Wspomnienie o Szymborskiej

Wisławę Szymborską na własne oczy zobaczyłem, gdy szła pod rękę z kolegą z mojej nowej pracy, polonistą z XXI LO w Łodzi. Nie zdziwiłbym się, gdyby to działo się w szkole. Różni goście do nas przyjeżdżają na spotkania z młodzieżą. Jednak natknąłem się na nich w Pałacu Poznańskiego w sobotni wieczór (jakieś 16 lat temu, chyba latem 1996 r.). Para weszła do jakiegoś pokoju, ja próbowałem wejść za nimi, a tu niespodzianka: drzwi zamknięte. I wtedy zdębiałem. Pomyślałem bowiem, co to za szkoła, której nauczyciele chodzą na przyjęcia z Szymborską, zamykają się z poetką w pokoju itd. Jeszcze trochę i książkę można będzie napisać.

Później dowiedziałem się, że ów nauczyciel nie tylko spotyka się z Szymborską prywatnie, ale poprosił ją o bycie matką chrzestną córki, a noblistka się zgodziła. Dzisiaj, niestety, kolega już u nas nie pracuje, ale szkoła nadal przyciąga niezwykłych ludzi. Książkę można by o tym napisać.

Jakiś czas później pojechałem do Krakowa na wieczorne spotkanie z poetami. Akurat Szymborskiej tam nie było, ale spotkał mnie zaszczyt krótkiej rozmowy z Ewą Lipską. Kiedy poetka dowiedziała się, skąd przyjechałem, od razu zapytała, czy znam takiego a takiego polonistę z Łodzi, który przyjaźni się z Szymborską, która… itp., itd. Po prostu materiał na książkę.