Nauczycielka uderzyła ucznia – no i co?

Wczoraj uczestniczyłem w szkoleniu, podczas którego uczono nas, jak mamy wspierać uczniów poszkodowanych przez pandemię. Szkolenie było świetne, ale w pewnym momencie jakaś nauczycielka nie wytrzymała i wygarnęła prowadzącej: 

„Jak mamy pomagać uczniom, gdy sami potrzebujemy pomocy? Kiedy nam ktoś pomoże?”. Na szczęście tylko jej wygarnęła. Nie uderzyła, choć atmosfera była gorąca. Pani przyjęła uwagę do wiadomości, a potem kontynuowała naukę, jak wspierać dzieci. To nasz psi obowiązek, aby pomagać potrzebującym. Dowiedzieliśmy się m. in., że uczeń ma prawo troszczyć się o siebie, ma wręcz obowiązek troszczyć się o siebie, po prostu musi dbać o siebie, bo przecież pandemia dała mu w kość. Wspierajmy go w tym, aby zadbał o siebie.

Dzisiaj obejrzałem w internecie, jak nauczycielka uderza ucznia w głowę, karząc go i dyscyplinując do pracy (szczegóły tutaj). Czyn nauczycielki absolutnie niedopuszczalny, naganny, zasługujący na potępienie. Dyrektor feralnej szkoły powiedział do kamery, że klasa otrzymała pomoc psychologiczną, bo przecież była świadkiem przemocy pedagoga wobec ucznia. A co z nauczycielami? Nie mam na myśli wszystkich nauczycieli w Polsce, ale co z kolegami i koleżankami z pokoju nauczycielskiego sprawczyni tego zdarzenia? Dlaczego oni nie otrzymali pomocy psychologicznej? Czy jeszcze im się nie należy?

Co się musi stać, żeby dotarło, że nauczyciele nie dają sobie rady z tym, co na nich spadło? Nie będę tłumaczył, co się dzieje w szkołach, bo albo nie zrozumiecie, albo nie uwierzycie, albo tylko potępicie. Ostatnio dostaję od koleżanek i kolegów tę samą prośbę: „Darek, nie pisz o tym”. No to nie piszę. Spokojnie czekam, aż komuś puszczą nerwy, może nawet mnie, uczeń to nagra, obejrzymy i będziemy się wymądrzać, potępiać i wyciągać wnioski. Jakie wnioski?