Komu potrzebne jest czteroletnie liceum?
Pragnęliśmy powrotu do czteroletniego liceum i oto nasze życzenie staje się faktem. Niestety, może się okazać, że jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to spełnia jego marzenia.
Czteroletnie liceum świetnie sprawdzało się w czasach, gdy nie było egzaminów zewnętrznych, a jedynie wewnętrzna matura. Wtedy urabiało się uczniów na swój obraz i swoje podobieństwo. Poloniści chcieli mieć polonistów, matematycy – matematyków itd. Taki styl pracy wymaga czasu. Jednak matura zewnętrzna nie potrzebuje aż tak długiego ugniatania gliny.
W dobrych liceach uczniowie mogliby podchodzić do matury już po pierwszej klasie. Zdaliby z palcem w nosie. Dalsza praca to tylko podwyższanie wyniku. Trzy klasy w zupełności wystarczą, aby osiągnąć rezultat, który gwarantuje dostanie się na wybrane przez maturzystę studia. Dalsze trzymanie ucznia w szkole polegałoby najwyżej na jego miętoszeniu, upupianiu i zwyczajnym oszukiwaniu. Przy takiej maturze, jaką mamy, uczeń nie potrzebuje czterech lat nauki w liceum. Słabsza młodzież albo wcale się nie uczy, albo dopiero tuż przed maturą, więc im krócej trwa liceum, tym lepiej.
Kolejny rok przyda się natomiast w celach wychowawczych. PiS ma tego świadomość, dlatego przestawia edukację na nowy tor. W szkole po reformie będziemy mniej uczyć, a za to więcej wychowywać. Do tej pory w liceach dominowała postawa: „nie wychowujemy, tylko uczymy”. Także na lekcjach wychowawczych była nauka do matury. Teraz to się skończy, bo w nowym ustroju postawa moralna jest ważniejsza od wiedzy. Czy o tym marzyli nauczyciele, gdy chcieli powrotu do czteroletniego liceum?
Komentarze
Nie zgodzę się. Wielu nauczycieli liceów wskazywało, że przy tak ogromnej ilości materiału na poziomie rozszerzonym, jaki obowiązuje w ramach wprowadzonej jeszcze przez PO-PSL reformy, trzy lata pracy to zdecydowanie zbyt mało czasu. Znajoma nauczycielka biologii twierdziła, że takiego ogromu treści nie da się przeprowadzić w trzy lata inaczej, jak tylko po łebkach. Jestem tego samego zdania i to nie tylko, jeśli idzie o biologię… Czteroletnie liceum to akurat – w mojej ocenie – jedyny i duży plus wprowadzanej reformy.
Taaa i niedouczonych głupków wysyłało się na studia. Jeszcze jak to były prywatne uczelnie z zakresu sadzenia pietruszki to wszystko grało. Niestety, na Politechnikę czy ambitniejsze kierunki Uniwersytetów trzeba było coś umieć na pierwszym roku. Gdzie starzy zafundowali korki tam jeszcze jako tako szło ale reszta, zanim trafiała w lutym przed oblicze czcigodnego profesora, czasem doktora, była sondowana przez magistrów-doktorantów. Ci zaś, przyzwyczajeni do absolwentów 4 letnich liceów, ze zgrozą stwierdzali, ze mają przed sobą półidiotów. Wprowadzano na uczelniach zajęcia wyrównawcze…. może więc 4 letnie liceum jest potrzebne?
Czy celem liceum jest przygotowanie do matury samo w sobie? Czy celem liceum nie jest przygotowanie studentów którzy nie są idiotami?
@rabnietawariatka
Jak się okazuje 3 -letnie liceum(razem z 6-letnią podstawówką i gimnazjum) przygotowuje większy odsetek idiotów, jak to nazywasz, niż przygotowywało 4-letnie wraz z 8-letnią podstawówką. I to by było na tyle. Maturą(jej poziomem!) można manipulować, a poziomem przyjętych na studia w normalnych uczelniach (czy tych z czołówki tym bardziej) – już nie. Normalne uczelnie to nie handlarze dyplomami typu SWGnG… 😉
@Gospodarz
>W dobrych liceach uczniowie mogliby podchodzić do matury już po pierwszej klasie<
To znaczy, że matura jest marna, niezróżnicowana i tyle. Ale matury nie przygotowują krasnoludki pod nadzorem elfów – takiej jej MEN chce, to taką ją ma. Takich "fachowców" jak Smolik czy Legutko albo Marciniak i inni, takich egzaminatorów, takie procedury … 🙁
„ogromnej ilości materiału na poziomie rozszerzonym,”
ha-ha! To materiał do opanowania w rok!
@belferxxx
Chodziło mi ogólnie o to że zdanie matury nie jest celem samym w sobie, tzn. jest celem samym w sobie dla placówki, ale nie powinno być celem na skale państwową (bo przecież rozmawiamy o ogólnokrajowym rozwiązaniu), bo to doprowadza do absurdu – celem jest to żeby byli maturzyści którzy nauczą się na mature która jest odrealniona od rzeczywistości uczelni. Brr.
@mpn
Totalna bzdura. Z całą pewnością nie, zwłaszcza z biologii i historii, gdzie przewidzianych jest po kilka książek liczących po kilkaset stronic każda… Chyba, że ma Pan/i na myśli przerobienie tego wszystkiego nieskładnie, po łebkach i na tzw. „odwal”. Wówczas racja.
Współczynnik skolaryzacji netto w Polsce w 1990 r. wynosił 9,8%; w 2000 r. – 30,6%, w 2010 r. – 40,8%. Na studiach stacjonarnych w wyższych szkołach publicznych w 2000 roku (początek reformy AWS) studiowało ok. 2 razy więcej studentów niż w r. 1990, a w roku 2010 – 3 razy więcej. Przepustką na studia wyższe jest matura. Jeżeli ktoś sobie roi, że wprowadzenie 4-letniego liceum będzie miało jakikolwiek wpływ na poziom matur, a więc i poziom nowych studentów uczelni publicznych, to niech pomyśli o przytoczonych powyżej liczbach. Praktycznie każdy uczeń liceum jest przyszłym studentem i nie ma od tego odwrotu.
Kolega tomes napisał coś o wysyłaniu na studia niedouczonych głupków. Studentem nie zostaje się w wyniku delegowania maturzystów przez szkoły; to uczelnie wyższe sobie tych studentów „nabierają”, a potem ustami prof. Hartmana środowisko nauczycieli akademickich bije się w piersi, piersi profestytutek.
Z 2 miliony „Niedouczonych głupków” jakimś cudem znalazły swoje miejsce w krajach UE, a w Polsce doprowadziły kraj do tak pięknej ruiny, że dziś ostrzygła mnie Ukrainka, bo Polce tak nędzna praca w tak zrujnowanym kraju nie przystoi.
Jeżeli kolega totmes jest nauczycielem, to co wyrażenie „niedouczone głupki” mówi o nim jako nauczycielu?
Zapytałem wujka googla o „poziom studentów 2000”. Skoro reforma AWS weszła w życie wtedy, to uczelnie nie mogły jeszcze odczuć jej skutków, azaliż nieprawdaż?
Wujek wyrzucił ze swych trzewi na miejscu pierwszym: http://wyborcza.pl/1,75248,139845.html
30-09-2000. Zwiększa się liczba studentów, ale spada poziom nauczania na wyższych uczelniach – zarówno w szkołach prywatnych, jak i państwowych, na studiach zaocznych, wieczorowych, jak i dziennych
Nauka stała się towarem. Skończyło się twórcze studiowanie, a zaczął supermarket, gdzie najlepiej kupować w promocji, a obsłudze zależy tylko na tym, by klient dotarł do kasy i zapłacił. I, jak w supermarkecie, masowo kupujemy ładnie zapakowaną tandetę.
Małgorzata jest na razie sekretarką, ale chce być prawniczką, więc co drugi weekend wsiada do pociągu i jedzie kilkaset kilometrów do Lublina, na UMCS. (…)
@Płynna nierzeczywistość
Znowu manipulujesz. Owszem – od roku 1990 gwałtownie rosła liczba uczelni, szczególnie płatnych WSGnG, tanich w obsłudze – wystarczała sala z tablicą, kreda i wykładowca – bezrobotny magister czy doktor. Ale do takich uczelni jak PW, AGH czy PWr szli nadal NAJLEPSI dostępni w Polsce kandydaci na studia techniczne. I to na tych uczelniach najbardziej psioczą na drastyczny spadek poziomu tych NAJLEPSZYCH od roku 2005, a nie WSGnG, bo im to akurat poziom(!) studentów zwisa, byle kasę na czas płacili …. A liczba tych NAJLEPSZYCH nie wzrosła, mimo wzrostu populacji studiujących 😉
Ktoś znowu nie potrafi zinterpretować najprostszych danych statystycznych. To zakrawa na analfabetyzm funkcjonalny. W sumie nic dziwnego, świat pędzi w takim tempie, że trudno nadążyć za własnymi dziećmi w e-świecie. Ciekawe, kiedy nie będę potrafił obsłużyć urządzeń domowych czy wybrać pieniędzy z banku, jak moi teściowie, którzy zatrzymali się w rozwoju na pilocie do telewizora.
Moje pierwsze studia to była polibuda. Przerażające doświadczenie. Studenci w większości nieprzygotowani do studiowania i kadra, traktująca nas jak „niedouczonych głupków”. To były lata świetności 4-letniego liceum i 5-letniego technikum.
Gdyby problemem politechnik był poziom maturzystów, cóż szkodziłoby tych niedouczonych głupków oblać?
Kadra uczelni kilkanaście lat temu na boomie edukacyjnym zbijała prawdziwe kokosy. Te biadolenia nad niedouczonymi *przez innych* głupkami to krokodyle łzy i odwracanie kota ogonem. Czy oddaliby te kokosy w zamian za przywilej uczenia wyłącznie tzw. elit? Nikt nie broni przecież stworzenia w Polsce elitarnej uczelni. A mówienie o elitarności PW, AGH, czy PWr to przecież kpina. Jak się Pigmej porówna z drugim Pigmejem, to prawie zawsze któryś z nich jest wyższy, a któryś niższy.
@Płynna nierzeczywistość
Nie ma w Polsce wyższych od tych „Pigmejów” uczelni technicznych. Więc jakie by one nie były – trafiają na nie NAJLEPSI kandydaci. Ta grupa ilościowo się nie zmienia. Pewnie narzekano na studentów ZAWSZE, nie wiedząc co ich czeka po roku 2005… ;-)Daj tym supermaturzystom zewnętrznym zadania z egzaminów wstępnych na polibudy z matematyki i fizyki – raczej sobie nie poradzą…
Kilkaset stron na rok? Że co? Ja potrafię mieć w ciągu roku z zawodowych do wykucia się 1400 stron (mam to w dużej mierze w Wordach, szacowałam) a poza tym mam przedmioty ogólne. I jakoś nikt nad nami nie płacze.
@rabnietawariatka
Tutaj nie chodzi wcale o to, by nad kimkolwiek „płakać”, tylko aby dostrzec pewne absurdy i określone, oczywiste racje. I ile Pani przyswaja skutecznie z tych 1400 str.? Czy nie odbywa się to na podobnej zasadzie – „wkuć-zapomnieć” – i po łebkach? W mojej ocenie, niemożliwe jest gruntowne przerobienie tak obszernego materiału w rok inaczej, jak właśnie tylko pobieżnie. A to jest zupełnie irracjonalne i mija się z jakimkolwiek celem.
PS Kilkaset stron na semestr.
PS, jak się czyta projekt nowych podstaw dla 4-letnich liceów i 5-letnich techników to można dojść do wniosku że dąży się do pozostawienia zdawalności matur na poziomie 50%. Jestem za. Tylko coś trzeba tym ludziom dać w zamian.
@Sylabariusz
Chyba przyswajam całkiem dobrze skoro zdałam teorie na 83%.
@rabnietawariatka – to, że KTOŚ może i potrafi nie uprawnia do twierdzenia, że WSZYSCY mogą i potrafią.
@płynnarzeczywistość – zacząłeś o ilości studiujących ( tzw. wskaźnik skolaryzacji netto ) a ja rozwinę ten wątek. Weźmy pod uwagę rozkład wg wskaźnika IQ. Jeżeli przyjmiemy ( w dużym uproszczeniu), że na studia idą ci najlepsi, zatem z najwyższymi wskaźnikami IQ to 10% stanowią ci z IQ>120. Kolejne 30% obejmuje tych z przedziału ( 105 , 120 ). Dlatego program i wymagania studiów trzeba było obniżyć by mogli im sprostać ci z IQ=105.
@belferxxx – zgoda – ci NAJLEPSI trafiają na te uczelnie ale z nimi na nie trafia dodatkowo dwukrotnie liczniejsza ( jak w przypadku politechniki na której studiowałem w czasach Gierka ) grupa tych NIE NAJLEPSZYCH.
Obecnie coraz bardziej odczuwa się braki fachowców potrafiących wykonywać takie czy inne prace. HCP zaniechał ostatecznie produkcji silników okrętowych ponieważ nie ma już pracowników potrafiących takie silniki budować, obsługiwać specjalistyczne obrabiarki. Spadający popyt sprawiał, iż młodzi szukali swych szans w zawodach mocno propagowanych – zarządzanie i marketing, rachunkowość, finanse, ubezpieczenia, prawo itp. Problem w tym iż „produktami” tego typu „fachowców” głodu nie zaspokoję, w nie się nie przyodzieję ani w nich schronienia przed mrozem i niebezpieczeństwem nie znajdę. Co prawda częściowo lukę tę wypełniają Ukraińcy ale czy nie będą parli dalej – na Zachód ?
@kaesjot
Ja nie mówię że wszyscy mogą. Ale chyba nie wszyscy mogą być lekarzami, prawnikami czy inżynierami. I chyba nie wszyscy zwyczajnie mogą mieć mature. Ja nie mówię że wszyscy mogą i potrafią. Ale na tym polega oddzielanie ziarna od plew. To o czym mówisz do belferxxx nazywa się potrzebą kształcenia zawodowego. I o tym mówię. Tym pozostałym 50% trzeba by to zaoferować. Ale to wymaga pieniędzy, wiadomo.
@kasejot,
Zróżnicowanie poziomu studentów to problem fundamentalny, przy czym IQ to jedno, ale dochodzi do tego pracowitość, zaangażowanie emocjonalne czy tzw. kapitał kulturowy.
Dokładnie ten sam problem jest przecież w liceach, w których młodzież naprawdę uzdolniona na lekcjach się nudzi, a szkoła, może poza dużymi ośrodkami akademickimi, nie bardzo ma co im zaoferować.
@rabnietawariatka
Poziom matur będzie dostosowany do potrzeb wyższych uczelni. One zaś mają taką maszynkę do mięsa z bardzo szerokim i chłonnym otworem wlotowym (Pink Floyd się kłania).
@Płynna rzeczywistość
Ależ ja cały czas propaguję zróżnicowanie programów i wymagań dostosowanych do indywidualnych możliwości ucznia jako najbardziej efektywnego, przynoszącego największe korzyści.Oczywiście trudno mówić o indywidualnym podejściu do KAŻDEGO ale już podział na kilka zróżnicowanych grup to już spora korzyść.
Pytam przyjaciela, dyrektora zespołu szkół ( przedszkole + SP + gimnazjum ) czy nie warto wprowadzić od pewnej klasy jakiegoś zróżnicowania – np. z podziałem na tych BARDZIEJ zdolnych i tych MNIEJ zdolnych i z różnym dla nich programem.
Niech bym tylko spróbował – odpowiedział – w pierwszej kolejności zadziobali by mnie rodzice. Inna sprawa, gdyby przyszedł taki nakaz ” z góry „. Jednak „góra” do tego nie prze …
@rabnietawariatka
Winszuję zatem. Niemniej, mając na uwadze tak doskonałe rezultaty, nie wątpię, że znane jest Pani również pojęcie endemitu. 😉
Aha. Z całym ogromnym szacunkiem, jaki zachowuję względem „zawodowców”, materiał teoretyczny dla szkół zawodowych/technicznych, to jednak nie do końca to samo, co materiał z poziomu rozszerzonego biologii czy historii.
Zgadzam się natomiast w zupełności co do tego, że nie każdy nadaje się na studia i nie dla każdego jest to właściwa droga. Podobnie jak z kolei ja nie nadaję się na majstra jakiegokolwiek fachu.
@Sylabariusz
Szczerze nie, głównie skojarzenia miałam z endemią. Nie uważam żeby niewiedza o tym czym jest endemit miała wpływ na to jakim jestem człowiekiem i na moją ściezke zawodową.
Sugestia że ten materiał dla takich szkół jest mniej wymagający, mniej dokładny czy po prostu inny?
Tak, ale skonstruowanie czegoś takiego pochłania ogromne ilości pieniędzy. Przecież taniej postawić nauczyciela z matmy czy fizyki, dać szkole tablice kosztujące grosze i uczyć. O wiele drożej jest kupić sprzęt kształcący elektroników w technikach. Łatwiej potem tych ignorować tych ludzi którzy nie dostali się na studia do liceum w skutek masowego kształcenia licealnego. Łatwiej. Ale czy lepiej? Chyba nie do końca.
@kaesjot
O tym, koniecznym, vide Niemcy (w innych krajach to się różnie robi, ale zawsze jest!) po klasie 5 SP , zróżnicowaniu tu piszę. Płynna nierzeczywistość, jako klasyczny „skrajny lewicowiec” jest za polską specjalnością – skrajną urawniłowką – wszyscy cały czas razem w JEDNAKOWYCH szkołach i klasach, uczeni praktycznie TEGO SAMEGO i na tym samym poziomie aż do matury. 80-90% rocznika!!! Nawet za Mao Chińczycy nie mieli takich pomysłów ani Rosjanie za Stalina. Min. Zalewska też jest za tym: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/1068418,zalewska-o-reformie-edukacji.html 😉
Na elektronikę czy informatykę na PW trafiali i trafiają TYLKO najlepsi z matematyki i fizyki maturzyści. I akurat znam sporo pracowników tych kierunków – wszyscy mówią to samo – po 2005 roku studenci są o 2 klasy LO do tyłu, w stosunku do poprzednich roczników. Na tle świata – MINIMUM 3 lata do podobnych sobie. W technice (maksimum możliwości twórczych ok.35 roku życia) 3 lata straty to strasznie dużo 🙁
@belferxxx
Nie no, jeszcze można ominąć temat z fizyką i zdawać informatyke, taki sam przelicznik jak dla fizyki (jeśli mi nie wierzysz to spójrz na przeliczniki na informatyke na PW). Ale ogólnie tak, trafiają najlepsi.
@szanownawariatka
Kształcenie zawodowe – tak, ale jakie??? W USA czy Kandzie większość tzw. wykształcenia wyższego to *nieakademickie*, dwuletnie koledże. Coś, co u nas odpowiadałoby 2-letniej szkole pomaturalnej. Gdyby skierować do takich *zawodowych* szkół 1/2 a może nawet 3/4 obecnych studentów, czyż opinia kadry akademickiej o studentach nie uległaby radykalnej poprawie?
Z innej beczki:
W lubelskim liceum na lekcjach polskiego przez pierwsze dwa lata przerobiłem 80 książek. W Anglii, również przez dwa lata, w pięcioosobowej grupie, mając osiem godzin w tygodniu – dziewięć książek.
„Hamleta” robiliśmy przez trzy miesiące. Interpretacja postmodernistyczna, psychoanalityczna, feministyczna, freudowska, jungowska… W Polsce w tym czasie można by przerobić wszystkie sztuki Szekspira i jeszcze kilku innych pisarzy. Różnica jest taka, że dziś jestem w stanie wziąć do ręki każdą sztukę i sobie z nią poradzić. A to, w jaki sposób odbieram ten tekst, jest moim własnym odbiorem, a nie tym, co mi polonista powiedział przez półtorej godziny.
Tak też można uczyć. Ale nie w systemie, w którym panuje sztywny ogólnokrajowy program nauczania, bo nauczyciel to element niepewny i potrzebuje ekonoma z bacikiem, co by go tą rózgą od lenistwa lub zbrodniomyśli odwodził.
Bo wie pan, jaki jest największy problem uczniów, którzy wyjeżdżają na stypendia do Anglii, nawet z najlepszych liceów? Nie potrafią pracować w laboratorium. A na sześć egzaminów na angielskiej maturze z fizyki, chemii albo biologii dwa są zawsze praktyczne. Polacy zupełnie na tym siadają. Podobne problemy są na studiach. I nic dziwnego, skoro przez 12 lat edukacji trzymają w dłoni próbówkę dwa lub trzy razy.
(…)
Problemem nie jest to, ile kosztuje nauka w takiej szkole jak nasza, ale to, jak mało wydaje się na edukację w polskich szkołach publicznych.
http://wyborcza.pl/osiemdziewiec/7,159012,22343630,andrzej-dethloff-nie-stac-nas-na-tania-szkole.html
@Płynna nierzeczywistość
Wywiad, który zalinkowałeś, powinien być opatrzony napisem „materiał promocyjny”. Ten pan promuje swoją drogą szkółkę dla bogatych snobów. Kilkudziesięciu moich uczniów skończyło albo studiuje od 2002 roku w uczelniach klasy Oxbridge (górne rankingowe 20 na świecie), z moim synem włącznie – ŻADEN nie mówił, o problemach wspominanych przez tego pana. Radzili sobie świetnie, a byli po polskich publicznych szkołach. oczywiście to byli ci najzdolniejsi z polskich uczniów, ale studenci tych uczelni też tacy są. Tam napotykali wygodniejsze niż w Polsce warunki nauki i tyle. Na ogół wiedzieli, gdzie jadą i jak tam jest, choćby od nieco starszych kolegów.
@Płynna nierzeczywistość
> A na sześć egzaminów na angielskiej maturze z fizyki, chemii albo biologii dwa są zawsze praktyczne.<
Na brytyjskiej maturze (A-level) zdaje się 3 WYBRANE przedmioty (poziom zróżnicowany) albo nawet tylko 2, jeśli matematyka jest na tak wysokim poziomie, że zostanie potraktowana jako podwójny przedmiot. I to by było na tyle o znajomości przez tego pana brytyjskiego – właściwie angielskiego- (choćby!) systemu egzaminacyjnego.
@rabnietawariatka
„Nie uważam żeby niewiedza o tym czym jest endemit miała wpływ na to jakim jestem człowiekiem i na moją ściezke zawodową”.
Nie zrozumieliśmy się. 🙂 Chodziło mi mniej więcej o to samo, na co wskazał @kaesjot w jednym z wcześniejszych wpisów. To, że akurat Pani przyswaja ten materiał z takim sukcesem, nie oznacza jeszcze, że inni również. Stąd pozwoliłem sobie określić Panią jako, być może, swoisty endemit na tym polu. Nic ponad to i nie miałem na myśli niczego zdrożnego. 😉
„Sugestia że ten materiał dla takich szkół jest mniej wymagający, mniej dokładny czy po prostu inny? (…) O wiele drożej jest kupić sprzęt kształcący elektroników w technikach”.
Być może również na określonych płaszczyznach mniej wymagający, natomiast głównie chodziło mi akurat o to, że ma zwyczajnie swoją własną, inną specyfikę i stąd nie do końca można zastosować tak prostą kalkę, jak Pani wcześniej. Zgadzam się co do niewystarczających nakładów sił i środków. Jednak zwróciłbym również uwagę na największy grzech polskiego systemu edukacji w ogóle – zasadę „wykuj-zapomnij”, która stanowi najistotniejszą przyczynę naszych oświatowych niepowodzeń. Podczas gdy w Ameryce dzieci od najmłodszych lat są uczone kreatywnego myślenia czy też to myślenie jest w nich raczej stopniowo wyzwalane, w Polsce dzieci uczy się jedynie bezsensownego często „wkuwania”. Dopóki to nie ulegnie zmianie, nie zmieni się nic. 😉
Absolwenci polskich liceów „radzą sobie świetnie” po szkołach, w których polikwidowano szkolne laboratoria.
To jest jeden z cudów polskiej edukacji.
Po cholerę chodzić do liceum – o czym pisze @Gospodarz – skoro laboratorium będzie się miało na pobliskiej uczelni wyższej?
No bo przecież GDZIEŚ je trzeba mieć. Chyba, że te pięć osób na krzyż to tacy geniusze, że oni nie muszą mieć mikroskopu. Im wystarczy multimedialna tablica z obrazkiem mikroskopu. Był tu taki @parker i miał podobne teorie.
Uniwerek czy polibuda tracą czas na uczenie licealistów i im na swoich studentów tego czasu nie starcza.
Ach! Zapomniałem! One sobie przesuną doktorantów do tych zadań i wszystko będzie grało i buczało. A że czasu i środków nie starczy wtedy dla doktorantów na ich studiach?
A kogo to obchodzi?
Według najnowszego rankingu nasze uczelnie awansowały z siódmej do szóstej setki! Albo z siedemnastej do szesnastej.
Zresztą na świecie potrzeba tylko kilka uczelni typu Oxbridge.
Tak jak tylko kilka stoczni, kilka fabryk samochodowych, kilka banków, kilka gazet, może ze dwie telewizje, ze dwóch producentów samolotów, jeden koncern spożywczy, jeden farmaceutyczny.
No nie załapaliśmy się w tej Polsce na nic sensownego.
Zaraz, zaraz! Chwileczkę! My jeszcze możemy zmonopilizować światową produkcję Żołnierzy Wyklętych oraz Błogosławionych Katolickich Świętych Świętych. Bardzo Świętych Świętych.
@Sylabariusz
Ach, to przepraszam. Proszę mi wybaczyć, człowiek nie jest przyzwyczajony do tego typu porównań, szczególnie jeśli chodzi o porównania do zjawisk biologicznych… niemniej dziękuję. Oczywiście że to tego nie oznacza, ale nie zmienia to faktu że przez masowość liceum straciła ona elitarność.
Sama uczyłam się do egzaminów gimnazjalnych. To jest 9 przedmiotów. 4 przyrodnicze, historia, wos, polski, matematyka, język obcy. W technikum jest masa przedmiotów, więcej godzin i więcej do nauki. Ale czułam się mniej zmęczona. Dlaczego? Bo robię to co naprawde uwielbiam i nie muszę się skupiać na jakichś geografiach. Na pewnym poziomie taka edukacja jest konieczna, ale potem… Ale to ma wiele źródeł, też w nauczycielach którzy czują niejednokrotnie sprawiają wrażenie jakby sami myśleli o sobie jak o ludziach którzy przegrali życie. Taki nauczyciel nie może uczyć kreatywności. Ale technikum uczy pracy, naprawde. Materiał jak w liceum, 2 przedmioty rozszerzone (2 do 3, tzn. tym trzecim może być język realizowany jako zakres rozszerzony bez dodatkowych godzin, wiadomo), 5 przedmiotów zawodowych, z jednego co 2,5 tygodnia zaliczyć 80-100 stron w Wordzie (i wszystko ma być zaliczone na 50%, jak nie zaliczy się jednego testu to się nie zdaje, uroki systemu modułowego), zaliczenia co 2,5 tygodnia z 5 obszernych prac, zostawanie w szkole do 18:30 żeby zaliczyć sprzętówke, zaliczenia których nikt nie zaliczał w pierwszym terminie z grupy (np. test z wirusów), zaliczanie też sporawego materiału z sieci, robienie projektu na 20 stron w Wordzie pt „masz tutaj plan 3-piętrowca, masz postawić taką i taką sieć, tutaj masz wytyczne że w sali konferencyjnej ma być wifi, pozaznaczaj to wszystko na tym planie, zrób w Excelu rozpiske ile to kosztuje, z linkami, podzwoń sobie jak nie możesz znaleźć usługi w internecie, z brutto, netto, jednostkami miary, kodem produktu, rozpisz ile musisz mieć listwy z numerami pomieszczeń do sufitu, serwera, ściany korytarza i zapas i rozpisz adresy IP wszędzie, oznaczenie gniazd, a, no i opisz jak wyliczyłeś zakres sieci, liczbe hostów, adresów, zrób wykres Gantta, topologie logiczną, przetestuj połączenia w odpowiednim programie i dołącz screeny, normy, pozaznaczaj na tych rysunkach gaśnice, topologie logiczną rozpisz z rysunkiem, wyposażenie szafy dystrybucyjnej, przepustowość sieci, sprzęt pasywny, aktywny, spis ilustracji, no i jeszce „estetyka pracy” – interlinia ma mieć 1,5, wcięcie pierwszego wiersza 1,5 cm, po akapicie ma być 6cm odstępu, jeszcze napisać normy dotyczące okablowania”… po co to piszę? Nie dlatego żeby się pożalić, bo się nie żalę, wierzę że to co robię ma jakiś sens. Chcę tylko pokazać że to jest naprawde dużo pracy, wbrew temu co mogą niektórzy myśleć.
@rabnietawariatka
Jak skończysz szkole, to to wszystko będzie nieaktualne i niepotrzebne. Wchodzi planowanie cyfrowe w 3D – plan będzie modyfikowany razem z budynkiem (remonty, modernizacje etc.) i to w sposób zautomatyzowany … 😉
@belferxxx
Chodzi mi o samą prace z projektem aniżeli samą robote, bo projekty nie ograniczają się do zrobienia sieci lokalnej.
@Gospodarz
Mówil Pan i pisal za Broniarzem&ZNP o masach bezrobotnych nauczycieli, a tu proszę :
http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,22344993,reforma-edukacji-w-warszawie-od-poczatku-roku-szkolnego-brakuje.html
belferxxx
9 września o godz. 14:56
Pamiętasz, kto głosił hasło – ” Wszyscy mamy jednakowe żołądki !!!” ?
„Solidarność” w 1980 roku !
A wtedy zasada panującego wówczas „socjalizmu” brzmiała – ” od każdego wg jego możliwości, każdemu wg jego pracy „.
” ….każdemu wg jego potrzeb ” miało obowiązywać w komunizmie!
Zatem kto wtedy był „komuchem” ?
„Solidaruchy” !!!
Wynika stąd, że ci, którzy powołują się na swój „solidarnościowy” rodowód i nawołują do „wieszania komuchów” powinni sami się powiesić !
Tyle w kwestii tego czy @Płynna rzeczywistość jest „skrajnym lewicowcem”.
Wg mnie „egalitaryzm” winien stwarzać każdemu szanse i różne możliwości osiągania celu bez względu na jego status społeczno – majątkowy czyli krótko – bezpłatna edukacja.
Kto, w jakim stopniu te szansę wykorzysta to zależy od jego własnych chęci i możliwości.
W naszym własnym interesie, interesie całej społeczności leży to, by tej potencjał tkwiący w młodych wykorzystać w sposób najbardziej efektywny.
Są dwie zasady efektywnego działania:
– zasada maksymalizacji efektów czyli z określonych środków osiągnąć maksymalną korzyść
– zasada minimalizacji nakładów czyli wytyczony cel osiągnąć przy minimalnym nakładzie środków.
By zobrazować przykładem te zasady, pierwsza polega na tym, by mając pełny bak zajechać jak najdalej a druga dotyczy sytuacji, że mając określony cel dojechać do niego zużywając jak najmniej paliwa.
Zawsze jest funkcja celu i ograniczenia.
Od zdefiniowania funkcji celu się zaczyna.
W przypadku oświaty jest nią odpowiedź na pytanie – PO CO kształcimy dzieci i młodzież ?
@rabnietawariatka
„Ach, to przepraszam. Proszę mi wybaczyć, człowiek nie jest przyzwyczajony do tego typu porównań, szczególnie jeśli chodzi o porównania do zjawisk biologicznych… niemniej dziękuję”.
Cóż… Jakby nie patrzeć, człowiek też jest zwierzęciem. Powiadają, że najbardziej okrutnym ze wszystkich. 😉
„Oczywiście że to tego nie oznacza, ale nie zmienia to faktu że przez masowość liceum straciła ona elitarność”.
Przez powszechną egalitaryzację edukacja w ogóle, jako taka, straciła swą elitarność. Ortega y Gasset miał rację.
„Nie dlatego żeby się pożalić, bo się nie żalę, wierzę że to co robię ma jakiś sens”.
I słusznie. To jest najważniejsze. Nasze życie to sztuka wyborów i ważne, by wybierać mądrze. Wszelkie nasze wybory edukacyjne, zawodowe, powinny być ukierunkowane na nasze pasje i zainteresowania, na to, co nas pociągnie – mamy rozwijać się, poszerzać perspektywy oglądu świata, a nie szukać trampoliny do łatwych pieniędzy. 🙂
„Chcę tylko pokazać że to jest naprawde dużo pracy, wbrew temu co mogą niektórzy myśleć”.
O w to nigdy nie wątpiłem. 😉
@kaesjot
Ależ „S” w latach 1980-81 była właśnie skrajnie lewicowa i chciała socjalizmu tylko bardziej – dokładnie spełnienia jego obietnic (co innego jej kierownictwo, które tę lewicowość i postulaty traktowały czysto taktycznie – ładnie to opisał Jacek Kuroń po roku 1989).
Co do równych szans – przymusowe zglajszachtowanie (oczywiście w szkołach publicznych!) na niskim poziomie najmniej zdolnych i zmotywowanych(postulat płynnej nierzeczywistości!) zapewnia raczej zwiększoną klientelę różnym segmentom płatnej edukacji, a zdolnym i ambitnym dzieciom z rodzin niezamożnych szanse odbiera, a nie wyrównuje.
belferxxx
10 września o godz. 13:08
Napoleon twierdził, iż każdy żołnierz nosi w plecaku buławę marszałka.
Tyle , że dziesiętnikiem może zostać tylko co dziesiąty a setnikiem co setny żołnierz – bo takie są potrzeby!!!
Równe szanse znaczą, że każdy może ale cel osiągnie tylko tylu, ilu potrzeba i to najlepsi a nie każdy co chce.
Czyli selekcja – na każdym kolejnym szczeblu poprzeczka wyżej.
Kto przeskoczy idzie dalej a kto nie poradzi zostaje na tym poziomie.
To, że więcej chce wyżej nie oznacza że należy obniżać poprzeczkę a wręcz ją podnosić. W końcu mamy się rozwijać i najzdolniejsi mają nadawać ton.
@kaesjot
10/10
@kaesjot
10 września o godz. 12:01 253587
„Od zdefiniowania funkcji celu się zaczyna.
W przypadku oświaty jest nią odpowiedź na pytanie – PO CO kształcimy dzieci i młodzież?”
To absolutnie kluczowa sprawa.
Jak również odpowiedź na pytanie – PO CO w publicznej telewizji puszczać co tydzień w godzinach największej oglądalności w ramach Teatru Telewizji wybitną sztukę w świetnej obsadzie jak również PO CO na okrągło tamże wyświetlać filmy Bergmana, Antonioniego, Felliniego, Viscontiego, Herzoga, Tarkowskiego, Kurosawy, Bunuela, Bressona, Godarda, Hasa i innych mistrzów światowej kinematografii.
Podobnie PO CO wydawać tygodniki KULTURA, LITERATURA, ŻYCIE LITERACKIE, FILM…
@Płynna rzeczywistość
9 września o godz. 15:23 253578
„W USA czy Kandzie większość tzw. wykształcenia wyższego to *nieakademickie*, dwuletnie koledże”.
Są to tzw. Community College, które po dwóch latach studiów nadają tytuł Associate. Nie wiem czy rzeczywiście dotyczy to większości.
Natomiast nauka w normalnym amerykańskim college’u trwa 4 lata i kończy się uzyskaniem tytułu Bachelor of Arts lub Bachelor of Science, co jest odpowiednikiem tytułu licencjata według systemu Unii Europejskiej. Z tytułem Bachelor można rozpocząć zdobywanie tytułu Master lub PhD w Graduate School (kolejne od 2 do 6 lat). I właśnie 4-letnie koledże w połączeniu z Graduate Schools zwyczajowo tworzą amerykańskie uniwersytety. Dobrych kilkadziesiąt z nich ma świetny poziom i okupuje czołowe miejsca w pierwszej setce światowych rankingów. A pierwsza dziesiątka czy nawet piętnastka to uczelnie naprawdę wybitne.
@kaesjot
10 września o godz. 14:20 253590
„To, że więcej chce wyżej nie oznacza że należy obniżać poprzeczkę a wręcz ją podnosić. W końcu mamy się rozwijać i najzdolniejsi mają nadawać ton”.
Chyba zgodzisz się, że w czasach PRL poziom matury w bardzo dobrym liceum był znacznie wyższy niż obecnie poziom większości licencjatów, szczególnie w uczelniach prywatnych.
A jak się czyta o doktoratach napisanych metodą „copy and paste” z GAZETY WYBORCZEJ to już ręce zupełnie opadają…
Tak na marginesie.
Zajrzałem do aktualnego najbardziej znanego rankingu wyższych uczelni – „Academic Ranking of World Universities 2017” sporządzanego od 2003 roku przez chińską Shanghai Ranking Consultancy.
W pierwszej dwudziestce jest szesnaście uczelni amerykańskich (z tego osiem w pierwszej dziesiątce, z dwoma czołowymi pozycjami), trzy uczelnie angielskie (w tym dwie w pierwszej dziesiątce) i jedna uczelnia szwajcarska (pozycja dziewiętnasta)…
Najzdolniejsi, ci, którzy przeskoczyli ostatnią poprzeczkę, najczęściej dziwaczeją od tego; stają się kompletnie odrealnieni. I, niestety – nadają ton. Tak to wygląda.
@walkiria,
Naprawdę uważa Pani, że takie osobistości, jak Beata Publikuj, Andrzej Podpisz czy św. Antoni od Chłopców byli najzdolniejsi w swoich klasach?
@Belfer. Ja o cofaniu polskiej pedagogiki stosowanej w otchłań PRL-owskiego średniowiecza, a Pan mi tu o A-levels… Ja się pytam, czy naprawdę wszyscy muszą przerabiać ten sam program? I czy lepiej znaczy szerzej czy głębiej?
@Płynna nierzeczywistośc
>Ja się pytam, czy naprawdę wszyscy muszą przerabiać ten sam program? <
Przecież to ty, w toku dyskusji o gimnazjach, głosiłeś, że wszyscy możliwie długo powinni razem się uczyć tego samego i tak samo. Po to zresztą powołano gimnazja, żeby ten okres wydłużyć z 8 do 9 lat. I to do tej pory jest powód do dumy skrajnych lewicowców takich jak ty … Poczytaj sobie;-)
@rabnietawariatka,
„Ale to ma wiele źródeł, też w nauczycielach którzy niejednokrotnie sprawiają wrażenie jakby sami myśleli o sobie jak o ludziach którzy przegrali życie. Taki nauczyciel nie może uczyć kreatywności.” – to ładne jest!
@kasejot
Jak Pan się zapewne domyśla, mnie chodzi o to, by Janko z jakiejś kieleckiej wsi czy Marysia córka szewca z Poznania nie mieli pod górkę tylko dlatego, że zapewne pod górkę mieli ich rodzice. Ustawmy wszystkim poprzeczkę równo, ale najpierw zapewnijmy im porównywalne szanse.
Czy powinniśmy podwyższać poprzeczkę? Dla tych, którzy 30 lat temu skończyliby w zawodówce, ta poprzeczka poszła w górę. Dla tych, którzy wylądowaliby na jakimś obleganym kierunku na UW czy UJ poprzeczka wciąż zawieszona jest wysoko.
@Płynna nierzeczywistość
>Jak Pan się zapewne domyśla, mnie chodzi o to, by Janko z jakiejś kieleckiej wsi czy Marysia córka szewca z Poznania nie mieli pod górkę tylko dlatego, że zapewne pod górkę mieli ich rodzice. Ustawmy wszystkim poprzeczkę równo, ale najpierw zapewnijmy im porównywalne szanse. <
Wobec tego uczmy wszystkich w publicznych(!) szkołach wszystkich razem i tego samego, na poziomie dostępnym dla najmniej zdolnych i pracowitych w populacji. Bogatym i ustosunkowanym pozwólmy z tej przewagi korzystać – niech oddadzą dzieci do płatnych, drogich i selekcyjnych szkół lub sobie na rynku dokupią różne przydatne umiejętności. Po 12 latach Janko z kieleckiej wsi czy Marysia, córka stróża z Poznania (biednych szewców chyba już nie ma!) będą w konkurencji z tymi dziećmi mieli szanse jak diabli. A na rynku pracy liczą się jeszcze układy i to nie Janek i Marysia je mają;-)
Płynna rzeczywistość
10 września o godz. 20:35
Myślę podobnie, z tym że mnie z kolei martwi iż coraz bardziej brakuje nam właśnie tych „po zawodówkach” a niedługo nie będzie komu roli zaorać, zboża zasiać, zebrać, zmielić na mąkę i z niej chleb upiec.
Nie zapewni nam tego makler giełdowy czy agent ubezpieczeniowy czy specjalista od PR.
A najbardziej wkurza mnie to, że ci,którzy obiecali nam, że jeśli im powierzymy władzę to oni lepiej będą zarządzać gospodarką, unowocześnia ją i uczynią ją bardziej efektywną oddali ją w ręce „obcych” zostawiając nam rolę parobków w gospodarstwie, które kiedyś było nasze.
„Czteroletnie liceum świetnie sprawdzało się w czasach, gdy nie było egzaminów zewnętrznych, a jedynie wewnętrzna matura. Wtedy urabiało się uczniów na swój obraz i swoje podobieństwo. Poloniści chcieli mieć polonistów, matematycy – matematyków itd.”
Ja – do świetnego skądinąd – liceum uczęszczałem w czasach kiedy była wewnętrzna matura ale na wyższe uczelnie obowiązywały wielodniowe egzaminy wstępne.
Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale uczyli mnie też doskonali pedagodzy z języka polskiego, języka angielskiego, języka rosyjskiego, geografii, biologii czy chemii.
Nikt nie urabiał uczniów „na swój obraz i swoje podobieństwo”. Wielu uczniów klas matematyczno-fizycznych czytywało systematycznie KULTURĘ i LITERATURĘ (o stojących wówczas na doskonałym poziomie POLITYCE (z wybitnym działem kulturalnym) i FORUM już nie wspomnę).
Egzaminy wstępne zdałem prawie na maksa i bez problemu dostałem się na elitarny kierunek naszej czołowej uczelni. O ówczesnych wykładowcach nie mogę powiedzieć złego słowa.
@zza kałuży
Uległeś sugestiom autopromocyjnego wywiadu tego pana, który chce przejąć za klientów bogatych snobów, którzy oddawali dzieci do takiej szkoły amerykańskiej(kiedyś – przy ambasadzie USA!), za 22 tys.$ rocznie, do swojej szkoły za 100 tys. zł rocznie.
1.Uczniowie z Polski, którzy aspirują uczelnie ze światowego top 10 na kierunki ścisłe i przyrodnicze najczęściej startowali też w polskich olimpiadach z dyscyplin przyrodniczych(fizyka, chemia, biologia) albo w tzw.Turnieju Młodych Fizyków (YPT). A to zakłada od 1 etapu spory kontakt z doświadczeniami, nie mówiąc o wcześniejszych przygotowaniach.
2. W takich miastach jak Warszawa miasto funduje(!) zainteresowanym(!) zajęcia w uczelnianych laboratoriach (w stolicy – na UW, PW i UKSW i innych) w czasie roku szkolnego i wakacji letnich. Są też obozy naukowe dla zdolnych i zainteresowanych uczniów – są na to granty. Podobne obozy robią niektóre co bardziej znane szkoły. W stolicy jest jeszcze ponadto CNK!
3.Problemy z doświadczeniami uczniowskimi na normalnych(!) zajęciach lekcyjnych są 2:
a) zdecydowanie trudniej jest w licznych klasach kontrolować zachowania uczniów w ich trakcie, aktualne(!) podejście do BHP jest takie, że to nauczyciel odpowiada za skutki wszystkich szalonych pomysłów uczniów w stosunku do kolegów.
b) Mimo, że Polska jest dużo biedniejsza od USA (i dużo mniej na ucznia per capita wydaje rocznie), tam spora część doświadczeń (i droższy sprzęt eksperymentalny do wypożyczenia!) jest w takich centrach w hrabstwach (powiatach?) – to się kiedyś BOCES nazywało – gdzie wykorzystanie jest zdecydowanie większe no i łatwiej zapewnić fachową obsługę i konserwację tego sprzętu. W Polsce sprzęt należy nadal praktycznie wyłącznie do szkół i jest wykorzystywany parę razy do roku 🙁 Więc tego sprzętu jest mało, on się szybko starzeje i z konserwacją marnie …
@zza kałuży
No i jest jeszcze jeden powód. Gdy Ty byłeś w matfizie/matexie, takiej fizyki było przez 4 lata po 4 godziny tygodniowo + 2 godziny astronomii w klasie maturalnej. A dziś mniej więcej połowa tego w cyklu nauczania (kiedyś 18 godzin, a dziś – 9). To też wpływa. BTW na tej wrednej ustnej wewnętrznej maturze z fizyki jedno zadanie wymagało ustawienia zestawu doświadczalnego do czegoś. Tak było jeszcze w latach 80-tych.
A i jeszcze jedno – wielu polskich maturzystów na uczelniach z najwyższej półki światowej jest po Międzynarodowej Maturze (IB) – tam jest i jest egzekwowany(!) dość obszerny program doświadczalny z wybranego (obowiązkowo!) przedmiotu przyrodniczego.
Szanowny gospodarzu. Dowiedziałam się, że w przypadku gdy maturzysta ma zamiar studiować, to bez znaczenia jest czy liceum trwa 3 czy 4 lata. mogłoby nawet być dwuletnie. A jeżeli nie chce studiować? Co z wiedzą ogólną, którą powinni posiadać absolwenci liceum. Czy w takim razie liceum nie stało się rzeczywiście kursem przygotowawczym do studiów? Przerażają mnie młodzi ludzie zafascynowani ideami faszystowskimi, którzy z symbolem falangi wychodzą 1 sierpnia na ulice czcić ofiary powstania warszawskiego i nie widzą w tym nic niestosownego.