Gdy szkoła nie dopuszcza do matury
Niektóre licea wyspecjalizowały się w przejmowaniu uczniów na ostatni semestr nauki. Gdy komuś grozi, że nie zostanie dopuszczony do matury, zabiera papiery i przenosi się do bardziej przyjaznej szkoły. Takiej, która każdego przepuści.
Warto wyjaśnić, że niedopuszczenie do matury oznacza dzisiaj coś innego niż jeszcze kilka lat temu. Dawniej nauczyciel umawiał się z uczniem, że postawi mu ocenę pozytywną na świadectwie, jeśli uczeń da słowo honoru, że do egzaminu dojrzałości z tego przedmiotu nie podejdzie. Uczeń był więc absolwentem, ale bez matury (jeśli chodziło o przedmiot obowiązkowy).
Obecnie niedopuszczenie do matury to po prostu jedynka na koniec roku z przedmiotu. Uczeń nie jest absolwentem, zatem nie ma prawa zdawać matury. Musi powtarzać rok. Nauczyciele już się nie umawiają po dżentelmeńsku, że postawią jedynkę, a uczeń nie przyjdzie na egzamin, gdyż jest to bezprawne. Po prostu trzeba dać pałę – to wciąż jest legalne.
Niektórzy uczniowie są świadomi, że taką pałę dostaną, dlatego zmieniają szkołę. Jest klient, jest rynek. W Łodzi całkiem spory. Niektóre szkoły są w stanie przetrwać właśnie dzięki uczniom, którzy przyjdą na końcówkę kształcenia, tuż przed maturą. Tacy uczniowie mają mnóstwo braków, które trzeba błyskawicznie nadrobić. Czasu mało. Okazuje się, że można w trzy miesiące wyprowadzić największego nieuka na prostą. Poprzednia szkoła nie dawała rady przez dwa i pół roku, a nowa potrafi. Uczeń kończy szkołę, zdaje maturę i płaci. Chociaż chyba w odwrotnej kolejności.
Komentarze
@Gospodarz
Wydumane – szkoły, dyrektorzy ani nauczyciele w Polsce ŻADNYCH konsekwencji negatywnych z powodu słabych wyników matury (ani pozytywnych w przypadku znakomitych wyników matur czy olimpiad!) – obowiązuje ideologia urawniłowkowa – wynik slaby jest bo uczniowie słabi przyszli, a sukces – bo przypadkiem(!) przyszli zdolni … 😉 Więc po co ma nauczyciel słabeusza takie numery robić???
Nauczyciele już się nie umawiają po dżentelmeńsku, że postawią jedynkę, a uczeń nie przyjdzie na egzamin
Chyba dwójkę…
Aby się umówić z kimś po dżentelmeńsku to trzeba mieć do czynienia z dżentelmenami, dzisiaj ich nie ma wśród uczniów a i wśród nauczycieli mało
Wprawdzie nie na temat, ale nie wiem, gdzie z tym pójść
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2020/02/wypaleni-nauczyciele-niszcza-dzieciece.html Może pan się do tego ustosunkuje w następnym poście ?
@Hera
A jest km zastąpić tych wypalonych przy obecnych płacach??? 😉 Szczególnie w bogatych wielkich miastach …. 😉
@Hera
Dziękuję za zwrócenie uwagi. Temat ważny. Postaram się skomentować wpis prof. Śliwerskiego, liczę też na reakcję Czytelników.
Pozdrawiam
Gospodarz
Hera
2 lutego o godz. 10:09 270851
Sprawa jest prosta do wyjaśnienia.
1. Lekcje w klasie, w której jest młodzież o specyficznych trudnościach w nauce jest przez tę młodzież zakłócana z założenia. Nauczyciel ma ogromny stres , bo nie może dać linijką po łapach. Czasami skutkuje krzyk. Czy świadczy to o tym, że się wypalił – wątpliwe. Po prostu szkoła nie zapewniła mu odpowiednich warunków pracy.
2. Przerwa jest dla uczniów, ale nie dla nauczyciela. Po stresującej lekcji hałaśliwa przerwa. Na której on ma dyżur.
3. Ile godzin można w taki sposób pracować ? Nie wytrzyma tego nikt. I widać, że nie wytrzymuje. Co to ma wspólnego z lubieniem czy nielubieniem młodzieży ? Nic. To pracodawca w taki sposób zorganizował pracę.
Pan profesor Śliwerski trochę poszedł w poetycki nastrój. Wygląda na to, że będzie pracował nad innym sensem przysłowia „obyś cudze dzieci uczył”. No cóż, wszystkie dzieci są nasze.
Bywa, że jedynkę chce postawić nauczyciel, który uczy przedmiotu, którego uczeń zdawać nie ma zamiaru.
Bywa, żę to nauczyciel proponuje zmianę szkoły, a rodzice i uczeń nie chcąc sie kopać z koniem na tę propozycję przystają.
Jeśli jedna szkoła nie chce dopuścić ucznia do matury, a druga to robi i uczeń maturę zdaje, to z którą szkołą jest coś nie tak?
Niektórzy nauczyciele wyspecjalizowali się w pracy polegającej na łączeniu terroru psychicznego wobec uczniów z podnoszeniem wymagań do poziomu nieosiągalnego dla przeważającej większości bez wsparcia korepetycjami – jest klient, jest rynek. Niektórzy uczniowie, słysząc niby życzliwą radę „przecież nie ma obowiązku ukończenia tej szkoły” zabierają papiery do bardziej przyjaznej placówki, w której okazuje się, że wcale nie mają mnóstwa braków do nadrobienia. “Nieuk” z wozu, poprzedniej szkole lżej i nie ma ryzyka, że wyniki z matury spowodują spadek w rankingach.Miejsce w rankingu jest tym, co się naprawdę liczy w szkole, nie jakiś tam pojedynczy uczeń.
Stary artykuł ale napiszę swoje zdanie. Do statystyki zdanych matur powinni być zaliczani wszyscy uczniowie którzy zaczęli naukę w danej szkole a nie ci którzy do matury przystąpili. Ukróciło by to praktykę pozbywania się uczniów nie wygodnych która jest po prostu praktyką bandycką i przestępczą. Druga sprawa to poziom kadry nauczycielskiej w Polsce który jest po prostu mierny i kiepski. Jak ktoś coś potrafi to szuka pracy na rynku gdzie zarobki są dużo większe. Przy takich pensjach lepiej nie będzie.
Do tego Polski system nauczanie jest represyjny i nie przyjazny uczniowi to samo zresztą dotyczy polskich uczelni wyższych bo tam nie jest ani trochę lepiej. Układy kolesiostwo a wyników jak nie było tak nie ma.