Szkoły bez ocen
Moje liceum było jedną z ostatnich szkół, która po kontroli otrzymała ocenę wyrażoną stopniem. Następnym razem dostaniemy tylko opis tego, co robimy dobrze, a co źle. Minister edukacji zadecydowała, że ocen nie będzie, gdyż rodzą patologie (info tutaj).
Byliśmy kontrolowani w trzech obszarach (ich nazwy są tak długie, że nie dałem rady zapamiętać). W chwili ogłaszania werdyktu, wizytator chciał długo gadać, ale poprosiliśmy, aby nie trzymał nas w niepewności, tylko przeszedł do konkretów. Poinformował, że otrzymaliśmy dwie oceny najwyższe (A i A) oraz jedną trochę niższą (B). Wszyscy od razu pojęli, że jest dobrze i można otwierać szampana. Co dalej gadał wizytator, nawet nie pamiętam.
Ocena wyrażona stopniem jest zrozumiała dla każdego. A to A, B to B, a E to E – wiadomo od razu, czy jest się najlepszym, dobrym, słabym czy kompletnym dnem. Tej jasności nie ma przy ocenie opisowej. Opis to kilka stron urzędniczego bełkotu, który może – w zależności od interpretacji – oznaczać wszystko. Do tej pory ocenianie było jasne jak słońce, teraz trzeba będzie zamówić u eksperta interpretację oceny opisowej, bo inaczej nikt niczego nie pojmie.
Komentarze
Mój licealny dyrektor też był zdania, że oceny rodzą patologie. Są wyrazem opresji ucznia przez nieludzki „system”. Porównywał ocenianie do rozstrzeliwania.
Jego opinie (z początku) podzielali moi nauczyciele matematyki.
Bardzo różnie się ten eksperyment zakończył.
Do wyeliminowania ocen potrzebna jest bardzo wysoka świadomość ideowa aktywu jak i wysokie poczucie obowiązku obywatelskiego materiału ludzkiego, potocznie nazywanego uczniem.
A mój Dyrektor zwykł mawiać „i tak życie was oceni”. Miał chyba rację. Do pewnego momentu jeszcze mi się wydawało, że faktycznie ten kto się tak zwanie „dobrze uczył” osiągał później niezłe efekty w karierze biznesowej i zawodowej. Wszystko to jednak mi się zawaliło. Przekonałem się, że nie ma czegoś takiego jak linearność rozwojowa: dobry uczeń->dobry student->dobry pracownik->dobry szef(przedsiębiorca)->dobry emeryt->dobry nekrolog. Ewidentny wyłom następuje szczególnie w czasach nowych, rozwijających się technologii, zmian w komunikacji interpersonalnej i coraz groźniejszej „dżungli” biznesowej. W tej sytuacji liniowość odklepywania pamięciowych formułek, ze scholastycznych metod, ciągle obowiązujących w edukacji, nie do końca się sprawdza. Bil Gates i Steve Jobs świadomie odrzucili model edukacji uniwersyteckiej. Może gdyby Zbigniew Solorz był lepiej wykształcony Polsat byłby na strawniejszym poziomie, ale to w biznesie i życiu nie do końca mu chyba przeszkadza. Prezydentowi Wałęsie wykształcenie zawodowe nie koliduje z byciem jednym z najbardziej znanych Polaków. Zgadzam się z „zza kałuży”, że odstąpienie od ocen pachniało by może utopią jak w „Grze szklanych paciorków” Hesse, ale kto wie, czy w nastawionej na indywidualny profil ucznia edukacji przyszłości taki system nie będzie sprawdzał się lepiej. Podobnie w przypadku szkoły, a i tak na koniec … „życie nas oceni”!
Pan Redaktor pisał chyba o ocenie szkoły ( w ramach nadzoru pedagogicznego – tzw. ewaluacji zewnętrznej”) .
Ministerstwo zaproponowało, stosownym rozporządzeniem , ocenę opisową dla wszystkich poziomów edukacyjnych. Ale to już inna historia.
@delfin 19 sierpnia o godz. 17:36 245724
„Bil Gates i Steve Jobs świadomie odrzucili model edukacji uniwersyteckiej.”
Gates tak, ale nie Jobs. Jobs nie miał forsy na czesne.
@zza kałuży
umowa adopcyjna między jego biologiczna matką, a rodzicami adopcyjnymi przewidywała stworzenie przez nich dla Jobsa funduszu edukacyjnego. Jego rodzice adopcyjni jak najbardziej się z tego wywiązali (jego ojciec kupował stare samochody, remontował je, drożej sprzedawał i odkładał na jego edukację. Jak podkreślał sam Jobs, nie ujawniał tego broń Boże – skarbówce) Będąc na uniwersytecie Jobs najpierw zrezygnował z zajęć obowiązkowych (ku zdziwieniu i przerażeniu Wozniackiego), potem co było tolerowane, sam sobie wybierał zajęcia (np.kaligrafię), a na koniec rzucił studia. Cały czas do śmierci adopcyjnych rodziców trawiły go wyrzuty sumienia, że mogli żyć lepiej, odkładali pieniądze na jego edukacje, a on je zmarnował…
Reed College był (i jest) drogi. Oczywiście, że Jobs mógł wybrać coś tańszego i wtedy by mu było łatwiej finansowo ukończyć studia. Ciężko się jednak zgodzić ze stwierdzeniem, że „świadomie odrzucił model edukacji uniwersyteckiej”. On tylko „odrzucił” tańsze uczelnie, bo według niego nie były „wystarczająco artystyczne”.
Nie „odrzucił” elitarnej szkoły na którą go nie było stać.
Miał przewrócone we łbie a nie „świadomie odrzucał” czy nie odrzucał. Ot, głupota młodego człowieka, który w odpowiednim momencie w tyłek od ojca nie dostał.
(Tak, tak, i dzięki temu mamy Apple, już to słyszę.)
@zza kałuży
opieram się jedynie na biografii Walter’a Isaacson’a „Steve Jobs” (2011), ale przynajmniej tam nie ma jakiejkolwiek informacji, iż porzucenie studiów nastąpiło z powodów finansowych. Była to jego decyzja, bo mu się nie podobało. Pieniądze na jego edukację uniwersytecką jego rodzice adopcyjni zbierali przez całą jego młodość (aż do pójścia na uniwersytet). Faktem jest, że oboje, szczególnie ojciec zawsze go wspierali i bronili w jego licznych konfliktach z ciałem pedagogicznym. Ojciec, mimo, iż był stosunkowo prostym człowiekiem zdawał sobie sprawę z wysokiej inteligencji i bystrości Jobsa i rzeczywiście częściej „trzepał tyłki” jego nauczycielom (twierdził, że są marnymi fachowcami) niż synowi. Jednakże rozrabiający Jobs trafił na fantastyczną nauczycielkę matematyki o przezwisku Teddy, która znalazła na niego sposób (przekupstwo!) aby zainteresować go rozwiązywaniem zadań matematycznych, co już po jakimś czasie zaczęło mu sprawiać taką przyjemność, że sam domagał się więcej. Przytoczyłem to specjalnie „ku pamięci” naszych belfrów. Jobs zawsze powtarzał, że bez Teddy skończyłby „w rynsztoku”.
Pogadajmy o ewaluacji zewnętrznej, bo to dość ciekawe. I zabawne.
Nie wiem, co bardziej.
Ciekawe, bo sposób przygotowania się szkoły do ewaluowania przypomina czasem stan wyjątkowy, który ma zaowocować portretem ślicznym placówki wg założeń z góry założonych przez ewaluacyjny schemat.
To jest bardzo piękne i pożyteczne. Dyrektor dwoi się i multiplikuje w innych zakresach, by spełnić wolę rozporządzających, pokazać efektywność pracy placówki i zasłużyć na wpis protokołowy ogólnie pozytywny.
Ile przy tym uciechy, swawoli, radosnej twórczości, napinania muskulatury, zapraszania instytucji współpracujących, wywiadów różnych, mających przekonać malkontentów, z rodzicami kontaktów na okoliczność tę właśnie.
Wzruszenie mnie ogarnia, gdy sobie wspomnę!
A nauczyciele tylko w marne A B grają.
Żałosne!
@delfin 19 sierpnia o godz. 19:59 245729
„opieram się jedynie na biografii Walter’a Isaacson’a “Steve Jobs” (2011), ale przynajmniej tam nie ma jakiejkolwiek informacji, iż porzucenie studiów nastąpiło z powodów finansowych.”
Przepraszam za bycie takim przyziemnym i opieranie się także na własnym zdrowym rozsądku oraz jakiej-takiej znajomości amerykańskich realiów.
„Odrzucenie modelu edukacji uniwersyteckiej” brzmi jak decyzja wielkiego myśliciela. Jobs był wtedy rozkapryszonym początkującym hipisem który miał przewrócone we łbie. Masa innych uczelni oprócz Reed stała przed nim otworem, kilka także ze stypendiami, którymi pogardził. Chciał „wolności” w wyborze programu studiów i chciał „artystyczności”. No to poszedł do szkoły, na którą nie było go stać i dlatego po kolei rezygnował z kursów. Zmniejszał liczbę godzin kredytowych bo zmniejszał opłaty za studia.
Taka jest moja wersja i jej będę sie trzymał.
@delfin 19 sierpnia o godz. 17:36
Jak znakomita większość ludzi dałeś sobie wmówić bez własnej refleksji, że wykształcenie szkolne przygotowuje do okładania się pięściami na ringu.
@rs_
Jako nauczyciel akademicki, a jednocześnie doświadczony zawodowo praktyk uważałem, że byłoby z mojej strony niemoralne i nieuczciwe, abym nie przygotowywał studentów na to skąd i z jaką siła może spaść na nich cios i jak należy postawić garde. Albo ja ich trochę uodpornie, albo zalamie ich pierwsze poważniejsze niepowodzenie, bo pomyślą, że wynika ono z ich osobistej beznadziejnosci.