Kończymy z liberalizmem w edukacji
Kryzys spowodował, że kończy się moda na edukację liberalną. Podstawą liberalizmu jest zasada niekrzywdzenia ludzi, co w szkolnictwie oznacza równość praw wszystkich uczniów, równość nieuka i prymusa. W praktyce jest to nawet odczuwane jako wyższość ucznia słabego nad zdolnym. Zresztą wg liberalnej terminologii, ucznia słabego nie ma, dopuszczalne jest określenie „uczeń o specjalnych potrzebach edukacyjnych”.
Dzięki kryzysowi tak pojęta edukacja się kończy. Wracamy do idei, że nie wszyscy są równi, czyli do wyższości mistrza nad uczniem i prymusa nad głąbem. Dużo wody musi upłynąć, aby uczeń przerósł mistrza, a głąb poprawił się i zaczął zasługiwać na taki sam szacunek jak prymus. Kończymy z zasadami poprawności politycznej na lekcjach, wracamy do czasów, kiedy język nauczyciela odbijał stan faktyczny kompetencji uczniów. Jeśli uczeń jest leniem, obibokiem, głąbem i nieukiem, to należy mu to dosadnie uświadomić. Kończymy z liberalnymi metodami, które nakazywały tak manipulować słowami i znaczeniami, aby uczeń w swojej niekompetencji nie poczuł się urażony. Kryzys każe mówić młodzieży prosto z mostu, co sobą reprezentuje i jaki los ją czeka w przyszłości z takim zasobem kompetencji.
Nie piszę tego tekstu jako zwolennik końca liberalizmu w edukacji. Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć po tym, co widzę i słyszę. Jeszcze się zastanawiam, czy przypadkiem się nie przesłyszałem. Czy naprawdę kryzys ekonomiczny zmieni edukację na tyle, że skończymy z belferską elastycznością, która każe hołubić każdego ucznia bez względu na jego stosunek do nauki? Czy naprawdę przestaniemy bawić się w edukację, a zaczniemy po bożemu oddzielać ziarno od plew? Przestaniemy się czarować i powiemy, że uczniowie dzielą się, tak samo jak pracownicy, na lepszych i gorszych? Nieuków wyślemy do kozy, a w pierwszych ławkach posadzimy prymusów?
Komentarze
Diabeł tkwi w szczegółach, gdyż generalnie jestem za, przy szeregu zastrzeżeń. Najważniejsze z nich, to brak wkomponowania tej reformy w panoramę funkcjonowania całości społeczeństwa i państwa. To tak, jakby byle jaką drogę gminną zamienić w autostradę kończącą się w lesie. Bardzo niepokoją mnie zaprezentowane sposoby realizacji, które muszą skutkować zaniżeniem samooceny, chyba że skłonimy nauczycieli do pogodzenia się z uprzywilejowaniem w jakiejś formie nauczycieli w newralgicznych obszarach edukacji: nauczycieli nauczania początkowego (klasy 1-3 SP), polonistów, matematyków i nauczycieli języków obcych-którzy będą wysoko premiowani za ponadprzeciętne wyniki. Wzajemnych implikacji i sprzężeń zwrotnych dostrzegam tyle, że pewnie wyjdzie, jak zawsze, ale przynajmniej wykształci się elita i zawistny szacunek do niej, oraz wiedza o tym, co trzeba zrobić, by móc do niej wkroczyć. Dotarliśmy do takiego punktu, że każda istotna zmiana wydaje się być zmianą na korzyść.
Gdzie przebiega linia ironii w tym wpisie, nie potrafię się domyślić.
Głąb się nie poprawi, bo głąbem się człowiek rodzi.
I nawet taki niepoprawiony głąb zasługuje na szacunek, bo na szacunek zasługują wszyscy.
To samo z leniem, jeden się rodzi pracowity, drugi mniej i wiedza o tym prawie wszyscy którzy maja więcej niż jedno dziecko.
Słów deprecjonujących w określaniu drugiego człowieka używają tylko chamy, Gdzie ten odwrót od kultury następuje, nie zrozumiałem tego fragmentu?
I w koło Macieju, uczeń musi być pracowity, bo nauka to ciężka praca.
Eh..
Ciekawą uczyńcie naukę głąby, to się problem rozwiąże.
Ja jestem za. Nie pasuje mi polityka, że uczniowi należy się dopuszczający, bo chodzi do szkoły…A tak bywa. A nawet gorzej.
Muszę (!) przyznać, że takiego zestawu głupstw dawno nie widziałem a ni nie czytałem.
1/ Liberalizm opiera się na wolności wyboru i odpowiedzialności za czyny – a nie ma nic wspólnego z „poprawnością polityczną” czy równaniem wyniku (zakłamywaniem rzeczywistości). To domena socjalizmu, czyli emocjonalnej manipulacji społecznej.
2/ Epitety, jakimi obdarza Gospodarz uczniów – jak rozumiem, w zależności od arbitralnej oceny ich kondycji intelektualnej i – bez cudzysłowu, świadczą tylko o głębokim niezrozumieniu zarówno liberalizmu, jak i humanizmu czy roli zawodowej nauczyciela. Oczywiście wiem, że czyni to Gospodarz gwoli polemicznego przerysowania, ale wypadałoby zaznaczyć wyraźniej kpinę (?), zawartą w tym przekazie.
3/ Głęboko nieliberalne i autokratyczne właśnie jest podejście wykluczające podmiotowość ucznia i odpowiedzialność nauczyciela za wynik swej pracy. „Specjalne potrzeby” każdego z uczniów to przecież istota, podmiot pracy nauczyciela, w przeciwieństwie do scholastyki, zdegenerowanej rutyny i oportunizmu wobec administratorów systemu oraz pogardy dla swej roli i misji. Krytyka liberalizmu z takich pozycji jest wykwitem arogancji i ignorancji oraz wyobcowania ze współczesności. Ponownie oczywiście, zakładam, że Gospodarz myśli takie nie tyle ujawnia (jako własne), ile przedstawia ku krytyce.
Jeśli intencje Gospodarza odczytuję mylnie – to gore nam, skoro taką oświatę i świadomość oświatową na uczniów się kieruje.
Przy takim dizasterze cywilizacyjnym, kryzys finansowy to dla Polski będzie mały pikuś.
Uff 🙂
Nie jestem zwolennikiem pastwienia się nad dziećmi tyradami o ich takim czy innym podejściu czy wynikach. Wyniki powinny odzwierciedlać stan posiadanej wiedzy. O wynikach winno się dziecko poinformować wraz z informacją dlaczego takie wyniki osiąga i co powinno zrobić, by je poprawić. Nie powinno się natomiast wykształcać w dzieciach przekonania, że są słabe, niezdolne do poprawy nawet dzięki wytężonemu wysiłkowi, leniwe i z gruntu złe. Co innego wystawić negatywną ocenę, co innego zabić w człowieku motywację i zapał.
Swoją drogą, ciekawe co stanie się z różnymi dys-funkcjami skoro nie ma pieniędzy na te fanaberie. Pewnie załatwi się temat tak jak to drzewiej bywało: albo się nauczysz albo nie zdasz.
Cóż mamy też zajęcia „wyrównawcze”, które niczego nie wyrównują, bo pewnych rzeczy nie da się wyrównać… Głąb niestety pozostanie głąbem. To są geny. Inżynierii genetycznej na zajęciach jeszcze się nie stosuje.
Inna sprawa, jak o tym mówić, jak nazywać i jak oceniać. Nie chcemy zabijać w uczniu poczucia własnej wartości, bo wtedy on już nic nie będzie robił i niczego się nie nauczy.
do Gospodarza:
Kto ogłasza początek zmian? Od kiedy wchodzą w życie?
KC,
na razie są to informacje rozchodzące się pocztą pantoflową. Osoby wracające z konferencji, szczególnie miedzynarodowych, dzielą sie wrażeniami. Powtarza się nowinka, że liberalizm w edukacji się kończy. Jak tylko zbiorę konkrety, będę informował.
Pozdrawiam
Gospodarz
To na parę lat mamy spokój, a potem będzie tylko śmieszniej. Zanim w MEN to przetłumaczą… Znowu im wyjdzie z tego, jak na ich oficjalnej stronie, zamiast „MEN mieści się przy Alei Szucha” , to napisali, że „MEN mieści się przy Alei Gestapo”.
A już poważniej. Zjawiskiem powszechnym jest narzekanie ok. 60% rodziców na to, że ich dzieci w klasach 1-3 SP nudzą się na lekcjach, gdyż Pani musi zajmować się tymi deficytowymi. To okres rozstrzygający dla sukcesu edukacyjnego i zdynamizowanie tego procesu w latach następnych, dla większości jest „musztardą po obiedzie”. Dla mnie i dla wielu znajomych, obojętne jest, z którymi uczniami pracujemy: deficytowymi, przeciętnymi czy też z uzdolnionymi, byle stanowili mniej więcej jednorodną grupę. W przeciwnym razie, na dłuższa metę, wszyscy się męczą: nauczyciel i uczniowie. Dobry uczeń nie dostrzega sensu wysilenia się bardziej, słaby traci nadzieję na dogonienie chociaż przeciętnych. Najgorszą rzeczą jest odebranie człowiekowi nadziei i marzeń. W jednorodnej grupie osiągam znacznie większe sukcesy, łatwiej uczniów zachęcić do rywalizacji. Muszę jednak pamiętać, że wielu z nich, pomimo wytężonego wysiłku i pracy, trzeba przygotować do rozstrzygnięcia dylematu: zostań dobrym fryzjerem czy kosmetyczką, gdyż najlepszych nie dogonisz, a już jest 200 tysięcy bezrobotnych z wyższym wykształceniem na papierze. W Polsce młodzież już ma zakodowane przeświadczenie, że pracę po studiach „załatwia się po znajomości”. Musiałbym pracować z nimi 10 lat by zastępując rodziców uzbroić ich do walki o marzenia. Z niektórymi się udaje, ale mają też wsparcie rodziców.
Do Gospodarz
Gratuluję felietonu o polskim archaicznym stylu zarządzania ludźmi i placówkami w „Głosie Nauczycielskim” z 9 listopada!!!
Nic dodać nic ująć!:-)
Do Gospodarza
Pomylił Pan liberalizm z politpoprawnością!!!;-) A to bynajmniej nie jest to samo!!!
@Overdrive
„albo się nauczysz albo nie zdasz”
„Nie zdasz” kosztuje
@Gekko
„Specjalne potrzeby” – tak, trzy kilo papierów do tego – nie, bo powstanie nam kolejna Rzeczpospolita… „SEGREGATOROWA”
Jakoś nie mogę uwierzyć.
Czyżby już nastał koniec z przepychaniem na siłę do następnej klasy? Co z promocjami z oceną niedostateczną?
Jeżeli jakiemuś dziecku już się nie będzie chciało, to nie będzie wina nauczyciela?
90% uczniów ze specyficznymi … trzymało papierek jako tarczę, chroniąca przed nauką. Co z nimi? Co z ipetami?
Mocno powątpiewam w takie nowiny.
time pisze:
2011-11-10 o godz. 21:32
@Gekko
?Specjalne potrzeby? ? tak, trzy kilo papierów do tego ? nie, bo powstanie nam kolejna Rzeczpospolita? ?SEGREGATOROWA?
—
???
Najspecjalniejszą potrzebą (już bez cudzysłowu) polskiego ucznia jest, aby ktoś, kto np. myśli o nim epitetami „głąba genetycznego” (jak to pięknie zaprezentowano w tym wątku) nie miał szans zostać nauczycielem, lecz sam zgłębiał własną genetykę np. na straganie z kapustą.
Czy to wymaga aż tak wiele pisanych papierów, że porządnemu belfrowi brakuje liter?
A rządzą segregatorami w Rzeczpypospolitej – nauczyciele, największa grupa zawodowa w parlamencie (o czym już nietrafnie pisał kiedyś Gospodarz).
Kamyczek pro domo sua więc 🙁
Dużo się tu mówi o kulturze (a więc i o sztuce). To ja też.
Montaż słowno – muzyczny na edukacyjną Akademię Ku Pamięci (liberalizmu w oświacie i jego przedrostku – Neo).
—
Motto Wątku (lub odwrotnie, mormorando):
„Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć po tym, co widzę i słyszę.
(Kto ogłasza początek zmian? Od kiedy wchodzą w życie?)
Osoby rozchodzące się z konferencji pocztą pantofelkową
dzielą się (wrażeniami):
Głąb niestety pozostanie głąbem,
to są geny… i w edukacji się kończy”.
—
Część artystyczna: (z wysoka), pt.
Pan Profesor raczy? (muzyka)
Każda zmiana raka straszy
bo w kierunku jest – nie naszym
Nam do tyłu iść potrzeba
wydreptując kromkę chleba.
Słuchy raka, jak zająca,
w lęk potworny muszą wtrącać,
bo szumiąca choćby trzcina
gdzie mu tył, gdzie przód – wspomina.
A to siła (rak) przewodnia!
edukując zadkiem co dnia.
Nie potrzebne więc są zmiany
gdy na czele te organy.
Liberalne zaś pomysły
by z wolnością myśli – prysły,
raczmy gnębić genetycznie.
Rak z oświaty się – nie wytnie!
I to by było na tyle o niezmiennym losie nowinek i innych tam pułapek na raki 😉
Czy liberalizm jest tożsamy z pobłażliwością? Właśnie liberalizm kojarzy mi się z ‚krwiożerczym kapitalizmem’, wolnością i brutalnymi prawami natury, które lepszego nagradzają a gorszego pogrążają w porażce. Czyli wręcz przeciwnie niż we wpisie.
Nie bardzo rozumiem jakie problemy miałyby być rozwiązane dzięki nowemu podejściu. Jaki jest właściwie cel? Co niby ma zmienić ‚mówienie prosto z mostu’? Z drugiej strony, czemu ma służyć z kolei obstawanie przy pobłażliwości? Rozumiem, że to dwa różne podejścia, ale jaki jest ich sens i cel? Może jest tak, że żadne z nich nie prowadzi do założonego celu, a problem leży gdzie indziej?
o czym Pan pisze? Kto sie tak wypowiedział? Poprosze o jakis link.
„o czym Pan pisze? Kto sie tak wypowiedział? Poprosze o jakis link.”
Pisał gospodarz, że takie plotki krążą.
Konserwatyści też potrzebują się czymś karmić, mażą o kontrofensywie.
Są marzenia są i plotki o ich urzeczywistnieniu.
Normalka.
Oczywiście. Wkażdej plotce jest jakaś prawda, stad połączenie wątku edukacji z kryzysem. Bo jak się na skutek kryzysu Unia rozpadnie, jak na fali kryzysu zaczną się marzenia o kimś, kto silną ręką stanie na czele, to nie wydaje mi się, żeby na szkole to wstecznego piętna nie odcisnęło.
Pamiętam Giertycha
Zero tolerancji.
To hasło mówi wszystko.
@Gekko
Dziękuję za zlikwidowanie cudzysłowu przy SPECJALNYCH POTRZEBACH. Dziś przy świątecznym obiedzie, po uczestnictwie w spokojnej uroczystości z okazji, rozmowa toczyła się właśnie o wyżej wymienionych. W dyskusji uczestniczyli: niezamieszani w proces i zamieszani po obu stronach katedry.
wnioski:
1. rozumiem, że można zaspokajać potrzeby uczniów bez zbędnej biurokracji
2. pytanie retoryczne (przedstawiciela młodzieży): a przeciętny uczeń, którego trzeba zainspirować?
Mnie pozostały do uzupełnienia arkusze o nazwie:
„Rozpoznanie indywidualnych możliwości i potrzeb psychofizycznych ucznia szkoły …” (w ilości stron 14, w tym dane o zdrowiu, czynnikach wewnętrznych i zewnętrznych procesu uczenia się i jeszcze parę innych). Całość podzielona na tzw. obszary, łącznie z efektami.
Może to i mądrze, i postępowo, ale mnie taki papier nie jest potrzebny. Wystarczy, jeśli jeden czy drugi rozrabiaka czy dzieciak o mniejszym potencjale powie: kiedyś nie lubiłem polskiego a teraz lubię, podejdzie do biurka i zapyta: proszę pani, a jak to będzie, czy dobrze to zrobiłem(-am)? A mól książkowy poprosi o polecenie kolejnej lektury, albo zapyta, kiedy jest następne spotkanie z ciekawym człowiekiem w bibliotece lub innej placówce kultury. Młodsza koleżanka będzie chciała ze mną przygotować program artystyczny, czy jak wolisz, część artystyczną, może być o rakach…
PS
Papiery posłusznie wypełnię, albowiem jestem tylko zwykłym nauczycielem tablicowym,
a dyskusję o… będę kontynuować u cioci na imieninach.
„2/ Epitety, jakimi obdarza Gospodarz uczniów ? jak rozumiem, w zależności od arbitralnej oceny ich kondycji intelektualnej i ? bez cudzysłowu, świadczą tylko o głębokim niezrozumieniu zarówno liberalizmu, jak i humanizmu czy roli zawodowej nauczyciela. Oczywiście wiem, że czyni to Gospodarz gwoli polemicznego przerysowania, ale wypadałoby zaznaczyć wyraźniej kpinę (?), zawartą w tym przekazie.”
Podpisuje sie pod ta opinia.
„Kontrofensywa konserwatystow”, korzy chca miec prawo powiedziec slabszebu uczniowi „Ty glabie nie nadajesz sie do niczego, idz cegly ukladac”, spowoduje, ze uczen ten juz nigdy nic nie zrobi w zyciu dobrze, pograzy sie w alkoholizmie i nawet jesli ktos go zatrudni, bedzie krzywe sciany stawial. Ja bym tez stawiala. Czy z zemsty, czy z powodu utraty wiary w siebie i wartosc wykonywanej pracy? Wszystko jedno.
Nauczyciele, ktorzy marza o takiej edykacji, nie chce widziec ani na budowie, ani na smieciarkach. Jak ktos nie potrafi myslec to i do tego „sie nie nada”
Straszny mamy w Polsce podejscie do pracy, nikomu sie nic nie chce. Nikt nie rozumie, ze prace trzeba szanowac, ze slaby uczen to jest praca. Ze jego przyszla praca zasuguje na szacunek. Ludzie, przeciez nie mozna szanowac tylko za zdolnosci! Zdolnosci to cechy wrodzone, nie wypracowane! Nieuzdolniony uczen zasluguje na szacunek tak jak uzdoniony! Czy ideal spoleczny to 100% populacji z IQ 160? Nawet jesli, to kto bedzie domy stawial, sprzatal, gotowal? Czy taka praca hanbi? Mowimy, ze nie, ale co myslimy?
Czy taki jest efekt wychowania w katolickim chrzescijanskim kraju??? Pogardzac blizniego za nie jego „winy”? Podziwiac za niewypacowane, ale odziedziczone geny? To dlatego zawsze bylismy slabym krajem: jestesmy zwyczajnie glupi.
Brrr…Mam nadzieje, ze to takie plotki, marzenia wypalonych belfrow.
Z tego co widzę, to niektórzy wypowiadający się nie są belframi. Nie są w stanie wyobrazić sobie „ucznia”, który do szkoły przychodzi bo …., no właśnie, nie wiem dlaczego.
Zadania nie zrobi, lektury nie przeczyta, wypracowania nie napisze. Nie dlatego, że nie potrafi. Jemu się nie chce. Ma inne zajęcia, musi się bawić.
Jeżeli jeszcze ma rodziców, którzy nie mają dla niego czasu, to wszystko dziecku załatwią. Pieniążki, zaświadczenie z poradni o dysleksji, dyskalkulii, adhd i nie wiadomo co jeszcze.
Nauczyciel musi pisać dla ucznia dostosowania wymagań. Nie ma prawa postawić oceny niedostatecznej, zostawić na drugi rok w tej samej klasie.
Uczeń za to może sobie przeklinać, rzucić kwiatkiem, przerywać lekcję. Na wszystko ma papierek.
Gospodarz pisze m.in. o takich sytuacjach (mam nadzieję).
Autor prezentuje ciekawe podejsice, ale mam wrazenie, ze jak zwykle,
w Polsce jest wszystko o 180 stopni odwrocone….gdzie indziej liberalizm spoleczny sie zaczyna a konczy ten ekonomiczny….
tsubaki pisze: 2011-11-11 o godz. 18:38
„Czy ideal spoleczny to 100% populacji z IQ 160?”
Nie jest to możliwe. Konstruując skalę IQ, medianę wyników testu przyjmujemy za 100. Tak z definicji. Tak więc 100% danej populacji nie może mieć IQ = 160.
Jeżeli natomiast do testowania „naszej” populacji (np. Polski), którą potraktujemy jak podzbiór większej (Świat) użyjemy tego samego testu wyskalowanego dla „Świata”, to należy pamiętać, że jedno odchylenie standardowe w teście to (znowu z definicji) 15 punktów. Zatem 60 punktów ponad medianę daje osobników o inteligencji powyżej +4 sigma.
Przy ludności świata liczącej 7 miliardów liczba osobników o inteligencji 160 wynosi tylko około 222 tysiące. Polaków jest 38 milionów.
———————————————————–
Bardzo dużo głosów na Belferblogu wskazuje jednak, że IQ jest gówno warte. Ani dla danego osobnika ani dla społeczeństwa. W końcu zawsze ktoś zbuduje nam czy to przędzalnię czy to jakąś montownię lub call center. Będzie gdzie iść do roboty. W ostateczności zrewitalizuje się upadłe fabryki za pomocą kultury i nauki. Przed południem kulturalnie pani Kasia będzie nauczała swoją sąsiadkę, panią Gienię a po południu pani Gienia, kulturalnie rzecz jasna, będzie nauczała pania Kasię.
Tylko EQ się liczy! Przytulić, pocałować, pożałować, zdjęcia ze ślubu córki z koleżanką z call center obejrzeć.
Ja przepraszam, że ja tak z tymi cyferkami. To choroba, ja wiem. Żywe tranzystory w fabryce widziałem i tak mi się na mózg rzuciło.
To nie liberalna edukacja, ale Konstytucja RP i Ustawa o Systemie Oświaty oraz odpowiednie rozporządzenia gwarantują uczniowi równość praw. Równość praw nie oznacza, że każdy ma mieć piątkę, ale na szczęście oznacza, że tacy nauczyciele, którzy „dosadnie” uświadamiają uczniom, że są głąbami mogą stracić za to pracę. I dobrze.
Wpis Gospodarza nie zawiera żadnych faktów, do których mógłbym się odnieść. Poczekam na szczegóły albo sam znajdę. Mam nadzieję, że nie chodzi o rozwiązania ? la Roman Giertych.
Pomijając już moją niechęć do takich pomysłów, uważam, że są niemożliwe do zastosowania w XXI wieku w demokratycznym kraju (w dłuższym okresie czasu).
time pisze:
2011-11-11 o godz. 16:49
„…Wystarczy, jeśli jeden czy drugi rozrabiaka czy dzieciak o mniejszym potencjale powie: kiedyś nie lubiłem polskiego a teraz lubię…”
W pełni się zgadzam, to (cytowane) to warunek konieczny. Ale nie pracujemy tylko dla siebie – w zdrowym środowisku społecznym jesteśmy częścią systemu, służącego wspólnym celom. Dodam, że generalnie, to nie same „papiery” są tym, co nas do nich zniechęca. W chorym systemie zniechęcający jest brak sprzężenia zwrotnego pomiędzy wypełnianiem papierów a ich wpływem na kondycję zawodową wypełniającego. Tak jest w systemie chorym, czyli – naszym. W zdrowym (z którego u nas papiery się małpuje) takie sprzężenie jest sensem systemowej organizacji pracy i zarządzania.
System bez sensu – to i jego obowiązki zdają się nimi także (i słusznie).
PS Jeśli raczysz, metafora raka jest do wzięcia na akademię, royalty free 🙂
___________
tsubaki pisze:
2011-11-11 o godz. 18:38
„…To dlatego zawsze bylismy slabym krajem: jestesmy zwyczajnie glupi…”
Podzielając obserwacje, wbrew pozorom z tym wnioskiem zupełnie się nie zgadzam 🙂 Nic to, że wpis Gospodarza (bez domniemania ironicznego cudzysłowu w jego tekście) mógłby do takich wniosków skłaniać.
Kwestia metodyki ocen, chociaż przedstawiona we wpisie w krzywym zwierciadle (ironii albo niekompetencji) jest w gruncie rzeczy dość prosta do przełożenia na metodykę systemową.
Krótko o tym: Ocena wyniku być musi – inaczej praca demotywuje; kryteria oceny muszą być zróżnicowane i uwzględniać to, o czym piszesz (a więc nie tylko wyjściowy potencjał intelektualny ale i wkład oraz efektywność pracy, także zaangażowanie czyli chęć wcieloną w życie), procedura ocen jawna, jednoznaczna i obiektywna.
Wreszcie nomenklatura i formy komunikacji ocen muszą spełniać warunek motywacyjny, wyznaczając mapę (drogę i sposoby) rozwoju oraz jego cele.
Na początku jednak potrzebna jest odpowiednia postawa i motywacja w roli nauczyciela, bo inaczej każde narzędzie i metodyka oceny (choćby najłatwiejsze do wyuczenia) staną się „brzytwą w rękach małpy”.
Taką, jak krytycznie opisujesz to Ty albo ironicznie (?) Gospodarz.
_________
stary pisze:
2011-11-11 o godz. 20:40
„…Z tego co widzę, to niektórzy wypowiadający się nie są belframi. Nie są w stanie wyobrazić sobie ?ucznia?, który do szkoły przychodzi bo ?., no właśnie, nie wiem dlaczego.”
Mnie z tutejszych dyskusji łatwiej wyobrazić sobie nauczyciela, który do szkoły przychodzi nie wiadomo dlaczego. Pomimo, że bierze ZA TO pieniądze (jak mu się zdaje). Uczeń zaś do szkoły przychodzi – bo musi (to:dlaczego), po to, aby się czegoś nauczyć (to: po co).
Nie napotykając tam na nauczycieli, wiedzących za co biorą pieniądze i jak to zrobić, słusznie okazuje im zwis kalafiorowy.
Powiem Ci, jak ekspedientce w mięsnym PSS-ie, co zrobić z uczniami, niemającymi słusznej postawy klienckiej: za pysk ich, fotka na tablicę i podpis >tych nie obsługujemy<
Marzenie raju utraconego, co? 🙂
____
zza kałuży pisze:
2011-11-11 o godz. 22:29
(…)
Przeprosiny przyjęte, za wpisy – en block. Widzenie tranzystorów współcześnie to objaw (fakt) – albo rozdzielczości wzroku rzędu 2 miliardów na 1 cm2, inteligencji genetycznej rzędu sigma tau, albo wpis pochodzi z zaświatów (a przecież tylko – zza kałuży).
🙂 PS. Uprzedzam, że to żarcik.
Kubek pisze:
2011-11-11 o godz. 23:07
(…)
Kubek w kubek mam to samo zdanie i założę się, że nie jesteś belfrem…:)
Może,jak uczeń dostając ocenę niedostateczna,będzie miał świadomość, że nie przejdzie do następnej klasy, wystarczy,by się zorientował,że głąbem jest??:))
Gekko
„Mnie z tutejszych dyskusji łatwiej wyobrazić sobie nauczyciela, który do szkoły przychodzi nie wiadomo dlaczego. Pomimo, że bierze ZA TO pieniądze”
Jeżeli tak uważasz, to przestań pisać jaki nauczyciel powinien być. Twoim zdaniem to robotnik, który dostaje dniówkę i ma stać przy maszynie bez gadania. Tego się trzymaj. Dyskusja będzie łatwiejsza.
„Twoim zdaniem to robotnik, który dostaje dniówkę i ma stać przy maszynie bez gadania.”
Jak wiele to zdanie mówi o autorze.
Moim zdaniem zawód nauczyciela można bardziej do kelnera albo lokaja porównywać bo to usługi. Praca w usługach tym się różni od pracy robotnika, że trzeba klijentu w tyłek wchodzić.
Poczucie wyższości jest zatem zupełnie nieuzasadnione.
Do Kubek,Gekko-najmity itp.
>To nie liberalna edukacja, ale Konstytucja RP i Ustawa o Systemie Oświaty oraz odpowiednie rozporządzenia gwarantują uczniowi równość praw. <
To są pochodne politpoprawności i … można je zmieniać!!!;-)
Od 11.09.2001 trwa w 'świecie zachodnim" demontaż rozbudowanego systemu "praw człowieka" z multikulti, politpoprawnością, rozbudowanym socjalem itp.itd. Trwa demontaż bo to użyteczne narzędzie walki z blokiem sowieckim po upadku tego bloku przestało być potrzebne…;-)
Pora wrócić na ziemię…;-)
stary pisze:
2011-11-12 o godz. 08:25
—
Tak, robotnik bynajmniej nie jest opłacany za gadanie przy maszynie.
Podobnie nauczyciel, hydraulik i każdy, kto bierze pieniądze – powinien rozumieć – za co i to właśnie dostarczyć.
Potwierdzasz to, o czym piszę – nie ma zrozumienia wśród nauczycieli, czym różnią się od związkowego krzykacza, opłacanego za moszczenie sobie zatrudnieniowego gniazdka krzykiem.
Jako zatrudniający – orzekam konieczność zwolnienia, jako doradca – powrót do taśmy.
Stare klimaty w nowych czasach serwujesz, Stary ;(
Gekko
Cieszę się, że nie muszę usługiwać Twojemu dziecku. Gospodarz właśnie mówi o takiej młodzieży, którą rodzice posyłają do szkoły jak do restauracji. Nogi na stole i im się należy.
Nie ma sensu z Tobą dyskutować. Zbyt duża różnica zdań.
Gekko
Cieszę się, że nie muszę usługiwać Twojemu dziecku. Gospodarz właśnie mówi o takiej młodzieży, którą rodzice posyłają do szkoły jak do restauracji. Nogi na stole i im się należy.
Nie ma sensu z Tobą dyskutować. Zbyt duża różnica zdań.
http://www.youtube.com/watch?v=y2wy9VIm4Rs&feature=related
coś pięknego, lubię gościa
Anonim pisze:
2011-11-12 o godz. 13:23
Gekko…
Cieszę się, że nie muszę usługiwać Twojemu dziecku.
—
Gwoli ścisłości – nie możesz.
Zadbałem, aby nikt o takiej mentalności nie miał do moich dzieci dostępu.
Moje dzieci (wraz z wieloma innymi) miały okazję w szkole pracować (!) pod kierunkiem nauczycieli a nie wysłuchiwać skarg budżetowych jakiś ‚służących’ z własnego nadania, co chyba sugerujesz jako swój ethos.
Ci nauczyciele zarabiali też adekwatnie, do kompetencji zawodowych, jakimi się w pracy wykazywali a nie pobierali pensję za służebne jedynie wobec własnych interesów „chodzenie do szkoły”.
Potwierdza się w Twojej zaczepce jaskrawo moja obserwacja o niekompetencji tych, co nie wiedzą na czym polega to, za co biorą publiczne pieniądze (o ile taką ‚służbą’ zarabiasz na życie).
Wyjątkowo wstrętne i niegodne ze strony nauczyciela jest argumentowanie ad personam i mieszanie do dyskusji rodzin dyskutantów, zwłaszcza dzieci.
Do zwolnienia.
Mój poprzedni komentarz do @Anonima okazuje się także komentarzem do @Starego.
___
Marian z Goniądza pisze:
2011-11-12 o godz. 10:02
„Moim zdaniem zawód nauczyciela można bardziej do kelnera albo lokaja porównywać bo to usługi. Praca w usługach tym się różni od pracy robotnika, że trzeba klijentu w tyłek wchodzić.
Poczucie wyższości jest zatem zupełnie nieuzasadnione.”
Bardzo mi się nie podoba to, co napisałeś, chociaż krytykujemy ten sam (dlatego piszę do Ciebie) pogląd kogoś innego.
Jeśli mówimy o równie kompetentnym i uczciwym wykonywaniu pracy, to żadna nie jest „lepsza” czy „gorsza” i z tego, a nie z innych powodów, nie daje podstaw do uczucia wyższości czy wyrazów poniżenia (co czynisz).
Praca w usługach nie polega na „włażeniu klijentu w tyłek”, chyba że jesteś proktologiem (a i w tym wypadku nie włażenia ale leczenie jest celem).
Skądinąd, samo wyrażenie ‚klijentu w tyłek’ mnie, jako „temu misiu” się podoba, ale może tylko dlatego, że mi się oczko urwało 😉
Mój poprzedni komentarz do @Anonima okazuje się także komentarzem do @Starego.
___
Marian z Goniądza pisze:
2011-11-12 o godz. 10:02
„Moim zdaniem zawód nauczyciela można bardziej do kelnera albo lokaja porównywać bo to usługi. Praca w usługach tym się różni od pracy robotnika, że trzeba klijentu w tyłek wchodzić.
Poczucie wyższości jest zatem zupełnie nieuzasadnione.”
Bardzo mi się nie podoba to, co napisałeś, chociaż krytykujemy ten sam (dlatego piszę do Ciebie) pogląd kogoś innego.
Jeśli mówimy o równie kompetentnym i uczciwym wykonywaniu pracy, to żadna nie jest „lepsza” czy „gorsza” i z tego, a nie z innych powodów, nie daje podstaw do uczucia wyższości czy wyrazów poniżenia (co czynisz).
Praca w usługach nie polega na „włażeniu klijentu w tyłek”, chyba że jesteś proktologiem (a i w tym wypadku nie włażenie, ale leczenie jest celem).
Skądinąd, samo wyrażenie ‚klijentu w tyłek’ mnie, jako „temu misiu” się podoba, ale może tylko dlatego, że mi się oczko urwało 😉
stary,
coś pięknego, zwłaszcza ten wielki krzyż na ścianie,:):):) w chrześcijańskim duchu się zachował.
To chyba w moich stronach inne wiatry wieją, bo nam właśnie każą hołubić uczniów słabych – z zaburzeniem zachowania, z niedostosowaniem społecznym, ze wszystkimi dys. itp. Tak naprawdę oczekuje się ode mnie, żebym zajęła się wszystkimi uczniami, którzy czegoś potrzebują. Ale tak myślę sobię „Jak to zrobić?” W świecie panuje trend specjalizacji a nauczyciel ma być specejalistą, ale od wszystkiego, od każdej dziedziny życia w szkole. No bo tak:
– mam zorganizować śwetną akademię (najlepiej żeby grało, śpiewało i tańczyło i by się nikomu nie nudziło)
– mam umieć zająć się uczniem zdolnym
– mam umieć udzielić pomocy psychologicznej uczniowi ( toż ja tylko po polonistyce jestem, w Polskim Towarzystwie Psychologicznym powiedzieliby, że nie mam uprawnień, że mogę zrobić pcjentowi krzywdę)
– mam udzielić pomocy psychologicznej jego rodzicowi na jego prośbę
– mam dobrze uczyć – osiągnąć dobre wyniki na testach (jakby to tylko ode mnie zależało)
– mam spełniać wszystkie obowiązki wychowawcy (dzienik papierowy i internetowy, wywiadówki i kłótnie wychowanków, wycieczki i biwaki…)
– mam zorganizować wycieczkę (niemal jak biuro turystyczne)
– mam wziąć udział udział w projektach, najlepiej międzynarodowych (znajomośc języka obcego nieodzowna)
– mam napisać procedury odnośnie pomocy cukrzykowi i epileptykom (jak lekarz)
– mam mieć w paluszku przepisy oświatowe, finansowe (jak urzędnik)
– mam rozumieć fundusze strukturalne
– mam wyprodukowac kolejne tony protokołów i harmonogramów, programów i analiz (niemal jak wydawnictwo)
– mam zorganizować kilka kolejnych konkursów,
i na razie nie chce mi się przypominać więcej, co jeszcze mam.
Jestem już certyfikowanym pilotem wycieczek, kierownikiem wycieczki, specjalistą od międzynarodowych projektów, przewodnicząca zespołu przedmiotowego, liderem wdn-u, specem od ewaluacji wso, wychowawcą, znawcą tego i owego… do szczęścia chyba brakuje mi jeszcze oligo, podyplomówki o zdobywaniu funduszy i technika administracji, informatyki i właściwie zarządzania oświatą…
Kim tak właściwie jestem?
Ludzi w Polsce myśląc o belfrach posługują się jednym słowem „nauczyciel” – i naprawdę nie zdają sobie sprawy, że kiedyś to może w szkole i pracował nauczcyiel, teraz… ktoś, kto musi zdobywać kolejne sprawności, jak zuch;) a i one nie gwarantują mu pracy od września…
Gekko
Nie odczytałeś konwencji. W komentarzu odpowiadam z pozycji starego. Komentarz nie zawiera moich poglądów a wszelkie podobieństwo..
Marian z Goniądza pisze:
2011-11-12 o godz. 20:34
Nie odczytałeś konwencji.
—
Ty też 🙂 Tylko misiu, co musi mu się oczko urwało, może takie idealistyczne bzdury, jak ja, belfrom sadzić 😉
PS Ten belfer z jutuby to stary, tylko cojones mu puściły? Jeśli tak, to fajny gość, dopóki mówi w nieznanym języku. Po polsku to już brzmi fatalnie… 🙂 Krzyż – jw, tylko pod nim takie cuda (?) (!)…
Jak to się dzieje, że znika jeden prowokujący typ a na jego miejsce praktycznie od razu pojawia się kolejny.
Do nn
Bo to ten sam najmita, tylko nicki zmienia;-)