślenia metod nauczania.
Nastolatki często mają „gdzieś” nasze światłe poglądy o wykuwaniu wiedzy w znoju i trudzie i „głosują nogami” – po prostu idą na wagary lub kontestują nasze starania. Trzeba poszukać sposobu podtrzymania dialogu międzypokoleniowego i to rola nas starych.
Pozdrawiam
Zazu, a może powinienem napisać Gekko?
Znowu czuć widły i ten zapaszek im przynależny… Kiedy czytam takie wpisy to od razu zaczyna do mnie docierać sens niektórych argumentów na rzecz ACTA.
Ja takiego wpisu nie dokonałem. To Pana /Pani dzieło. Musi więc zastanawiać dlaczego ktoś celowo to czyni? Często uczniowie, czytając nawet na głos, zadanie tekstowe – przeinaczają jego treść i później z takiego nowego, zmodyfikowanego zadania wyciągają wnioski. Uczę ich, jak można się z tego wyleczyć.
Oto inkryminowany mi tekst z wnioskami Zazu. Cudzysłów ma przekonywać, że to cytat. Autor wie, że większość czytających da się zmanipulować w ten sposób, nie porównując tego co Zazu/ Gekko napisało jako niby cytat, licząc, że z takiego pomawiania coś przylgnie. Pod tekstem skompilowanym przez Zazu zamieszczam to, co faktycznie napisałem
Zazu
6 lutego o godz. 9:56
@KC
?daltonista, postrzega świat bez barw, w kolorystyce czarno-białej i nie wyobraża sobie, że może być inaczej?
Napisałem, że;
„Daltonista, który od dziecka nie rozróżnia pewnych barw […]”
Dlaczego Zazu/Gekko manipuluje inkryminując mi taką oto definicję daltonizmu:
Może i obrazowa metafora, tyle że definicja daltonizmu niezgodna z rzeczywistością.
daltonizm, ślepota barw, med. wrodzone lub dziedziczne nierozpoznawanie barw, głównie czerwonej i zielonej;
nierozpoznawanie nie jest tożsame z niewidzeniem
Poniżej mój wpis i odpowiedź:
KC
4 lutego o godz. 16:56
Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla ?Rzeczpospolitej? tłumaczyłem, że matematyka wyposaża ludzki umysł w coś w rodzaju dodatkowego zmysłu. Daltonista, który od dziecka nie rozróżnia pewnych barw nie jest w stanie nigdy się dowiedzieć ile traci, nie mogąc np. podziwiać bogactwa barw wschodu czy zachodu słońca. Nie mając świadomości co traci przez częściowe ograniczenie jednego tylko zmysłu, może mówić: ?a do niczego mi się to nie przyda?. Skąd może o tym wiedzieć, jeżeli nigdy nie widział pełnią zmysłów. W pewnym sensie ma rację: do czego może przydać się malowniczość zachodu słońca? A teraz spróbuj sobie to jeden z drugą wyobrazić: bez śnieżnobiałych zębów aktorów, opalenizny aktorek, szaroczarny świat. W kontekście wypowiedzi na blogu: a po cholerę mnie toto. Tak samo z matematyką. Skąd uczeń może wiedzieć, jeżeli nigdy nie wyszedł poza tabliczkę mnożenia, uczy się go technik matematycznych ( a szerzej fizycznych i chemicznych), a nie idei przyświecających powstaniu tychże technik. Widać to w wypowiedziach niektórych , sugerujących, że są humanistami z przymiotnikiem. Nigdy nie zapoznali się z przyzwoitym wykładem z historii doktryn naukowych, nigdy nie musieli się rozliczyć z wiedzy w tym zakresie w formie egzaminu, więc jak mają młodzieży w interesujący sposób opowiedzieć o nauce. Jeżeli ktoś przez całe życie jeździł zdezolowanym maluchem i tylko takie pojazdy widzi wokół siebie, to nawet sobie nie będzie mógł wyobrazić jazdy mercedesem , bentleyem czy ferrari. Szczytem wysiłku będzie próba wyobrażenia sobie jazdy nowym maluchem. Najlepszy przykład. Wystarczy wpisać na tym blogu słowo zdezolowany i zostanie ono podkreślone. Niedokształconemu ogólnie informatykowi takie słowo z braku erudycji nie przyjdzie do głowy.
Każde społeczeństwo potrzebuje elit kształconych ogólnie w państwowych szkołach (ok. 3% populacji) przez najwybitniejszych nauczycieli . Reszta jak najbardziej, z tak częstymi sugestiami na blogu, może kończyć licea z głębokimi specjalizacjami, które mogą się nazywać dalej ogólnokształcącymi, a jak ktoś zechce to i habilitacyjnymi. Jak Bozia chce czasami kogoś pokarać, to spełnia jego marzenia.
Reasumując:
Zazu/Gekko ma kłopot z rozumieniem czytanego tekstu lub jest najemną, ministerialną szują, której zadaniem jest dezawuowanie osób niewygodnych dla zleceniodawców. W pierwszym przypadku, wystarczają przeprosiny – każdy może zbłądzić W tym drugim przypadku rozważę upublicznienie pewnych ośmieszających zleceniodawców faktów. Nie wiem czy będą uszczęśliwieni takim obrotem sprawy. Doradzam rekonesans
Overdrive
Mam lekcje z uczniem, którego siostra wyjechała do Francji. Pierwszy roku studiów ukończyła z druga lokatą i otrzymuje stypendium w kwocie 3200 euro netto miesięcznie. Sukces szkolny przekłada się więc na korzyści. Ponieważ w mojej ojczyźnie poziom nauczania nie jest priorytetem, a wręcz przeciwnie, to stypendium takie wynosi 28 euro. Dlatego swoim uczniom tłumaczę, że biegła znajomość języków obcych to najlepsza polisa ubezpieczeniowa na wypadek kiepskich rządów. To także widoki na atrakcyjną i dobrze płatną pracę. Żeby biegle władać językiem obcym, trzeba jeszcze lepiej władać językiem ojczystym. Ograniczony zasób słownictwa – to konsekwencja braków w zakresie wykształcenia ogólnego. Prymitywizm intelektualny w języku ojczystym, to jeszcze większy prymitywizm w posługiwaniu się językiem obcym. Do tego nie wystarcza kształcenie przedmiotowe z języka polskiego. Potrzebne jest wykształcenie umiejętności posługiwania się i rozumienia pojęć i terminów naukowych, ich wielorakich kontekstów. Praktycznych umiejętności z pewnością dostarcza także fizyka i chemia, informatyka. Tak, jak Pan napisał wcześniej – w gruncie rzeczy każda dziedzina wiedzy. Zgodzi się Pan również, że w swoich wpisach postuluję taką organizację.
edukacji jedynie dla 3 %. Dla POZOSTAŁYCH RELATYWNIE NA NIŻSZYM POZIOMIE.
Co do nagrywania rozmowy telefonicznej by cytować mnie na blogu?!
Nie sądzi Pan, że ta propozycja jest rodem z operetki albo… MEN?
zagorzałym fanem Janusza Korwina Mikke,ale chyba jego pomysły na edukację rozstrzygną prędzej czy pózniej spór tutaj toczony.Wspominając dawne czasy,gdyby nie mozolne zaliczanie przedmiotów kompletnie mnie nie intetesujących,o których wiedziałem,że nie są dla mnie,sam w domu bez żadnych nauczycieli byłbym w stanie naczyć się bardzo dobrze przynajmniej dwóch jezyków obcych.Dzisiaj byłbym niezle zarabiającym tłumaczem przysięgłym,a nie wymęczonym absolwentem prawa i aplikacji,z trudem wiedzącym co dalej z sobą robić.Niezbyt mnie te studia interesowały,ale na co miałem pójść będąc bardzo dobrym z historii,przecież nie na historię,żebym belfrem zostać.
Drogi KC – mądrze piszesz.
Popieram Twoje poglądy – zawsze podziwiałam i darzyłam dużym szacunkiem matematyków.
Uważam, że ten kto zna, rozumie i stosuje matematykę, ten będzie potrafił w życiu nauczyć się wszystkiego.
A już odwrotnie – niekoniecznie.
Dlatego uważam, że matematyka powinna być w szkole, obok języka ojczystego, najważniejszym przedmiotem.
Od niej wszystko się zaczyna i na niej kończy.
W polemikę z Gekko natomiast się nie wdawaj, szkoda Twojego czasu i energii. On i jego śmieszny / niezrozumiały język, jego erystyczne „manipulacje” już nie raz zostały tu zdemaskowane.
Mimo to wciąż na nowo próbuje tych samych sztuczek.
To już jest takie przewidywalne i nudne.
Radzę „spuścić zasłonę milczenia” na jego pokrętne i nietreściwe wywody, wytrącając mu tym samym z jego „kwiecistych” ust jakże mizerną w gruncie rzeczy oręż.
@KC
Po pierwsze – wypraszam sobie. Zazu to Zazu.
Po drugie nie napisałam, że cytat jest z postu. To cytat z wywiadu z Panem, który wyszukałam po przeczytaniu Pana postu. Nie wiem czy autoryzowanego. Mój mąż jest daltonistą, więc sprawa rzuciła mi się w oczy.
Reasumując:
Czuję się dotknięta pomówieniami, ale Pańska analiza przyniosła mi niezły ubaw. Zleceniodawcy niech drżą.
@Margola
Swoje lata już uczę. Wiem co znaczy prowadzić lekcję w sposób interesujący, zabawowy, ćwiczeniowy. Wiem jak połączyć to wszystko razem. Nie zawsze się da.
Cieszę się, że w szkole w której uczysz macie sprzętu pod dostatkiem i tylko „nauczycielowi się nie chce”. W szkole w której pracuję, nie ma takiego luksusu. Nie wyobrażam sobie, że można z dobrodziejstwa nie korzystać. Jeżeli tak jest, to jest to wina całego grona.
Mówiąc o dzieciach mam na myśli nastolatki. Gdybyś miała własne dziecko (nawet osiemnastoletnie), to wiedziałabyś, że to w dalszym ciągu dzieciak.
O realizacji programu wypowiedziałaś się w taki sposób jakbyś żyła w innym państwie. Jakby nie ograniczały cię godziny nauczania. Jakby przedmiot którego uczysz nie kończył się egzaminem. Jakbyś uczyła w „elitarnej” szkole, gdzie wszyscy intelektualnie w normie, gdzie nie ma problemów społecznych a wszystkie dzieciaki mają głód wiedzy.
Też tak chcę bezstresowo i zabawowo przez cały. Też nie chcę zmuszać. Też chcę aby Jasiu nie był na kacu i miał zadanie domowe. Chciałbym aby Ania spała w domu a nie chodziła po nocnych klubach, aby nie przyjeżdżała do szkoły policja po uczniów.
Życie to nie tylko czerń i biel. Nie zawsze zawinił nauczyciel, który przecież aniołem nie jest. Nie wszyscy rodzice są „do bani” i „na bani”.
Zazu nie Gekko
Tak, to była doprawdy taka niezwykła koincydencja… Taka kalka z wpisu Gekko wyżej, pt. „Zmieńmy temat bo to sprzeczne z oficjalną polityką MEN”.
A propos. MEN za kadencji p. Hall finansował ze środków unijnych różne projekty edukacyjne, takie po kilka milionów PLN na projekt. Wydali na to co najmniej kilkaset milionów. Niektóre firmy zaniepokojone sprzecznymi sygnałami z MEN, zwróciły się do prawników o analizę stanu prawnego. Co się okazało? Umowy, które zawarł MEN z beneficjentami są z mocy prawa nieważne, gdyż MEN nie posiada osobowości prawnej . Te firmy, którym przyznano środki w transzach są proszone przez bank o podpisanie umowy zgodnej z prawem.
Hilda
Bardzo Pani dziękuję za miłe słowa i oczywiście wzajemności. To co wypisują tacy jak Gekko, jest tak grubymi nićmi szyte i pokrywa się tak dokładnie z aktualnym zapotrzebowaniem propagandowym urzędników, że czyni te zabiegi czymś żałosnym. Od tygodni roztacza przed nauczycielami wizje wspaniałości odejścia ze szkoły, a urzędnicy tychże nauczycieli zwalniają. Dzięki temu już wiemy skąd niektórzy mają tyle czasu na pisanie. Są w pracy. Z takimi ludźmi, jeżeli już wchodzę w polemikę, to czynię to na ich modłę. Każda „wadza” najbardziej boi się śmieszności. A jest o czym pisać. Szkoda tylko, że od ośmieszania poczynań urzędników robi się co i raz smutniej. Młodzież lubi zapytać, co ma sądzić o jakimś wydarzeniu. I co im odpowiedzieć ? Jedyna rada, jaką dla nich mam to śmiejcie się i uczcie się zwłaszcza języków. Pozdrawiam b. serdecznie.
Dla mnie ta reforma nie ma sensu nie tyle nawet, ze wprowadza obowiązek specjalizacji i niszczy liceum ogólnokształcace jako takie, ale dlatego, że jest taka reforma na pół gwizdka. Z jednej strony stwierdza, że lepiej uczyć czegos raz, a dobrze i rozciaga materiał gimnazjum na 4 lata, stwierdzając, że tyle własnie czasu trzeba na to, by kazdy posiadł niezbędną wiedzę ogólną, a kolejne dwa lata nalezy spędzć na specjalizacji, czyli wskazuje na potrzebę systemu 6+4+2, ale wprowadza to w idiotycznie niepasującym do tego układzie 6+3+3. Skutkiem tego cykl kształcenia ogólnego jest przerwany w 3/4 i uczeń zaczyna coś w jednej szkole, a kończy w drugiej, na dodatek prowadzonej na kompletnie innych zasadach i przez inne podmioty niz w tej pierwszej. Totalny bezsens. Jaki jest sens egzaminu gimnazjalnego po 3/4 cyklu kształcenia? Jesli taka jest potrzeba, to rzeczywiście wwalmy całe kształcenie ogólne w 4-letnie gimnazjum, ale pod warunkiem, że znajdzie sie tam cała wiedza, jaka powinien posiadać absolwent liceum realizujący dawną podstawe z kazdego przedmiotu, a liceum zróbmy tym, czym pomału sie staje obecnie: dwuletnim kursem przygotowawczym do matury z konkretnych przedmiotów. Bez tworzenia fikcji, że to wciąż jest liceum ogólnokształcące.
do Albert:
Bo widzisz, ministrowie chcą sobie coś poreformować, nie wazne co z tego wyniknie bo oni konsekwencji nie poniosą. Jak bylem małym dzieckiem to „naprawialem” zegarki i np stare radia. Domyslasz sie oczywiscie skutkow tego „naprawiania”, nic nie dzialalo, wszystko rozwalone. Kolejni ministrowie zachowuja sie dokladnie tak samo w odniesieniu do oswiaty, jak ja wtedy do tych zegarków, nie umieją, nie wiedzą ale chcą coś „naprawić”
@albert
>Jesli taka jest potrzeba, to rzeczywiście wwalmy całe kształcenie ogólne w 4-letnie gimnazjum, ale pod warunkiem, że znajdzie sie tam cała wiedza, jaka powinien posiadać absolwent liceum realizujący dawną podstawe z kazdego przedmiotu, a liceum zróbmy tym, czym pomału sie staje obecnie: dwuletnim kursem przygotowawczym do matury z konkretnych przedmiotów. Bez tworzenia fikcji, że to wciąż jest liceum ogólnokształcące.<
I tak ziści się idea "reformy"ministra Kuberskiego z lat 70-tych – powszechna 10-letnia szkoła średnia i po niej 2-letnia tzw. szkoła specjalizacji kierunkowej. 10 latka zupełnie niepotrzebnie jest podzielona na 2 części, ale wszystko przed nami… 😉 Gierek z Kuberskim mają radochę na tamtym świecie.
4- letnie gimnazjum to o rok dłużej bezsensownego kształcenia wszystkich razem i tego samego. Jednak model 8+4 był lepszy!!!
Obecnie po prostu etap powszechnego i takiego samego kształcenia dla wszystkich powinien się kończyć w gimnazjum!!! I tyle…
Witam,
Do „Starego”:
Proszę przeczytaj uważniej mój wpis. Nie pracuję w szkołach, o których pisałam. Obserwuję ich pracę właśnie od strony uczniów z problemami w kontaktach rówieśniczych, z zaburzeniami zachowania, przewlekle chorych, z syndromem nieadekwatnych osiągnięć szkolnych. Pracuję z nauczycielami,rodzicami, klasami – z uwagi na tych uczniów. Prowadzę też zajęcia rewalidacyjne. Uczniowie ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, ich rodzice to skomplikowane kategorie klientów, wiele szkół chętnie by się ich pozbyło. Praca z nim to wielkie wyzwanie a często są zostawiani sami sobie. Po co poświęcać im czas, nikt ich w domu nie dopilnuje, jak nie zrozumieją na lekcji to ich problem, bo rodzice niekumaci, nie pomogą, na korepetycje nie wyślą, bo wolą wydać na pół litra. Nauczyciele nie mogą się nimi przejmować, bo muszą realizować materiał. Na wejściu są bez szans.
Ale przynajmniej dowiedziałam się z Twojego pouczenia, że świat nie jest czarno – biały.
Ja, w odróżnieniu od Ciebie, nie chciałabym pracować w szkole, którą opisujesz, bo byłaby to mim zdaniem szkoła dla cyborgów. Wolę ludzi z krwi i kości, chociaż z problemami.
Ps. Mam 26 letniego syna i 20 letnią córkę. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem: „Gdybyś miała własne dziecko (nawet osiemnastoletnie), to wiedziałabyś, że to w dalszym ciągu dzieciak”.
Dla mnie ważne było i jest żeby dzieci traktować jak dzieci, nastolatki jak nastolatki a młodych dorosłych jak młodych dorosłych.
Życzę spokojnego snu sprawiedliwego.
Odniosłem sie krótko o krytycznie wobec reformy:
http://txt-atrium.pl/tecumseh/61738.html
zapraszam szanownych komentatorów.
@Margola
Brawo dla obserwatora.
Witam w branży. Również mam zajęcia rewalidacyjne. Dla odmiany też uczę. Widzę świat po obu stronach „muru”.
Szkoda, że nie próbowałaś uczyć w szkole. Wielu rzeczy nie zrozumiesz.
Godzin karcianych zrealizowałem dużo więcej niż mam w przydziale, właśnie na pracę z uczniami ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.
A przecież karciane to nie tylko uczniowie z dysfunkcjami.
Przekonałaś mnie w jednej sprawie. Zawsze są ludzie, którzy obserwują z boku i wiedzą lepiej.
Odnośnie wychowania dzieci – gratuluję.
@KC
„Pierwszy roku studiów ukończyła z druga lokatą i otrzymuje stypendium w kwocie 3200 euro netto miesięcznie. Sukces szkolny przekłada się więc na korzyści. Ponieważ w mojej ojczyźnie poziom nauczania nie jest priorytetem, a wręcz przeciwnie, to stypendium takie wynosi 28 euro.”
Mówimy o polskiej reformie. U nas się nie przekłada.
„Ograniczony zasób słownictwa ? to konsekwencja braków w zakresie wykształcenia ogólnego.”
Nie, to brak kształcenia opartego na przydatnych wiadomościach. Gdyby język polski opierał się na uczeniu umiejętności biegłego posługiwania się nim, a nie omawianiu lektur albo gramatyki, to ludzie posiadaliby słownictwo. Pierwsza rzecz jednak to niechęć posiadania przez ludzi bogatego słownictwa. Czy potrzebny nam zasób słów i znaczeń z zaawansowanego mandaryńskiego czy japońskiego? Nie, bo potoczna wersja tych języków pozwala doskonale skomunikować się we wszystkich kwestiach dotyczących szarego człowieka. Identycznie u nas.
„Potrzebne jest wykształcenie umiejętności posługiwania się i rozumienia pojęć i terminów naukowych, ich wielorakich kontekstów. Praktycznych umiejętności z pewnością dostarcza także fizyka i chemia, informatyka.”
O nauce języków były już tutaj dyskusje. Znam 4 języki obce, z czego dwa płynnie, a dwa kolejne spokojnie komunikatywnie. W żadnym z nich nie potrafiłbym rozmawiać o fizyce lub chemii, prawie czy medycynie. Z tego prostego względu, że nawet tłumacze specjalizują się w tych konkretnych dziedzinach i żaden z nich nie zna każdego terminu z każdej z nich. Nie ma zwyczajnie takiej potrzeby. Mając do wykonania specjalistyczne tłumaczenie trzeba się do tego najpierw przygotować, a i tak korzysta się ze słowników w trakcie. Ja tłumaczem nie jestem, mnie do porozumienia się nie jest taka specjalistyczna wiedza potrzebna. Potrzebna jest natomiast umiejętność korzystania ze źródeł, by taką potrzebną wiedzę szybko przyswoić, jeśli zajdzie konieczność. A propos terminów i pojęć, przykład, który z braku prostoty wypowiedzi jest zwykłym bełkotem. Na pewno znany Panu tekst z Rejsu:
„Nowa wartość może powstać jako synteza różnorodnych sprzecznych ze sobą wartości. Jeżeli chcemy osiągnąć nową wartość, musimy doprowadzić do konfliktu między tym, co fizyczne, a tym, co duchowe. Jeżeli natura, więc fizyczność, jest czymś pierwotnym, czyli tezą, to kultura jest jej antytezą, a synteza tym, co pragniemy osiągnąć. Gdy ktoś z nas gimnastykuje się, reprezentuje naturę, więc tezę, jeśli ktoś z nas śpiewa, reprezentuje kulturę, więc antytezę. Chcąc stworzyć sztukę na naszą miarę, musimy zwiększyć w niej udział wysiłku fizycznego, a dla antytezy i duchowego. I to jest nowa strategia syntezy. I to jest nowa koncepcja sztuki.”
„Co do nagrywania rozmowy telefonicznej by cytować mnie na blogu?!
Nie sądzi Pan, że ta propozycja jest rodem z operetki albo? MEN?”
Jest tak samo absurdalna jak twierdzenie, że odpowiedź na pytanie: „po co ludziom niepraktyczna wiedza w liceum?”, zajmie kilkanaście godzin w formie pisemnej. Sam postuluje Pan wiedzę dla całego społeczeństwa w ograniczonej formie, ale nie umie Pan odpowiedzieć na to pytanie, bo takiej odpowiedzi zwyczajnie nie ma. Proszę się zatem nie zasłaniać niemożnością stworzenia takiej odpowiedzi pisemnie, bo faktycznie ten telefon wykonam i wnioski płynące z tej rozmowy spiszę tutaj. A już teraz mogę Panu powiedzieć, że będą takie same jak te do których doszliśmy wymieniając tych kilka niefrasobliwych zdań. Niepraktyczna wiedza jest ZBĘDNA prawie wszystkim ludziom i na pewno nie należy jej wmuszać na siłę jeszcze na etapie liceum, bo i tak nie zostaje zapamiętana, a zatem jest stratą czasu i pieniędzy wszystkich uczestniczących w tym procesie.
Podsumowując, wydaje mi się, że całe te nasze rozmowy rozbijają się o piramidę Maslowa. Większości ludzi nie interesuje rozwój intelektualny i szczytne cele, bo większość z nich boryka się z zapewnieniem sobie podstawowych świadczeń. Dając im możliwość bycia w czymś sensownym specjalistą, zapewnia się im godziwy byt. Mając zapewniony byt mogą wolny czas spożytkować na naukę, bądź trwonienie go do końca życia. Niemniej jednak to jest wybór każdego człowieka, którego powinien móc dokonać samodzielnie i bez przymusu. Tego wyboru obecnie większość ludzi nie ma.
@Margola
Cała przyjemność po mojej stronie, aczkolwiek wątpię czy ta polemika odniesie jakikolwiek skutek, poza tym, że sobie pogadam. Osoby starsze i ich poglądy są tak samo istotne jak punkt widzenia osób młodych. Problem polega na tym, że osoby starsze często traktują swój punkt widzenia za jedynie słuszny i właściwy, a nie potrafią odpowiadać na celniej zadane pytania odnośnie tych światopoglądów. Pamiętam, że ja będąc osobą bardzo młodą nie potrafiłem zrozumieć dlaczego świat funkcjonuje w tak absurdalny i nieefektywny sposób. Zrzuciłem to wtedy na mój młody wiek i na pewno niedostateczną perspektywę w spojrzeniu na świat. Odpowiedź z wiekiem jest niestety coraz bardziej absurdalna. Większość dorosłych to debile przekonani o własnej racji, zbyt leniwi, by pokusić się o trzeźwe spojrzenie. Starych drzew się nie przesadza. Owszem. Ale stare drzewa się wycina. Zwłaszcza jeśli istotę ich istnienia można zawrzeć w dwóch słowach: „bo tak”.
@dobrycy
„Jeszcze co do zadłużania, w demokracji zawsze wygra rząd który bardziej zadłuża kraj bo ludzie chcą mieć dobrze tu i teraz a nie za jakiś czas. Tak samo nie chcą cięć i reform, chcą mieć jak najwięcej jak najdłużej.”
I dlatego właśnie żaden rząd nie powinien mieć możliwości zadłużania Państwa, bo politykom zależy na krótkoterminowych politycznych zyskach z określonych posunięć, a społeczeństwo musi płacić za ich negatywne długoterminowe efekty ekonomiczne. Cięcia nie byłby potrzebne, gdyby nie dług.
@ Overdrive
„Większość dorosłych to debile przekonani o własnej racji, zbyt leniwi, by pokusić się o trzeźwe spojrzenie. Starych drzew się nie przesadza. Owszem. Ale stare drzewa się wycina…”
Nieładnie. Dziecku bym wybaczył na miejscu Margoli.
@zza kaluzy
„Właścicieli te losowo węższe pasy czy kolumny położone przy samych ścianach zupełnie nie raziły. Promieniowali dumą.
Nie posiadali tego dodatkowego zmysłu.”
A moze po prostu nie robili z igly widly? Kiedys zaplacilam facetowi za spartolenie kafelek. Zal mi go bylo bo byl biedny, chory i mial smutne dzieci. Nic nie powiedzialam, ze jestem wsciekla. Moja wscieklosc i moj dodatkowy zmysl byly niczym w porownaniu do jego polozenia. uwazam, ze przesadzaja panowie z gloryfikacja tego zmyslu.
Znam osobe, ktora piekli sie jak scieg na obrusie nie pasuje do koloru zaslon w salonie. Czy to tez ten rodzaj zmyslu? I czy na serio warty takiego …hmm, podziwu?
Pozdrawiam, zmyslowo.
tsubaki 9 lutego o godz. 19:08
„A moze po prostu nie robili z igly widly?”
Mam nadzieję, że chociaż czasami udaje mi się w prywatnym życiu nie robić, aczkolwiek opinie są conajmniej zróżnicowane.
Wyrażenie własnej opinii to czasami jak posadzenie drzewa w lesie, przez który przechodzą inni ludzie. Sterczy na drodze, można łbem przywalić a przynajmniej może przeszkadzać. Czasami to jak samochód jadący koło nas na innym pasie tej samej autostrady. Niby nie przeszkadza bo na innym niż my pasie i jedzie z podobną prędkością w tym samym kierunku, ale…niech no tylko zacznie zwalniać lub przyspieszać, szukać zjazdu w lewo czy nas wyprzedzać…
Najlepiej jest więc nie mieć własnej opinii. A jeżeli już, to jej nie wyrażać. Odizolować się od innych kompletnie. Nie mleć ozorem na żaden temat i nie słuchać paplania innych. Pustelników ludzie cenią a nawet wielbią.
Napisałem te wszystkie słowa aby zyskać na czasie, gdyż mój mózg wyraźnie nie radził sobie ze zrozumieniem zdania: „scieg na obrusie nie pasuje do koloru zasłon w salonie”.
Chodziło o kolor nitki nie pasujący do koloru zasłon?
Obrus był wyszywany?
W takim razie napisałbym „wzór na obrusie” a nie ścieg…
Dlaczego tsubaki użyła słowa „ścieg”?
Mogła też chcieć porównywać kształt ściegu z kolorem zasłon, ale przecież to nie miało by sensu…
Proszę powiedzieć, po którym moim pytaniu tsubaki wrzaśnie: „A pies ci mordę lizał!”
@zza kałuży
„Wyrażenie własnej opinii to czasami jak posadzenie drzewa w lesie, przez który przechodzą inni ludzie.”
Z tą różnicą, że od ludzi uczonych, a za takiego się uważasz, oczekuje się, że będą wiedzieli dlaczego nie sadzi się drzewa na środku drogi. Pomogę: bo przeszkadza. A pomijając przenośnię: bo niczego nie wnosi do dyskusji.
KC
4 lutego o godz. 23:38
„Gdyby nie fakt, że udowodniono ci na tym blogu kradzież praw autorskich i określono najmitą MEN-u…”
Rozbrajające.
Pominę niecelne, bezpłodne i ślepo nienawistne inwektywy, łączące pracę zarobkową w urzędzie państwowym z epitetem „najmita”; już to świadczy o kondycji psychicznej i moralnej „najmitów” na garnuszku oświatowym.
Natomiast…:
Wzywam niniejszym oszczercę (z) KC do ujawnienia
rzekomych „faktów” o „kradzieży praw autorskich”.
W przeciwnym przypadku, to oszczerstwo, znajdzie,
Krzysztofie Cywiński vel KC,
finał w sądzie.
Nawet na blogu, wrzask idioty można poskromić, skoro posuwa się sam (!) do przestępstwa.
Będzie zabawnie!
ync
5 lutego o godz. 21:03
Gekko
?Ministerstwo jest potrzebne belferstwu ? ponieważ uwalnia belferstwo od odpowiedzialności za czyny pracownicze belferstwa i za to właśnie płaci.?
Ta diagnoza jest okrutna, ale, niestety, prawdziwa.
– – –
Drogi Ync-u, okrutne jest tylko oszukiwanie siebie, nawet, jeśli to samookaleczenie a nie napaść 🙂
Trudno mi pojąć, przyznaję, co skłania Cię do aktywności w dyskusji pod tym blogiem, znając Twoją wrażliwość i inteligencję – skądinąd.
Mimo to, miło spotkać człowieka w klatce z pawianami 🙂
Pozdrawiam.