Czas pracy nauczycieli
Nie ulega wątpliwości, że ludzie są wrogo nastawieni do nauczycieli głównie z powodu czasu pracy. Możemy zapierać się nogami i rękami, dowodząc, że pracujemy długo, ale nikt w to nie wierzy. Od lat mamy sytuację patową i właśnie z tego powodu czuję potrzebę szczerej rozmowy. Nie chcę nikogo do niczego przekonywać, chcę tylko coś wyznać.
Pracowałem w wielu szkołach. W kilku na pełen etat, ale to wcale nie oznaczało, że wszędzie tyle samo czasu poświęcałem na pracę. Etat w jednej placówce to nie to samo, co gdzie indziej. Niby obowiązki podobne, ale praca różna i czas też nie ten sam. Śmiało mogę powiedzieć, że w liceum, gdzie obecnie uczę, etat oznacza – i to nie tylko dla mnie, ale dla większości nauczycieli – dwa razy tyle pracy, co w innym miejscu, w którym kiedyś byłem zatrudniony. Wszystko zależy od przełożonych. Jak nie wymagają, to człowiek z każdym rokiem ogranicza swój wysiłek. W końcu tylko wchodzi na lekcję i wychodzi. Nic więcej z siebie nie daje. A jak dyrekcja wymaga i patrzy na ręce, dopinguje, mobilizuje i motywuje, to się robi naprawdę dużo. Szkoły w Polsce różnią się miedzy sobą właśnie tym, ile się w nich pracuje na cały etat. Kto w wielu miejscach pracował, ten wie, o czym mówię.
„Gazeta Prawna” kilka dni temu oznajmiła, że specjalna komisja będzie obliczać czas pracy nauczycieli (zob. info). Przebadanych zostanie kilka tysięcy osób, więc wyniki będą miarodajne dla całego kraju. Zastanawiam się, po co to wszystko. Nie nauczycieli należy badać, tylko dyrektorów. Część z nich nie potrafi bądź nie chce efektywnie zarządzać zasobami ludzkimi. Pracowałem kilkanaście lat temu w takiej szkole, w której szefa nie widziałem całymi tygodniami, on też nie miał o mnie bladego pojęcia, pewnie nawet nie wiedział, jak się nazywam i czego uczę. Może przesadzam, ale naprawdę nie czułem jego obecności, nie mówiąc o trosce, nadzorze czy motywowaniu.
Co mi po tym, że jakaś komisja ustali, iż nauczyciele pracują średnio 35 godzin tygodniowo albo 27 czy nawet tylko 20? Ja dobrze wiem, ile wynosi mój czas pracy. A jest on cholernie długi, do tego z każdym rokiem coraz dłuższy. To wcale nie moja zasługa, gdyż ja wcale nie rwę się do pracy. Do wina dyrekcji szkoły, gdzie pracuję. Tu szefowie od lat nie odpuszczają. Nie mam im tego za złe, chociaż trochę mam. Z jednej strony sprawia mi radość dobra robota, jaką tu wraz z kolegami wykonuję, a z drugiej mam ochotę na słodkie lenistwo. Co policzy komisja? Czy weźmie pod lupę szkoły, gdzie pracownicy tyrają, bo tak im szef każe, czy przyjrzy się placówkom, gdzie kot z kulawą nogą nie interesuje się tym, jak pracują nauczyciele?
Uważam, że obecnie można udowodnić każdą tezę. Każdy czas pracy nauczycieli jest do udowodnienia. Jestem tego najlepszym przykładem. Jako polonista zatrudniony na pełen etat raz pracowałem 25-30 godzin w tygodniu, innym razem 35-40, teraz ocieram się o 50 godzin. I to mnie wkurza. Komisję, która bada czas pracy nauczycieli, proszę, aby wyniki przesłała organom prowadzącym szkoły. Niech one przemyślą, jak ich dyrektorzy kierują swoimi pracownikami. Jest naprawdę różnie.
Komentarze
A jak oni to będą mierzyć? Czasem pracy w szkole czy w domu? I jak oni sprawdzą czas pracy w domu? A w jaki sposób policzą konferencje i szkolenia? Są dyrektorzy którzy lubią sobie ze 2 razy w miesiącu radę pedagogiczną zobaczyć – np moja. Albo rodizców raz w miesiącu na zebranie wezwać- też moja. Kto i jak zmierzy mi czas siedzenia nad stroną szkoły (akurat teraz)? Ja proszę żeby mnie zbadano! I chcę mieć zapłacone te nadgodziny!
Rozumiem że jak z badania wyjdzie że średnio pracujemy 30 godzin w tygodniu to nam wszystkim równo o 10 podniosą czyli będziesz gospodarzu 60 robił?
Lidqo,
w żadnym wypadku. Już teraz rozważam, czy na lekcjach nie sprawdzać kartkówek, prac klasowych i zeszytów. Gdy podniosą nam pensum, na pewno tak zrobię.
Pozdrawiam
DCH
Panie Dariuszu, bardzo się zgadzam z Panem, co do tego, że czas, ale także jakość i intensywność pracy zależy od szefa. Są tacy, co uskrzydlają ( najwyższa półka umiejętności dowodzenia pracownikami) i tacy, którzy nieustannie dokręcają śrubę, vel dociskają do ściany. Jak człowiek jest dociśnięty, to natychmiast pragnie uciec, bo boli. Jak uskrzydlony – pofrunie z satysfakcją i innych poderwie do lotu. Efekty przychodzą lekko, łatwo i przyjemnie. I jeszcze bardziej się chce. Czy styl pracy szefów też skontrolują wysokie komisje d/s nieustannego liczenia?
Z cytowanego artykułu: „Z analizy przeprowadzone przez FOR wynika, że Polscy nauczyciele poświęcają na dydaktykę 513 godzin rocznie (wobec średniej dla państw OECD 786 godzin rocznie).”
Ciekawe ile poświęcają na biurwokrację i inne działania, które zazwyczaj spadają na takie osoby, jak sekretarki, czy księgowe (wobec średniej dla państw OECD) 🙂
@Gospodarz i sprawdzanie na lekcjach
Życzę powodzenia, to dość ciężka sprawa, gdyż wymaga podzielności uwagi i wielozadaniowości – łatwo się przy tym zmęczyć lub stracić wątek lekcji 🙂
Aaaa poza tym znalazłem w końcu te raporty http://www.oecd.org/document/52/0,3343,en_2649_39263238_45897844_1_1_1_37455,00.html .
Wynika z nich, że w artykule odnośnie czasu pracy dydaktycznej podano wartości dla szkół podstawowych, bo w gimnazjach i technikach te relacje nie są aż tak niekorzystne. Oj nieładnie dziennikarze, nieładnie :-). A no i cosik tam jest napisane, że fakt co prawda amerykańscy nauczyciele uczą dużo, ale też są zatrudniani generalnie po to, by uczyć, a nie po to by robić inne rzeczy 😉 [wynikające z umów o pracę, więc zapewne ciągle biurwokracja nie jest wliczana]. A poza tym w Polsce zarabia się obrzydliwie mało w porównaniu do reszty krajów – gdzie pracuje się więcej, ale zarabia też znacznie więcej. Ale o tym też dziennikarzyny się nie zająknęli. Shame on you, shame on you.
Do Gospodarza
>Ja dobrze wiem, ile wynosi mój czas pracy. A jest on cholernie długi, do tego z każdym rokiem coraz dłuższy. To wcale nie moja zasługa, gdyż ja wcale nie rwę się do pracy. Do wina dyrekcji szkoły, gdzie pracuję. Tu szefowie od lat nie odpuszczają. <
Mam nadzieję, i tak rozumiem ten fragment, że dyrekcja nie każe tam i z powrotem przenosić worków z piaskiem i robić podobnych bezsensownych a czaso- i pracochłonnych rzeczy. Tzn.,że te wymagania i związna z nimi praca przekładają się na wyniki uczniów Pańskiej szkoły. I tu mamy problem związanyz drugim pismem gdzie Pan pisze – „Głosem Nauczycielskim”.
Mianowicie te wspomniane wyniki powinny się przełożyć na np. wyższe płace czy premie czy dodatki w takich szkołach. Niestety lewacka opcja bardzo obecna i w ZNP i w „GN”(np.p.”dr” Sadura) twierdzi, że takie podejście spowodowałoby rozwarstwienie szkół, a potem i uczniów.(Lepsze płace przyciągnęłyby jeszcze lepszych nauczycieli, ci zaś jeszcze lepszych uczniów, to zaś dałoby jeszcze lepsze wyniki itp.itd.) Więc , głosi GN i podobni lewaccy socjolodzy, nie należy nagradzać wyników. To bardzo pasuje urzędnikom, więc, korzystając z podkładki, nie nagradzają;-)Otóż dopóki Pan wspiera czynnie bąź bierie ten punkt widzenia, to jest Pan sam sobie winien;-)
Zawsze aktualny reegulamin pracy w punkcie pierwszym precyzuje, ze szef ma zawsze racje. Natomiast punkt drugi radzi watpiacym: jesli masz watpliwosci, spojrz na zapis punktu pierwszego. I geba na klodke. Panie Dariuszu, gdy nam podniosa pensum, wowczas bedzie nas mniej, prace uczniow bedzie Pan poprawial w zaciszu domowym , a nie w klasie z obawy przed utrata roboty. My juz od dawna krecimy sie w chocholim tancu w takt glupawych wizji rzadzacych polska oswiata. Oni tworza swoja , mityczna wizje szkoly, ktora nie odzwierciedla marzen wiekszosci z nas.
Akurat specyficzny czas pracy nauczycieli nie razi, ale w moim odczuciu powodem zazdrości/wrogości jest kwestia niesprawdzalności czy faktycznie pozostałe godziny nauczyciel poświęca na pracę. Ponadto, wg mnie przedmiot przedmiotowi nie równy – prosze mnie poprawić jeśli się mylę, ale czy pensum nie jest przypadkiem jednakowe dla polonisty i wuefisty ? Lub nauczyciela nauczania początkowego, gdzie zbyt wielkiej liczby klasówek i prac domowych nie ma ? Z mojego punktu widzenia dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby faktycznie nauczyciel spędzał 8 godz w szkole, z tym że czas w którym nie prowadzi lekcji byłby właśnie poświęcony na sprawdzanie prac/przygotowanie do lekcji/spotkania z rodzicami. Potem – wolne 😉 Szkolenia/konferencje/delegacje itp wydarzenia są związane nie tylko z zawodem nauczyciela. Pozdrawiam 😉
„Obyś cudze dzieci uczy.”
Nic odkrywczego w tych słowach nie ma.Solą w oku ludzi jest nauczycielskie pensum.Nikt nie ma pojęcia ile godzin dodatkowo w domu się przepracowuje.Proponuję 8 godzin dziennie w szkole ,w tym czasie załatwić wszystkie sprawy typu wywiadówka(a co niech rodzice przychodzą gdy ja jestem w pracy,a nie gdy oni mają czas),sprawdzanie prac i dokształcanie.Jeżeli zabraknie 40 godzin w tygodniu to niestety nadgodziny trzeba brać . 😉
Wszystiemu winni dyrektorzy.
Ja już mam serdecznie dość tej całej nagonki na nauczycieli. Zewsząd tylko słyszymy jaki to łatwy zawód oraz że lenistwo jest weń wpisane. Co za bzdura. Że tak się kolokwialnie wyrażę – szlag mnie trafia, kiedy do ludzi nie dociera, że obowiązki (w moim wypadku) lektora nie kończą się wraz z ostatnim „dzwonkiem” każdego dnia. Nie dość, że jesteśmy marnie opłacani za wszystko co robimy, to jeszcze nie mamy prawa ubiegać się o szacunek i godziwe wynagrodzenie, bo co? Bo dzieci nie uczą się w wakacje?
Pozdrawiam (i pędzę przygotowywać materiały na zajęcia – tak, to nazywa się wolny czas!)
Panie Dariuszu, sprawdzanie kartkówek, prac klasowych i zeszytów na lekcjach to w polskich szkołach norma! Mało tego, jako młody, dobrze uczący się człowiek, sam na lekcjach sprawdzałem za nauczycieli klasówki młodszych roczników. To właśnie kadra nauczycielska (na wszystkich poziomach nauczania) jest jednym z największych problemów w polskiej edukacji!
Jestem doktorantem w instytucie pedagogicznym, mam częstą styczność z nauczycielami i krew mnie zalewa, kiedy słyszę te ciągłe narzekania, a już szczególnie na wysokość pensum, bo środowisko nauczycielskie samo ciężko zapracowało na opinię w społeczeństwie.
Moja żona pochodzi z rodziny nauczycielskiej, nauczycielką jest jej mama i 4 ciotki. Każda z nich pracuje w innej szkole, w innych miejscowościach, za to żadna z nich nie czyta gazet, książek, nie orientuje się w polityce, sztuce, literaturze, nie zna się na komputerach, ani na współczesnych problemach młodzieży. Swoją teściową tylko kilka razy w życiu widziałem podczas pracy w domu, czasami ja nie zdążę rano wstać, a ona jest już po pracy (a pracuje tylko 4 dni w tygodniu na pełnym etacie – nauczyciel dyplomowany). A nawet jeżeli czasem trzeba popracować w domu, to czy to nie jest niska cena za wolne wakacje, wszystkie ferie, święta, długie weekendy itp.? 5 moich koleżanek z liceum jest w tej chwili nauczycielkami, 3 z nich miały problemy z przechodzeniem z klasy do klasy, 2 pozostałe były w najlepszym razie bardzo przeciętne, tak wygląda dziś większość polskiej kadry nauczycielskiej!
Panie Dariuszu apelowałbym o większy obiektywizm, pewnie pracuje Pan w Warszawie lub innym dużym mieście, a w 99% polskich szkół Rada Ped. jest 2-3 razy w roku, a rodzice nie biegają co drugi dzień z problemami do szkoły.
Zawsze żałowałam, żałuję i żałować będę, że nauczyciel nie ma swojego miejsca pracy w zakładzie pracy jakim jest szkoła. Nie znam innego pracownika, który dopłacałby do swych zadań sponsorując zakład pracy swoim sprzętem, materiałami czy energią elektryczną. Ba, prędzej korzysta się „na lewo” ze sprzętu firmowego na swoje potrzeby, na odwrót? Nie znam takich osób.
Największy problem polega na tym, że najbardziej w sprawie czasu pracy krzyczą mentalni złodzieje- tacy, co bez szefa z pejczem nad sobą palcem nie kiwną w celu wypełnienia swoich obowiązków. Tacy co będą okradać firmę ze swojego czasu, który mieli wykorzystać na realizację zadań, tacy, co okradają współpracowników, którzy muszą nadrabiać.
Dawno temu, jeszcze jako uczeń szkoły średniej odbywałam praktykę w pewnej firmie. Na kilka dni trafiłam do biura przy magazynie. Dwie panie dziennie wydawały/ przyjmowały dokumenty dla kilku towarów. Dokumentacja sprowadzała się do dwóch świstków, po 2-3 zdania do wpisania + pieczątka i podpis. W sumie obowiązki trwały do 20 minut, reszta czasu była wykorzystywana twórczo: od rozmów/ploteczek począwszy, na manicure skończywszy. Gdyby się mentalnego złodzieja zapytać, jak długo te panie pracowały, odpowiedziałby, że 8 godzin. Przecież osiem godzin b y ł y w miejscu pracy. Dla złodzieja mentalnego nie liczą się zadania do wykonania, liczy się b y c i e poza domem. I na tym polega problem nauczycieli, czy nawet freelancerów. Banda złodziei mentalnych po prostu nie jest w stanie pojąć, że wykonywanie obowiązków zawodowych i przebywanie w miejscu pracy niekoniecznie oznacza to samo.
Kontrole to chyba trzeba by zacząć od kuratoriów, które przecież sprawują kontrolę nad szkołami.
„Nie ulega wątpliwości, że ludzie są wrogo nastawieni do nauczycieli głównie z powodu czasu pracy. ”
Jest jeszcze jeden problem: czy jest jakaś grupa zawodowa lub inna, do której ludzie nie są wrogo nastawieni ? To jest nasz powszechny problem.
Na przykład: obserwuję trawniki, skwery i place zabaw dla dzieci. Wniosek: małe dzieci mają bardzo dużo wrogów, są nie lubiane i nie szanowane przez dorosłych. Może tu jest początek wrogości ? – człowiek gorzej traktowany niż pies tylko dlatego, że jest mały.
Napisałem coś nie a propos ?
Ale to już było …
W zeszłym roku liczyliśmy swój czas pracy. Większość wyliczyła znacznie powyżej 40 godzin tygodniowo.
Wniosek:
Jeżeli komuś wyszło mniej tzn, że trzeba mu dowalić godzin. Jeżeli komuś wyszło więcej tzn, że nie umie gospodarować swoim czasem (organ prowadzący przecież nie będzie płacił nadliczbówek nierobom a nie może się przyznać, że pracują znacznie więcej powyżej normy).
PS
Gospodarz wpuszcza nas w maliny. To nauczyciele wychodzą z nowymi pomysłami, dyrektor tylko łaskawie musi wyrazić zgodę.
Nauczyciel którego trzeba pilnować i dopingować zasługuje na takiego dyrektora o którym niektórzy z nas mają koszmary.
W mojej szkole dyrekcja zarządziła, że co tydzień dzieci powinny pisać pracę w klasie (opis, opowiadanie, itd) jeśli mam 3 klasy po 28 – 30 osób i na sprawdzenie każdej pracy przeznaczę 10 minut (przeznaczam więcej, jeśli mam sprawdzić lepiej i napisać koniecznie recenzję motywującą) to łatwo policzyć, ile mam przeznaczyć czasu tylko na to zadanie. Do tego jeszcze wypada sprawdzić dyktanda i sprawdziany z gramatyki, zeszyty. Dochodzą rady, spotkania z rodzicami, wywiadówki, jasełka, apele, projekty, sprawozdania czyli norma (stachanowska)
Tylko w domu się ze mnie śmieją i dowcipkują. (I z roboty i kasy, którą za to dostaję)
Zaczynając pracę n-la, nie musiałam nosić okularów. Teraz ciągle zmieniam na mocniejsze.
Zgadzam się z jjaa- mnóstwo osób może z pracy i maile prywatne sprawdzić, na gadu pogadać, wiadomości poczytać… co widać po czasie wpisów na różnych forach. Miałam kiedyś koleżankę z którą gadałam na gadu w czasie wakacji całymi dniami- tylko ja z domu a ona z pracy. Ale ona przecież biedna wakacji nie miała…
Ja mam teraz np taki problem że robię stronę szkoły na programie który mam na swoim komputerze domowym. Aktualizacji nie mogę zrobić bo mam net mobilny, skończył mi się limit i internet chodzi jak muł. Do szkolnego netu podłączyć się nie mogę bo nikt nie wie jak się tam dodaje kartę – itp itd. Kiedyś był przykład górnika z prywatnym kilofem- coś w tym jest.
I nieprawdą jest że nauczanie wczesnoszkolne ma mniej pracy- mam dziecko w klasie pierwszej i uważam że oni mają tyle samo roboty co my. Bo tam też jest mnóstwo rzeczy do sprawdzania i jeszcze więcej do przygotowania, wklejenia itp bo te dzieci jak na razie sobie same nic nie zapiszą. A takich obowiązkow jak praca nad statutem, programem wychowawczym, praca w zespole ewaluacyjnym itp nikt w ogóle nie bierze pod uwagę. Każdy tylko o przygotowywaniu do zajęć i sprawdzaniu. A dla mnie to akurat te dwie rzeczy to pikuś. Ja mam projekt unijny, statut, stronę szkoły i nie jestem najbardziej zajętą osobą. Koleżanki mają i BHP i inwentaryzacje, i zespoły ewaluacyjne i projektów jest masa cała, diagnozy, zespoły wychowawcze, opinie piszę conajmniej 2 tygodniowo… Sprawdzanie klasówek to przysłowiowy pikuś. Ja to na przerwach robię.
Lolek: uważasz że w podstawówkach pracuje się mniej? Na jakiej podstawie?
Panie profesorze! Polonisto!
Czy mówi się „pełen etat”, czy może „pełny etat”???
Lolek1, parę wpisów wcześniej doszedłem do niemalże identycznych wniosków analizując te dane. Zastanawiałem się czy są słuszne? Utwierdziłeś mnie w tym przekonaniu.
Ja pracuje teoretycznie 40 godzin,a praktycznie 50-70 tygodniowo,i co z tego?
@lidqua
„Lolek: uważasz że w podstawówkach pracuje się mniej? Na jakiej podstawie?”
Oj, przepraszam, jeśli tak został odczytany mój tekst. Raczej nie miałem tego na myśli lecz chciałem trochę pofrustrować się na poziom rzetelności linkowanego artykułu. Bo gdyby dziennikarze wzięli pod uwagę np. szkoły średnie zamiast szkół podstawowych to napisaliby. ?Z analizy przeprowadzone przez FOR wynika, że Polscy nauczyciele poświęcają na dydaktykę 513 godzin rocznie (wobec średniej dla państw OECD 661 godzin rocznie).?, zamiast średniej 786. I tu by się nawet okazało, że nauczyciele szkół średnich mają podobne pensum do Norwegów i większe niż np. Duńczycy. Po prostu w innych krajach nauczyciele szkół podstawowych mają więcej godzin dydaktycznych, a w każdym kolejnym etapie edukacji coraz mniej, a w Polsce jest płasko i wszędzie 513. Co i tak nie zmienia faktu, że kolejne niezacytowane już dane sugerują, że dydaktyka ma większy udział w pracy nauczycieli w innych krajach, niż w Polsce. Tzn. w Polsce nauczyciel poświęca na prowadzenie lekcji około 30% swojego czasu (wynikającego z umowy), a w innych krajach nawet około 60%. No i nie wspomniano też o zarobkach. Weźmy tu tych nieszczęsnych nauczycieli podstawówek (załóżmy że po 15 latach pracy), którzy w Polsce zarabiają wg tych danych średnio 14094$ (24,5$ za poprowadzoną godzinę) dla średniej OECD 39426$ (50,16$ za poprowadzoną godzinę). Czyli de facto w Polsce nauczyciele pracują 2x więcej, żeby zarobić tyle samo co w innych krajach OECD, czyli za takie wynagrodzenie to powinni mieć pensum w okolicach 9 godzin tygodniowo 🙂 . Tu znowu oczywiście są rozbieżności pomiędzy różnym stażem i różnymi etapami edukacji, ale generalnie w Polsce zarabia się zawsze mało.
@AdamJ
Ja tam nie wiem, czy moje wnioski są dobre, w końcu czytam sobie tylko suche dane. Tutaj trzebaby wykonać dokładne i pogłębione analizy. Jak już wspomniałem, chciałem sobie tylko popolemizować z „rzetelnością dziennikarską”, bo to co wyciągnąłem z tych statystyk to można na pierwszy rzut oka zauważyć.
Jak ktos mysli, ze w szkole podstawowej jest mniej pracy?niz?w?sredniej?czy?na?innych?szczeblach,?to?niech?sie?lepiej?nie?kompromituje?takimi?”spostzezeniami”. I niech wysle dziecko od razu do liceum, bo przeciez nie bedzi edukacji na tak niskim poziomie dziecku dawal?
@time
Jesli myslisz, ze komus chce sie liczyc Twoj czas pracy to sie grubo mylisz. Napisz czarno na bialym, ile czasu Ci to zajmie.
Dzisiaj wszyscy patrza, nikt nie liczy.
Bycie nauczycielem nie usprawiedliwia nieznajomosci chwytow marketingowych i reklamy.
„W zeszłym roku liczyliśmy swój czas pracy. Większość wyliczyła znacznie powyżej 40 godzin tygodniowo.”
He, he. Jak dalam nauczycielom godzinowke 60 zl za lekcje, chcieli pracowac po 60 godzin tygodniowo. Ja ich nie chcialam.
Nie liczy sie ilosc, tylko jakosc i wydajnosc. Na etapie krwawego kapitalizmu, na jakim jestesmy, wydajnosc nie oznacza ile wartoscioych ludzi wychowamy, tylko ilu „szybko-bystrych” szczurow wychowamy.
Niech sie wychowaniem w wierze zajmuja pedafile. Co nas to…
Ale to jest jakaś bajka z tymi płacami. Ja zarabiam po 9 latach pracy, z mianowaniem 1880 zł. Powiedzmy ze we wrześniu miałam godizn 77 co daje 24 zł za godzinę dydaktyczną a nie 24 dolary. Dodam że w mojej płacy jest ukryty dodatek za wychowawstwo.
Dlaczego „ludzie są wrogo nastawieni do nauczycieli głównie z powodu czasu pracy” ? Przez kilka lat każdy w tym kraju chodzi do szkoły. Kilkanaście lat obserwuje ciężką pracę nauczyciela i dalej jest przekonany, że … nauczyciel pracuje mało. Dlaczego nikt nie wierzy mimo, że widział na własne oczy. No chyba, że nie widział tej ciężkiej pracy. Ślepym trzeba by być żeby nie zobaczyć, czyli co, cały naród oślepł ? Strach nawet pomyśleć co z takim ślepym narodem się stanie.
No jest jeszcze jedna możliwość. Naród widzi dobrze i co to wtedy znaczy ?
Rebel: na twą ironię odpowiem zupełnie nieironicznie.
1) Dzieci widzą nas tylko w czasie lekcji, ostatecznie myślą że sprawdziany sprawdzamy, na to że je wcześniej układamy nie wpadną- bo są dziećmi.
2) Nie wszyscy pracujemy równo. Jedni robią co tydzien kartkówkę – inni raz na dwa miesiące. Jak w każdym zawodzie. Tylko że u nas jest chory sposób płac, oceny i awansu polegający na papierach a nie rzeczywistej obserwacji pracy.
3) Prawie żaden dorosły nie lubi szkoły więc i nauczycieli
4) Większość mojej pracy jest rzeczywiście niewidoczna dla ogółu. Ludzie nie zastanawiają się np ile pracy jest w projektach, kto opisuje faktury, kto lata do urzędów. Większosć nie wie że mamy szkolenia i konferencje czy zespoły do róznych spraw. WIęc rzeczywiście naszej pracy nie widać.
Lolek1, Education at a Glance 2010 ma niemalże pół tysiąca stron (nie liczą aneksów), nie sposób tak w parę chwil poddać go dogłębnej analizie (chociaż sprawia wrażenie rzetelnej pracy). Jeśli jednak można po godzinie czy dwóch zauważyć, że autorzy prezentacji FOR interpretują go w sposób stronniczy i wybiórczy to poziom mojego zaufania do takich opracowań jest niemalże zerowy. Nie pozostaje nic innego jak sięgać do źródeł, rodzime opracowania zdają się być bezwartościowe. To porażające!
W przypadku takich zawodów jak nauczyciel najmniej ważny jest czas pracy
i nie czasu należy wymagać, tylko efektów.
Śmieszy mnie zazdroszczenie nauczycielom rzekomych luzów w pracy. Świadczy to tylko o niewiedzy co do charakteru tej pracy, zabierającej nie
tylko masę trudnego do zmierzenia czasu, ale i zdrowie, przede wszystkim
psychiczne. Dzieciaki są dużo trudniejsze niż kilkadziesiąt lat temu, nieraz to
prawdziwa szkoła przetrwania. Swoje wymagania mają dyrekcja i rodzice.
Bez przerwy jest się na cenzurowanym. Do tego jest sporo pisaniny, wypeł-
niania różnych papierzysk, robienia obliczeń. Jest co robić i czym się dener-
wować od rana do nocy.
Gospodarzu! Czy Gospodarz pisze czasami na życzenie?
Ja życzyłabym sobie notkę dotyczącą manipulacji słowem w aktualnej prasie. Temat ? podgrzewanie atmosfery wokół nauczycielskiego czasu pracy. Notkę poproszę terapeutyczną. Już nauczyłam się lekceważyć pismaków, a tu tyle gadania w pokoju nauczycielskim, że znowu zaczęłam się przejmować.
Gazeta Prawna (we wskazanym artykule) w pierwszym, wytłuszczonym, akapicie wali prawdę prosto z mostu:
Obecnie pracują zaledwie 18 godzin tygodniowo.
Dopiero gdzieś tam w połowie tekstu jest wspomniane, że dotyczy to pensum, czyli czegoś, czego znaczenia większość ludzi nie rozumie.
Dalej w tymże artykule:
Polscy nauczyciele poświęcają na dydaktykę 513 godzin rocznie.
Obok, przy porównaniu do państw OECD, użyto słówka ?średnio?. Gdyby użyto go również w zdaniu powyżej, to chyba brzmiałoby ono inaczej.
Zajrzałam również na stronę znalezioną przez Lolka1. Z angielskim u mnie krucho, więc odnalazłam na niej coś dla siebie po polsku. Gdyby ktoś chciał:
http://www.oecd.org/dataoecd/43/3/45943482.pdf
Okazało się, że te średnie dotyczą nauczycieli gimnazjów.
Zastanowiłam się nad tym ?średnio?.
513 : 36 = 14,25 godziny/tydzień
I aż się zdziwiłam, że nie podali tego w gazecie. Lepiej wygląda niż te 18.
Przez ostatnie lata średnio mam 21 godzin dydaktycznych. Ilu w takim razie w Polsce jest nauczycieli pracujących tylko na połówki czy ćwiartki etatu? Policzyłam sobie. Na 100 nauczycieli z 21 lekcjami musi być 108 zatrudnionych na pół etatu.
A już całkiem na marginesie. Nie czuję się z tymi 21 godzinami bardzo odbiegająca od średniej 786 dla OECD. Wszak 21 * 36 = 756. Tylko pensja bardziej węgierska niż estońska (ale to można znaleźć nie w Gazecie Prawnej, tylko w tym po polsku na oecd).
Szkoly powinny byc wylacznie prywatne a Ministerstwo Oswiaty zlikwidowane, wtedy nie bylo by problemu z minitorowaniem czasu pracy nauczycieli. To za proste, prawda? No to macie tak jak jest (= socjalizm) i nie narzekajcie.
Jestem nauczycielem przedmiotów informatycznych z 9 letnim stażem i zarabiam netto ok 1800zł.(mianowany). Postęp techniczny oraz doświadczenie pozwala mi dobrze gospodarować czasem. Z moich obliczeń wyszło, że szkole tygodniowo poświęcam 41 godzin ( w tym grzebanie w komputerach administracji, adminowanie witryną szkoły, działalność w stowarzyszeniu działającym przy szkole). Dzięki nieustannemu dokształcaniu ( w ciągu roku szkolnego wartość przebytych przeze mnie kursów przekroczyła 6000 zł), prowadzę zajęcia w różnych ośrodkach szkoleniowych a także zajęciach pozalekcyjnych finansowanych przez masońską UE oraz szkole zaocznej. Pracuję 7 dni w tygodniu, ale dzięki temu wyrabiam 2 a nawet 3 pensje podstawowe. Nie wyobrażam sobie pracy wyłącznie na gołym etacie w szkole. W związku z marnymi zarobkami większość belfrów to kobiety, których mężowie zarabiają x razy więcej, a żona traktuje pracę w szkole jako miejsce wymiany informacji oraz zakupu kosmetyków oriflejm. W części żeńskiej populacji nauczycielskiej jest również sekcja starych panien mniej lub bardziej normalnych. Mimo tego, iż miałem inne propozycje pracy, zostałem w szkole i ciągle się dziwię dlaczego.
Komuchu: chciałeś nas obrazić? Owszem mój mąż zarabia x razy więcej (na szczęście!) a jednak kosmetyków oriflame nie używam i w pracy nie kupuję. Za to mam dziecko i jakbym pracowała tyle co ty dodatkowo to ono by mamusi już w ogóle nie widziało. Więc zostaję przy moich 1880 na moim „gołym etacie” a to co robię w domu mogę robić pilnując młodego jak odrabia swoje szlaczki.Więc wyobraź sobie że jednak istnieją tacy co pomimo niskich zarobków traktują pracę serio a nie jako miejsce plotek i kupna kosmetyków.
Ale gratuluję przebojowości.
Przepraszam, nie chciałem nikogo urazić. Przedstawiłem sytuację z mojej szkoły.
ps. Te kosmetyki to avon. Dziś się upewniłem.
@tsubaki
Umiem policzyć swój czas pracy.
na reklamie znam się średnio, (o ile wiem, najłatwiej zapamiętuje się hasła reklamowe zawierające do 5 słów)
a więc… NA „GORZKIE ŻALE” DO KOŚCIOŁA
i pracuję sobie dalej
Gribojedow powiedział „Szczęśliwi czasu nie liczą”. Złośliwcy dodali „…liczą pieniądze”.
Jakie są normy dotyczące wypoczynku nauczyciela ? Jak pracuje nauczyciel trzeciego dnia, gdy w poprzednie dwa dni wracał z pracy o godzinie dwudziestej ?
Czy kierowca autobusu lub operator dźwigu może tak pracować ?
@lidqa
To ja też zupełnie na poważnie.
1) Nauki w szkole nie kończą dzieci, tylko dorośli. Zgadzam się że dajmy na to ośmiolatek może nie łapać, że sprawdzian trzeba przygotować, ale uczeń gimnazjum czy liceum ? Nie sądzę.
2) W pełni się zgadzam. Dodam, że pracę nauczycieli najdokładniej obserwują uczniowie.
3) Pytanie brzmi: dlaczego nie lubi ? Ogromna większość dzieciaków nie może się doczekać pierwszej lekcji w swoim życiu i wystarcza kilka lat edukacji żeby szczerze szkołę znienawidziły.
4) Skoro jej nie widać. Skoro klient czyli uczeń jej nie dostrzega to może jest to praca zbędna ? Szkolenia, konferencje, projekty … fajnie, ale skoro nie widać ich efektów to właściwie po co ?
Czy ktoś się zastanawia ile czasu, trudu i umiejętności kosztuje dajmy na to utrzymanie działania sieci komórkowej ? Nie. Słusznie zresztą, klient płaci i wymaga żeby jego sms doszedł szybko, do adresata, niezmieniony, a rachunek się zgadzał. To czy inżynier ma wywalone na biurko nogi i ogląda youtuba, czy pracuje jak mrówka obchodzi klienta tyle co nic.
Szkoła ewidentnie nie działa jak należy i stąd cała dyskusja czy nauczyciel dość się stara.