Chuda szkoła w tłusty czwartek
W mojej szkole powstał spór, kto powinien zafundować pączki. Najpierw uważano, że to sprawa dyrekcji. Kiedy więc szefowa nie pojawiła się o świcie w szkole, rozeszła się wieść, że pewnie stoi w kolejce po pączki. Niestety, przyszła późno, ale z pustymi rękoma.
Potem ruszyły plotki, że dyrekcja oczekuje, iż pracownicy przyjdą do niej z tacą pełną darów. Jeden na drugiego patrzył, ale jakoś nie było chętnego. W końcu dwie osoby ubrały się i w pośpiechu opuściły szkołę. Wróciły szybko, ale z niczym. Okazało się, że wyszły na papierosa. Ludzie zaczęli przełykać ślinę goryczy i nie wiedzieli, co robić. Tak źle jeszcze u nas nie było.
W końcu pani woźna zauważyła, że tracę siły, więc zagadała, czy nie zjadłbym pączka. Ona już ma dwa w brzuchu, a trzy w torbie. Okazało się, że kierownik z samego rana powitał panie woźne wielką tacą pączków. Co klasa, to klasa. Niestety, o nauczycielach – jak zwykle – nikt nie pomyślał.
Komentarze
A nie potrafiliście się SAMI ZE SOBĄ dogadać, zrobić zrzutkę i uzgodnić kto kupi ?
– – –
Brak pączków fundowanych społecznie nauczycielom (sic! WTF???) to właśnie wynik pomyślenia.
Jak strajk to trzeba mieć albo tupet albo odmienne stany świadomości, by żałośnie dopominać się lukrów.
– – –
O, a ukochana przez was „GW” miała pretensje, że władza rozda wam nasze pieniądze. O.
O, a u mnie w szkole każdy, kto je w szkolnej stołówce obiad, czy uczeń, czy nauczyciel- otrzymał także pysznego pączka na koniec.
Jak to kto? Przewielebny Ksiądz Katecheta! Na zasadzie „co łaska”.
Swoją drogą, to albo strejkujemy, albo żremy pączki.
Gospodarz sugeruje, że pączków dla nauczycieli zabrakło, bo woźne i sprzątaczki przyszły do roboty szybciej i wzięły sobie pączusiów młodych, świeżych, niewinnych po 5+?
@ Płynna Rzeczywistość
Przecież wiesz, że Gospodarz tylko relacjonuje podmiotu lirycznego usty atmosferę gogiczną otoczenia, poddaąc ją ocenie społecznej.
Na pewno osobiście nie jest tak osłabiony małostkowością i wykluczeniem percepcyjnym, że zniża się do zawiści klasie pracującej o uznanie pączkiem.
Jest to przecież remonowany fachowiec pracy edukacyjnej, powinieneś więc zaczaić, o co blogu biega.
–
„Niestety, o nauczycielach – jak zwykle – nikt nie pomyślał.”
Rodzice też nie pomyśleli?
Swoją drogą, aż tak już wszystko u was zeszło na psy? Czarno widzę. Jakiś totalny marazm.
Do 2000 roku fundowali rodzice i traktowali to jako oczywistą oczywistość. Potem nauczyciele zaczęli się składać sami. Teraz konsumpcja pączków w szkole jest źle widziana, chyba, że chodzi o dzieci. Najlepiej, jak złoży się cała klasa, jeden z rodziców zakupi i dzieci skonsumują na oczach nauczyciela. Nauczyciel ma tylko pilnować, aby dzieci nie zadławiły się i nie pobrudziły ławek.
– – –
Rodzice pakujący dzieciom do tornistrów kanapki, nie uwzględniając potrzeb, kompetencji i godności nauczycieli, to nie ludzie, to wilki.
Takim rodzicom szkoła (czyli naucyciele) powinna powiedzieć stanowcze: nie!
– – –
Gekko
Wrażym ideom odpór postawim! Do ostatniego ucznia! Z bogiem na sztandarach!
W radiu mówią, że nauczyciele nie dostają podwyżek, choć w budżecie dynda wolne 40 miliardów, tylko wyrównanie inflacji, bo władza nie ma wątpliwości, że w ten sposób nie kupi głosów nauczycieli poprzeciąganych deformami. Więc mam nową propozycję – zamiast gróźb strajku trzeba zorganizować manifestację poparcia na Nowogrodzkiej.
Płynna NIeRzeczywistość 1 marca o godz. 9:40 261713
Budżet wciąż jest na deficycie, tyle ze nieco mniejszym niż za nierządów PO. Po prostu w Polsce mamy znów od roku 1989, tak jak przed wojną, typowy wręcz trzecio-światowy bieda-kapitalizm, który polega m. in. na życiu na kredyt i ogromnym deficycie budżetowym. Oczywiście, w teorii państwo powinno robić wszystko aby zbilansować budżet, ale tak nie robi, gdyż jego rząd siedzi w kieszeni globalnych bankierów. Już dawno temu (rok 1850) pewien niemiecki brodaty Żyd (tak nielubiany przez elity rządzące Zachodem), w swym, jakże wciąż aktualnym, dziele p.t. „Walki Klasowe we Francji” (www.marxists.org/polski/marks-engels/1850/wkwf) wyjaśnił że rządy państw kapitalistycznych (nie ważne tu jest jakiej orientacji – od socjaldemokracji i „zielonych” po konserwatystów i liberałów) zadłużają się w prywatnych bankach czyli na tzw. rynku finansowym (w przypadku rządu Grecji, Portugalii czy Polski głównie u bankierów zagranicznych) tylko dla tego, że rządy te są zależne od bankierów, a nie ma przecież dla bankierów lepszego dłużnika niż rząd (czy to australijski, albański, kanadyjski, kongijski czy też polski), który przecież praktycznie zawsze (prędzej czy później) spłaca swoje długi pieniędzmi podatników, a więc też i moimi oraz twoimi – czy tego chcemy, czy też nie.
– – –
Rodzice powinni odciąć się od dyndającego nawisu 40 mld swych podatków i zamiast paść się i dzieci pączkami, spuścić nawis wprost na szkoły złotym deszczem.
Trzeba to zorganizować, najlepiej modlitwą o deszcz, w ramach strajku, ktokolwiek patrzysz w nowogródzką stronę…
– – –
Gekko 1 marca o godz. 10:00 261715
Jeśli już o modlitwach mowa, to może ogólnopolskie modły belfrów o podwyżki do Panaboga (i Panibozi też)?
Bardzo dobra alegoria sytuacji szkolnej. Na górze nieufność, w pokoju nauczycielskim gdzie dwu nauczycieli tam trzy zdania bezdyskusyjne. W tym czasie prekariusze zagryzając pączki przyglądają się wewnętrznym rozterkom współczesnych siłaczy oświatowych. Dobry materiał na telenowelę.
Jeśli się chce rodzinę lepiej nakarmić to nie wystarczy dać im większe talerze – trzeba w pieszej kolejności zadbać o to, by było co na te talerze włożyć !
Już to ćwiczyliśmy. W latach 1980-89 moje zarobki nominalnie wzrosły 10-krotnie a w latach 1989-94 – 25-krotnie.
W likwidowanych gimnazjach jest jeszcze blisko 550 klas dwujęzycznych. W podstawówkach nie udało się ich odtworzyć – mamy tylko ok. 290 takich klas siódmych. Na rozszerzoną naukę języka innego niż angielski niemal nie ma już szans.
W likwidowanych gimnazjach jest jeszcze blisko 550 klas dwujęzycznych. W podstawówkach nie udało się ich odtworzyć – mamy tylko ok. 290 takich klas siódmych. Na rozszerzoną naukę języka innego niż angielski niemal nie ma już szans.
Ale samo otworzenie takich klas jest trudne, bo nie jest łatwo znaleźć wyspecjalizowanych nauczycieli. Gdy pracowali w zespołach gimnazjalno-licealnych, dyrektorzy mogli zaoferować im dobre warunki, pełen etat. W podstawówkach zwykle potrzebni są na kilka godzin. O ile jeszcze udaje się znaleźć nauczycieli z angielskim, o tyle w przypadku innych języków jest już problem.
…
Z tego powodu trudnością może być rekrutacja do dwujęzycznego liceum (im. Marcinka, Poznań). Szkoła po wakacjach otworzy klasę zerową z francuskim, gdzie młodzież przez rok będzie przygotowywała się do nauki w liceum. To znaczy, że w szkole średniej uczniowie spędzą pięć lat, a nie cztery jak pozostali licealiści.
W Katowicach takie oddziały zerowe będą działały przy liceach dwujęzycznych z językiem francuskim (I LO), hiszpańskim (II LO) i niemieckim (VIII LO). Nowością ma być dwujęzyczna zerówka angielska przy VII LO.
To się spodoba panu Gekko:
Poseł Robert Warwas w interpelacji do MEN przywołuje przykład V LO w Dąbrowie Górniczej. „Niestety, w chwili obecnej dla przyszłości funkcjonowania szkół ponadpodstawowych z klasami dwujęzycznymi poważnym problemem jest brak zainteresowania ze strony szkół podstawowych, których dyrektorzy obawiają się, iż nie będą mieli wystarczającej liczby chętnych lub też, że zabierając uczniów z innych szkół podstawowych, wejdą w złe relacje z tymi szkołami. Ponadto zauważono, że szkoły podstawowe z racji tego, iż nie muszą zabiegać o ucznia, niechętnie podejmują działania polegające na rywalizacji, a nauczyciele szkół podstawowych, mając zagwarantowane pensum, nie podejmują trudnych wyzwań zdobycia dodatkowych kwalifikacji, wymaganych w oddziałach dwujęzycznych”.
Powiedzmy otwarcie: czy belfer z iksami w ogóle rozważyłby wsparcie swoim dwujęzycznym talentem szkołę podstawową?
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda z klasami matematycznymi, które też funkcjonowały z wielkimi sukcesami w wielu gimnazjach. Tu demontaż jest totalny, bo niemal wszyscy nauczyciele wyspecjalizowani w pracy z uzdolnionymi matematycznie 12-15 latkami wykruszyli się. Przechodzą właśnie do liceów, albo zmienili w ogóle pracę czy przeszli na emeryturę.
W takiej Warszawie było blisko 20 bardzo dobrych klas matematycznych w gimnazjach. Miały nauczycieli-zapaleńców, więcej godzin przedmiotu, dobre kółka, wyjazdy na warsztaty matematyczne. Po „reformie”Anny Zalewskiej na placu boju zostaje niepubliczne Przymierze Rodzin i nowoutworzone klasy VII i VIII na Ogrodowej w SP 221. Ogrodowa święci triumfy we wszystkich konkursach, bo jest właściwie jedyną propozycją na starym poziomie bez czesnego (dla 2 milionów mieszkańców Warszawy i okolic!).
Wyburzanie to spektakularna działalność, są szybkie efekty. Odbudowa jest mniej widowiskowa, to praca na lata. Dlatego zamiast odbudowywać lepiej przenieść się do Brukseli.
I dlatego należy w trybie ekspresowym wygasić maturę z matematyki.
W radiu pytają o miejsca w internatach.
Autorki artykułu słusznie piszą o tym, co znaczyły w polskiej edukacji przed Anną Zalewską zespoły szkół oferujące naukę w gimnazjum i w liceum (6 lat) pod okiem tych samych wybitnych nauczycieli. Te szkoły sprawdzały się znakomicie nie tylko w dziedzinie nauki języków, ale były też zbawieniem dla uczniów z mniej zamożnych domów zainteresowanych mocniej matematyką, informatyką, naukami przyrodniczymi. Uczniowie po VI klasie dostawali świetne warunki do szybkiego rozwoju – mieli nauczycieli z pomysłami, autorskie programy, dostęp do laboratoriów i wyjazdów warsztatowych i możliwość udziału w zajęciach licealistami. Licea i gimnazja współdzieliły wielu nauczycieli. Dziś absolwent VI klasy nie ma do tych nauczycieli dostępu. To się Annie Zalewskiej udało doszczętnie zniszczyć.
Pikanterii dodaje fakt, że zrobiono jeden w Polsce wyjątek od tej niszczycielskiej zasady – dla szkoły wiceministra Kopcia w Szczecinie. Utrzymano tam de facto gimnazjum i ocalono cały zespół nauczycieli. Skutki już są – ta szkoła, pozbawiona konkurencji innych szkół publicznych, już dziś bryluje w konkursach. W innych regionach kraju straty są niepowetowane.
Płynna Rzeczywistość
1 marca o godz. 13:07 261723
Nie mają dostępu do specjalistów – na własne życzenie. Sam odmówiłem uczenia w klasie, w której uczennica zdemoralizowana obrażała mnie na lekcji. Okazało się, że takiej zdemoralizowanej uczennicy nie da się z klasy usunąć, łatwiej usunąć nauczyciela. Zapomnijmy więc o tym, aby specjaliści chcieli pracować w podstawówkach.
– – –
Rodzice i ich dzieci są tak zdemoralizowani, że nie dostarczają szkołom (czyli: nauczycielom) nawet marmolady do pączków.
I to się nie podoba panu Gekko, podążającym na chudo za Gospodarzem.
– – –
Antybolszewik 1 marca o godz. 10:22 261717
Przecież szkoły są w Polsce od roku 1989 tylko przechowalniami bezrobotnych a nie miejscami zdobywania kwalifikacji, a więc kogo obchodzą dziś w Polsce płace belfrów poza samymi belframi?
Kwant numer 25 1 marca o godz. 13:22 261724
Bowiem szkoły są w Polsce od roku 1989 tylko przechowalniami bezrobotnych a nie miejscami zdobywania kwalifikacji (patrz moja odpowiedź przeciwnikowi bolszewizmu). A nauczyciele tego upadku edukacji przecież chcieli, głosując en masse za solidaruchami, którzy potrafią przecież tylko składać nierealne, populistyczne obietnice.
Kaesjot 1 marca o godz. 10:26 261718
To jest oczywista oczywistość, ale nie wymagaj od polskich nauczycieli, szczególnie tych wyedukowanych po roku 1989, odróżnienia zarobków nominalnych od realnych! Przypominam, że nominalne zarobki nauczycieli rząd może podnieść jednym podpisem odpowiedniego ministra, ale co z tego, skoro taka podwyżka płac nominalnych, bez zwiększenia PKB, oznaczać będzie tylko wzrost cen i tym samym utrzymanie się poprzednich zarobków realnych, jeśli nie wręcz ich spadek, szczególnie, że jeśli damy podwyżkę nauczycielom, to o podobne podwyżki upomną się zaraz pozostali pracownicy budżetówki, z policjantami, strażakami i wojakami na czele.
Płynna Nierzeczywistość 1 marca o godz. 11:36 261720
Z jakiej racji miałbym uczyć w podstawówce, skoro mogę uczyć w szkole wyższej i tym samym mieć o wiele niższe pensum i o wiele wyższe zarobki? Nie moja to przecież wina, że nie każdy belfer ma takie kwalifikacje jak ja. A swoją drogą, to prowadziłem zajęcia dydaktyczne w więcej niż dwóch językach. ;-)
@Płynna nierzeczywistość
Do uczenia terminologii obcojęzycznej (bo do tego sprowadza się dwujęzyczność przedmiotowa) w SP wystarczy mieć np. z angielskiego FCE, a większą znajomość tego języka mają,przynajmniej teoretycznie, absolwenci studiów z ostatniego, conajmniej, dziesięciolecia …;-)
Belferxxx 1 marca o godz. 14:06 261730
Mowa jest tu o prowadzeniu zajęć w języku obcym, a do tego, to potrzebna jest znajomość tegoż języka na poziomie C2 (biegła).
Belferxxx 1 marca o godz. 14:06 261730
Absolwenci studiów z ostatniego, co najmniej, dziesięciolecia, reprezentują z reguły poziom gorszy niż żałosny. 🙁
@Belfrrxxx!
Zamiast teoretyzować i żyć w rzeczywistości równoległej, proponuję przeczytać regulacje MEN dotyczące dwujęzyczności w polskiej szkole … 😉
Belferxxx 1 marca o godz. 17:59 261733
Regulaminy, a szczególnie ich bezsens oraz iście „szwejkowską” głupotę, to ja pamiętam z wojska, a dwujęzyczność to jest chyba tylko na Cyprze (grecki albo turecki plus angielski) a Szwajcaria jest 3, a nawet i 4-języczna (niemiecki, francuski i włoski plus angielski). Pozostałe pastwa świata są w zasadzie jednojęzyczne tak jak Polska, w tym sensie, że ogromna większość ich mieszkańców biegle i chętnie posługuje się tylko jednym językiem – swoim własnym.
Cyt. „Minister edukacji narodowej Anna Zalewska przedstawiła w Opolu przyspieszony plan podwyżek dla nauczycieli.”
Więcej: http://next.gazeta.pl/next/7,151003,24507095,anna-zalewska-przyspiesza-podwyzki-dla-nauczycieli-mamy-wzrost.html#s=BoxOpLink
Pomimo tego,że ma być tak pięknie to mimo wszystko przypomnę po raz enty wypłatę z „dnia świra”. Ten fragment jest ciągle aktualny https://youtu.be/nkjCFuvtH2s
„Masowość korepetycji dobitnie pokazuje, że szkolnictwo w Polsce przestaje spełniać swoją rolę.”
„W roku szkolnym 2016/2017 Ministerstwo Edukacji Narodowej oszacowało wartość rynku korepetycji na cztery miliardy złotych.”
https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/korepetycje-coraz-popularniejsze-polska-szkola-nie-zdaje-egzaminu/ztghvr9
Ontario 1 marca o godz. 22:27 261736
Po prostu w realnym kapitalizmie NIE opłaca się nauczycielom dobrze uczyć w szkole państwowej, jeżeli ucząc źle, mogą oni dobrze zarabiać na korepetycjach. Wniosek taki, że korepetycje powinny być policyjnie zakazane, a każdy nauczyciel złapany na dawaniu płatnych korepetycji, powinien być automatycznie wysyłany na kilka lat ciężkich robót np. do kopalni, które rząd polski powinien w tym celu wynająć na Syberii.
@ontario
„O, a ukochana przez was „GW” miała pretensje, że władza rozda wam nasze pieniądze. O.”
Za co zaraz szybko przeprosiła, tego samego dnia w internecie, a następnego na papierze. To był nieszczęśliwy błąd i wydrukowanie śmiesznie niskich podwyżek dla nauczycieli obok prawdziwego rozdawnictwa. Miało być zestawienie a wyszło nieszczęście. Barany tylko się tym będą podpierać.
@Belfrrxxx!
„z policjantami, strażakami i wojakami na czele.”
Akurat ci już dostali i młody policjant zarabia do rączki prawie tyle co dyplomowany brutto.
„Z jakiej racji miałbym uczyć w podstawówce, skoro mogę uczyć w szkole wyższej i tym samym mieć o wiele niższe pensum i o wiele wyższe zarobki?” Tu bym wam dołożył bo 20h miesięcznie jest lekko śmieszne.
Nauczycielskie płace w zgrabnej tabeli:
https://konkret24.tvn24.pl/polska,108/najwieksze-podwyzki-od-2012-r-jedne-z-najnizszych-pensji-w-unii,893474.html
Gospodarz na pewno czuję dumę z tego, że już trzeci rok finansuje 500+.
Płynna Rzeczywistość 2 marca o godz. 8:28 261739
Jaka praca, taka płaca!
nauczyciel_pl
2 marca o godz. 1:20 261738
Przyznaję, ja, baran (kwintesencja barana) się tym podpieram. A, szkoda, że zapominasz, iż te przeprosiny nastąpiły po reprymendzie Zandberga („Porąbało was?”)…
Przy okazji, to nie ja mam pretensje, a „GW” miała, nie musiała pisać…
Nauczyciel_pl 2 marca o godz. 1:20 261738
1. Władza pieniędzy nie zarabia, a wiec może je tylko rozdawać.
2. Państwo klasowe, w naszym obecnym polskim przypadku burżuazyjne, jest przede wszystkim aparatem klasowej przemocy, a więc nic dziwnego, że młody policjant zarabia w realnym kapitalizmie do rączki prawie tyle co dyplomowany nauczyciel szkolny brutto.
3. Ja mam niższe pensum niż 20 godzin na miesiąc (dokładniej mam tyle godzin zajęć na semestr), gdyż jestem pracownikiem naukowo-dydaktycznym, a nie dydaktycznym czy też dydaktyczno-naukowym. Nie mając pojęcia o nauce, nie kompromituj się więc tym „dokładaniem” innym obowiązków, a lepiej spełniaj uczciwie swoje własne obowiązki. Natomiast 20 godzin miesięcznie to jest zdecydowanie za dużo jak na kogoś, po kim oczekuje się pracy naukowej, czyli prowadzenia badań, pisania artykułów i referatów oraz wniosków o tzw. granty a także kierowania pracami magisterskimi i doktorskimi oraz dobrego przygotowywania się do zajęć, jako że na dobrej uczelni wyższej, to co roku należy przygotowywać nowy program nauczania tego samego przedmiotu, jako iż nauka nie stoi w miejscu. W miejscu stoi tylko szkoła podstawowa i średnia, przy czym ona się w Polsce nawet cofa i to od roku 1989.
Nauczyciel_pl 2 marca o godz. 1:20 261738
Zamiast chodzić na wagary, trzeba było się uczyć, a miałbyś dziś pensum w wyskosci 20 godzin zajęć dydaktycznych na miesiąc. 😉
Płynna Rzeczywistość 2 marca o godz. 8:28 261739
Polskim dzieciom i rodzinom, to 500+ należy się jak psu buda.
Belfrrxxx!
1 marca o godz. 23:03 261737
Wniosek inny: POLITYCY (zwłaszcza premier Bielecki) odpowiadają za to, że utworzyli system oświatowy, który jest zdegenerowany. Nauczyciele, uczniowie, rodzice – próbują jakoś sobie radzić w tej degrengoladzie, patologii, degeneracji edukacyjnej. Jeżeli kto miałby zatem być zamknięty za kratkami, to politycy, którzy bezpośrednio swoimi niecnymi posunięciami/decyzjami (wbrew prawu, to prawo złamali) stworzyli tę degenerację.
Premier Bilecki tymczasem w glorii Autorytetu, a złamał prawo, postąpił jawnie wbrew Konstytucji… Sąd uznał złamanie prawa, więc nauczyciele dostali odszkodowanie, ale już nie powrócono do stanu sprzed złamania prawa.
Człowieku, to nie nauczyciele tworzą system edukacyjny, a politycy. Nie miecz obwiniaj, a rękę nim kierującą…
W socjalizmie też były korepetycje…
Nauczyciel_pl 2 marca o godz. 1:20 261738
Powtarzam – jak na wyniki ich pracy, to polscy nauczyciele zarabiają zdecydowanie za dużo. Oni w swej ogromnej większości NIE zasługują bowiem nawet na płacę minimalna, a najwyżej na zasiłek dla bezrobotnych i to też nie ten w maksymalnej jego wysokości. 🙁
Ontario 2 marca o godz. 8:55 261745
1. Tak, politycy rządzący Polską od roku 1989, a więc nie tylko premier Bielecki, ale także premierzy Mazowiecki, Belka, Miller, Buzek, Cimoszewicz, Kaczyński, Tusk i pozostali oraz prezydenci Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski i Duda, utworzyli i utrzymywali/utrzymują system oświatowy, który jest zdegenerowany, gdyż neokolonialna, kompradorska gospodarka Polski od roku 1989 NIE potrzebuje wysoko wykwalifikowanych kadr, a szkoły stały się w wyniku tegoż tylko fabrykami i przechowalniami bezrobotnych. Zgadzam się więc z Tobą, że jeżeli ktoś miałby zatem być zamknięty za kratkami, to WSZYSCY politycy rządzący nami od roku 1989, którzy bezpośrednio swoimi niecnymi posunięciami i decyzjami (często nawet wbrew prawu, jako że to prawo złamali, mimo że sami je nam narzucili) stworzyli tę degenerację.
2. Oczywiście, że to politycy tworzą system edukacyjny, ale nauczyciele go wykonują, a więc karać należy tu też i miecz, który w tym przypadku jest jak najbardziej świadomy tego, co czyni.
3. Tak, w PRL-u też były korepetycje, ale przecież w PRL-u też mieliśmy kapitalizm, tyle że państwowy, zwany także „realnym socjalizmem”, a nie rynkowy kapitalizm, tak jak dziś i od roku 1989.
Pozdrawiam!
@ Płynna Rzeczywistość
–
Panu Gekko podoba się umiejętność uczciwości, a nie podoba się demagogia. Dlatego Pan Gekko pokaże, że pomimo usiłowań szkół, też coś umie – np. zamieszczać tasiemcowe posty.
Rzeczywistość kesonu gogicznego płynna, topiona w demagogii (ex link):
„…Zarobki nauczyciei w Polsce to około połowa średnich zarobków nauczycieli z innych krajów objętych analizą. Pensja najmniej (!) zarabiającego nauczyciela stażysty wzrosła do 2294 zł brutto, nauczyciela dyplomowanego wyniosło 3149 zł…”
Rzeczywistość wypierana, jak brudne gacie: (na podstawie analogicznego linku zawodowego, dane OECD)
„…Średnia miesięczna płaca lekarzy w Polsce wynosi niecałe 1000 euro (z dodatkami i dyżurami!) i jest zdecydowanie niższa niż na zachodzie Europy, ale także w Czechach czy na Węgrzech
mediana miesięcznych zarobków lekarzy nad Wisłą wynosi miesięcznie 3500 złotych brutto. Jak się okazuje, pod względem tych wynagrodzeń nasz kraj jest w ogonie państw europejskich.
Jedna czwarta lekarzy zarabia miej niż 2824 zł brutto, zaś zarobkami powyżej 4290 zł miesięcznie może pochwalić się kolejne 25 proc. polskich lekarzy.
Przeciętne, stałe roczne wynagrodzenie lekarzy w Polsce to ok. 30 tysięcy dolarów; w Wielkiej Brytanii, czy Hiszpanii odpowiednio 88 tysięcy i 62 tysiące dolarów. Wyższe stałe roczne wynagrodzenie mają również lekarze w Słowenii. Mniej niż w Polsce zarabiali lekarze w Estonii oraz na Węgrzech…”
– – –
Teraz kolejne zawody – proszę zamieszczać nauczycielom swoje pączki, bo mnie się nie chce i wziąłem pierwszy z brzegu, analogicznie „uspołeczniony”.
Porównywanie swojskich pączków z egzotycznymi pomarańczami świadczy, że zarobki belfrów uderzają im do głowy, konieczna jest dieta sięgająca w sam ten głąb.
– – –
Polecam też: https://static.t-code.pl/Keller-Reforma03B.pdf
Także:
Przedstawiam bardzo interesujące opracowanie dr Lecha Keller-Krawczyka dotyczące polskiej nauki oraz polskiego szkolnictwa wyższego. Warto uważnie przeczytać ten tekst, gdyż, niestety, pesymistyczna diagnoza jest trafna. Szczególnie dziś, gdy dokonują się pewne zmiany w polskim świecie nauki jest czas by się zastanowić czy istotnie podążamy we właściwym kierunku. Poniżej CV Autora.
Dr Lech Keller-Krawczyk jest absolwentem kierunku ekonomika produkcji w Szkole Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie (rok 1973). Pracował on w licznych polskich uczelniach (Szkoła Główna Handlowa, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie oraz Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi) oraz w Przemysłowym Instytucie Elektroniki (PIE) i Instytucie Organizacji Zarządzania i Doskonalenia Kadr (IOZiDK) – oba w Warszawie. Obecnie jest adiunktem (Assistant Professor) w uniwersytecie w Vila Real (Portugalia) oraz ekspertem Komisji Europejskiej (Dyrektoriat d/s Badań i Innowacji). Po wyjeździe z kraju ukończył studia podyplomowe w Australii (MA z ekonomii na The University of Melbourne, w roku 1996 i PhD z nauk politycznych na Monash University w Melbourne, w roku 2002). W latach 1982-1993 pracował jako informatyk (programista i tzw. systems analyst i project manager) w różnych wielkich korporacjach, m. in Computer Sciences, Compaq, Datapoint, Digital i Tandem oraz w bankach, np. Barclays, ANZ i CBA (dwa ostatnie w Australii). Po zrobieniu doktoratu wykładał politologię na Monash w Melbourne, a później ekonomię i zarządzanie na na Cyprze (jako Associate Professor w tamtejszym American College). Jego zainteresowania naukowe koncentrują się głównie na rynku pracy i polityce gospodarczej, a także na twórczości Stanisława Lema.
Przestawiam tu, w wielkim skrócie, mój program naprawy polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego:
1. Odstąpienie od państwowego dyplomu licencjackiego/inżynierskiego i magisterskiego/lekarskiego.
2. Zróżnicowanie szkół wyższych na badawcze i dydaktyczne – te pierwsze powadziłyby głównie badania naukowe i studia doktoranckie, a te drugie studia na poziomie inżyniera/licencjata.
3. Wymóg interdyscyplinarności kształcenia i badań.
4. Umiędzynarodowienie uczelni i nauki, a więc nauczyciele akademiccy (w tym obywatele innych krajów) powinni być zatrudniani na podstawie międzynarodowego konkursu. Skład tych komisji konkursowych także powinien być międzynarodowy. Wprowadzenie tego systemu wymaga zaś spójnych procedur nostryfikacji dyplomów. Tam, gdzie jest to uzasadnione, wykłady i seminaria powinny odbywać się w języku angielskim, aby umożliwić studiowanie w Polsce osobom nieznającym naszego języka (obecnie mamy poniżej 1% studentów obcokrajowców).
5. Likwidacja siatki płac i pensum dydaktycznego oraz wprowadzenie rzetelnej oceny osiągnięć dydaktycznych (w tym oceny dokonywanej przez studentów) i naukowych tak, aby dobra praca była dobrze wynagradzana. Bezwzględnie obowiązywać powinna 6-8 letnia karencja na zatrudnianie na stanowiskach profesorskich osób, które w tej samej uczelni uzyskały stopień doktora.
6. Likwidacja obecnej procedury nadawania tytułu profesora przez Prezydenta RP.
7. Habilitacja powinna zostać zastąpiona międzynarodowym konkursem na stanowisko profesora nadzwyczajnego.
8. Zmiana systemu zarządzania uczelniami – powoływanie i odwoływanie rektora szkoły publicznej przez radę powierniczą, w skład której poza najwybitniejszymi profesorami (niebędącymi reprezentantami poszczególnych wydziałów!) danej uczelni – wchodziliby przedstawiciele ministerstwa właściwego dla szkolnictwa wyższego, a także środowiska naukowego i gospodarczego danego regionu.
Więcej tu: http://wojciech.pluskiewicz.pl/2011/09/diagnoza-stanu-nauki-polskiej.html
Gekko – TAK: zarobki belfrów uderzają im do głowy, a więc konieczna jest tu dieta sięgająca w sam ten głąb. 😉
Gekko 2 marca o godz. 9:16 261748
Tyle tylko, że porównujmy NIE płace nominalne, a tylko płace r e a l n e , czyli porównując płace nominalne, porównujmy też poziom cen detalicznych na dobra konsumpcyjne.
P.S.: Mój CV przedstawiony powyżej jest już mocno nieaktualny, ale to NIE jest tu przecież najważniejsze.
Belfrrxxx!
2 marca o godz. 9:26
O jakiej CZĘŚCI polskiego systemu oświaty tu dyskutujemy ?
O szkolnictwie PODSTAWOWYM i ŚREDNIM a zatem o pracy z dziećmi i młodzieżą w wieku 7-19 lat a nie o szkolnictwie wyższym, które dotyczy już osób pełnoletnich, dojrzałych (?) i samodzielnych (?).
Twoje osobiste doświadczenia w tym zakresie dotyczą jedynie czasów gdy sam chodziłeś do podstawówki ( 7-letniej ) i technikum czyli pochodzą sprzed 50 – 60 laty a te z nauki własnych dzieci zapewne dotyczą szkól zagranicznych a pewnie i wnuki do nich uczęszczają.
Czasami zachowujesz się jak mój szef, pouczający fachowców z 40-letnią praktyką, że mają swą pracę wykonywać nie tak, jak to robili do tej pory lecz w sposób, jaki on 40 lat temu podejrzał u innych pracujących fachowców.
Kaesjot 2 marca o godz. 10:11 261754
1. Dyskutujemy tu o CAŁYM SYSTEMIE polskiej oświaty – od przedszkola po studia doktoranckie, które zresztą, są moim zdaniem, nieporozumieniem, gdyż nie powinno się prowadzić starych krów i byków, dobrze po 20-ce, za rączkę, jak w/w przedszkolaków. Badania naukowe, wiodące do doktoratu, powinno się bowiem robić samodzielnie, to znaczy pod kierownictwem mistrza i często w zespole, ale na własną odpowiedzialność, jak na osobę dorosłą przystało. W systemie studiów doktoranckich to mamy bowiem późnej takie byty, jak ex-premier Szydło, absolwentkę studiów doktoranckich ale bez doktoratu, czyli jak to tow. Wiesław mawiał: „ni pies ni wydra, cos na kształt świdra”.
2. Systemy edukacji obserwowałem zaś i dalej obserwuję w wielu państwach: od Polski, przez Niemcy (b. NRD i RFN), Nową Zelandie, RPA, Australię, USA, UK, Cypr czy Portugalie, a więc wiem o nich znacznie więcej niż przeciętny polski belfer.
3. Wcale też nie uważam, że pracę należy wykonywać w sposób, jaki 40 lat temu podejrzałem u innych, gdyż ja ciągle „podglądam” jak się DZIŚ organizuje i wykonuje prace zagranicą, i to nie tyko w państwach, które już wymieniłem, ale także np. w Chinach i Japonii. Pracowałem zresztą, aż do początku XXI wieku, jako analityk i menadżer w wielkich zachodnich korporacjach a przedtem także i w wielkich PRL-owskich fabrykach, i nauczam do dziś przedmiotów takich jak organizacja pracy i zarządzanie, a więc znam i z teorii i z praktyki wszystkie obecnie modne i niemodne metody zarządzania. Służę ci moimi materiałami, które używam do kształcenia studentów, a które posyłam Ci na twój mailowy adres – mając nadzieję, ze wciąż jest on aktualny.
Pozdrawiam!
Belferxxx!
Dziękuję za materiały choć to dla mnie nie nowość – w latach1973-78 studiowałem na politechnice Organizację i Zarządzanie i te tematy przerabialiśmy. Potem jeszcze studia podyplomowe na AE, szereg kursów z różnych systemów i metod doskonalenia organizacji pracy.oraz ponad 40-letni staż pracy w przemyśle.
I do tego ponad 40-letnie pożycie małżeńskie z pedagogiem – nauczycielem nauczania początkowego i vice dyrektorem zespołu szkół.
Kaesjot 2 marca o godz. 11:31 261756
Wiem, że te materiały to żadna nowość dla Ciebie, ale ja chciałem Ci tylko pokazać, że znam te wszystkie nowinki w dziedzinie ekonomii i zarządzania, jako że muszę je znać, z racji wykonywanego zawodu (belfer akademicki z dziedziny ekonomii i zarządzania).
2. A co do szkół, to od dawna piszę, że obecny polski system klasowo-lekcyjny, rodem z XIX wiecznych Prus, a wciąż panujący w Polsce, podobnie jak styl „folwarczny” w zarządzaniu i XIX-wieczna wulgarna ekonomia burżuazja na wydziałach ekonomii wyższych uczelni, jest anachronizmem w XXI wieku. Przecież nowoczesna szkoła nie może opierać się na wymuszonym regulaminami i dyscypliną (dosłowną!) autorytecie nauczyciela, a tylko na jego wiedzy i osobowości oraz na nowoczesnych metodach nauczania, w tym wykorzystujących nowoczesne techniki informatyczne takie jak rzeczywistość wirtualna (VR) i sztuczna inteligencja (AI) oraz symulatory różnego rodzaju.
3. Co do nauki, to od dawna postuluję likwidację stalinowsko-sanacyjnej PAN, profesury belwederskiej, habilitacji i wymogu nostryfikacji w Polsce dyplomów najlepszych zagranicznych wyższych uczelni oraz wprowadzenie uczciwych, otwartych konkursów na każde stanowisko akademickie – od asystenta po rektora, konkursów ocenianych przez jury złożone z zagranicznych naukowców i przedstawicieli sektora komercyjnego, gdyż kumoterstwo i nepotyzm niszczą naszą naukę i nasze wyższe uczelnie.
Pozdrawiam,
LK
Belfrrxxx!
2 marca o godz. 13:56
A tu zgoda !
Wszelkie dotychczasowe reformy systemu oświatowego skupiały się bardziej na reorganizacjach strukturalnych a nie metodyczno – programowych.
Chcąc chwalić się wysokim wskaźnikiem ludzi z maturą i wyższym wykształceniem obniżano wymagania a co za tym idzie – niski poziom fachowości absolwentów.
Kaesjot 2 marca o godz. 15:26 261758
Tak. Karol Marks, zapewne za Heglem, stwierdził, że ilość przechodzi w jakość i miał tu niewątpliwą rację. Zwiększenie ilości absolwentów szkół średnich i wyższych ponad optymalną ilość musi bowiem doprowadzić do spadku jakości absolwentów tychże szkół, jako że, pomijając tu już jakże ważne kwestie finansowe, tylko jakieś 20-25% populacji ma wystarczającą inteligencję i pracowitość, aby dojść do matury, a najwyżej 10% populacji nadaje się na studia wyższe.
Nic więc dziwnego, że chcąc pochwalić się przed tzw. Zachodem wysokim nominalnym wskaźnikiem ludzi z maturą i wyższym wykształceniem, obniżano w Polsce od roku 1989 wymagania dla uczniów i studentów, a co za tym idzie spowodowano niski poziom fachowości absolwentów tychże szkół i uczelni. Doszła do tego „walka” z bezrobociem poprzez kierowanie bezrobotnych (realnych i potencjalnych) do szkół średnich, głównie liceów ogólnokształcących i na studia wyższe, głównie łatwe i tanie czyli „humanistyczne”, co spowodowało dalszy spadek poziomu nauki w polskich szkołach średnich i uczelniach wyższych. 🙁