Dlaczego klasy humanistyczne mają wzięcie?
Wydawało się, że klasy humanistyczne w liceach nie mają przyszłości. Że wykształcenie humanistyczne się nie opłaca. Że liczą się tylko matfizy i biolchemy. Tymczasem nastolatki – wbrew trendom i woli rodziców – chcą się uczyć w klasach humanistycznych. I to bardzo chcą.
A może po prostu, głosi plotka, nie chcą uczyć się przedmiotów ścisłych. Fizyki i matematyki na poziomie rozszerzonym. Albo biologii i chemii. Bo to zawsze oznacza dodatkowe zajęcia, korepetycje, kursy. Mnóstwo roboty. Tylko wiedzę humanistyczną można opanować bez specjalnego wysiłku – przedmioty niehumanistyczne wymagają harówki. W klasach humanistycznych jest łatwiej, przyjemniej, więcej luzu, chodzi się do teatru, omawia poezję, wystawia sztuki teatralne, zwiedza muzea, jest się artystą, dba się o styl, oryginalność. W biolchemach i matfizach trzeba nieźle tyrać.
Nie wiem, jaka jest przyczyna niegasnącej popularności wykształcenia humanistycznego. Szkoły wstydzą się trochę klas humanistycznych. Jest ich coraz mniej. W wielu liceach nie ma w ogóle. Moja szkoła, której dumą i sławą byli humaniści (sukces gonił sukces), odwraca się od tradycji i stawia na matematykę, fizykę, chemię, biologię. Podobnie jest w całej Łodzi. Chcemy mieć inżynierów, lekarzy, informatyków, ekonomistów. Nie chcemy…, no właśnie, nie chcemy tego, czego chcą uczniowie. Spełniamy zachcianki rodziców.
Komentarze
@Gospodarz
„Humanistyka” w polskim (zresztą nie tylko polskim – vide „Modne bzdury” Sokala!) wydaniu, to subiektywne trucie, cytowanie bądź parafrazowanie myśli cudzych. Czyli dla niemyślących, z awersją do nauki, logiki i matematyki, idealna sprawa. No to to wybierają… 😉
A może nie rodziców tylko rynku?
No i dobrze. Ogłoszenia w sprawie pracy nie zawierają poszukiwań poetów, filozofów,absolwentów kulturoznawstwa, filologów różnej maści, psychologów, socjologów. Wielu moich maturzystów przekonało się, bezskutecznie szukając pracy zgodnej z humanistycznym wykształceniem. Niektórzy znaleźli ją w policyjnych oddziałach prewencji, ale to robota mało zbieżna z kierunkami studiów, bardziej z ich. sprawnością fizyczną.
W pana liceum dla gimnazjalistów są 3 klasy, w tym właściwie 2 dla humanistów. Co prawda jedna niepotrzebnie z rozszerzoną matematyką, ale również z polskim i wosem. Jak widziałam w zestawieniach, to najwięcej chętnych jest do klasy A, czyli dla humanistów właściwych. Widziałam, ze uczy pan w szkole również etyki. Czy nie obawia się pan, że będzie miał zbyt wielu chętnych do nauki? Ostatnio słyszę, że coraz więcej młodzieży odchodzi od kościoła.
O, czyżby szkoła nadał leżała plackiem przed anachronicznym przesądem, który ubzdurał sobie Arystoteles?!?!?????!!!!!??????????!!!!!!!!!!?????????
??????????????!!!!!!!!!!!!………….????????????!!!!!!!!!!!!!!!!
Chomsky (i inni natywiści): mózg posiada pewien potencjał (możliwości są wrodzone).
Arystoteles (i inni empiryści): mózg to czysta tablica, wyłącznie doznania zmysłowe oraz refleksja zapisują tę tablicę.
Nie ucząc się od nikogo, nie pobierając żadnych nauk – od dzieciństwa wykonuję to, co mi daje chleb i uznanie.
Ucząc się natomiast całymi latami (ze względu na przymus szkolny), tracąc mnóstwo czasu i zdrowia – nigdy nie opanowałem matematyki, wszystko zapomniałem do zera i nikt na świecie za żadne pieniądze nie wyuczyłby mnie matematyki. Nikt i nigdy.
Podobnie z większością ludzi (renesansowe umysły to rzadkość) – można wyuczyć tylko tego, co jest wrodzoną możliwością mózgu.
No, ale szkoła ma w …. fakty, na siłę uczy tego, czego nie jest w stanie wyuczyć większości uczniów…
Ot!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Otóż, panie Chętkowski, jeśli uczeń ma wrodzone predyspozycje matematyczne, to matematykę opanowuje z polotem i błyskawicznie.
I – jestem pewien – że pan polonista wszak!!!!! – nie potrafiłby zrozumieć wierszy hermetycznych (bo nikt tego nie skapuje!!!), poprowadzić lekcji na temat poezji hermetycznej, np. Ungarettiego. Musiałby pan przeczytać dziesiątki tekstów krytycznych, naukowych, badawczych, aby coś skapować z Ungarettiego, Karpowicza np. „Odwrócone światło”, a więc opanować z ogromnym i specjalnym wysiłkiem…
Więc… czy warto aż tak się zagalopowywać na temat łatwości uczenia się – jak pan to ujął – „opanować bez specjalnego wysiłku”, jeśli chodzi o wiedzę humanistyczną…
@lusia24
Uczniowie odchodzą i od religii, i od etyki – wybierają nic. W moim liceum ok. 100 osób jest zapisanych na religię, ok. 50 na etykę i ok. 200 na nic. Nic cieszy się coraz wiekszą popularnością. Wielka szkoda, że możliwość wyboru dotyczy tylko religii i etyki.
Pozdrawiam
Gospodarz
Nastolatki chcą się uczyć w ogólniakach, ot i cała tajemnica. Gdyż, zaprawdę, biały kołnierzyk ładniej w telewizji wygląda i mniej drażni szyję niż niebieski.
Absolwent takiej fizyki ma przecież mniejsze szanse na pracę w zawodzie niż absolwent filozofii. Dlatego w mniejszych miastach odchodzi się od klas mat-fiz na rzecz klas politechnicznych, choć oczywiście to ten sam jesiotr w inną gazetę opakowany. To ciekawe, że nie spotkałem się jednak z przefarbowaniem biol-chemu na klasę medyczną, choć problem jest dokładnie ten sam. Widocznie absolwenci medycyny nie trafiają jeszcze na szkolne katedry.
Jako młokos marzyłem o mat-fizie, ewentualnie o biol-chemie, ale z pewnością nie o humanistyce, której zupełnie nie rozumiałem. Dojrzawszy, dziś wybrałbym właśnie humanistykę, bo te wszystkie mitochondria, równania kwadratowe i wiązania kowalencyjne są takie nudne!
Być może młodzież, zwłaszcza dziewczyny, wybiera klasy humanistyczne, bo chce być piękna nie tylko od zewnątrz.
Interpretacja alternatywna mówi, że oni też liczą na dobrą pracę w dorosłym życiu, ale nie w medycynie czy przemyśle, tylko za granicą. Jeszcze inna część młodzieży mogła przeczytać wypowiedzi kilku inżynierów, np. Jana Dudy, pierwszego ojca RP, w niedawnej Gazecie Krakowskiej i pomyślała, że nie chce wykształcenia, które rodzi takie skutki.
To nie szkoły ani nawet rodzice winny określać, w jakich kierunkach mają kształcić szkoły – szczególnie te ponadpodstawowe.
Strukturę ilościowo – jakościową winny określać potrzeby gospodarki i społeczeństwa czyli pracodawcy określający ilu, w jakich zawodach pracowników potrzebują. Przecież wiele polskich firm egzystuje wyłącznie dzięki pracy Ukraińców, gdyż nasz system edukacyjny NIE DOSTARCZA im pracowników o potrzebnych kwalifikacjach.
To ciekawe: 100/3 = 33, ale 100/4 = 25. Po reformie spokojnie będzie można skomasować naukę religii w wszystkich klasach w danym roczniku. Jak biskup pozwoli.
Zatem więc SZKOŁA obowiązkowa wzięła takiego bobaska ontario i – nie przeprowadzając najmniejszej choćby analizy możliwości jego mózgu – kazała się uczyć czegoś, czego ontario w żaden sposób nie mógł opanować. Matematyka doprowadziła mnie na skraj wyczerpania wszelkich moich sił, nadludzkim staraniem i pracą jakoś sobie poradziłem. Nie mogłem nie z własnej winy się wyuczyć, a tu gała, gała, gała i pogarda i wyszydzanie.
A przecież bez przykładania się dostawałem piątki z historii, polskiego, biologii, geografii… Same piątki!!!
A innych – nie aż tak zapartych w sobie, żeby wykuć i zaraz zapomnieć – karała szkoła drugorocznością, straszliwymi torturami psychicznymi…
W imię czego?????????
Zaraz po ósmej klasie spaliłem wszystkie zeszyty i podręczniki, ocaliłem tylko jeden zeszyt i mam go do dziś, nie był to zeszyt do matematyki.
I proszę, nic się nie zmieniło… Nadal szkoła uważa, że ma prawo uczyć czegoś, czego z przyczyn niezależnych od siebie uczeń nie może opanować, a na dodatek karać…
Ot, cywilizacja humanitaryzmu.
Płynna Rzeczywistość
1 lipca o godz. 18:16 268504
Biskup, biskup!!!!!!! O, tak, biskup!!!
Biskup o imieniu Konkordat podpisany przez Prezydenta RP towarzysza ateistę Kwaśniewskiego.
Płynna, ale biskup nie pozwoli. I słusznie. Niech księża zaznają belferski ego chleba. Natomiast budzą refleksje spostrzeżenia Gospodarza w odpowiedzi na wpis Lusi. Można nie chodzić na religię, ale dlaczego nie uczęszczać na etykę? Znając wpisy pana Dariusza i jego inną publicystykę, mogę przypuszczać, że etyka jest wykładana ciekawie. W czym więc jest problem, dlaczego króluje,, nic,,. Ja rozumiem postawy młodych z liceów mniej prestiżowych, którzy nie są zbytnio zainteresowani ciekawymi zagadnieniami etycznym, religia ich też nie kręci. Może zbyt mało na zajęciach jest dyskusji, unikania trudnych problemów?
Jak to więc jest panie Dariuszu? Gdzie diabeł jest pogrzebany?
Ontario, często słyszę :”jestem humanistką, Mnie matematyka nie jest potrzebna,, Otóż jest potrzebna. Stwierdził to Giertych, wprowadzając ją na maturę. Jednocześnie otworzył furtkę dla tych, którzy jej nie podołali. I tak powstała matura Giertych owska, która potem została wycofana.
Matema jest potrzebna. I to piszę ja, który ściągałem, odpisywałem, robiłem cuda, aby ją zaliczyć. Aż spotkałem belfra, pasjonata tego przedmiotu.
Słowacki znał dobrze matematykę, dobrze grał na giełdzie. Herbert stwierdzał, że matematyka uczy zwięzłości, logicznego myślenia, zachęcał do jej nauki. Moi uczniowie którzy są dobrzy z matmy, nie mają trudności z czytaniem że zrozumieniem przynajmniej do momentu, gdy trzeba popisać się znajomością gramatyki z zakresu gimnazjum
E
2012 Łódź:
„Miasto zapewnia, że „wiele podmiotów pyta” także o budynek ZSP nr 14 przy ul. Siemiradzkiego, ale „żaden nie jest tak duży, by zająć cały gmach”.
I co? Co? Nie można było tego gmachu szkolnego przekazać elitarnemu liceum p. Chętkowskiego? Nie?
Zamiast 3 klas pierwszych mógłby mieć dziś np. 12, nie byłoby katastrofy – jak pisze – z przyjęciem absolwentów klas VIII i gimnazjów.
Ale po co kształcić elitę, kształcić w dobrych warunkach? Po co? Kiego po?
Lepiej biadolić (to samorządowcy PO rządzący Łodzią), że nic się nie da zrobić…
Nie przesadzajmy, ze do szkół humanistycznych idą tylko lekkoduchy o nastawieniu artystycznym. Większość z nich myśli, że zostanie prawnikami.
Z drugiej strony jest coś takiego z czym sam się spotkałem (OK, dawno temu), że są tacy, którzy wolą całą książkę wykuć na blachę niż nauczyć się jednego wzoru matematycznego.
@Ino
Dla obecnych racjonalnie myślących licealistów wielkomiejskich zarówno religia jak i (wprowadzona na zasadzie listka figowego dla religii!) etyka są stratą czasu. I oni mają 100% racji – są ważniejsze rzeczy, którym ten (cenny!) czas można poświęcić! KROPKA
Ino
1 lipca o godz. 20:39
Dobrzy tzw. „ścisłowcy” nie mieli problemów z przedmiotami humanistycznymi ( chyba, że szkoda im było czasu na czytanie lektur ) natomiast „humaniści” mieli problemy z przedmiotami ścisłymi.
Ja sam „Wesele” przeczytałem „po łebkach”, filmu nie oglądałem a za wypracowanie dostałem bdb. Innym razem polonista wyrwał mnie do odczytania zadanego wypracowania ( był to czwartek, wypracowanie zadano w poniedziałek a ja miałem zwyczaj pisać wypracowania w niedzielę) – „odczytałem” to wypracowanie przed całą klasa ale Panu zachciało się sprawdzić ortografię ale w zeszycie nie mógł go znaleźć.
Pan kaesjot tęskni do siłowych, administracyjnych rozwiązań. Za prl władze decydowały kto i gdzie ma się uczyć.
Klasy humanistyczne mają wzięcie, bo fatalnie uczy się u nas matmy,fizyki, i chemii. Z matmą są problemy od zawsze. Nie sztuka nauczyć matmy ucznia uzdolnionego matematycznie. Sztuką jest nauczyc matematyki ucznia średniego o uzdolnieniach humanistycznych. To się nie udaje, więc do liceów wszyscy idą na humany, bo leżą z matmy i fizyki. Reforma Zalewskiej znacznie to pogłębiła. Obecni ośmioklasiści + pozostali idący tym programem (w sumie to 3 roczniki) to stracone pokolenie pod względem przedmiotów ścisłych. Pisze to jako mama średnio zdolnego dziecka, które po prostu nie dało rady w 7 i 8 klasie przerobić na odpowiednim poziomie matematyki i fizyki. Pod koniec 8 klasy udało się podciągnąć chemię, ale na resztę zabrakło czasu. Przedmioty są tak przeładowane, że dzieciak ucząc się cały czas nie dawał rady. Sama jestem po liceum mat-fiz i nie mogłam pojąć jak pomóc dziecku i w czym problem. Problemem okazał się natłok materiału. Jeśli wyniki kartkówki czy klasówki podaje się po 2-3 tygodniach gdy robią już innym materiał, zawala się bierżące sprawy, żeby poprawić poprzednie. Całą siódmą klasę tak robiłam z dzieckiem i nie dało to żadnych efektów, a przecież jak nie opanuje jakiegoś materiału to potem będzie gorzej. W końcu powiedziałam odpuszczamy, nie poprawiasz dwój tylko starasz się na bieżąco opanować materiał jak najlepiej. I to bardzo pomogło. O ile z matmą byśmy jakoś dali radę, o tyle gdy problem zaczął dotyczyć wszystkich przedmiotów opartych na obliczeniach czyli matma, fiza, chemia. Szybkość z jaką w 7 i 8 klasie leci się z materiałem jest przerażająca. Te dzieciaki po prostu nie są w stanie tego przerobić. Wszystko robią po łepkach i jak mają łut szczęścia to trafiają w zadania i jakoś to leci. Potem materiał ledwo nauczony lub niedouczony pojawia się znowu w nowym materiale, ale zadania są trudniejsze i leżą. Dzieci się zniechęcają, wątpią w swoje możliwości, nie widzą sensu pracy, bo nie ma efektów, wszystko widzą w czarnych barwach. Zobaczcie jaka jest średnia punktów z egzaminu ośmioklasisty z matematyki: 45 %. I wy się dziwicie, że dzieci idą na humanistyczne kierunki?
Szanowny Panie Gospodarzu, jakie wrażenie po wynikach tegorocznej matury z języka polskiego (oczywiście ogólnopolskie jeszcze tajne, ale z pewnością ma Pan własne – lub kolegów nauczycieli – zdanie o tym).
koyt
2 lipca o godz. 13:46 268515
Uczeń, który nie jest uzdolniony matematycznie musi rozwiązywać bardzo dużo zadań, najlepiej samodzielnie. Nie jest to ani ciekawe, ani łatwe. Musi wykazać się pracowitością, co w tym wieku rzadko się zdarza.
Jeśli uda mu się to z matematyką, to da radę z fizyką i chemią. Na odwrót – raczej nie.
Ale ma pani rację, klasa siódma i ósma zostały w szkołach tak zorganizowane – ilość materiału, ilość godzin i ilość przedmiotów, że nie zazdroszczę.
Średnia 45% nie jest niespodzianką. Wynika ze sposobu liczenia tej średniej. Wlicza się w nią dzieci ze zdiagnozowaną inteligencją na granicy normy intelektualnej oraz zdemoralizowane, które kończą, bo szkoła chce się ich jak najszybciej pozbyć.
Takie dziecko, w zależności od szczęścia „w trafianiu” zdobywa od 0 do 9 punktów. Takich dzieci w szkołach jest bardzo dużo. Sam miałem zajęcia z takim dzieckiem i nie mogłem się nadziwić, że mimo orzeczenia pisze ten sam test co wszyscy. Oczywiście dostał 1 punkt mimo dodatkowego czasu.
Proponuję nie zniechęcać się. Zamiast uczyć się wszystkiego na piątkę, wybrać cztery przedmioty, ale w tym matematykę. Moje obserwacje prowadzą do tego – bez podstawowych umiejętności matematycznych inne przedmioty też nie idą najlepiej, nawet humanistyczne.
„A może po prostu, głosi plotka, nie chcą uczyć się przedmiotów ścisłych. Fizyki i matematyki na poziomie rozszerzonym.”
Tak. Z tego samego powodu wybierają studia społeczno-humanistyczne – bo tam nie ma matematyki…
blackley
2 lipca o godz. 12:06
Bredzisz bez sensu!
Można było iść do dowolnej szkoły – trzeba było tylko ZDAĆ z odpowiednim wynikiem egzamin wstępny.
Jak ktoś nie zdał egzaminu do technikum mógł wybrać szkołę zawodową co wcale nie zamykało przed nim możliwości zdobycia tytułu technika czy nawet inżyniera – oczywiście jeśli w międzyczasie posiadł potrzebną wiedzę.
Podobnie jest w Niemczech – związki pracodawców zgłaszają władzom oświatowym landów jak w najbliższych dziesięcioleciach kształtować będą się ich potrzeby na nowych pracowników ( ilu, w jakich zawodach, stopniach ) i władze te do tych potrzeb dostosowują strukturą kształcenia.
ontario,
Proszę mi pokazać zapis w konkordacie, który zmusza polskie władze do organizacji religii w szkołach publicznych w wymiarze 2 godz. tygodniowo na zasadach stosunku pracy z katechetami traktowanymi jak pełnoprawni nauczyciele tych szkół.
Ino,
„Płynna, ale biskup nie pozwoli. I słusznie. Niech księża zaznają belferskiego chleba.”
Nie o chleb chodzi, tylko na zrzutkę państwowego na tacę. Czyli o pieniądze. I emerytury. Komasacja lekcji religii w klasach jednego rocznika spowodowałaby takie uszczuplenie tacy, że jeszcze jej dno ktoś mógłby dostrzec!
ontario,
Matematyka uczy logicznego myślenia. Tylko tyle i aż tyle. Po miesiącu od ukończenia szkoły może Pan zapomnieć wzór sinusów i twierdzenie o kącie środkowym, ale podstawowe reguły logicznego myślenia zabiera się z lekcji matematyki na całe życie. Jeśli się na nich uważało.
koyt,
Chemia w dużym stopniu a fizyka w całości to w warunkach szkolnych dodatkowe lekcji matematyki w przebraniu chemii i fizyki, oderwane jednak programowo wzajemnie od siebie i od matematyki głównej. Wg moich obserwacji sukces na fizyce zapewnia tylko i wyłącznie umiejętność przekształcania wzorów algebraicznych, co jest umiejętnością ściśle matematyczną, do której należy dodać umiejętność wynajdowania z treści zadań „z treścią” założeń (tymczasem matematyka preferuje rozwiązywanie gotowych równań). Innymi słowy, trzeba z zadania z treścią wyłowić, o jakie wzory chodzi, wypisać je, przekształcić i do wyniku podstawić wartości parametrów podanych w zadaniu pośrednio lub bezpośrednio, pamiętając u ujednoliceniu jednostek (na poziomie szkolnym – do SI).
No i teraz mamy problem. Każdy, kto ma więcej niż 1 dziecko zauważa, że każde jest inne. Wśród moich są dzieci uzdolnione matematycznie i bez tych uzdolnień. Ciekawe pole do obserwacji, choć próbka niereprezentatywna.
Z zajęć z psychologii zapamiętałem, że dziecko zaczyna mysleć abstrakcyjnie mniej więcej w 10. roku życia. (pamięć bywa jednak zawodna). Dlatego wcześniej nie ma sensu uczyć go „iksów”. W praktyce z iksami młodzież zaczyna sobie radzić gdzieś koło roku 15. No i teraz jak ktoś ma więcej niż jedno dziecko, to zauważył, że gdy jedno szybko opanowało niemal wszystkie struktury języka polskiego, inne w tym samym wieku może mieć kłopoty z wyjściem poza zdanie proste. Ale po kilku latach te różnice się zacierają. Podobnie może być z matematyką. Program nastawiony jest na górne 10% w danym roczniku, ale przerabiać go musi – no właśnie, ile procent. 100? Przecież w szkole podstawowej nie ma zróżnicowania programowego.
Mimo tego, proszę to dobrze przemyśleć, program nauczania matematyki w szkole średniej kończy się na XVII wieku (logarytm o podstawie całkowitej dodatniej). Co więcej, praktycznie żadne studia inżynierskie nie wychodzą z matematyką, w jej teoretycznym aspekcie, poza XIX wiek (w sensie praktycznym dochodzą programy komputerowe traktowane jak czarne skrzynki, więc to się nie liczy).
Tymczasem chemia i fizyka z oczywistych względów na XVII wieku się zaczynają. Tak naprawdę to pomijając Kopernika i kilku mu podobnych, nawet na XVIII wieku. Przecież każdy chciałby, by już w szkole dziecko dowiedziało się, jak działa laser, tranzystor, silnik odrzutowy, antena, elektrownia jądrowa, wiatrowa, węglowa i fotowoltaika. Czym różnią się 3 podstawowe rodzaje dostępnych w sklepach żarówek. Tymczasem dziecko, które nie wybrało w liceum matematyki rozszerzonej, na tej matematyce nie zobaczy wektora, tym bardziej nie zobaczy iloczynu skalarnego i wektorowego, a potrzebny na astronomii tangens ma wszelkie szanse zobaczyć na fizyce znacznie wcześniej niż na matematyce.
A co z chemią? Pamiętam, jak raz moje zdolniejsze dziecko przyszło do mnie po pomoc z chemią. Czytam, czytam, a im dalej czytam, tym większa ciemność. Bo podręcznik był do gimnazjum, ale treść to była cała kwantowa teoria struktury elektronowej atomu opisana językiem, jaki na lekcjach fizyki nie zagości pewnie do końca szkoły średniej. Przypominam: na gimnazjalnej chemii. Nie ma możliwości by jakiekolwiek dziecko to zrozumiało, choć na pewno wiele z nich wykuło te treści na pamięć. No i z chemią jest więc to samo, co z fizyką: jak już zaczęliśmy w wieku XVIII, to nie cofniemy sie przed XX? A tymczasem matematyka w wieku XVI, a fizyka skacze z kwiatka na kwiatek, tu czarne dziury, tam tranzystory, a młodzież i tak leży na wektorach i przekształcaniu wzorów.
Nie wiem, jakie jest stąd wyjście. Większe zróżnicowanie programów dla różnych grup uczniów? Tylko kto za to zapłaci?
Płynna Rzeczywistość
3 lipca o godz. 11:50
” dziecko zaczyna mysleć abstrakcyjnie mniej więcej w 10. roku życia” – Dało się to szczególnie zauważyć, gdy dzieciaki, które zaczynały SP jako 6-latki dotarły do klasy 4-tej. Tam na matematyce ( o czym „reformatorzy” „zapomnieli” ) były zagadnienia, z którymi radziły sobie 10-latki natomiast 9-latki jeszcze nie !
Ja nie wkuwałem wzorów i definicji, przeprowadzania dowodów – ja po prostu liczyłem zadania czyli praktycznie wykorzystywałem wiedzę jaką posiadłem na lekcji. Wzory i definicje „same” się utrwaliły.
Ostatnio niemal padłem z wrażenia, jak w 4-tej klasie nauczają obliczania obwodu kwadratu o boku „a” i prostokąta o bokach „a” i „b”.
Otóż:
wpierw – a+a=2a
potem – a+a=2a
na koniec – 2a+2a=4a= obwód kwadratu.
Dla nas to było obw=4*a
Podobnie sumowano boki prostokąta.
Dla nas to było (a+b) x 2 = obwód
Funkcji trygonometrycznych naucza się pomijając twierdzenie Pitagorasa!!!
@Płynna itd…
„Wg moich obserwacji sukces na fizyce zapewnia tylko i wyłącznie umiejętność przekształcania wzorów algebraicznych, co jest umiejętnością ściśle matematyczną, do której należy dodać umiejętność wynajdowania z treści zadań „z treścią” założeń…”
Nie wiem, czy akurat zapewnia sukces, ale w miarę bezstresowe przetrwanie zapewnić może. W zasadzie powyższe obserwacje PRz
plus parę dodatkowych uwag po nich wyczerpuje listę umiejetności do tego potrzebnych. Podstawowym zatem pytaniem jest: dlaczego tak skromniutki program działania jest nie do opanowania przez przeciętnie rozgarniętego nastolatka (pomijam dzieciaki do lat 11, bo to zupełnie inna bajka). Proszę to porównać z ilościa informacji, jakie (moim zadaniem zupełnie niepotrzebnie) należy posiąść i jakoś umieć zastosować na kursie na prawko jazdy, a w końcu prawie wszyscy egzamin zdają, fakt że czasem ze skutkiem śmiertelnym dla siebie i osób postronnych. Proponuje reformę (już od paru miesięcy żadne kolejne takie nieszczęście nie przydarzyło się polskiemu systemowi edukacyjnemu!): warunkiem zdania egzaminu na prawo jazdy powinien być zdany egzamin z matmy, fizy i przedmiotów pokrewnych. Zbawienne skutki byłyby co najmniej dwojakie: podniesienie poziomu
opanowania tych przedmiotów wśród pogłowia oraz powstrzymanie katastrofy demograficznej przez drastyczne zmniejszenie liczby osób uprawnionych do prowadzenia pojazdów z wymienionym wyżej skutkiem śmiertelnym. No a na dodatek dowaliłoby się Unii redukcją wpływów z tytułu opłat ‚za srodowisko’, bo spalin też byłoby mniej.
Co do wypowiedzi PRz mam tylko jedna uwagę. Otóż zmieniłbym kolejność priorytetów. Moim zdaniem nacisk należałoby raczej położyć na umiejętność wydobycia z treści zadania istoty problemu dającej się ująć w terminach fizycznych, m. innymi w postaci wzorów. Zaś co do operowania na nich, to pozwolę sobie na stwierdzenie, że tak naprawdę z matematyką ma to niezbyt wiele wspólnego. W zasadzie cały przepis pozwalający na skuteczne radzenie sobie z tym zadaniem na poziomie szkół przedmaturalnych da się sprowadzić do listy czynności, którą można pomieścić na połowie strony standardowego zeszytu szkolnego i która jest pewnie krótsza od ‚Ojcze nasz, któryś jest w niebie itd…’ Skoro można wykuć na pamięć naszego Ojca, który jest etc…, to nie powinno być problemu również z treścią algorytmu, o którym mowa. Potem trza tylko na ślepo nieomal stosować go punkt po punkcie. Skoro nawet komputer, który jest przecież totalnie głupi, to potrafi… Co zaś do zdolności wyłowienia z tekstu zadania istoty problemu i odpowiedniej interpretacji w celu skutecznego rozwiązania go, to przecież jest to działanie przydające się nie tylko w fizyce. Mamy tu przy okazji odpowiedź na tak często zadawane pytanie: a po co mi, humaniście, ta fizyka? A po co ci humanisto cały ten wf? Nie pojmuję nadto, jak humanista, który twierdzi, że rozumie kto/co to jest, co się u Wieszcza nazywa czredzieści-i-cztery, nie mógłby równie skutecznie zidentyfikować z imienia i nazwiska rodzaju ruchu, o którym powiada się w zdaniu: „samochód poruszający się ze stałą prędkością na prostym odcinku drogi…”
Dlaczego zatem, zamiast zidentyfikować humanista doznaje na widok takiego wersu traumy tak nieogarnionej niczem polski tzw. liberał na widok wyników wyborczych PiS? Oto jest pytanie (że się tak humanistycznie wyrażę).
PS Wg moich obserwacji bardzo małe dzieciaki wcale nieźle sobie radzą z abstrakcjami, kto wie czy nie lepiej niż stare pryki po tym jak im stuknie pierwszy krzyżyk i otępią ich wyobraźnię narzucone przez jeszcze starsze pryki nawyki myślowe. ‚Alicje w krainie czarów’ napisał matematyk (sic) dla panienek już mocno podstarzałych, ale małe dzieciaki też się w tej krainie czują całkiem nieźle! X to tak a propos – też krzyżyk, więc niby dlaczego maluch miałby tego, jednego z najprostszych znaków, nie przyswajać. Na religii potrafi, a na matmie nie? Dawniej zresztą zamiast krzyżyka dzieciaki używały kwadracików, bez świadomości, że mają do czynienia z jakąś tam zmienną czy innym molestowaniem pod nazwą algebra. I mimo to rozwiązywały równania, nawet o tym nie wiedząc . Bo uczyć to trza umieć, oraz umieć trzeba uczyć uczenia, a tych, którzy to potrafią pieścić i hołubić, a nie wdeptywać w błoto.
@Płynna nierzeczywistość
Kolejne „nie wiem, ale się wypowiem” propagandysty 🙁
Fizyka dotyczy „RZECZYWISTOŚCI” – matematyka jest tylko jej językiem, ale sama matematyka bez fizycznego myślenia (rozumienia sytuacji fizycznych i ich modeli oraz ich ograniczeń) prowadzi na manowce. Bo pewnych rzeczy np. NIE MA choć z samych rachunków (rozwiązania równania np. ) mogłyby być … 😉
Było to ponad 50 lat temu…
Odpoczywaliśmy sobie po grze w piłkę a tu nadjeżdża pan Jasiu – urzędnik magistracki i wszczął rozmowę z nami mówiąc :
„Wos tam w szkole uczom jakiś tam iksów, piksów a w życiu potrzebne jest tylko dodawanie, odyjmowanie, mnożynie, dzielynie i procynty ”
Nie wiem, czy pan Jasiu posługiwał się liczydłem ale dobre opanowanie tych 5-ciu działań to niezbędne minimum. Dzisiaj nagminne jest sięganie po kalkulator by obliczyć np. 18*19.
A przecież to takie proste :
2×18=36×10 ( czyli dopisać zero ) = 360-18=342 – to wynik!
Ciekaw jestem ilu absolwentów SP potrafiłoby to obliczyć „w głowie” ?