Tokarczuk wyszła

Jak tylko Olga Tokarczuk otrzymała Nagrodę Nobla, wszyscy rzucili się na jej książki. Najszybsi byli pracownicy obsługi i administracji, którzy ze szkolnej biblioteki po prostu wzięli wszystko. Dla innych chętnych nie zostało nic. Niektórych nauczycieli to nawet oburzyło. Jak to?

Książek noblistki jest u nas tyle, co kot napłakał. Dawno też nie kupowano. Królowały inne nowości (szczegóły tutaj). Te, które były, przysypywał kurz, gdyż zbytnim wzięciem się nie cieszyły. Tokarczuk miała u nas wiernych czytelników, natomiast teraz ma nielicznych niewiernych, reszta chciałaby nadrobić braki i dzieła te poznać.

Gdy Szymborska dostała Nagrodę Nobla, w roku 1996, miałem przyjemność zamienić parę słów z Marcinem Filipowiczem, synem Kornela. Otóż wtedy rozbudził on we mnie zainteresowanie Olgą Tokarczuk, twierdząc, że pisarka dobrze rokuje i że już stanowi czołówkę polskiej prozy. Rekomendował jej twórczość. Nie mogłem być dobrym partnerem do dyskusji z młodym Filipowiczem, gdyż niewiele wtedy przeczytałem. No ale to się zmieniło. Teraz zmienia się to u wszystkich, mogłoby nawet szybciej, ale książek brak.