Wakacje usprawiedliwiają wszystko
Z dużym opóźnieniem zaczyna się w mediach dyskusja inspirowana publikacją Jacka Pyżalskiego i Doroty Merecz pt. „Psychospołeczne warunki pracy polskich nauczycieli”. Książkę czytałem parę miesięcy temu, ale dopiero teraz trafiłem na newsa „Głosu Wielkopolskiego”:
„Co drugi nauczyciel obgaduje swoich kolegów, co piąty był ofiarą głupiego żartu, a co dziesiąty padł ofiarą mobbingu. Na dodatek pedagodzy pracują w mało komfortowych warunkach – takie wnioski zostały zawarte w raporcie z badań „Psychospołeczne warunki pracy polskich nauczycieli”, przygotowanym przez pracowników z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi.” (zob. cały tekst)
Po przeczytaniu książki Pyżalskiego i Merecz zastanawiałem się, czy uprawianie nauczania w warunkach, jakie ukazali autorzy, jest w ogóle możliwe (pełny tekst publikacji tutaj).
Dyskusje społeczne – co podkreśla „Głos Wielkopolski” – dotyczą tylko czasu pracy nauczycieli (wakacje, ferie, pensum). Na tych problemach skupia się też uwaga mediów, a kwestia warunków pracy nauczycieli nie budzi zainteresowania, nie ma więc co liczyć na wsparcie społeczne w tej sprawie. Nauczyciele nie powinni narzekać, bo mają wakacje, ferie, pensum – znana śpiewka. Zostaliśmy skazani na odgrywanie roli belfra, który w pracy się nie męczy, gdyż pracuje krótko. Konsekwencją tego jest brak zainteresowania warunkami, w jakich działamy. Wakacje usprawiedliwiają wszystko, co nas spotyka w pracy. Stanowią one rekompensatę za wszelkie niedogodności. Masz, nauczycielu, tyle wolnego, więc czego chcesz więcej?
Komentarze
Szanowny Panie Gospodarzu
Niestety na taką opinię pracują sami nauczyciele. Nie tworzą pozytywnego PR wokół siebie, wiecznie narzekając na zarobki, które adekwatnie do przepracowanych godzin (równiez tych w domu) już nie są takie niskie, jak w czasach, gdy ja zaczynałam pracę, jako swieżo upieczony belfer.
Ostatnio pracowałam w prywatnej firmie. Zarobki miałam porównywalne z przyjaciółką, uczącą w szkole. Mój dzień pracy kończył się około 17-18, ponownie do służbowego komputera siadałam po 20. Bywały i pracujące weekendy. Był potworny stres, praca w delegacjach zlecanych z dnia na dzień.
Znam specyfikę pracy w szkole, znam również pracę poza nią. Uważam, że największa krzywdę nauczycielom robą sami nauczyciele swoją postawą: „nam należy się więcej”.
Nigdy nie miałam tyle wolnego czasu, co podczas pracy w szkole, mimo wypracowań, konspektów i wywiadówek. Uciekłam ze szkoły, bo brakowało mi perespektywy własnego rozwoju – szkoleń (mądrych!), zdrowej pracy grupowej, pomocy pedagogicznej i psychologicznej w rozwiązywaniu sytuacji rzeczywiście trudnuch.
Znana śpiewka skazańców.
„…Zostaliśmy skazani na odgrywanie roli belfra.
Co drugi nauczyciel obgaduje swoich kolegów, co piąty był ofiarą głupiego żartu. Nie ma więc co liczyć na wsparcie społeczne w tej sprawie. Nauczyciele nie powinni narzekać – znana śpiewka…”.
—
Czasy mamy trudne ale i obfite w przegrupowania społeczne. Okupują nasze przestrzenie „odurzeni”, nowe horyzonty odsłaniają nam „anarcho-antyfaszyści”, kontrujący „narodowych tradycjo-wartościowców”.
Ja, pod wpływem Gospodarza, przemieszczam się po raz kolejny na stronę społecznie campowej, ale żywotnej grupki „zadumanych”.
Wszystko, dzięki dźwięcznym, acz żałosnym pobrzękiwaniom belferskim w rytm słusznego i sprawdzonego marsza kajdaniarzy.
Sformułowane we wpisie inicjatywnym SKAZANYCH – na publiczne belferstwo, wtrąconych w odmęty dantejskie martyrologii przez nieczułe społeczeństwo.
A skoro skazani, to znaczy – za niewinność! Na nieludzkie warunki skazani!
Co z tego, że piekielnie, zaiste, obgadują się i wykpiwają sami – być może to ostatni gest, słowo skazańców – jakże odmówić? Byłby to kolejny akt obmowy!
Co z tego, że belferskie galery trudne tak do zniesienia – nieczułe okrucieństwo społeczne odmawia wsparcia dla skrócenia wyroku (a mogłoby przecie nad warunkami zesłania się pochylić i może nawet ułaskawić, na urlop poratować, bez głupich kryteriów, za zasługi i już).
Znana śpiewka znieczulicy społecznej nie zagłuszy zdrowego jednakże, choć udręczonego głosu „skazanych”, tnąc sumienia oprawców, aż do wakacji.
Bo ileż można grać fałszywą rolę skrzywdzonych, żreć się między sobą i dźgać nożami w walce o stanowiska.
Urlop od wyroku (rok szkolny – jak wyrok), choćby najdłuższy, to i tak nędzna namiastka wolności, swobody i samodzielności od kajdanów etatowej posadki i biurwicznego wścibstwa władzy.
Bardzo mnie ciekawi, jaki dialog społeczny może rozwinąć i pobudzić ta skarga Gospodarza.
Może sponad brzęku belferskich kajdanów i trzasków bicza polemicznego, odezwie się jakaś grupa belfrów „uwolnionych”?
Co nie donoszą na siebie, nie gotują pod polskim subkotłem branżowym, nie obwiniają innych za swe wybory i po prostu lubią swą pracę tak bardzo, że zrzucą nam wszystkim pod nogi te komiczne kajdany obłudy i zakłamania „skazańców”.
Reformując oświatę i przywracając godność tej profesji od środka?
Tak społecznie, to pomóc można tylko chcącemu się ozdrowić, nad skazanymi na własny wybór i towarzystwo – jedynie pomodlić o odpuszczenie.
Chcemy, żeby raport Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi przełożył się na coś dobrego. A czy da się pracować? Da się – większość badanych funkcjonuje w miejscach, w których psychospołeczne warunki pracy są przyzwoite. Naprawdę trudne (często w paru aspektach) dotyczą ok 15% polskich nauczycieli. Warto zauważyć, że w publikacji (i nie tylko) oprócz diagnozy szukamy także rozwiązań. Dziękuję w imieniu Zespołu, z którym pracowałem za nawiązanie do naszych badań.
Boże, Gekko, nie skazuj na czytanie tyrad. Pisz krótko, zwięźle i na temat.
viola pisze:
2011-11-18 o godz. 20:23
Boże, viola, dziękuję za zainteresowanie.
Mam wrażenie że pisałem na temat. Forma lamentu oczadziałego językowo komentatora wydaje mi się współgrać z koncepcją karykatury zrozumienia świata (i nauki), jaki zademonstrowano we wpisie o „starych śpiewkach”.
Krótko, zwięźle i na temat piszą tu wszyscy inni, a ja lubię samodzielność 🙂
Gospodarz ma rację! Rację ma też Viola! Nie da się czytać…
Publikacja wydaje się interesująca. Na razie tylko przejrzałem. Przeczytam, napiszę więcej…
?Co drugi nauczyciel obgaduje swoich kolegów, co piąty był ofiarą głupiego żartu, a co dziesiąty padł ofiarą mobbingu. …”
no nie wiem czym mam się załamać czy co?
zanim podjąłem pracę w szkole pracowałem w dwóch innych miejscach, w trzech miejscach odbywałem praktyki (w tym jedne w szkole) i powyższe zdanie pasowałoby do każdego z tych miejsc, a może nawet jeszcze bardziej.
Przechodząc do szkoły byłem jedynie zaskoczony, że tutaj również różne dziwne historie się dzieją, może jednak trochę rzadziej bo i kontakty między pracownikami sa dużo bardziej ograniczone niz w innych miejscach.
Więc nauczyciele nie stanowią tu żadnego wyjątku. I śmieszni są ci, którzy oczekują od nauczycieli, że będa się zachowywać niczym jacyś święci. To są przeciez normalni ludzie.
„Psychospołeczne warunki pracy polskich nauczycieli”
Kilka komentarzy formalnych.
Str. 16
Procentowy skład próby podano z dokładnością do jednej setnej części procenta:
„85.24% próby stanowiły kobiety”
Liczność próby nauczycieli jest rzędu 1000 (dokładnie ? 1214 osób), czyli Autorzy podają liczbę kobiet z dokładnością do około jednej dziesiątej części kobiety.
Str. 34
„Tabela 1. Średnia liczba godzin w tygodniu pracy nauczyciela poświęcona
na wykonywanie poszczególnych zadań”
i dalej:
„średni tygodniowy czas pracy podawany przez badanych nauczycieli jest
niższy od nominalnych 40 godzin. Jednocześnie prawie 26% nauczycieli pracuje
więcej niż 40 godzin tygodniowo w jednej placówce. Trudno zatem wyciągać
wnioski jedynie na podstawie średniej ? w przypadku gdy jedna czwarta badanych przekracza czas pracy określony przepisami.”
Dlaczego wobec tego w Tabeli 1 użyto średniej zamiast np. mediany?
Nie lepiej użyć wykresu zamiast tabeli? Skoro rozkład nie jest normalny to wykres (histogram) jest łatwiejszy do zrozumienia aniżeli tabela.
Str. 38
Tabela 3. Poziom wypalenia zawodowego polskich nauczycieli z podziałem na płeć
1) Jakie są jednostki użyte w tabeli?
2) Dla „cynizmu-całej próby” podano wartość średnią jako 4,47 oraz odchylenie standardowe jako 4,59. Zakładając, że mówimy tutaj o jakichś „jednostkach cynizmu”, oraz że rozkład cynizmu jest normalny to mamy, że z prawdopodobieństwem 68% prawdziwa „wartość cynizmu” u badanych nauczycieli jest zawarta w przedziale od zera do 9. A z prawdopodobieństwem 99.7% od zera do 18.
Podsumowując: wartość odchylenia standardowego porównywalna z wartością średnią wskazuje na duży rozrzut wyników. Co może wiernie odbijać rzeczywistość ale może być też rezultatem marnego testu.
Czyli cynicznych nauczycieli może wcale nie być. Albo każdy jest bardzo cyniczny.
„Wyczerpanie emocjonalne” jest pomierzone tylko nieco lepiej, ale bardzo niewiele. średnia=9,32 sigma=6,26. „Zaangażowanie” wygląda już dużo lepiej. Wniosek: jestem sceptyczny co do jakości pomiarów „cynizmu” i „wyczerpania”.
Tak czy siak, znowu tabelka i sumaryczne dane niewiele mówią. Graficzny sposób przedstawienia byłby dużo lepszy.
W dalszej części pracy Autorzy kilka razy próbują korelować różne inne charakterystyki np. z wyczerpaniem zawodowym i uzyskują raczej mieszane rezultaty. Być może przyczyna leży w nienajlepszym pomierzeniu w/w wyczerpania czy cynizmu.
Str.42
„Ci, którzy nie deklarują ponownego wyboru zawodu nauczyciela, są istotnie bardziej wyczerpani emocjonalnie (F = 43,63; p < 0,00001), bardziej cyniczni (F = 47,14; p < 0,00001) oraz mają obniżone poczucie osiągnięć (F = 13,92; p < 0,00001)."
Czy przed zastosowaniem testu Snedecora obie populacje były sprawdzone pod względem homogeniczności wariancji i normalności?
W świetle powyższych wyników dla cynizmu i wyczerpania mam pewne wątpliwości.
do zza kałuży. Dziękuję, że Pan/Pani czyta wnikliwie – bardzo ważne są dla nas głosy, szczególnie wnikliwie krytyczne – ja osobiście badam tego typu problematykę od 12 lat i ciągle staram się ulepszać metodologię.. I dziękuję za ważne pytania dotyczące pomiaru. Zawsze badając i interpretując dokonujemy różnych wyborów i zawsze powinny one podlegać dyskusji na każdym etapie badań.
Nim odpowiem chciałbym, zwrócić uwagę, że książka nie jest raportem naukowym i celowo nie zagłębialiśmy się w różne meandry metodologiczne, żeby nie zrażać odbiorców, którymi mają być nie naukowcy ale praktycy, np. osoby zarządzające szkołami.
Nie znaczy to oczywiście, że metodologia nie jest bardzo istotna i nie stanowiła dla naszego siedmioosobowego zespołu psychologów socjologów i ergonomistów sporego wyzwania.
czas pracy – zostawiliśmy średnią jako najbardziej czytelną miarę dla wielu odbiorców – ale dodatkowo skomentowaliśmy jak należy ten wynik rozumieć i na co należy uważać przy interpretacji. Szczególnie, że sam sposób pomiaru znacząco wpływa na wyniki (np. okres przeprowadzenia badań). nas czas pracy był wątkiem pobocznym – uważamy, że są ważniejsze sprawy w pracy nauczyciela, o których mówi sie za mało.
Narzędzie do wypalenia to MBI (Maslach Burnout Inventory) – najczęściej stosowana w badaniach międzynarodowych i polskich skala do badania wypalenia zawodowego. Plusem jest porównywalność wyników między krajami i grupami zawodowymi w kraju. Bada zjawiska wartościowane ujemnie – np. cynizm (dawniej depersonalizacja) – – takie skale nie zawsze mają rozkład normalny, także w uznanych testach psychologicznych (np. EPQ-R – psychotyzm), a mimo to są stosowane nawet w praktyce klinicznej. Stosowanie średnich przy teście MBI jest powszechną praktyką.
Przy porównywaniu grup – stosowaliśmy test Leven’a dla jednorodności wariancji.
Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę na wątek nie podjęty przez Panią/Pana ? w tego typu badaniach kluczowe jest odpowiednie formułowanie pytań kwestionariuszowych ? w wielu znanych mi badaniach największe błędy wynikały z niedociągnięć w tym zakresie.
Jeszcze razdziękuję za uwagi i pozdrawiam zza kałuży.
Każde badanie naukowe czy doświadczenie społeczne, wypowiedź w dyskusji albo opinia prasowa utwierdzają nas, belfrów, w przekonaniu, że posada nauczyciela publicznego to los skazańca za niewinność.
Wtrąconego do lochu przez okrutny świat zewnętrzny, stąd godnego (!) bezwarunkowego współczucia i nieskończonej tolerancji. Jak również odszkodowania w postaci wynagrodzenia i przywilejów, niezależnych od poziomu świadczenia.
Nazywa się to systemowym syndromem oblężonej twierdzy w przebiegu patologii wypalania zbiorowego.
Jest to także obraz mechanizmu samoobrony (nomen omen), kreującej zbiorową, opresywną mitologizację otaczającego świata, odpowiedzialnego za wirtualne krzywdy będące usprawiedliwieniem dla własnej niedojrzałości, bierności i wyobcowania społeczno-zawodowego i poczucia winy za dokonane wybory.
Są na to i mediany i percentyle, ale o ileż ciekawiej poznawać zjawisko empirycznie, na żywym organiźmie publicznych dysput… 🙂
Podobne stereotypy w myśleniu obserwuję na poziomie szkolnictwa wyższego. Jestem pracownikiem naukowym uczelni od 15 lat i od wielu osób wielokrotnie słyszałam, że mam pracę marzeń. Tu zaczyna się śpiewka znana z niższych poziomów kształcenia – 3 miesiące wakacji, kilka godzin wykładów tygodniowo, przyjeności w wyjazdach konferencyjnych (kilka zdań na temat pojawiło się wczoraj pod moim linkiem na facebook’u – https://www.facebook.com/#!/monika.kaczmareksliwinska/posts/188896717862312?notif_t=share_comment). Nie znam badań na poziomie szkolnictwa wyższego, które wchodziłyby w tematykę warunków pracy głębiej – zbadanie rzeczywistej liczby godzin pracy, wymagania nakładane na pracowników naukowych vs poziom finansowania owych wymagań przez uczelnię (musimy zdobywać kolejne stopnie naukowe, a znam wiele przypadków, że uczelnie wprost oświadczają, że nie finansują wyjazdów konferencyjnych, badań naukowych itp. Padnie za chwilę hasło: „można zdobyć grant ministerialny” 😉 w tej kwestii mogę podać kilka wniosków ze swoich doświadczeń w pozyskiwaniu grantu habilitacyjnego ;))
Do tego absurdalne zarządzania i niemoc w zmianie tego faktu.
Pracując 15 lat na uczelni dochodzę do wniosku, że – o ile nie miało się szczęścia spotkać na swojej drodze prawdziwego mentora-szefa – w przeważającej mierze jest to świetna praca dla tych, którzy traktują to miejsce jako zadaniowe w podstawowej formie (przychodzą na zajęcia, robią je, nie wnikają w pracę naukową, studentów omijają szerokim łukiem itp) Ci, którzy chcą się rozwijać i niestety zauważą absurdy pracy (często wg mnie możliwe do poprawienia bez kosztów, a tylko poprzez usprawnienie zarządzania) będą się męczyć.
Na tym styku „pracownika zaangażowanego – pracownika miernego” pojawiają się patologie opisane w książce Jacka Pyżalskiego i Doroty Merecz. Na poziomie uczelnianym wyglądają podobnie, nie wiem jakie byłyby wyniki badań, ale zjawiska identyczne. Dochodzi też kilka istotnych zjawisk wpływających negatywnie na atmosferę pracy – poczynając od nepotyzmu (dla wnikliwych polecam przejrzeć listy pracowników naukowych, administracyjnych i in. wielu uczelni w naszym kraju), który hamuje rozwój kadry i blokuje miejsca dobrych, bo już zajęli je „swoi”, przez plagiaty i autoplagiaty, które będą zamiatane pod dywan, aby nie urazić gronostajów siedzących w szafach, mierne prace naukowe, mierne doktoraty i habilitacje (ostatnim przebojem są wyjazdy za nasze pobliskie granice i ekspresowe habilitacje). O traktowaniu studentów nie wspomnę.
Mimo tych kilku krytycznych uwag nadal chcę pracować na uczelni – chcę się rozwijać, lubię pracę ze studentami (jestem opiekunem dwóch kól naukowych) i jakoś próbuję układać swoje działania w oparach uczelnianych zarządzeń/uchwał 😉
Czy wierzę w zmiany? generalnie nie, choć czasami z powodu wrodzonego optymizmu widzę jakieś mrugające światełko 😉
Pani Moniko:) mogę się tylko podpisać, zarówna jako nauczyciel szkół wszelakich z 20letnim stażem oraz jako nauczyciel akademicki dochodzący, także od 20 lat. Po prostu czasami/często/niekiedy trzeba zacisnąć zęby i robić swoje, najlepiej jak potrafimy. Ja o niedogodnościach zawodu zapominam, kiedy wchodzę do klasy, sali wykładowej i mogę mówić o tym, co sama lubię, co mnie interesuje/fascynuje/zachwyca i widzę, że moich uczniów (studentów) również. Ostatnio miałam ogromną satysfakcję, jak 50osobowa grupa studentów zarządzania prowadziła ze mną dyskusję na temat XVIIwiecznych form adresatywnych.
@Dil-se, Monika Kaczmarek-Śliwińska
Drogie Panie, zatrważające jest to, że osoby traktujące swoją pracę edukacyjną jako pasję, podchodzące do niej z entuzjazmem pomimo beznadziejnego systemu, nie mają żadnego wpływu na to jak ten system funkcjonuje. Zastanawiające jest jak wiele jest takich osób i że nadal nic nie można zrobić. Jak się człowiek tak zaduma to przelatują go dreszcze jak bardzo fikcyjna jest nasza demokracja.
Książkę powinni przeczytać dyrektorzy, a potem zdać egzamin z problemów dotykających szkołę i propozycji ich rozwiązań.
Aha, odnośnie promocji zdrowa wśród nauczycieli: nie chcę żadnego zespołu opracowującego jakiś tam znowuż program dla mnie. Chcę po pierwsze zachowania możliwości skorzystania z urlopu zdrowotnego. Nawet, a przede wszystkim, dla nabrania sił psychicznych do dalszej pracy. A po drugie: nieszykanowania nauczycieli z powodu zwolnień lekarskich, np. odbierania im motywacyjnego, zakazu wyjazdu na wycieczki z dziećmi itp.
Moja propozycja na poprawienie warunków pracy nauczyciela: poddać analizie instytucję „dyrektora szkoły”: kto nim zostaje, z jakiego powodu, jakie ma przygotowanie, jaki jest odbiór jego działań u nauczycieli, kim tak naprawdę jest: wykonawcą partyjnych planów, strażnikiem grona, straszakiem czy dobrym menedżerem, administratorem, człowiekiem z wizją, liderem, osobowością, z którą kojarzy się daną szkołę.
Może by tak odejść od nadawania „tytułów” dyrektora szkoły tylko z nadania polityczno – towarzyskiego. Że niby konkursy? Ech… Bliżej nam w tym wszystkim do krajów, z których często żartujemy, niż do krajów z tej części Europy, do której chcielibyśmy należeć.
I jeszcze jedna uwaga: w książce podano, że badanie przeprowadzono w kilku największych miastach Polski. Szkoda, że badanie nie objęło małych miast, takich od 40 tys. w dół. Może i zaobserwowano by inne jeszcze ciekawe zjawiska.
I jeszcze jedno: przygnębiły mnie dodane fotografie odnośnie wyposażenia klasy i pokoju nauczycielskiego. W „moim” pokoju dyrektor nie pozwala nawet na zostawianie materiałów przeznaczonych dla nauczycieli: statutu szkoły, kryterium oceniania zachowania, wso, podstaw programowych, rozporządzeń itp. Mamy po nie biegać na koniec szkoły do często nieczynnej biblioteki.
Czasem zastanawiam się, gdzie tkwi problem z trudnymi warunkami pracy, może po części w słabym przygotowaniu kadry kierowniczej do zarządzania szkołą i ludźmi, w niedostatkach inteligencji, kreatywności i pasji?
Overdrive pisze:
2011-11-19 o godz. 17:33
—
To chyba nie o demokrację chodzi, ale o postawę zawodową.
Nazywa się – roszczeniowa.
„Pasja” bowiem uszlachetnia i uświęca, wyjmując pasjonata spod kontroli płatnika i mechanizmów konkurencji.
Budząc też uznanie i współczucie społeczne, w mniemaniu pasjonata.
Tak też ukształtował niektórym pojęcie misji – komunizm.
Mnie przeraża, że te miazmaty nadal i po tylu latach najłatwiej znaleźć właśnie w szkole, która przecież emituje te akcje w nasz nieistniejący kapitał społeczny.
Co do metodologii (głównie z postu p. zmęczonej pasjonatki ? dziękuję za komentarz dot. badań): nasze badanie było reprezentatywne, przeprowadzono je w losowo wybranych placówkach z całego kraju bez względu na wielkość miejscowości lokalizacji. Referujemy tylko w książce badania CIOP dotyczące mobbingu ? te przeprowadzono w czterech dużych miastach. Rola dyrektora i jego przygotowanie ? bingo!- wiem to od dawna i dlatego szczegółowo podjęliśmy ten problem w badaniach. Przedstawiałem te wyniki na konferencji OSKKO, gdzie wielu dyrektorów dokładnie wiedziało, że to jest ważne i dyskutowało o tych wynikach: jest sporo osób, które zarządzając dbają o pracowników. Pasja bywa ?szczepionką? przeciwko wypaleniu ? niestety zwykle do czasu ? żeby ?wypalić się? trzeba się najpierw ?palić?. Wypalają się więc często osoby silnie zaangażowane poświęcające się pracy, które trafiają na toksyczne warunki w miejscu pracy. Myśl, że pasja (powołanie ? niemodny termin) połączone z warunkami,, które szanują tę pasję dopiero dają szansę na sukces.
Przepraszam, pozamieniało mi mysliniki na znaki zapytania, jak wkleiłem tekst do komentarza
Tekst J. Pyżalskiego oraz D. Merecz ciekawy.
Bliższy jednak dla mnie jest wpis Zmęczonej Pasjonatki.
Też mam dość nagonek na nauczycieli. Można cuda robić a i tak się okaże, że:
– na dyżury nie chodzę,
– mam tylko 18 godzin i długie wakacje
– mam gdzieś uczniów i rodziców,
– biorę pieniądze za nic,
– jestem roszczeniowy
itd
Odechciewa się jakichkolwiek działań.
Nie można powiedzieć słowa krytyki bo przecież dostaję pieniądze. Nieważne, że większość działań MEN oraz OP to blichtr i tombak. Wielkie słowa oraz na wszystko papier – podkładka.
Propaganda sukcesu kwitnie.
>?Co drugi nauczyciel obgaduje swoich kolegów, co piąty był ofiarą głupiego żartu, a co dziesiąty padł ofiarą mobbingu. Na dodatek pedagodzy pracują w mało komfortowych warunkach ? takie wnioski zostały zawarte w raporcie z badań ?Psychospołeczne warunki pracy polskich nauczycieli?, przygotowanym przez pracowników z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi.? <
To jest równie przekonywające jak jajcarskonaukowy tekst o śmiertelnym niebezpieczeństwie dla ludzkości wynikającym z jedzenia ogórków…;-)
O każdej grupie zawodowej da się w sposób uzasadniony powiedzieć to samo albo gorzej. Jeśli ktoś zna taką grupę, która jest z podobnych zjawisk wyłączona proszę napisać…;-)
S-21 pisze:
2011-11-19 o godz. 22:17
>?Co drugi nauczyciel obgaduje swoich kolegów, co piąty był ofiarą głupiego żartu, a co dziesiąty padł ofiarą mobbingu. Na dodatek pedagodzy pracują w mało komfortowych warunkach ? takie wnioski zostały zawarte w raporcie z badań ?Psychospołeczne warunki pracy polskich nauczycieli?, przygotowanym przez pracowników z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi.? <
To jest równie przekonywające jak jajcarskonaukowy tekst o śmiertelnym niebezpieczeństwie dla ludzkości wynikającym z jedzenia ogórków?;-)
O każdej grupie zawodowej da się w sposób uzasadniony powiedzieć to samo albo gorzej. Jeśli ktoś zna taką grupę, która jest z podobnych zjawisk wyłączona proszę napisać?;-)
Rzeczywiście pewnie trudno odnaleźć grupę, której nie dotykają patologie, ale wartościowym jest to, że badaczom chciało się podjąć trud zbadania skali zjawiska i opisania go.
Często marudzimy, że kasjerka pracuję zbyt wolno, obsługa sklepu nie jest zbyt miła, a nauczyciel nie ma takiej pasji i energii jak prof. John Keating w "Stowarzyszeniu umarłych poetów". Rzadziej dopada nas refleksja dlaczego tak się dzieje? Czy przypadkiem zachowanie pracowników nie jest pochodną ich warunków w pracy? Czy to już wypalenie zawodowe? Nie zastanawiamy się, ponieważ jesteśmy klientami i oczekujemy zachowań rynkowych – bardzo dobrej obsługi. I jak najbardziej mamy do tego prawo, ale czasami warto zastanowić się nad przyczynami. Badaczom chciało się i za to chapeau bas!
A propos innych grup zawodowych – może te badania tkną innych badaczy, aby przebadać kolejne grupy zawodowe? Ze swojej strony dziś stwierdziłam, że chyba moje badania habilitacyjne zostaną uzupełnione właśnie o problematykę wypalenia zawodowego pewnej grupy zawodowej, mimo że wcześniej nie brałam tego pod uwagę. Może właśnie działania przedsiębiorstw, które zamierzam zbadać łączą się poprzez wypalenie?
Pozdrawiam 🙂
S-21, daruj sobie po prostu tekst Katarzyny Sklepik (tytuł i podtytuł to kretyństwo). Jak długo będziemy jeszcze w ten sposób maltretowani słowem?
Przeczytaj książkę Pyżalskiego i Merecz. Jestem w połowie. Na razie nie żałuję straconego czasu. 🙂
S-21, daruj sobie po prostu tekst Katarzyny Sklepik (tytuł i podtytuł to kretyństwo). Jak długo będziemy jeszcze w ten sposób maltretowani słowem?
Przeczytaj książkę Pyżalskiego i Merecz. Jestem w połowie. Na razie nie żałuję straconego czasu. 🙂
Dil-se pisze:
2011-11-19 o godz. 13:42
„…mogę się tylko podpisać, zarówna jako nauczyciel szkół wszelakich z 20letnim stażem oraz jako nauczyciel akademicki dochodzący; ( a teraz o adwersarzu): naprawdę nie ma sensu kopanie się z koniem, brak argumentów, brak logiki, a nazywanie tego bełkotu przesiąkniętego nienawiścią zabiegami erystycznymi jest nadmiernym honorem…”
—
No i mamy przykład „akademizmu dochodzącego” w dyskusji i zdrowej, oświatowej ewolucji form retorycznych.
Nic dziwnego, że studenci aż pieją z zachwytu, skoro taki elokwentny i etyczny głos „doszedł” do nich ze szkoły powszechnej na wykłady 🙂
Nb. w jednej z licznych obecnie gminnych szkół zarządzania na liście płac pojawiło się stanowisko ‚opiekuna-akademika’, zajmowane, jak się w kontroli okazało, przez…portiera hotelu studenckiego. Poprzednio, zapewne – koniuszego kopnego w stajniach.
Do czego to dochodzi w wyrównywaniu honorem szans oświatowych akademikom, oj, do czego 🙂 Dobrze że na to i wypalanie… żelazem nie pomoże 🙁
Od 20 lat pracuję w szkole i przez większość tego czasu nie rozumiałem zasad działania polskiej szkoły. Okazało się, że zasada jest bardzo prosta. Paliwem działania szkoły jest donosicielstwo. Ten system tworzą dyrektorzy szkół. Dyrektor mały Stalin uczynił sobie parodię z demokracji. Proszę zwrócić uwagę jak często zmieniali się dyrektorzy w waszej szkole po roku 90. W obecnej sytuacji dyrektorem się jest a nie bywa. Długie sprawowanie władzy demoralizuje każdego. Zdemoralizowany dyrektor wspiera donosicielstwo wśród nauczycieli i pracowników obsługi. Sprawny donosiciel cieszy się ogromną gamą przywilejów głównie nadgodzinami. Dobrym materiałem na donosiciela jest pedagog szkolny. Pedagog ma przede wszystkim czas i wiele okazji do rozmów z dyrektorem. Podobne walory ma większość pracowników obsługi. Swoje obserwacje opieram na pracy w 9 szkołach. Może kogoś dziwi dlaczego tak często zmieniałem szkoły. Nie nawiedzę donosicielstwa, zmieniałem szkoły bo myślałem że źle trafiłem.
Skutki nadmiaru political correct:
1. Konserwator powierzchni płaskich – sprzątaczka
2. Opiekun akademika – portier
3. Koszt ustawy sejmowej w budżecie firmy(3 miliony) – republika bananowa
4. Ministerstwo Edukacji Narodowej – obniżanie poziomu nauczania w celu wepchnięcia 80 % społeczeństwa na obniżony poziom wymagań
5. Znalezienie śladu gada mezozoicznego w Górach Świętokrzyskich – dowód na rozwój polskiej nauki wg. MSzW, ponieważ jest to jedyna od lat polska publikacja w Nature
6. Doroczna reforma w edukacji – nowa świecka tradycja
…
Miejsce na blogu jest bardziej pojemne niż cierpliwość papieru
Jak najmita Gekko ukraść krowa to być dobrze, ale jak ktoś ukraść krowa Gekko to być źle i ten co to zrobił jest wyjątkowy drań i łobuz niegodny ludzkiego traktowania…;-)
Umarł el toro, niech żyje gekko?
„Skutki nadmiaru political correct”
Przecież tego nie można przedswkować, można ośmieszyć ale przytoczone hasła nie mają nic z poprawnością polityczną wspólnego.
Pisanie takich bzdur świadczy o nierozumieniu pojęcia political correct.
KC pisze:
2011-11-21 o godz. 11:59
—
Pozwolę sobie zauważyć, że stanowisko, o którym piszę, opiewało na „akademik – opiekun”. W ten sposób demokratyzuje się nam grono akademickie, co widać także na tym blogu 🙂
A tak poza tym, z resztą Pana wpisu tym razem zgadzam się bez zastrzeżeń.
—
S-21, Pana (bo nie moje) słowa „drań i łobuz” to zapewne wyraz dochodzących do głosu Pana aspiracji akademickich?
Nauka dochodzącej p. Dil-se nie idzie w las, a są tacy co narzekają na jakość oświaty. To zapewne o nich Pana słowa?
Bardzo śmieszne, jak za dawnych, minionych czasów, gratuluję.
—
nan pisze:
2011-11-21 o godz. 10:00
Tak, donosicielstwo w publicznych szkołach to wymóg systemowy, nie ma co szukać dalej.
Najciekawsze moim zdaniem, skąd biorą się donosiciele?
Czy to aby nie bracia belfrowie, najserdeczniejsi przyjaciele ludu nauczycielskiego, z jakimi swobodnie można pogadać na przerwie i w pokoju oraz najzagorzalsi krytycy krytyków szkoły?
Za komuny tak właśnie było, zwłaszcza w i po stanie wojennym. I najczęściej ci właśnie donosiciele prześliznęli się przez wszelkie lustracje. Z dumą, nadal bronią wolności nauczycielskich przed reformami (co utrzymuje ich donosicielstwo w cenie).
PS Oczekuję na tragikomiczne argumenty, że tak jest w każdej grupie zawodowej a jeśli nie – to tylko w wariatkowie i na wyspie głupców.
Chętnie zdam relację, hihi 🙂
melania pisze:
2011-11-21 o godz. 17:27
Umarł el toro, niech żyje gekko?
—
Za życzenia dziękuję, wolałbym nie cudzym kosztem… 🙂
…ja tam zadanie domowe odrobiłem, cytowaną przez Gospodarza pracę przeczytałem oraz potwierdziłem to przez odniesienie się, głupio czy mądrze, do tej jej części, którą jako tako rozumiem, czyli do cyferek.
…w szkole nie pracuję, więc mogąc wymądrzać się wolę jednak poczekać na opinie osób bardziej do tego uprawnionych…
…ciekawe jakie wrażenia odnosi p. Jacek Pyżalski czytając część tutejszych wpisów…
Do pana Jacka Pyżalskiego:
Cieszę się, że ktoś dyrektorom naświetla różne problemy, szkoda tylko, że po przyjeździe z takich spotkań innowacja przeciętnego dyrektora kończy się na rozdaniu nauczycielom na radzie sierpniowej kartki wydrukowanej z jakiegoś dyrektorskiego poradnika z podpowiedziami, co należy powiedzieć rodzicom w czasie pierwszych wywiadówek. Serio. I na tym koniec. Tyle z takich spotkań wynosi przeciętny polski dyrektor. A potem wraca do zamordyzmu i zupełnie niezrozumiałych zasad kierowania szkołą.
Tak z drugiej strony przydałyby się badania dotyczące sposobu kierowania szkołą, kwalifikacji kadry dyrektorskiej, egzaminu z najnowszych tendencji w pedagogice i edukacji. Plus – tak ode mnie – badanie ilorazu inteligencji, empatii, kreatywności i stopnia uzależnienia w różnych kwestiach od samorządów, którym szkoła podlega. Ciekawe byłyby wnioski.
Wiem, że moje wypowiedzi tchną żalem wobec kadry kierowniczej, ale niestety taka jest moja szkoła, takie mam warunki pracy, i z tego co się orientuję, nie tylko ja. Nie skarżę się dzieci – chociaż to też jest dobry temat: nikt nie zauważa zmiany mentalności w kolejnych rocznikach, co jest nie tyle zatrważające, co męczące, bo nie wiadomo już czego te dzieci tak naprawdę chcą… Czasem aż kusi mnie o wybranie najbardziej interesujących mnie obszarów i zbierania danych przez kolejnych kilka lat o moich nastolatkach.
„Myśl, że pasja (powołanie ? niemodny termin) połączone z warunkami,, które szanują tę pasję dopiero dają szansę na sukces.”
Marzę o takiej szkole. Chociaż coraz częściej myślę o zmianie kwalifikacji i poszukaniu innej pracy. Mój nik nie wziął się z braku pomysłu na siebie;)
Czekam na kolejne badania. Jeśli będzie potrzeba służę pomocą:)
Odnośnie wypowiedzi nan:
to prawda, donosicielstwo istnieje jako jeden z głównych sposobów zdobywania informacji w szkole przez przełożonych o swoich pracownikach. Donoszą nauczyciele na siebie, wzajemnie obgadują konserwatorzy. Zjawisko będzie dopóki dyrektorzy nie odwrócą się od donosicieli i nie pogonią ich ze swojego gabinetu. Już kilka razy byłam świadkiem jak donosiciel podjudzał, prowokował dyskusję, i siedział wśród rozgadanych nauczycieli kodując to, co mówią. Jak nauczycielki korzystały z momentu, że jadą z dyrektorem samochodem na konkurs, by obgadać i koleżanki ze szkoły i dyrektorów innych szkół. Paskudne i świńskie.
Ale cóż… solidarności starczy tylko na żałobne paski po śmierci papieża i biało-czerwone kokardki narzucone przez ministerstwo w czasie obchodów święta 11 listopada.
…jest możliwość, że rozumował on np. w taki sposób: w książce mam opinie 1214 rekrutów z poboru…na tym blogu piszą ochotnicy, a skoro wszyscy mówią, że armia ochotnicza sto razy lepsza od tej z poboru to glosy jakie tutaj zobaczę będąc sto razy mądrzejszymi i w try miga podwoją mój zasób wiedzy…wystarczy mi tylko 12 ochotniczych wpisów…
„…przydałyby się badania dotyczące sposobu kierowania szkołą, kwalifikacji kadry dyrektorskiej, egzaminu z najnowszych tendencji w pedagogice i edukacji. Plus ? tak ode mnie ? badanie ilorazu inteligencji, empatii, kreatywności i stopnia uzależnienia w różnych kwestiach od samorządów, którym szkoła podlega. Ciekawe byłyby wnioski.”
Wszystko fajnie. Problem polega na tym, że tego typu badania musiałaby zlecić i za nie zapłacić instytucja bądź komórka, która w większości przypadków powołuje takiego dyrektora. A co gdyby się okazało, że powołano niekompetentnego człowieka? No kompromitacja. Dlatego nikt takich badań nie zleci. Dopóki „jakoś się kręci” i nie ma karygodnych nadużyć, wszystko zostanie po staremu.