Do niczego nie należymy
Rozmawiałem ze studentami, przyszłymi nauczycielami, o tym, czy pedagog powinien być odludkiem, samotnikiem, outsiderem? Czy raczej powinien udzielać się w różnych przedsięwzięciach i działać w różnych organizacjach? Czy wszędzie powinno go być pełno, czy raczej każdy sobie rzepkę skrobie?
Potem zaczęliśmy zastanawiać się, czy nauczyciele, z którymi studenci niedawno mieli do czynienia, angażowali się w jakąś działalność społeczną czy raczej byli odludkami. Ustaliliśmy, że przeważnie nauczyciele byli członkami Kościoła katolickiego (opowiadali na lekcjach, że byli na mszy albo przyjmowali księdza po kolędzie itp.), członkami rodziny (opowiadali o małżonku albo dzieciach, o gotowaniu obiadu, wyprowadzaniu psa na spacer itp.). A co do przynależności i działania w innych organizacjach, niczego konkretnego nie dało się powiedzieć. Chyba tylko należą do Kościoła i własnej rodziny.
Jeśli chodzi o nauczycieli, których ja znam, to niektórzy jeszcze należą do związków zawodowych (dziwne, że studenci o tym nie wiedzieli), do Towarzystwa Przyjaciół Łodzi i… Niestety, to koniec. Pewnie jeszcze gdzieś działają i do jakichś stowarzyszeń należą, ale raczej w wielkiej tajemnicy. Wychodzi więc na to, że pedagog to jednak odludek (nie licząc, oczywiście, przynależności do Kościoła i własnej rodziny). Co na to studenci, przyszli nauczyciele? Chyba to – zobacz i posłuchaj.
Komentarze
Niechaj nauczyciel, wzorem swoich uczniów, zaczną próbować zakładać swój samorząd. Oby tylko nie skończyło się na gazetce ściennej i akademiach ku czci.
Służę pomocą.
Szanowny Panie Profesorze,
tym razem zacytuję z (a nie spod) fundamentalnej, a nie ornamentalnej katedry odpowiedź lepszą, niż pornografia w pyjamas:
„…Normalnie człowiek na co dzień nie żyje tą tożsamością, tylko tożsamością indywidualną: tym, że jest stolarzem albo szewcem, tym, że ma kłopoty z dzieckiem albo ich nie ma. Kiedy jednak przez dłuższy czas, jak obecnie, obserwuje ataki polityczne, zaczyna naturalnie myśleć o sobie jako o członku jakiegoś plemienia. Mamy sztucznie wykreowaną (…) sytuację niemal wojny plemiennej”
Polecam, święte i niemal już o tej porze święcone te słowa.
Trudno się dziwić rezygnacji z uczestnictwa w takich wyborach.
link:
http://www.google.pl/#hl=pl&biw=1680&bih=898&q=polska+the+times+czapi%C5%84ski&aq=f&aqi=&aql=&oq=&fp=326021f553134d9f
To nie całkiem tak, jak Pan pisze. Co prawda ja już nie pracuję, ale moje dzieci są nauczycielami, brat też belfrował do stycznia i kilka osób bliskich mi także tym się parało. Nauczyciele to ludek jak najbardziej uspołeczniony tyle, że najczęściej jest to aktywność indywidualna, nie zorganizowana. Im mniejsza miejscowość, tym bardziej „uniwersalny” społecznie nauczyciel – a to chór czy orkiestrę poprowadzi, a to historię miejscowości opisze, a to wolontariat organizuje i dziesiątki jeszcz innych form aktywności można znaleźć. W aglomeracjach wielkomiejskich są dodatkowe zajęcia dla uczniów, prowdzenie olimpijczyków, organizowanie obozów, imprez, organizowanie pomocy (nawet materialnej) dla żaków, no i korki, bo ta cała działalność jest za frico, a żyć trzeba, na kolejne studia albo kursy zarobić, lumpeksy obskoczyć – ot, życie. A zorganizować się raczej nie dadzą. I ja się nie dziwię. A Pan się dziwi?
Dobrze, że od każdej reguły są wyjątki. Skończyłem trzydziestkę. Szósty rok uczę polskiego w podstawówce. Mam żonę, dzieciaka. Założyłem z przyjaciółmi własne Stowarzyszenie, co by nie uchodzić za działającą „młodzież z naszej parafii”. Organizujemy koncerty, festiwale, wydajemy płyty, koncertujemy. Pracuję w polskim teatrze na Ukrainie, a równocześnie u siebie na miejscu szefuję młodzieżowej filii tegoż teatru, sam piszę sztuki dzieciakom, jeździmy z tym po świecie i ubaw mamy po pachy. Robię jeszcze dziesięć innych rzeczy – na całe szczęście szkoła mi w tym nie przeszkadza. A do obowiązków podchodzę jak Szanowny Gospodarz: oni swoje, a ja swoje.
Nie chodzi, żeby się tu chwalić, bo pewnie część Koleżanek i Kolegów również działa pełną parą na innych poletkach. Chodzi o to, żeby znaleźć sobie w życiu jakąś niszę, gdzie można bez przeszkód się realizować i czerpać z tego frajdę. Znam nauczycieli, którzy odbijają przysłowiową „kartę”. Są od 7-13 a potem znikają w niebycie rzeczywistości. I te osobniki – moim zdaniem – najwięcej narzekają i mają najwięcej pretensji do świata.
Także róbmy swoje. Pozdrawiam działaczy!:)
Kiedys pracowalem przez pare lat w Kandadzie. Przy okazji rozmaowy o szalbierstwach pewnego naszego rodaka, ktoren znajac owczesny przeliczik dolara na zlotowki placil sciagnietym z kraju pracownikow pobory trzykrotnie mniejsze niz placono miejscowym, uslyszalem od tubylcow stwierdzenie, ktore
wowczas wprawilo mnie w niejakie zdumienie, to mianowicie, ze ow zatrudniajacy jest wprwadzie niewatpliwym s-synem, ale tez ci, ktorzy sie godza na podobne place sa winni, bo akceptujac jego warunki niejako wspieraja jego oszukanczy proceder, daja mu usprawiedliwienie, dokladnie tak, jak do niedawna bylo z lapowkami w RP, gdzie winne byly obie strony – bioracy, ale i dajacy.
Smiem twierdzic, ze nauczyciel, ktory za haniebne wynagrodzenie robi cos wiecej niz sprawdzenie obecnoesci, stawia sie w tym samym szeregu, co owi niewolnicy w Kanadzie. Roznica polegac moze na tym, ze tam, prawdopodobnie wczesnie czy pozniej sprawa zajelyby sie zwiazki zawodowe, ktore bardzo nie lubia, jak na rynku pracy pojawiaja sie zjawiks
prowadzoce do dumpingowego zaniazania plac. W kraiku RP przezornie
wytluczono wszelkie zwiazki, albo sprowadzono do roli wywrywaczy dla swoich czlonkow resztek postawu czerwonego sukna. Co sie dziwic, ze nikt
sie nie chce angazowac.
Aby do czegoś/kogoś należeć to trzeba mieć przede wszystkim POGLĄDY. I pomysł.
Jeżeli ktoś jest byle jaki i letni, to nie należy do nikogo.
Proste.
Pozdrawiam większych i mniejszych teoretyków ;))
Tak ogólnie:
normalność polega na tym, że nigdzie i nikomu się nie płaci więcej, niż on sam jest gotów przyjąć za świadczoną pracę.
Wszystkie inne zasady prowadzą do socjopatologii.
Również w Kanadzie.
Pozdrawiam.
@dziw
Napisałeś o rzeczy fundamentalnie fundamentalnej. Czy zdajesz sobie sprawę, że nikt na to nie zwróci żadnej uwagi? Ze szczególnym uwzględnieniem naiwnych nauczycieli, którzy uważają, że waluta, w której jest im wypłacane wynagrodzenie, to SATYSFAKCJA ZAWODOWA.
Na lekcji należy uczyć a nie opowiadać o sobie.
Osoba, która nie ma wtrąceń osobistych na zajęciach jest po prostu zawodowcem. O jej zaangażowaniu powinny mówić czyny. a nie słowa.
Najczęściej tematy lekcji wpisuję na przerwach, na lekcjach nie mam czasu. Tym bardziej czasu brak na „wycieczki” mające na celu gloryfikację siebie, swojej rodziny itp
Czyli że co: pracodawca udaje że płaci, a nauczyciele udają że pracują ?
Tak ogólnie:
Czy to ci, co udają, że płacą przychodzą po pracę do tych, co udają, że pracują – czy odwrotnie?
Taki trick, a niezrozumiały dzięki edukacji komunistycznej.
No i oczywiście społecznej nauce (piiiii…).
Najpierw pracodawca deklaruje jawnie i oficjalnie płace (za pracę) a potem ktoś przychodzi do niego z własnej woli udawać, że pracuje – tłumacząc, że właśnie zauważył, że odbiera z kasy udawane pieniądze…
W cywilizowanym świecie taki pracodawca byłby idiotą, w oświacie publicznej kraju plemiennego – idiotami są wyłącznie podatnicy, których obie te strony zgodnie i w porozumieniu rżną na kasę.
Mam nadzieję, że o tym krętaczym oszustwie piszę dostatecznie prosto i bez metafor, aby pańcie groniaste (tu metafora) się rozpoznały.
Nasze studia to wylęgarnia bezrobotnych, szczególnie kierunki typu resocjalizacja, stosunki czy psychologia
12. Warszawa pisze:
2011-04-17 o godz. 16:30
Nasze studia to wylęgarnia bezrobotnych, szczególnie kierunki typu resocjalizacja, stosunki czy psychologia
Nie tyko nasze, nie tylko… Na calym swiecie mlodzi to elita bezrobotnych. A stare pryki powinny poczytac od czego i kogo zaczela sie tak naprawde rewolucja francuska.