Dodatkowe obowiązki nauczycieli

Tuż przed 1 września dyrektorzy przydzielają nauczycielom dodatkowe obowiązki. Nauczyciele bowiem nie tylko prowadzą lekcje, ale mają też sporo innych zadań do wykonania. Rolą dyrektora jest rozdzielić te obowiązki sprawiedliwie. Niestety, co szef, to inne rozumienie sprawiedliwości.

Jedni uważają, że sprawiedliwie znaczy po równo. Inni dzielą wg przedmiotów. Nauczycielom przedmiotów egzaminacyjnych dokładają mniej dodatkowej pracy, a pozostałym więcej. Są też tacy, którzy dzielą wg zasady, kto da sobie radę, temu więcej, a kto ma dwie lewe ręce, temu mniej. Ostatni typ dyrektora jest najgorszy, bo jak człowiek raz pokaże, że coś umie, to już zawsze będzie miał mnóstwo dodatkowej roboty, a bardziej zaradni koledzy niewiele bądź nic.

Problem jest duży, ponieważ dodatkowe obowiązki nie wiążą się z żadnym wynagrodzeniem. Zarobki wszyscy mają takie same. Nie ma znaczenia, czy ktoś uczy religii czy matematyki, języka angielskiego czy wychowania fizycznego – pensja nie zależy od nakładu pracy, tylko od stażu i stopnia awansu. Dyplomowany nauczyciel wiedzy o kulturze z 20-letnim stażem może więc zarabiać znacznie więcej od matematyka na kontrakcie. Odpowiedzialność za wyniki swojej pracy też się nie liczy. Katecheta może więc mieć wyższą pensję od polonisty. Dlatego ludzie chcą, aby chociaż w przydziale dodatkowych obowiązków była sprawiedliwość.

W mojej szkole obowiązki przydzielane były w piątek. Dyrekcja zachęcała ludzi, aby się sami zgłaszali. Niektórzy tak się wyrywali, że trzeba było ich hamować, bo przecież doba ma tylko 24 godziny. Byli jednak też tacy, którzy siedzieli cicho. Ja sam wychylałem się z umiarem. Teraz szefostwo ma się przyjrzeć, czy wyszło sprawiedliwie. Tylko co to znaczy „sprawiedliwie”?