Zmarnowane wakacje
Ponad połowa nauczycieli wakacje spędziła w domu, część u rodziny, naprawdę wypoczęli tylko nieliczni. To bardzo źle wróży dla uczniów.
Czasem strach spytać kolegów, co robili w lipcu i sierpniu, Okazuje się bowiem, że byli w szpitalu. Sporo nauczycieli z dużym wyprzedzeniem planuje swoje leczenie właśnie w miesiącach letnich. Trudno się spodziewać, że po takich wakacjach wrócą do szkoły w dobrym nastroju (info o wypoczynku nauczycieli tutaj).
Każdy jest dorosły i sam decyduje, jak spędzi swój urlop. Z nauczycielami jednak powinno być inaczej. Ze względu na typ pracy belfer powinien mieć obowiązek przynajmniej dwa tygodnie spędzić na prawdziwych wczasach. Inaczej wróci sfrustrowany do szkoły i będzie wściekał się na coraz gorsze dzieci.
Tymczasem dzieci wcale nie są gorsze, tylko nauczyciel zmarnował wakacje i teraz się wyżywa. Boże uchowaj przed nauczycielami, którzy mieli dwa miesiące wolnego, a mimo to wcale nie wypoczęli.
Komentarze
No to Boże chroń je przede mną. Zmarnowałam wakacje na badania i leczenie kłopotów z kręgosłupem. Wypoczywałam wszystkiego 3 dni, a i wtedy myślałam z rozpaczą, ze wkrótce koniec wakacji, a ja sfrustrowana. Aha, na rehabilitację czasu już nie starczyło, pewnie będę musiała wziąć zwolnienie po rozpoczęciu roku szkolnego, bo terminy zabiegów wyznaczone na późną jesień 🙁
Stara prawda mówi, że nauczyciele nie chorują na grypy, anginy czy zapalenia gardeł. Chorują na wakacje, ferie, przerwy świąteczne itp.
Myślę, że powinno się do Karty dopisać 2 tygodnie urlopu dla tych co nie wypoczęli w czasie wakacji. Wystarczy zaświadczenie od osoby zaufania publicznego, proboszcz, związkowiec czy ormowiec może być.
Panie Dariuszu, coś tu Pan mąci.
Niedawno Pan pisał, że roczny urlop „na poratowanie zdrowia” nauczycielom się nie udaje, bo nie dają rady trafić do pierwszy raz do lekarza wcześniej jak pod koniec urlopu. Ledwo zaczną – już koniec.
Tacy oni mało zaradni są i szkoła ich jeszcze bardziej niezaradna. I kuratorium. I minister.
Teraz ci sami nauczyciele urlopy zwykłe, więc parę razy krótsze, całkiem sprawnie wykorzystują na leczenie. W dwa miesiące dają radę temu, czemu nie mogli dać w miesięcy 12. I to w środku sezonu: lekarze na Bahamach masują po pupach zgrabne panienki (jak to lekarze mają w zawodowym zwyczaju), zamiast siedzieć w dusznych przychodniach i męczyć się z nauczycielskimi męczącymi pacjentami mającymi skłonności do pouczania (jak to w zawodowym zwyczaju). Sezon urlopowy w pełni. Panie z rejestracji w taniej Grecji (nie ten poziom co lekarze), personel rozleniwiony słońcem, piwem i grillem, a nauczyciele dają radę.
Co jest? Jak to działa to co działa, a jak to działa, co nie działa?
Wszystkim Koleżankom i Kolegom życzę – mimo wszystko – udanego roku szkolnego.
Ten tekst to już jakaś bezczelność i przykład jak państwowa praca wypacza umysły.
Autor tego blogu już chyba kompletnie odleciał i nie wie jak wygląda rzeczywistość w tym kraju. Jest to przykład jakie bzdury można wypisywać jak się ma robotę z której nikt nie może wyrzucić i pracę tę można bezkarnie chrzanić, bo dwa miesiące to za mało na wypoczynek.
Nauczyciel amerykanski szkoly sredniej zarabia okolo $5000/mc, podstawowki mniej, zaleznie od wyksztaltu. Sredniak(4 lata) musi byc obowiazkowo magistrem, podstawowki(8 lat) wiecej od licencjat. Nie ma czegos takiego jak poratowanie zdrowia, wakacje sa 2 tyg, reszta zajecia w szkole, kursy i nasiadowki.
i kazdy wali drzwiami i oknami do zawodu. Jesli juz zostaniesz nauczycielem zatrudnionym na stale to najczesciej podlegasz ochronie zwiazku i jestes nieusuwalny, mozesz nic nie robic co wlasnie robi wiekszosc, oceniaja ciebie poprzez testy twoich uczniow(teorytycznie). Kontroli nie ma, wizytacje niebyle. Egalitaryzm w szkole nieznany. Uczen jak sie chce uczyc, to wyjdzie na ludzi, reszta moze konczyc szkole po 16 roku zycia jako niepismienny. Dlatego Ameryka ma noblistow od groma a analfabetow jeszcze wiecej. Polski nauczyciel jest zarobiony i zaszczuty kontrolami, bycie nauczyciele to dopust bozy. Amerykanski musi 40 godzin na tydzien w szole byc. Jak uczy, co i z jakim skutkiem to jego sprawa. I dole swoja dostaje.
Panie Dariuszu,
proszę skończyć z wypisywaniem bredni, które nic nie mają wspólnego z nauczycielskim życiem, a jedynie pokazują nauczycieli jako leniwych frustratów, nierobów i nienawidzących dzieci i młodzieży pijaków (ciagle można spotkać u Pana stwierdzenia, że tylko po upiciu się można znieść ten czy ów element szkolnej rzeczywistości). Jestem ciężko pracującym człowiekiem z trzydziestoletnim stażem w zawodzie, każdy rok szkolny kończę wypalona emocjonalnie i intelektualnie – bo inaczej nie da się rzetelnie wykonywać obowiązków nauczyciela – i większość moich koleżanek i kolegów jest w podobnym stanie. Jednak nikt się raczej nie upija z tego powodu. Odpoczywamy w wakacje i zaczynamy od nowa. Kocham swoją pracę, jestem silnie związana z moimi uczniami i nie życzę sobie, żeby Pana hucpiarskie wpisy narażały mnie na ataki różnej maści parkerów.
Pana blog nie służy ukazywaniu prawdy, a jedynie szczuciu na nauczycieli reszty społeczeństwa. Po każdym Pana wpisie wylewa się z komentarzy fala hejtu i odnoszę wrażenie, że to jest Pańskim celem, co zresztą już niejednokrotnie Panu wytykano. Jednak wcale się nie dziwię, że Pana Witolda szlag trafił po Pańskim wpisie (pozdrawiam Panie Witoldzie – naprawdę nie wszyscy nauczyciele są tacy jak chciałby Gospodarz).
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że operuje Pan bardzo sprawnie ironią i szyderstwem, ale, niestety, większość odbiorców ma duże trudności z ich odczytaniem, a powyższy wpis jednak brzmi mocno poważnie i na serio.
Do tego pisze Pan, że dzieją się w szkołach rzeczy, które nie maja prawa się dziać, na przykład, że we wrześniu jeszcze nie ma planu. W jakiej szkole Pan pracuje? Nie ma w niej dyrektora? A może Pan już w ogóle nie pracuje i tylko wymyśla tematy, żeby było o czym pisać?
A tymczasem w Katowicach MEN marnuje gigantyczną unijną kasę w imię … wyborczej promocji pani Kluzik, co to wiele partii zaliczyła. Ostatnio jej, mówiąc delikatnie, nie chcieli w Rybniku (w 2011 była jedynką z PO), to „rzucono ją” na dość podrzędne miejsce w stolicy:
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2015/08/dwudniowy-kongres-edukacji-w-katowicach.html
@Dubois
Dorzucę jeszcze, że moja żona jest także nauczycielką i do tego języka polskiego, a to oznacza mnóstwo pracy w domu i nigdy, powatarzam nigdy nie słyszałem u niej tego międolenia i narzekania jak na tym blogu. Dokładnie jak Pani kocha swoją pracę, jest związana ze swoimi uczniami, cieszy się ich sukcesami i ma świetny kontakt z nimi, a także z rodzicami.
Wczasy, po co? Komary, za mało, za dużo słońca…
Wysłałam dzieci do kuzynów oni szczęśliwi, ja odpoczywam jak nigdy…
wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni…