Wojsko aż po horyzont

Z duszą na ramieniu jechałem w weekend na wschód Polski. Na trasie z Warszawy do Białegostoku jeden pas ruchu był zajęty przez wojskowe pojazdy. Widać je było aż po horyzont.

Pojazdy z daleka budziły respekt. Kiedy jednak podjechałem bliżej, zorientowałem się, że to bardzo wysłużone stary (nieistniejącej marki „Star”). Co najmniej 20-letnie. Pamiętam je z dzieciństwa. Mechanicy wojskowi muszą być cudotwórcami,  że te trupy jeszcze jeżdżą.

W szkole czasem się wstydzę przed uczniami, gdy muszę posłużyć się bardzo starymi pomocami dydaktycznymi. Jednak tak starych, jak ma wojsko, uczeń na lekcji nie zobaczy. Gdyby nie olbrzymia liczba tych wozów, pomyślałbym, że jadą prosto do muzeum. Najbardziej renomowane muzea techniki żądają, aby pojazd przybył do nich o własnych siłach. To jest dopiero wyczyn dla eksponatu.

W drodze powrotnej znad wschodniej granicy widziałem takie pojazdy pędzące w pojedynkę. Obawiam się, że nie wszystkie wrócą z akcji. Ale nie z powodu działań wrogów. Po prostu rozkraczą się w terenie i tam już zostaną. Na miejscu armii nie reaktywowałbym tych trupów. Niech będą dla grzybiarzy.