Przepisywanie podręcznika jako metoda dydaktyczna
Uczniowie żalą się, że na niektórych lekcjach nauczyciele każą im przepisywać do zeszytu podręcznik. Wyjaśniam nastolatkom, że to bardzo stara metoda dydaktyczna. Gdy byłem uczniem, nauczyciele często ją stosowali.
Dzisiejsi uczniowie przyzwyczajeni są do nowatorskich metod nauczania. W ostatnich latach nauczyciele dwoili się i troili, aby na lekcjach było ciekawie. To jednak się zmienia. Do szkół przychodzą pedagodzy, którzy nie zamierzają się wysilać. A ci, co dawniej się wysilali, nie mają zamiaru tego robić za najniższą krajową. Polska szkoła się zmienia.
Jeszcze nie stosowałem tej metody, dopiero się do niej przymierzam. Gdy uczniowie będą przepisywać podręcznik, ja w tym czasie sprawdzę kartkówki z drugiej szkoły. Nie będę musiał nosić roboty do domu. Gdybym dostał propozycję paru godzin w trzeciej szkole, rozważę, czy dam radę.
Uczniów zachęcam, aby przyzwyczaili się do przepisywania podręcznika. Niebawem coraz więcej nauczycieli będzie stosować te metodę. Na razie to jeszcze coś dziwnego. Jeśli jednak wynagrodzenia nie wrosną, wszyscy będziemy tak uczyć.
Komentarze
To jest smutne. Nie wierzę, że uczciwy nauczyciel mógłby tak pracować i mieć czyste sumienie. Moje doświadczenie z polskiej szkoły ma ponad siedemdziesiąt lat i jestem pewna, że podręczników nie przepisywałam do zeszytu.
A czym przepisywanie książki do zeszytu różni się od pośpiesznego pisania notatek dyktowanych przez nauczyciela?
Trzy proste kroki, które z każdego uczynią powszechnie szanowanego belfra:
1. sprawdzenie obecności
2. wyrwanie paru gamoni do odpowiedzi ustnej połączone z kontorolą ich zeszytów i częstym ustawianiem do pionu jedynkami
3. dyktowanie lekcji do dzwonka i o jedną minutę dłużej
Pochwalę się, że miałem takich nauczycieli zarówno w szkole średniej, jak i na studiach.
Czy wpis Gospodarza jest przejaskrawiony? Nie sądzę. A podręczników jest wiele. Można wybierać. I dyktować. Albo robić kompilację i wówczas dyktować. Albo ze starych zeszytów dyktować .
Najlepiej własnych. A może lepiej zamiast tego zastanowić się nad reakcją na pomysły Pana ministra. Bo są coraz bardziej…wkurwiające.
Delikatnych przepraszam.
Justyna Suchecka zaćwierkała tak:
https://twitter.com/jsuchecka/status/1435522539158114305
Jak z takim pytaniem ma sobie poradzić uczeń? Mógłby zacząć tak:
– Święty Janie Pawle II, czy wiedziałeś o pedofilii w Kościele?
Nie mam jednak pojęcia, co Święty Jan Paweł II mógłby na to odpisać, żeby jego odpowiedź zawierała aż trzy brakujące znaki interpunkcyjne. kto pomoże uczniom?
@Gospodarz
Powinni też się przywyczaić do testów wyboru jako podstawowej formy sprawdzania wiedzy i umiejętności oraz wystawiania ocen – z tych samych powodów co przepisywanie podręcznika – bo oszczędzając CZAS. Nauczyciel może pracować i 36 godzin „tablicowych”, ale co to będzie za praca … 😉
Podoba mi się ten młody matematyk po studiach z rachunkowości: widać, że wykształcenie otrzymał doskonałe. Otóż po likwidacji gimnazjum, w którym zaczynał pracę sytuacja wygląda następująco:
Rzeczywiście daję korepetycje, połączyłem siły z koleżankami, ja uczę matematyki, one angielskiego, więc mamy taką jakby szkołę po szkole – opowiada.
Po likwidacji gimnazjów do tradycyjnej placówki już nie wrócił, bo gdy próbował się w niej zatrudnić, kuratorium uznało tym razem, że jego studia z rachunkowości nie wystarczą. – Ale bardzo spodobało mi się uczenie innych, więc chociaż nigdy wcześniej o tym nie myślałem i planowałem karierę bankiera, zostałem w branży edukacyjnej – opowiada. – Za dnia pracuję w centrum wsparcia dziennego, takiej jakby świetlicy środowiskowej wspierającej dzieci, a potem udzielam korepetycji. Mam około 30 godzin zajęć tygodniowo.
Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego dostał dwie propozycje pracy w szkole. Nie skorzystał. – Na godzinie korepetycji zarabia się dwa, trzy razy więcej niż za godzinę pracy w szkole, a nie trzeba się użerać z biurokracją i polityką
https://tvn24.pl/premium/150-zlotych-za-godzine-lekcyjna-po-raz-pierwszy-po-raz-drugi-zatrudniony-5398224
Gospodarz wyznaje, że okrada swojego pracodawcę. Gdy ten mu płaci za to co ma robić dla niego, on robi coś dla innego pracodawcy.
Jest to moralnie godne potępienia, a finansowo do zadośćuczynienia. To zło jest jednak modelowym skutkiem zła znacznie większego: oszukiwania i okradania obywatela przez państwo oraz stosowanie wobec niego przemocy aż po gwałt moralny, emocjonalny i mentalny.
Państwo zresztą nie jest źródłem zła. Samo zostało zgwałcone przez kościół katolicki i partię oraz suwerena czyli nadobywatela, który niszczenie państwa popiera, żyje z tego i znajduje w tym upodobanie wraz z merkantylnymi korzyściami.
Edukacja jako fundament mentalny postulowanego obywatela, jako zbiór kulturowych norm i punktów odniesienia, jest obiektem kradzieży i narzędziem przemocy w rękach katolickiej władzy. Szkoła, nauczyciele, uczniowie i rodzice, są zbiorowym podmiotem szantażu i permanentnego wymuszania rozbójniczego.
W tej sytuacji, naganne moralnie działania Gospodarza stają się formą samoobrony oraz przymuszeniem do złego zachowania. Tzw. wolna Polska do tego doszła, nie dziś dopiero, że stworzyła dla siebie przemoc, kłamstwo, podłość i deprawację jako podstawy bytu. Ta „wolna Polska” składa się z konkretnych nazwisk.
Za wszystko to zapłaci Polak. To nie jest kraj dla ludzi. Zarówno dowody jak i skutki płyną coraz szerszą rzeką.
@Tanaka
Ryba(k) psuje się od głowy. Jeżeli syn Jana Dudy, pełniąc funkcję posła na Sejm RP, a następnie europosła, dorabiał sobie w jakiejś szkole wyższej pod Poznaniem, to dlaczego Gospodarzowi ktoś miałby podobnych czynów heroicznych zabraniać? Majchrowski w Krakowie, Gronkiewicz-Walc w Warszawie, i pewnie jeszcze kilkoro – mogli, mogą łączyć stanowisko prezydenta dużego miasta z pracą etatową na uczelni, Majchrowski to chyba nawet na dwóch. Nikomu to nie przeszkadza!!! Teraz mamy jadę bez trzymanki w SSP (spółki Skarbu Państwa), władza podwyższa sama sobie apanaże. I tylko nauczyciel ma zasuwać za miskę ryżu, o której z właściwym sobie wdziękiem mówił w Sowie i Przyjaciołach Morawiecki?
@Tanaka
Gospodarz dopiero się przymierza do stosowania tej metody, więc jeszcze nie ma co grać larum…
Ale ja mu się nie dziwię. Znam takie techniki z firmy, w której moja przyjaciółka miała nieszczęście pracować wtedy, gdy przekształcała się w korporację. Pensja była taka sobie, ludzie z innych działów za porównywalną pracę dostawali dwa razy więcej, główne kierownictwo miało to gdzieś, więc kierowniczka jej działu dawała swoim ludziom część pracy na zlecenia. Na ogół na nazwiska mężów, żon, rodziców itp. Tę pracę wykonywali pracownicy w czasie swojej pracy etatowej, ale za osobne pieniądze. Nihil novi sub sole.
Jeśli chodzi o przepisywanie – niekoniecznie podręcznika – to sprawa nie jest taka oczywista. Zdaje się, że całkiem spory odsetek uczniów kocha przepisać notatkę podyktowaną przez nauczyciela, a potem ją podczas odpowiedzi lub jakiegoś sprawdzianu zreprodukować. No bo uczeń kocha wiedzieć, czego się od niego wymaga, za co się go ocenia i na jaką ocenę zasługuje, a im bardziej konkretnie, tym lepiej. Nie należy go dezorientować, bo mu się w głowie porobi relatywizm poznawczy, a co gorsza, moralny, a że będzie przy tym zestresowany, co zdrowiu fizycznemu i psychicznemu bardzo szkodzi, to rzecz oczywista. Nawet przy testach wyboru żądanie podania odpowiedzi najlepszej, a nie jedynej prawdziwej, wydaje się absolutnie niedopuszczalne.