Szkolna przemoc

Uczniowie doświadczają coraz większej przemocy, jednak takiej, która niby jest, ale jakoby jej wcale nie było. NIK alarmuje, że szkoły nie radzą sobie z cyberprzemocą (szczegóły tutaj).

Istnieje stary sposób na ustalenie, czy dziecko doświadczyło agresji. Należy obejrzeć osobnika od stóp do głów. Tu potrzebna jest współpraca nauczyciela z rodzicami. Jedne części ciała ogląda bowiem belfer, a resztę rodzic, czasem szkolna pielęgniarka lub lekarz. Jak nie ma siniaków, wnioskujemy, że dziecko nie zostało pobite, czyli jest OK. Inne rodzaje przemocy to przecież nic wielkiego. Mnóstwo szkół chwali się, że u nich jest bezpiecznie. Oznacza to tylko i wyłącznie, że tutaj nie biją.

Raport NIK zwraca uwagę, że program antyprzemocowy w szkołach często nie obejmował nauczycieli i rodziców, a jedynie uczniów. Tymczasem to właśnie starsze pokolenie, dla którego przemoc to taka agresja, po której zostają znaki na ciele, najbardziej potrzebuje pomocy. Seniorzy muszą przejrzeć na oczy.

Dzieci, które doświadczyły cyberprzemocy, często nie zwracają się o pomoc ani do rodziców, ani do nauczycieli, bo zostałyby zlekceważone. Czy można skopać kogoś przez internet albo nawalić po mordzie przez smartfon? Nie podoba ci się coś w internecie, to przestań tam zagladać. Tak rozumuje wielu doświadczonych pedagogów. Najlepsza rada: wyłącz telefon i pochyl się nad książką, a problem zniknie.