Studenci coraz gorsi, a praktykanci lepsi
Podobno studenci są coraz gorsi. Wykładowcy nie mogą u swoich słuchaczy, jak to dobitnie wyraził jakiś czas temu prof. J. J. Jadacki, „założyć żadnego wspólnego minimum wiedzy”. Zupełnie inaczej rzecz się ma z praktykantami. Otóż dawniej, gdy jeszcze studenci byli podobno na poziomie, praktykantami okazywali się bardzo mizernymi. Teraz zaś praktykanci są coraz lepsi. Dawniej wychodziłem z części lekcji prowadzonych przez kandydatów do zawodu, gdyż wszystko się we mnie gotowało, obecnie zaś z przyjemnością siedzę. Nie tylko moi uczniowie korzystają z wiedzy, zaangażowania i świeżości studentów, ale także ja wiele się mogę nauczyć.
Można, oczywiście, każdego praktykanta przydusić bezsensownymi wymaganiami, ale można też pozwolić mu rozwinąć skrzydła. Zapewne gdybym próbował ustalić ze studentami wspólne minimum wiedzy, okazałoby się, że płaszczyzna porozumienia jest wielkości główki od szpilki. Jednak to nie upoważnia do wartościowania, kto jest lepszy. Praktykanci wiedzą swoje, ja swoje, różnimy się bardzo, ale to nie znaczy, że moja pewna wiedza jest lepsza od ich pewnej wiedzy. Gdy słucham, jak wykładowcy narzekają na swoich studentów, mam ochotę powiedzieć: „Skromności, trochę skromności”. Przecież duch intelektualnego spowolnienia opanował nie tylko studentów, ale także, a może przede wszystkim kadrę akademicką. Wystarczy chłodnym okiem przyjrzeć się osiągnięciom.
Dobrzy studenci i dobrzy praktykanci to jednak pewien problem. Można im zwyczajnie nie sprostać. O wiele korzystniej jest, gdy praktykanci są kiepscy – brakuje im wiedzy, nie wzbudzają kontrowersji, grzecznie reagują na polecenia, żyją w strachu, czy uda im się zaliczyć – wtedy są po akademicku idealni. Takich osób na studiach rzeczywiście coraz mniej. Na moim poletku też zauważam, że dramatycznie kurczy się liczba studentów, którzy chcą i potrafią prowadzić dęte lekcje. Ale czy to jest problem? A jeśli nawet, to dla kogo?
Komentarze
Komentarz do poprzedniego wpisu.
Szanowna Mado:
Oczywiscie, ze nie zapomnialem, ze to nie nauczyciele ukladaja spisy lektur. Jednakze maja wplyw na lektury. Szanowna Mado, z przykroscia stwierdzam, ze jesli chodzi o literature, to ze z zadnej szkoly nie wynioslem nic godnego uwagi. Z wyjatkiem fonetyki, za ktora szczerze nienawidzilem moja polonistke. Po latach musialem zrewidowac swoje poglady i skonstatowac, ze fonetyka rzeczywiscie w zyciu mi sie przydala. Ale to chyba wyjatek.
Wracajac do tematu lektur, to chyba oczywiste, ze nie przystaja do wspolczesnosci. Jasne jest dla mnie, ze latwiej jest wykladac to, co juz jest opracowane w skryptach, ale przeciez chodzi o to, by uczniow nauczyc – nie tyle czegos nowego – ile samej techniki i metodologii uczenia „sie”, ktory to proces zachodzi do konca zycia. Alternatywnie – mozna ogladac telewizje.
A mnie zawsze ciekawiło, na którym roku studiów pedagogicznych (czy specjalności nauczycielskich innych kierunków) studenci po raz pierwszy mają kontakt z uczniami w szkole?
Pamietam z liceum dwa przypadki praktykantów. W obu wypadkach byliśmy proszeni przez stałego nauczyciela o wyrozumiałość i o „specjalne” traktowanie praktykanta.
W pierwszym przypadku student okazał się być wesołym optymistą, raczej z gatunku abnegata, niewątpliwie zakochanym w swojej astronomii. Praktykował na fizyce i nie był w stanie doprowadzić do końca jednej linijki obliczeń bez pomyłki. Klasa oczywiście zaraz zauważyła i posypały się podpowiedzi i zwracanie uwagi na pomyłki. Student ani trochę nie stracił humoru, rozbrajająco przyznał się, że on już tak ma i nie potrafi liczyć i że jest i będzie bardzo wdzięczny za wszelkie wyłapane byki na tablicy.
Emanował entuzjazmem i bezgraniczną miłością do astronomii, której przykładów najchętniej używałby do wyjasniania wszystkich tematów z fizyki, jakkolwiek by były one naciągane.
Jego praktyki z fizyki zakończyły się proszeniem przez nas dyrekcji o sprowadzenie go w czwartej klasie jako nauczyciela astronomii, co też się stało. Dalej popełniał tysiąc błędów na minutę i dalej go lubiliśmy i dużo się od niego nauczyliśmy.
Praktykantką numer dwa, też z fizyki, była bardzo zestresowana studentka. Całkiem ładna, elegancka, spięta i widocznie zmrożona strachem do niemożebności.
Tłumaczyła łopatologicznie, nudnie, ciagle zaglądając do notatek i przepisując je na tablicy. Nie udało się jej uniknąć jakiejś drobnej pomyłki i ktoś tam z klasy ją poprawił.
Praktykantka strawiła pierwszą uwagę, ale z widocznym trudem. Drugiej takiej samej już nie była w stanie. Wybiegła z klasy i za chwilkę usłyszeliśmy z korytarza głośny wybuch płaczu.
Nie wiem, co się z nią stało, bo więcej się w naszej klasie nie pokazała. Zostaliśmy objechani za takie zakończenie jej praktyki, ale nikt w klasie nie czuł się specjalnie winny, bo nikt nie był dla praktykantki złośliwy.
W związku z tym mam pytanie: Jak wcześnie w swojej karierze student ma szansę dowiedzieć się, czy publiczne przemawianie przed klasą paraliżuje go totalnie i że być może kariera nayczyciela nie jest dla niego? Bo jeżeli dostaje taką szansę na sam koniec studiów to wtedy może być to grubszy problem.
zza kałuży,
moi praktykanci są po czwartym roku studiów. Wcześniej praktykowali w podstawówce i gimnazjum.
Pozdrawiam
DCH
Ja musiałem przeprowadzać na studiach lekcje już na początku III roku w ramach zajęć z dydaktyki. Były to lekcje w szkole podstawowej i liceum. Po III roku praktyka miesięczna w podstawówce, po IV roku – miesiąc w liceum. Po latach sam miałem pod swymi skrzydłami praktykantkę, która „musiała” zaliczyć praktyki, było strasznie!
„A mnie zawsze ciekawiło, na którym roku studiów pedagogicznych (czy specjalności nauczycielskich innych kierunków) studenci po raz pierwszy mają kontakt z uczniami w szkole?”
jeśli jest to student politechniki robiący kurs pedagogiczny to będzie to 5, może 4 rok studiów
wczoraj mieliśmy szkolenie w zakresie pracy z tablicą interaktywną. „Staruchy” słuchały z zaciekawieniem. Praktykant rzucił z rozbrajająca szczerością: „fajna zabawka, ale po tygodniu by mi się znudziła”
Świetnych praktykantów też miałam, ale poszli uczyć wyżej 🙁
„Dawniej wychodziłem z części lekcji prowadzonych przez kandydatów do zawodu, gdyż wszystko się we mnie gotowało….” Trzeba było Panie Gospodarzu zostać, póżniej omówić sposób prowadzenia lekcji z praktykantem.
Ale nie to jest najważniejsze w moim wpisie. Pragnę podkreślić, że praktykanci mówiąc o swoich problemach, podkreślają swoją bezradność w zakresie kształtowania dyscypliny w klasie, gdy brak nauczyciela. Żalą się także na marne perspektywy zatrudnienia, co jest jedną z przyczyn odbębniania praktyk przez wielu z nich. Oni mi zazdroszczą ,żę pracuję w zawodzie. Ja natomiast im zazdroszczę ich wieku i z przyjemnością patrząc na zgrabne praktykantki, wspominam swoje studenckie czasy i łza się w oku mi kręci, bo jak pisał poeta:”Nie dogonisz i w sto koni czas, który przeminął”.
time: „Praktykant rzucił z rozbrajająca szczerością: ?fajna zabawka, ale po tygodniu by mi się znudziła?”
Brawo praktykant! Za zdrowy rozsadek.
Wszystkie takie „interaktywne gadzety” to zwyciestwo technologii nad zdrowym rozsadkiem. Oraz zwyciestwo wiary w to ze forma jest wazniejsza niz trescc.
AN szczescie po tygodniu – dwoch gadzety sue psuja. A na naprawe nie ma pieneidzy. Tez na szczescie
Brawo A.L.!
Głos rozsądku w naszym domu.
Nie ma to jak rozwinąć mapę na historii czy otworzyć podręcznik na biologi.
Żaden gadżet nie zastąpi tego szelestu kartek, tej skrzypiącej na tablicy kredy i zapachu ściery.
A. L., kilka wpisów wcześniej podlinkowałem artykuł mówiący o używaniu laptopów zamiast książek, ale bez żadnych uwag. Chcę zaznaczyć, że nie podzielam zawartych w nim w opinii. Mój stosunek do wszelkiego rodzaju nowoczesnych urządzeń jest czysto utylitarny. Z jednej strony nie podzielam płytkiej fascynacji i zachwytu nowoczesnymi technologiami, z drugiej, nie mam oporów, aby w konstruktywny sposób te narzędzia używać. Nie bardzo rozumiem, dlaczego np. tablicę interaktywną uważasz za gadżet. Pożyteczne narzędzie, a nie zabawka. Równie dobrze można kontestować używanie pralek, lodówek i kuchenek mikrofalowych.
parker pisze: 2011-09-15 o godz. 15:02
„Brawo A.L.! Głos rozsądku w naszym domu. Nie ma to jak rozwinąć mapę na historii czy otworzyć podręcznik na biologi. Żaden gadżet nie zastąpi tego szelestu kartek, tej skrzypiącej na tablicy kredy i zapachu ściery.”
Cokolwiek, co pozwoli ZWOLNIĆ bezrozumne wirowanie kółek w główkach dzieciątek zainteresowanych wszystkim POZA nauką oraz WŁĄCZYĆ ich mózgi.
Przy każdej mojej (chociaż baardzo rzadkiej) wizycie u lekarza, niezależnie od strony kałuży, największą dla mnie trudnością było zawsze WŁĄCZENIE JEGO MÓZGU. Niestety, ale czas okazywał się zwykle najbardziej znaczącą zmienną, czyli koniecznym było dla mnie przeciągnięcie wizyty do jakiejś minimalnej długości, po jakiej WIDZIAŁEM, że w oczach lekarza zapala się światełko i na twarzy pojawiają pierwsze oznaki MYŚLENIA.
Bez takich oznak wizyta była stratą czasu dla nas obojga, gdyż porady równie dobrze mógłby udzielić mi jakiś skomputeryzowany system ekspercki przez internet.
Cokolwiek, czego nauczyciel używa w klasie powinno mieć dodatni bilans nieuniknionego odwracania uwagi od powodu, dla którego jesteśmy w klasie i pomagania w zapamiętaniu i zrozumieniu przekazywanych treści, najlepiej oczywiście jeżeli oba procesy „ukryją się same” pod przekonaniem uczniów iż nikt ich niczego nie uczył a wszystko „odkryli” i zrozumieli sami.
Nie jest dla mnie takie oczywiste, że te nowinki techniczne są tak uniwersalnie pożyteczne. Znowu na moim przykładzie. Pierwszy kalkulator dostałem w 1976 roku. Był to TI-30 i zafascynował mnie od samego początku. Do tego stopnia, że natychmiast po odjęciu od siebie wyświetlonego wyniku dzielenia 1/3 oraz 0.3333333333 wpisanego z klawiatury zacząłem szukać publikacji na temat obliczeń numerycznych i ich dokładności. Mój pierwszy program jaki napisałem w życiu (i który skonsumował cały czas obliczeniowy przeznaczony w danym semestrze na dydaktykę w moim instytucie) liczył liczbę PI z dokładnością do kilkudziesięciu tysięcy cyfr chociaż używał bardzo niewydajnego algorytmu. Cóż, student się uczył…
Kiedyś zaangażowałem koleżankę ze szkoły muzycznej (ja byłem zawsze głuchy) aby pomogła mi zaanalizować różne dźwięki jakie wciskanie w kalkulatorze kolejnych klawiszy z cyframi powoduje w głośniku radia na paśmie AM. Wyświetlacz był na LEDach i żarł dużo prądu w porównaniu z np. LCD. Kalkulatorem koleżanka mogła zagrać zgrabną melodyjkę na radiu, co jej się nawet spodobało.
Bardzo niewielu moich kolegów tak intensywnie bawiło się kalkulatorami.
Muszę powiedzieć, że dla dużej części moich znajomych spoza szkoły pasował żart:
„Dałem ci Jasiu pięć kalkulatorów, następnie zabrałem trzy, to ile kalkulatorów ci zostało?”
Młodzież się zmienia, ja wiem, ale w końcu AMERYKAŃSKI KALKULATOR w 1976 roku to też był szpan. (Chyba?) podobnie do „wypasionej komóry” dzisiaj. Czy do elektronicznej pomocy w klasie. Boję się, żeby nie było jak w tym żarcie, „masz tu Jasiu pięć tablic interaktywnych, siedem dotykowych ekranów i dwa tuziny bezprzewodowo połączonych laptopów, zabrałem ci jedną tablice itd.”
parker pisze: 2011-09-15 o godz. 15:02
„czy otworzyć podręcznik na biologi”
Ja na biologii chcę mieć dostęp do dobrego mikroskopu i do dobrych preparatów. A ja wiem jak wygląda dobry mikroskop. I ile kosztuje. Szczególnie, że nie wyobrażam sobie mikroskopu bez dobrego żródła światła, bez filtrów i innych akcesoriów i bez podłączonej kamery cyfrowej i software do analizy a przynajmniej do podstawowej obróbki obrazu. Takiego, w którym obraz jest podzielony pomiędzy okular i kamerę w taki sposób, że nauczyciel może rzucić obraz na ekran i dyskutować jego własności. Już nie mówiąc o tym, żeby mnie nauczono jak samemu sporządzić preparat biologiczny na którym coś widać.
O ile tablica interaktywna pomoże w analizie to bez mikroskopu nie będzie obrazu.
Kto upomina się o mikroskopy? Dlaczego ja ciągle słyszę w przekaziorach o multimedialnych tablicach?
W zasadzie sam sobie odpowiedziałeś na pytanie.
Tablica multimedialna pomaga w analizie.
Różnych rzeczy, bo jest multi.
Można z niej korzystać bez mikroskopu pokazując zdjęcia z mikroskopowe z internetu na przykład.
Przydaje się na wszystkich praktycznie przedmiotach, może poza WF-em.
Czyni lekcje ciekawszymi.
A wiadomo, dzieci jak się czymś zaciekawią, to się z przyjemnością tego uczą.
Nie rozumiesz tego, czy tak, chciałeś pogadać?
A co do mikroskopu, to nie wiem czy umiejętność posługiwania się nim warta jest wydawania na niego pieniędzy. Czemu taka umiejętność miałaby służyć?
Szkoda czasu i atłasu.
Dziś matematyczka użyła na lekcji nieszczęsnej tablicy interaktywnej, Dzieci zareagowały jak na zabawkę 🙂
zza kaluzy: „Ja na biologii chcę mieć dostęp do dobrego mikroskopu i do dobrych preparatów. A ja wiem jak wygląda dobry mikroskop. I ile kosztuje.”
No i wlasnie to jest to. Przyslowiowe TO. Mikroskop zreszta nei kosztuje tak duzo. Ale poglad „po co mkroskop, przeciez obrazki mozna siagnac z internetu” jest pogladem powszechnym.
Jedna z mocih najwiekszych porazek zawodowych bylo to ze nie udalo mi sie zapobiec wspanialej i tworczej koncpcji dotyczacej laboratorium obwodow elektrycznych: PO CO MIERZYC NAPIECIE WOLTOMIERZEM I PO CO MONTOWAC UKLAD ELEKTRYCZNY SKORO WSZYSTKO MOZNA ZASYMULOWAC NA KOMPUTERZE?
Owa genialna mysl zostala wdroznona rownolegle z podobna mysla dotyczaca fizyki i ukladow elektronicznych. W efekcie zaczelismy ksztalcic inzynierow ktorzy nie mieli zadnego styku z realna rzeczywistoscia – dla nich realna rzeczywistosc to bylo to co wypluje komputer. Dopiero potem, gdy przyszlo zrobic cos naparwde -okazywalo sie ze „zaczynaja sie schody” a symulowana rzeczywistosc nic wspolnego z „prawdziwa” rzeczywistoscia nie ma. I odwrotnie.
Podobnie ma sie rzecz z mikroskopem. Co innego jest sciagnac cos z internetu,a co innego samemu zrobic preparat i zaobserwowac to co tzreba. No, ale po co?… Przecierz Internet TO JEST rzeczywistosc. Jedyna i jedynie sluszna. Mlodziez tak uwaza, a i pewnie dobrze ze szkola owa mlodziez w tym utwierdza.
P.S. Dla pana zza kaluzy, szczegol techniczny: gdy nauczalem teorii obwodow, i radosnie przeszlismy na „symulacujne laboratorium” wprowadzilem celowo blad do programu. Jakikolwiek by to nie byl uklad, napiecie na wyjsciu bylo rowne SEM „najsilniejszego” ze zrodel powiekszonego o neiwielka liczbe losowa. Blad testowalem na dzielniku napiecia zlozonym z dwoch rezystorow polaczonych szergowo i zrodlem 10V. Na wyjsciu bylo troszke powuzej 10V. Na cos ze 200 osob moze z 5 zauwazylo ze cos jest nie w porzadku, ale tylko 2 potrafily powiedziec co i dlaczego.
Tak sie ksztalci internetowo/wikipedystycznych debili. Debili interaktywno/multimedialnych
parker: „A co do mikroskopu, to nie wiem czy umiejętność posługiwania się nim warta jest wydawania na niego pieniędzy. Czemu taka umiejętność miałaby służyć?
Szkoda czasu i atłasu”
Panie parker, i bedzie znow ze ja sie pana czepiam. Ale zdaje sie, co Pan sam potwierdzil, niczego i nikogo nigdy Pan nie uczyl. Wiec niech Pan nie zasuwa takich kawalkow.
zza kaluzy: „Pierwszy kalkulator dostałem w 1976 roku. Był to TI-30 i zafascynował mnie od samego początku.”
Ja tez mialem TI-30. Przywiozlem go z Drugiej Strefy Platniczej. Musialem wmycic, bo przywozenie kalkulatorow bylo w zasadzie zakazane i trzeba bylo miec zgode Glownego Uzredu Celnego.
Ale nie o tym. Wtedy uzywalo sie suwakow logarytmicznych. Przy pomocy suwaka logarytmicznego Amerykanie wypuscili czlowieka na Ksizeyc. Znow mi ktos zarzuci ze lekcewaze lodowki, slawojki, itede… Ale na zajeciach z Ukladow Elektronicznych na przyklad, nie wolno bylo uzywaqc kalkulatorow. Dlaczego? Ano dlatego, zeby studenci wyrobili sobie „wyczucie licb”, zwlaszcza to gdzie lezy kropka dziesietna (przecinek w Polsce) i ile moze byc cyfr znaczacych.
Potem zapanowala „nowoczesnosc” i w czasach gdy studenci jeszcze mierzyli prad i napiecie miernikami wskazowkowymi (ale juz uzywali kalkulatorow) i mieli obliczyc opornosc korzystajac z prawa ohma, podawali mi ze owa opornosc wynosi 119,98335672772 ohma. Byli zdziwieni ze ich sprawozdanie ladowalo w koszu do smieci a oni za drzwiami z „lufa”.
Do dzis karajch bedacych elektronicznymi potegami – czyli w Azji nie wolno w szkolach poslugiwac sie kalkulatorami, a mozna i nalezy poslugiwac sie „abakusem” czyli liczydlem. To jest podstawowe narzedzie obliczeniowe. Organizowane sa narodowe i meidzynarodowe olimpiady „abakusa” a zwyciezcy chodza w glorii. A potem moga uzywac kalkulatora.
Zas w „cywilizacji zachodniej”…. „Nei wiem ile mam wydac reszty bo w kalkulatorze skonczyla mi sie bateria.\”
time pisze:
2011-09-15 o godz. 23:18
Jak słusznie zauważył praktykant, po tygodniu im się znudzi.
Zaczną ja traktować jak normalne narzędzie.
To w jakim stopniu nauczyciele będą potrafili wykorzystać jej możliwości, będzie zależało od zdolności i kreatywności nauczycieli.
Pisanie o niej „nieszczęsna” nie wróży sukcesów.
Przez wielu będzie pewnie używana tak jak tradycyjna tablica, tyle że elektroniczna.
A.L. pisze:
2011-09-16 o godz. 02:20
Żebym nie powiedział że się Pan czepia, wystarczy się nie czepiać tylko polemizować z poglądem.
Umiejętność przygotowywania preparatu jest mniej w życiu potrzebna, niż umiejętność przygotowania dobrego zdrowego obiadu.
Warto tego uczyć, bo w wielu domach rodzina tego nie uczy.
Oczywiście, na kółkach zainteresowań, w ramach zabawy która ma rozwijać pasje, można i należy bawić się mikroskopem, tak jak harcerze kompasem w dobie GPS. Choć i tam bym polecał połączenie się z jakimś uniwersyteckim laboratorium przez internet, do czego interaktywna tablica może się przydać.
Jak komuś w pracy przyjdzie się zajmować mikroskopem, będzie się tego na studiach uczył.
Mikroskop jest narzędziem, umiejętność posługiwania się nim jest 99,99% populacji całkowicie zbędna.
Nie jest zbędna wiedza jaka mamy dzięki mikroskopom, a do jej przekazywania tablica multimedialna jest bardzo przydatna.
parker: „Umiejętność przygotowywania preparatu jest mniej w życiu potrzebna, niż umiejętność przygotowania dobrego zdrowego obiadu.”
Gdy szkola bedzie uczyc TYLKO tego co „jest potrzebne w zyciu”, bedziemy ksztalcic kretynow. W mysl dyrektyw pewnego Wielkiego Mysliciela ktory mawial ze „Polakom wystarczy umiejetnosc liczenia do 100 i podpisania sie”. Czy Pan widzial zeby komus do czegos przydaly sie ulamki? Albo „funkcja sinus”?
parker: „Przez wielu będzie pewnie używana tak jak tradycyjna tablica, tyle że elektroniczna”
Dokladnie tak bedzie.
To nie nqa „glowny temat”, ale…. Ciekawy artykul w RZ. Fragmenty:
Uczelnie masowo organizują korepetycje dla studentów z I roku. ? Maturzyści są niedouczeni. Niektórzy z nich nie znają podstaw matematyki. Oblewają kolokwia i egzaminy ? alarmują wykładowcy. Być może szkoły wyższe przywrócą egzaminy wstępne
Nowo przyjęci studenci nie znają wręcz podstaw. Przykład. Jeden z nich nie potrafił dodać 1/3 do 1/4, inny wyliczyć 18 proc. z 300 ? mówi dr inż. Witold Bekas, który prowadzi zajęcia uzupełniające z chemii w SGGW. Wykładowca nie ukrywa, że poziom przygotowania maturzystów do podjęcia studiów na kierunkach ścisłych jest fatalny. ? Oczywiście zaliczyli oni maturę z matematyki na poziomie 30 proc. Ale czy można zostać zoologiem lub lekarzem weterynarii tylko w 30 procentach? ? zastanawia się dr Bekas.
Działaniom uczelni nie dziwi się prof. Marek Rocki. ? Kandydaci na studia są źle selekcjonowani. Okazuje się, że wynik matury nie jest dobrym narzędziem do przeprowadzania rekrutacji na wyższe uczelnie
Zmieniona ustawa o szkolnictwie wyższym przywraca możliwość organizowania egzaminów wstępnych na studia. Pewnie część uczelni skorzysta z tej możliwości. Najwcześniej egzaminy będą mogły się odbywać w 2013 r.
http://www.zw.com.pl/artykul/2,631008_Student-cofa-sie-do-liceum-.html
A. L. kij ma jak zwykle dwa końce. Twój błąd w programie – super pomysł pod względem dydaktycznym, ale jest i tak, że uczniowie kształceni w tradycyjny sposób nie potrafią obsłużyć nowoczesnych urządzeń. Sprawia im np. problem prawidłowe użycie bardziej skomplikowanego kalkulatora o programach komputerowych nie wspominając. Umiar i rozsądek wskazane.
AdamJ: „ale jest i tak, że uczniowie kształceni w tradycyjny sposób nie potrafią obsłużyć nowoczesnych urządzeń. Sprawia im np. problem prawidłowe użycie bardziej skomplikowanego kalkulatora ”
Uzywanie kalkulatora czy programu komputerowego to „galkologia” – wiedza niskiego poziomu, tak jak dla dziennikarza na przyklad temperowanie olowkow. Niewatpliwie dobrze zatemperowany olowek jest dla dziennikarza wazny, ale dziennikarstwo nie polega na temperowaniu olowkow. Istota dziennikarstwa lezy gdzie indziej.
Podobnie istota matematyki nie jest obslugiwanie gadgetow. Uczen musi umiec zbadac przebieg funkcji bez kalkulatora. Inaczej bedzie „nie wiem jaka to funkcja bo skonczyly mi sie baterie”, potem wprowadzi dane do kalkulatora, zrobi 20 bledow i przyjmie wynik jako dobry „na wiare”.
Nauczanie galkologii to rzecz WTORNA a nie PIERWOTNA. Zwlaszcza ze na rynku pokazuja sie coraz to nowe kalkulatory nie majace nic wspolnego z poprzednikami (TI-83 i TI-NSPIRE na przyklad) a nowe wersje programow pokazuja sie co rok, wiec aktualnosc zdobytej „wiedzy” nie potrwa dlugo
ROZUMIENIE a nie galkologia to esencja edukacji
Znow nie na temat – tym razem gazeta
Uczciwość w szkole nie popłaca – uważa połowa licealistów oraz co trzeci gimnazjalista i uczeń podstawówki. Co ciekawe, badania zrobił portal, który służy uczniom do… ściągania
Ponad 6,5 tys. uczniów odpowiedziało na internetową ankietę pt. ”Uczciwość w szkole” portalu Zadane.pl. Prawie połowa uważa, że uczciwością w szkole przejmują się tylko ” naiwni nieudacznicy”. Dla 66 proc. to przejaw sprytu i zaradności. Większość (90 proc.) twierdzi, że w szkole była świadkiem lub słyszała o oszukiwaniu, a 20 proc. to robiła.
http://wyborcza.pl/1,75478,10288944,Sciagamy_na_potege_pl.html
Twój błąd w programie ? super pomysł pod względem dydaktycznym
Adamj: „Twój błąd w programie ? super pomysł pod względem dydaktycznym”
Pzrepraszam, gdzies tresc postu zniknela. Powinno byc:
To nic nie mialo wspolnego z dydaktyka. To mialo pzrekonac „wadze” ze zastapienie rzeczywistosci komputerem ma zgubne skutki. Studenci olali to rowno. Z wyjatkiem tych dwoch.
„Wadza” tez olala
Jeszcze nawiazujac do owego artykulu z GAzetry, cytat
„Dr Michał Kaczmarczyk, ekspert Fundacji Rozwoju Edukacji i Szkolnictwa Wyższego: – W USA za ściąganie ucznia można wyrzucić ze szkoły. U nas ze śmiechem opowiada się anegdoty o tym, jak na maturę nauczyciele przynoszą uczniom ściągi.”
fakt,. A za nie reagowanie na przypadki sciagania, profesor moze miec duze klopoty. Czego sam doswiadczylem, Nie zauwazylem bowiem ze sciagaja na egzaminie, a studenci zauwazyli. Doniesli do Dziekana – na mnie – i musialem sie gesto tlumaczyc.
Natomiast prawda jest ze za siagaqnie mozna wyrzucic ze studiow. Sam do tego przylozylem reke pare razy
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75478,10288944,Sciagamy_na_potege_pl.html#ixzz1Y7hsOcze
A.L
„Gdy szkola bedzie uczyc TYLKO tego co „jest potrzebne w zyciu”, bedziemy ksztalcic kretynow. W mysl dyrektyw pewnego Wielkiego Mysliciela ktory mawial ze ?Polakom wystarczy umiejetnosc liczenia do 100 i podpisania sie?. Czy Pan widzial zeby komus do czegos przydaly sie ulamki? Albo „funkcja sinus”?”
Chyba za bardzo się przejąłeś twierdzeniem które kiedyś mi cytowałeś, że każda dyskusja w internecie się na Hitlerze kończy i zmierzasz do tego Hitlera na skróty.
Tak, szkoła ma uczyć tylko tego co w życiu potrzebne.
Tego co nie potrzebne powinna nie uczyć, bo to strata czasu.
Potrzebne jest w życiu myślenie, nie wiem czy nauczyła Ciebie w wystarczającym stopniu jeżeli piszesz, czy komuś się do czegoś przydały ułamki.
A jak ćwiartkę wódki kupić bez ułamków?
Jak ze zniżki na kolej skorzystać?
Jak odłożyć dziesiąta część cukru do posypania po upieczeniu szarlotki?
Jak bez sinusa zrozumieć trygonometrię i dalej rozwijać swoje zdolności matematyczne które kształcą logiczne myślenie?
I gdzie w tym wszystkim jest umiejętność posługiwania się mikroskopem.
Jeżeli do czegoś mikroskop jest w szkole potrzebny, to na fizyce, żeby go rozebrać i tłumaczyć na jego przykładzie zasady optyki.
„Uzywanie kalkulatora czy programu komputerowego to ?galkologia? ? wiedza niskiego poziomu,”
A mikroskopu nie?
Różnica miedzy kalkulatorem i programem komputerowym a mikroskopem jest taka, że bez tej pierwszej wiedzy niskiego poziomu trudno żyć, a umiejętność posługiwania się mikroskopem jest psu na budę 99,99% ludzi.
@parker
nauczyciele zaczynają używać tablicy interaktywnej również na innych przedmiotach. Wszystkie hospitowane lekcje mają się odbywać z użyciem tablicy.
Wypowiedź uczennicy z dzisiaj:
„i tak długo siedzimy przed ekranem komputera, to będą dla nas dodatkowe godziny, nie wyobrażam sobie szkoły bez tradycyjnej tablicy i papierowych podręczników. Papierowe podręczniki wywołują we mnie potrzebę sięgania po inne książki papierowe”
Nie komentuję, przytaczam wypowiedź.
Napisałam o tablicy nieszczęsna, nie dlatego że nie mam zamiaru jej używać, ale dlatego, że nie bardzo podoba mi się wszelka akcyjność.
O jakiej akcyjności mowa?
Świat idzie naprzód i szkoła nie może pozostać w tyle za rozwojem nowych technologii.
W przypadku tablicy interaktywnej pomocy która pozwala na wykorzystanie technologi bardzo przydatnej w procesie dydaktycznym.
Czy trzeba wymieniać jej zalety?
„Wszystkie hospitowane lekcje mają się odbywać z użyciem tablicy.”
A jak inaczej zmusić nauczycieli żeby nauczyli się z niej korzystać i wykorzystywać jej możliwości?
parker: „Tak, szkoła ma uczyć tylko tego co w życiu potrzebne.
Tego co nie potrzebne powinna nie uczyć, bo to strata czasu”
Gdyby tak bylo, do dzis siedzelibysmy na drzewach i jedli korzonki. Wiekszosc postepu bierze sie z zupelnie niepotzrebnych rzeczy.
Jezeli zycie ma sie sprowadac do jedzenia, spania i pardon, kopulowania, to rzeczywiscie, filozofia, matematyka, historia itede do niczego nie sa potzrebne.
parker: „?Wszystkie hospitowane lekcje mają się odbywać z użyciem tablicy.?
A jak inaczej zmusić nauczycieli żeby nauczyli się z niej korzystać i wykorzystywać jej możliwości”
Obawiam sie ze to w tym czelu zeby urzednicy z ministerstwa odfajkowali odpowiednia rubryke.
Z technologii malezy korzystac wtedy gdy ulatwia cos ona i przynosi postep. W wielu przypadkach jej uzycie motywowane jest moda i polityczna poprawnoscia i niczego nowego, w szczegolnosci postepu nie przynosi. Oprocz klopotow i upierdliwosci
W poczytnym tygodniku New Yorker byl taki rysunek: Dwie panie siedza i rozmawiaja. Facet siedzi w fotelu. W prawej rece trzyma gazete ktora czyta. Na lewej rece ma zalozony wielki zegarek, i reke trzyme w akwarium. Jedna pani (zona) mowi do drugiej: „Moj maz nie lubi jak nowa technologie nie jest wykorzystana”.
I obawiam sie ze to tak jest z ta tablica, multimediami itede
A.L
Nie napisałem o zbędności uczenia się filozofii, matematyki, czy historii.
Nie pisałem o zbędności uczenia się abstrakcyjnego myślenia i rozumienia świata.
Nie pisałem, że szkoła ma nie uczyć tego co potrzebne.
Że ma nie uczyć tego co niepotrzebne, bo jak uczy tego co niepotrzebne, to na potrzebne rzeczy czasu nie starcza.
Pisałem o zbędności powszechnego uczenia się posługiwania mikroskopem.
Ale znalazłem dla niego zastosowanie, na fizyce.
Napisałem, że na kółku biologicznym, można zajęcia z mikroskopem prowadzić.
A też nie po to, żeby ta umiejętność jakoś specjalnie rozwijająca była, tylko bardziej po to, żeby takie zajęcia uatrakcyjnić.
Jak kompas uatrakcyjnia gry terenowe i marsz na orientację.
GPS by nam zabawę zepsuł.
Bo dzieci lubią się bawić, także mikroskopem a uczą się przez zabawę.
„korzystac wtedy gdy ulatwia cos ona i przynosi postep. W wielu przypadkach jej uzycie motywowane jest moda i polityczna poprawnoscia”
I jeszcze polityczna poprawność w to wplotłeś 🙂
O tablicy multimedialnej mówimy, uważasz że ona nie ułatwia prowadzenia lekcji, że nie przynosi postępu, nie stwarza nauczycielowi nowych możliwości przekazywania wiedzy, ilustrowania ruchomymi obrazami, zdjęciami, mapami, że dostęp do treści z internetu postępu nie przynosi, że nie uatrakcyjnia lekcji?
Brnij dalej, ludzie czytają.
parker pisze:
2011-09-16 o godz. 22:04
„Wszystkie hospitowane lekcje mają się odbywać z użyciem tablicy.?
A jak inaczej zmusić nauczycieli żeby nauczyli się z niej korzystać i wykorzystywać jej możliwości?”
O czym Ty Parker w ogóle piszesz?
Posługiwanie się tablicą interaktywną jest w sumie proste jak przysłowiowa „budowa cepa”. Nie potrzeba tu żadnej filozofii ani jakiejś szczególnej wiedzy i nawet taki „stary ramol” jak ja – bo już „po czterdziestce” i nie nadający się podobno do pracy w szkole ze względu na swoją zramolałość, jak tu już ktoś gdzieś na tym blogu przekonywał, jest w stanie opanować tę umiejętność w ciągu jednego, kilkunastu minutowego szkolenia.
Natomiast zmuszanie nauczycieli, którzy na co dzień nie mają najmniejszych szans na korzystanie z tego typu cudów techniki do wykorzystywania tego sprzętu w czasie hospitacji, to czysta hipokryzja i jak zwykle w naszej oświacie pokazówka na rzecz propagandy sukcesu – jak to polska szkoła niby nowoczesna jest. I w tym sensie to kolejna śmieszna i nieprzystająca do szarej, prowincjonalnej szkolnej rzeczywistości akcja , jak ta pt. „radosna szkoła”.
Ja chętnie zaprosiłabym na hospitację panią minister, przeświadczoną, jak to polscy nauczyciele niby nie nadążają za nowoczesnością, do siebie na lekcje w ciasnej, śmierdzącej stęchlizną i pleśnią salce znajdującej się w piwnicach prowincjonalnej szkółki. W salce, gdzie uczniowie siedzą w ciasnocie jak śledzie w beczce i gdzie piszący pylącą kredą na zwykłej staroświeckiej tablicy nauczyciel zawadza swoim „siedzeniem” o pierwszą ławkę.
Tam nie tylko nie ma tablicy interaktywnej, czy zwykłego przestarzałego już rzutnika, ale nawet ławki i krzesła pochodzą jeszcze z ubiegłego stulecia, a ściany wysmarowane są napisami typy ” Ja tu siedziałem” lub „kocham Magdę” itp. – no bo przecież nie opłaca się inwestować w remont pomieszczenia, które się w ogóle do nauczania się nie nadaje.
Dyrekcja stawia przed nauczycielami i uczniami, którzy buntują się przeciwko pracy i nauce w takich warunkach wybór – albo podział na grupy podczas nauki języków i praca do godziny góra 16, co się jednakowoż wiąże z nauką w takich właśnie pomieszczeniach, albo brak podziału na grupy lub ewentualnie praca w systemie zmianowym – do 18 – 19 – co w przypadku, gdy uczniami szkoły ponadgimnazjalnej są uczniowie dojeżdżający z okolicznych wiosek, dojeżdżający czasem ok. godziny do szkoły, w ogóle nie wchodzi w rachubę.
Więc śmieszą mnie takie narzekania różnych „parkerów”, nie mających zielonego pojęcia o warunkach pracy w małych prowincjonalnych szkołach na to, jak to jakoby to „głupi i zacofani” nauczyciele stawiali opór wobec wprowadzenie takiego cudu techniki jaką jest tablica multimedialna.
Jak najbardziej jestem za – tylko niech ta tablica stanie się czymś powszechnym i niech zawiśnie w każdej klasie , a nie będzie tylko dumnie wisiała w jednej góra w dwóch pokazowych klasach mających świadczyć, że nowoczesność zawitała do „zagrody”. I niech ta „zagroda” stanie się w końcu szkołą z 21 wieku, gdzie uczniowie maja szansę nie tylko na kontakt z tablicą multimedialną, ale przede wszystkim na naukę w porządnych wyremontowanych, czystych, nie cuchnących stęchlizną, jasnych i wyposażonych w porządne ławki i krzesełka pomieszczeniach.
Z jednym tylko zastrzeżeniem – tablica nie może stać się metodą nauczania – ona ma być tylko środkiem dydaktycznym, wykorzystywanym w konkretnym celu, nie zaś służącym jako atrakcja dla uczniów i cel sam w sobie.
Jak człowiek chce sobie kupić samochód to najpierw robi prawo jazdy, uczy się jeździć, a potem sobie auto kupuje a nie odwrotnie.
Ty byś chciała,żebyśmy najpierw kupili do każdej klasy tablice, a potem się uczyli z nich korzystać.
No tak, to tylko w szkole można myśleć.
Wyposażenie w tablice to jest proces, będzie trwał.
Nie jest sztuka nauczyć się ja obsługiwać, choć i tutaj podejrzewam wielu nauczycieli może mieć kłopoty, sztuką jest twórczo wykorzystywać ich możliwości.
Twój komentarz właśnie świadczy, że nie masz zielonego pojęcia jak się tym narzędziem posługiwać skoro posługiwanie się sprowadzasz do umiejętności obsługi.
Do takich lekcji trzeba się przygotowywać, wysilić się, wykazać kreatywnością.
Jeżeli to żaden problem, to jaki problem, że wizytowane lekcje tę zdolność sprawdzają?
Prawda jest taka, że boicie się tych tablic, bo nie czujecie się kompetentni.
Najpierw proszę pokazać, że potraficie z nich korzystać, a potem proszę się ich domagać.
Będę się domagał razem z wami.
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 11:27
„Do takich lekcji trzeba się przygotowywać, wysilić się, wykazać kreatywnością.”
Farmazony piszesz – widać ,że nie masz zielonego pojęcia o nauczaniu.
Zapewniam Cię, że 100 razy więcej kreatywności i doświadczenia musi posiadać nauczyciel, by w zatęchłej piwnicy, jedynie przy pomocy kredy, podręcznika i własnoręcznie przygotowanych pomocy poprowadzić lekcje tak, by uczniowie zdziwieni dźwiękiem dzwonka zapytali z nutką zaskoczenia i rozczarowania – „To już koniec lekcji?”
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 11:27
„Jeżeli to żaden problem, to jaki problem, że wizytowane lekcje tę zdolność sprawdzają?”
A dlaczego mam „popisywać” się przed władzą umiejetnością obsługi tablicy, jesli na co dzień nie mam z nią w ogóle do czynienia?
Hospitacjie powinny słuzyć temu, by władza „zeszła na ziemię” i zobaczyła w jakich naprawdę warunkach pracuje polski nauczyciel i jak potrafi sobie miomo to radzić. Tylko, że ta wiedza niezbyt wygodna jest i jak zapraszałam na hospitację do piwnic, to widziałam przerażenie w oczach władz i moje zaproszenie kwitowane było – „Dziekuję za zaproszenie, ale nie skorzystam, ja wiem jak tam są trudne warunki, no ale cóż ja mogę na to poradzić.”
Więc dopóki uczę w takich warunkach, to nie będę na hospitacjach robiła „pokazówek” dla dobrego samopoczucie władzy i odfajkowania kolejnej rubryczki i poprawy statystyki w temacie „innowacyjność w wykorzystaniu nowoczesnych środków multimedialnych” i udowadniała, ze nie jestem wielbłądem.
Jak będę miała z niż do czynienia na co dzień, to stanie się ona dla mnie normalnym środkiem dydaktycznym – i tyle.
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 11:27
„Prawda jest taka, że boicie się tych tablic, bo nie czujecie się kompetentni.”
A cóż takiego niby skomplikowanego jest w wykorzystaniu takiej tablicy?
Wytłumacz, czego to niby ja nie jestem w stanie pojąć?
Zwłaszcza, że obecnie większość wydawnictw oferuje do nich oprogramowanie kompatybilne do tradycyjnego podręcznika?
Wszystko jest narysowane wręcz – wystarczy umieć czytać „pismo obrazkowe”
Tablica byłaby w moim (uczę języków obcych i tablica byłaby dla mnie wybawieniem wręcz) i zresztą nie tylko moim przypadku, znacznym ułatwieniem pracy.
Nie musiałabym przygotowywać i samodzielnie wymyślać i samodzielnie przygotowywać mnóstwa dodatkowych pomocy dydaktycznych, ćwiczeń itp. Wszystko byłoby dostępne wręcz za pomocą naciśnięcia jednego guziczka.
Oczywiście można by też wyszukiwać samodzielnie materiały w sieci, ale w przypadku bardzo dobrego oprogramowania, zawierającego w zasadzie wszystkie ćwiczenia potrzebne do kształtowania wszystkich sprawności językowych i to w bardzo atrakcyjnej formie – raczej mija się to z celem.
Więc jaką to niby kreatywnością musiałabym się wykazać w korzystaniu z takowej tablicy?
Naprawdę uważasz nauczycieli za idiotów nie mo0gących pojąć czegoś tak prostego jak obsługa i użycie tablicy interaktywnej?
Widać naprawdę mało masz do czynienia z realną szkolną rzeczywistością, jeśli sądzisz, że jedyną przeszkodą w korzystaniu z tablic jest tu dyletanctwo i strach nauczycieli przed nowoczesnością.
@parker
„Do takich lekcji trzeba się przygotowywać, wysilić się, wykazać kreatywnością.”
Wysilać się i wykazywać kreatywnością trzeba do każdej lekcji, takiej również.
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 11:27
„Jak człowiek chce sobie kupić samochód to najpierw robi prawo jazdy, uczy się jeździć, a potem sobie auto kupuje a nie odwrotnie.
Ty byś chciała,żebyśmy najpierw kupili do każdej klasy tablice, a potem się uczyli z nich korzystać.”
W sumie najlepiej byłoby zaprosić najpierw na hospitacje z użyciem tablicy, by pokazać jakby mogło pięknie być, a potem na hospitację do piwnic by pokazać jak naprawdę jest i raczej długo jeszcze będzie.
Zapewniam Cię, gdyby od tego, jak potrafię poprowadzić lekcję z użyciem tablicy zależało, czy odtąd będę nauczać w cywilizowanych warunkach z użyciem nowoczesnych środków dydaktycznych, to bym taką „pokazówkę” odstawiła, że władzy by „oczy na wierzch wylazły” ze zdumienia, ze polski nauczyciel taki nowoczesny potrafi być.
Jako anegdotkę przytoczę tu moje doświadczenia z udziału w zagranicznych kursach dla nauczycieli prowadzonych za unijne pieniądze.
Gdybym ja tak nudnie i bez przygotowania prowadziła zajęcia, jak niektórzy nauczyciele owej prywatnej, korzystającej z niemałych unijnych funduszy szkoły, znajdującej się na terenie szanowanego i jednego z ważniejszych i najstarszych państw członkowskich Unii, to by mi uczniowie kosz na głowę chyba założyli.
Nie tylko nie było zajęć z użyciem tablicy, ale niektóre „pomoce naukowe” przypominały mi te z moich czasów licealnych – czyli z ubiegłego wieku jeszcze.
To tyle również w temacie porównań między niby to „kiepskimi” polskimi nauczycielami, a tymi „świetnymi” zachodnimi.
time
Do każdej lekcji trzeba się wysilić i przygotować ale nie wszyscy się wysilają a przygotowani są tak jak rok i pięć lat temu.
Cześć (jak duża nie odpowiadaj, sama wiesz) leci rutynowo, odpytywanie, wykład ten sam co przez ostatnie dwadzieścia lat i zadanie pracy domowej.
A jak się nie wysili do tablicy interaktywnej to od razu widać, na tablicy:)
Oczywiście przyjdzie czas i na rutynę interaktywną, ale jeszcze nie przyszedł.
hilda
Ja rozmawiam o tablicy interaktywnej, jak chcesz obok tematu, możesz z A.L porozmawiać.
On też, zawsze obok tematu.
W lekcjach z wizytacją jak pamiętam ze szkoły, zawsze mnie ta pokazówka fascynowała którą gotowa jesteś odstawić.
Pytałem nauczycieli kilka razy po takiej lekcji, czy od teraz to zawsze tak fajnie i ciekawie będzie.
Ich reakcja była zawsze taka sama, jak wasza na moje komentarze na blogu 🙂 🙂 🙂
PS. Dopiero teraz przeczytałem Twój komentarz z 12.05, jakoś mi umknął.
Ty się po prostu lubisz kłócić. 🙂
O co ci chodzi, żeby były tablice czy żeby ich nie było?
Czy żeby wizytacji nie było z tablicami?
Czy żeby w piwnicy były bez tablic, czy w piwnicy z tablicami?
O co się do mnie przyczepiłaś?
Wody się napij.
Na szkoleniu mówiono, że do polskiego z oprogramowaniem tablicy interaktywnej słabo. Tu bez kreatywności się nie da. 🙂
Ciągle nowe wyzwania 🙂
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 17:00
„W lekcjach z wizytacją jak pamiętam ze szkoły, zawsze mnie ta pokazówka fascynowała którą gotowa jesteś odstawić.”
Moja hospitowana lekcja nie różni się niczym od tej, którą prowadzę codziennie.
Właśnie o to chodzi, ze uważam taką „pokazówkę”, o której piszesz, za czystą hipokryzję – i nie będę jej odstawiała, wiedząc, że na co dzień na ową tablicę mogę jedynie sobie popatrzyć przez dziurkę od klucza, bo w klasie w której ona dumnie wisi nie mam ani jednej lekcji.
Zresztą to Ty przecież postulowałeś, żeby nauczyciele odstawiali pokazówki z użyciem tablic, żeby niby pokazać, że się umieją nimi posługiwać.
Zapewne ku zadowoleniu i dla dobrego samopoczucia urzędników MEN-u oglądających tego typu pokazówki, świadczące o tym, że niby polska szkoła taka nowoczesna jest.
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 17:11
„O co ci chodzi, żeby były tablice czy żeby ich nie było?”
Oczywiście chodzi mi o to, by tablice były tak powszechne jak obecnie te tradycyjne.
To Ty uważasz, że one nie mogą być dostępne, bo większość nauczycieli się ich po prostu boi i nie umie się nimi posługiwać, co jest bzdurą totalną.
Powtarzam – obsługa i wykorzystanie tablicy jest proste jak budowa cepa i wykorzystywanie jej możliwości wymaga o wiele mniejszego nakładu sił i kreatywności ze strony nauczyciela niż wyszukiwanie i przygotowanie tradycyjnych pomocy dydaktycznych.
Tak więc ta dyskusja na temat niby powszechnej obecności tablic w polskiej szkole i Twoje uwagi, że to opór nauczycieli, ich dyletanctwo i strach przed nowoczesnością są przeszkodą do powszechnego używania przez nich tego cudu techniki to czysta demagogia, jak zresztą w większości Twoich pokrętnych wypowiedzi.
Nie ma żadnego problemu z użyciem tego sprzętu – poza jednym – nie tylko tablice, ale również po prostu możliwość pracy w przyzwoitych warunkach jest obiektem marzeń marzeń dla wielu polskich nauczycieli.
Więc może zamiast żądać od nauczycieli pokazówek z użyciem tablic niech MEN zapewni najpierw po prostu normalne warunki pracy w polskich szkołach, zwłaszcza tych biednych, niedoinwestowanych, prowincjonalnych ?
A nie tylko w tych „pokazowych”, wyposażonych w różne nowoczesne „bajery” i „odpicowanych” na potrzeby „propagandy sukcesu”, w których odbywają się rokrocznie uroczyste rozpoczęcia roku szkolnego, z udziałem telewizji i zadowolonych z siebie oficjeli.
A nie mówiłem, że się lubisz kłócić.
Imputujesz mi rzeczy o których ani nie myślałem, ani nie pisałem.
Już ci mówiłem, napij się wody, odetchnij głęboko, jutro będzie piękny dzień.
Mamy w końcu złotą polska jesień a przed nami babie lato..
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 17:00
„Ja rozmawiam o tablicy interaktywnej, jak chcesz obok tematu, możesz z A.L porozmawiać.
On też, zawsze obok tematu.”
parker pisze:
2011-09-17 o godz. 22:25
„Już ci mówiłem, napij się wody, odetchnij głęboko, jutro będzie piękny dzień.
Mamy w końcu złotą polska jesień a przed nami babie lato..”
Rzeczywiście – Ty jak zawsze tylko i wyłącznie na temat 😀
Hildo,pełna podziwu jestem dla ,Twojej cierpliwości. Ja tam akurat świetnie rozumiem,co piszesz. Ba, powiem więcej- każdy Twój post cieszy mnie, bo uspakaja-zwalnia z konieczności pisania tego, co sama myślę. A czytając posty Parkera pod tym wpisem, zrozumiałam dlaczego niektórzy sugerują ,że to pracownik MEN-u 🙂 Pozdrawiam
parker: „O tablicy multimedialnej mówimy, uważasz że ona nie ułatwia prowadzenia lekcji, że nie przynosi postępu, nie stwarza nauczycielowi nowych możliwości przekazywania wiedzy, ilustrowania ruchomymi obrazami, zdjęciami, mapami, że dostęp do treści z internetu postępu nie przynosi, że nie uatrakcyjnia lekcji?
Brnij dalej, ludzie czytają”
Panie parker, Panu tez radze poczytac:
Andrew Keen, Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę. Ksiazka taka. Nabyc mozna bez problemu
http://www.waip.pl/index.php/waip/waip/serie_wydawnicze/cyberkultura_internet_spoleczenstwo/kult_amatora_jak_internet_niszczy_kulture
A tutaj wywiad z autorem
http://ksiazki.tv/n/276
Natomiast chcialbym wiedziec skad sie u Pana bierze pzrekonanie o wyzszosci tablicy interaktywnej nad zwykla. Czy moglby Pan podac nam jakich pzredmiotow uczyl Pan poslugujac sie tablica interaktywna i w jaki sposob tworczo wykorzystywal jej mozliwosci? Ile Panu czasu zajelo przygotowanie lekcji, czy nic sie w trakcie nie psulo, i czy nie byl pan rozproszony problemami technicznymi.
Jezeli zas Pan nei uczyl, to proswze nas poinformowac o zrodle (zrodlach) Panskich kategorycznych osoadow.
hilda: „Więc może zamiast żądać od nauczycieli pokazówek z użyciem tablic niech MEN zapewni najpierw po prostu normalne warunki pracy w polskich szkołach, zwłaszcza tych biednych, niedoinwestowanych, prowincjonalnych ?”
Przypomnialo mi sie… Gdy pojawily sie komputery personalne, w Polsce odbyla sie pierwsza konferencja na temat zastosowania komputerow personalnych w edukacji. To byl rok chyba 82 czy cos kolo tego.
Wtedy wlasnie w calej Polsce brakowalo kredy. Zwyklej, bialej kredy. Poniewaz wyjezdzalem sluzbowo do Austrii od czasu do czasu, to wracajac przywozilem caly bagaznik samochodowy kredy. Czesc tej kredy zostala uzyta na owej konferencji.
To sie nazywe „surrealizm” czy jakos tak… Tochyba tak jak teraz z ta tablica interaktywna…
Odpowiedź na pytanie autora wpisu jest dość prosta. Jest to problem dla wszystkich osób, które mogłyby dzięki temu rozwinąć swój potencjał bądź zobaczyć tylko, że można lekcje prowadzić inaczej i ciekawie. Jeśli ktoś potrzebuje odpowiedzi na pytanie: „czy to problem, że maleje liczba osób potrafiąca prowadzić lekcje ciekawie i z pasją” to nigdy na takiej lekcji nie był i od razu ma odpowiedź do czego to prowadzi.