Trzy godziny bezczytności
Poszedłem dzisiaj do lekarza i na szczęście trafiłem na niezłą kolejkę. Miałem więc dość czasu, aby przeczytać książkę od początku do końca. Byłem bardzo zajęty, więc nie od razu zauważyłem, że coś tu jest nie tak.
Lekarka każdym pacjentem zajmowała się bardzo długo. Wg mojej miary czasu, było to co najmniej pięć rozdziałów na człowieka. Jeden facet tkwił w gabinecie aż dziesięć rozdziałów. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, ponieważ pani doktor słynie z wnikliwości. Dlatego do niej przychodzę. Dziwne było natomiast to, że w tłumie kilkudziesięciu ludzi nikt poza mną nie miał książki. Czuję się za to odpowiedzialny.
Zwykle biorę ze sobą tyle książek, ile wejdzie do torby. Czytanie traktuję jak jedzenie czekolady. Więc gdy sam jem, to częstuję też innych, inaczej czułbym się głupio. Dzisiaj jednak wziąłem tak mikroskopijną torbę, że z trudem wcisnąłem do niej jedno dzieło („Koniec sztuki” M. E. Olbryś i A. Krajewskiego). Nie miałem więc czym się podzielić. Jak prawdziwy egoista, sam jeden żarłem czekoladę, a inni patrzyli.
Niektórzy raczyli się wyrobem czekoladopodobnym, czyli internetem w smartfonie, parę osób żaliło się przez telefon, że kolejka jest bardzo długa. Jednak większość przez bite trzy godziny – tyle czekałem do lekarza – zajmowała się nicnierobieniem. Siedzieli po prostu i nie mogli się doczekać wejścia do gabinetu. Nie winię ich za to. Nie czytali, bo nie mieli książek. Biorę na siebie całą winę. Następnym razem wezmę większą torbę, obiecuję.
Komentarze
Jezusmaryja, 3 godziny czekania? To ta lekarka nie ma sekretarki, która umawia pacjentów na godziny? Ja rozumiem tzw. poślizg, ale 3 godziny „poślizgu” to już chaos. Poza tym u mojego dentysty leży stos czasopism, od plotkarskich głupotek po „National Geographic”.
@zza kałuży
Niestety, lekarz jest z NFZ, więc warunki spartańskie, natomiast za dentystę płaci się z własnego portfela, więc warunki są komfortowe. Próbowano umawiać do lekarza na godziny, ale umówieni musieli walczyć z tymi, którzy okupowali gabinet bez umówienia. Ponieważ dochodziło do awantur, przychodnia wprowadziła zasadę, że obowiązuje kolejka wg przyjścia. Tydzień temu czekałem 15 minut (byłem drugi). Dzisiaj 3 godziny.
Pozdrawiam
Gospodarz
PS W Łodzi mamy ferie zimowe, więc nauczyciele się leczą.
A to dziwne te łódzkie kolejki 😉 Bo u nas na południu to nawet jak jest kilkuminutowa na poczcie – prawie każdy coś czyta. Najczęściej na nośniku elektronicznym – lecz nie jest to tylko „smyranie po sieci”; w kilka sekund oszacuje się sprawę (= typ skupienia) nawet w nocno-dziennym autokarze Kato-Krk… Jak dziś rano* (start 5:30, nic dziwnego, że wielu wolało muzę, jednak każdy „coś miał”…)
___
* Poznań. Miasto grzechu na smartfonie. W razie czego tuziny w zapasie tabletowym, czyli podzielić by się można tylko z jedną osobą — taki urok niepapierowych lektur 🙂
A może niektórzy byli chorzy? Choremu człowiekowi najbardziej potrzebna jest książka… Zwłaszcza wijącemu się z bólu przy rwie kulszowej albo temu z gorączką tak rozczłonkowującą organizm, że nawet do dup. trafić nie potrafi.
Jako osobę, która w kolejce do lekarza/fryzjera/ w autobusie/pociągu „zajmuje się telefonem” na którym ma Kindla na którym ma otwartą książkę (i w zapasie 30 innych) do jakiej kategorii mnie szanowny autor zaliczy?
@MaddyOfEsi,
zgadzam się, że wiele osób czyta w telefonie. Jednak nie oszukujmy się, istne mrowie Polaków potrafi bezmyślnie siedzieć godzinami i tylko się złościć, że kolejka wolno idzie. Bardzo mnie martwi brak nawyku, aby nie marnować czasu. Zająć czymś umysł. Niektórym z nudów, bo nawet nie chciało im się wyjąć telefonu, palma odbijała. Agresja, złość, niechęć do innych biorą się z braku nawyku zajmowania umysłu czymś pożytecznym. Oczywiście, mogę się mylić, a ludzie, których obserwowałem, nie czytali, ponieważ zajmowali umysł wymyślaniem nowych idei, wynalazków itd. albo po prostu medytowali.
Pozdrawiam
Gospodarz
Dariusz Chętkowski,
Czasem siedzę i myślę o tym, co przed chwila przeczytałam 🙂
Pozory mylą.
@Gospodarz
A może ludzie są naprawde chorzy i wtedy ostatnia rzecz jakiej chcą to książka? Jako – niestety – częsta bywalczyni warszawskich SOR-ów (często kompletnie nieoczekiwanie) mogę stwierdzić, że jedyna rzecz o jakiej myślę przy takim bólu że krzyczę przez 6-8h jest dostanie środków przeciwbólowych. A moja agresja nie wynika z „braku nawyku zajmowania umysłu czymś pożytecznym” tylko np. z tego, że lekarz oznajmił mojej rodzinie że mają kupić wode do popicia tabletek. W szpitalu nie ma wody. Albo z tego, że ja na tak silny ból dostaje tylko paracetamol. Albo kiedy ledwo oddycham, bo mam tak zatkane oskrzela przez „zwykłą” infekcje, że mam saturacje 90%. Albo kiedy jadę na SOR, bo mi leci przez 5 godzin (!) krew z nosa. 2 spongostany nie pomogły. Ale musiałam przez te wszystkie godziny siedzieć w szkole z krwawiącym nosem, bo miałam test z polskiego. Taki efekt mojego przyjścia do szkoły „ze zwykłą infekcją”. Akurat te zatkane oskrzela i krwawiący nos to była jedna i ta sama wizyta na SOR-ze. Ludzie naprawde potrafią chorować. Nie dla wszystkich lekarz jest personą której jedynym zadaniem jest wpisywanie zwolnień.
No ale nie można porównywać SORu, który do ratowania życia osobom w ciężkim stanie, które często nie są w stanie powiedzieć, jak się nazywają, nie mówiąc o czytaniu (a przynajmniej do takowego stanu pretendują), z POZ.
mnp:
?
Do POZ chodzi się jak do parku? Poczytać na nieświeżym powietrzu?
@walkiria
Nie, do POZ chodzi się po zwolnienia.
Gdyby, jak kiedyś, w przychodni były gazety, to pacjenci mogliby np. taki tekst przeczytać, choć nie wiem czy to by było najlepsze … 😉
http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1074379,kinga-gajewska-z-po-o-edukacji.html
Nie było nawet małego stolika z małymi krzesełkami i książkami do rysowania i czytania dla dzieci, bo to one są najbardziej niecierpliwe.
@walkiria
A jaka jest rola POZ?
Nie chodzę do lekarza z katarem. A kiedy poszłam po skierowanie do neurologa, to mnie prawie wnieśli do gabinetu. Nie wiem, po co inni chodzą do lekarza, rzeczywiście, może po zwolnienie.
W oczekiwaniu na swoją kolej nie czytałam książki.
To ciekawe. Jak się idzie do dentysty, to najpierw się idzie do recepcjonistki. A w przychodniach POZ od razu do lekarza.