Językiem ezopowym o WOŚP w mediach publicznych
W okresie PRL rozumiałem wszystko, co aluzjami przekazywali redaktorzy radia czy telewizji. Bezpośrednio powiedzieć nie mogli, wyrzucono by ich z pracy, ale w sposób zawoalowany każdy się starał coś przemycić. Choćby małe słowo. Jak coś ważnego się działo w kraju, a reżim zabraniał informować, to dziennikarze mówili językiem ezopowym. Prawda musiała bowiem jakoś wypłynąć, dziennikarz nie może milczeć.
W Łodzi tyle się dzieje w związku z WOŚP, że musi być o tym coś w mediach publicznych. Całe miasto w akcji. Dzieci zastępują mi drogę i proszą o wsparcie. Dają czerwone serduszka. To samo w okolicznych miasteczkach. Tłumy na ulicach Aleksandrowa Łódzkiego. Oj, dzieje się, dzieje.
Jakaś wielodzietna rodzina zatrzymała się przy wolontariuszu. Najpierw dziadek, babcia, tata, mama, potem dzieci po kolei wrzucają do puszki. Banknoty i drobniaki. Musi być o tym coś w mediach. Cała Polska otwiera serca i portfele.
Wsiadam do samochodu, włączam radio i słucham. Gadają o polityce, gadają o sporcie, o pogodzie, o ropie, o prezydencie, o muzyce, na pewno było i jest o WOŚP, tylko w tak zawoalowany sposób gadają moi ulubieni dziennikarze, że nie mogę zrozumieć.
Uczę w szkole, jak używać języka ezopowego w trudnych czasach, opowiadam o zaborach, o czasach komunizmu. Teoretycznie znam się na tym, ale, o zgrozo, nie rozumiem. Jak ja teraz spojrzę uczniom w oczy? Uczę innych, egzaminuję, oceniam, a sam nie potrafię zrozumieć, co o WOŚP mówią w mediach.
Czasy są ciężkie, może nawet gorsze niż za komuny, więc dziennikarze muszą mocniej owijać prawdę w bawełnę. Jednak chyba przesadzili z tym owijaniem. Słucham, oglądam w internecie, znowu słucham, włączyłem telewizję i nic. Tak zaszyfrowali, że nie da się pojąć. No nic, nie daję za wygraną. Będą próbował do skutku. Gdybyś ktoś znał metodę deszyfrowania tych informacji, to proszę dać znać na priv.
PS W końcu usłyszałem. Dzięki.
Komentarze
Panie Dariuszu, wie Pan, które zdanie jest dla mnie najważniejsze i powinno być istotne dla każdego belfra?
Ono nie dotyczy treści wpisu.
Ono jest związane z naszym postępowaniem.
,, Jak ja teraz spojrzę uczniom w oczy?,,
To ta myśl dręczyła mnie, przed lekcjami po zawieszeniu strajku. Myślałem, k…. wa, o buncie to ty umiesz pytać, poprawiasz wypracowania na ten temat, tropisz błędy, a gdy przyszedł czas próby, to z ciebie taki kieszonkowy Agamemnon……
Panie Dariuszu, „ulubieni dziennikarze”? Spadłem z krzesła. Może ci od tej informacji, w której niejakiego Matkę Kurkę awansowano do roli dziennikarza?
https://www.tvp.info/46151555/w-ciagu-10-lat-owsiak-jako-prezes-zm-rozdysponowal-ponad-90-milionow-w-uslugach-obcych
To nie język ezopowy, to młot 5-kilogramowy!
No i przypominam, że od czasu PRL-u w telewizorze pojawiło się co najmniej kilkadziesiąt nowych kanałów. Cyfrowa rewolucja!
Jest jednak olbrzymia różnica między językiem okresu PRL, a tym obecnie.
W PRL wszyscy, łącznie z funkcjonariuszami partii myśleli w podobny sposób o rzeczywistości. I prywatnie wyrażano to wprost, a oficjalnie i w mediach przemycano to w taki sposób, który nazywa Pan językiem ezopowym. Co do meritum panowała zgodność, praktycznie w całym narodzie.
Teraz nie ma zgodności co do meritum. Może wynika to z świadomości, że nikt nikomu niczego nie narzuca. Ludzie sami wybierają w co będą wierzyć. Wierzą zatem według swoich możliwości intelektualnych. A te z reguły ograniczają się do własnego „czubka nosa”. „Czubek nosa” jako największy autorytet jest bardzo atrakcyjną formą myślenia o rzeczywistości. Dowartościowuje, bo dla człowieka mającego problem z myśleniem – właściwie, zwalnia go z tego myślenia. A to olbrzymia ulga, zwłaszcza dla tych, dla których myślenie sprawia, że na czole pojawiają się kropelki potu. Nieprzyjemne uczucie i dołujące. Najlepsze, że dotyczy to praktycznie wszystkich – od gościa spod budki z piwem do profesora uniwersytetu. Przyjmując podane „na tacy” schematy z telewizji publicznej awansujemy i bez zbytecznego myślenia pniemy się w górę. Jest to bardzo wygodne i pożyteczne dla ludzi o mniejszych możliwościach intelektualnych. W innych warunkach by się nie przebili. Jak przeanalizujemy krzywą Gaussa, takich ludzi jest zdecydowanie więcej.
Zawsze można z uczniami podyskutować na temat słów wieszcza:
„W Polsce za pomocą telewizji można wykreować obraz, jaki się chce, bo społeczeństwo nie analizuje tego, co tam widzi, tylko przyjmuje jako prawdziwe”
Koreański system edukacji opiera się na wielowiekowym konfucjańskim przekonaniu, że nauczyciele to dobroczyńcy, którzy wskazują nam drogę w labiryncie naszej marnej egzystencji, a jeśli ich nie słuchamy, nasze życie będzie zrujnowane. A było to rzeczywiste zagrożenie, biorąc pod uwagę, że nasz los zależał od wyniku jednego egzaminu – wstępnego na studia.
…
Od razów wymierzanych przez nauczycieli gorsze było doprowadzenie do sytuacji, w której obrywał ktoś inny. Kiedyś udało mi się uzyskać 88 procent na egzaminie z chińskiego – to znacznie przewyższyło oczekiwania względem mnie. Nie mówiłam wtedy po koreańsku i uważano mnie za klasową kretynkę. Nauczycielka oznajmiła: „Każdy uczeń z niższym wynikiem od Hong Youn-kee [moje koreańskie nazwisko] dostanie w skórę”. Nie byłam potem zbyt lubiana.
…
Kiedyś matka kogoś z klasy zadzwoniła do Chung Sun-senga, by powiedzieć mu, żeby przystopował z biciem jej syna. Następnego dnia Chung Sun-seng wezwał tego chłopca i mnie na korytarz. Sprał go po uszach, mówiąc: „Czemu poleciałeś z płaczem do mamusi jak mały dzieciak?”. Chłopiec runął na podłogę; później nauczyciel kopnął go jeszcze kilka razy w brzuch i w głowę, aż chłopak zaczął pluć krwią i stracił ząb.
Tak, patrzyłam na to i nic nie zrobiłam. Nie pamiętam, co mi wówczas zarzucano, ale pamiętam, że też byłam w opałach. Mogłam tylko cierpliwie czekać na swoją kolej – ale ta nigdy nie nadeszła. Wtedy myślałam, że nauczycielowi po prostu zabrakło sił. Wiele lat później dowiedziałam się, że moja mama mu zapłaciła, dała mu wypchaną gotówką kopertę, by zostawił mnie w spokoju. Myślę, że zawołał mnie wtedy na korytarz, żeby mnie nastraszyć, że również mogłabym zostać tak ukarana.
…
Moja wychowawczyni w ósmej klasie biła każdego ucznia w klasie po egzaminach. Nie chodziło o nie dość dobre wyniki egzaminu. Po prostu zawsze to robiła. Liczba wymierzonych razów była równa miejscu na liście wyników egzaminu: osoba z najlepszym wynikiem dostawała raz; osoba z drugim wynikiem – dwa razy i tak dalej, ostatni uczeń otrzymywał sześćdziesiąt razów. Nauczycielka robiła to bez krztyny gniewu lub mściwości. Powiedziała: „Postępuję sprawiedliwe, nawet najlepszy uczeń otrzymał baty”.
Kary cielesne w Korei wycofywano stopniowo w ostatnim dziesięcioleciu, zdelegalizowano je w 2011 r. – są jednak luki. Prawo zakazuje nauczycielowi bezpośredniego uderzenia ucznia, jednak nauczyciel może nakazać uczniowi, by sam się ukarał. Jeśli ktoś nigdy czegoś takiego nie widział i znajdzie się przez przypadek w okolicach klasy podczas takich praktyk, będzie prawdopodobnie mocno zadziwiony tym, co widzi. Będzie się zastanawiać, dlaczego sześćdziesięcioro dzieci trzyma ławki nad głowami. W siódmej klasie musieliśmy to robić przez jakąś godzinę, bo nie zajęliśmy pierwszego miejsca w szkolnym konkursie chóralnym. Czasem musieliśmy wychodzić na żwirowe boisko i robić pompki – nie z dłońmi ułożonymi płasko na podłożu, lecz na gołych knykciach.
…
W 2003 r. – kiedy kary cielesne zaczynały stopniowo znikać ze szkół – koreańska organizacja pozarządowa reprezentująca nauczycieli przeprowadziła badanie opinii, które wykazało, że aż 70 procent koreańskich dzieci uważa kary cielesne za sprawiedliwe. Koreański dziennik „JoongAng Daily” donosił wówczas, że w tym samym badaniu uczniowie stwierdzili, że „honor” (rozumiem, że mieli na myśli status społeczny) nauczycieli bardzo „się zdewaluował”. Jednak prawdziwie zaskakujący jest fakt, że jedna trzecia respondentów „skrytykowała samych siebie i swoich rodziców za niedostateczny szacunek dla nauczycieli”.
@Płynna Rzeczywistość
Odmienność kulturowa i prawo do jej posiadania?
Orient i tak wygrywa wyścig globalny, a my chcemy ich uszczęśliwić naszą najwspanialszą, bo demokratyczną , wizją świata?
Przecież czytał Pan to, cyt.:
„Jedna z kobiet, młoda profesorka, przedstawiła się i powiedziała: „Jestem szczęśliwie biseksualna”. Po kolacji zapytałem ją o to, wcale nie flirtując, jedynie z ciekawości, bo odniosłem wrażenie, że była bardzo heteroseksualna. Powiedziała, że owszem, jest hetero, ale że taka deklaracja nie wyglądałaby zbyt dobrze na tej otwartej uczelni i uważała, że mogłaby jej zaszkodzić.”
Doskonały wywiad z dyrem „Społecznego Liceum Ogólnokształcącego nr 5 Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Milanówku”. Warto wydać parę złotych, ewentualnie – poprosić autora o reprint?
https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,25581163,w-finskiej-podstawowce-zajecia-techniczne-muzyka-plastyka-i.html
@Płynna nierzeczywistość
Chodzi oczywiście o DOBRĄ Koreę Południową … 😉
Czy na lekcjach w klasie o specjalności dziennikarskiej nauczyciel odważy się użyć do analizy środków i narzędzi propagandy audycję Radia Maryja albo Telewizji Trwam?
@Płynna Rzeczywistość
Wszyscy, którzy są przeciwnikami kar cielesnych,uderzenia i innych form przemocy wobec dziecka zapominają o rzeczy najistotniejszej – jest to ENERGIA uderzenia !
Czym innym jest przysłowiowy „lekki klap w tyłek” a czym innym cios z całej siły „piąchą w łeb”
@zza kałuży
Kilku pewnie odważyło się + szkoły, które z uwagi na ideologię au rebours traktują to jako swój święty obowiązek. W USA może Pan wskazać tysiące tabu, takich, o których traktuje ten cytat:
” W Ameryce, jeśli zapytasz kogoś, czy udało mu się wczoraj zaliczyć dobry seks – odpowie. Spróbuj natomiast zapytać, ile ma pieniędzy w banku! To dla nich prawdziwie intymne pytanie.”
Polecam lekturę: źle się dzieje nie tylko w państwie rydzykowym czy koreańskim 🙂
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,53668,24431212,slavoj-zizek-milosc-to-wykluczenie-chce-tylko-ciebie-a-inni.html
@kasejot: skoro klaps to nie zadna tam przemoc, to zaproponuj swojemu szefowi zeby dyscyplinowal Cie ‚przysłowiowym „lekkim klapem w tyłek”’, a od dzieci trzymaj sie jak najdalej.
@tuciu
+1
@Krzysztof Cywiński 14 stycznia o godz. 10:15 270746
Spróbuj natomiast zapytać, ile ma pieniędzy w banku! To dla nich prawdziwie intymne pytanie.
Jeśli dobrze zrozumiałem sens pańskiego porównania to w wolskiej szkole temat WOŚP jest wstydliwy?
Pańska analogia doskonale potwierdza przekaz wstępniaka @Gospodarza.
P.S.
Poza tym zgadzam się, w Ameryce Murzynów biją.
@zza kałuży
W zależności od środowiska, tak zapewne jest. Na to nakłada się polska, bezinteresowna zawiść, która wynajduje natychmiast fakty i „fucty” mające racjonalizować i zakrywać szpetność uczynków. Pan Owsiak również potrafi dolać oliwy do ognia, a ponieważ w Polsce wszystko zrobiło się polityczne, więc i on opowiedział się po jednej ze stron. Temat WOŚP jest więc nie tyle wstydliwy, co niebezpieczny dla dyrekcji, a tym samym dla części nauczycieli.
Co do bicia w Ameryce Murzynów: Pan wie lepiej, ale w szwajcarskiej i francuskiej telewizji widziałem, ze policja do nich jakby chętnie strzela. Może Pan jednak przeczyta zalinkowany wywiad z p. Żiżkiem.
PS. Hipokryzja jest wszechobecna w mediach, również w tam gdzie Pan mieszka. Przecież dosyć płomiennie irytował się Pan na treści nadawców, chociażby polonijnych 🙂