Co po nauczycielach w Sejmie?

W Sejmie najwięcej jest nauczycieli – co piąty poseł parał się profesją belferską (taką informację podała dzisiaj Trójka, a wcześniej „Głos Nauczycielski” – zobacz info). Żaden zawód nie jest tak licznie reprezentowany w Sejmie jak nauczyciele. Niestety, korzyści z tego dla szeregowych pracowników szkół są znikome albo wręcz żadne. Więcej sympatii nauczycielom okazują posłowie, którzy nauczaniem nigdy się nie zajmowali, niż nasi byli koledzy po fachu.

Podczas poprzednich kampanii wyborczych zdarzało mi się uczestniczyć w spotkaniach z nauczycielami – kandydatami do Sejmu, którzy odwoływali się do poczucia solidarności zawodowej i zachęcali, aby belfer popierał belfra. Nawet się dawałem złapać na lep więzi zawodowej i głosowałem na swoich. Niestety, potem ci swoi okazywali się obcy. Albo zapominali, że kiedyś byli nauczycielami, albo też starali się dopiec kolegom po fachu jeszcze bardziej – niejako zemścić się za lata pracy w szkole. W związku z tym rodzi się pytanie, czy nauczyciel to jest dobry materiał na posła?

Czy dla lekarza dobrze jest, jeśli posłem zostanie lekarz? A dla rolnika – rolnik? Dla prawnika – prawnik? Dla sportowca – sportowiec? Czy mając wybór między złem a złem, mniejszym złem będzie wybór człowieka, który reprezentuje ten sam zawód, czy raczej większym? A zatem czy jako nauczyciel powinienem głosować na nauczycieli, czy też wystrzegać się ich jak zarazy?