Chuda szkoła w tłusty czwartek

W mojej szkole powstał spór, kto powinien zafundować pączki. Najpierw uważano, że to sprawa dyrekcji. Kiedy więc szefowa nie pojawiła się o świcie w szkole, rozeszła się wieść, że pewnie stoi w kolejce po pączki. Niestety, przyszła późno, ale z pustymi rękoma.

Potem ruszyły plotki, że dyrekcja oczekuje, iż pracownicy przyjdą do niej z tacą pełną darów. Jeden na drugiego patrzył, ale jakoś nie było chętnego. W końcu dwie osoby ubrały się i w pośpiechu opuściły szkołę. Wróciły szybko, ale z niczym. Okazało się, że wyszły na papierosa. Ludzie zaczęli przełykać ślinę goryczy i nie wiedzieli, co robić. Tak źle jeszcze u nas nie było.

W końcu pani woźna zauważyła, że tracę siły, więc zagadała, czy nie zjadłbym pączka. Ona już ma dwa w brzuchu, a trzy w torbie. Okazało się, że kierownik z samego rana powitał panie woźne wielką tacą pączków. Co klasa, to klasa. Niestety, o nauczycielach – jak zwykle – nikt nie pomyślał.