Dlaczego klasy humanistyczne mają wzięcie?

Wydawało się, że klasy humanistyczne w liceach nie mają przyszłości. Że wykształcenie humanistyczne się nie opłaca. Że liczą się tylko matfizy i biolchemy. Tymczasem nastolatki – wbrew trendom i woli rodziców – chcą się uczyć w klasach humanistycznych. I to bardzo chcą.

A może po prostu, głosi plotka, nie chcą uczyć się przedmiotów ścisłych. Fizyki i matematyki na poziomie rozszerzonym. Albo biologii i chemii. Bo to zawsze oznacza dodatkowe zajęcia, korepetycje, kursy. Mnóstwo roboty. Tylko wiedzę humanistyczną można opanować bez specjalnego wysiłku – przedmioty niehumanistyczne wymagają harówki. W klasach humanistycznych jest łatwiej, przyjemniej, więcej luzu, chodzi się do teatru, omawia poezję, wystawia sztuki teatralne, zwiedza muzea, jest się artystą, dba się o styl, oryginalność. W biolchemach i matfizach trzeba nieźle tyrać.

Nie wiem, jaka jest przyczyna niegasnącej popularności wykształcenia humanistycznego. Szkoły wstydzą się trochę klas humanistycznych. Jest ich coraz mniej. W wielu liceach nie ma w ogóle. Moja szkoła, której dumą i sławą byli humaniści (sukces gonił sukces), odwraca się od tradycji i stawia na matematykę, fizykę, chemię, biologię. Podobnie jest w całej Łodzi. Chcemy mieć inżynierów, lekarzy, informatyków, ekonomistów. Nie chcemy…, no właśnie, nie chcemy tego, czego chcą uczniowie. Spełniamy zachcianki rodziców.