Coraz więcej wypadków w szkole
Przybywa uczniów, którzy chodzą o kulach. Gdy pytam, co się stało, słyszę, że ulegli wypadkowi na wuefie. Nauczyciele alarmują, że po pandemii mamy plagę urazów podczas ćwiczeń. Uczniowie chyba zapomnieli, jak należy kopnąć piłkę, aby nie skręcić nogi.
Kiedy doszło do pierwszego wypadku i dziecko musiało chodzić o kulach, całą klasę przeniesiono na parter. Wszystkie lekcje w jednym miejscu tuż przy wejściu do szkoły, żeby było łatwiej. Nie przewidziano, że za chwilę nastąpi wysyp podobnych wypadków i na parterze zabraknie sal.
Widziałem dzisiaj, jak cała klasa pomagała koleżance wejść na trzecie piętro. Dziewczyna jakoś weszła. Okazało się, że większym problemem było zejście. Chyba w każdej klasie jest już ofiara wypadku na wuefie. Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie wystąpić do władz miasta z wnioskiem o wybudowanie windy w budynku albo o inne udogodnienie dla ludzi, którzy nie mogą chodzić po schodach.
Komentarze
Nie znam okoliczności owych nieszczęśliwych zdarzeń, ale chyba nie do końca prawdziwa byłaby konkluzja, że to wszystko jest wina wielomiesięcznej pandemii, bo jakby nie owe pandemiczne interwały to oni by pokazali swoją sprawność. Raczej jest to wieloletni trend, a żeby pójść na całość jest to nic innego jak cywilizacyjny trend, a w najlepszym przypadku przypadłość epoki.
Parę lat temu napisano coś takiego:
https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/892103,nasze-dzieci-to-najwieksze-pierdoly-na-swiecie-hodujemy-zombi-ktore-nie-wiedza-kim-sa.html
Czyli oskarżenie kierowane w stronę pandemii powinno być raczej umorzone.
A wniosek o wybudowanie windy w budynku szkolnym dla sprawnego przemieszczania się dzieci i młodzieży jak najbardziej zrozumiały.
Szczególnie jeżeli budynek szkolny jest piętrowy, bo w przypadku kiedy szkoła jest jednokondygnacyjna to na korytarzach powinny znajdować się co najmniej melexy, albo – ale to już ostateczność – specjalnie do tego dostosowane wózki widłowe.
Taki obrazek:
przychodzę odebrać młodego ze szkoły i czekam aż się ubierze. Tak samo czeka jakaś kobieta z drugim dzieckiem tak koło roku – półtora. No i mały bąbel znalazł taki murek ~20cm wysokości, wlazł na niego i stoi uchachany. A matkapolka jak go nie porwie „nie wchodź tam, to niebezpieczne!” Rzuciłem „niebezpiecznie ale i pięknie”, ale pani nie chciała podejmować dyskusji na temat że „gdyby kózka nie skakała, to po co jej nóżki” i że jak się kolana nie stłucze, to się nie wie, gdzie jest granica za którą leci się nieodwołalnie w objęcia grawitacji na ryjek.
Nie wiem, też nie chcę robić narkomanów z dzieci o kulach, ale niektóre specyfiki wyłączają strach i hamulce, więc może źródła kontuzji i złamań należy tam poszukiwać. Wreszcie, mnie >40 letniemu chłopu też się kontuzje zdarzają, zwłaszcza jak się potknę lecąc na skróty przez nieużywane tory do roboty 🙂 Kontuzja ludzka rzecz.
@divak2
Jak sobie przypomnę, co wyprawiałem jako mały chłopak to dziwię się, że dożyłem emerytury. Włażenie prawie na sam czubek kilkunastometrowego świerka, skoki z kilkumetrowej skarpy w żwirowni z próbą salta w powietrzu, włażenie i bieganie po dachach, murkach o wys, 5-6 m i wiele innych. We wakacje to do domu chodziło się po to tylko, by tam jeść i spać. W ten sposób zbierało się własne doświadczenia. Choć rodzice przestrzegali – „nie rób tego czy owego” trzeba było jednak samemu to sprawdzić.
Kiedys to jeden chlop nawet zabil sie o izbe.
Tak, coraz więcej różnych przypadków w szkole…
Dla Weroniki momentem przełomowym, by podjąć decyzję o odejściu ze szkoły, był ten ,kiedy zorientowała się, że została jedyną nauczycielką języka angielskiego na 900 dzieci. –
https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/8430642,nauczyciele-wypowiedzenia-dlaczego-rezygnuja-ze-szkoly.html
To co ta młodzież w głowie ma – chyba większość młodzieży – to suwereństwo doprowadzone do absurdu. Zdaje się, że jedyne lekarstwo na tą przypadłość to wystawienie za drzwi i wywianowanie wyłącznie w dobrą radę – jesteś dorosły/a, wiesz, co robisz, radź sobie sam.