Przedwczesny pogrzeb związków zawodowych
Większość nauczycieli przyzwyczaiła się, że w szkole nic nie zagraża ich pozycji. Trudno więc im znaleźć powód, dla którego mieliby należeć do związku zawodowego. Karta Nauczyciela gwarantuje bowiem wszystkim zatrudnionym na podstawie mianowania jednakowe prawa. Przynależność do związku rozpatruje się więc w kategoriach kosztu, który trzeba ponieść (należy opłacić comiesięczną składkę) i żadnego zysku. Przed czym bowiem miałby związek bronić nauczyciela, skoro broni go w wystarczającym stopniu sama Karta?
Obecny system skazuje na degenerację przede wszystkim nauczycielskie związki zawodowe, których szeregi z każdym rokiem się przerzedzają. Młodzi prawie w ogóle się do nich nie zapisują, a starzy masowo dezerterują. Obecnie do związków należą tylko pasjonaci, ludzie o określonych poglądach politycznych i ci, którzy są z przyzwyczajenia. To zdecydowana mniejszość, np. w moim liceum do związków należy co czwarty nauczyciel, co i tak jest wyśmienitym wynikiem. Są szkoły, gdzie związki padły, wypisali się z nich wszyscy nauczyciele, w innych wegetują przy stanie dwóch-trzech osób. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby związki zamarły całkowicie. Większość nauczycieli wcale by po nich nie płakała.
Nauczyciele są nieufni wobec związków i zadufani w sobie. W ogóle nie biorą pod uwagę, że rząd w niedługim czasie wypuści z uwięzi trąbę powietrzną, która rozbije dotychczasowy świat nauczycielskich przywilejów. Skończy się nasze samozadowolenie z wakacji i ferii, z 18-godzinnego pensum, z gwarancji zatrudnienia, z prawa do płatnych nadgodzin, rocznych urlopów dla poratowania zdrowia, z trzynastek, z pensji wypłacanej z góry, z nagród jubileuszowych co pięć lat itd.
W czasach stagnacji i poczucia bezpieczeństwa związki wydają się niepotrzebne. Dopiero gdy przejdzie przez szkoły rządowa trąba powietrzna, gdy nastanie czas nadużyć pracowniczych, gdy stracimy wszystko, co mamy, wtedy dopiero nauczyciele uświadomią sobie, że potrzebne im są związki. Wielu pracowników oświaty nie zaznało w swojej zawodowej karierze żadnego zagrożenia. Taka sytuacja okazała się gwoździem do trumny związków zawodowych. Gdy 600-tysięczna armia nauczycieli, bardzo kosztowna dla budżetu, działa bez uzwiązkowienia, sama prosi się o bezwzględną, unicestwiającą przemianę. Likwidacja Karty Nauczyciela w ogóle nie przeraża związków. Ludzie, którzy w nich działają, dobrze wiedzą, że po likwidacji Karty nastąpi odrodzenie ruchu związkowego. Obnażeni, pozbawieni poczucia bezpieczeństwa nauczyciele będą walić do związków drzwiami i oknami. Tylko że wtedy będzie za późno – straconego czasu nikt bowiem nie cofnie.
Komentarze
Szeregi związkowe się przerzedziły, to fakt, ale w mojej szkole i tak co drugi nauczyciel jest w związku a niezwiązkowcy, gdy mają jakiś problem lub chcą się dowiedzieć, co nowego w prawie oświatowym, to pytają aktyw, bo poinformowany, dopatrzył, doczytał.
Żeby było lepiej musi być gorzej.
Dwa dni i dwa tematy o jakieś niezrozumiałej dla mnie niemożności środowiska nauczycielskiego. Wczoraj tekst o żerowaniu prasy na społecznej tępocie do którego napisałem takie zdanie – „Wyedukujcie tak ludzi aby po gazety z takimi g….nianymi tytułami nie sięgali.” No i zwróciliście mi panstwo uwagę, że nie jesteście w stanie tak edukować, bo rodzina, społeczeństwo itp.
Upieram się przy tym co napisałem. Gdyby mnie w szkole nie ciągnięto za uszy zmuszając do nauki a głównie czytania pewnie ograniczałbym się dziś do leżenia przed pudłem ze szmatławą gazetą w ręce. Gdyby moich rodziców nie zmuszano do tego samego nie miałbym w domu ambitnych gazet i książek. Gdyby moich rodziców i mnie nie wyedukowano moje dzieci ograniczałyby się do idiotycznej papy umysłowej zamulającej mózgi współczesnym. Więc zamiast narzekać weźcie się w garść i edukujcie.
To samo dotyczy związków zawodowych. Gospodarz ma rację – olewaliście związki, bo do niczego wam nie były potrzebne – karta załatwiała sprawę. Ale przypuszczam, że niedługo zaczną was patroszyć – przewiduje metodę salami czyli redukcji i obcinania przywilejów po cieniutkim plasterku. Bez związków, demonstracji i strajków starcicie wszyscy socjalny dorobek. To też proponuję nie marudzić i wziąć się w garść, bo idą cięzkie czasy. Piszę to z czystej sympatii, bo tak naprawdę nie przepadam za sferą budżetową.
Pozdrawiam
Przez szereg lat należałam do związków, które nie kiwnęły palcem kiedy zwolniono mnie z pracy. (Przypomnę- po 23 latach nienagannej pracy zlikwidowano moją klasę w nauczaniu zintegrowanym a dzieci rozdzielono do dwóch pozostałych i w ten sposób pozbyto się mnie.) Związki nic mi nie pomogły. W nowej szkole nie zapisuję się do żadnego związku, szkoda pieniędzy.
Należę do związków, nie wierze w związki. Już dziś pisałam że siebie protestującej nie widzę. U nas przewodniczącą związków jest super kobieta ale boi się dyrekcji bardzo. Związki mi nie pomogą. Być może tak piszę o związkach bo mam doła ale nie wiem co one mogą. Ja się ostatnio czuję jak marionetka- zrobią ze mną co zechcą.
Lidqa, nie przesadzaj. Z takim nastawieniem faktycznie zdołujesz. Weź się odbij od doła, proszę. Szkoda zdrowia – tego Ci naprawdę nikt nie zwróci.
Pozdrawiam
Demontaż to cecha naszej epoki (Bauman!), nie możemy przeciwdziałać tendencjom do rozkładu, to skupmy się może na tym, co zostanie zbudowane. Jeśli w MEN-ie sądzą, że zmęczony człowiek, bez perspektyw rozwoju bedzie cierpliwie wychowywał cudze dzieci i jeszcze swoje, to niech zajrzą do gazet i poczytają o zachowaniach frustratów. Ich wiedza też jest gazetowa, bo książki z psychologii tam nikt w ręku nie miał od lat.
A co Związki przez ostatnich kilka lat zrobiły poza pobieraniem składek. Może się pochwalą. Tylnymi drzwiami zwiększono pensum, za parę srebrników oddano przywileje emerytalne.
Zacząłem prace już po śmiesznym strajku, o którym po czasie nawet związkowcy mają złe zdanie. Przynajmniej u mnie w szkole. Od tamtej pory minęło kilka lat, a w tym czasie jedyną znacząca aktywnością związku była ankieta czy potrzeba KN czy nie.
Mnie się wydaje słuszne pytanie po co nam Związki? Chyba tylko po to, żeby prezio kółka w sąsiedniej wsi przyspawał się dzięki związkowemu stanowisku do krzesła na szkodę samego związku jak przede wszystkim dzieciaków, które nibyuczy.
Protesty są potrzebne po to, by zwrócić uwagę na to, że coś jest do poprawy. Związki są reprezentantem, rozmawiają, więc dobrze byłoby wyartykułować, czego tak naprawdę chcemy.
Kartko z podróży,
właśnie tak edukuję. Biorę do ręki konkretne gazety, które dzieci przynoszą z domu, najczęściej tabloidy i jakieś młodzieżowe ble, ble (celowo nie podaję tytułów) i analizujemy tytuł, fotografie i tekst. Okazuje się, że nawet małolaty są później w stanie pomyśleć logicznie i sięgnąć do ambitniejszej lektury. Bardzo często wrzucam przy okazji różnych tematów dygresje mające na celu uaktywnić ciekawość, podaję wartościowy tytuł. Nie sprawdzam, czy po niego sięgnęli, ale wiem, że często sięgają, bo sami o tym mówią. A rodzice dziękują „za indywidualne podejście do dziecka i odkrycie jakiegoś tam talentu…”
Od lat pytam dzieci, co oglądają w tv i jeśli ktoś ogląda tv z nimi, to czy
komentuje to, co jest oglądane. Wielu robi duuuże oczy.
Wobec tego wspólnie oglądamy fragmenty programów i je komentujemy, wtedy uczniowie przekonują się, że komentarz jest często niezbędny.
Debiutując jako komentująca na Pana blogu, oświadczam że kilka dni temu zapisałam się do związku, co przez koleżanki i kolegów jest odbierane z ogromnym zdziwieniem…Jestem tzw. młodą nauczycielką –w liceum , gdzie średnia wieku związkowców wynosi ok. 50 lat:)
Ta notka jeszcze bardziej mnie utwierdza w przekonaniu, ze postąpiłam słusznie. Ciesze się, że będę mogła w końcu zacząć coś robić i jesli mam jakieś oczekiwania wobec związku, to takie, że pozwoli mi w końcu na działania zgodne z moimi przekonaniami i sumieniem. Innymi słowy-„nie pytaj co związki mogą zrobić dla Ciebie, spytaj się co ty możesz zrobić dla związków” jak powiedział przed laty pewien znany pan.
Przyznam także, że czytam Pana teksty od jakichś dwóch lat. Często się z nimi gorliwie zgadzam (a czasem zupełnie nie,)ale bez tego bloga nie mogę egzystować. Zastępuje mi dyskusje, ktorych wokół siebie nie widzę i porusza tematy mnie osobiście (od środka) palące. Dziękuje za to, ze moge tu czasem przebywać, przepraszam za ckliwe wyznania i witam resztę stałych komentatorów:)
Time
To co piszesz jest zgodne z moimi obserwacjami. Dzieciaki, młodzież są sympatyczne, inteligentne, wrażliwe, tyle, że cechy te trzeba w nich pielęgnować i dbać by nie równały do ponurej średniej. Trzeba je po prostu mądrze ciągnąc za uszy – w dobrym rozumieniu tego pojęcia. Ale w moim pojęciu nauczyciel powinien to robić samodzielnie, nie oglądając się na środowisko, rodzinę czy oświatową biurokrację. Przecież to praca, życie, sfera indywidualnej aktywności. Dzięki za pozytywny i budzacy nadzieję komentarz.
Pozdrawiam
juzefina pisze: „Zastępuje mi dyskusje, ktorych wokół siebie nie widzę i porusza tematy mnie osobiście (od środka) palące.”
Kolejny głos za SZKOŁĄ SZACUNKU I DIALOGU.
juzefino, ja też kilka dni temu zapisałem się do związku, częściowo na skutek lektury tego bloga, częściowo pod wpływem pojawiających się w prasie sygnałów.
Mam wrażenie, że zmianę Karty próbuje się przedstawiać jako absolutny pewnik, czego przykładem może być felieton Tomasza Wróblewskiego w dzisiejszym Dzienniku Gazecie Prawnej, w którym pojawia się takie zdanie: ” nauczyciele, marsz do pełnego wymiaru godzin”
We wrześniu wysyłam moje dziecko do pierwszej klasy. Do czego potrzebna jest jemu Karta Nauczyciela ?
@ync
Bez wakacji i ferii, bez 18-godzinnego pensum, bez gwarancji zatrudnienia, bez prawa do płatnych nadgodzin, bez rocznych urlopów dla poratowania zdrowia, bez trzynastek, bez pensji wypłacanej z góry, bez nagród jubileuszowych.
Za to z dużą ilością godzin dydaktycznych, dolegliwościami zdrowotnymi i pensją poniżej dwa tysiące na rękę. Jak myślisz, jaki będzie stan psychiczny człowieka, któremu powierzasz swoje dziecko?
silversun
Zapytam przekornie, przy tym bez cienia ironii lub złośliwości:
co otrzyma moje dziecko w zamian, w przypadku utrzymania, wymienionych przez ciebie, gwarancji ?
Ja oczekuję dla mojego dziecka nauczyciela otwartego, gotowego do dialogu, stosującego najlepsze i środki i metody komunikacji, nastawionego na działania proaktywne.
@ync
Pytaniem odpowiadasz na pytanie? No ale niech będzie, bez cienia ironii odpowiem:
Otrzyma nauczyciela zadowolonego ze swojej pracy, z przyjemnością spędzającego czas w klasie, poświęcającego czas spędzany poza szkołą na doskonalenie/szukanie najlepszych metod nauczania, proaktywnego, co wynika z przynajmniej względnego poczucia bezpieczeństwa, nie czującego się sfrustrowanym niższym statusem materialnym, ponieważ ma świadomość w/w przywilejów.
silversun,
może i masz rację, nie neguję tego, jednak podobną argumentację widziałem i słyszałem już wcześniej – tylko w odniesieniu do lekarzy. Za znacząco podwyższone wynagrodzenie chorowanie miało stać się wręcz przyjemnością, zas personel medyczny zgoła w anioły odmienić.
Tymczasem rzeczywistość brutalnie zweryfikowała tego rodzaju rojenia, lekarze zarabiają dużo więcej, a wszystko właściwie działa po staremu (czyli, szczerze mówiąc, do kitu).
Zatem po prostu nie jestem pewien, przywołując sobie w myśli te analogię, czy efekt byłby istotnie tak rażąco pozytywny, jak piszesz.
Zaś w sytuacji, jaką opisujesz („Bez wakacji i ferii, bez 18-godzinnego pensum, bez gwarancji zatrudnienia, bez prawa do płatnych nadgodzin, bez rocznych urlopów dla poratowania zdrowia, bez trzynastek, bez pensji wypłacanej z góry, bez nagród jubileuszowych”) znajduje się, na dobrą sprawę, bardzo wielu pracowników z różnych branż. Taka np. dziewczyna z ‚Biedronki’ czy ‚Auchana’ z rozczuleniem zapewne by spojrzała na te „mordercze” szykany (choć zapewne tu nie zajrzy, więc i do rozczulenia się nie będzie miała okazji) i może jednak pożałowała, że – powiedzmy – sprawdza właśnie na sobie powiedzenie, jak to ‚nie chciało się nosić teczki…’
silversun
Mam wątpliwości (może mylę się, przesadzam)
– jest dwóch nauczycieli: jeden zaangażowany, pracowity, otwarty; drugi nie za bardzo, czasem lub często bywa szkodliwy.
Obaj pracują 20 lat w tej samej szkole, „pod KN”. Czy KN daje temu lepszemu coś ? Lidqa napisała, że jedyna różnica między nimi jest taka, że dyrekcja ciągle coś przydziela pierwszemu. Drugiemu już dawno dała spokój.
– juzefina pisze, że ten blog ?Zastępuje mi dyskusje, ktorych wokół siebie nie widzę i porusza tematy mnie osobiście (od środka) palące.?
Przecież juzefina trafiła do szkoły z KN.
– Już troje moich dzieci skorzystało z usług oświaty z KN. Nic ciekawego nie otrzymały. Wręcz przeciwnie.
– Jeśli KN jest taka dobra, to dlaczego od 20 lat słyszymy, że wszyscy są niezadowoleni ze szkoły: nauczyciele, uczniowie, rodzice, władze ?
@Valana
My nie domagamy się tego, co lekarze. Jest różnica pomiędzy walką o poprawę warunków pracy, a niezgodą na ich pogorszenie.
YNC: Uważasz że likwidacja karty nauczyciela zmieni szkołę na lepsze? Ja jestem wyczerpana w tej chwili. Nie zmęczona tylko naprawdę wykończona. Dać dyrektorowi jeszcze możliwość straszenia mnie zwolnieniem, skrócić mi wakacje… Będę lepszym pracownikiem?
Czemu szkoły są do kitu? Bo po dyrektorze non stop ktoś jeździ z góry i czegoś wymaga, bo oni się na nas wyładowują, bo non stop ktoś coś miesza, bo rodzice w gruncie rzeczy nie maja nic do powiedzenia, bo wszyscy są zmęczeni i czują niemoc. Bo jest coraz wiecej kontroli, szkoła sama w sobie o niczym nie decyduje, bo nie ma sensu się starać bo i tak miasto decyduje o ilości klas i po co nam dni otwarte? Bo jak się robi projekt unijny to zamiast radochy ma się jeszcze więcej beznadziejnej pracy i kontroli.
Czy winna jest karta nauczyciela?
Juzefino, witam z opóźnieniem (przebywałam na terenie’bezkomputerowym’).
Też należę do związku zawodowego (rodzinna tradycja od r.1980 i osobiste przekonanie).
Małgorzato, słowa uznania za świetną choć gorzką refleksję. Pozdrawiam.
lidqa
Jest tak jak piszesz. Będę to cytował … .
Mam tylko jedną odpowiedź: dać szkołom-nauczycielom możliwość wyboru. Byłoby dużo zamieszania. Ale czy nie lepsze jest zamieszanie od pogrążania się ?
Żałuję, że tylko piszemy, piszemy, piszemy, … .